sobota, 16 czerwca 2012

"Kłopot z życiem po­lega na tym, że nie ma okaz­ji go przećwiczyć i od ra­zu ro­bi się to na poważnie."





Michael "Mike" Cohen


" Życie jest jedynie przelotnym cieniem [...] opowieścią idioty pełną wrzasku i wściekłości, a nieznaczącą nic"




Tumblr_m5fy5iwgpj1r23z6mo1_r1_500_large


urodzony 18 czerwca 1995
klasa II z profilem dziennikarskim

       Każda historia ma swój początek i swój koniec. I nie każda ma własny happyend, nawet jeśli początki usłane były różami. Każda ludzka istota posiada bagaż doświadczeń oraz wspomnienia, które wolałby wymazać z pamięci, bo bez ustannie otwierają bolesną ranę. A potem sami dosypujemy do niej soli odtwarzając je wciąż na nowo i zadajemy sobie pytania typu "a co by było gdyby" ?

    Michael Cohen - w szerszych kręgach znany bardziej jako po prostu Mike - z całą pewnością nie ma zbyt wielu wspomnień, do których wracałby myślami z przyjemnością.


       Mike jest "czystej" krwi Anglikiem - urodził się w mieście legednarnego wręcz zespołu The Beatles : Liverpool osiemnastego dnia szóstego miesiąca prawie siedemnaście lat temu w pozornie szczęśliwej rodzinie złożonej wcześniej z Emi i John'a Cohenów, młodego małżeństwa. Matka Mike'a mimo swoich koreańskich korzeni bardziej czuła się Brytyjką. To w Liverpoolu przyszła na świat, wychowała się tam, uczyła, przeżywała smutne i radosne chwile sama oraz zwariowane przygody z paczką najlepszych przyjaciół. To tam także po raz pierwszy się zakochała. Tętno Emi przyspieszało, a serce zastepowało w podskokach tylko na widok przeuroczego i przystojnego (no cóż, przynajmniej dla niej) Johna Cohena, kolegi z lekcji historii sztuki i biologii. Romantyczne marzenia Emi spełniły się w drugiej klasie liceum kiedy to ośmieliła się zaprosić Johna na  wspólny wypad do kina powszechnie znany w języku młodzieży jako randka. Parę lat później spełniło się jej marzenie i wyszła za swoją licealną miłość, a ona wówczas uwierzyła, że życie może przypominać bajkę - narodziny ślicznego, zdrowego synka utwierdzały ją w tym przekonaniu. Z takim oto przekonaniem żyła przez kilka lat, do momentu w którym Mike nie skończył 10 lat. John stwierdził wówczas, że może wychowywać syna po swojemu. Innymi słowy, bił go. Jego ojciec właśnie tak postępował z John'em - bijąc, grożąc i obrażając - więc John postanowił w taki sama sposób wychowywać swoje dzieci, bo on w końcu wyszedł na ludzi. Mike zaliczył w życiu wiele kopniaków, policzków, ciosów z pięści itp. z inicjatywy ojca z powodu najbłachszych powodów takich  jak choćby fakt, że śmiał na niego krzyknąć. Wyzywał Mike'a od najgorszych, groził na przeróżne sposoby, bardzo często doprowadzał syna do płaczu, co na nim nie robiło żadnego - absolutnie żadnego - wrażenia. Mike nie wspomniał o tym ani słowa Emi. Istnienie siniaków czy złamane palce zrzucał na karb swojej niezdarności albo wypadku. Wszystko zmieniło się kiedy pewnego wieczoru John przygrzmocił mu pięścią w twarz, a na dokładkę zgasił papierosa na jego dłoni. Następnego dnia, gdy kat Mike'a dawno wyszedł do pracy, a mama rozkoszowała się wolnym dniem w pracy wylegując się do późna w łóżku w towarzystwie książki, chłopiec stanął na progu sypialni rodziców. Mike , z wahaniem, rozdarty w sobie, przycupnął na brzegu łóżka i z nieprzyjemnie ściśniętym gardłem wyrzucił z siebie całą prawdę. Gdy skończył, zapadła między nimi cisza. Jego twarz była mokra od łez, bo opowiadając w sobie to wszystko co w sobie przez te dwa lata nosił, przypomniał sobie na nowo jak się wtedy czuł. Mike bał się, że mama mu nie uwierzy i zostawi wszystko tak jak było, a on przez kolejne lata będzie skazany na ból i cierpnie. Ale Emi Cohen to najwspanialszy materiał na matkę - kochała swego syna całym sercem i ufała mu bezgranicznie jak nikomu innemu na świecie. Przytuliła Mike do siebie, powiedziała, że mu wierzy - w absolutnie każde słowo - , obiecała, że wszystko będzie dobrze, że go kocha, że bardzo dobrze zrobił mówiąc jej o tym. Że ten koszmar się skończył. Niestety - los miał inne plany. John tego samego dnia wracając z pracy ze zdziwniem zobaczył na korytarzu przed mieszkaniem swoją spakowaną walizkę, torbę z laptopem i innymi jego manatkami. W drzwiach nawet były zmienione zamki. Krzyczał i walił w drzwi, domagając się by go wpuścili do  środka, domagając się jednocześnie wyjaśnień, ale sąsiad wygonił go groźbą w postaci policji za zakłócanie porządku. Przez trzy tygodnie Mike żył szczęśliwie ze swoją kochaną mamą. Po raz pierwszy czuł się wtedy naprawdę kochany. Tyle że owe szczęście zakłócał John, bowiem co czwarty dzień przychodził do nich i starał się wytłumaczyć swojej prawie eks żonie (Emi niemal natychmiast wsyłała mu papiery rozwodowe i ponformowała go, że będzie miał rozprawę w sądzie pod zarzutem maltretowania swego syna), że "to nie tak, jak myśli". Którejś potwornej nocy włamał się do starego mieszkania by po raz kolejny starać się przekonać Emi o swojej rzekomej racji co do wychowywania Mike'a. Rozpętała się koszmarna, burzliwa awantura. Mike skulony w kącie kuchni, z dziko bijącym sercem, przyglądał się przebiegu dalszych wydarzeń. W pewnym momencie niecierpliwość i zdenerwowanie Johna sięgnęła zenitu (alkohol którego się nachlał też miał tu swój udział). Sięgnął po nóż do patroszenia ryb i w afekcie wbił go kilkakrotnie  w brzuch Emi. Ta scena tak mocno wstrząsnęła Mike'm, że otrząsnął się z szoku dopiero wtedy, gdy siła ciosu w szczęke odrzuciła jego głowę do tyłu i solidnie walnęła w ścianę. John Cohen sam był zszokowany swym czynem, lecz winą obarczył nie siebie, a Mike'a. Katował go tak, jak nigdy do tej pory. Kopał z całej siły, nie szczędził pięści i śliny. Nóż na szczęście wypuścił z ręki, uzmysłowiwszy sobie, co takiego zrobił. To piekło przerwało wejście uzbrojonej policji. Zabrali Johna do aresztu, a brutalnie pobitego Mike'a do najbliższego szpitala. Emi już nic ani nikt nie mógł pomóc. W nocy serce pielęgniarek rozdzierał rozpaczliwy płacz młodego człowieka którego życie naprawdę rozpadło się na kawałki. A Mike miał wówczas tylko 12 lat. John Cohen trafił do więzienia na 40 lat za morderstwo w afekcie plus maltretowanie syna. W szpitalu odwiedziła go ciotka z wujkiem ze strony matki - Kay i Adam Elisonowie. To oni stali się automatycznie jego prawnymi opiekunami. Tego samego roku przeprowadzili się do Palm Spring i właśnie tam mieszkają do dzisiaj. Oboje pracują w muzeum jako konserwatorzy, a Mike uczęszcza do tamtejszej szkoły. Przeszłość Mike'a nigdy nie została poruszona przez któregokolwiek z Elisonów. Kochają go jak własnego syna i doskonale wiedzą, że rozdarpywanie dawnych, bolesnych ran w niczym nie pomoże.
*
Tumblr_lr8xhm3fkj1qbqslso1_500_large

*
"Hey Jude, don't be afraid,
you were made to go out and get her.
The minute you let her under your skin,
then you begin to make it better.

And anytime you feel the pain,
hey Jude, refrain,
don't carry the world upon your shoulder."

*

      Mike to pół-Azjata, choć wiele osób - w tym jego rówieśnicy - nie zauważają żadnej różnicy i uparcie nazywają go co poniektórzy (i głupi) "żółtkiem" lub "Japońcem" (Mike'owi nie chciało się już ichwyprowadzać z błędu ,iż jego mama była Koreanką). Delikatne rysy twarzy, mlecznobiała skóra i kruczoczarne proste włosy wskazują na domieszkę azjatyckiej krwi. Ku niezadowoleniu chłopaka, jego migdałowe oczy przypominają barwą oczy Johna - ciemnozielone z żłótymi plamkami i otoczone czarnymi obwódkami w oprawie długich rzęs. Wysoki (mierzy 182 wzrostu w spadku po ojcu)  i chudy; z miejsca brany jest za koszykarza. Usta o smutnym zarysie, z rzadka są uśmiechnięte - dopełnienie oczu o równie smutnym wyrazie . Jeśli już, to jest to uśmiech melancholijny. Jego lewą dłoń zdobi brzydka blizna po papierosie.


*
F2b5486e2b5c9a9a64aaa7f_large
*




"Książki są lustrem: widzisz w nich tylko to, co już masz w sobie"
Carlos Ruiz Zafon

*
Tumblr_m574mnhbbn1r8e4u6o2_250_large

*

"Po­wiem Ci... Zmar­no­waliśmy świt, a te­go nie wy­baczy nam żad­ne niebo. "
James Morrison
*

      Chłopak odziedziczył po matce nie tylko wrażliwość, dobre serce, bystry umysł ale też miłość do książek i gust muzyczny. Całe dnie i noce spędza na czytaniu książek - najlepiej książek fantasty o grubości cegły. Sięga czasem też po klasyki takie jak "Zabić drozda" albo "Wielkie nadzieje".  Natomiast w jego duszy gra rock i muzyka poważna. Miłośnik starego dobrego rocka. The Beatles, Queen, Rolling Stone, Chuck Berry i Pearl Jem to sens jego życia. Dwadzieścia cztery godzinę na dobę żyje on w świecie fantazji. Typ obserwatora. Bardziej przeżywa cudze, fikcyjne życie niż własne. Na lekcjach matematyki bardzo często chowa książkę po podręcznikiem lub zeszytem i równie często jest na tym przyłapywany, ale ani trochę go to nie zniechęca.


*
Tumblr_m5jzu1liqk1r1yixgo1_500_large
" Nie dbam o to, co ludzie myślą, al­bo mówią o mnie, wiem kim jestem"
Jonathan Davis
*


      Mike to typowy szablonowy mól książkowy. Małomówny, spokojny, o wrażliwym sercu, posiadający zdumiewającą wiedzę na temat mitologii, kultury i historii światowej. Ponadto nie jest najlepszy w sporcie, dlatego też nienawidzi najbardziej w świecie takich przedmiotów jak  wychowanie fizyczne i nauki ścisłe. W żaden sposób nie jest w stanie podłączyć się pod sposób myślenia matematycznych geniuszy. Dla niego to całkiem obcy świat, czarna magia jak z książek o Harrym Potterze (które uwielbia, tak swoją drogą). W koszykówce pomaga mu trochę wzrost, ale i tak koordynacja ruchowa Mike'a pozostawia wiele do życzenia. Pacyfista, według Hipokratesa persona o osobowości Flegmatyka, marzyciel o doprawdy dużej i bogatej wyobraźni. Często trzyma się na uboczu, z dala od innych. W głebi duszy - choć sam się do tego nie przyzna - jest romantykiem. Jeden z ostatnich dżentelmenów XXI wieku. Zdecydowanie woli być samotny, bo tak mu lepiej albo przynajmniej tak sobie wmawia. Mike nie jest w sobie zadufany, dlatego bez problemy może wyliczyć po kolei wszystkie swoje wady: leniwy, roztrzepany, czasem zbyt pewny siebie, a czasem wręcz  przeciwnie, bez poczucia humoru (toleruje tylko sarkastyczne poczucie humoru), zdarza się mu być  zimnym i egoistycznym, totalny but z matematyki i innych nauk ścisłych. A w dodatku zbyt wrażliwy, za bardzo się wszystkich przejmuje, jest mało ufny, często się poddaje .


::ciekawostki::
Tumblr_m4gndwlr2m1r17oyso1_500_large
***



# 1 : jego pierwszą książką, taką którą pokochał są "Przygody królika Piotrusia i jego przyjaciół" Beatrix Potter (cudowne czasy dzieciństwa...). Uwielbia też  serię "Władca Pierścienia" J.R.R. Tolkiena, serię "Harry Potter" J.K. Rowling
i "Zieloną Milę" Stephena Kinga

#2: płynnie mówi w języku koreańskim i francuskim

# 3: w życiu miał osiem razy złamaną ręke, nogę tylko dwa

#4 : jego mama z wyznania była buddyjskiego, zaś ojciec wychowywany na protestanta nastawionego ateistycznie, więc nie wywierali żadnego wypływu na Mike'a w tym kierunku

# 5: cierpi na bezsenność od dwunastego roku życia. w takich chwilach często wychodzi na balkon razem z kocem, poduszką, książką (często czytuje tam Stephena Kinga lub inne horrory), iPod'em i piwem korzennym (ma do niego słabość)

#6:  uwielbia zapach nocy, deszczu i wanilii. to ostatnio kojarzy mu się z perfumami mamy

#7: po powrocie ze szpitala, zaczął się  samookaleczać, zadając sobie powierzchowne blizny na nadgarstkach, w miejscu gdzie nosi zegarek o szerokim pasku oraz na przedramionach. skończył z tym przed wyjazdem do Palm Spring

#8: jeszcze nigdy się nie całował z dziewczyną. jak był młodszy, owszem, interesował się dziewczynami, próbował im zaimponować, zaprosić na randkę etc., do momentu, gdy świat nie rozpadł mu się na tysiące kawałeczków, a on sam stwierdził, że w życiu są ważniejsze rzeczy niż sprawy sercowe i że już nigdy nikt go nie pokocha.  za świetny argument uznaje jeden ze swoich ulubionych cytatów, autorstwa Emila Ciorana "Nie jestem stworzony do miłości, urodziłem się zbyt smutny".
#9: jest człowiekiem wolnym od uzależnień.  nigdy nie brał narkotyków i nie zamierza, ma słabość do whisky, ale nie przekracza granic zacierających się z uzależnieniem, tym bardziej nie jest uzależniony od nikotyny, ponieważ kiedyś jego ojciec zgasił mu na dłoni papierosa. zniechęcił się do nich  na całe życie






zdjęcia: weheartit.com
tekst piosenki: "Hey Jude" The Beatles
cytat w nagłówku autorstwa T. Prattchet
drugi cytat autostwa W. Szekspira z "Makbeta"







            Rany, jak późno. Ale warto było ;) mam nadzieję, że się karta podoba. spędziłam nad nią trochę czasu, mimo że powinnam boksować się z matematyką, wkuwać francuskie słówka (Je vous salue, mon bien-aime ! ) oraz "zawiłą" treść "Świętoszka", bo głupia baba chce dać mi tylko 4 z polskiego. Boże... gdzie te wakacje, ja się pytam ? Pierwsza liceum to piekło. Ha, już szykuje się psychicznie na klasę drugą i trzecią.  W wakacje pewnie będe leżała trupem, tylko takim z książką i z miseczką lodów ;p



Pozdrawiam serrrrdecznie, z hiszpańskim "r" ;)

<3




24 komentarze:

  1. [A ja witam serdecznie. Może masz pomysł na wątek? Ty pomysł- ja piszę, co ty na to? ]

    OdpowiedzUsuń
  2. Musiała przyznać, że biblioteka była jedynym miejscem, gdzie potrafiła się wyciszyć. Brak hałasu, brak jakichkolwiek ludzi, którzy zaraz utopiliby się w chodzących po budynku szkolnym nowych plotkach. Przekonała się w ciągu tych kilku dni, że to właśnie tym żyją uczniowie tutejszej szkoły. W prawie każdej damskiej toalecie toczyła się debata na temat paskudnych szpilek Amy, czy nowego chłopaka Louise. Pchnęła ciężkie, drewniane drzwi, momentalnie znajdując się w środku swojego azylu. Zaczerpnęła spory wdech w płuca, rozkoszując się zapachem książek. Nie zauważyła nikogo, kto o tej porze byłby chętny na odwiedziny tego miejsca. Stanęła przed półką, która zawierała liczne biografie słynnych pisarzy. Już jako dziecko, wiedziała jakimi dziedzinami nauki zajmował się Da Vinci, czy kiedy dokładnie zmarł Dante. Stanęła na palcach w celu sięgnięcia książki z nadrukiem ''Życie i twórczość Szekspira''. Niestety, brakowało dosłownie milimetrów aby mogła ją złapać w palce. Przeklęła pod nosem, starając się jeszcze trochę podnieść swoje ciało do góry. W takich momentach żałowała, że nie zdobywała się na wysokie buty, jak większość jej koleżanek.

    [Takie jakieś, mam nadzieję, że pasuje i coś ciekawego nam wyjdzie z tego wątku. (:]

    OdpowiedzUsuń
  3. [Ła, śliczna karta. Dopatrzyłam się paru błędów, ale ogólnie całokształt i historia są świetne. Witam na blogu, od razu zapytam czy masz może pomysł na wątek albo powiązanie? Wtedy mogłabym coś zacząć ]

    OdpowiedzUsuń
  4. [Zgadzam się całkowicie, że pierwsza klasa liceum to istna katorga. Ja muszę funkcje kwardratowe męczyć na jutro. Ale jeszcze tydzień. Do piątku damy radę. ;)
    Cudowne zdjęcia, uwielbiam Koreę.
    Ale, ale. Przechodząc do sprawy najważniejszej, czyli wątku. Mam ochotę na pozwiązanie nieco bardziej skomplikowane.
    a. Jako że Marva pała gorącą miłością do książek (a zwłaszcza do fantasy, kryminałów i horrorów), to proponuję coś takieg: któregoś dnia Blow zostawiła gdzieś na korytarzu w szkole swoją książkę, opatrzoną napisanymi ołówkiem na okładce inicjałami. Mike ją znalazł i odniósł do biblioteki, dopisując pod inicjałami jakąś uwagę o szanowaniu książek. Marva po poszukiwaniach w końcu trafiła na swoją zgubę w bibliotece, przyniosła inną książkę, z zapisaną wiadomością do znalazcy poprzedniej i poprosiła biblitekarkę, by przekazała chłopakowi. Od tamtej pory mogą tak "rozmawiać" ze sobą, znając tylko swoje inicjały i doprowadzając tym do szału miłą panią z biblioteki. ;)
    b. Kiedy Mike przeprowadził się do Palm Springs, nieco wyalienowany i zagubiony, Marva została wydelegowana przez swoją ciotkę (która swoją drogą zna chyba niemal wszystkich i musi wszystko wiedzieć) do pokazania chłopakowi miasta. Nie przeszli nawet połowy Palm Springs, gdy dziewczyna wymówiła się ważną sprawą i uciekła speszona. Wujostwo Mike'a i ciotka Blow mogą utrzymywać serdeczne kontakty i teraz Marva, wstydząc się swojego dawnego wyczynu, unika chłopaka zawsze, gdy pojawia się razem z wujostwem w domu jej ciotki.
    Ewentualnie możemy to połączyć, jako że obie te opcje się nie wykluczają. Ale jeśli masz jakiś inny pomysł, to jestem całkowicie otwarta na wszystko. I jeszcze Cię nie powitałam, więc witam równie serrrrrdeczenie. :D]

    OdpowiedzUsuń
  5. [Tak, pierwsza klasa liceum to katorga, już się cieszę, że prawie koniec! ;) Ale myślę, że wszyscy damy radę. ;)) A przechodząc do głównego tematu, to może jakieś powiązanie? wątek? może poznali się kiedyś w Liverpool'u jako dzieci, kiedy Valerie była tam na jakimś obozie, czy coś? A teraz po latach spotkali się? No chyba, że masz inny pomysł, to ja oczywiście jestem otwarta na propozycję ;))]

    OdpowiedzUsuń
  6. [W takim razie postaram się coś wymyślić, ale od razu uprzedzam, że to nie będzie nic oryginalnego]
    Po całym dniu spędzonym w szkole Marie powoli traciła nadzieje, na swoje wymarzone leniwe popołudnie. Następnego dnia czekały ją dwa sprawdziany, profesor chemii rzucił coś o robieniu doświadczeń, a w dodatku musiała jeszcze napisać wypracowanie z historii na temat Wojny Secesyjnej. Mówiąc krócej, nici z wolnego dnia. Nim wyszła ze szkoły wpadła do biblioteki i zgarnęła sprawnie z półek niemal najgrubsze tomy potrzebne jej do nauki na dzisiejszy wieczór. Dla niej nauka nie była problemem, absolutnie. Po prostu liczyła na trochę oddechu, może jakiś spacer po plaży. Odgoniła błogą myśl, ale było już za późno. Wychodząc na korytarz ktoś skutecznie staranował ją oraz wszystkie książki które niosła. Schyliła się, żeby je zebrać, chłopak który ją potrącił nawet nie pofatygował się jej pomóc. Z kolei u wyjścia pojawił się ktoś inny, Marie odwróciła się i pierwsze co przyszło jej na myśl, azjata. Uśmiechnęła się przepraszająco i zaczęła układać książki oraz notatki, które zrobiła.
    - Przepraszam, już się zabieram.

    OdpowiedzUsuń
  7. Przemierzała korytarz żwawym krokiem, kierując się ku bibliotece szkolnej. O tej godzinie było tam niewiele osób, ponieważ w każdej klasie odbywały się zajęcia. W każdej, oprócz czwartej o profilu dziennikarskim, w związku z nieobecnością nauczycielki od angielskiego, która miała mieć z nimi dwie ostatnie godziny tego dnia. Zachwycona wolnym czasem, postanowiła spożytkować go na coś przydatnego. Na przykład na referat z historii, który męczyła już od niemal tygodnia. Prawo w starożytnym Rzymie. Jak ona miała to zebrać w trwające trzydzieści minut wystąpienie? To było niemożliwe.
    Pani Barker, bibliotekarka dostrzegając dziewczynę w drzwiach, kiwnęła jej głową z uśmiechem, jednak gdy Marva ruszyła w jej stronę z dwoma książkami w dłoniach, kobieta przewróciła oczami. "Czarny Pryzmat" Weeksa zaciekawiła ją ostatnio tak bardzo, że to właśnie ją postanowiła wykorzystać jako coś w rodzaju papieru listowego. Na okładce ołówkiem delikatnie napisała wiadomość i oddała ją w ręce kobiety razem z drugim tomem, należącym do jej tajemniczego rozmówcy. Prosząc panią Barker o konkretne pozycje potrzebne jej do napisania referatu, usiadła w jednej z głębokich nisz w ścianie specjalnie przygotowanych dla czytelników między regałami.
    Przez myśl nie przeszło jej nawet, by zapytać bibliotekarkę o to, komu przekazywane są jej książki. Nie pomyślała również o tym, by zacząć owego ktosia szukać lub proponować mu spotkanie. Choć była naprawdę ciekawa, to za bardzo się bała, nie miała w sobie tyle odwagi, by wyjść z inicjatywą.
    Nie przeczytała nawet strony z pierwszej przyniesionej przez bibliotekarkę, gdy z jej ust wyrwało się ziewnięcie, a oczy zaczęły jej się kleić. W skupieniu nie pomagała jej wcale cisza, przerywana od czasu do czasu cichym przewróceniem strony lub kliknięciami na korytarzu.
    "Wiem już, że czytasz dobre książki, jednak nie wiem nawet, w jakich kategoriach mam o Tobie myśleć. Zdradź mi chociaż, czy powinnam myśleć o Tobie jako o nim, czy jako o niej? To dziwne uczucie rozglądać się po korytarzach, mając świadomość, że każda z mijanych osób to może być TA osoba, z którą wymieniasz się książkami. Kto wie, może nawet chodzimy do tej samej klasy.
    Ostatnia książka była jeszcze lepsza od poprzedniej. Nie mogę się doczekać kolejnej. Coraz bardziej zachwyca mnie Twój gust i dziwi fakt, jak wiele jest jeszcze nieodkrytych przeze mnie fascynujących pozycji.
    PS. Jak skończę szkołę i studia, to już nigdy w życiu nie spojrzę na skrypty o prawie rzymskim. Nigdy."

    [Mam nadzieję, że dobrze się do tego zabrałam. Jeśli coś nie pasuje, to mów, popraw sobie, czy cokolwiek. ;)]

    OdpowiedzUsuń
  8. [Wiem, że wątki płci tej samej zazwyczaj nie są tak atrakcyjne i łatwe w realizacji, ale mimo to zapraszam do burzy mózgów, może coś wymyślimy wspólnie :D]

    OdpowiedzUsuń
  9. [ Bardzo chętnie :) Jakieś pomysły? ;> ]

    OdpowiedzUsuń
  10. [Colinowi przyda się bardzo dobry przyjaciel, bo aktualnie nie posiada takowego, więc jestem jak najbardziej za! Różnice mi nie przeszkadzają, bo to tylko ubarwia wszystko. Podobieństwa się wszak nie przyciągają :P]

    OdpowiedzUsuń
  11. [Ja bardzo chcę wątek. Co ty na to, żeby Mike pomagał Denisie w lekcjach? To mogłyby być takie korepetycje, bo Denisa nie ze wszystkim w szkole radzi sobie dobrze. Myślę, że byłoby fajnie. I znalazłam błąd w karcie. Mike nie może być czystej krwi Brytyjczykiem, a co najwyżej rodowitym. Czystej krwi oznacza, że w jego drzewie genealogicznym nie ma obcokrajowców, a on sam jest Azjatą więc już to wyklucza czystą krew. Reszta okey.:D:D]

    OdpowiedzUsuń
  12. [Cieszę się, że pomysł zaakceptowany. Jak chcesz zacząć to jestem ci ogromnie wdzięczna :D:D]

    OdpowiedzUsuń
  13. - Ej, dlaczego kradniesz moją kawę?- Amelie spojrzała na chłopaka, który już miał sięgać po jej upragniony i dość długo wyczekiwany napój. Nie patrzyła na niego z jakimś specjalnym wyrzutem, ale trzeba przyznać, że sytuacja wydawała się dość dziwna. Wydawało jej się, że dobrym rozwiązaniem będzie jakiś kompromis, ale nie miała odwagi tego zaproponować. Nie chciała też wyjść na jakąś nieuprzejmą zołzę, dlatego postanowiła czekać co z tego wszystkiego wyniknie. [Wybacz, że tak krótko, jakoś nie mogłam tego rozwinąć, ale poprawie się :)]

    OdpowiedzUsuń
  14. [Oczywiście, że jestem chętna na wątek :) Tylko musimy wymyślić coś wspólnie, bo ostatnio nie bardzo grzeszę inwencją twórczą, niestety. Jak mawiają - co dwie głowy to nie jedna, o ;)]

    OdpowiedzUsuń
  15. Marie przez chwilę przyglądała się chłopakowi. To było naprawdę miłe z jego strony, że pomógł jej zbierać te wszystkie książki. Nie wiedziała nawet jak odpowiednio mu podziękować. W sumie nawet go nie znała, kojarzyła tylko z tego, że chodzili do jednej szkoły, ale to było chyba dość oczywiste. Nie wiedziała o nim nic więcej.
    - Tak w ogóle, jestem Marietta – przedstawiła się wyciągając do niego rękę. Wydawał się bardzo przyjaznym, nawet miłym chłopakiem, jakich teraz było mało.
    Marie zebrała wszystkie swoje książki w jedno miejsce, powkładała luźne notatki między spore tomy książek i spojrzała na nie zrezygnowana. Od początku było widać, że będzie jej z tą nauką ciężko. Nie miała ochoty tego robić, to wychodziło ponad jej dzisiejsze możliwości. Westchnęła tylko ciężko, chłopak przyglądał jej się przez chwilę, cóż mógł zrobić. Pomógł jej zebrać książki i pewnie sam miał mnóstwo spraw do załatwienia.
    - Jeszcze raz, bardzo dziękuje – dodała z lekkim uśmiechem wkładając część książek do swojej torby, tylko niektóre z nich wciąż trzymała w rękach bo się po prostu nie mieściły.

    OdpowiedzUsuń
  16. Destiny Salvage28 czerwca 2012 19:36

    [Podoba mi się ogromnie ta postać! :) Jest słoodki. Chęć/pomysł na wątek? :)]

    OdpowiedzUsuń
  17. Pal licho kawę! Amelie bardzo szybko wlała zawartość kubka do swojego gardła (nieco je przy tym parząc) i wybiegła pospiesznie z kawiarni. Nie zwróciła uwagi nawet na to, czy ktoś to zauważył. Zapłaciła przecież za kawę i nie zostawiła w lokalu ani jednej swojej rzeczy, oprócz, rzecz jasna, pieniędzy. Biegła szybko obok sklepów, delikatny wiatr rozwiewał jej jasne włosy. To wszystko nie trwało długo, bo już po chwili zauważyła chłopaka.- Michael! Zaczekaj!- krzyknęła i nieco przyspieszyła, by za moment znaleźć się z nim ramię w ramię na chodniku.- Dlaczego tak szybko wyszedłeś?- zapytała, bo nie wydawało jej się, że postąpiła jakoś niegrzecznie lub go uraziła.

    OdpowiedzUsuń
  18. Destiny Salvage2 lipca 2012 00:16

    [DEstiny też uwielbia fantastyką, słucha też tej starszej muzyki :) Jako osóbka ujmująca i wesoła, mająca jednak swoje jakieś tam problemiki może chcieć rozświetlić życie smutnego Mike'a, hm? :)]

    OdpowiedzUsuń
  19. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  20. [NIE KIERUJ MOJĄ POSTACIĄ. DZIĘKUJE.]

    Była zmęczona od nocnego zakuwania nad Historią. Książki od tego przedmiotu stanowiły tylko i wyłącznie opasłe tomy, które nie jednemu dzieciakowi mogły przekrzywić kręgosłup. Była zirytowana faktem, że została zmuszona do czegoś na co wcale nie miała ochoty. Mike wydawał się wprawdzie spokojnym i całkiem sympatycznym chłopakiem, ale lekcje z nim oznaczały mniej czasu na komputery i jazdę na deskorolce, a tego Denisa nie mogła podarować losowi, który z jakiegoś powodu stale się na niej mścił.
    Zaparkowała swój stary rupieć, który kiedyś był rowerem, przed jego domem i obejrzała sobie dokładnie lokacje w której mieszkał. Wcześniej umówili się, że korepetycje będą odbywać się w każdy wtorek o godzinie dziewiętnastej. Do końca roku zostało już nie wiele czasu, więc Denisa miała na karku poważny obowiązek, aby zaliczyć ten cholerny przedmiot.
    Rzuciła rower na trawę i zadzwoniła do drzwi. Otworzyła jej jakaś kobieta, najpewniej matka chłopaka. Denista ceremonialnie oparła się o framugę i spojrzała na nią żując gumę.
    - Dom Cohen'ów, tak? - odrzuciła włosy go tyłu i strzeliła balona - Jestem skazana na korepetycje z Mike - wytłumaczyła, bezczelnie zaglądając kobiecie przez ramię, chciała zobaczyć jak jest w środku - Ma pani bardzo miłego syna i bardzo uczynnego. Sama nie wiem co bym zrobiła, wprawdzie nie uśmiechają mi się korepetycje, ale jeszcze mniej szkoła letnia - uśmiechnęła się szeroko.

    OdpowiedzUsuń
  21. - Jasne! Oczywiście!- powiedziała przepełniona entuzjazmem.- To znaczy... tak, z miłą chęcią.- poprawiła się szybko. Bardzo ucieszyła się z faktu, że chłopak się na nią nie gniewa. Nie lubiła, gdy ktoś się na nią obrażał. Bardzo nie lubiła. Zawsze miała jakieś poczucie winy czy coś.- A masz jakiś pomysł, dokąd pójdziemy?- zapytała, nawiązując do wspólnego spaceru.- Czy po prostu przed siebie, gdzie nogi poniosą?- zapytała zaciekawiona.

    OdpowiedzUsuń
  22. [Masz może jakiś ochotę? A może nawet pomysł na wątek? Powiazanie z Sol? :)]

    OdpowiedzUsuń
  23. Odkąd zaczęły się wakacje, matka dopominała się, aby choć na miesiąc wprowadziła się do jej nowego apartamentowca, zwłaszcza, że teraz w odwiedziny przyjechał starszy brat rudowłosej. Po kilkunastu zaciętych dyskusjach zgodziła się. Apartamentowiec jej rodzicielki znajdywał się około piętnaście minut spaceru do szkoły więc nie musiała przemierzać całego miasta aby dostać się na nadprogramowe zajęcia. Jej brat rzadko kiedy pojawiał się w lokum, wolał przenocować u znajomych niż wysłuchiwać kazań matki, nie dziwiła się chłopakowi. Tylko szlang ją trafiał, że utknęła z apodyktyczną rodzicielką. Musiała się wyrwać z tego piekła. Myślała, że wymsknie się z lokum niezauważalnie aby ustrzec się spotkania ze swoją neurotyczną matką, ale jak na złość, kiedy zamierzała już wyjść, usłyszała markotny głos rodzicielki. Odwróciła się i zlustrowała kobietę od stóp do czubka głowy. Mogła się tego spodziewać, zastała elegancko ubraną kobietę po czterdziestce, która krzyżowała ręce na klatce piersiowej i z perfidnością wymalowaną na jej twarzy próbowała odgadnąć zamiary córki. -Śpieszę się.- Oznajmiła Jessica, nie spuszczając z niej wzroku, podstawą sukcesu było patrzenie człowiekowi w oczy, bo to świadczyło o tym, że nie wahasz się i przystajesz przy swoich przekonaniach, tak mawiał jej świętej pamięci dziadek. Na ustach kobiety z widocznym trudem uformował się nieznaczny uśmieszek, dziewczyna była zbita z tropu gdyż jej matka uśmiechała się wyłącznie na uroczystościach, w towarzystwie. Te uśmieszki nie należały do najszczerszych, dla tego osłupiała kiedy zorientowała się, że obecny uśmieszek jej rodzicielki należał do szczerych, nieznacznych, ale szczerych. Matka zaproponowała jej, że odwiezie ją do szkoły, ale rudowłosa otrząsnęła się z przemyśleń, łącząc wargi w cienką kreskę. -Przejdę się.- Brakowało tego aby przystała na jej propozycję, ale w pewnym momencie uświadomiła sobie, że od przeszło szesnastu lat jej matka nie wykazała cienia zainteresowania swoją jedyną córką, nie potrzebowała jej starań teraz, potrafię zadbać o siebie, pomyślała i pośpiesznie wyszła z lokum, nie dając szansy matce aby cokolwiek powiedziała. Odetchnęła z ulgą kiedy znalazła się na zewnątrz. Okazało się, że ulga, którą obecnie czuła była krótkotrwała. Zerknęła na zegarek na nadgarstku i zagryzła wargę w złości. Świetnie. Matka zagwarantowała jej spóźnienie (...) Nauczyciel pewnie nie będzie miał jej za złe, że nie stawi się na łacinie, w końcu i tak była daleko z programem, na lekcjach dostawała indywidualne materiały aby się nie nudzić. I tak większość uczniów dziwiła się jej, że wakacje spędza przerabiając dodatkowe materiały i udzielając się w szkolę, ale dla niej było to szansą na dodatkowe punkty na uniwersytet. Nauka przychodziła jej z łatwością, co było znacznym plusem zwłaszcza, że jej ojciec uważał, że nauka jest priorytetem i od czasu do czasu chwalił córkę za jej zaangażowanie w zdobywaniu wiedzy, nie to, że potrzebowała jego pochwał, ale lubiła być w centrum zainteresowania. Tak przynajmniej twierdziła. Skoro i tak na dzisiaj nie miała zaplanowanych żadnych wakacyjnych zajęć to postanowiła, że powtórzy sobie materiały ponadprogramowe w czytelni. Wydawało się to być ciekawsze niż siedzenie w czterech ścianach z rodzicielką. Odgarnęła kosmyk rudych włosów z twarzy i leniwym krokiem ruszyła do biblioteki, podejrzewała, że będzie jedyną osobą, która zdecydowała się na wakacyjną naukę w czytelni, widocznie się myliła gdyż w środku zastała mężczyznę siedzącego z nosem w książce, zlustrowała lekturę i zorientowała się, że książka nie należała do obowiązkowych do przeczytania, autorem lektury był Stephen King. Jej wzrok skierował się na chłopaka, znała go z widzenia. Przysiadła na drugim końcu ławki i zaczęła szukać w torbie materiałów.

    OdpowiedzUsuń

Archiwum