wtorek, 31 lipca 2012

Bisexuality immediately doubles your chances for a date on Saturday night.





Colin Stringer,

urodzony 7 sierpnia 1994 r  w Nowym Jorku,
chodzi do klasy III o profilu artystycznym, jest w drużynie koszykarskiej. Dodatkowo chodzi na kółko fotograficzne.

Historia? Żył w patologicznej rodzinie. Ojciec alkoholik, matka - brała. Colin jako siedmiolatek bronił młodszego brata Adama przed częstymi wybuchami złości ojca. W wieku dziesięciu lat ojciec bliźniaków został skazany na dożywocie za morderstwo swojej żony, a zarazem matki dzieci. Od tamtego czasu chłopcy mieszkali w sierocińcu. Kiedy jednak Colin skończył osiemnaście lat, wynajął małe mieszkanie przy kawiarni, w której pracuje jako kelner. Do tej pory Stringer opiekuje się swoim dziesięcioletnim bratem. Kiedy nie ma go w domu, mały jest u znajomej chłopaka - Laury.

Jak wygląda? 182cm żywego seksu - sam o sobie mówi. Bogiem seksu to on nie jest. Wysoki brunet z zawsze mizernie ułożonymi włosami. Posiadacz czekoladowych oczu dzięki którym załatwia sobie różne sprawy w szkole, jak przesunięcie napisania wypracowań i inne. Jak się ubiera? Zwyczajnie - spodnie, zazwyczaj rurki, bo w nich mu jest najwygodniej i koszula. Nosi zawsze swoje ukochane, zniszczone trampki.

Jaki jest? Pewny siebie, wredny, wścibski cham. Kocha irytować innych. Nie lubi dziewczyn, które chcąc zwrócić na siebie jego uwagę, wpadając na niego, a potem przepraszają. Nie lubi także poznawac nowych ludzi, zawsze jest dla nich oschły, niemiły. Kocha przeklinać i rozrabiać. Imprezy, krazieże - to jego specjalność. Ile razy trafił do więzienia? Z dwadzieścia razy się zdarzyło.
Chcesz poznać Colina? Musisz się przygotowac na jego docinki, oschłe odpowiedzi, brak zainteresowania. Musisz być wyjątkową osobą by zainteresować chłopaka.
Stringer jest biseksualny. Kocha seks. Raz na tydzień znajduje sobie jakąś niewinną, upitą dziewczynę na imprezie i już. Lubi podrywać starsze kobiety, zwłaszcza seksowne nauczycielki. Zamienia się wtedy we mocnego flirciarza. Żadna kobieta jeszcze nie oparła się jego urokowi. Chłopaków tez lubi zaczepiać. Wiele razy zdarzyło mu się sypiać z facetami.

Typ samotnika, w wolnych chwilach idzie na ukochany pomost, na którym leży z dwie godziny, może i dłużej. Wtedy zawsze zastanawia się nad życiem, jak potoczy się dalej jego los. I co będzie z Adasiem.

Colin jest nałogowym palaczem, jednak w mieszkaniu stara się nei palić. Nie chce dawać złego przykładu przy bracie. Kocha zwierzęta, wszystkie. Często siada w parku i zachwyca się pupilami właścicieli. Na ramieniu ma tatuaż :"Umiesz liczyć? Licz na siebie". Ten napis jest jego mottem.

[Witam. Oto mój Colin. Chętny jest na każdy watek bądź powiązanie. : )]


"Everytime I see your face, everytime you look my way, it's like it all falls into place, everything feels right..."

Christopher Anderson



Imię: Christopher
Nazwisko: Anderson
Data urodzenia/Wiek: 5 września 1993/ 18 lat
Klasa: profil medyczny

A więc, jestem Christopher Anderson, mam osiemnaście lat i… Wiem, że nie zaczyna się zdania od
‘a więc’…

Jeżeli ktokolwiek z was spodziewa się kolejnej, ekscytującej historii o namiętnej miłości, dwójki ludzi to przykro mi. Źle trafiliście, ponieważ ten oto młodzieniec, niejaki Chris Anderson uczeń Palm Springs High School takiej wam nie opowie. Raczej wspomni coś jedynie o matce, która go wychowała, nawet nie zaczynając tematu o ojcu. Nie znał ojca, nie wiedział kim był mężczyzna, który doprowadził do tego, że 5 września 1993 roku ten grzeczny młodzieniec przyszedł na świat. Już od poczęcia był w połowie sierotą i pozostał nią na zawsze. 
Równo z wybiciem godziny szesnastej, w jednym ze szpitali na obrzeżach miasta młoda kobieta, licząca sobie zaledwie dwadzieścia wiosen poczęła swojego pierwszego syna. Ofiarę zbyt dużej ilości alkoholu i buzujących hormonów. Chociaż w zamierzeniu było oddanie dziecka do adopcji, jednak nie była do tego zdolna. Poprzez łzy i przepełniona strachem postanowiła wychować chłopca najlepiej jak potrafiła. Starając się wpoić mu wartości, które powinien posiadać każdy mężczyzna. Uczynić z małego łobuza, wyrafinowanego dżentelmena, który swoim nienagannym zachowaniem wiedziałby jak traktuje się kobiety. Chciała zabić w nim każdą cząsteczkę ojca…
-Dlaczego nie narysowałeś tatusia?
-Bo tatuś mnie nie kochał…

Chłopiec dojrzewał pod czujnym okiem matki, która z całych sił starała się połączyć koniec z końcem. Chociaż utrzymanie siebie i syna z marnej pensji kelnerki było dość ciężkie, ona się nie poddawała. Płaciła każdy rachunek za małe mieszkanko w parszywej dzielnicy i robiła wszystko żeby jej jedynemu dziecku nic nie brakowało.
-Chris, jesteś szczęśliwy?
-Tak, Amie…


Od najmłodszych lat matka wpajała mu zasady dobrego wychowania. Tłumaczyła do czego może się posunąć czy jak zachować wobec kobiety. Chciała żeby wiedział, że każdy człowiek jest wyjątkowy i posiada uczucia. Jej szkoła nie poszła na marne. 
Chris nigdy nie miał problemu z rówieśnikami, dogadywał się praktycznie z każdym. Miał dobre serce i przyciągał do siebie wiele osób. Kiedyś w szkole, podczas lunchu podeszła do niego niska blondynka. Włosy miała zaplecione w urocze warkoczyki a na policzkach dwa delikatnie rumieńce. Uśmiechała się delikatnie i zajęła miejsce obok niego przy stole. Na imię miała Amie i nawet nie wiedziała wtedy jak wiele zmieni w życiu Chrisa…

-Jak wiele byś oddał za tamte chwile?
-Gdybym powiedział, że wszystko co mam nie byłoby tego zbyt wiele… Jednak co przeszkadza spróbować?

Dwójka dzieci, przyjaciół, którzy od nudnego lunchu stali się nierozłączni. Wspólne zabawy i czas razem spędzony były najwspanialszymi chwilami w ich życiu. Jednak to wszystko trwało do czasu… W pewnym momencie Amie zaczęła gasnąć, uciekła z niej cała energia, którą dotychczas posiadała. Zbladła i nie biegała już tak szybko aż w końcu zasnęła… Odeszła w wieku piętnastu lat zostawiając Chrisa samego na boisku.

-Co wtedy czułeś?
-Nic?

Chłopiec nie mógł zrozumieć tego wszystkiego co działo się dookoła. Ciągle wierzył, że następnego dnia spotka Amie i razem pobiegają za motylami. Wierzył w to do czasu… Do momentu kiedy podczas pogrzebu zobaczył jej kruche ciało w niewielkiej trumience. Była taka drobna, delikatna i młoda. Żałował, że tak wiele czasu stracili na głupoty. Gdyby tylko wiedział…

-Co tak właściwie jej było?
-Rak, proszę pana.

Od tego czasu Chris się zmienił. Zaczął zachowywać pewnego rodzaju dystans wobec ludzi. Uśmiecha się i jest miły, jednak nie ufa. Boi się kolejnego przywiązania, kolejnego odejścia czy rozstania. Boi się, że tym razem to on może kogoś zostawić.
Nadal jest tym samym ułożonym i wychowanym dżentelmenem. Nie zamknął się w sobie, nie wypiął do ludzi twierdząc, że to ich wina. On jedynie zaczął trzymać ich na odległość nie chcąc żeby ktokolwiek jeszcze cierpiał. Dlatego, jeżeli kiedykolwiek wyda wam się w pewien sposób oschły to uwierzcie mi, on robi to jedynie z troski o wasze dobro.


-Jaki on jest? Piękny?
-Piękny? Nie wiem. Ma około 1.80 wzrostu, włosy mniej więcej takie krótkie jak ty i zielone oczy: po prostu cudowne. Ale... nie. Nie jest chyba piękny w obiegowym sensie tego słowa. Jednak na pewno jest mężczyzną z którym - jeśli go gdzieś zobaczysz - od razu chciałabyś spędzić resztę życia...

Ma duszę i charakter oraz nienaganny wygląd. Zielone niczym polna trawa oczy, kasztanowe włosy i uśmiech, który każdego onieśmiela. Jednak sam nigdy nie miał się za narcyza. Twierdzi, że jest zwyczajny pod względem urody, jednak podobno kobiety wiedzą swoje.

-Chris, stary co te wszystkie laski w tobie widzą?
-Możliwe to, że nie nazywam ich tymi laskami.

Gdybyście w dzieciństwie, zapytali tego szkraba kim chciałby zostać gdy dorośnie na pewno nie usłyszeli byście nic oryginalnego. Chłopiec jak chłopiec, twierdził, że będzie twardym policjantem. Złapie każdego bandytę i wsadzi za kratki, jednak od kiedy Amie odeszła… Jego światopogląd się zmienił. Zaczął zauważać inne aspekty. Chociaż policjanci też byli potrzebni, to on poczuł, że to nie jest jego powołaniem. Był za dobry, chciał pomagać innym ale w lepszy sposób i wtedy pojawił się pomysł z medycyną. Jego zainteresowania zwróciły się w kierunku anatomii człowieka, nowotworów i wielu chorób genetycznych. Teraz można powiedzieć, że ma na tym punkcie bzika.
-Oj Chris, Chris co ty takiego widzisz w tej medycynie?
-Mamo zrozum, że kiedyś to ja będę musiał się zając tobą a wtedy przyda mi się wykształcenie.

 
Ciekawostki:
  • Jest leworęczny.
  • Gra w szkolnej drużynie baseballowej - jest kapitanem. (jeżeli można)
  • Jest wiceprzewodniczącym szkoły. (jeżeli można)
  • Nie lubi rozmawiać o Amie i ojcu. Twierdzi, że to są jego prywatne sprawy.
  • Po lekcjach i w okresie wakacyjnym dorabia sobie jako barman w jednym z klubów w centrum miasta.
  • Wierzy w przyjaźń damsko-męską.

[Witam wszystkich! Ot jest Chris, nie wiem czy karta jest ciekawa, prawdopodobnie wiele się w niej jeszcze zmieni. Mam nadzieję, że wam się podoba. Oczywiście czekam na wątki i powiązania gdyż po to tu jesteśmy. Jeżeli trzeba to nawet czasem ja mogę coś podrzucić! :)]

niedziela, 29 lipca 2012

She took my heart, I think she took my soul


MIKE
czyli Michael Timothy Brown
17.06.1993
Uczeń ostatniej klasy 
Przeniesiony ze szkoły w Kanadzie



CZERWIEC

Stara, pomarszczona pudernica siedziała teraz na przeciw niego. Ciekawe, jak ona w ogóle wpełza na stanowisko dyrektora. Kto by chciał dopuszczać do władzy taką paskudną wiedźmę? I to na dodatek do pracy z młodzieżą. Przeglądała jakieś papiery, zapewne oceny Brown'a. Znów przybrała ten swój dziwny i nienaturalny wyraz twarzy, tym razem zerkając na chłopaka.
-Pięć ocen niedostatecznych na koniec, panie Brown... Zażywanie narkotyków na terenie szkoły i zażywanie alkoholu na terenie szkoły -powiedziała, poprawiając okulary. Straszne... Michael nie wiedział czy to te posklejane rzęsy, niebieski cień do powiek, czy różowa szminka wyjeżdżająca za granice wysuszonych warg.Coś nadawało smaczka tej okropności.
-Nie byłem pijany
-Panie Brown! Nie jest Pan tutaj żeby ze mną dyskutować!
-Nie piłem na terenie szkoły! Macie dowód?! Nie!
Kobieta zaczęła nerwowo, otwierać kilka szuflad i przewracać w nich coś. Nigdy nie lubiła kiedy ktoś się jej sprzeciwiał. A zwłaszcza kiedy się sprzeciwiał i miał racje.
-Mówiłem, żebyście zadzwonili po policje! Wystarczyło, żebym chuchnął! Ale nie chcieliście i wmówiliście moim rodzicom, że piłem! I kto tu jest pod wpływem?!
-Panie Brown! -wrzasnęła, trzaskając szufladą -my nie potrzebujemy zmyślnych urządzeń, żeby wiedzieć że uczeń jest pod wpływem używek.
-Tak? Interesujące...
Kolejne nienawistne spojrzenie w stronę szatyna i kolejna dawka jazgoczącego głosu. Serio, Mike jeszcze nigdy nie miał do czynienia z kimś, kto tak niesamowicie irytował tylko i wyłącznie coś mówiąc.
-Ponadto, palenie marihuany.
-To były papierosy
-Na wszystko masz wytłumaczenie, prawda? -tutaj Brown rozsiadł się w fotelu i uśmiechnął bezczelnie.
-Nie zaliczone przedmioty: chemia, matematyka, fizyka, język angielski i biologia...
-Nie przepadam, ze przedmiotami ścisłymi.
-Język angielski...?
-Był na siódmą rano.
LIPIEC

-Co Ty sobie myślałeś Mike?! Co myślałeś?! Myślałeś, że Cie nie wyleją!? Ale wylali!
-Mamo, spokojnie...
-Co Ty teraz chcesz zrobić?
-Przecież i tak mieliśmy się wyprowadzić -spojrzał na nią. Micella była młodą mamą. Urodziła go, będąc jeszcze nastolatką. Jak można się domyślić ojciec Mike'a nawiał zaraz po porodzie. Ona musiała zrezygnować ze szkoły i zająć się dzieckiem. Kiedy podrósł chciała znaleźć jakąś pracę, ale zgadnijcie co? Nie mogła jej znaleźć, ponieważ nie miała wykształcenia. Fakt, mieszkała z rodzicami którzy jej pomagali i płacili za wszystko, ale ona nie czuła się z tym dobrze. Była typem osoby, która chciała sobie radzić sama. Była silna, ambitna, miała wybitnie dobre oceny... no ale niestety, jedna głupia wpadka to wszystko zmieniła. Poród był męczący, siedzenie po nocach jeszcze bardziej. To trochę podłamało Micellę, jednak kończąc dwadzieścia lat udało jej się dostać pracę w kawiarni. Właśnie tak sobie radziła. Kiedy miała wolny czas, pisała jakieś opowiadania. Rodzice zajmowali się małym, a ona zaczynała pracę nad książką. Miała dryg do pisania - więc czemu by nie?
-Tak, ale miałeś zdać! Chcesz powtarzać ostatnią klasę!? -Mike wzruszył ramionami. Kobieta westchnęła zmarnowana i oparła się o ścianę, zakrywając twarz dłońmi.
-Daj spokój, przecież nic się nie stało...
-Nic się nie stało?! Bójki, narkotyki, alkohol?! Wyrzucili Cie z najlepszego liceum w mieście, a Ty mówisz że nic się nie stało?!
-Mogło być gorzej, nie? -uśmiechnął się lekko, co chyba było błędnym posunięciem. Matka załamała ręce i wyszła z pokoju.

SIERPIEŃ

-Spakowałeś się synku?
-Jasne. Idę na stację, chcesz hot doga? - Michael stanął w drzwiach, żując w ustach gumę. Szatynka wydostała się ze sterty kartonów i wyszła na korytarz. Założyła ręce na biodra i spojrzała z zadumą na syna.
-Wiesz co.. mogę chcieć. Tylko, bez musztardy
 Chłopak pokręcił głowa, nakładając słuchawki i chwycił za klamkę.
-Nie wiesz co dobre
-Idź, nie marudź!
Micella miała siostrę na Florydzie i właśnie do niej postanowiła się wyprowadzić. Lilly miała własną kancelarię, była najlepszym prawnikiem w mieście. Mieszkała sama w ogromnym domu, tak więc postanowiła do siebie zaprosić swoją siostrę wraz synem. Dzięki kontaktom, Lilly udało się udobruchać kilku wydawców do przeczytania książki Micelle. Zaraz po przyjeździe owa kelnerka miała zgłosić się do jednego z nich i wysłuchać opinii na temat jej wypocin. Cóż, samolot startował za kilka godzin.

WRZESIEŃ

Teraz Mike jest tutaj, powtarza ostatnią klasę w Palm Springs High school.
-Mike, powiedz mi... może chciałbyś korepetytora?
-Co? Po co?
-Miałeś pały ze ścisłowców ... -chłopak zamilknął. Co miał jej powiedzieć? Że posiadał wiedzę większą od większości tamtych nauczycieli, tylko wolał pochodzić na imprezy i pojeździć na desce? Niee, to by go zabiło. Na jego nieszczęście, matki mają jakąś dziwną moc dzięki której wiedzą dosłownie wszystko. Nagle spoważniała, a jej spojrzenie wyostrzyło się.
-Powiedz mi tylko, że Ty to wszystko rozumiesz... to Cię chyba zabiję.
-Muszę się zbierać, bo spóźnię na... chyba na matmę -zgarnął z ziemi swój plecak i podniósł się z krzesła.
-Michael'u Tymoteuszu Brown'ie! -chłopak nachylił się nad kobietą i cmoknął ją w policzek.
-Narazie!



Inteligentny, łobuziak, cwaniak... Nie, w starej szkole nie był popularny. Wręcz przeciwnie!
Jako jedyny wśród tych mięśniaków miał coś do powiedzenia i właśnie dlatego był przez nich gnojony. Nie raz się bił, nie raz został popchnięty, szturchnięty, uderzony w głowę. Nie raz jego tacka z lunchem wylądowała na na właśnie jego koszulce. Kiedy zaczął się stawiać sytuacja jakby się pogorszyła, właśnie tu zaczęły się jego problemy w szkole.
Nie, nie był ofiarą losu. Po prostu był cyniczny i pyskaty dla tak zwanej "elity".
Nie jest typem przystojniaka za którym sikają dziewczęta, jednak ma coś w sobie. Zapewne zawdzięcza to swojej mamie, bo z tego co się orientuje - jego ojciec do urodziwych nie należał.
Jeździ na desce, słucha muzyki, interesuje się graffiti.
Tak, jest graficiarzem i strasznie go to jara. Uwielbia ten moment kiedy nakłada na twarz chustkę i rozbija farbę w puszce. Szablony, wrzuty, taki, vlepy, plakaty... z tej dziedziny łyka wszystko po kolei i jest w tym na prawdę dobry. O dziwo jego matka o tym wie! Mało tego, nie jest za to wściekła. Na dodatek czasami woziła go autem na misje! Tak, to się nazywa rodzina.
Jest nowy w ostatniej klasie. Nic dziwnego że zwraca na siebie uwagę kiedy idzie korytarzem. Przyzwyczaił się.



[ Oto i jest Mike. Chętny na wątki i powiązania, więc myślę że pytania o chęci są zbędne ;D
Pisane na szybko i w lekkim zamieszaniu, tak więc będą zmiany . Notka pochodzi z innego bloga, acz oczywiście pisana przeze mnie. W razie pomyłek, później jeszcze posprawdzam i poprawię :3
Heelloo!   ]

Bon Malaparte


Imię i nazwisko: Bonnie ‘Bon’ Malaparte
Wiek/data i miejsce urodzenia: 18 lat, 13.05.94r., Los Angeles (Venice)
Orientacja: twierdzi, że jest bi, jednak woli dziewczyny
Kierunek/klasa: II klasa, kryminologia
Dodatkowo: kółko garncarskie, wolontariuszka w domu starców




Historia dziewczyna zaczęła się, gdy młoda studentka prawa postanowiła odwiedzić Los Angeles w czasie wakacji. Wraz z przyjaciółmi zatrzymali się w hotelu, a tam wpadła w oko synowi właściciela. Zaiskrzyło między nimi i kobieta często wracała, w końcu zamieszkali razem w apartamencie i wzięli ślub. Półtora roku później na świat przyszły dwie śliczne dziewczynki, Bonnie i Alice, obie otrzymały imiona po babciach, co niezwykle cieszyło staruszki. Bliźniaczki wychowywane były w domu pełnym miłości, nie było problemów. Do czasu, gdy u ojca, głowy rodziny zdiagnozowano guza mózgu. Pomimo walki i pobytu w szpitalach mężczyzna zmarł, gdy siostry miały 10 lat. Zatrzęsło to ich światem i sprawiło, że obie zmienimy się. Większą przemianę przeszła Alice, która była oczkiem w głowie tatusia, dziewczyna wpadła w przewlekłą depresję, próbowała się leczyć, chodziła na terapię, brała leki. W pewnym momencie było już lepiej, ale potem dopadł ją nawrót i w efekcie popełniła samobójstwo. Zawiązała pętle na szyi i zakończyła swoje życie. Bon nie mogła tego zrozumieć i, by nie dopuścić do załamania się siebie samej i mamy, bez przerwy się uśmiechała, próbowała stworzyć nową rzeczywistość. Udało się jej to, co prawda częściowo, ale udało. Na pamiątkę siostry wytatuowała sobie jej imię na palcu serdecznym (bliżej środkowego), a na środkowym palcu (bliżej wskazującego) słowo „walcz”, by nigdy się nie poddać. Po klęsce Alice zwiększyła ilość treningów boksu, dawało jej to poczucie kontroli.

Dziewczyna na syndrom Samarytanina, gdy widzi kogoś, kto potrzebuje pomocy nie zastanawia się tylko od razu biegnie na ratunek. Nie próbuje na siłę zmusić nikogo do przyjęcia pomocy, ale nie pozwoli się zbyt szybko zbyć. Potrafi też obiektywnie ocenić czy podoła, czy też nie da sobie rady. Przez kilka lat była wolontariuszką w domu starców i szkole specjalnej, gdzie nauczyła się migowego. Próbuje zapełnić zajęciami cały dzień, gdyż inaczej wracają do niej wspomnienia przez, które staje się marudna i płaczliwa, co prawda nie pozwala, by ktokolwiek widział jak płacze, ale czuje się wtedy upokorzona przed samą sobą.
Mówi się jej, że jest idealną aktorką, potrafi przywołać na twarz wybraną przez siebie emocję. Stara się być optymistką jednak często jednym zdaniem potrafi zmienić swoje podejście o 180 stopni.
Bon jest otwartą i szczerą osobą. Jeśli raz na ciebie spojrzy i uśmiechnie się szeroko masz problem, bo uznała się za godnego uwagi i spróbuje się z tobą zaprzyjaźnić, lub przynajmniej nawiązać kontakt. Nawet z obcymi sobie ludźmi potrafi rozmawiać o swoim życiu jednak omija wtedy uczucia, które towarzyszyły jej przy bolesnych wydarzeniach. Niezwykle lojalna i obowiązkowa, nigdy się nie spóźnia, nawet jeśli miałaby nie spać całą noc i tak pojawi się na czas. Ambitna perfekcjonistka, dążąca do postawionego sobie celu oraz znająca swoją wartość. Mówi się jej, że jest idealną aktorką, potrafi przywołać na twarz wybraną przez siebie emocję. Stara się być optymistką jednak często jednym zdaniem potrafi zmienić swoje podejście o 180 stopni. Potrafi rozmawiać z kimś przez długi czas, a w pewnym momencie stwierdzić, że dana osoba ją nudzi, odwrócić się i odejść. Miewa napady agresji, zaczyna wrzeszczeć i niszczyć wszystko co znajdzie się w zasięgu jej rąk. Dlatego też chodzi na garncarstwo, wycisza się tam i uspokaja.


Mieszka u ciotki.
Nie znosi fast foodów ani kawy.
Uwielbia cytrusy oraz mrożone maliny i surowe marchewki.
Nie pali, ale okazyjnie pije.
Co drugi dzień wieczorem biega dla utrzymania kondycji.
Nie znosi małych dzieci i psów, woli emerytów i koty.
Jej oczy zmieniają kolor w zależności od pogody i nastroju, jednak nigdy nie są niebieskie.
Na serdecznym palcu lewej dłoni od strony palca środkowego ma wytatuowane „Alice”.
Nosi okulary do czytania.
Bierze silne leki przeciwbólowe. Jest od nich uzależniona, ale nie przyznałaby się do tego.
Gra na saksofonie i gitarze.
Jeździ na rowerze.
Ma 6 tatuaży. 
Posiada rosyjskiego kota niebieskiego.


Powiązania



*****
Zdjęcia pochodzą od zaratops z dA.

Witam wszystkich. Jestem nowa jak widać. ^^ Na wątki chętna zawsze. Bon idzie do drugiej klasy więc byłoby miło znać kogokolwiek.

believe

Niektóre drogi
należy pokonywać samotnie
...



— Nigdy nie pomyślałaś, że pewnego dnia możesz żałować tego, że nie zrobiłaś nic, by spełnić marzenia? - zapytał.
Cichy śmiech. Naiwne próby oszukania rzeczywistości.
To jasne. Żałuję już dziś...
Ciemność okazywała się upragnioną drogą ucieczki dla przemęczonych oczu, więc dziewczyna uparcie nie unosiła teraz powiek. Tkwiła bez ruchu, z głową ułożoną na tak dobrze znanych sobie kolanach. Ktoś inny z całą pewnością pomyślałby, że śpi. Ktoś, z kim nie potrafiłaby rozmawiać na tematy dotyczące jej samej... W takich okolicznościach najłatwiej przejrzeć człowieka. Nie ma rzeczy, za którymi można się schować i spraw, dla których warto udawać.
Nie musiał o nic pytać. Doskonale wiedział, co w tym momencie zaprząta jej umysł.
— Lily, tak do niczego nie dojdziemy...
— I dobrze. Stojąc w miejscu, człowiek zauważa znacznie więcej rzeczy, niż wtedy, kiedy uporczywie biegnie do przodu.

L i l i a n n e   G r i f f i n
18 lat | Klasa III | Profil Muzyczny


Czasem w życiu każdego człowieka jawi się wspomnienie, którego nie sposób ubrać w słowa. Wspomnienie tak nikłe, że niezwykłą trudnością okazuje się przywołanie kilku, wyrazistych aspektów, a jednocześnie tak ważne, że gotowi jesteśmy poświęcić wszystko, w imieniu obrony jego istnienia. Nawet, jeśli miało by to oznaczać najdłuższą ze stoczonych przez nas bitew. By je ujrzeć, udaj się ze mną w pewną podróż. Podróż na pozór krótką i nieniosącą za sobą jakichkolwiek konsekwencji. Zamknij oczy. Weź głęboki oddech, wyobraź sobie, że harmider panujący na ulicach milknie, by posłusznie ustąpić miejsca radosnemu wyśpiewywaniu świątecznych kolęd i zapachowi żywych iglaków, ustrojonych ogromem błyszczących ozdób. Teraz spójrz, czas zaczyna się cofać. Wskazówki zegara bez oporu zmieniają kierunek, w którym podążały nieprzerwanie od początku swego istnienia. Jest dwudziesty czwarty grudnia tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego trzeciego roku. Dzień, w którym na świecie pojawiła się dziewczynka nie różniąca się od niezliczonej ilości innych dzieci. Od tej pory nic nie było już takie samo... 

 "Oczy są ślepe, trzeba szukać sercem..."


Lily nigdy nie przywiązywała dużej uwagi do swego wyglądu. Gdyby to robiła, jej myśli - za bardzo zajęte tak przyziemnymi sprawami, jak wizerunek - nie zdołałby skupić się tylko i wyłącznie na nauce i pilnowaniu, by klucz do świata panny Griffin, nie dostał się przypadkiem w niepowołane łapki.
Widzisz ją? Nie? Przyjrzyj się dobrze. Tam! Przemyka szybko i niezauważalnie, jak cień. Ze wzrokiem utkwionym w czubkach swoich butów kroczy między uczniami wypełniającymi szczelnie szkolny korytarz. Zamyślona, nieobecna... zdaje się przebywać gdzieś daleko. Gdzieś, gdzie poza nią nikt nie ma jeszcze wstępu. Blada cera wyraźnie kontrastuje z gęstymi, ciemnymi włosami, spływającymi w nieładnie na jej zbyt wątłe barki. Usta, które nie zdążyły jeszcze poznać smaku pocałunku, goszczą zazwyczaj ciepły, choć nieco płochliwy uśmiech. Zielone, kocie oczy bacznie wpatrują się w otoczenie, jak gdyby starannie chłonęły każdy, najdrobniejszy nawet szczegół. I tylko w nich widać jeszcze tlące się resztki dziecięcej naiwności. Kwieciste sukienki, kolorowe, obszerne chusty, ręcznie pleciona biżuteria i ledwie dostrzegalny makijaż to już niemal jej znak rozpoznawczy.

"- Niepewność dodaje rzeczom uroku. 
Jak mgła...
- Ale we mgle traci się drogę."

Lily jest typem osobowości, którego nie sposób określić jednoznacznie. Zmienna jak pogoda, czy cyklicznie następujące po sobie pory roku. Popadanie ze skrajności w skrajność, to dla niej rzecz powszednia. Czasem bywa przewidywalna, niczym każdorazowy wschód słońca, tylko po to, by po chwili zaskoczyć swym zachowaniem nawet samą siebie. Przemykając niepostrzeżenie ulicami miasteczka, lub korytarzami szkoły, przywodzi na myśl płochliwą istotkę, lękającą się wszystkiego, co czeka na nią na każdym z życiowych zakrętów. Jest cicha. Cicha na tyle, że niewyobrażalnie łatwo przeoczyć ją w tłumie bardziej wyrazistych i pewnych racji swego bytu, postaci, którym zwracanie na siebie czyjeś uwagi, sprawia przyjemność. Lily nigdy nie zabiegała o niczyje zainteresowanie. To rzecz, która pozostanie już niezmieniona. Cechuje ją wrodzona inteligencja, chorobliwa ambicja i wewnętrzna potrzeba udowadniania sobie, że stać ją na wszystko, czego tylko się podejmie. Zdarza się, że bierze na barki zbyt wiele, a usiłując stanąć na wysokości zadania, nieświadomie zapomina o innych, równie ważnych rzeczach, jak np. sen. Swoją prawdziwą twarz skrywa za wieżą z opasłych podręczników i setką kartek papieru zapisanych niezliczoną ilością nut. Pod maską spokojnej, nieufnej dziewczyny, wiecznie trzymającej piegowaty nos w książce, żyje tak naprawdę nieśmiała istotka o duszy wiecznej marzycielki. Osoba, która mimo upartego ukrywania wszelkich swoich uczuć i myśli, pragnie zrobić krok na przód i na przekór zakorzenionej w niej dziecięcej naiwności, wreszcie komuś zaufać. Dotychczas nawiązywanie jakichkolwiek kontaktów przychodziło jej z niemałym trudem, a osoby, które szczerze stwierdzić mogą, że zdołały pannę Griffin poznać, z powodzeniem można policzyć na palcach jednej dłoni. Z całą pewnością uchodzić może za zamkniętą w sobie samotniczkę, błędnie określaną mianem egoistycznej egocentryczki, jednakże nigdy nie odważyłaby się odmówić udzielenia pomocy komuś, kto by jej potrzebował. Prawdopodobnie wyrzuty sumienia doprowadziłyby ją wtedy do szaleństwa. Przez mur niedostępności, którym szczelnie się otoczyła, jej inne cechy często pozostają po prostu... niezauważone. Lily potrzebuje czasu, by komuś zaufać, ale gdy już to zrobi, dołoży wszelkich starań, by owej relacji nie zaprzepaścić. Każdy z powierzonych jej sekretów zostanie starannie zapieczętowany gdzieś na samym dnie jej zawiłego umysłu. Lubi też wybiegać w przyszłość. I choć odpowiada jej zajmowanie się wyłącznie tym, co TU i TERAZ, już obmyśla plany na kolejne lata.
Nie wie nawet, co tak naprawdę sprawia jej przyjemność, a czego szczerze nienawidzi. Udawała kogoś, kim nie jest przez tak długi czas, że sama nie potrafi już chyba jednoznacznie określić tego, gdzie kończy się fikcja, a zaczyna rzeczywistość.  Jest perfekcjonistką i indywidualistką. Wszystko, za co się zabierze, wykonuje od początku do końca z taką samą, niemalejącą dokładnością. Jeśli jakaś część odbiega od jej idealnej wizji, bez wahania potrafi zacząć od samego początku. Jeszcze raz, na nowo... I tak w kółko. Wbrew pozorom, jedną z najtrudniejszych rzeczy, jest próba zainteresowania jej czymś na okres dłuższy niż pół minuty. O ile sama nie skupi na czymś uwagi, rzadko kiedy ktoś potrafi zaskarbić ją sobie sam. Niezwykle trudno ją sprowokować. Wyprowadzenie z równowagi tak niepozornej dziewuszki jest lada wyczynem. Ma skłonności do częstego wpadania w panikę. Jeśli coś nie mieści się w ustalony przez nią plan, ogarnia ją uczucie braku gruntu pod stopami. A stąd tylko krok do kolejnej, nieuzasadnionej fali popłochu.

Zabawne, że czasem sami skazujemy się na samotność. Na wygnanie. Na byt poza granicami czegoś, zwanego dumnie popularnością. Lily rzadko przejmuje się tym, co na jej temat sądzą ludzie, wśród których przyszło jej przebywać. Od zawsze chadzała własnymi ścieżkami i robiła to, co sama uznała za stosowne.
Ma za nic podziały międzyludzkie, twierdząc uparcie, że nie liczy się to kim jesteś, ale to, jaki jesteś. 

"Jesteśmy sami dla siebie największą niespodzianką..."  

Jak każdy, panna Griffin ma też swoje "mroczne" tajemnice, (czyt. ciekawostki)o których nie powiedziałaby nawet najbliższej przyjaciółce. Jedną z najciekawszych rzeczy jest fakt, iż Lily od trzech lat cierpi na uciążliwą bezsenność. A gdy w końcu jakimś cudem uda jej się na moment zmrużyć oczy, zaczyna... lunatykować. Budzi się więc w różnych, dziwnych miejscach, w których nikt o zdrowych zmysłach nie spodziewałby się jej zastać. Uwielbia słodycze, a wyrobem, do którego ma niezaprzeczalną słabość, są z całą pewnością orzechy w czekoladzie... W wolnym czasie siada na trawie przed domem z ogromnym szkicownikiem na kolanach i kompletem ołówków. Jedyną osobą, która widziała jej szkice jest jej starszy brat, z którym na idealny kontakt.

 

Ciekawostki:
- Panicznie boi się pajacyków
- Przygrywa na pianinie do większości przedstawień wystawianych w miejskim teatrze. 
- Marzy by wyjść na scenę, ale wie, że nigdy nie zbierze się na odwagę, by to zrobić
- Od dłuższego czasu planuję podjąć naukę tańca
- Choć widok fal ją uspokaja, nigdy nie odważyłaby się wejść do wody
- Jej ulubionymi kwiatami są czerwone maki
- W szkolnej stołówce nie zajmuje miejsca przy żadnym ze stolików. Jada na ziemi pod ścianą



Ostatnia aktualizacja: 29 lipca
__________________________________________________________________
Witam wszystkich serdecznie.
Karta krótka, ale będę przerabiać ją jeszcze wiele razy, więc na pewno nieco się "rozrośnie".
Na wątki i powiązania jestem chętna, oczywiście. Te długie, krótkie - byle sensowne, ale o to zadbamy już wspólnie. 

Informuję również, że dziś w nocy wyjeżdżam do pracy nad nasze piękne, polskie morze i wracam dopiero 10 sierpnia. Zależało mi na dodaniu karty już teraz. Będę starała się odpisywać z telefonu komórkowego, ale wszyscy wiemy, jak to czasem z tym bywa ;)

+ Wizerunku użyczyła Astrid Berges-Frisbey

The Lip of Shame



Philip Joined


7 sierpnia 1993 Illinois

Klasa III

Profil matematyczny


     Przyjechał do Palm Springs z Illinois z trójką rodzeństwa samochodem skradzionym od nielubianego wujka. Po trudnych chwilach z kompletnie niezrównoważonym, uzależnionym od narkotyków ojcem i nieobecną matką podjęli decyzję o zmianie otoczenia. Nie pasują do świata pięknych i bogatych, ale dużo na was zarobią. Lip dorabia razem z bratem i przyjacielem sprzedając marihuanę i pisząc eseje dla leniwej lub mało inteligentnej burżuazji. Mieszka w dużym, bardzo zaniedbanym domu przy plaży razem z rodzeństwem i dwójką przyjaciół.  Warto zapamiętać, że to rodzina zawsze jest u niego na pierwszym miejscu. 





„ Dotknij mojego brata jeszcze raz, a włożę ci rękę do ust, znajdę twoje jelita. Nie zdradzę ci szczegółów, ale skończysz jako dawca organów."





    Jest na pozór cichym, wiecznie spalonym chłopcem z tendencją do wybuchów. Prawdziwie jest cholernie inteligentny, ma sadystycznie ciemne poczucie humoru i  lubi niezobowiązujący seks.  Nie gardzi uczuciem miłości, ma o nim po prostu odrobinę inne zdanie. Bywa bezczelny, miewa tragiczne w skutkach pomysły, a przez brak zahamowań i trudności z powstrzymywaniem się od ironicznych, bardzo celnych, uwag często wdaje się w bójki.


„ Nie zerżnąłem twojej siostry. Naprawdę. To ona zerżnęła mnie i wierz mi… nie masz pojęcia jaki skarb chowasz w domu. Obciągnęła mi tak profesjonalnie, że ta rosyjska dziwka z Crack Ave powinna się martwić o swoje dochody."




     Nie grzeszy urodą, a tryb życia i warunki w jakich żyje nie pomagają mu w poprawianiu wyglądu. Średniego wzrostu, z umięśnionym ciałem, bladą cerą i lokami nieokreślonego koloru nie zachęca do poznania. Jednak jego oczy hipnotyzują. Pozwalają wierzyć, że można mu ufać i można się w nim zauroczyć. Rozbierają z myśli i ubrań.


„ Wiem co myślisz i masz rację. Jestem chujem. Jestem. Nie zamierzam zaprzeczać. Prawie zabiłem chłopaka mojego brata, kazałem dziewczynie usunąć swoje dziecko. Kradłem pieniądze i samochody, ukryłem przed wszystkimi, że widziałem matkę i obiłem mordę swojemu ojcu. Sprzedałem trzynastolatkowi jego ostatnią działkę. Ale kocham swoją rodzinę. I dla nich zrobiłbym wszystko. Robię wszystko.”




sobota, 28 lipca 2012

That's not our deal

Chloe Booth
7 styczeń 1995 r. | Palm Springs | Profil prawniczy
7 stycznia 1995 r. przyszła na świat długo wyczekiwana przez rodziców urocza dziewczynka. Wreszcie państwo Booth mieli wymarzoną rodzinę: starszego syna i młodszą córeczkę. Katherine (ich matka) zawsze uważała, że takie właśnie powinny być relacje rodzeństwa ; chłopak stanie w obronie swojej siostry, a ona zaś będzie się o niego troszczyć.  Jako, że rodzice nie zawsze mieli dla nich dużo wolnego czasu, to wyglądało na bardzo przydatne. I tak Chloe oraz jej starszy o 2 lata brat – Harry dorastali w … przyjaźni? No tak, można tak powiedzieć. Oczywiście, jako rodzeństwo nie zawsze się ze sobą zgadzali, a czasem nawet nie mogli wytrzymać we własnym towarzystwie , jednak – mimo wszystko kochali się i starali się dbać o siebie nawzajem. Im starsi się stawali tym bardziej oddalali się od siebie(dogryzali sobie, wyzywali, przepychali), ale nadal wiedzieli, że mogą na siebie liczyć. Rodziców nie było za często w domu, ale okazywali duże wsparcie swoim dzieciom. Gdy Harry trafił do liceum wszystko początkowo układało się świetnie: grał w drużynie, był popularny i lubiany, zgarniał dobre oceny – duma rodziny. 
Był w jednej klasie ze wszystkimi kolegami z sąsiedztwa, z którymi znał się praktycznie od urodzenia. Czasem nawet zabierał Chloe do nich i wszyscy spędzali czas wspólnie. Oczywiście, wraz z tym, jak dorastali co raz rzadziej zapraszali ją do siebie, ale dziewczyna nie miała im tego za złe. W tę jedną noc Haryy i jego paru najbliższych kolegów organizowali nocowanie w domku letniskowym państwa Cowellów. Rick Howell  był jednym przyjacielem rodziny. Wraz z Harrym znali się już z piaskownicy, i większość czasu spędzali razem. Jednak Rick nie był taki jak jej brat. Zawsze zachowywał się jakby był lepszy od innych, wszyscy bali się mu cokolwiek złego powiedzieć. Należał do osób bardzo wpływowych, które nie znają litość i nigdy nie mają wyrzutów sumienia, nawet nie było wiadome to czy ma jakiekolwiek uczucia. Chamski, wyrachowany, zawsze dostawał to co chce – w innym razie rozpętywał piekło. O dziwo małą Chloe lubił, no cóż… przynajmniej dobrze to udawał. Zawsze patrzył się na blondynkę z niebezpiecznym blaskiem w oczach, mimo tego, że na jego twarzy jawił się promienny uśmiech. Nie wiedziała co to znaczy, i wtedy nawet nie chciała się nad tym zastanawiać. W każdym razie Chloe została zaproszona na ‘imprezę’. Wszyscy się świetnie bawili – oczywiście z pewnymi ‘dodatkami’ , no oczywiście oprócz najmłodszej z nich – Chloe.  Rick przyprowadził ze sobą jakąś dziewczynę, wyglądała na co najmniej 10 lat starszą od niego. W pewnym momencie para wyszła z pokoju, gdzie oficjalnie odbywało się całe wydarzenie. Początkowo nikt nie zwrócił na to uwagi, gdy nagle rozległ się krzyk i wielki huk. Wszyscy wybiegli z pokoju, a to co zobaczyli zamroziło im krew w żyłach. Rick wymusił na wszystkich pakt milczenia,  na których mimo wszystko musieli się zgodzić. Najbardziej sprzeciwiał się temu jej brat. Nie mógł znieść tej myśli, dręczyły go wyrzuty sumienia. Nie chciał by jego młodsza siostra miała z tym coś wspólnego. Próbował rozmawiać z Rickiem, jakoś go namówić… Po niespełna miesiącu Harry umarł. Tylko Chloe była na tyle odważna by coś powiedzieć, by próbować pokazać wszystkim prawdę. Jak to się skończyło? Skończyło się tym ,że rodzice wysłali ją do babci, nie chcąc o niczym słyszeć. Teraz powróciła próbując kontynuować ‘normalne życie’.





Chloe cechuje niewysoki wzrost – cóż podobno wciąż rośnie. Należy do osób o sylwetce ‘klepsydry’.  Nie jest wychodzona, ani też za gruba – w sam raz. W końcu nie każdy musi być wysoki i chudy jak supermodelka, prawda? Jej włosy są naturalnie jasne, grube i gęste – zawsze delikatnie opadają na ramiona. Jedyne na co wciąż nie może się zdecydować to to, czy nosić je proste czy kręcone, ot dylemat nastolatki. Panna Booth należy do osób o dość bladej kranacji, na szczęście potafi się ładnie opalić( choć nie za bardzo lubi to robić). Na jej twarzy mieszczą się dwa małe szafirki – jej oczy, które trzymają w sobie pewną tajemnicę, niektórzy nawet mówią, że gdy się w kogoś dłużej wpatruje, to można dostać dziwnych dresczy. Poniżej znajduje się nie za duży nosek, a pod nim pełne różowe wargi, które gdy uginają się w uśmiechu wytwarzają na pucowatych policzkach małe dołeczki. Prosto z jej ust wydobywa się dość niski, lekko ochrypnięty głos.



Wszyscy rodzice, starsze osoby, nauczyciele mieli ją za ideał, aniołka, istny diament wśród wszystkich niedołęg. Nigdy nikt nie podejrzewałby, że może zrobić coś niewłaściwego, coś co oddalałoby ją od bezsprzecznego skierowania do ‘nieba’. Na lekcjach wzorowa, w domu pomocna – po prostu cud. Jednak tak naprawdę udawała. Oczywiście nie była jakimś kryminalistą – po prostu zwykłą dziewczyną robiącą rzeczy, co inni ludzie w jej wieku. Chodzi na imprezy, próbuje nowych rzeczy, czerpie z młodości tyle ile może. Pozuje na pewną siebie, jednak czy w rzeczywistości taka jest? Cóż, nie do końca . Przecież to nastolatka! Ma kompleksy - jak każda, jednak ona stara się by nikt ich nie zauważył . Nie chce pokazywać słabości, ani żeby by ktoś widział jak płacze – a trzeba przyznać, że jest bardzo wrażliwa. Od dnia, gdy straciła swojego brata przybrała sobie za zadanie bycie silną i za nic nie danie się złamać. Gdy ktoś ją wkurzy potrafi się odgryźć, przecież  nie da sobą pomiatać – tak, jak ją brat uczył. Od czasu jego śmierci niektórzy uważają, że dzieje się z nią coś dziwnego. W jej oczach można dostrzec trochę przerażające, aczkolwiek intrygujące ogniki, a sama czasem uśmiecha się w taki sposób, że przechodzą dreszcze. Nikt nie wie co się dzieje w jej głowie, i cóż… nikt się nie dowie. A przynajmniej nikomu się dotychczas nie udało. Jednak zdecydowanie coś jest na rzeczy, i  tylko czeka na ujawnienie się.  W sprawach z chłopakami nie ma żadnych doświadczeń, choć próbuje usilnie utrzymać, że tak nie jest. Przecież czułaby się co najmniej dziwnie, jakby ktoś dowiedział się, że nigdy się nawet nie całowała. Pomimo, iż flirtuje to zwykle na tym tylko się kończy. W towarzystwie woli brylować jako osoba, która jest pewna siebie,swojego zdania, oraz nie boi się zabrać tego na co zasługuje . Próbuje wszystkim wmówić, że jest okej, i niczym się nie przejmuje. Raz rozmowna, wręcz dusza towarzystwa, a następnym razem nawet nie odpowie słowem. Słynie z zadawania dziwnych pytań oraz bycia w niektórych sytuacjach szczerą, aż do bólu. Czasem to co mówi jest nie na miejscu, jednak taki właśnie jej urok.




Ciekawostki:

- Często się rumieni, jednak zawsze zwala to na ‘uczulenie’.

- Wciąż chodzi na terapię, po tym jak straciła brata.

- Od pewnego czasu prawie wcale nie rozmawia z rodzicami.

- Jej matka jest prawnikiem, a ojciec lekarzem.

- Kocha psy, chciałaby mieć własnego.

- Uwielbia czuć adrenalinę.

- Mieszka z rodzicami, jednak tak właściwie opiekę nad nią sprawia opiekunka, która na szczęście Chloe - nie zwraca na nią uwagi.

- Zawsze pachnie miętą.


[ Witam wszystkich :D. Wiem, żę użyłam prawdziwego imienia aktorki, ale tak bardzo mi się podoba, że po prostu nie mogłam zmienić. Zawsze chętna na wątki i wszelkie powiązania :)
Edytowane 28.08.12 - chciałam zrobić jej historię bardziej ciekawą :).]

czwartek, 26 lipca 2012

łatwo chwalić kwiaty, lecz być kwiatem?...

D a i s y  E l y e s
18 lat, urodzona 25 września 1994r. w Londynie
po wakacjach rozpocznie klasę III na profilu medycznym
mieszka wraz z mamą w domku jednorodzinnym w Palm Springs
uczęszcza na dodatkowe zajęcia: chór, kółko teatralne
wolontariuszka w pobliskim schronisku dla zwierząt
Historia Daisy nie zaczyna się zbyt wyjątkowo. Jej matka, Evelyn Spencer, była pielęgniarką w jednym z londyńskich szpitali. Tam, tuż po studiach, na staż trafił niejaki Jonathan Elyes, młody i dobrze zapowiadający się lekarz. Młodzi od razu zakochali się w sobie bez pamięci. Nie potrzebowali zbyt dużo czasu. Niespełna rok później wzięli ślub i zamieszkali w małym przytulnym domku na przedmieściach Londynu. Ich życie było sielanką. Dopełnieniem szczęścia była ciąża Evelyn, w którą zaszła kilka miesięcy po ślubie. Ku niezmiernej uciesze Jonathana, okazało się, że zostaną rodzicami chłopca. Jak większość mężczyzn, tak i on pragnął mieć syna i kompletnie stracił dla niego głowę. Aż trudno wyobrazić sobie rozpacz mężczyzny, gdy po skomplikowanym, długim porodzie, mały Dasmond Elyes zmarł. Zarówno Jonathan, jak i Evelyn byli w rozsypce. Jon zaczął swoje problemy topić w alkoholu, co jeszcze bardziej pogrążało jego żonę. I wtedy trafiła się druga ciąża. Evelyn odzyskała chęć życia, a Jonathan nadzieję. Jednak gdy na USG okazało się, że tym razem to będzie dziewczynka, mężczyzna nie mógł tego znieść i na próżno były wszystkie przekonywania i argumenty jego żony. Nie był nawet obecny przy porodzie Daisy Diany Elyes. Jonathan nie mógł zaakceptować faktu, że nie jest ona chłopcem. Usilnie, kupował jej nawet chłopięce ubranka i zabawki. I choć chłopczyc na świecie jest niemało, od urodzenia Daisy wiadome było, że ona nią nie zostanie. Dziewczynka zbyt krucha, delikatna i nieco chorowita, do tego od początku zakochana w roślinkach, zwierzątkach, bardzo muzykalna, opiekuńcza, kochająca sukieneczki, które kupowały jej mama i babcia. Jonathan nie znosił się. Nie miał wobec córki żadnych ojcowskich uczuć. Nie miał problemu z tym, by na nią nakrzyczeć, czy ją uderzyć. Zwykle bez powodu, gdyż Daisy była bardzo spokojnym, grzecznym i ułożonym dzieckiem.
Evelyn zdawała się być obojętna na zachowanie pogrążającego się w alkoholizmie męża. Nigdy nie zwracała mu uwagi, po wszystkim tylko, po cichu pocieszała wystraszoną i nic nie rozumiejącą córeczkę. Bo cóż tu było do rozumienia? To nie jej wina, że nie urodziła się chłopcem. 


Przełom nastąpił pewnej wiosennej nocy. Evelyn miała właśnie nocny dyżur w szpitalu, kiedy z przerażeniem zobaczyła, że do owego szpitala przywieziono piętnastoletnią wówczas Daisy. Była w stanie krytycznym, wszędzie było pełno krwi, a Evelyn przysięgła sobie, że już nigdy nie pozwoli Jonathanowi jej tknąć. Już następnego dnia skontaktowała się z prawnikiem, który przygotował jej pozew o rozwód i wyłączną opiekę nad córką. Przez następne miesiące dzieliła swój czas między rozprawy i batalie z, wkrótce już byłym, mężem oraz opiekę nad córką. Jonathan nie chciał łatwo odpuścić, jednak kluczowe okazały się zeznania Daisy, która przez ojca niemal została kaleką. Do końca życia dziewczyna będzie borykała się z problemami z kręgosłupem, będącymi konsekwencjami pobicia i upadku ze schodów. Musiała porzucić swoją wielką pasją, jaką jest taniec. Od malutkiego ćwiczyła balet, później także modern i lyrical jazz. Zachwycała swoją gracją, wdziękiem i lekkością. Wiązała z tym poważne plany na przyszłość. Jednak życie je zweryfikowało.
Po rozwodzie, w którym Evelyn przypadła duża część pokaźnego majątku oraz wyłączna opieka nad córką, kobieta zdecydowała się wyjechać, jak najdalej. Jeden z jej znajomych załatwił się pracę w szpitalu w Palm Springs i tak też Daisy się tutaj znalazła.


Daisy to osóbka bardzo filigranowa. Niewysoka, bo mierząca zaledwie metr sześćdziesiąt centymetrów wzrostu, przy tym drobniutka. Pełna dziewczęcego uroku, o pięknym, przeuroczym uśmiechu. Wydaje się tak delikatna, że można mieć wrażenie, że byle szturchnięcie, byle podmuch wiatru, może ją powalić, rozsypać. Ma długie, falowane, słomiane włosy, które najpiękniej wyglądają w świetle słońca. Najczęściej pozwala im luźno spadać na smukłe, plecy i ramiona, czasami jednak zaplata je w warkocza, bądź dobierańca. Uwagę niewątpliwie zwracają oczy dziewczyny. Duże, w kolorze piwnym, momentami niemal złotym, zwykle pełne wesołych iskierek, czułości i tajemniczo błyszczące. Pełne, różowe usteczka, malutki, zgrabny nosek, delikatne rysy, niczym u laleczki. Porcelanowa cera, która jedynie latem, muskana ciepłymi promieniami słońca, nabiera nieco ciemniejszych kolorów. Daisy to niewątpliwie istotka bardzo urocza. Nigdy się nie maluje. Najczęściej można spotkać ją ubraną w uroczą, dziewczęcą sukienkę w kolorze pastelowym bądź w wąskich dżinsach i słodkiej bluzce. Na nogach niemal zawsze ma swoje ulubione, błękitne trampki.


Daisy jest dziewczyną bardzo ujmującą. Takim radosnym promyczkiem. Nauczyła się cieszyć z małych rzeczy, brać życie takim, jakie jest. Tryska energią i radością. Nieco niepewna siebie, nieśmiała, ale czarująca od pierwszego spotkania. Nie lubi się narzucać, łatwo jest ją zawstydzić, nie wierzy w siebie. Przez niemiłe doświadczenia z chłopcami i ojcem, ma nieco zaniżoną samoocenę, nie wierzy we własny urok i ma się za gorszą. Czasami popada w gorsze nastroje, ma kompleksy. Urocza i słodka. Przez chłopców lubiana, ze względu na swoją niesamowitą słodycz i nieśmiałość. Wszyscy uwielbiają jej słodkie rumieńce, kiedy się speszy lub zawstydzi. Dobrze się uczy, dużo czasu spędza z książką, przez co bywa czasami wyśmiewana jako kujonka. Nigdy nie odmawia pomocy. Wrażliwa, niepoprawna romantyczka, marząca o wielkiej miłości i księciu z bajki. Boi się jednak bliższych relacji z chłopcami i zobowiązań, przez swoje relacje z ojcem. Z reguły nieszkodliwa, nie lubiąca się kłócić, ciężko ją sprowokować, ale nie daje ubliżać sobie, czy swojej rodzinie. Potrafi pokazać pazurki. Nieco płaczliwa, choć bardzo skryta i zamknięta w sobie. Jeśli ma poważny problem, prędzej ucieknie, czy nawet powie coś niemiłego, by dano jej spokój, niż wyzna, co jej na sercu leży. Nikomu nie opowiada o swoich problemach zdrowotnych i tragicznym wypadku sprzed paru lat, ani o swoim dzieciństwie. Jednak, gdy widzi, że ktoś inny ma problem, bywa nawet natrętna przez swoją chęć pomocy. Dużo wie, gdy ktoś pyta, nie potrafi powstrzymać się od odpowiedzi, przez co niektórzy mają ją za nieco przemądrzałą. Bywa, że dokuczają jej ci wredniejsi ludzie. 


Daisy najlepiej czuje się w otoczeniu natury. Kocha rośliny, kocha kwiaty, a najbardziej kocha zwierzęta. Dlatego też, kiedy musiała zrezygnować z tańca, zdecydowała się iść w stronę medyczną. A dokładnie - na weterynarię. Pilnie się uczy, choć nigdy nie miała z tym problemu. Lubi jednak widzieć, że coś jej wychodzi, że jest w czymś naprawdę dobra. To prawdopodobnie przez niską samoocenę. Wielką pasją Daisy jest oczywiście muzyka. Tańczyć już nie może, nie zawodowo. Zdarza jej się to, ale tylko we własnym pokoju. Poza tym, gra na fortepianie i gitarze oraz śpiewa. Ma delikatny, przejmujący, wręcz anielski głosik. Fanka starej muzyki, szczególnie rocka, typu The Doors, Led Zeppelin, Bob Dylan, Metallica, Iron Maiden, AC/DC, Guns n' Roses etc. Kocha czytać, wciąż coś czyta. Jej ulubione gatunki to fantastyka, kryminał, medyczne, oczywiście, historia oraz romanse. Czyta jednak wszystko, co wpadnie jej w ręce. Interesuje się historią, w tym historią muzyki i kina oraz teatru. Uwielbia filmy i musicale. 

* Mama uczy ją gotować i piec, jest w tym naprawdę dobra. 
* Zawsze pachnie swoimi słodkimi, truskawkowymi perfumami. 
* Ma uczulenie na orzechy. 
* Ma szczeniaka, czekoladowego labradora o imieniu Angus. 
* Mówi po angielsku i całkiem nieźle po francusku. Wciąż szlifuje ten język, uczy się też hiszpańskiego. 
* Jest wierząca, chodzi do kościoła regularnie, choć jest tolerancyjna, nie należy do maniaków religijnych. 
* Po swoim nieszczęśliwym dzieciństwie ma kilka blizn - jedną między łopatkami, drugą na żebrach, trzecią na karku, za uchem. Wszystkie dość widoczne.
* Kocha czekoladę i kwiaty, najbardziej słoneczniki, stokrotki, chabry, fiołki i lilie. Tym najłatwiej ją przekupić.

[Witam! :) Zapraszam do wątków i powiązań z Daisy. Na różnorodne pomysły jesteśmy otwarte! Na zdjęciach Dianna Agron, a pochodzą one z tumblra. Zapraszam! :)]

Milczenie jest brakiem emocji, a nie brakiem słów.




 
Alan Regan

Urodził się 13 czerwca w Palermo, tutaj mieszka od dwóch lat. Chodzi do ostatniej klasy o profilu muzycznym. Dodatkowo członek drużyny piłkarskiej.






HISTORIA
Jego przeszłość nie jest jakaś nadzwyczajna. Pojawił się na świecie jako trzecie dziecko państwa Regan, ma dwóch braci którzy są bliźniakami; Dominica i Thomasa. Jego matka jest prawnikiem, a ojciec wojskowym o stopniu generała. No cóż już sama robota ojca wskazuje iż łatwo nie było. Alan był wychowywany twardą ręką, nauczony by nie okazywać słabości. Niektórzy pewnie stwierdzili by iż to źle, że to mogło mu szkodzić. Tak nie było, wychowanie wyszło mu na dobre. Pomijając więc kilka spraw dzieciństwo miał bardzo udane. Nie było w nim miejsca na nudę, ciągle był poza domem. Problemy jednak musiały sie pojawić, poszedł do szkoły, skończył 15 lat i zaczęło się....na początku papierosy, później alkohol, skończyło sie na narkotykach. Imprezy do rana z których wracał zawsze w stanie nie trzeźwym. Igrał sobie ze wszystkimi, jednak przyszła pora i oberwał. Dwie sprawy w sądzie, na szczęście wygrane. Trafił na odwyk i teraz koniec końców stara sie uspokoić co nie jest wcale takie łatwe. Podoba mu się życie jakie prowadzi i mimo iż nie przyznaje tego nawet przed sobą, nie zmieniło się nic....prawie nic. Wyjechał z rodzinnego miasta, by zamieszkać Tutaj. Na razie jest spokojniej, pytanie jak długo tak będzie?

CHARAKTER
Chłopak jest bardzo skomplikowany pod względem charakteru. Dla każdego inny, nawet wydaje sie iż przyjaciele nie znają go tak na prawdę. Zmienny jak pogoda, w jeden chwili wesoły, a za chwilę ponury i wulgarny. Gdy jeszcze był w Palermo wszyscy znajomi wiedzieli że Alan to dusza towarzystwa i naprawdę dowcipny, wygadany chłopak. Od jakiegoś czasu zdystansowany do otoczenia, tajemniczy i nieufny. Trochę lakoniczny w rozmowach z osobami z którymi nie chce mieć nic do czynienia.




ORIENTACJA
Kiedyś 100 % Hetero, aż dziwne że pare wydarzeń z życia zmieniło jego pogląd. Jest Biseksualny, nie wiadomo jednak do której płci ciągnie go bardziej a on nigdy nie odpowiada na takie pytania. Pewne jest tylko to iż nie nadaje sie do stałych związków, bo po prostu nie potrafi być wierny.

COŚ WIĘCEJ
  • Pracuje w znanym klubie jako barman.
  • Trenuje boks, le parkour i freerun.
  • Mieszka w apartamencie w centrum.
  • Od niedawna ma kota którego nazwał, Lucyfer.
  • Zna biegle dwa języki; hiszpański i angielski.
  • Dwa razy w poważnym związku które jednak się rozsypały. 
  • Pije, pali....jednak narkotyków nie tyka już.
  • Umie grać na gitarze.
[Siemka, na każdy wątek chęć jest, powiązania również mile widziane. Mogę zaczynać jednak nie chętnie to robię xP Jeśli wyłapiecie jakieś błędy w karcie to mówcie, bo pisana na szybko..]

Spełniajmy marzenia, tak łatwo je zgubić w rzeczywistości



Oriane "Ori" Armastus

matka rocznej Ilu
13 maja 1994 | Estonia
profil matematyczny
klasa II
dodatkowo kółko filmowe i teatralne
kapitan drużyny siatkarskiej


Życie jest piękne - przynajmniej według tej dziewczyny, chociaż jeszcze do niedawna nie potrafiłaby powiedzieć tego z taką pewnością. Świat się dla niej się zmienił, rozjaśnił. Ona sama pokochała rzeczywistość. Magia wakacji.
Kim jest owa ona? Nikim innym jak tą cichą i zagubioną Ori sprzed roku. Tylko, że teraz już nie jest taka cicha i na pewno nie zagubiona. Po korytarzach chodzi prosto, z dumą prezentując swój imponujący metr siedemdziesiąt dziewięć i długie, brązowe włosy. Przestała chować się w cieniu koleżanek z drużyny i zdobyła upragniony tytuł pani kapitan. Teraz to spojrzenie jej czekoladowych oczu strofuje wszystkich na treningach, w drastycznych chwilach mówiąc "przyłóż się, bo nie wygramy następnego meczu".


Kiedy ludzie pytają ją, co się stało, nie potrafi odpowiedzieć. Bezradnie wzrusza ramionami i z jej ust wydobywa się pewne "poczułam się silna". Czy to wszystko? Na pewno nie, ale za nic się nie przyzna. To w końcu jej sprawa, że przestała się wstydzić bycia młodą matką, a strach przed odrzuceniem przez ojca dziewczynki okazał się zupełnie bezpodstawny. Co prawda nie są razem, bo Oriane uważa, że lepiej nie mieszać zbytnio w życiu dziecka, ale niewiele stoi na przeszkodzie. Ponadto odzyskała dawną przyjaźń, zdobyła też nowe. Nie mogła liczyć na lepszy początek wakacji.


Skąd się to coś w ogóle tutaj wzięło? Zacznijmy od tego, że jest jedynym owocem związku pisarki bestsellerów i żyjącego w jej cieniu męża, architekta. Od urodzenia mieszkała w Estonii, więc będzie to te kilkanaście lat z jej małego życiorysu, konkretnie szesnaście. Co się stało, że wyjechała? Proste, zaszła w ciążę i bała się o tym komukolwiek powiedzieć. Nawet rodzinie, ale ten opór w końcu przełamała. Państwo Armastus byli w tamtej chwili gotowi zrobić wszystko, co sobie zażyczy ich jedyna córka, aby tylko przestała być tak przerażona całą sytuacją. Wyjechali więc, a Oriane bez słowa wyjaśnienia opuściła swojego chłopaka i najlepszą przyjaciółkę. Nie miała na tyle odwagi, aby im o wszystkim powiedzieć, chociaż co się ma stać, się nieodstanie. Po niemalże dwóch latach razem z wspomnianą przyjaciółką, jej kochany Arno dziewczynę odnalazł prawie po drugiej stronie globu, tu, w Palm Springs i dowiedział się prawdy. [więcej: tu]


Obecnie? Praktycznie cały czas się uśmiecha. Cieszy się, że ma w pobliżu wszystkich swoich bliskich. Czuje się szczęśliwa i nic by nie zmieniła. Robi to, co kocha, z ludźmi, których uwielbia. Tak, czasami nie są idealni, jak wszyscy zresztą, ale to czyni ich wyjątkowymi. W tej chwili nie zamieniłaby tego miejsca na żadne inne na świecie. Nawet na rodzinną Estonię.


Co jeszcze?

Od dziewiątego roku życia prowadzi pamiętnik, który chowa pod materacem łóżka.
Marzy o zostaniu aktorką albo profesjonalną siatkarką.
Posługuje się płynnie czterema językami: estońskim, niemieckim, angielskim i hiszpańskim.
Nie umie gotować, ale przykłada się do uczenia - Ilu nie może chodzić głodna.


Powiązania     
      Galeria
Notatki:
 
1. I’m not the kind of girl who gives up just like that


_______________________________

Sieeeema! Witam starych autorów, uściski dla nowych. Wiem, że przed "projektem zero" zaniedbałam Ori i byłam na nieustannym urlopie, ale to się zmieni, miśki <3 Muszę zetrzeć literki na nowej klawiaturze, ot co ;)
Oczywiście tak jak zawsze, jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie. Nie mylicie się, ja tu jestem Bogiem i nie mam zamiaru się dzielić ;D Co za tym idzie? Ja staram się odpisywać tyle samo, co wy mi, ale wy już nie musicie się tyle wysilać. Wątki przyjmuje każde, długie, krótkie, nudne i te kompletnie pokręcone.
Karta krótka, bo mi się tak podoba. Znaczy nie podoba, ale nie chce pisać więcej. O.
Ach, zapomniałabym dodać, że mogę zaczynać :D
Pewnie o czymś zapomniałam, ale trudno. Teraz już nie będę mieć problemów z edytowaniem <3
A tak na koniec:



BUAHAHAHAHHA, to jest zajebiste :D

Archiwum