Destiny & Nate: Lenka, jeszcze będziesz miała dość naszych notek:D No cóż, za dużo tej sielanki:D żadna nie trwa wiecznie, a szczególnie, kiedy spotykają się dwie osoby z zamiłowaniem do dramatów i komplikowania życia swoim postaciom. Z pozdrowieniami, Nathaniel i Destiny.
Życie Destiny i Nathaniela było sielanką, nie dało się ukryć. Byli szczęśliwi, nieznacznie tylko się spierając od czasu małej afery z Johnny’m i jego złamanym nosem. Pomijając szkołę i dotyczące jej zobowiązania, czas upływał im na namiętnym seksie, wspólnych posiłkach gotowanych przez dziewczynę, ale głównie na zwyczajnych chwilach, kiedy rozmawiali i po prostu byli ze sobą. Destiny nie sądziła, że tak szybko uda jej się przekonać Nate'a do monogamii, ale widocznie się udało, bo wydawał się równie szczęśliwy, co i ona. A ona była szczęśliwa wręcz nieziemsko.
Oprócz tego, chodzili czasami na imprezy, i na jedną z nich udawali się właśnie tego dnia. Jadąc białym audi Nate'a, Destiny opowiadała mu podekscytowana o ostatniej lekcji muzyki, na której nauczyciel zachwycił się jej słuchem i grą na skrzypcach, a także głosem, którego sama za bardzo nie lubiła.
Opowiadanie przerwał jej dzwoniący telefon. Johnny. Widząc to na ekranie, nieco nerwowym ruchem odrzuciła połączenie i schowała telefon, ale ten zadzwonił znów. Zrezygnowana, odebrała, szybko jednak zbyła chłopaka, nie patrząc na Nathaniela.
Nate nie miał bladego pojęcia dlaczego Destiny aż tak nerwowo usiłowała odrzucić połączenie, ale już po chwili wszystko stało się jasne, gdy z jej ust wypłynęło tak dobrze znane mu imię. Dłonie automatycznie zacisnęły się mocniej na kierownicy, a krew zawrzała w jego żyłach. Brunet zawsze był porywczy, a od ostatniego incydentu był jak tykająca bomba, której potrzeba było jednej delikatnej iskry by wybuchła, a tą iskrą był telefon od tego właśnie chłopaka. Docisnął pedał gazu mknąc jeszcze szybciej ulicami miasta, nie przejmując się ani znakami drogowymi, ani przepisami, ani nawet własnym bezpieczeństwem. Prędkość uwalniała jego nadmiar energii i złość, jednak teraz musiałby chyba rozpędzić się do prędkości światła by to co działo się w jego głowie znalazło ujście.
- Czy jemu nadal jest mało? – warknął wściekłym głosem. – Teraz mam mu złamać inną kość, żeby trzymał się od Ciebie z daleka? – zgrzytnął zębami i zerknął na nią przelotnie. – Dlaczego Ty nadal się z nim spotykasz?! – krzyknął, był zły jak cholera i nie miał zamiaru udawać, że wszystko jest dobrze, choć prawda była taka, że jeszcze przed chwilą tak było.
Destiny zaklęła pod nosem. Wiedziała, że tak będzie. Nie powinna była do tego dopuścić. Powinna zbyć Johnny'ego te parę dni temu, kiedy znów postanowił się odezwać. Albo wyłączyć tego dnia telefon. A teraz... Wszystko zaczynało się na nowo.
- To nie jest tak, Nate. - powiedziała, patrząc na niego przepraszającym wzrokiem. - Mam jego książki, chciał je po prostu odzyskać, i tyle. - dodała, starając się brzmieć spokojnie. Spojrzała zaniepokojona na niego, a później na drogę. - Zwolnij trochę, proszę.
- Dlaczego jakoś Ci nie wierzę? – burknął wściekły. Gdyby zadzwonił jakiś inny facet, czy wtedy wściekałby się mniej? Oczywiście. Żaden inny facet nie próbował odbić mu dziewczyny, żaden inny nie próbował jej pocałować, a przynajmniej nic o tym nie wiedział. Nie zważając na jej prośby jeszcze przyspieszył. – I dlaczego patrzysz na mnie jakbyś mnie przepraszała? – zerknął na nią przelotnie. Doskonale widział to jej spojrzenie. I to była ta chwila nieuwagi, która zmieniła wszystko. Dojechał do skrzyżowania i wjechał na nie, gdyż akurat trafił na zielone światło, jednak samochód po jego prawej stronie nie zdążył wyhamować. Widział tylko dwa jaskrawe światła zbliżające się w ich kierunku jakby w zwolnionym tempie, a później już tylko ciemność i ból.
Ostatnie, co Destiny pamiętała to przerażony wzrok Nate'a, później ogromny huk i jeszcze większy ból. Nic więcej. Wszystko się urwało. Nagle. Później była ciemność. Jakby minęły wieki. Myślała, że umarła. A wtedy znów zaczął się ból. Nie do zniesienia. I wtedy tylko modliła się o to, by umrzeć. Nie widziała nic więcej. Słyszała jakieś głosy, ale nie mogła ich skojarzyć. Później ból ustępował i znów panowała ciemność. Czasami słyszała huk. Widziała twarz Nate'a. I znów ból. I tak w kółko.
Otworzyła oczy, jednak szybko je zamknęła, nie mogąc znieść rażącego jej światła. Poruszyła dłonią, ale ktoś ją trzymał. Rozpoznała poruszony głos matki, szepczący coś do niej. Ktoś głaskał ją po głowie.
Nathaniel obudził się na kilka godzin po wypadku, a lekarz który odwiedził jego salę przyznał, że miał wiele szczęścia wychodząc z tego zdarzenia właściwie bez szwanku, a jedynie z kilkoma szwami na ramieniu i złamaniu tejże ręki, podczas gdy jego samochód nadaje się jedynie do kasacji.
- Co z Destiny? – zapytał trzeźwo, przypominając sobie, że nie jechał przecież sam. Lekarz wycofał się powoli z sali, jakby nie chciał rozmawiać na ten temat. – To moja dziewczyna, mam prawo wiedzieć – nalegał chłopak, a w jego głowie pojawiły się zaraz najczarniejsze scenariusze. Zerwał się z łóżka i ruszył za lekarzem mimo, że ten usilnie próbował zatrzymać go w sali. – Gdzie ona jest? – zacisnął pięść zdrowej ręki na nadgarstku mężczyzny, a ten westchnął głośno i podał mu numer sali na której leżała dziewczyna. Nate udał się tam od razu. Chciał wiedzieć jak wielkich zniszczeń dokonał i czy z jego dziewczyną wszystko dobrze.
W drzwiach minął się z ojcem dziewczyny, który posłał mu wyjątkowo chłodne spojrzenie i nie zaszczycił nawet słowem. Minął go, nie trącając go ramieniem chyba tylko z powodu jego złamanej ręki i udał się w stronę szpitalnej kawiarni.
Matka Destiny nawet nie zareagowała na jego przyjście, całkowicie pochłonięta na wpół przytomną córką, której śliczną buzię pokaleczyły odłamki pękniętej szyby. Kobieta wywołana została z sali przez lekarza, wyszła do niego, mijając Nate'a, niczym powietrze.
Opadł ciężko na krzesło, na którym jeszcze przed chwilą siedziała matka dziewczyny i siedział tak wpatrując się w nią niemal nieprzytomnie. To było jak jakiś głupi koszmar, z którego zaraz na pewno się obudzi. Przecież to nie mogła być prawda. On nigdy nie spowodował żadnego wypadku – nigdy! Chwycił najdelikatniej jak potrafił jej drobną dłoń i uniósł ją do swoich gorących ust.
- Des? – zaczął bardzo cicho. – Des, jak się czujesz? – jego niemal granatowe tęczówki przesuwały się po jej twarzy i ranach, które przez niego odniosła. Pluł sobie w brodę, że naraził ją na takie niebezpieczeństwo i błagał w myślach, aby były to jedynie powierzchowne rany, jednak biorąc pod uwagę reakcje jej rodziców na jego pojawienie się w pomieszczeniu sprawa była poważniejsza niż mu się wydawało.
Destiny poruszyła dłonią, kiedy tylko poczuła na niej jego gorące usta. Od razu je rozpoznała. Jej oczy powoli przyzwyczajały się do rażącego światła. Uchyliła je nieznacznie, wciąż mrużąc i spojrzała nieprzytomnie na Nate'a. Jej twarz po krótkiej jednak chwili wykrzywił grymas bólu, a oczy napełniły się łzami, kiedy tylko spróbowała się poruszyć. Zacisnęła zęby, ściskając z całych sił jego rękę. Dopiero, kiedy rozluźniła całkowicie mięśnie, kiedy minęło dobrych, parę minut (które jej zdawały się wiecznością), ból nieco zelżał. Przynajmniej na tyle, by wszystko przestało jej uciekać sprzed oczu.
- Nate... - wyszeptała niemal niedosłyszalnie, ledwo poruszając ustami.
I niby co miał zrobić? Nagle poczuł się tak, jakby ktoś z całej siły przywalił mu w tył głowy, a później w brzuch i jeszcze raz w głowę. Miał ochotę krzyczeć, a nie potrafił nawet otworzyć ust by cokolwiek odpowiedzieć. Jakieś niewidzialne dłonie coraz mocniej zaciskały się na jego szyi. To wszystko jego wina, to on jej to zrobił.
Odłożył jej rękę na łóżko i oparł głowę obok niej.
- Przepraszam – wyszeptał lekko zachrypniętym głosem.
Spojrzała na niego zaskoczona, jakby nie do końca wszystko rozumiejąc. Chciała podnieść się, żeby go przytulić, ale nie mogła się ruszyć, bo zaraz czuła ból, który po dłuższej chwili doprowadziłby ją chyba do utraty zmysłów. Wyciągnęła jednak powoli rękę, kładąc ją na jego głowie i głaszcząc go delikatnie po włosach.
- Coś ty, Nate... Hej, skarbie... - powiedziała cichutko, patrząc na niego błagalnym wzrokiem. - To ja cię przepraszam... Za Johnny'ego. Powinnam była ci powiedzieć. Nie chciałam cię denerwować. - Zrobiła smutną minę, nie spuszczając z niego wzroku. - Spójrz na mnie, proszę.
- To nie ma znaczenia, gdybym… gdybym znowu nie zaczął kłótni pewnie zdążyłbym zareagować i nie pozwoliłbym na to by ten samochód w nas uderzył – jęknął cicho i znowu opuścił głowę. Ich rozmowę przerwała wizyta lekarza, którego o jej przebudzeniu prawdopodobnie zawiadomili jej rodzice. Stanął kilka kroków od łóżka dziewczyny i patrzył na nich przez chwilę, po czym zbliżył się by zapytać o to jak się czuje i przekazać wieści dotyczące jej zdrowia.
Wieści nie były zbyt dobre i napawające optymizmem. W wypadku, oprócz powierzchownych obrażeń, najbardziej ucierpiał kręgosłup dziewczyny. Na szczęście, lekarz zapewniał, że Destiny odzyska jako-taką sprawność i na wózku nie wyląduje. Będzie chodzić, potrzebuje tylko długotrwałej rehabilitacji. Niestety, do pełnej sprawności nie wróci nigdy. Nie będzie mogła uprawiać sportów, forsować się, dźwigać nic ciężkiego, a co za tym idzie - nigdy nie donosi żadnej ciąży bez całkowitego rozsypania się. Po wyjściu lekarza, Destiny nawet nie drgnęła. Wpatrywała się tępo w jeden punkt gdzieś na suficie, nie mogąc uwierzyć. Miała wrażenie, że właśnie cały jej świat się zawalił.
Doskonale wiedział, że dla tej małej osóbki, której zawsze wszędzie było pełno to, co właśnie usłyszała nie było zbyt pocieszającą informacją. Sięgnął po jej drobną dłoń i ścisnął ją delikatnie. Nie miał pojęcia co mówić, jak przepraszać, co obiecać by wynagrodzić swoje winy. Jeszcze ta druga wiadomość dotycząca ciąży – może teraz Destiny nie chciała mieć dzieci, ale Nathaniel znał ją na tyle by wiedzieć, że rodzina jest dla niej bardzo ważna.
- Wszystko będzie dobrze – wydusił z siebie, choć były to najgłupsze słowa jakie kiedykolwiek zdołał wypowiedzieć. Sam choć był wiecznym optymistą nie był już taki pewien co do tego czy wszystko będzie jeszcze kiedykolwiek tak wspaniałe jak jeszcze dzień wcześniej. – Obiecuję – złożył czuły pocałunek na wierzchu jej dłoni.
Do Destiny to po prostu nie mogło dojść. Jeszcze kilka dni temu tak bardzo cieszyła się, kiedy Nathaniel polubił małą Ilu. Widziała, jak na nią patrzy. Wiedziała, że nie lubił dzieci, ale widziała, że zaczynał się przekonywać. Z biegiem lat, dojrzałby i Destiny była niemal pewna, ze namówi go na założenie rodziny. I co? Teraz nie mogła mu tego dać. Była przerażona. A jeśli przyjdzie dzień, że on o tym zamarzy?
Spojrzała na niego oczami pełnymi łez, ściskając mocno jego dłoń. Drżała.
- Nie zostawisz mnie...? - zapytała cicho, łamiącym się głosem.
Spojrzał na nią uważnie i pokręcił energicznie głową. Nie miał najmniejszego zamiaru jej zostawić, nie teraz. Nie wiedział jak będzie wyglądała jego przyszłość, ale na tą chwilę był z nią i nie miał zamiaru tego zmieniać. To za jej sprawą się zmienił, to ona obudziła w nim gorące uczucia, w ogóle sprawiła, że zaczął odczuwać coś poza przyjemnością i doceniać coś więcej niż przelotne namiętności.
- Wyjdź za mnie – powiedział nagle, patrząc na nią zupełnie poważnie.
Destiny spojrzała na niego zdumiona, momentalnie puszczając jego dłoń. Nie wiedziała, o co mu chodzi, ale w pierwszej chwili zupełnie jej się to nie spodobało. Nie mieli nawet dwudziestu lat, a on do tej pory nie był szczególnym zwolennikiem małżeństwa. Do głowy przychodziło jej tylko jedno...
- Nate, ożenienie się ze mną przez poczucie winy to najgorsze, co możesz mi teraz zrobić. - powiedziała stanowczo.
- Chcę mieć Cię blisko – odpowiedział uparcie. – I nie miałem na myśli tego, byśmy pobrali się już teraz – wyjaśnił jej, znowu chwytając jej dłoń. – Sama wybierzesz ten odpowiedni moment. Po prostu… Chciałem tylko byś wiedziała, że traktuję Cię poważnie, byś wiedziała, że nie zostawię Cię tylko dlatego, że pojawiły się jakieś problemy – podniósł się z krzesła i usiadł na brzegu jej łóżka. Pochylił się nad nią i pocałował ją czule. – Kocham Cię, Destiny – starał się posłać jej ten swój uśmiech, ale nie wyszło mu to tak dobrze jak zwykle, gdyż skrzywił się czując jak piecze go rozcięta, dolna warga.
Destiny wpatrywała się w niego niepewnym wzrokiem. Chciała tego, bardzo tego chciała i nie mogła doczekać się, żeby usłyszeć takie deklaracje. Ale teraz... bała się. Jest kaleką i zaczęła myśleć, że nie zasługuje na Nathaniela.
- Ja Ciebie też kocham, Nate. - powiedziała cicho, nie spuszczając z niego wzroku. - I chcę za Ciebie wyjść. Bardzo. O niczym innym nie marzę. Ale jeśli kiedykolwiek będziesz się ze mną męczył... Powiesz mi o tym, dobrze? - Wyciągnęła dłoń i z czułością pogładziła go po policzku.
- A myślisz, że jestem osobą, która bez marudzenia znosi męczące kobiety? – zagadnął, próbując ją rozweselić, nie czekał jednak na odpowiedź. Podniósł się z miejsca i pocałował jej skroń. – Dowiesz się pierwsza, a teraz śpij. Jesteś wykończona i musisz regenerować siły na wieczność ze mną – mrugnął do niej i odetchnął głęboko zerkając na drzwi. – Chociaż, Twoi rodzice chyba stracili całą sympatię do mnie – odchrząknął znacząco i zaczął się wycofywać widząc, że drzwi się poruszyły i najprawdopodobniej któreś z jej rodziców wchodzi do pomieszczenia.
Destiny nawet uśmiechnęła się, choć trochę słabo, łapiąc jego rękę i ściskając ją mocno.
- Dobrze. Kocham Cię bardzo. Przyjdź do mnie jeszcze. - powiedziała tylko, niechętnie puszczając jego dłoń. Nie zdążyła powiedzieć już nic więcej, bo do środka weszli jej rodzice. Pomachała mu jeszcze.
Rodzice właściwie niewiele mówili. Wiedzieli już o wszystkim i chyba nie chcieli jej bardziej dołować. Chociaż, bardziej się chyba nie dało. Destiny się podłamała. Nie wiedziała, co będzie dalej i bała się o tym myśleć. Nie wątpiła w uczucia Nate'a, jednak nie wiedziała, czy ona da radę, widząc go nieszczęśliwego. Bo czy mógł być z nią teraz szczęśliwy?
Szczęście jednak ma wiele definicji. Jeśli w jej mniemaniu do szczęście mogłaby mu dać tylko w pełni zdrowa, to chyba nie podzielał jej zdania w tej kwestii i znał zupełnie inną definicję. Każdy problem, każda przeszkoda mogła dać więcej siły, a przecież szczęśliwi byliby dopiero wtedy, gdyby przeszli przez to razem, pokonując kolejne kłody rzucane im pod nogi przez los, trzymając się za rękę. Co teraz? Czas pokaże czy uda im się przejść tę próbę.
[ Faktycznie wyszło dłuższe niż mi się wydawało xD Aj, no ale ważne że piszemy, rozwijamy się, przecież xD ]
OdpowiedzUsuń[Książkę napiszmy xD]
Usuń[Ej, kurwa, ja nie takie błogosławieństwo miałam na myśli. TO BYŁ ŻART Z TYM ŚLUBEM XDD]
OdpowiedzUsuń[Ale opowiadanie samo w sobie bardzo dobre. Podobało mi się, wzbudziło emocje.
UsuńLenka approves ]
[ Haha! Widzisz, mała - musisz uważać na słowa, bo my tu wszystko rejestrujemy xD ]
OdpowiedzUsuń[Pierwszy odruch:
OdpowiedzUsuńJej, jak słodko *.*
Drugi odruch:
*czyta pierwszy komentarz Leny i z trudem powstrzymuje się od jebnięcia twarzą o podłogę*
Lena, kocham cię <3 Jesteś bezbłędna <3 A tak szczerze, to normalnie mnie rozwaliliście tymi ślubnymi deklaracjami xD Nawet u mnie w wątkach takie nie padają, a dziecko jest! xD
Trzeci:
Biedna Des :< Jak ona przeżyje bez dzieciaczka? Jesteście wredni, ruda tak ładnie sobie radziła z Ilu. Teraz wymyślcie jakiś hiper-ekstra-genialny pomysł na cudowne wyleczenie Destiny, bo normalnie się popłacze ;(]
[ Nie płacz, Ori :D Jutro będzie gorzej xP No i nie podcinajcie nam skrzydeł, mamy jeszcze plan na co najmniej dwie notki, a jak dobrze pójdzie to i na więcej, więc szykujcie się już xD A jest na co, nie Des? <3 ]
Usuń[Haha, rozumiem, że te dwie notki to jedna z zaręczynami i jedna ze ślubem? Ej, zapominasz jeszcze o weselu! Czuję się zaproszona xD]
Usuń[ A nie zgadłaś :P Mamy w planach coś zupełnie innego :D ale tak, w razie ewentualnego ślubu i wesela możesz czuć się gościem xD ]
Usuń[Oj, coś zupełnie innego xD do wesela chyba daleko xD]
Usuń[A ja się poryczałam :P Cudo<3]
OdpowiedzUsuń[Jesteście okropne i okrutne! Prawie się przez was popłakałam.. :P Bez wyrzutów stwierdzam, że to świetne opowiadanie ;) I chce więcej ! ;D ]
OdpowiedzUsuń