Jestem Raphael. Raphael Larsen-Hein. Na drugie mi Tristan - po rycerzu, co wypił miłosny eliksir. Przyszedłem na świat w Danii. na Trzech Króli, rok 1993. 194 centymetry wzrostu, 71 kilogramów. Wynajęta kawalerka w najgorszej z dzielnic miasta. Siódme piętro.
Kiedyś miałem zostać architektem, ale wydalono mnie z uczelni po przedawkowaniu heroiny. Śmieje się. Kiedyś chciałem boso tańczyć na deskach teatrów świata. Ciało nie pozwala.
Trochę kuleję.
To, że przejawia odrobinę talentu, że ma niepokojący umysł. To, jak liczy w pamięci i to, jak z dzikością w oczach ściska ołówek w dłoni. Wszystko było tajemnicą, a potem zobaczył światło.
Wszystko miało pozostać tajemnicą - reanimacja, szwy i morfina. Tajemnicą był wstyd przed samym sobą, wstyd na widok dwóch ukośnych pasów na chorobliwie chudej klatce, wstyd podłużnych cięć na dłoniach i szyi, wstyd szorstkich śladów oparzenia na plecach, wstyd szramy na lewym policzku. Wstyd bladości trupa, wstyd odstających kości, wstyd patrzący srebrnymi oczyma. Wszystko miało pozostać tajemnicą, której nie dało się ukryć.
Wszystko jest tajemnicą - to, jaki jest naprawdę. Zimny i ciepły, zły i dobry. Dziwnie cichy, kusząco skryty, silny, choć tak słaby. To, jak wypruwa z siebie resztkę uczuć, to, jak brzmi jego zachrypnięty głos. To, jak patrzy Ci w oczy, to, jak zimno jego dłoni styka się z ciepłem Twojego ciała. To, gdy jesteście sam na sam. Melodyjnie brzmienie cichego śmiechu, a na ustach lśniący uśmiech. To wszystko jest tajemnicą, którą właśnie zdradzasz.
To, jak płacze z bólu i to, jak śpi niespokojnie. To, jak znika apetyt i to, gdy pojawia się głód. To, gdy drżą dłonie, to, gdy przeraźliwy pisk pulsuje w skroniach, to, jak wydrapuje z siebie narkomańską tożsamość i to, gdy trzęsie się ze strachu. To, jak okłamuje samego siebie i to, jak szczery jest, gdy mówi z Tobą.
To, jak kłamie, że brak mu sentymentu. To, jak igła przebija się przez cienką, praktycznie przezroczystą skórę i ten moment, gdy przychodzą ulga i zapomnienie. To, jak siarka rozbłyska płomieniem wątłym, ale wystarczającym, aby zapalić znicz. Cicho, to tajemnica. Tego nie wie nikt.
Jeszcze to, jak trudno pokonać słabość i jak dobrze jest zapalić o poranku. To, że nie wiadomo, czym tak naprawdę się zajmuje. To, jak kuleje na lewą nogę, rzadko rysuje, choć umie i to, gdy mówi, że "Wolfie" powstało przez atak wilka. To, jak łatwo zdobyć alibi. To, jak często boli. To, że lodówka zawsze jest pusta i to, że z jego ust nigdy nie wypływa nawet jedno słowo w ojczystym języku. To, że w przedszkolu na drugim końcu miasta skrywa się jego mała podobizna. To, że nosi imię, którego tak nienawidzi. To wszystko tajemnica, ale powie Ci, jeśli tylko poprosisz.
Raphael Tristan Larsen-Hein, bliżej znany jako Wolfie
klasa IV, profil taneczny
bose stopy zamiast baletek i pogięty rysownik w dłoni
kieszenie wypchane woreczkami z białym proszkiem
świeżo po odwyku
nie patrz na bliznę
to nie jest koszulka od pidżamy
________________
Cześć! Być może się znamy, być może nie.
Karta już wcześniej używana, oczywiście przeze mnie.
Lubię wątki. Tylko męsko-męskie nieszczególnie.
Nie miewam głowy pełnej pomysłów.
Prawie nie gryzę! Wolfie też ;)
[ Hej:> Może wątek z Claudią?:)]
OdpowiedzUsuń[Witam, witam. :> Wątek, powiązanie?]
OdpowiedzUsuń[Dafuq. Tak to jest jak się pisze a potem myśli, dzięki wielkie za zwrócenie mi uwagi, chodziło oczywiście o rysowanie na tablecie, FAAAAIL. ; _ ;
OdpowiedzUsuńJasne, że zacznę. :D]
Dużo osób lubiło rysować, to był dobry sposób na odstresowanie się. Można było przelać wszystkie swoje emocje i wyładować frustrację na kartce, co też Yekaterina często robiła. Używała najczęściej ołówka, cienkopisu albo długopisu. Poza tym lubiła wymyślać nowe postacie i bazgrać je w tysiącu możliwych kombinacji, scenek i tym podobnych. Oczywiście miała też swoich ulubieńców.
Od zawsze bardzo podziwiała tych, którzy umieli rysować realistyczne portrety i krajobrazy - jej styl był bardziej kreskówkowy, może nieco mangowy, taki... niepoważny.
Lubiła podziwiać prace innych, lub nawet to jak te prace powstawały, zawsze wtedy mogła przecież pomóc i obiektywnym okiem określić co wymaga poprawy na etapie, gdy można było zmienić to i owo.
Właśnie w tym momencie, oczywiście w ciszy, zaglądała jakiemuś chłopakowi przez ramię, obserwując jego poczynania. Był tak zaabsorbowany swoją pracą, że w ogóle tego nie zauważył. Sama nie lubiła jak ktoś za nią stał i się gapił, ale póki tamten nie zauważył jej obecności nie zamierzała przestać.
Musiała przyznać, że rysunek był dobry mimo, iż jak na razie był ogólnym zarysem tego, co miało powstać z niego później.
Z perspektywy osoby trzeciej zapewne wyglądała jak kat stojący nad jakąś dobrą duszą.
[Podooooba mi się pan :) Chcę wątek. Pomysły?]
OdpowiedzUsuń[Hm... te nienegatywne, chociaż negatywne też czasem na początek są śmieszne i fajne :P Własciwie to wszystkie. Wiem, nie pomagam. Hm... to może dam Ci jakieś pomysły a Ty coś wybierz:
OdpowiedzUsuń1. Spotkanie w sensie wpadania na siebie na szkolnym korytarzu (czyli najbardziej popularne).
2. Jedno z nich, uciekając przed woźnym wpadnie na drugie i zaciągnie do schowka, by się ukryć, a potrącona osoba przypuszczalnie mogła być świadkiem i wskazać woźnemu drogę.
3. Impreza.
4. Po prostu bar.
Mało to to kreatywne, wiem... ale może coś wybierzesz? Albo przetransformujesz na swój sposób :D]
[Pobić, nie pobiję. Podoba mi się :D I można z tego fajnie wybrnąć :) DZIĘKOWWWAAAĆ!]
OdpowiedzUsuńPewna Niemka, zamieszkująca Palm Springs i ucząca się w tamtejszej szkole, dosłownie runęła na ziemię prosto z kanapy. Przeklinała. Po angielsku i po niemiecku.
Dlaczego była tam o tak późnej godzinie ze swoją gitarą? Otóż, jej brat po jej występie w jednym z barów poinformował ją telefonicznie, że będzie miał gościa. Kassidy nie chcąc mu za bardzo przeszkadzać i nie chcąc słyszeć jęków dochodzących z jego pokoju (które często okazywały się być znajomymi jękami kobiety, z którą Kass miała już przyjemność obcować w sytuacji jednoznacznej), udała się do jednego z miejsc, gdzie nikt by jej nie szukał i które z pewnością było puste. Do szkoły. Zamierzała tam trochę posiedzieć, może napisać jakąś piosenkę kolejną do kolekcji, pośpiewać (wszak nie śpiewała przy nikim). Zamierzała mieć spokój.
Kanapa jednak z której spadła wydawała się jednak nie podzielać jej opinii i wyraźnie nie chciała jej przez noc.
-No żeż by Cię jasna cholera wzięła! Głupi mebel!- rzuciła wściekle i uderzyła pięścią w kanapę, jednak nie podniosła się z ziemi. Chyba jednak alkohol, który wypiła nieco silniej zadziałał na jej błędnik niż się spodziewała. Ze zdenerwowaniem zachrobotała kolczykiem o zęby i westchnęła ciężko.
[Ważne! Chcesz być w linkach Wolfie czy Raphael? :D]
OdpowiedzUsuń[Ta, wiem, ale uznałam, że lepiej się upewnić ;)]
OdpowiedzUsuń[Ja dobrego pokerfejsa strzeliłam. Cieszę się, że Cię to jakoś rozbawiło. :D]
OdpowiedzUsuńWzdrygnęła się mimowolnie, choć po chwili bardzo żałowała, że nie zdołała tego opanować czy ukryć. Na jej bladych policzkach pojawił się delikatny rumieniec.
Cholera.
- Wybacz. - Powiedziała cicho, nie spuszczając z niego wzroku przez pierwsze kilka sekund. Później jednak wbiła go w ścianę. - Gdybym wiedziała, że tak zareagujesz to z pewnością...
Zamilkła na chwilę. Rozkojarzyła się przez to, że nasunęła się jej myśl dlaczego tak zareagował. Cóż, z pewnością musiało to być dla niego coś bardzo osobistego. Rzadko spotykała się z osobami, które ukrywały to, że rysują. Zazwyczaj większość chwaliła się nawet, gdy nie miała zbytnio czym.
- Tak czy inaczej... - odezwała się znowu, nie kontynuując poprzedniej wypowiedzi. Szczerze mówiąc, zupełnie zapomniała co wtedy powiedziała, by mogła to dokończyć. - Tak czy inaczej świetnie rysujesz.
Nie ruszyła się nawet o kilka centymetrów, nie mówiąc już o pomocy w pozbieraniu rozsypanych prac.
[jej, świetna postać! chcę wątek, bardzo bardzo, ale nie wiem jaki. żebrzę o pomysł...]
OdpowiedzUsuń[Dzień dobry :) Zauważyłam, żeś nocny marek jak ja. W każdym razie, karta mi się podoba, tak samo jak postać. Janiceve, jako że są na jednym wydziale, mogłaby mu starać się jakoś pomagać w ćwiczeniach itd. Mogliby być sąsiadami, albo dawnymi partnerami tanecznymi. Mogliby być też nieznajomymi mijającymi się na szkolnym korytarzu. Wybór pozostawiam tobie. Zobowiązuję się zacząć ]
OdpowiedzUsuńJaniceve
O tak, zdecydowanie ten rysunek rzucił się jej w oczy, pewnie dlatego, że po prostu wyróżniał się pod kilkoma aspektami. W przeciwieństwie do innych był bardziej dopracowany, przedstawiał coś, kogoś konkretnego. Nie śmiała jednak nawet zapytać kogo, mimo dużej ochoty.
OdpowiedzUsuńPrzecież sama poczułaby się dziwnie gdyby ktoś nieznajomy spytał ją o coś tak prywatnego. Bo, wnioskując z zachowania chłopaka, to było coś bardzo, bardzo intymnego, a o takich sprawach się nie mówi.
- Ale uważam, że powinnam.
Przeczesała palcami włosy.
Cóż, niektórzy nie chcieli śpiewać przy publiczności mimo wspaniałego głosu, drudzy widocznie nie chcieli pokazywać tego, co tworzyli. Mimo, że było to naprawdę świetne.
- Tak po prostu... patrząc na twoją reakcję poczułam się jakbym zrobiła coś bardzo złego, więc chciałam przeprosić. To tyle.
Była trochę zmieszana. Mimo, że może wcale nie powinna.
[to z placem zabaw będzie świetne, myślę. połączę nawet ojcostwo Wolfiego ze sprzedawaniem narkotyków! :>
OdpowiedzUsuńhm, ale mogę zaryzykować i zrobimy jeszcze tak - oboże, moja kreatywność mnie w tym momencie zadziwia - mogę zaryzykować i wpakować Jean na ten sam odwyk, na którym był kiedyś, w przeszłości Wolfie. albo to była jedna grupowa sesja terapeutyczna i Jean opowiadała o wszystkim co przeżyła. i teraz masz możliwość - a) zdobyć przyjaźń Jean przyjaźnią i zrozumieniem, chociaż to będzie bardzo trudne do osiągnięcia - lub b) złośliwie zagrozić, że cała szkoła dowie się o przeszłości Koffler i wrednie ją wykorzystać - wredny wątek będzie zabawniejszy, ale trudniejszy i w sumie też może prowadzić do przyjaźni. po pewnym czasie :>]
Nie lubiła dzieci, ale odwalała pracę domową. Siedziała na placu zabaw ze swoim szkicownikiem na kolanach. Przed nią siedziała zniecierpliwiona czarnoskóra dziewczynka o lśniących oczach. Jean obiecała jej dziesięć dolców za pozowanie do portretu. I że po ocenie pracy da jej ten portret. Opiekunka żująca gumę zgodziła się i oddaliła się do kawiarni pod parasolki, trochę nieodpowiedzialnie, no ale Jean nie zamierzała wnikać. Już w zasadzie kończyła, gdy jej oczy zauważyły wysoką, chudą postać. Podejrzaną postać.
Nie jej interes. Spojrzała z uśmiechem na dziewczynkę, założyła jej czarnego loka za ucho i palcem rozmazała na kartce ołówek, tworząc nowy cień. Skończyła. Wyjęła z torby portfel i wyjęła dwa pięciodolarowe banknot, które podała małej.
- Dasz radę sama? - zapytała a dziecko skinęło głową. Jean zamknęła szkicownik i zaczęła wszystko powoli pakować do torby. Spojrzenie niebieskich tęczówek znowu padło na chłopaka. Wręczył coś czternastoletniemu chłopcu, tamten podał mu zwitek banknotów. To mogło być cokolwiek, ale dajcie spokój, Jean potrafiła rozpoznać dilera. I chociaż to było cholernie niebezpieczne i nieodpowiedzialne - nie potrafiła inaczej zareagować. Była nerwowa, gwałtowna, działała pochopnie. I dlatego szybko zasunęła suwak swojej podniszczonej torby, zarzuciła ją na ramię, aż ta boleśnie uderzyła w jej udo całym swoim ciężarem, ale Koffler o tym nie myślała. Podeszła do chłopaka, bez słowa pociągnęła go za ramię za drzewo, z dala od bawiących się dzieciaków i mocno pchnęła. Nie spodziewał się tego, na pewno. Była dziewczyną, na dodatek niziutką, chudą, wyglądała na piętnastolatką. A jednak uścisk jej dłoni był mocny, jak i samo pchnięcie.
- Co ty, kurwa, tu robisz? Mam zadzwonić na policję? - prychnęła ze złością i spojrzała mu prosto w oczy. Spojrzała mu w oczy i poznała go. Nie, nie ze szkoły. W szkole było wielu wielu uczniów, jego nigdy nie zauważyła. Zaraz gdy tu przyjechała chodziła na terapię. Spotkała go parę razy na zajęciach grupowych. Cóż, w jej przypadku odwyki i terapie podziałały. Jemu widocznie to nie służyło. Widziała przecież po jego oczach. Ale nie wystraszyło jej to.
Partnerów traktowała z często drażniącą ich obojętnością, bądź z przyjacielskim ciepłem. Wszystko zależało od ich umiejętności, podejścia do sprawy jak i do niej samej. Umiała prychnąć jak nadąsana kotka, kiedy któryś przesadzał ze spoufalaniem się, bądź wyolbrzymiał swe umiejętności. Z drugiej strony potrafiła wstać chwilę wcześniej i zamiast zrobić sok dla siebie z trzech pomarańczy, robiła z sześciu z myślą o osobie, z którą miała pracować.
OdpowiedzUsuńWszystko od czegoś zależało.
Kiedy dowiedziała się, że ma tańczyć z Raphaelem... Kiedy dowiedziała się, że ma z nim tańczyć miała mieszane uczucia. Był starszy, z pewnością bardziej doświadczony, dlatego też bała się, że zwyczajnie przy nim źle wypadnie. A może obawiała się, że ją przyćmi? Ambicja, ambicja, ambicja. Za jakie zbrodnie tak dużo jej dostała? Co takiego uczyniła? Z drugiej strony mogła się od niego dużo nauczyć. Poza tym miała dosyć tańców grupowych, lub licznych solo.
Do sali przyszła oczywiście wcześniej, nie tylko po to, aby się rozgrzać ale też przygotować się jeśli idzie o strój. Nie chodziło tu tylko o trykot, spodnie, wyjęcie ocieplaczy z torby, ale o zabezpieczenie obolałych stóp. Stóp, które nie miały odpoczynku od prawie piętnastu lat. Po oblepieniu palców plastrami założeniu napalcówki. Gdyby teraz wszedł nie usłyszałaby go, bo w uszach miała słuchawki, zaś siedziała tyłem do drzwi, ze wzrokiem wlepionym w stopy.
[Mam nadzieję, że odpowiada ;) ]
Janiceve
["Pocieszę" Cię, ale ja mam to samo, więc to poniżej zapewne będzie słabe... bardzo. ._.]
OdpowiedzUsuń- No to... cieszę się.
Zamilkła.
Cholera, nie była jakimś Sherlockiem Holmesem, ale aby zauważyć tę nerwowość choćby w śmiechu chłopaka nie było to potrzebne. Mogłaby mieć nawet IQ ameby, a to i tak rzuciłoby się jej w oczy.
Z resztą, chyba nie powinna się nad tym zastanawiać. Skoro on wolał trwać w przeświadczeniu, że... On. Nawet nie znała jego imienia.
- Yekaterina jestem.
Kassidy nie wiedziała co się dzieje dookoła. Czuła się zdezorientowana. Maksymalnie. Zdążyła złapać gitarę i zarzucić ją sobie na plecy nim gdzieś jej nie poprowadził jakiś chłopak... kim był? Skąd się wziął w szkole?
OdpowiedzUsuńPrzecież szkoła nawet dla kujonów nie była atrakcyjnym miejscem po zajęciach. Kassidy myślała, że znajduje się w całym budynku sama.
Niestety ten chłopak zniszczył jej wspaniałe marzenia o samotności, a woźny tym bardziej! Z drugiej strony była wdzięczna nieznajomemu, który właśnie wybawiał ją z opresji, bo gdyby woźny ją zobaczył... nie byłoby zbyt ciekawie. Wizyta u dyrekcji byłaby zapewne delikatną karą w porównaniu do tego, co mogłaby otrzymać za włamanie do szkoły. Przecież za to stałaby się kryminalistką!
Co jak co, może na taką wyglądała, ale nią nie była! To, że lubiła czasem porobić rzeczy niezgodne z prawem, na przykład namalować graffiti na murze budynku policji, czy uczestniczyć w nielegalnych wyścigach samochodowych, to już inna sprawa i nie klasyfikowało jej jako kryminalistki!
Niemka zareagowała odruchowo, słysząc kroki. Chwyciła chłopaka za dłoń i pociągnęła go... najpierw na korytarz, potem jak najszybciej w stronę wyjścia ze szkoły. Ciągnęła go za sobą, dosłownie biegnąc. Nie było innego wyjścia! O dziwo, gdy tak biegła, nie wydawała się ani trochę pijana. Zachowywała trzeźwość umysłu. No i jeszcze pokrowiec z gitarą na plecach, zdawał się nic nie ważyć, bo prędkość jaką Kass rozwijała była zaskakująca.
[Bardzo się cieszę, że woźny w tym też uczestniczy xD Przynajmniej jest akcja! ^^]