wtorek, 3 lipca 2012

"No you don’t know what it’s like when nothing feels alright you don’t know what it’s like to be like me..."



Marisol Serrano
Imię: Marisol
Nazwisko: Serrano
Pseudonim: Sol
Data urodzenia/wiek: 5 września 1994 rok/ 17 lat
Miejsce zamieszkania: Palm Springs, Floryda
Miejsce urodzenia: Paryż
Klasa: II, profil muzyczny.


Paryż skąpany w słońcu późnego lata, oblany barwami wczesnej jesieni. Dnia 5 września 1994 roku, równo z wybiciem godziny szesnastej trzydzieści dwie, na świat przyszła Marisol Serrano. Wraz z pierwszym jęknięciem tej małej dziewczynki zaczęła się pisać nowa historia zwana życiem, życiem rudowłosej panienki z Paryża.
Panienka urodziła się jako trzecie dziecko Madeleine i Aarona Serrano oraz długo oczekiwana córka.
Wychowana pod okiem prezentera telewizyjnego i dziennikarki prasowej, w towarzystwie dwóch, młodych dżentelmenów, wyrosła na naprawdę dobre i pełne uroku dziecko. Ludzie dookoła powtarzali, że jako najmłodsza i jedyna córka w rodzie Serrano, od zawsze była rozpieszczona, dostawał co chciała. Jednak temu stereotypowi musimy zaprzeczyć.
Panienka Marisol nigdy, nie była faworyzowana przez rodziców. Zawsze stawiali ją na równi z dwójką synów co tylko pogarszało jej sytuację, bo przecież była kobietą! Nie biegała za piłką tak szybko jak Arthur czy nie pływała tak zwinnie jak Pablo. Od sportów wolała muzykę, muzykę i balet, które zawładnęły cały jej umysł i całe serce.
Uwielbiała spędzać dwie godziny, po szkole w sali baletowej czy ćwiczyć grę na pianinie albo altówce, które dostała od babci . Kochała muzykę i tańce, kochała całym sercem i nadal kocha.
Jednak kiedy to w wieku piętnastu lat coraz częściej zaczęły męczyć ją bóle ciała, kości, osłabienie organizmu i senności, coraz mniej miała siły na ćwiczenia. Przestała pokazywać się na zajęciach z baletu, co praktycznie złamało jej serce. Stan i zachowanie córki doprowadziło państwo Serrano do wielu refleksji. Dość dziwnym zjawiskiem było dla nich takie zmęczenie i osłabienie piętnastoletniej córki, która dotychczas promieniowała energią. Po długi rozmowach z Marisol postanowili zabrać ją do lekarza. Żeby zrobić kontrolne badania, mieć nadzieję, że argumenty córki typu „To wszystko przez szkołę” były prawdziwe i szczere. Wizyta w szpitalu, rozmowa z lekarzem i cała seria badań raz na zawsze zmieniły życie młodej dziewczyny i jej rodziny.
W dniu 13 czerwca 2009 roku serca wszystkich członków rodziny Serrano zatrzymały się na chwilę. Lekarz Anthony Sorel, a zarazem bliski przyjaciel pana Aarona z łezką w oku, stanął naprzeciw bliskich mu ludzi, przełknął głęboko ślinę i unikając wzroku przyjaciół oznajmił, że ich najmłodsza córka cierpi na ciężką, praktycznie nieuleczalną odmianę białaczki.
Informacja ta wstrząsnęła całą rodziną, zmieniła ich życie, jednak lekarze kazali im żeby żyli normalnie. Twierdzili, że Marisol ma dość mocny organizm i że jeszcze nie wszystko stracone. Kazali żyć normalnie.
Rodzina Serrano, przeciążona problemami związanymi z chorobą córki jesienią 2009 roku przeprowadziła się na Florydę. Wraz z trójką dzieci zamieszkali w czteropokojowym mieszkaniu na Palm Springs, gdzie zaczęli nowe życie z nadzieją, że taka zmiana będzie miała pozytywny wpływ na ich córkę. 
Od tego czasu Marisol straciła wiele siły, jej waga spadła a organizm stał się słabszy, jednak dziewczyna się nie poddaje. Stara się żyć jak zwykła nastolatka, jednak częste wizyty w szpitalu, badania i leki, które musi przyjmować utrudniają tą normalność. Z powodu choroby musiała zrezygnować z tańca, jedynym co jej zostało jest muzyka.
Obecnie Marisol Serrano na pierwszy rzut oka jest szczęśliwą uczącą się siedemnastolatką.
Pierwsze co ujrzysz widząc ją spacerująco po korytarzu to rude, ognisto rude włosy, które sprawiają, że wygląda na twardą i wredną osóbkę. Jednak to tylko stereotyp. Naprawdę, dziewczyna nie skrzywdziłaby nawet muchy, każda nawet mało znacząca uwaga sprawia, że jest jej przykro. Jest delikatna, tak jak jej ciało, skóra, które w ogóle nie pasują do włosów. Jasna jak mąka karnacja przywodzi człowiekowi różne myśli „Może się słabo czuje?”, „Może coś jej dolega”, jednak nic bardziej mylnego. Tak, tego że jest chora nie można wyczytać z jej wyglądu, nie ma to ze sobą żadnego powiązania. Szczupła, ruda osóbka z organizmem już w pewnym stopniu wykończonym przez chorobę, mierząca jakieś 170 centymetrów wzrostu, stara się żyć jak najlepiej. 
Oprócz rudych włosów, jasnej cery, zgrabnej sylwetki oraz średniego wzrostu, Marisol została obdarzona przez Boga Dużymi zielonymi oczętami, które czasami, ale tylko czasami stara się podkreślić jakimś delikatnym makijażem. Pomiędzy dwiema zielonym kuleczkami, znajduje się średniej wielkości nos, którego całym serduszkiem nienawidzi. Zaraz pod znienawidzonym obiektem do oddychania u panienki Serrano widnieją duże, pełne o malinowej barwie usteczka, które nastolatka odziedziczyła po babuni.
Marisol zazwyczaj ubiera się w dość luźne ubrania, które nie opinają się na ciele. Lubi taką wolność. Jedynym opiętym elementem jej garderoby są rajstopy czy rurki, ale to tylko takie nieliczne wyjątki. Ponieważ zazwyczaj nosi sukienki, do których zakłada zazwyczaj płaskie buty baleriny, trampki, trapery, botki, czasami zdarzy założyć się jej coś na wyższym obcasie, jednak rzadko, gdyż w jej stanie nie jest to dobrym rozwiązaniem.
Zazwyczaj miła, jednak raczej zamknięta na ludzi. Mało kogo dopuszcza do siebie, boi się związków i jakichkolwiek obietnic ponieważ nigdy nie wie co będzie jutro, pojutrze, za kilka lat. Stara się żyć chwilą jak najbardziej może, stara się zachowywać normalnie, chociaż nie zawsze ma taką możliwość ponieważ choroba daje często o sobie znać. Sprawia, że nie może jak przeciętna nastolatka wyjść wieczorem na imprezę czy poszaleć ze znajomymi na mieście.

Ciekawostki:


  • Jest leworęczna.
  • Nigdy nie była w żadnym poważnym związku, ponieważ boi się zobowiązań.
  • Chociaż się boi chciałaby kiedyś przeżyć jakąś przygodę miłosną.
  • Ma królika, albo raczej króliczycę Priscillę, którą bardzo kocha.
  • Chciałaby dożyć 30 roku życia.


"Welcome to my life..."





[Witam! A oto przed wami karta Marisol Serrano, mam nadzieję, że nie jest najgorsza.
Oczywiście jestem chętna na wątki i powiązania, czekam z niecierpliwością aż coś zaczniecie, a jeżeli nie macie pomysłów to piszcie, może ja coś wymyślę.
PS. Karta ta znajduje się jeszcze na jednym, innym blogu grupowym jednak obie są mojego autorstwa.]

6 komentarzy:

  1. [Ah, dobra. Na początek wyłapię to co istotne. O tam ewentualnych brakach literek czy powtórzeniach nic nie mówię, zdarza się, ale musisz zmienić istotną informację. Nie jesteśmy w Kalifornii tylko na Florydzie. (spójrz choćby do zakładki 'pogoda') Więc to na pewno masz do poprawy.
    A co do powiązania to.. Wydaje mi się, że jedyne logiczne są jakieś przyjacielskie relacje. Głównie przez taniec, bo Sol tańczyła balet, a Lynn tańczy pośrednio modern, jazz, balet.. Nie wiem, jakoś przez ten upał nie mogę na nic wpaść. Może Ty masz jakiś pomysł? No i zaczynamy od początku czy mają się już znać jakiś czas?

    OdpowiedzUsuń
  2. [Witam :) Sol wydaje się być bardzo sympatyczna, więc bardzo chętnie przychodzę tutaj z pomysłem na wątek-powiązanie. Co powiesz, żeby Russell i Sol znali się ze szpitala np. Sol może czasami uczęszczać do grupy wsparcia, gdzie czasami przychodzi Russell, by swoją pełnią życia pokazać, że chorobę można zwyciężyć (co jest dobrym przykładem, bo sam był kiedyś ciężko chory na białaczkę.) No... I może tam Russ dowie się, że marzeniem Sol jest przeżycie miłosnej przygody, przez co ofiaruje jej trochę swojego serca. Potem, długo długo potem, mogą się pokłócić, kiedy okaże się, że Ever szczerze potrafi kochać tylko swojego brata, ale to potem xD Więc, co myślisz? Może być czy za bardzo poszalałam z fantazją? ;)]

    OdpowiedzUsuń
  3. [Och, no to cieszy mnie, że się spodobało :) ]

    Bywały takie dni, że Russell musiał odpocząć od tego całego imprezowego życia, od znajomych, od brata, od rysowania czy koni i przypomnieć sobie, co sprawiło, że jest teraz takim szczęściarzem. Dlatego raz w miesiącu brał udział w szpitalnej grupie wsparcia dla osób chorych na białaczkę, by pokazać im, że śmierć nie jest ostatecznym wyrokiem. Zawsze mówił pierwszy, by dodać otuchy tym, którzy byli tutaj pierwszy raz i jeszcze nie wiedzieli jak ubrać swój problem w słowa. Zawsze mówił inaczej, tak jak podpowiedziało mu serce, ale dużo mówił o tym, że był taki czas, kiedy już wiedział, że pora umrzeć, a potem urosło między nim, a jego bratem uczucie i dlatego postanowił walczyć. I zwyciężył.
    - Gdyby nie choroba, prawdopodobnie nigdy nie byłbym tak szczęśliwy, jak jestem teraz. Nie żyję zgodnie z dietą i przykazaniami lekarzy, bo nauczyłem się, że nie liczy się długość życia, ale jego jakość. Dziękuję. - podsumował swój monolog, co zakończyło się długimi oklaskami.
    Usłyszał trzask zamykanych drzwi i spojrzał w tym kierunku. Dziewczyna o wątłej sylwetce spojrzała na krąg siedzących tam ludzi, chyba z zakłopotaniem. Prawdopodobnie przyszła tu pierwszy raz.
    - Chodź do nas, siadaj - powiedział z uśmiechem, wstając ze swojego krzesła i pokazując dziewczynie wolne miejsca. Sam ruszył w kierunku rzędu krzeseł i zabrał sobie jedno, stawiając obok krzesła, na którym teraz siedziała ta dziewczyna.
    - To co... Kto chce teraz coś powiedzieć? Nie bójcie się, im więcej wyrzucicie z siebie przy swoich, tym mniej będzie was zadręczać. To pomaga, naprawdę, obiecuję wam, że na pewno nie będzie po tym gorzej niż jest.
    Ludzie podziwiali go, za to że był wulkanem energii i potrafił podejść do wszystkiego z humorem.

    OdpowiedzUsuń
  4. [Ja bym z checia cos zaczela, jednakze prosilabym Cie, abys powiedziala mi, jakiej orientacji jest Sol, bo mam kilka fajnych pomyslow, ale do kilku z nich potrzebna mi jest ta wiadomosc.]

    Anwen Lens

    OdpowiedzUsuń
  5. [Nieee, źle mnie zrozumiałaś xD Nie chodziło mi o to, że poprzez taniec czy raczej wspólne tańczenie się znają. Ale może on być punktem wyjścia, bo np. Sol widziała tańczącą Lynn i w ten sposób się zgadały.
    Właściwie.. Dopiero teraz zobaczyłam, że Lynn jest tylko o jeden dzień starsza od Sol xD Ale okaj, mniejsza o to. Dziewczyny mogą po prostu się przyjaźnić właśnie po tym jak Sol kiedyś zobaczyła Lynn tańczącą. Sol mogłaby przychodzić i patrzeć jako nieliczna na taniec Cassells, bo na ogół raczej Lynn nie tańczy przy ludziach. Byłby to taki wyjątek. Przez to, że się przyjaźnią Lynn może wyciągać Sol na jakieś szalone, ale niezbyt męczące eskapady, żeby pokazać jej trochę z życia, które traci. Coś w stylu wyjazdu do innego miasta tylko po to, żeby udawać turystki nieznające angielskiego albo wywalczyć autograf jakiejś gwiazdy pod zatłoczonym hotelem. Ogółem Lynn jeśli chodzi o swoje życie jest podobnie zamknięta, co Sol. Taka 'niema zgoda' na niemówienie o sobie i tym przez co cierpią też może je zbliżyć. W razie potrzeby, kłótni mogą u siebie nocować bez problemu itp. itd.
    Jakieś to nieskładne.. Załapałaś cokolwiek? xD]

    OdpowiedzUsuń
  6. [Ochotę mam i pomysł chyba też :) Marisol wydaje mi się taką kruchą i zamkniętą w sobie osobą. Jacques mógłby być jej przyjacielem, a z czasem może nawet kimś więcej, bo na nic by nie naciskał. Pokazywałby dziewczynie wszystko co dobre. Chciałby zrobić dla niej wszystko, bo przecież w każdej chwili może wylądować w szpitalu lub umrzeć. A pomysł na wątek mam taki: Marisol i Jacques przypadkowo spotkaliby się późną porą w parku. Wtedy jedno z nich wpadłoby na jakiś dziwny, zakręcony pomysł urozmaicenia wieczoru, aby Marisol zapomniała o swojej chorobie. A potem już by samo poszło ;)]

    OdpowiedzUsuń

Archiwum