niedziela, 10 czerwca 2012

Człek naiwny to odmiana nikczemnika.

MARVA BLOW
13.XII.1992, IV KLASA
DZIENNIKARSKI
KÓŁKO GARNCARSKIE

     Zna Palm Springs jak własną kieszeń. Raj dla turystów, idealne miejsce na spełnienie słynnego american dream dla mieszkańców USA. Roześmiana młodzież, dzikie imprezy, niezwykłe indywidua. Zaledwie niespełna czterdzieści pięć tysięcy obywateli, a jednak nie można narzekać na brak różnorodności. Każdy powinien znaleźć tam swoje miejsce. Ona nie znalazła. Marva Blow i jej rozpaczliwe pragnienie wyrwania się z Palm Springs jak najdalej, jak najszybciej, jak naj. Nie chodziło nawet o ambicje. To prosta dziewczyna z prostym życiem. Czy jest ktoś, kto nie zna uczucia tej głupiej pewności, że coś tak, choć nie potrafimy tego wytłumaczyć? Ona miała takie poczucie. Była całkowicie przekonana, że w Palm Springs nie ma dla niej szczęśliwej przyszłości. A każdy pragnie szczęścia. Ona pragnęła spokoju.
     A spokój Blow popełnił samobójstwo. Jej niespełna rok starszy brat ugiąwszy się pod zabiegami jakiegoś chorego świra-dręczyciela, pozbawił siebie życia, a jej szansy na odnalezienie swojego miejsca w rodzinnym mieście. Wzbudziło to w niej coś, czemu była zawsze zupełnie przeciwna - chęć zemsty. Jako że kiepski z niej zbir, jej zemsta ma przebieg dość nieudolny. Przeniosła się do innej części miasta i zmieniła szkołę, by znaleźć jakiegoś tam Billa, który odpowiadałby opisowi godnemu prawdziwego sukinsyna. Jej poszukiwania nie przynoszą żadnych rezultatów, mimo że pomaga jej despotyczny współlokator.
    Trudno powiedzieć, czy Marva jest tylko naiwna, czy też głupia. Na pewno brakuje jej spostrzegawczości, bo jak można nie zauważyć, że mieszka się pod jednym dachem z kimś, kto idealnie pasuje do rysopisu poszukiwanej przez nas osoby? Najwyraźniej można. Oprócz faktu, że Blow jest skłonna uwierzyć we wszystko, co jej się powie, jeśli na końcu usłyszy "nie kłamię", blondynka jest również strasznie nieuważna. Nie sprawia jej problemów zaufanie od ręki osobom całkowicie nieznajomym. Można ją porównać do dziecka, które nigdy nie zostało nauczone, że nie wolno brać słodyczy od obcych ludzi. Ona wzięłaby, nawet nie podejrzewając, że ktoś mógłby mieć złe intencje. Ma swój idealny, wyimaginowany świat; jej łatwowierny stosunek do wszystkiego aż się prosi, żeby zderzyć go z brutalną rzeczywistością. Nigdy nie doświadczyła zła na własnej skórze, dlatego tak namacalne jego skutki w postaci śmierci kogoś bliskiego były dla niej ogromnym szokiem. Nie można powiedzieć, że jest niewinna, ale ona lubi tak o sobie myśleć. Głęboko wierzy, że słowo przepraszam wszystko załatwia, łata wszystkie dziury, naprawia wszelkie relacje, więc przeprasza - często i za najmniejsze bzdurki. Nie lubi niedomówień, prawie zawsze mówi prosto i bezpośrednio, jednak czasem zdarza się, że nie potrafi zebrać myśli i plącze się w swoich wypowiedziach. Ma dużą wiedzę, zwykle wybiega myślami i spojrzeniem zbyt daleko i nie zauważa tego, co ma pod nosem. Uwielbia ludzi, jednak jej zmieniające się co chwilę nastroje i naiwność skutecznie odstraszają wszystkich. Powoli przekonuje się o tym, że nic nie jest idealne i że wszystko ma również swoje złe strony. Skutecznie pomaga jej w tym towarzystwo, w którym mieszka - nadgorliwa matka właściciela i sadystyczny współlokator. Jest okropnie emocjonalna - wystarczy nawet słaby bodziec, by doprowadzić ją do płaczu lub do szału. Ma bardzo małą odporność psychiczną, nie jest przyzwyczajona do stresujących sytuacji, więc jej reakcje są często przesadzone.


     Po śmierci brata, nic się w niej nie zmieniło. Jej reakcją na informację o jego śmierci, była złość i groźby rzucane w powietrze. Jest całkowicie przeciwna jakiejkolwiek agresji, brzydzi się przemocą, jednak jest przekonana, że dla tego - jakiegoś tam Billa - będzie w stanie zrobić wyjątek. Nic jej się nie zmieniło, wciąż potrafi się śmiać i żartować. Upiera się przy swoim i potrafi o to walczyć. Nie zaniedbała nauki i świetnie sobie radzi. Ciekawa świata i ludzi, choć trochę nieśmiała, a chwilami również niepewna siebie. Aktualnie idealnie grzeczna z głęboko ukrytym szaleństwem, które swego czasu w sobie uśpiła. Skora do spontanicznych gestów i zachowań. Wygląda na porządną i poukładaną, w rzeczywistości jednak jest wielką bałaganiarą i jako człowiek daleki od geniuszu, nie potrafi zapanować nad swoim chaosem.
     Marva to blondynka z miłą aparycją. Jest świadoma swojej atrakcyjności, jednak stara się tego nie wykorzystywać. Mierząca sto sześćdziesiąt dziewięć centymetrów wzrostu, drobna dziwiętnastolatka z błąkającym się na jasnych ustach delikatnym uśmiechem. Ma lekko falowane włosy sięgające łopatek, wszelkie zabiegi kosmetyczne związane z fryzurą są jej całkowicie obce, wystarczy jej szczotka i gumka. Delikatna i krucha, dziewczęca w każdym swoim geście; w charakterystyczny sposób odgarnia włosy z twarzy, plącząc się niezdarnie w przydługich kosmykach. Ma czyste szare oczy. Nie maluje się, ponieważ ma uczulenie na niemal wszystkie kosmetyki. Jej pierwszą i największą miłością są książki. Mogłaby siedzieć i czytać, czytać i siedzieć. To na pewno po części stąd wziął się jej idealistyczny światopogląd.



Od autorki: Marva miała wyjść taka... przesadzona. Jest to zabieg całkowicie świadomy.
Liczę, że nasza współpraca będzie owocna. Mam nadzieję, że postać spełnia wymagania.
Witam i zapraszam do powiązań i wątków. ;)
Cytat - Bernard Fontenelle.




18 komentarzy:

  1. [Cześć, cześć. Czekałem na Ciebie i się w końcu doczekałem. W powiązaniach nic właściwie nie zmieniałem, bo mi się nie chciało, tyle że zdjęcie dodałem i uzupełniłem podstawowe dane o Marvie. Winszuję, że udało Ci się znaleźć zdjęcie blondynki, która nie jest wyzywająca w żadnym stopniu.
    No i rozpoczęcie wątku oczywiście zostaw mnie. Jak mi się uda jeszcze dzisiaj, to napiszę dzisiaj, a jeśli nie - na pewno zrobię to jutro. I podejrzewam, że w stu procentach lepszym skutkiem, bo teraz jestem wykończony.
    Miło Cię widzieć. :D]

    OdpowiedzUsuń
  2. [Jaka Ty zapracowana jesteś z powodu tego zdjęcia. Szukałaś, szukałaś i tak Ci było ciężko, ciężko, oj jak ciężko, bardzo ciężko... I że Ty jeszcze żyjesz, to mnie dziwi najbardziej. :D
    Wątek jednak rozpocznę jutro, jak wrócę do domu, tak sobie postanowiłem.
    Miałem właśnie pytać o tego Blogspota. Nie jest wbrew pozorom taki trudny do ogarnięcia. Dobrze, że sobie poradziłaś bez żadnych problemów. Tylko szkoda, że to zdjęcie Cię tak zmęczyło. :D]

    OdpowiedzUsuń
  3. To, że Dylan był łakomczuchem wiedzieli prawie wszyscy, którzy w jakimś stopniu mieli okazję go poznać. Mało kto wiedział, że ten typek posiadał swoją ulubioną cukiernię w centrum miasta. Chodził tam często po lekcjach, był stałym bywalcem więc zdążył już sobie wyrobić swoje to-co-zawsze. Przy okazji kobieta pracująca w tej cukierni była niebywale przyjemna, a dla niego to był już duży plus.
    Tamtego dnia zerwał się z ostatniej lekcji specjalnie po to, żeby na spokojnie pójść do ulubionego lokalu. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, że tego dnia wyjątkowo za ladą stał ktoś inny. Nie ma co się oszukiwać, był zdziwiony. Starannie przyjrzał się młodej dziewczynie jeszcze przez witrynę cukierni. Wyglądała trochę jak młodsza wersja kobiety, która pracowała tutaj na co dzień. Sam nie wiedział jak zareagować, z jednej strony dziewczyna wydawała się przyjemna i nie ma co owijać w bawełnę, była ładna. Zdecydowanie ładniejsza od tamtej kobiety. Uśmiechnął się przyjaźnie wchodząc do cukierni, rozejrzał się w poszukiwaniu kolejnych zmian. Uniósł jedną brew w zaciekawieniu przyglądając się nieznajomej, tylko ona była tutaj nowym przypadkiem.
    - Nie wyglądasz mi na czterdziestoletnią kobietę, która wczoraj sprzedawała mi ptysie – odparł opierając się o ladę.

    OdpowiedzUsuń
  4. Bill odwiedzał kuchnię tylko w dwóch celach - po coś do jedzenia lub po coś do picia. Żaden inny powód nie był wystarczająco dobry, by wkraczać na teren zlewu, garnków i wszystkich tych innych kobiecych dupereli. Poza tym już na samym początku ustalił z Marvą, że to ona zajmie się tym, czym powinna zajmować się porządna kura domowa. Nie miała wyboru, musiała się zgodzić.
    Dlatego teraz, gdy wkroczył do kuchni i dostrzegł ją siedzącą przy stole, pokiwał z aprobatą głową. Dobrze, że dziewczyna zna swoje miejsce! Zamiast skierować się do lodówki, zatrzymał się przy Blow i wycelować palcem tuż przed jej oczami, wskazując to magiczne urządzenie, dzięki któremu jedzenie się nie psuje.
    - Tam. Kanapka. Zrób - powiedział po swojemu - spokojnie, ale niewątpliwie dobitnie - i usiadł na krześle obok. Uniósł brwi, patrząc na blondynkę wyczekująco. Na co ona czekała? Na zaproszenie?
    Eversleigh, oprócz tego, że był homofobem, rasistą i megalomanem, był również w pewnym sensie seksistą. Nie, stop. Czy w ogóle można być seksistą w pewnym sensie, seksistą po części, seksistą, ale...? Chyba nie. W takim razie Bill był pełnoprawnym seksistą. Takim seksistą, co to kobietom wyznaczył miejsce w kuchni i nigdzie więcej. Chyba, że kobieta miała wyjątkowo fajne cycki. Albo wyjątkowo fajną dupę. Ewentualnie jakoś całkiem fajnie się z nią kłóciło. Wtedy mogła przebywać w kuchni o jeden posiłek rzadziej. Oczywiście tylko wówczas, kiedy znalazła sobie na ów posiłek zastępstwo. Bill musiał coś jeść.
    W sumie to już się niecierpliwił. Czekanie na kanapkę dłużej niż kilka sekund było katorgą, kiedy brzuch niemalże rozrywało przeraźliwe burczenie, które ostrzegało, że jeszcze raz właściciel żołądka nie zje kolacji, to wtedy się z nim ostro policzy. Eversleigh już chciał coś powiedzieć, już chciał przyspieszyć Marvę, kiedy usłyszał huk. Przez chwilę nasłuchiwał z niewzruszoną miną. Kiedy zorientował się, co się dzieje, powoli wstał.
    Matka właściciela. Przylazła. Teraz. Niech ją piekło pochłonie.
    Trzeba wiać.

    OdpowiedzUsuń
  5. Uśmiech na jego twarzy wyraźnie się pogłębił, cóż miał zrobić spojrzał na wystawne babeczki i ciastka.
    - Powiedziałbym, to co zawsze, ale podejrzewam, że ciasteczka młodości źle wpływają na pamięć - powiedział dla rozluźnienia widząc jak twarz dziewczyny pokrywa się czerwienią. Uznał, to za komplement. W końcu dla niego to też była przyjemna odmiana. Pojawił się ktoś nowy. Nie, żeby Dylan nie lubił kobiety, która pracowała tu na co dzień. Była miła, spokojna, delikatna, miała pewien bagaż doświadczenia. Nie oszukujmy się jednak, to co widział teraz zdecydowanie bardziej mu odpowiadało. I wcale nie myślał tutaj o wypiekach.
    - To jak długo działa ten przepis ? - spojrzał na nią jeszcze na chwilę, chciał się dowiedzieć jak długo może liczyć na obecność dziewczyny.
    - Podasz mi babeczkę z jagodami? - poprosił robiąc minę zbitego psiaka. - No może dwie - dodał po chwili zacierając ręce.

    OdpowiedzUsuń
  6. [Mi to jak najbardziej odpowiada ;D Zaraz wątek zacznę :)]

    OdpowiedzUsuń
  7. Uśmiechnął się tylko i jeszcze raz spojrzał na witrynę, korciło go żeby zamówić coś jeszcze, ale mimo wszystko nie powinien się przejadać. Był w końcu sportowcem, im nie przystoi pożerać tony słodyczy tylko po to, żeby rano wszystko to spalić na bieganiu. Z drugiej strony nie chciał sobie żałować niczego, spojrzał na dziewczynę.
    - Zdam się na Twój gust, wybierz coś dobrego – jego brew powędrowała ku górze w teatralnym, nieco zabawnym geście. Był już taki, lubił, nawet uwielbiał się droczyć z innymi. Teraz pomyślał o czymś innym i dlatego pozwolił nieznajomej wybrać to, co sama uważała za najlepsze. W dodatku, kto lepiej niż ona sama będzie wiedział który wypiek udał się najbardziej? Chyba nikt inny. Babeczki w pudełku wyglądały trochę jak zapowiedź pożegnania, a on wcale nie miał na takowe ochoty. Może dlatego poprosił o coś jeszcze?

    OdpowiedzUsuń
  8. [Możesz, możesz :D Będę Ci dozgonnie wdzieczna ;D]

    OdpowiedzUsuń
  9. [No problem ;D Sama oglądam ;)]

    OdpowiedzUsuń
  10. Czy Neymar potrafiłby opuścić jakąkolwiek imprezę na plaży? To chyba jedno z pytań retorycznych, a jeśli się mylę to odpowiedź zabrzmiała by: nie. Tego wieczoru było tak samo jak wcześniej. Szybkie ogarnięcie się, zabranie alkoholu, aby dorzucić coś do barku stworzonego przez młodzież z Palm Springs i poszukiwanie miłego towarzystwa na wieczór.
    Ludzie porozpraszali się po całym odcinku plaży. Część siedziała na ławkach, inni kręcili się przy barku, niektórzy stali w pobliżu ogniska (tak jak Neymar), a reszta bliżej wody aby móc swobodnie potańczyć. Chłopak co chwilę zamieniał z kimś kilka słów. Pewnie byłoby inaczej, gdyby nie to, że jest on osobą towarzyską, a po drugie to szkolny sportowiec, z którym każdy chciałby rozmawiać, zadawać się na co dzień, ale to raczej było niemożliwe. Neymar nie potrafił trzymać przy sobie ludzi, którzy byli z nim tylko dlatego, że należał do popularniejszych osób w szkole. Wolał tzw. szare myszki, które były we wszystkim prawdziwe i zawsze dawały z siebie wszystko.
    Muzyka grała coraz głośniej, więc był to najlepszy znak na to, że trzeba ruszyć się od ogniska i iść z kimś potańczyć lub ewentualnie gdzieś usiąść. Z piwem w dłoni ruszył przed siebie. Większość miejsc na ławkach była zajęta, ale na jakiejś siedziała tylko jedna osoba. Podszedł bliżej i zauważył, że to jakaś dziewczyna. Niestety przez tak padające światło nic więcej nie mógł stwierdzić.
    - Można? - uśmiechnął się przyjaźnie i nie czekał na odpowiedź. - Neymar jestem - wyciągnął w kierunku nieznajomej mu osoby dłoń.

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie wiedział co ma powiedzieć, bo … nigdy nie znalazł się w podobnej sytuacji? Tak, to chyba dlatego. Nigdy w życiu nie zdarzyło mu się, żeby ktoś w cukierni zaproponował mu pieczenie własnych ciast, po pierwsze bo nie sprawiał wrażenia chłopaka, który ma ochotę na wypieki, po drugie, bo to raczej nie leżało w interesie sprzedawcy. Teraz Dylan był po prostu zszokowany, zwłaszcza że propozycja pojawiła się tak nagle i niespodziewanie. Ostatecznie co miał zrobić? Wyjść zabierając swoje ciastka i rzucić monety na stół? Nie, to nie byłby on. W jego naturze leżało łagodne podejście, co nie wszyscy łatwo przyjmowali do wiadomości.
    Dlatego uśmiechnął się lekko, chociaż wciąż wyglądał pewnie na zdziwionego.
    - Czemu nie? – powiedział zdecydowanie, nie było niczego co działałoby na niekorzyść tej propozycji. Poza tym mógł skorzystać z dość ciekawej okazji, no i oczywiście mógł jeszcze trochę pobyć w towarzystwie Marvy, która swoją drogą wydawała się całkiem wdzięczną i przyjemną osobą.

    OdpowiedzUsuń
  12. [Zajebiste pomysły! Najbardziej mi pasuje to w szpitalu, tylko małe poprawki wniosę od siebie. Bo Colin raczej ukrywa się z tym, że jego matka jest psychiczna, nikt o tym nie wie i rzadko odwiedza ją w szpitalu. Twoją zna już od dawna, więc raczej nie wziąłby za psychiczną bo codziennie widują się na korytarzu. Ale kiedy pewnego dnia poszedłby odwiedzić matkę to zobaczyłby, że twoja przy niej siedzi, były zaskoczony tym faktem, a twoja zaskoczona, że ta obłożnie chora kobieta to matka Colina. Osobiście mój bohater wini matkę za wszystko, więc troska i opieka twojej mogłyby być dla niego dobrą lekcją życia jakim być wobec drugiego człowieka.]

    OdpowiedzUsuń
  13. [Ja również mogę zacząć, skoro dałaś pomysł, to teraz kolej na mnie. Odciążę cię, ale też daj mi chwilkę xD]

    OdpowiedzUsuń
  14. Colin nie znosił szpitali, a już tym bardziej nie było mowy, aby polubił psychiatryk. Wszystko tu było takie przygnębiające. Wąskie korytarze i zakratowane okna przez które wpadało słońce. Kurz osiadł grubymi warstwami na parapetach, a podłoga była antypoślizgowa, co uniemożliwiało swobodny krok.
    Miało się nieoparte wrażenie, że w tym miejscu czas się zatrzymał, że panują tutaj lata pięćdziesiąte albo wojenne. Był tu drugi raz, pierwsza okazała miała miejsce trzy lata temu i wtedy postanowił sobie, że więcej tu nie wróci. Ale wrócił. Sam nie umiał sobie odpowiedzieć dlaczego. Matka go nie lubiła, wrzeszczała opętańczo kiedy tylko mogła go zobaczyć, jego wizyta nie miała więc sensu. A mimo to musiał się przekonać jak teraz wygląda. Nie wątpił, że okropnie.
    Szedł ponury za pielęgniarką, która wprowadziła go do małej świetlicy, gdzie byli inni stuknięci ludzie. Robili rzeczy nie pasujące do ich wieku. Niektórzy chodzili, jak we śnie, drudzy kiwali się na boki, a trzeci zwiastowali atak obcych cywilizacji. Koszmar.
    - Jest tam - szepnęła pielęgniarka i wskazała na kobietę o płowych, rzadkich włosach, która siedziała przy oknie i wpatrywała się w szybę bez celu. Coś ścisnęło Colina za gardło.
    Zbliżył się do niej ostrożnie i usiadł gdzieś nieco dalej, czekając aż chora go zobaczy. W tym momencie ktoś podszedł do jego rodzicielki. Oczy Colina urosły do niebotycznych rozmiarów, kiedy rozpoznał w dziewczynie kogoś znajomego. Bezmyślnie wyrwało mu się z gardła.
    - Marva?

    OdpowiedzUsuń
  15. [Jeju, jakie świetne pomysły na wątek ! ;D kurczę, choć oba wątki są naprawdę bardzo interesujące to mnie chyba jednak pasowałby ... ten pierwszy. niebanalny, ciekawy z książkami w tle - cudownie ;)) nie miałabyś nic przeciwko gdybyś Ty zaczęła ?
    PS. Bardzo śliczna karta ;) ]

    OdpowiedzUsuń
  16. [Okey, tylko proszę nie kieruj matką Colina bo jej choroba inaczej się objawia niż to napisałaś. Dlatego pominę jej wyzwiska. Jego matka za wiele nie mówi, a na widok syna wrzeszczy, wyrywa sobie włosy z głowy i zwija się, ale raczej nie przejawia świadomości takiej, jak wyrzuty wobec niego. Imię na razie niech będzie :P]

    Sue wrzeszczała, krzyczała, zaczęła okładać samą siebie po twarzy i krzywdzić własne ciało. Wrzeszczała jak zarzynane zwierzę i to bez powodu. Byłaby gotowa zabić się, gdyby w porę nie podeszła do niej pielęgniarka i z pomocą kilku silnych pielęgniarzy nie związali ją kaftanem bezpieczeństwa, odprowadzając do izolatki.
    Kilku pacjentów patrzyło na tę scenę z dziecięcym przerażeniem w oczach. Colin nawet się nie poruszył, chociaż jego twarz była biała jak papier. Usiadł na drewnianej ławce i złożył przy ustach ręce jak do modlitwy, patrząc w próżnię.
    - Nie znam tej kobiety, jakby co - wymruczał do swojej znajomej ze szkoły. Prędzej by umarł niż przyznał się, że ma chorą matkę, nikt zresztą o tym nie wiedział - Z ciekawości chcę wiedzieć, często odwiedzasz psychiatryk?

    OdpowiedzUsuń
  17. [ Że się tak zapytam - wątek? ;> ]

    OdpowiedzUsuń
  18. Martha, jego młodsza siostra, kiedyś coś mu wspominała o dziewczynie, która ma na imię Marva. Z tego co on wiedział to mała bardzo ją lubiła i nawet kiedyś chciała mu ją przedstawić jednak nie było jej to dane. Uśmiechnął się na samą myśl o swojej ukochanej siostrzyczce, jednak wrócił to niezbyt rozwiniętego dialogu z nowopoznaną dziewczyną.
    - Mam takie dziwne wrażenie, że się mnie boisz - uśmiechnął się w jej kierunku chociaż wiedział, że jest małe prawdopodobieństwo aby dziewczyna to zauważyła. - Możesz być spokojna, nic Ci nie zrobię - upił łyka piwa.
    Często czuł, że ktoś się go boi, bo był zbyt śmiały. Potrafił podejść do jakiejkolwiek osoby i zacząć z nią rozmowę, a tą drugą osobę to przerażało. Neymar nigdy nie miał żadnych złych planów wobec kogokolwiek. Zawsze przyjaźnie nastawiony do świata. Nie musiał być pod wpływem alkoholu, aby wszystko mu się podobało. Często bywał beztroską osobą, która miała w głębokim poważaniu wszystkie problemy, całe zło tego świata. Nawet gdy tracił kogoś bliskiego nie dawał tego po sobie poznać. Zawsze uśmiechnięty z głową pełnych pomysłów. Właśnie po tym każdy potrafił go rozpoznać. Właśnie dlatego tyle osób go lubiło.
    - Chyba nie będziemy tak bezczynnie tu siedzieć? - zadał pytanie, chociaż nie oczekiwał odpowiedzi na nie. - Chodź, zatańczymy - wyciągnął dłoń w kierunku dziewczyny i czekał na jakąkolwiek reakcję z jej strony.

    OdpowiedzUsuń

Archiwum