niedziela, 3 czerwca 2012

Bez Ciebie nie mogę być*


Przyjaźń nie jest byle czym. To największy skarb, jaki możesz dostać od losu. Oczywiście mowa o prawdziwej przyjaźni, pełnej poświęceń i zrozumienia. O taką warto walczyć, bo zdarza się raz na milion.

Odkąd tylko Naima wysiadła z samolotu, zaczęła odczuwać niesamowitą ulgę. Z jej serca spadł ogromny ciężar, a jego pozostałości z każdym krokiem zdawały się spadać na ziemię w postaci drobinek czyniących ją coraz lżejszą. Była coraz bliżej przyjaciółki, a szanse na uzyskanie wyjaśnień i radość z zobaczenia jednej z najważniejszych twarzy w życiu nieustannie rosły. Nie ważne, że nie udało się dziewczynie zdobyć dokładnego adresu, cały czas wierzyła, że jej Ori jest już blisko, na wyciągnięcie ręki. Czuła koniec swojej misji, jakby to było coś namacalnego, co może pochwycić, jeśli tylko zaciśnie dłoń.
Nie sposób opisać uczuć, które nią targały. Ekscytacja, radość, a jednocześnie nieokreślony strach i ból. Nie wiedziała, czy już wybaczyła przyjaciółce zniknięcie, czy może dalej jest na nią trochę zła, ale była pewna, co do uczucia, które ją przepełniało. To ulotne, ogromne szczęście, które na chwilę zdecydowało się zajrzeć do jej świata.
Spojrzała na towarzyszącego jej chłopaka. Arno stanowczo zmienił się po stracie ukochanej dziewczyny, przynajmniej ten nieprzeznaczony dla oczu tłumu. Stracił swój charakterystyczny, wewnętrzny blask, który napawał ludzi dookoła optymizmem i pobudzał do spełniania marzeń. Jego codzienna maska też nie należała do idealnych, lecz stanowiła na tyle dobre odbicie tamtej energii i szaleństwa, że dalsi znajomi nie mogli zauważyć różnicy. Tylko ona umiała dostrzec zmiany - kurczowo ściskany pasek podróżnej torby, przebłyski bólu i niewypowiedzianej tęsknoty w oczach, którym przeczył szeroki uśmiech na przystojnej twarzy. Nikt poza Naimą nie zauważał serca rozdartego przez utraconą miłość - ani w Estonii, ani na amerykańskim lotnisku. Czasami myślała, że wolałaby nie widzieć. Żyć w złudzeniu, a nie martwić się smutkiem przyjaciela.
Odwzajemniła uśmiech, chociaż dla odmiany jej był szczery. Cała wyprawa ekscytowała dziewczynę i dawała siłę, którą blondynka zawsze umiała czerpać z wyzwań. Arno z kolei wydawał się być coraz pesymistyczniej nastawiony, jakby nieubłaganie zbliżał się do przykrego końca; jakby tracił nadzieję na ponowne spotkanie Oriane.

Życie nie jest filmem pełnym kolorowych obrazków, systematycznie następujących po sobie. Życie nie jest zawsze oazą szczęścia i radości. Życie nie jest realizacją pięknego scenariusza. Nawet jeśli ci się tak wydaje, nie łudź się. Prędzej czy później wszystko przemija. Wieczność to pojęcie, które dotyczy tylko siebie samej - żadna inna rzecz nie jest w stanie spełnić tego horrendalnego kryterium. Nie można wymagać stałości w świecie, w którym króluje rozwój i zmiana. Bez nich nie było by przeszłości i przyszłości, jedynie niezmienna teraźniejszość.

Palm Springs. Po tylu tygodniach bez jakichkolwiek wieści znalezienie się w tym miejscu było dla Arno jak kubeł zimnej wody. Dopiero teraz uświadomił sobie jak rozpaczliwie chciał Ją znów zobaczyć. Jak tęsknił i jak bardzo go zraniła, jednocześnie uświadamiając też ogrom miłości, jaką Ją darzył. Była jego osobistym słoneczkiem, które wnosiło radość, sens i życie w jego bezcelową egzystencję. Czy kochał? Jak szaleniec. Właśnie dlatego bez namysłu zgodził się Ją odnaleźć. Chciał znów zobaczyć Jej śliczne oczy, usłyszeć barwny głos, przytulić - po prostu poczuć, że wszystko jest na swoim miejscu. Bez swojej Oriane czuł się pusty w środku.
Wiązał ogromne nadzieje z tym wyjazdem. Chciał odbudować swój związek, gotowy przenieść się tu na stałe. Z drugiej strony bał się jednak, że Ori wyjechała przez niego; że to przez niego uciekła z rodzinnej Estonii. W żadnym razie nie chciał stawać na drodze do jej szczęścia, ale po cichu liczył, że je może osiągnąć tylko będąc z nim. Wierzył, że kochała go tak samo mocno.
- Arno, chodźmy się przejść - rzuciła znad otwartej walizki Naima.  To na chwile wyrwało chłopaka ze swoistego letargu, w który coraz częściej popadał i pozwoliło się skupić na rzeczach i osobach dookoła.
Miał mieszane uczucia, co do jej pomysłu - po trochu wdzięczny, a jednak przestraszony. To drugie powodowało, że gotów był zapakować się z powrotem i wsiąść w najbliższy samolot do domu. 
- Spójrz tylko jak pięknie jest na dworze. Nie możemy się kisić w mieszkaniu - powiedziała, jak zwykle zadowolona i sympatyczna. Dziwił się, jak Naima może ciągle pozostawać sobą po zniknięciu Ori. Zawsze były tak blisko siebie, dwie papużki nierozłączki. Ciągle się śmiały albo szeptały między sobą. Zdawały się wiedzieć o sobie wszystko, tak bardzo, że początkowo Arno nie wierzył dziewczynie, gdy ta zarzekała się, że nie ma bladego pojęcia, co stało się z szatynką.
- Spoko - zgodził się, wzruszając ramionami. Nie mieli na razie zbyt wiele do roboty. Rodzice zapisali ich co prawda do szkoły, ale od przyszłego tygodnia. Wynajmowane mieszkanie było opłacone a wszystkie szczegóły dograne. Walizki z kolei mogły spokojnie czekać do wieczora.
Naima ze śmiechem złapała go za nadgarstek i pociągnęła w stronę drzwi. Arno też się uśmiechnął, co było oczywiste w towarzystwie dziewczyny. Zawsze roztaczała wokół siebie ogrom pozytywnej energii.

Kochać można na wiele sposobów. Jest miłość między rodzeństwem, miłość rodziców do dziecka. Te miłości są bezpieczne, nigdy nie przemijają, jednak nie najpiękniejsze. Prawdziwie wspaniała jest miłość między dwojgiem ludzi. Ta jest z kolei najtrudniejsza. Nieprzewidywalna. Ciężka. Wymaga pielęgnacji i wysiłku, ale dlatego jest najpiękniejsza.

Do niektórych rzeczy ciężko się przyzwyczaić. Czasem po prostu nie da rady, można jedynie próbować jak najbardziej je ignorować. Nigdy nie staną się tylko przykrym wspomnieniem.
Porzucenie miłości jest jedną z takich rzeczy i teraz Oriane doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Pustka po Arno miała zawsze już jej dokuczać, bez względu na to, ile jeszcze osób pozna i pokocha na różne sposoby. Mówią, że pierwsza miłość nie rdzewieje - mają stuprocentową rację. Zawsze w sercu pozostaje jej cień, zawsze pamiętasz o tej osobie. Jednego dnia mniej, innego bardziej, ale zawsze.
Niektórzy mogliby powiedzieć, że co ona wie po raptem dwóch latach rozłąki. Mogliby stwierdzić, że to cały czas szczenięce zauroczenie, któremu dziewczyna nie chce dać odejść. Gdyby prawda zależała od głosowania, pewnie większość opowiedziałaby się za właśnie takim zdaniem. Mało kto uwierzyłby, że szatynka naprawdę kocha i wie o czym mówi.
Dziś był jeden z tych dni, kiedy Oriane pamiętała mniej. Czy to za sprawą wesołego śmiechu Ilu, z którą bawiła się w piaskownicy czy dzięki patrzeniu na nie mniej zadowolonego babraniem w piachu Russella. Dobrze było się po prostu bawić, a połowę opieki zwalić na kogoś innego. Dzięki temu Ori mogła spokojnie jeść przyniesionego przez chłopaka truskawkowego loda w rożku, nie przejmując się, że ma tylko jedną rękę do ewentualnego ratowania córeczki. Nie ona musiała uważać, żeby dziewczynka nie wsadzała zapiaszczonych rączek do buzi, nie ona chroniła ją przed zdeptaniem przez starsze dzieci. Tego dnia obowiązkiem młodej mamy było tylko patrzeć i od czasu do czasu dzielić się zimnym przysmakiem ze swoją kruszynką.
- Mama, am - powiedziała Ilu, otwierając buzię. Podczas zabawy odzywała się tylko wtedy, kiedy chciała zwrócić na siebie uwagę, tak to głównie się śmiała i cieszyła jak wujkowi wyszła babka z piasku, którą jako wielki potwór mogła rozwalić swoimi drobnymi łapkami.
- Spryciara, do słodkości to zaraz się rwie - rzuciła z niekrytą czułością, nakładając trochę lodów na małą łyżeczkę. Wystarczyła chwila, żeby Ilu zaczęła się zajadać i znowu zaczęła ignorować kochaną rodzicielkę.
Oriane nigdy wcześniej nie była tak szczęśliwa patrząc na plecy swojego dziecka.

Bycie przyjacielem to bardzo odpowiedzialne zadanie. Musisz dbać, żeby zawsze być w pogotowiu. Musisz bronić przed wszelkim złem. A przede wszystkim musisz umieć ukryć sekret, gdy on może zranić przyjaciela. Najtrudniej, gdy tym samym odbierasz mu drogę do poszukiwanego szczęścia.

Naima była wulkanem niespożytej energii.
To jedno zdanie wyjaśnia całe jej zachowanie niedorozwiniętej turystki, która musi obejrzeć każdy mijany kwiatek. W podskokach przeskakiwała z miejsca na miejsce, oglądając każdy skrawek ziemi i ciesząc się fantastyczną pogodą. Wszyscy zawsze powtarzali dziewczynie, że jest dzieckiem uwięzionym w ciele dorosłej kobiety, a ona specjalnie temu nie przeczyła. Co złego w byciu beztroskim, kochanym stworzeniem, które każdy pragnie rozpieszczać? Zupełnie nic.
Każdy kwiatek wydawał się jej pięknym cudem natury. Wielkie, gorące słońce ogrzewające świat wydawało się nie gigantyczną kulą gazów, jak wmawiali nauczyciele na fizyce, a magiczną istotką, która kocha wszystkie żywe stworzenia i chce dla nich jak najlepiej. Niebo nie wydawało się być zwykłym błękitem, a tajemniczą płachtą chroniącą ludzi przed złem. Dopóki nie zobaczyła obrazka, który przeczył wszystkim jej naiwnym wierzeniom.
- Zmęczyłam się - stwierdziła zupełnie nagle, zatrzymując się w miejscu. Dziewczyna słynęła ze swojej zmienności, a dzięki warsztatom aktorskim, na które ciągała ją Oriane, potrafiła idealnie udawać prawdziwe wyczerpanie, w które nie sposób nie uwierzyć. Tylko Naima mogła wiedzieć, że to wszystko jest po prostu grą, która ma na celu zabranie chłopaka z tego miejsca. - Wracajmy! - jęknęła, przesadnie przeciągając kolejne sylaby.
- To masz siłę, żeby wracać, ale nie, żeby pójść dalej, tak? - rzucił Arno, nie kryjąc swojego rozbawienia typowym zachowaniem dziewczyny. Ona zawsze ludzi zaskakiwała, a w dziewięćdziesięciu procentach sytuacji była zwyczajnie komiczna. Często zachodził w głowę, czy robi to specjalnie, czy to może szerzej zaplanowana intryga mająca na celu zapanowanie nad światem.
Takiego pytania nie przewidziała, więc po prostu odpowiedziała pierwszym słowem, które nasunęło się jej na myśl:
- Tak - dorzuciła, dla zaznaczenia swoich przekonań tupiąc nogą.
- Czy ty właśnie zrobiłaś to, co robią dziewczyny w durnych amerykańskich serialach, gdy strzelają focha? - powiedział, robiąc wielkie oczy, a chwilę później wybuchając serdecznym śmiechem.
- Arno, Arno, proszę! - zaczęła skomleć łapiąc chłopaka jak małe dziecko za rękę.
Ten jedynie z rozbawieniem pokręcił głową.
- To zróbmy tak: ty sobie posiedzisz tutaj na ławce, a ja się jeszcze kawałek przejdę, okej? - zaproponował, jednak nie czekając na odpowiedź ruszył spacerkiem w dalszą drogę. Podobało mu się bezchmurna pogoda, miło grzejące w plecy słońce. Z każdym kolejnym krokiem czuł się coraz bardziej odprężony, dopóki nie dostrzegł tego, przed czym, jak się okazało, usilnie próbowała go bronić Naima.

Zastanawiałeś się kiedyś, co to znaczy kochać? Ja też. Myślałem, że kocham i że jestem kochany. Zostałem zdradzony. Miłość, którą uważałem za swój największy dar, wykończyła mnie od środka. Stała się fałszywym przyjacielem, który tylko czekał, żeby wbić mi nóż prosto w plecy. Miłość nie jest dobra. Podstępna, okrutna, przebiegła, zła, piękna, cudowna, wspaniała, malownicza, zachwycająca, najtrwalsza w świecie zmian, ale nie dobra. W ostatecznym rozrachunku przynosi tylko zimne rozczarowanie. Ja, Arno Jenson, nie pozwolę drugi raz zakraść się temu złoczyńcy do zakamarków mojego umysłu. A wiecie czemu? Bo pozwoliłem raz, a teraz nie chce wyjść.

Na początku nie wiedział, co robi. Przyspieszył, chcąc upewnić się, czy twarz, którą widzi, jest Jej twarzą. Czy śmiech, który słyszy, jest rzeczywiście tym śmiechem, który towarzyszył mu w każdej wartościowej chwili. A przede wszystkim chciał wiedzieć, czy dziecko, które przytula Oriane, jest jej dzieckiem.
Kilka kroków od placu zabaw oprzytomniał. Uleciała z niego ślepa furia, a w zamian pojawiła się gorycz i rozczarowanie. Żyła radosna, z małą córeczką, nie potrzebując go do szczęścia w najmniejszym stopniu. Z pękającym na pół sercem obserwował, jak czochra jakiemuś chłopakowi włosy, a on odpowiada jej obezwładniającymi łaskotkami. Patrzył, jak nieznajomy bierze do rąk dziewczynkę i wskazuje na próbującą wytrzepać piach z włosów mamę. W głuchym otępieniu oglądał, jak Ori podchodzi do stojącego nieopodal wózka i wyjmuje butelkę niegazowanej wody. Nie musiał patrzyć na etykietę, żeby wiedzieć, że taka jest. Zbyt dobrze Ją znał.
Nagle i Ona go zauważa. Zamiera w miejscu, a na jej twarzy pojawia się szok. Nie miłość, nie tęsknota, a niedowierzanie. To wbija ostatni sztylet w martwe serce chłopaka. Odwraca się na pięcie i odchodzi w stronę, z której przyszedł.

Życie jest pełne pomyłek, błędów, których nie można wymazać. Nie istnieje wehikuł czasu, który przeniesie cię w przeszłość i powstrzyma przed ich popełnieniem. Nic nie pomoże ci odzyskać tego, co stracisz, oprócz nieznanej przyszłości.

- Arno - szepnęła z bólem, spoglądając w kierunku córki i Russella. Chciała za nim pobiec, wyjaśnić wszystko, przeprosić, że go zostawiła. Powiedzieć, jak bardzo go kocha i jak tęskniła. Nie liczyło się już odrzucenie w jego oczach, musiała odzyskać to, co straciła niemalże dwa lata temu.
Gdy tylko dostrzegła jak Ever kiwa głową i bezgłośnie mówi "leć", nie zastanawiała się dłużej. Wiedziała, że zaopiekuje się jej córką, że powinna ratować swoje ukryte marzenie o ponownym posiadaniu Arno przy swoim boku.
Biegła, próbując odzyskać ojca swojego dziecka. Nie była świadoma łez, które coraz gęściej spływały po jej policzkach, dopóki świat nie zaczął się rozmazywać. Nie chciała kolejny raz zostać sama, tym razem już nie na swoje życzenie. Potrzebowała go, żeby spokojnie iść naprzód.
Znikąd poczuła dłoń zaciskającą się na ramieniu, zmuszającą do zatrzymania. Wierzchem dłoni przetarła słone krople, momentalnie skupiając swój wzrok na stojącej przed nią osobie.
Nie wierzyła własnym oczom. To spotkanie wydawało się kolejnym nierealnym aspektem tego dnia. Zaczęła sobie wmawiać, że ma zwidy, dopóki wyraźnie nie poczuła rozluźnianego uścisku.
- Naima...- zaczęła, ledwie wypowiadając te słowa, ale dziewczyna zaraz przerwała niesformułowaną jeszcze w myślach wypowiedź.
- Wiesz, jak mogłaś - wyrzuciła, a w jej oczach buchnął żywy ogień złości. Jej przyjaciółka zawsze była w gorącej wodzie kąpana, ale za osoby, które kochała walczyła jak lwica i to w niej Oriane uwielbiała. - On tak bardzo cię kochał, a ty go zostawiłaś i zmajstrowałaś sobie bachora z pierwszym lepszym. Kto to w ogóle jest?! Powinnaś mieć choć trochę szacunku do Arno i zerwać z nim przed wyjazdem. Zniszczyłaś go, chociaż poza mną nikt tego nie widzi...
- Naima, to jego dziecko - wykrztusiła łamiącym się głosem, przerywając monolog blondynki. Zdawała sobie sprawę z wybuchowej natury przyjaciółki, ale nie spodziewała się, że nieprawdziwe słowa też mogą zaboleć. Dzięki nim zrozumiała, co musiał sobie pomyśleć Arno i właśnie to ją raniło bardziej niż cokolwiek innego na świecie.
- Co? - rzuciła zaskoczona. Normalnie pewnie Ori uśmiałaby się, zaniemówienie u Naimy nie zdarza się zbyt często. - Trzeba mu natychmiast powiedzieć, przecież...
- Nie - ucięła krótko. Jeden moment wystarczył, żeby zdecydowała albo może zadziałała impulsywnie. Tyle czasu robiła wszystko, żeby ukrywać prawdę o swoim dziecku, że przez chwilę rozważała, czy nie robi tego z czystego przyzwyczajenia, ale akurat wtedy znalazła odpowiedź na stawiane sobie pytania. - Nie chcę go do niczego zmuszać. Obiecaj mi, że nic Arno nie powiesz.
W tej chwili naprawdę tak myślała. Wiedziała, że później będzie tego żałować; że będzie sobie wyrzucać, czemu nie pobiegła mu powiedzieć, dlaczego zmarnowała szansę na odzyskanie drugiej najważniejszej osoby pod słońcem w swoim życiu.
- Ale, Ori, on... On musi...
- Nie. Nie musi wiedzieć. Obiecaj mi, Naima, obiecaj, że nic nie powiesz. Jeśli zechce, sam przyjdzie po wyjaśnienia - powiedziała stanowczo. Oriane rzadko kiedy używała swojego nieugiętego tonu, ale to był jeden z tych momentów. Wiedziała, że pod nim przyjaciółka się ugnie.
- Obiecuję - wymamrotała z trudem, walcząc ze sobą, ale ostatecznie ulegając przyjaciółce. - Ori, nie wiesz, co robisz...
- Wiem. To sprawa między nim a mną. Chcę, żeby dowiedział się bez pośredników, kiedy będzie gotowy. Tyle możesz mu powiedzieć.

Kocham cię, Oriane. Tak bardzo. Szkoda, że tego nie doceniasz.

Arno na ślepo wrzucał świeżo wyjęte rzeczy z powrotem do torby. Nie chciał tu być ani chwili dłużej, ani sekundy więcej oddychać tym samym powietrzem, co Ona. Porzuciła go, zostawiła, samego, cierpiącego. Z bezsensowną nadzieją na powrót do starych czasów, kiedy nic takiego nie miało nastąpić. Miał być sam, bez Niej żyć swoim życiem.
W ogarniającej go furii nie zauważył pojawienia się Naimy ani nie zwrócił uwagi na jej stoicki spokój, kiedy w końcu ją dostrzegł. Po prostu kolejna dekoracja zwykłego mieszkania, nic nieznaczący element bezdusznej rzeczywistości.
- Zostaw to - powiedziała, nonszalancko oparta o framugę. Zirytowało go to. On rozpadał się na maleńkie kawałki zdradzony przez miłość, a ta jak gdyby nigdy nic sobie stała!
- Odwal się. Nic nie wiesz - rzucił wściekły, nie przerywając chaotycznego pakowania. Nie zastanawiał się, co obecnie wkłada do torby, po prostu usuwał jakikolwiek ślad swojej obecności w Palm Springs w jak najszybszym tempie.
- Wiem więcej od ciebie - stwierdziła podchodząc bliżej, drażniąco pewna siebie. - Ja przynajmniej posłuchałam, co Oriane...
- Nie mów przy mnie jej imienia!
- ...ma do powiedzenia - ciągnęła, jakby Arno niczego nie powiedział. - Wiesz, przydałoby się, żebyś też się dowiedział. Są to całkiem ciekawe rzeczy, które tłumaczą jej wyjazd z Estonii.
Odwróciła się plecami, idąc do swojego pokoju. Chciała jedynie pobudzić ciekawość chłopaka, żeby sam do niej przyszedł z podkulonym ogonem. Była jego przyjaciółką, więc doskonale znała wszystkie jego odruchy i nie pomyliła się ani trochę.
- Dobra, mów - zgodził się zrezygnowany, siadając obok rozłożonej na łóżku dziewczyny.
- Nie. Obiecałam, że będę siedzieć cicho.
- To po co cokolwiek mówiłaś? - rzucił na nowo wściekły.
- Ori sama chce ci wszystko opowiedzieć - odpowiedziała, a jej stoicki spokój tym razem nie doprowadził do nowej furii. Ostudził zapał Arno do wyjazdu, to na pewno. Chłopak jednak nie wiedział, czy jest już gotów do spotkania z prawdą.


___________________________________________


*przetłumaczony fragment piosenki Rammsteina - Ohne dich



Cóż. Post jest, jaki jest. Chciałam pokazać Oriane, ale nie potrafiłam wyobrazić sobie tego spotkania wyłącznie z jej perspektywy. Inaczej. Potrafiłam, jednak chciałam pokazać jak bardzo mylne jest pierwsze wrażenie i lepiej przedstawić relację między Ori a jej bliskimi.


Pogrubione - odnosi się do Naimy; pochyłe - do Arno. Podkreślone - do Oriane.


Arno i Naima trafiają do wolnych postaci. Liczę, że kiedyś, ktoś ich przygarnie, mimo narzucenia kilku spraw :)

No i oczywiście w linkach piosenki Rammsteina, bo tylko przy tym zespole potrafię cokolwiek pisać od ich koncertu :)

8 komentarzy:

  1. [ Czuję, że to będzie dobra notka, ale przeczytam jutro, bo dzisiaj już nie dam rady. ]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [No to mogę mieć tylko nadzieję, że wrażenie nie okaże się mylne ;)]

      Usuń
  2. [Przeczytałam na jednym wdechu, a często mi się to nie zdarza. Rzadko również pojawiają się u mnie jakiekolwiek uczucia, a tu proszę. I niby nie jestem romantyczna, cholera. Swoją drogą musiałam wyłączyć Rammsteina, który mi tu jakoś nie pasował. W głośnikach poleciał Blunt - Goodbye My Lover. Stary, wszystkim znany kawałek. O dziwo, puściłam go nieświadomie i proszę. Notka naprawdę bardzo, bardzo dobra. Jak dla mnie najciekawiej opisana Naima, którą już wielbię i wznoszę pomnik. Najlepsza scena: biegnąca Oriane do Arno i w ogóle, i w ogóle mega. Mogłabym tak długo!]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Nawet nie wiesz, jak cieszę się, że się podoba :) Z tysiąc razy sama to czytałam, próbując zrobić to tak, jak chce, chociaż nie do końca byłam pewna, czy już jest tak jak chcę. Teraz normalnie kamień spadł mi z serca. :D
      A co do Rammsteina, wstawiłam, bo przy tym pisałam i po prostu kocham nastrój jaki mnie ogarnia przy tych kawałach. Każdy ma swoje odczucia ;)]

      Usuń
  3. [ Czytam dużo, ale żebym się już zabrała za jakąś notkę na blogu to musi ona wyglądać. Musi rzucić mi się w oczy estetyka, gdy bez czytania przemknę spojrzeniem po układzie tekstu i tak było tym razem. Było schludnie, były teksty pogrubione, kursywa i podkreślenia, więc pomyślałam, że to może być coś wartościowego. No i jak tylko wróciłam dzisiaj ze szkoły włączyłam laptopa i włączyłam bloga, żeby tak jak wczoraj napisałam, przeczytać. I oczywiście moja intuicja mnie nie zawiodła. Naprawdę warto było poświęcić te parę minut by przeczytać Twoje dzieło. Historia warta poznania, postacie barwne i rzeczywiste, choć miłość i to taka, w tak młodym wieku troszkę naciągana, ale to jedynie moje zdanie i opiera się na tym, że po prostu ja takiej miłości, która przetrwałaby próbę dwóch lat i odległości nie doświadczyłam tudzież nie widziałam ;) Także oficjalnie mówię: Jestem na TAK :) I czekam na więcej, bo zapewne to nie jest koniec historii.
    P.S. Muzyki nie słuchałam, bo nie przepadam za niemieckimi utworami ;) Ale to mi cisza mi nie przeszkadzała, wręcz przeciwnie, mogłam spokojnie przetrawić każde słowo. ]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Ja sama jestem jedynie świadkiem takiej miłości, więc to sprawia, że w nią wierzę, chociaż sama osobiście nie mam zamiaru na coś takiego wielkiego czekać ;) Jestem bardziej z tego typu, który facetów olewa, co nie znaczy, że nie dostrzegam świata wokół. Czasem naprawdę mnie zaskakuje, tak jak w tym przypadku :)
      No i naprawdę cieszę się, że się podobało a pierwsze wrażenie nie zawiodło ;D]

      Usuń
  4. [Czuję, że ciężko będzie tu cokolwiek publikować. Druga notka jaką czytam i jedna lepsza od drugiej.
    Wybaczysz, że się wyjątkowo nie rozpiszę? Myślę, że wyszłoby z tego coś złego, bo jestem dzisiaj w dziwnie zbyt optymistycznym nastroju jak na taką notkę. Ale przyznam, że polubiłam wszystkie trzy postacie, a szczególnie historię Oriane, która widać, że jest nieźle przemyślana. Nic tylko czekać, aż ktoś poprzejmuje Naimę i Arno, a będzie tutaj tylko ciekawiej.
    I pochwalę, bo podobały mi się te przerywniki, dzięki którym zmienialiśmy punkt widzenia tego spotkania przez nich wszystkich. To było naprawdę fajne. I każdy ten wstęp miał sens, opowiadał o czymś. Brawo. ; )]

    OdpowiedzUsuń
  5. [Jej, zaraz się zarumienię xD Cieszę się, że się podobało.
    No przecież oczywiście, że się nie obrażę, szczególnie przy tylu miłych słowach
    Co do przerywników, pisane były w ten sposób, aby czytane nawet odrębnie od reszty tekstu każdy rodzaj tworzył swoistą całość dotyczącą jednego tematu. No i super, że spełniły swoją rolę. Bez nich ciężko byłoby zmieniać punkt widzenia ;)]

    OdpowiedzUsuń

Archiwum