piątek, 15 czerwca 2012

Sometimes the weak win everything, and secretive open their souls.

Colin Lancester,
 lat 18, ur.13 Sierpnia dwie minuty po północy ku uciesze... nikogo. 
Klasa III, profil medyczny, zajęcia dodatkowe: taniec gr II. 
Heteroseksualny, singiel,  notowany.  

Zabrali mi skrzydła i zabronili latać,
Zabrali mi skrzydła, bym nie poznał świata,
Zabrali mi skrzydła, bo to jedyna droga,
Zabrali mi skrzydła, bym nie poznał Boga.


Burza ciemnych loków okala wiecznie uśmiechniętą twarz, której zdarza się czasami zapaść z zamyślenie. Twarz ta jest smukła, anielska, zbyt delikatna jak na kogoś rasy męskiej. Kiedy się uśmiecha przywodzi na myśl młodzieńca, może nawet chłopca, który wciąż jeszcze nie porzucił zabaw w domku na drzewie w ogrodzie rodziców. Szczupłą talie obleka jasna skóra, która chyba nie potrafi zabarwić się słońcem.  Szczupłych nóg pozazdrościłaby mu nie jedna kobieta, gdyby nie były tak owłosione i krzywe w łydkach. Uda prawie wcale nie posiadają tkanki mięśniowej, przez co są bardzo wąskie, jest to jednak seksowne dla tych, co preferują taki typ budowy sylwetki. Nadrabia szerokimi ramionami i całkiem przyzwoicie wyrzeźbionym torsem.   Idzie przez ulicę sprężystym krokiem, z rękoma wciśniętymi w kieszenie spodni. Wiatr rozwiewa jego sztruksową kurtkę i ciemne loki, podczas gdy on pozdrawia wszystkich skinieniem głowy - nawet tych, których nie zna. Jest wspaniałą odmianą dla zasępionych życiem, który codziennie stykają się  z gronem ponuraków.
 Życie Colina od dnia jego narodzin miało nigdy nie być usłane różami. Matka w trakcie porodu doznała szoku i prosto mówiąc: postradała zmysły. Nikt nie wie dlaczego, nikt nie wie z jakiej przyczyny, ale fakt jest taki, że z normalnie funkcjonującej kobiety stała się osobą obłożnie chorą, kaleką psychicznie. Ojciec chłopca musiał wszystko wziąć na siebie.  Wychować dziecko, utrzymać dom i zarabiać godziwe pieniądze. Z pomocą przyszła babcia od strony ojca, która zaangażowała się w ich rodzinę, jak mogła i na ile pozwalało jej zdrowie.
 Dzieciństwo Colina to nieustanny obowiązek bycia cicho, żeby mamusia się nie obudziła, nie podchodzenie do niej za blisko, bo rodzicielka z jakiegoś powodu krzyczy rozdzierająco na widok własnego dziecka i co więcej znoszenie jej nocnych napadów płaczu, kiedy to niejednokrotnie chciała odebrać sobie życie wyskakując z okna bądź łykając tabletki nasenne w nadmiernych ilościach. Widok karetki jest dla Colina widokiem tak powszechnym, jak niebo o poranku. 
 Wiadomo, że kiedy matka nie chcę mieć z tobą nic wspólnego to żadne wyjaśnienia nie będą wystarczająco dobre, abyś czuł się dobrze. Colin chociaż chorobę matki znał na pamięć i wynurzeń ojca na temat tego, jak należy ją wspierać i rozumieć, a mimo to znienawidził ją od kiedy skończył 13 lat i obwinił za całe zło świata. Poczuł się odrzuconym i niechcianym dzieckiem zwłaszcza, że ojciec ciągle był w pracy a po niej opiekował się żoną. Babcia też nie mogła niczego wynagrodzić, jako, że jej zdrowie z każdym rokiem było coraz słabsze.
 Colin zaczął więc wychowywać się sam. Strasznie polubił ulicę i jej towarzystwo, szybko znalazł sobie rozrywkę w małych dewastacjach miejskiej własności, kradzieżach i dokuczaniu mniejszym i słabszym. 
 Zaczął pić, palić, próbować tego i owego co wspaniale odurzało rozum i świetnie się bawić. Jego kumple wydawali mu się wtedy całym światem i pokazali mu wiele fantastycznych rzeczy. To dzięki nim wkładanie prezerwatywy opanował do poziomu mistrza, a w swoim życiu zaliczył nie jedną kobietę.
 Potem doszło kilka notować za jazdę po pijaku, nielegalne posiadanie broni czy prochów aż w końcu groził mu poprawczak. Nie wzruszało go zmęczone oblicze ojca, który nie miał siły dotrzeć do własnego dziecka. 
 Punktem zwrotnym w jego życiu była śmierć ojca. Zawał serca, tak brzmiała diagnoza, kiedy po wielu godzinach czekania w poczekali szpitalnej okazało się, że nic już nie da się zrobić. Colin zrozumiał przesłanie nader jasno: musiał coś zmienić w swoim życiu.
 Definitywnie zakończył znajomości z kumplami i wszelakimi używkami. Sprowadził swoją egzystencje do normalnego poziomu i stał się całkiem ambitny. Postanowił zostać lekarzem, jak to od zawsze marzył jego ojciec. Colin nigdy nie przykładał się do nauki, ale ostatecznie zaczął zyskiwać przychylne oceny, chociaż nigdy nie udało mu się wbić do czołowej listy kujonów. 
 Babcia nie mogła opiekować się nim i chorą psychicznie kobietą toteż Colin trafił do wujostwa, a jego matka do zakładu psychiatrycznego, gdzie syn może ją codziennie odwiedzać. Nie odwiedza. 
 Można powiedzieć, że Colin zerwał ze swoimi demonami, co nie znaczy, że uporał się z przeszłością. Wciąż nie może pogodzić się z tym kim jego jego matka oraz z faktem, że przyczynił się do śmierci własnego ojca. Gorąco wierzy, że to on jest wszystkiemu winien. Najlepszy kontakt ma z babcią, której wynagradza wszystkie, złe czasy. Za wujostwem nie przepada, ale cieszy się, że dają mu dość swobody, aby mogli się ignorować na każdym kroku. Podskórnie wyczuwa, że wszyscy uważają go za czarną owcę w rodzinie i że nikt tak naprawdę nie darzy go sympatią. 
 Z charakteru jest człowiekiem spontanicznym, wybuchowym i wesołym. Zupełnie nie pasuje do wizerunku, jaki powinien odzwierciedlać jego wnętrze. Colin uchodzi za człowieka optymistycznego, wspaniałego i dobrego do imprezowania. Uzależniony od papierosów i szkockiej, ale za to nigdy nie tknie się narkotyków. Łatwo nawiązuje znajomości, dlatego nic dziwnego, że każdego dnia otacza go wianuszek ludzi z którymi śmieje się do łez i wygłupia. Nikt z boku nie powiedziałby, że ten człowiek ma jakieś zmartwienia. 
 Można powiedzieć, że romantyk, ma gest i umie wykorzystać swój urok osobisty, ale jest raczej kiepskim materiałem na kochanka.  Zakochuje się szybko i jeszcze szybciej mu przechodzi. Potrafi na ulicy wypatrzyć jasnowłosą piękność i jest przekonany, że to miłość jego życia. Będzie za nią chodził, naprzykrzał się jej, podczas gdy ona skutecznie go ignoruję. Nie poddaje się jednak i zasypuje ją romantycznościami, aż mu ulega i zakochuje się w nim bez pamięci. Spędzają ze sobą jeden, wspaniały dzień, tylko po to, żeby Colinowi nagle przeszło. Wtedy definitywnie zrywa kontakt i biedaczka ze złamanym sercem może się tylko zastanawiać gdzie popełniła błąd. Nigdzie, Colin taki po prostu już jest, ma kochliwe, ale nie stałe serce. 
  Skrajnie nieodpowiedzialny. Nic nie bierze na serio, żaden problem nie jest na tyle istotny, aby zająć się nim natychmiast. Lubi robić rzeczy na które ma ochotę, wzywanie go do obowiązku to jak gadanie do ściany.
 Jego prawdziwą pasją jest taniec. Swoje ciało uczynił elastyczną masą, którą wygina na potrzeby nowych układów. Chciałby tańczyć zawodowo, ale wciąż pamięta o swoim postanowieniu bycia lekarzem. Mimo to nie rezygnuje z pasji, starając się z niej czerpać tyle ile może. Jeździ na różne zawody i zdobywa medale i uznanie w tanecznym świecie. 
 W szkole jest zarówno lubiany jak i nienawidzony. Zależy co kto lubi. Nigdy nie starał się należeć do grona popularnych dzieciaków z dobrych domów. Woli towarzystwo ludzi, którzy mają coś ciekawego do zaoferowania. 
 Colin w skrócie:
x. Ma psychicznie chorą matkę, która zwariowała tuż po jego urodzeniu. Ojciec wychował go praktycznie sam z pomocą babci. 
x. Matka od dawien dawna przejawiała myśli samobójcze, ich próby oraz wstręt do swojego jedynego syna. Z tegoż powodu Colin zaczął ją nienawidzić całym sercem. 
x. W wieku 13 lat zaczął pić, palić, ćpać i szlajać się z podejrzanym towarzystwem. Zaczęły się też problemy z prawem i  możliwość trafienia do poprawczaka.
x. Śmierć jego ojca była w życiu Colina punktem zwrotnym. Matka trafiła do zakładu, a on trafił pod opiekę wujostwa, którego nie trawi. Colin wini się jednak za śmierć rodziciela, więc zaczął kierować swoje życie ku medycynie, co było marzeniem jego ojca.
x. Pasjonuje go taniec nowoczesny, chodzi na zajęcia dla grupy II. Zdobył już nie jeden medal, ale chociażby chciał, nie ma sumienia zająć się tańcem zawodowo.
x. Łatwo się zakochuje, ale nie jest stały w uczuciach. Nieodpowiedzialny typek, który nic nie bierze na serio.
x. Otwarty na ludzi. Powierzchownie wesoły, optymistyczny, imprezowy, do tańca i do różańca.


POWIĄZANIA  ....   POBOCZNE  ....   INNE 
 ****
Witam! Jestem dziewczyną, która czasami nie ma czasu by wejść na kompa. Staram się jednak odpisywać systematycznie i sumiennie. Jestem chętna na wątki, ale bardziej zależy mi na powiązaniach, to one inspirują. Nie obchodzi mnie długość wątku, ale jego jakość i pomysłowość. Preferuje zasadę: ten kto rzuca pomysł ten nie zaczyna. 

W zakładce poboczne są postacie do przejęcia!  
Dodałam zakładkę powiązania. Powiązanych proszę o sprawdzenie czy wszystko się zgadza. 

80 komentarzy:

  1. [Hej ;) Widzę, że Colin jest z Russellem w klasie, więc można by od tego zacząć. Proponuję, żeby Russ i Colin nie przepadali za sobą, często robili sobie na złość, a potem ewentualnie coś sprawi, że się dogadają. Zgodnie z preferowaną przez Ciebie zasadą, zacznę, ale chciałabym wiedzieć czy Ci odpowiada :D]

    OdpowiedzUsuń
  2. [Witam ;)) Widzę, że Colin chodzi na zajęcia z tańca do gr.II tak jak Valerie? Może będą ze sobą tańczyc już przez jakiś czas, czy tam po prostu się poznają? Wybór należy do Ciebie :)]

    OdpowiedzUsuń
  3. [W takim razie ja powitam i od razu zaproponuję wątek. Z powiązaniem będzie troszeczkę gorzej, ale zaraz znajdę jakiś punkt zaczepienia. ;)
    a. Czy Colin odwiedził matkę chociaż raz? Możemy uznać, że Marva co jakiś czas na polecenie swojej ciotki odwiedza starszą, zwariowaną kobietę, przynosząc jej jakieś drobiazgi, małe słodkości i inne duperele. Jeśli przyjąć, że Lancaster na początku pobytu swojej matki w szpitalu odwiedził ją od czasu do czasu i wymienili ze sobą kilka zdań. Chłopak mógł mylnie zinterpretować jej nieśmiałość i wziąć ją za pacjentkę. Gdy któregoś dnia zupełnie przypadkiem gdzieś ją zauważy, bardzo się zdziwi, widząc ją "na wolności". ;)
    b. Ewentualnie możemy przyjąć, że wujostwo Colina i ciotka Blow przyjaźnią się od dłuższego czasu, więc dorosłym wpadł do głowy pomysł, by ich poznać i spróbować wyswatać, bo przecież "dziewczyna taka nieśmiała, nie potrafi przyjaciół sobie znaleźć", a "on taki biedny po śmierci ojca oraz babci i chorobie matki".
    c. Możemy również połączył dwie powyższe opcje i stworzyć jedną, gdzie Colina trochę przerazi fakt, iż próbują go usilnie zapoznać z wariatką.
    d. Coś zwyklejszego - Marva potrzebuje pomocy z biologii, jednak jest zbyt nieśmiała, żeby poprosić kogokolwiek o pomoc, więc ktoś robi to za nią i w jej imieniu wsuwa w szafkę chłopaka kartkę z zapytaniem i danymi dziewczyny.

    Albo, albo, albo. Nie wiem. Jeśli trzeba, to zaraz wymyślę coś innego. :D]

    OdpowiedzUsuń
  4. [To ja w takim razie zapytałabym o powiązanie, od ktorego mogłabym zacząć wątek. Jakieś konkretne pomysły na relacje?]

    OdpowiedzUsuń
  5. [Witam serdecznie :) Znalazłam mały błąd "Wciąż nie może pogodzić się z tym kim jego jego matka oraz z faktem, że przyczynił się do...."- powtórzenie. Jestem skora zacząć wątek, ale proszę o pomysł ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. [Bardzo chętnie zacznę wątek, ale prosiłabym o podrzucenie jakichś pomysłów co do powiązania (:]

    OdpowiedzUsuń
  7. Ta impreza do najlepszych nie należała. Najchętniej uciekłaby z niej w chwili pojawienia się na niej, lecz umówiła się z ojcem, że nie będzie mu przeszkadzać w miłosnych igraszkach z ukochaną, więc powrót do domu byłby nietrafionym pomysłem. Nieco przerażona ilością osób na tej małej powierzchni prawie wpadła do basenu, kiedy próbowała ich policzyć. Balkon, na którym chciała się ukryć był zajęty przez obściskująca się parę, zaś chłopak podobny nieco do orangutana o podobnym ilorazie inteligencji myślał, że uda mu się ją poderwać na to, iż jest on sportowcem o nienagannej figurze. Może An była blondynką, ale ciemną!
    Teraz siedziała w jakieś sypialni, wypalając drugiego papierosa tego wieczoru z nadzieją, iż niedługo dostanie zezwolenie na powrót do domu i , że nie wejdzie tu zaraz jakaś rozochocona parka.

    [Może być? ]

    OdpowiedzUsuń
  8. [Idealnie! Czyli powiązanie mamy ustalone. Czyli wątek zaczynamy w momencie, w którym Marva siedzi przy matce Colina, bo chłopak postanowił w tajemnicy przed wszystkimi odwiedzić rodzicielkę? Może wyjść z tego całkiem ładna historia, jak się postarają, to oboje mogą zyskać na tej sytuacji. ;D Mogę zacząć, ale troszeczkę później. ;)]

    OdpowiedzUsuń
  9. [No to dobrze, a więc jeśli 'Preferuje zasadę: ten kto rzuca pomysł ten nie zaczyna.' To co zaczniesz, czy mam zacząc?]

    OdpowiedzUsuń
  10. [Hej trochę mieszam, bo ostatecznie zmieniłam postać i teraz idę w takim razie z zapytaniem, czy ten sam wątek można by było zastosować w przypadku mojej nowej postaci, zwłaszcza że historia na to pozwala. Więc jeśli nie masz z tym problemu to chętnie zacznę. ]
    Autorka Scarlett Lavender]

    OdpowiedzUsuń
  11. [Ach, no tak, teraz widzę xD I znowu kłania się u mnie umiejętność czytania ze rozumieniem, czy raczej jej brak. Często zamiast np. "pokonać" czytam "pokochać" czy inne tego typu rzeczy, a potem dopiero po dłuższym czasie się orientuję. Och, ja xD]

    Russell wyjątkowo nudził się na tej lekcji biologii, co oznaczało tylko jedno: mógł poznęcać się trochę nad kimś, kogo obecność w klasie najbardziej mu przeszkadzała. A któż miałby to być? Tak, oczywiście, że Collin Lancaster! Ever sam nie wiedział czemu ten chłopak tak strasznie działał mu na nerwy, nawet nic nie robiąc. Po prostu, było coś w nim takiego i ani przez chwilę nie próbował zmienić swojego odczucia. Po co? Przynajmniej miał kogoś, kto wypełniłby mu te uciążliwe minuty czymś przyjemniejszym.
    Więc jakby tu tym razem wystawić na próbę nerwy Lancaster'a, który siedział ławkę obok?
    Nie zastanawiając się długo, wyrwał kartkę z kołozeszytu i naskrobał na nim jedno zdanie. "Chciałbyś dziś przyjść do mnie po lekcjach, poćwiczyć w praktyce zadania z anatomii?" Szybko zwinął ją starannie na kilka części i położył mu na ławce. Gdy Collin spojrzał na niego zdziwiony, Russell uśmiechnął się jedynie łobuzersko, przygryzając przy tym dolną wargę. Tak, wystawienie na próbę orientacji seksualnej niektórych ludzi, była jedną z ulubionych zabaw Russella. A gdy podzielali jego zainteresowania, wtedy szykował się całkiem przyjemny dzień.

    [Jakoś mnie tak wzięło xD Jak chcesz to możesz mnie poprawić, jakby coś Ci się nie podobało.]

    OdpowiedzUsuń
  12. Marie wyszła ze szkoły nieco wcześniej, miała dość była wykończona. Poza tym, dopadł ją jeden z tych gorszych dni, kiedy w zasadzie miała ochotę zabić każdego kto podszedłby do niej na bliżej niż dwa metry. Była jednak jedna osoba, na którą reagowała trochę inaczej. Colin, chłopak z którym pozornie by się nie zaprzyjaźniła. Mieli trochę różne charaktery, trochę inne upodobania. Ale łączyła ich sytuacja, z którą nie chcieli mieć nic wspólnego, a jednak… przyciągała ich do siebie. Kiedy matka Marie zaczęła regularnie umawiać się z ojcem Colina, oboje byli bardziej zszokowani niż to można było opisać. Ona z początku była też zła, bo swojej matki znieść nie mogła, a faktu że znalazła sobie jakiegoś mężczyznę tym bardziej. Złość przenosiła się z matki, na jej partnera i na jego syna, Colina. Z czasem jednak nie udało się omijać tego uczucia niezręczności, kiedy matka Marietty zapraszała ją na rodzinne obiadki, w których i ona i Colin uczestniczyli niechętnie. Więc zbliżyli się do siebie w tych momentach, nie byli może przyjaciółmi, ale z pewnością powiernikami. Trudna sytuacja dwóch domów sprawiła, że zaczęli sami wyznawać sobie sekrety. W końcu prędzej czy później rodzic przekazałaby temu drugiemu, a on z kolei dziecku i tak naprawdę oboje nie mogli mieć przed sobą tajemnic.
    Teraz Colin siedział przed szkołą, na murku. Palił papierosa i w zasadzie Marietta nie wiedziała po co on to robi. Mógł iść do domu skoro nie siedział na zajęciach, mógł skoczyć do kawiarni jeśli akurat czekał na dodatkowe zajęcia, ale z pewnością nie chodziło ani o jedno, ani o drugie. Marie znała jego plan prawie na pamięć.
    - Idź do domu – rzuciła na powitanie siadając na murku obok niego.
    [No to w porządku, ja zaczynam. Wielkie dzięki. ]

    OdpowiedzUsuń
  13. [No dobrze, nie ma problemu w takim razie. Mogę poczekać. ;)]

    OdpowiedzUsuń
  14. [Cześć, masz ochotę na wątek? Pomysł na powiązanie?]

    OdpowiedzUsuń
  15. [Wątek z bardzo dobrymi przyjaciółmi mi odpowiada, ale nie mieszajmy w ich relacje związku, ponieważ już podobny wątek właśnie mam, tak więc postawmy na przyjaciół, a co dalej z tego wyniknie to się okaże :D]

    Sto punktów. Combo. Kolejne punkty. Ponowne combo. Gra porwała Harriet do reszty. Oczywiście nie miała szans trafić na pierwszą lekcję punktualnie, chociaż szczerze mówiąc nawet nie próbowała, dlatego też w drodze na zajęcia, a właściwie w oczekiwaniu na kolejne, zajęła się "Fruit ninja" na telefonie. Nie żeby była jakąś ogromną fanką, czy co gorsza maniaczką, gier telefonicznych, ale ta wyjątkowo przypadła jej do gustu dlatego tez uznała, że zamiast siedzieć na kolejnym wykładzie o wojnie secesyjnej, spokojnie mogła zdobywać kolejne punkty, no a co za tym idzie trofea. Szło jej całkiem nieźle do momentu kiedy usłyszała, że drzwi wejściowe do szkoły otworzyły się, zdezorientowana niechcący przecięła bombę.- Cholera.- Warknęła pod nosem chwytając w rękę kubek gorącej kawy, który kupiła po drodze. Upiła łyk trunku i leniwie spojrzała na osobę idącą korytarzem.- No, no, no. Lancaster, chyba zegarek Ci się zepsuł.- Zaśmiała się schodząc z parapetu, na którym oczywiście według szkolnego regulaminu w ogóle nie powinna siedzieć.

    OdpowiedzUsuń
  16. [Jakoś nie mam pomysłu na powiązanie, wybacz. Myślę jednak, że uda nam się coś ciekawego wykombinować z mojego wątku.]

    To było dosyć zabawne. Wypowiadając słowa: ''Tak, oczywiście, dawno już jestem w łóżku'', śmiech aż sam cisnął jej się na usta. Nie wierzyła, że ludzie potrafią być tak cholernie łatwowierni jak i zarówno głupi. A jednak. Jej tymczasowa opiekunka właśnie spokojnie spędzała noc u swojego chłopaka, kiedy Desire znajdowała się w centrum miasta, a dokładniej na jakiejś imprezie. Nie był to żaden wyskok, żaden małoletni przypływ chęci zaszalenia. Zawsze wszystko dokładnie planowała, tak samo jak to, że tutaj się pojawi. A zawdzięczała to dwóm dziewczynom ze starszej klasy, które bez opamiętania zachwycały się tym, jaki kolor topu na siebie włożą. Bawiło ją również to, że kilka miłych słów i uśmiechów, sprawiło, że bez trudu dostała się do środka, chociaż nie znała kompletnie nikogo. Zmrużyła lekko oczy, oparta o jeden z parapetów w salonie. Nigdy nie rzucała się w oczy, z dwóch prostych powodów. Nie chciała i wolała obserwować wszystko z dystansu. Sączyła przez słomkę jeden z kolorowych drinków w kubkach. Mocno podkreślone oczy nadawały jej temperamentu, przy okazji sprawiając, że na swoje piętnaście lat, no cóż.. Nie wyglądała. Prześwidrowała oczyma salon, zatrzymując swój wzrok na jednym z gości. Stał oparty o ścianę, rozmawiając z jakąś dziewczyną. Szczupłą, wysoką blondynką, która nawijała sobie kosmyki włosów na palec, w tani sposób uwalniając swoją kokieterię. Na chwilę ich spojrzenia się spotkały. Nie uciekła wzrokiem, wręcz przeciwnie, nawet z tej odległości mogła pochłonąć te jasne, głębokie niczym morski ocean oczy.

    OdpowiedzUsuń
  17. -Nietrafionego? To byłoby legendarne, gdybyś to przeżył- zaśmiała się cicho, patrząc na niego z uwagą, po czym dodała- Nietrafione byłoby przespanie się z tą dziewczyną w niebieskiej sukience. Figura niezła, ale widok jej twarzy z rana mógłby być przykrym doświadczeniem- powiedziała, głową wskazując na jedną z dziewczyn, nieco kulawo poruszających się na parkiecie. Oparła się plecami o barierkę, po czym zaciągnęła się mocno papierosem. Chwilę drażniła swoje płuca srebrzystym dymem, by po chwili wypuścić go spomiędzy warg w postaci rozmytej chmury.
    -Czyli nudzisz się, Nieznajomy, tak?- spytała, unosząc wysoko jedną z brwi. W jej głowie układał się misterny plan spędzenia przyjemnie tego wieczoru, jednakże wszystko zależało od odpowiedzi chłopaka.

    [Oni są w sypialni :D Dobra, niech będzie ten balkon]

    OdpowiedzUsuń
  18. Westchnęła ciężko, bo wiedziała że Colin ma racje. Ona miała to szczęście mieszkać z ojcem, ale matkę widywać mimo wszystko musiała. On z kolei też miał prawo mieć serdecznie dość tej całej szopki.
    - A jutro chcą nas zabrać na kolacje gdzieś na miasto – stwierdziła przypominając sobie poranną rozmowę z Deanną. Szczerze była w stanie znieść rodzinne obiadki w zaciszu domu, ale pokazywanie się na mieście było po prostu trudne, dla niej, dla Colina z pewnością także. Kiedy zaproponował zrobienie czegoś głupiego od razu się uśmiechnęła, potrzebowała na moment odskoczyć od ciężkiej sytuacji rodzinnej. Kiwnęła tylko głową. Przez chwilę zaczęła grzebać w swojej torebce, wyjęła z niej paczkę czekoladowych papierosów i piersiówkę, gadżet trochę staromodny, ale jak dla niej dość praktyczny. Alarmowy zestaw przetrawiania problemów, był jeszcze pełny.
    - Masz i pij – powiedziała podsuwając mu piersiówkę pod nos, sama w tym czasie podpaliła papierosa. – Jak mamy zrobić coś głupiego, to trzeba pobudzić głowę do głupich myśli. A biologią się nie przejmuj, wyśle Ci moje notatki może z nich coś załapiesz. – zaciągnęła się słodkim dymem papierosowym, czekoladowa woń rozeszła się w powietrzu.

    OdpowiedzUsuń
  19. - Okej, skoro ta pieprzona biologia tak Cię prześladuje, to ja zabawię się w Twojego wybawcę.- Podeszła do niego i przejechała palcem po linii jego podróbka uśmiechając się przy tym figlarnie, jak to oczywiście miała w zwyczaju i przerzuciła swoją torbę przez ramię chowając przy okazji telefon, od którego ostatnio nie mogła się oderwać. Jeszcze nie do końca wiedziała dokąd zamierza zabrać przyjaciela, ale była pewna, że jak zwykle nie będzie tam miejsca na nudę, w końcu ta dwójka doskonale potrafiła się ze sobą bawić.

    OdpowiedzUsuń
  20. [Ja też mam taką nadzieję i że czegoś przypadkiem niespieprzę.]
    Valerie drobna, niska blondynka, każdy kto widział ją pierwszy raz nie pomyślałby, że tak delikatna istotka może tyle z siebie dac. Na zajęciach zatracała się w muzyce w każdym dźwięku, żyła chwilą. Zresztą ich cała grupa na czele z trenerką była bardzo zaangażowana w ich spektakl. Wkładali wiele emocji i uczuc, a także wielkiego wysiłku fizycznego, by za każdym razem opowiedziec, co raz to inną, za każdym razem równie zaskakującą i emocjonującą opowieśc.
    Valerie i Colin byli jedną z dwóch par, które po części głównej ukazują dalszą historię. Tym razem ich wspólne wysiłki opowiadały historię dwojga kochanków.
    - Dobra, układ zespołowy uważam na dzisiaj za przećwiczony. Colin, Valerie teraz wy. Mam nadzieje, że popiszecie się dzisiaj talentem.
    Valerie popatrzyła na Colina, byli parą, oczywiście w zespole, która pomimo różnych charakterów bez większych problemów dobrze dogadywała się.
    Blondynka otarła twarz ręcznikiem, upiła łyk wody i była gotowa na męki, które sprawiały jej nieziemską przyjemnośc.
    Ich miłośc była tragiczna z pewnością, ale odkrywająca wiele dobrych także uczuc, które dawały do przemyśleń. Chłopiec o kręconych włosach poruszający się pewnie i z dużą gracją był ciężko chory i musiał odejśc niestety od swej wielkiem miłości. A ona? Drobna blondynka, nie chcąc wypuścic swojego chłopca z wielkim bólem i dużą lekkością wręcz unosiła się nad ziemią. Ich historia się zaczęła.
    [Boże bez większego składu i ładu, wiem przepraszam Cię, ale jakos dziś ciężko mi to idzie.]

    OdpowiedzUsuń
  21. [W sumie mogą się dopiero co poznać. No to...zaczynamy ;D]
    Po raz pierwszy od dłuższego czasu szkoła zorganizowała kilkudniową wycieczkę. Sporo osób na nią nie pojechało ze względu na końcowe zaliczenia, albo po prostu chęć zrobienia sobie mini wakacji w domu.
    Lena natomiast nie zamierzała siedzieć bezczynnie i marnować czasu, skoro mogła gdzieś wyjechać, a nie trzymały jej w mieście żadne testy.
    Dlatego cieszyła się z bycia poza Palm Springs, gadania z ludźmi do rana i po prostu...miłego spędzania czasu w gronie dalszych i bliższych znajomych.
    Tego dnia byli na wycieczce i właśnie wracali autokarem do hotelu, kiedy usłyszeli jakiś cichy grzmot, a następnie pojazd zatrzymał się na środku leśnej drogi. Okazało się, że była to usterka, którą nie jest łatwo naprawić, dlatego byli zmuszeni iść do ośrodka oddalonego o kilometr na piechotę.
    Nic więc dziwnego, że w międzyczasie trochę się pogrupowali i szli w dwie-trzy osoby. Jakoś tak się złożyło, że dziewczyna zgubiła swoje koleżanki, a obok niej akurat szedł nieznajomy chłopak. Nie zamierzała narzekać i od niego uciekać, bo wydawał się sympatyczny, dlatego posłała mu przyjacielski uśmiech.
    -Cześć - powiedziała, nie zwalniając kroku.

    OdpowiedzUsuń
  22. Marva nie lubiła tych wizyt. Przygnębiał ją widok ludzi, którzy nie potrafili poradzić sobie ze swoją chorobą i sytuacją życiową, przygnębiał ją wygląd szpitala, który przecież powinien wyciągać ludzi z depresji, a nie jeszcze ją pogłębiać, przygnębiały ją nawet pielęgniarki, które zamiast zarażać swoich pacjentów pozytywną energią, podchodziły do nich z nieufną ostrożnością, jakby każdy chory był również śmiertelnie niebezpieczny.
    Pierwsza wizyta była dla niech szokiem. Nie potrafiła wydusić z siebie słowa, patrząc na tych wszystkich smutnych ludzi. Siedziała przy mizernej blondynce w średnim wieku, przyłączając się do jej milczenia. Patrzyła razem z nią w okno, jednak nie potrafiła być tak spokojna jak kobieta obok, ponieważ w szybie widziała odbicie błąkających się wszędzie wokół chorych, zdziecinniałych, nienormalnych, przygnębionych i przygnębiających. Kolejne wizyty były już nieco łatwiejsze. Zjadała razem z kobietą, którą miała odwiedzać, ciasteczka upieczone przez jej ciocię, rozmawiała z nią o różnych bzdurach lub po prostu patrzyła razem z nią w okno. Czasem ta mizerna blondynka, Sue, jak się okazało, wpadała w szał i krzyczała, wyzywała Blow, plując jej w twarz. Wówczas dziewczyna, bardziej współczująca niż przerażona, brała na siebie jej uspokajanie. I, o dziwo, udawało jej się. Kobieta przyzwyczajała się do obecności Marvy, a Marva zaczynała przyzwyczajać się do tych wizyt.
    To była wizyta taka jak zawsze. Sue siedziała przy oknie, wpatrując się w falujące na wietrze dęby, a Blow studziła jej herbatę, by przypadkiem nie poparzyła i siebie, i jej w jakimś ataku. Wypakowała ciasteczka na plastikowy talerzyk i podeszła do kobiety, chcąc podać jej herbatę. Delikatnie położyła dłoń na ramieniu blondynki i już otwierała usta, gdy usłyszała swoje imię wypowiedziane zaskoczonym tonem. Rozejrzała się zdezorientowana i kiedy jej wzrok napotkał Colina, spłonęła rumieńcem, nieco zawstydzona faktem, gdzie ją spotkał.
    - Cześć, Colin. - Wymruczała cicho, spuszczając na moment wzrok. Dokładnie w tym samym momencie Sue odwróciła się i podążyła za spojrzeniem dziewczyny. Brutalnie strząsnęła jej rękę ze swojego ramienia, zrywając się na równe nogi i przewracając dziewczynę na podłogę.
    - COLIN! - Wrzasnęła, ruszając w jego stronę. Na jej ustach pojawił się chory uśmiech. - Postanowiłeś odwiedzić chorą, nienormalną matkę? Zobaczyć, jakim się stałam zwierzęciem? Że sama się nie potrafi ubrać? Chciałeś zobaczyć do jakiej ruiny mnie doprowadziłeś, bachorze?
    Marva była tak zaskoczona jej nagłym wybuchem i obecnością chłopaka, że nie zdążyła w ogóle zareagować. Wylała na siebie zimną herbatę i stłukła sobie łokieć, upadając. Teraz jednak całą jej uwagę przyciągała Sue, która najwyraźniej chciała się rzucić na Colina z pięściami. Nie zdążyła jednak do niego dojść, ponieważ kolana ugięły się pod nią i runęła do przodu.

    [Pozwoliłam sobie nazwać jego matkę. Imię oczywiście jest do zmiany, jeśli Ci nie pasuje. W ogóle jeśli coś nie pasuje, to mów. ;)]

    OdpowiedzUsuń
  23. - Tak, faktycznie ta kolejka może być zagrożeniem dla życia.- Pokiwała głową z widocznie rozbawioną miną, zdecydowanie lubiła ryzyko, ale nie była pewna czy teraz się na nie decydowała, ale w sumie jeszcze mogła się zdziwić, w końcu nie była w tym parku rozrywki. Wzięła chłopaka pod ramię i radosnym krokiem skierowali się w stronę drzwi, Harriet jakoś nie za bardzo przejmowała się nauczycielami, którzy w każdej chwili mogli wyjść z klasy i zagonić ich na lekcję, pod groźbą odbycia kary w szkolnej kozie, jak zwykle pewnie zbyła by ich grzeczną miną i swoim uśmiechem, któremu oczywiście nawet oni nie potrafili się oprzeć. Takie zdolności do manipulacji były baardzo przydatne.- Wiesz Colin, od tej strony Cię nie znałam, Ty i zdziecinnienie?- Poruszyła zabawnie brwiami dając mu kuksańca w bok. Uwielbiała się z nim droczyć.

    OdpowiedzUsuń
  24. Zaśmiała się, spoglądając na chłopaka, który zdawał się być wykończony i nieco podirytowany całą sytuacją. Ona sama była jak (prawie)zawsze nastawiona pozytywnie i mimo ciężkiej torby radziła sobie nieźle, a fakt, że wokoło aż roiło się od znajomych poprawiał jej nastrój.
    -Myślę, że protesty niewiele ci dadzą, bo nauczyciele jak zawsze mają nas w dupie. Poza tym wszyscy chcą się jak najszybciej dostać do hotelu i tam odpocząć. No i się napić - dodała rozbawiona. - A propos, mam przy sobie nawet trochę płynu, który mógłby ci dać trochę więcej energii. Chcesz?

    OdpowiedzUsuń
  25. [O matko. Czytałam, ale jak widać chyba niedokładnie. Przepraszam, ale ostatnio takie wpadki coraz częściej mi się zdarzają. Zapomnijmy o tamtej części komentarza po prostu. ]
    - Jasne - wzruszyła ramionami, to nie był dla niej problem. Była dobrą uczennicą. Dość dobrą, żeby mieć wszystkie notatki z każdego przedmiotu. Zastanawiała się nad miejscem, do którego mogliby pójść, ale nic nie przychodziło jej do głowy. W końcu rozejrzała się dookoła, szybkim łykiem dopiła zawartość piersiówki, alkoholu nie było w niej zbyt dużo, ale ostatecznie wódka była najmocniejszym jaki udało jej się znaleźć w domowych zapasach.
    - To co głupiego mamy dzisiaj w planach? - spojrzała na niego unosząc zabawnie jedną brew do góry. Sama zaczęła się zastanawiać nad tym co mogliby zrobić, żeby sobie ulżyć w codziennej męczarni.

    OdpowiedzUsuń
  26. [Piszę ten komentarz trzeci raz. Wybacz, jeśli będzie nieciekawy :/ ]

    -Czyżbyś mówił o miłości? Jest nieco brutalna, bezwzględna i niekiedy sadystyczna, toksyczna, wykańczająca, przez co jest jeszcze bardziej pociągająca. No i oczywiście jest konkretna, czasami aż za bardzo- powiedziała cicho, przypominając sobie, że o tym uczuciu należy mówić szeptem, nie krzyczeć i wrzeszczeć, a właśnie cichutko szemrać pod nosem.
    Zgasiła papierosa czubkiem czarnej jazzówki, po czym wygładziła szarą sukienkę sięgającą tuż przed kolano. Uśmiechnęła się do niego lekko, przez co w jej policzkach ukazały się małe dołeczki, natomiast kosmyki włosów opadły gdzieś na kości skroniowe.
    -To co? Która dziewczyna jest konkretna i bez ceregieli, co?- spytała, głową wskazując na bawiących się pod nimi ludzi, ubranych głównie w stroje kąpielowe, nie tak jak An- w letnie sukienki.

    [P.S. Zdjęcia- kocham. ]

    OdpowiedzUsuń
  27. -Czyli mogę czuć się na swój sposób wyjątkowa? To miłe- zaśmiała się cicho, mrużąc przy tym delikatnie oczy. Spojrzała jeszcze raz na ludzi bawiących się pod nimi i westchnęła niegłośno. Zakochanie. Ono też było jej nieznane, zaś wyobrażenie o nim samym ją przerażało. Fascynacja mężczyzną albo kobietą, te miłosne podchody, podobne do żurawich godów gotowość do poświęcenia się dla ukochanej osoby.
    -Masz ochotę się przejść? Palm Springs nocą wygląda całkiem ciekawie, natomiast plaża... Jest cudowna, bardzo spokojna i wcale nie tak bardzo romantyczna, jakby się wydawało.

    OdpowiedzUsuń
  28. - Muszę kiedyś porozmawiać z ta panią, wydaje mi się, że znalazłybyśmy wspólny język. Ma o Tobie dokładnie takie samo zdanie jak ja.- Przygryzła delikatnie dolną wargę powstrzymując przy tym wybuch śmiechu. Doskonale wiedziała, że jej przyjaciel będzie doskonałym lekarzem, nie znała nikogo kto znałby się na chemii i biologi lepiej niż on, dla niej to też było korzystne, w końcu w razie problemów miała darmowe korepetycje.
    Na dworze słońce grzało dosyć mocno dlatego też Harriet wyciągnęła z torby swoje kocie okulary i wsunęła je na nos.- Będziemy współczesnymi Romeo i Julią, w końcu Twoje wujostwo chyba nigdy za mną nie przepadało, toż to miłość zakazana.- Zaśmiała się pod nosem.

    OdpowiedzUsuń
  29. Oczywiście, że do niej podszedł. Uśmiechnęła się w duchu, sprawnie odwracając wzrok, kiedy zaczął ku niej zmierzać. Mimo wszystko, pamiętała o swojej kopule obojętności, zimnego lodu. Ładny uśmiech nie wystarczył aby ją stopić. Jednak, bądź co bądź, postanowiła jak na razie za bardzo go nie męczyć. Obróciła twarz powoli w prawo, napotykając wzrok nieznajomego chłopaka. Odwzajemniła go niemal niewidocznie, zdobywając się na skinienie głową i zaczesanie włosów do tyłu. Tym samym wyeksponowała swoje odstające kości obojczykowe, bowiem koszulka, którą na sobie miała, była wręcz stworzona do takich poczynań.-Moje spojrzenia nigdy nie są ciche.-Powiedziała, ściskając jego rękę swoją drobną dłonią, którą zaraz cofnęła. Przyglądała się teraz dokładnie twarzy chłopaka, nie szczędząc sobie zapamiętania każdego szczegółu. Upiła kolejny łyk kolorowego trunku, uciekając wzrokiem ponownie ku gościom, kiedy w tle rozbrzmiał jeden z jej ulubionych utworów.-She's got eyes of the bluest skies. As if they thought of rain.-Powiedziała cicho, mniej więcej w środku piosenki, zgodnie z wypowiadanymi przez wokalistę kwestiami. Znów na niego spojrzała.-Desire.-Przedstawiła się w końcu, tym razem uśmiechając się w jeden ze swoich specyficznych sposobów.

    OdpowiedzUsuń
  30. Emocje które unosiły się w powietrzu, miały zapach, zapach miłości dwojga kochanków w usychającym ogrodzie. [Spodobał mi się epitet ;)] Zatraceni w sobie szukali skrawka nieba w bezdusznym świecie. Wielkie usiesienia i małe upadki.
    Valerie skupiona do granic możliwości wiedziałą, że dziś nie jest jej mocny dzień, ale starała się. Niestety jak zawsze ich Pani Trener wiedziała lepiej. -Boże, tej kobiecie zawsze coś nie pasuje. Ona ma okres cały czas, a może w ciąży jest? -zastanawiała się blondynka. Kiedy ponownie ich twarze się spotkały szepnęła: -Musimy coś z nią zrobic, albo oboje jej przyłożymy naprawdę.
    Nadal lekko i z gracją unosili się lekko w powietrzu. Wyglądali naprawdę pieknie, jak dwa anioły. Wkładali w ten układ wiele pracy, emocji, serca, wysiłku. Czekał ich ostatni jeden z najtrudniejszych wyskoków po którym blondynka miała wylądowac w ramionach bruneta. Delikatnie rozpędziła się i głęboko wierzyła, że Colin da radę ją złapac. I tak też się stało, lecz kiedy to nastąpiło chcąc nie chcąc ich usta złączyły się w pocałunku. [haha lubię komplikowac ludziom życie ;))]

    OdpowiedzUsuń
  31. Wzruszyła beztrosko ramionami słysząc jego krótki, acz treściwy wywód o kobietach. Gdy podziękował jej za alkohol, posłała mu jedynie lekki uśmiech.
    -No więc kolego, nazywasz się...? - spytała, przyglądając się mu uważnie. Nie widywała go zbyt często w szkole, być może dlatego, że nie mieli wspólnych zajęć, stąd nie miała zielonego pojęcia jak miał na imię. I on także zapewne nic o niej nie wiedział.

    OdpowiedzUsuń
  32. - Doskonale wiesz jakie jest moje zdanie na temat Twojej osoby.- Uśmiechnęła się radośnie. Ten dzień zapowiadał się na prawdę wyjątkowo ciekawie, a kto wie jak się miał w ogóle skończyć.- Jesteś durniem.- Pocałowała go w polik i ruszyła biegiem przed siebie, właściwie nie do końca pewna dlaczego, czy uciekała przed nim czy może po prostu chciała być pierwsza na miejscu?

    OdpowiedzUsuń
  33. Russell zachichotał, słysząc wymianę zdań Colina z nauczycielką. Co prawda, wolałby bo wprowadzić w jakieś większe tarapaty, ale przecież jeszcze nie był to koniec jego figli. O tak, Russell Collins nie odpuszczał tak łatwo. Do końca lekcji wpatrywał się w Lancastera tym swoim rozmarzonym wzrokiem, ignorując zadane przez nauczycielkę zadania. Nauczycielka już kiedyś próbowała zmusić go do skupienia się na lekcji, ale po kilku nieudanych próbach poddała się, skoro Russell i tak testy pisał najlepiej w klasie.
    Kiedy zadzwonił dzwonek, Russ wstał szybko i podszedł do Colina, jak damie odsuwając mu krzesło. Podniósł też jego plecak i spakował jego książki, kiedy to Lancaster wpatrywał się w niego tym swoim wzrokiem.
    - No chodź, Kochanie - wyszeptał do niego z uroczym uśmieszkiem na ustach. Poprawił przerzucony przez ramię plecak Lancastera i wyciągnął ku niemu wolną dłoń. - Idziemy razem na lunch?

    OdpowiedzUsuń
  34. -Odkryłeś Amerykę, Kolego- zaśmiała się cichutko, również odepchnęła od barierki i ruszyła w stronę wyjścia z domu. Kiedy już znaleźli się poza nim, Anwen odetchnęła z niesłychaną ulgą, jakby właśnie zdjęto jej z pleców niesamowicie ciężki bagaż. Uśmiechnęła się w jego stronę i rozejrzała wokół. Mimo, iż mieszkała w Palm Springs nie tak długo jakby można było się spodziewać, to znała tę nadmorską mieścinę na pamięć.
    -Lubisz jazz? Znam niezły lokal niedaleko, gdzie można dobrze wypić i posłuchać świetnej muzyki. Jest jeszcze jedno miejsce, gdzie można by tańczyć do białego rana, ale nie wiem, czy jesteś tym zainteresowany- stwierdziła, uważnie go obserwując.

    OdpowiedzUsuń
  35. - Skąd Ty masz takie informacje? Śledzisz mnie?- Uniosła brew z psotnym uśmiechem. Lubiła pozwalać sobie na takie chwile odetchnięcia w obecności Colina, przy którym zawsze mogła być sobą, a nie Harriet jaką znała reszta miasta. Tak, miasta, ponieważ od kiedy tylko przeprowadziła się do Palm Springs nie stroniła od imprez i różnego typu wydarzeń mających mijesce w okolicy, a także z jeszcze jednego powodu, o którym nie mógł dowiedzieć się nikt, nawet Colin. Kiedyś prawda i tak wyjdzie na jaw, ale nie prędko, na to panienka Forssell po prostu nie mogła pozwolić.

    OdpowiedzUsuń
  36. Zachwycali swoim dzisiejszym pokazem wszystkich. Było w nich wszystko czego potrzeba na scenie. Były uczucia, była dynamika, była technika i emocje. Byli oni. Oni dający z siebie wszystko co mieli w sobie najlepszego. Rzuty, wyskoki, kroki z gorącej salsy zmieniały się w zimny hip hop serca. W tańcu byli jednością z czego trenerka w końcu wydawała się byc zadowolona.
    Wszystkie uniesienia ukazywały tą gorącą miłośc kochanków. Lecz nie trwało to długo.Kiedy nagle chłopak upadł a dziewczyna pochyliła się nad nim... Muzyka ucichła.
    Valerie padła ze zmęczenia na podłogę obok Colina, była nieziemsko zmęczona, ale i szczęśliwa. Odwróciła twarz ku chłopakowi. -Teraz to należy się nam duży kawałek jakiegoś pysznego ciasta i kawa -uśmiechnęła się lekko do niego przecierając dłonią twarz.

    OdpowiedzUsuń
  37. Co prawda, chłopak zapomniał o dość istotnym elemencie dobrego wychowania, które mówiło o tym, by spytać swojego rozmówcę, jak ma na imię, ale dziewczyna to zignorowała i sama się przedstawiła.
    -Miło mi, Lena Carter - uśmiechnęła się, ściskając delikatnie jego dłoń. - Och, pewnie. Jezioro widzę pierwszy raz w życiu - powiedziała, jednak w jej głosie można było wyczuć nutę sarkazmu. - A tak na poważnie, nie miałam nic ciekawszego do roboty, wszystkie testy mam już pozaliczane i...korzystam z rozpoczynających się wakacji. Poniekąd można się tutaj wyluzować. A ty, co tu robisz?

    OdpowiedzUsuń
  38. - Mimo tak kuszącej propozycji, wolałbym, żeby było mi dobrze z Tobą - powiedział niewzruszony, idąc za chłopakiem.
    Zaszli na korytarz, gdzie wystarczyło kilka dłuższych kroków, by znalazł się całkowicie za nim. Najpierw pociągnął Colina za koszulkę, a potem przyległ do niego całym ciałem, otulając go w pasie. Nosem zaczął trącać jego lewe ucho, co jakiś czas owiewając ciepłym oddechem jego kark.
    - Kochanie, nie bądź taki niedostępny - wyszeptał, wsuwając mu dwa palce pod bluzkę.
    Dobrze wiedział, że tym zachowaniem doprowadzi Colina do szału, ale to była chyba ukochana zabawa Russell'a - sprawdzać ile ludzie z nim wytrzymają, zanim tak bezceremonialnie uderzy go w twarz i nie tylko. Już raz się tak zdarzyło, że jeden koleś nie wytrzymał zalotów Ever'a i pobił go tak mocno, że przez najbliższy tydzień Russ nie mógł chodzić do szkoły, tak wszystko go bolało. Ale nie wzniósł tego na policję, przecież dobrze wiedział, że tak może się skończyć. W ostateczności chłopak otrzymał kilka godzin w szkolnej kozie i wiele długich spotkań na temat agresji w szkole. A Russell'owi, jak to Russell'owi, zawsze się upiekło.
    - Colin, nie wstydź się nas - wyszeptał uwodzicielsko. - Przecież dobrze wiem, że pragniesz tego tak samo jak ja...

    OdpowiedzUsuń
  39. [Pięknie dziękuje <3 Również nie mogę się doczekać wspólnego wątku. Mam nawet mały pomysł, żeby cała paczka biwakowała gdzieś nad jeziorem czy cos takiego i tam rozpali się ognisko i takie tam, wakacyjne klimaty :)]

    OdpowiedzUsuń
  40. Cała sytuacja z nauczycielką była tak zabawna, że Russell trudem powstrzymał się, żeby nie ryknąć śmiechem, zwijając się przy tym na podłodze. Gdyby pani Evans stała tam dwie czy nawet minutę dłużej, na pewno nie wytrzymałby pozostać przy swoim poważnym wyrazie twarzy, mówiącym: "Niech mi pani pomoże, ja nic nie zrobiłem".
    - Co my tu mamy? - powiedział zaintrygowany, wyrywając Colinowi karteczkę z ręki, kiedy nauczycielka zniknęła za zakrętem. - Tygodniowa koza, prace społeczne. Och, nie fajnie, co Lancaster? Coś mi się wydaje, że ominą Cię te Twoje ukochane lekcje tańca. I co teraz zrobisz?
    Z kpiącym uśmieszkiem, wcisnął Colinowi karteczkę w dłoń i wyjął z kieszeni papierosa. Nie podpalił go, stał tylko co jakiś czas smakując końcówkę.
    - Ale zawsze możemy zrobić tak, że pani Evans zapomni o całej sprawie. Pójdzie się, przyniesie ciasto, porozmawia, trochę pożartuje i nagle Colin Lancaster przestanie być takim niedobrym dzieckiem tego świata. - Russell uniósł zaintrygowany brwi, przechodząc do najważniejszej kwestii w tym całym monologu. - Mogę to dla Ciebie zrobić Lancaster, dla mnie to nic wielkiego.

    OdpowiedzUsuń
  41. - Mój brat jakoś nie narzeka - powiedział rozbawiony. Nawet nie wiedział czy Colin będzie wiedział o co chodzi, ale jeżeli widział czasami jak przed szkołę podjeżdża po niego białe Audi z którego wysiada wysoki szatyn, z którym Russell zawsze się obściskuje, może skojarzyć fakty. Szczególnie, że chodziły po szkole pogłoski, iż bracia Collins mają się ku sobie, ale nie każdy chciał w to wierzyć.
    - Zastanów się jeszcze raz, Lancaster, ile możesz na tym zyskać, a ile stracić. Jest czas konkursów, pewnie też się na jakiś szykujesz - powiedział, a po tych słowach zaciągnął się dymem ze swojego papierosa. - Ja nie chcę wiele, a skoro Twoja duma i tak została urażona na oczach tych wszystkich ludzi, to już nic nie masz do stracenia. Przez kilka dni udawanie mojego chłopaka, to aż tak wiele? - zapytał, w sumie to retorycznie, bo nie czekał na odpowiedź Colina. Spojrzał jedynie na niego kątem oka. - Z czasem możesz nawet uznać, że to całkiem przyjemne. Więc zastanów się nad tym poważnie, Lancaster.

    OdpowiedzUsuń
  42. Zachichotał, gasząc na ścianie papierosa. Przez chwilę wpatrywał się w twarz Colina, jakby chciał dać mu do zrozumienia, że rzeczywiście darzy go wyjątkowymi uczuciami, a gdy wydawało się, że powoli doszło to do chłopaka, parsknął.
    - W żadnym wypadku, Colin. Po prostu, nudzi mi się - wzruszył ramionami. - Brat wyjechał do Kanady na tydzień, zimno mi samemu w łóżku. Gallagher szuka cyganów w lesie, czyli też odpada. Reszta jakoś mnie tym razem nie interesuje, więc wypadło na Ciebie, Lancester - powiedział, układając palce lewej ręki w pistolet i "wystrzelił" z niego, cmokając przy tym zadowolony. - Żadnej kozy ani teraz, ani do końca tego roku szkolnego, nie tylko z mojego powodu, ale także z innych. No, chyba że sobie solidnie na to zasłużysz. Jakiś czas bycia postrzeganym bycia tak cudownym i pełnym uroku, jak ja. Nie pytaj jak to zrobię, mam swoje sposoby, ale możesz być pewien, że jeśli gram w grę, to zawsze wygrywam. Nigdy nie było i nie będzie inaczej. Więc jak? - zapytał, rozkładając szeroko ręce, jakby chciał przytulić chłopaka. - Będziesz moim słodziutkim Colinusiem?

    OdpowiedzUsuń
  43. Zaśmiała się, gdy usłyszała o muzeach. Ona także nie przepadała za ich zwiedzaniem, a przynajmniej nie ze szkołą. Zawsze wtedy oprowadzał ich jakiś wyjątkowo nudny albo gburowaty przewodnik, który nie potrafił niczym zainteresować i wszyscy niemal pokładali się na rzeźbach i gablotach. Inna sprawa, gdy mogła sobie sama pochodzić po takim ośrodku kultury, pooglądać i poczytać to, co ją akurat interesowało.
    -Chociaż póki co, nic specjalnie pasjonującego się tutaj nie działo. Nie licząc oczywiście popsutego autobusu. O taaak, będę o tym opowiadała wnukom!
    Zerknęła w prawo. Kawałek dalej, za drzewami widać było kawałek plaży i jezioro. Zagryzła dolną wargę. Było niesamowicie gorąco. Dałaby wszystko, żeby znaleźć się w chłodnej wodzie.
    Spojrzała z figlarnym uśmieszkiem na chłopaka.
    -Co ty na to, byśmy odłączyli się od grupy? Nawet nie zauważą, że nas nie ma. Dojdziemy sobie do hotelu później.

    OdpowiedzUsuń
  44. W sumie bawiła ją ta cała paplanina chłopaka. Zachowywał się jak nastolatka, która właśnie przyleciała pochwalić się swoim nowym chłopakiem, nie zważając na to czy ktoś ją słucha. Uśmiechnęła się leniwie, przesuwając opuszkami palców po zimnym parapecie. To było sympatyczne.-Marne przystawki.-Powiedziała, znacząco spoglądając w stronę blondynki, która manifestowała swoją złość, po przez gorączkowe wymachiwanie dłońmi w jej stronę. Rozbawiona, zignorowała ją, podciągając się i siadając na parapecie. Mogła teraz patrzeć na Colina z góry, co w sumie było bardzo wygodne.-Szału nie ma. Myślałam, że tutaj bawi się.. Nieco inaczej.-Mruknęła, patrząc na niego wymownym wzrokiem. W jej głowie panował przyjemny szum, mieszany z muzyką i krzątaniną rozmów. Nawet wśród tego całego zamieszania zdołała usłyszeć swoje imię, wywołane gdzieś przy drzwiach frontowych. Obejrzała się momentalnie, zauważając w nich znajomą sylwetkę drobnej blondynki. Harriet. Patrzyła na nią ze złością w oczach, niemal trykającą furią. Całe szczęście nachalny na dobre gospodarz, kłócił się z nią, że wejdzie tylko wtedy, kiedy uraczy go całusem. Chyba musiała przejść do następnej fazy swojego planu. Desire zeskoczyła z parapetu, momentalnie znajdując się przy chłopaku.-Chodź, pokaże Ci jak ja się bawię.-Powiedziała, tuż przy jego uchu, prostując się powoli i spoglądając w stronę wyjścia. Posłała swojej opiekunce lekkie spojrzenie, zaczynając kierować w stronę tarasu, gdzie znajdowało się drugie wyjście. Na szczęście Colin nie zauważył tej całej sytuacji i wymiany spojrzeń.

    OdpowiedzUsuń
  45. - Faceci to jeszcze więksi plotkarze niż kobiety, pod Bogiem.- Machnęła ręką z udawaną wyższością i odgarnęła swoje wyimaginowane długie włosy. Od kiedy je ścięła nie mogła się przyzwyczaić, że wykonywanie tych jakże zabawnych w jej wersji gestów było wręcz niemożliwe. Byli już prawie na miejscu, chociaż może tylko jej się wydawało, w końcu dzieciaki potrafiły drzeć się tak głośno, że było je słychać kilka ulic dalej, a w tej chwili w parku rozrywki było zapewne kilkaset tych małych, rozbrykanych potworków.- Jesteś moim przyjacielem alfa i zawsze będziesz, wiesz o tym. A tak swoja droga chciałam Cie wykorzystać jako modela, ale teraz już sama nie wiem...- Mruknęła przeciągając ostatnie słowo.

    OdpowiedzUsuń
  46. Uśmiechnęła się do niego znacząco i rozprostowała mu zmarszczenie na rękawie podkoszulka. Był to matczyny gest, który uwieńczyła uśmiechem, kiedy ich spojrzenia się spotkały.
    - No co? - wzruszyła ramionami - Powinieneś wyglądać porządnie. I czyj to był pomysł, żeby tu przyjechać - to mówiąc rozejrzała się do o koła, lustrując uważnie drewniane domki - Magiczne miejsce.

    OdpowiedzUsuń
  47. - Czekaj no, to Ty nie zachowujesz się jak baba?- Ukuła go delikatnie w żebra z bezbronnym wyrazem twarzy. Uwielbiała mu dokuczać, czasami mogłaby to robić bez przerwy, dawało jej to pewną satysfakcję, a także było oznaką jej sympatii do niego, może tylko wyrażaną w nieco dziwny i nieprzeciętny sposób.- Wiesz gdzie to mam, prawda?- Pchnęła go na prawo co sprawiło, że chłopak wleciał w żywopłot.

    OdpowiedzUsuń
  48. Odwróciła się gwałtownie, kiedy zaczął się cofać w stronę domu. Na litość boską, co z nim nie tak? Nie tak to miało wyglądać.-Stój.-Powiedziała, ponownie chwytając się jego rękawa, jednak wyrwał się jej gwałtownie i wszedł do środka. Zaklęła pod nosem, wchodząc za nim i wzrokiem szybko oceniając, czy znajduje się w bezpiecznym miejscu. Na szczęście wszyscy znajdowali się teraz na parkiecie, więc spory tłum zasłaniał ich sylwetki. Dogoniła go szybko.-Posłuchaj mnie. Musisz mi pomóc..-Warknęła, kiedy zdawał się jej nie słuchać i kierować co raz bliżej drzwi.-Nie masz wyboru.-Wyprzedziła go, zastawiając mu drogę. Teraz w jej oczach panował ogień, przeplatany ze strachem. Równocześnie stanowczo patrzyła na chłopaka, nie dopuszczając do siebie myśli, że zaraz zostanie nakryta.

    OdpowiedzUsuń
  49. Ona rzecz jasna, zatrzymała się tuż obok niego, udając, że czeka aż zawiąże sznurówki. Kiedy wszyscy oddalili się na odpowiednią odległość, oboje złapali swoje rzeczy i wbiegli do lasu. Byle nikt ich nie zauważył.
    Zdaje się, że pozostali niezauważeni, więc po prostu przeszli pospiesznym krokiem przez tą wąską zalesioną część, by znaleźć się na małej plaży. Lena rzuciła torbę na ziemię.
    -Jak pięknie! - powiedziała wesoło, spoglądając na niego - No to co? Kąpiel dla ochłody? - oparła dłonie na biodrach, sugestywnie rzucając spojrzenia w stronę tafli wody.

    OdpowiedzUsuń
  50. - Stanowczo nie podoba mi się ten pomysł - zaprotestowała, naciągając czapkę z powrotem na właściwe miejsce i z lekko rozmierzwionymi włosami spojrzała na niego z udawaną obrazą - Chyba, że chcesz żebym ci popaliła wszystkie ciuchy - patrzyła, jak wyjmuje papieros i zaciągnąwszy się nim mocno, podał go jej - Dzięki - mruknęła - Wiesz David okazuje się kustoszem wszystkich, fajnych wypadów? Bosko - nie wiedzieć czemu uśmiech wyszedł jej krzywy.

    OdpowiedzUsuń
  51. - Świetnie - klasnęła w dłonie z uśmiechem. Nie miała ochoty wracać dzisiaj do domu, nie miała ochoty widzieć dzisiaj nikogo z rodziny. Miała za to ochotę upić się właśnie gdzieś nad jeziorem, z paczką nowych ludzi. Jeśli miała taką możliwość, to czemu nie? Przyglądała się Colinowi jak dzwonił do różnych osób, sama zaczęła grzebać w torebce w poszukiwaniu portfela jednocześnie paląc ostatki papierosa, które jej zostały.
    - I co? Będą? - zapytała patrząc na Colina kiedy skończył pierwsze połączenie, nie wiedziała do kogo konkretnie dzwonił, ale nie było to dla niej zbyt istotne.
    [Przepraszam za zwłokę z tym odpisywaniem, ale pochłonęły mnie wagary ^^]

    OdpowiedzUsuń
  52. Uniosła brwi, obserwując go z zaskoczeniem.
    -Nie wiem co ty usłyszałeś dwuznacznego w mojej propozycji, ale w takim razie coś musi być z tobą nie tak - zaśmiała się, kręcąc głową i ściągając koszulkę przez głowę. - A nie obawiam się tak bardzo, bo nie wyglądasz na jakiegoś zboczeńca. No i chodzisz do mojej szkoły, więc w razie czego moi ludzie cię znajdą - puściła mu oczko, po czym pozbyła się też spodenek, pozostając w samej bieliźnie. Pobiegła za nim i wskoczyła do wody. Była chłodna, ale nie zimna. Idealna na wakacyjne kąpiele.

    OdpowiedzUsuń
  53. [O, bardzo chętnie założę z Tobą wspólny wątek ;) A wiesz, ledwo wczoraj zastanawiałam się czy nie zaproponować komuś z postacią płci męskiej wspólnego wątku. Akurat mój Mike to typowy samotnik i introwertyk i pomyślałam sobie, że skazuje go na taki przykry los. Więc może Mike i Colin zostaną przyjaciółmi, mimo tego, że tak bardzo się od siebie różnią i pochodzą z dwóch różnych światów ? Pomijając oczywiście fakt, że oboje nie mieli życia usłanego różami oraz doznali śmierć bliskich im osób. Ja chętnie mogę zacząć ;) I przepraszam, za ten "długaśny" komentarz ;) ]

    OdpowiedzUsuń
  54. [ Hayden jest nowa, to znaczy mieszka w PS od jakichś dwóch miesięcy, więc w sumie mogą się znać, a nawet lubić. Może Colin mógłby być jedyną osobą jaką zna lub mogli poznać się wcześniej podczas wakacji czy jakiegoś obozu? ;D ]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [ Właściwie to mam kilka propozycji powiązaniowo-wątkowych :D
      1. to właśnie ta znajomość obozowo-wakacyjna i późniejsze spotkanie w Palm Springs
      2. mogą też znać się z jakichś zawodów tanecznych, oczywiście stylami się różnią przez co mogliby się oglądać nawzajem z widowni.
      (czytając Twoją kartę miałam kilka pomysłów, a teraz zapomniałam o czym myślałam xD)
      3. o, albo Hayden samotna po przyjeździe do Stanów więcej czasu spędzała w domu nie mogąc się tam odnaleźć i na jakimś czacie poznała Colina, pisali ze sobą przez te dwa miesiące i dobrze się dogadywali, a później on zaproponował spotkanie ;) ]

      Usuń
  55. - Jesteś idiotą, ale cieszę się, że już o tym wiesz.- Powiedziała z wyrzutem podnosząc się i wychodząc z krzaków. Oczywiście miała we włosach i w swetrze, który miała na sobie masę liści i gałązek, ale jakoś nie bardzo się tym przejmowała, demonstracyjnie otrzepała nogi i ruszyła w dalszą drogę. Chłopak doskonale wiedział o słabym punkcie Harry- mianowicie o łaskotkach i w chamski sposób po prostu wykorzystał to przeciwko niej.

    OdpowiedzUsuń
  56. Zastanowiła się, bawiąc się frędzlami od swetra. Noc była stosunkowo ciepła, ale Denisa należała do grona ludzi wyjątkowo zmarzliwych, więc kiedy temperatura spadała poniżej piętnastu stopni, musiała być opatulona czymś ciepłym.
    - Zostawił moją kumpelę na lodzie - powiedziała kwaśno i upiła łyk piwa - Zachował się jak kretyk, wykorzystał ją i zostawił. Taka historia, proste nie? - wzruszyła ramionami - A mimo to mam wrażenie, że większość facetów postępuje tak samo.

    OdpowiedzUsuń
  57. -Najwyraźniej nie - odpowiedziała, również patrząc w tą samą stronę. - Może być ciekawie, idziemy!
    Wyszła z wody i niespiesznym krokiem doszła do ubrań, które zostawiła na piasku. Wzięła je w dłoń, pozostając nadal w samej bieliźnie. W końcu musiała poczekać aż nieco wyschnie, a dopiero potem się ubrać. Zarzuciła torbę na ramię i ruszyła wraz z chłopakiem w stronę domku.
    Kiedy znaleźli się w pobliżu, ludzie siedzący na tarasie niemal od razu zwrócili na nich uwagę. Byli dość młodzi, na oko jakieś dwadzieścia pięć lat. Mieli grilla. Lena posłała im szeroki uśmiech, starając się ignorować fakt, iż ona była prawie naga, a oni ubrani. W końcu tuż obok stał Colin w tej samej sytuacji.
    -Cześć - powiedziała, przyglądając się każdemu z osobna. - Jestem Lena, a to Colin.

    OdpowiedzUsuń
  58. [Ojej, to strasznie miłe, nie spodziewałam się takiej oceny, naprawdę! Bardzo dziękuję.
    + mi się ten pomysł podoba :) Wątek zaczynam, zaczynam! Colin jest niezwykle inspirującą postacią, więc może być ciekawie, o]

    Promienie słońca, leniwie wślizgujące się do jej pokoju, były decydującym czynnikiem, z zgodzie którym postanowiła opuścić bezpieczną, domową ostoję i wybrać się na krótki spacer. W jej najbliższym otoczeniu znalazłoby się zapewne kilka osób, które do ów pomysłu podeszłoby dość sceptycznie, ale w tym momencie nie zaprzątała sobie tym umysłu.
    Mimo faktu, iż nie do końca orientowała się jeszcze w okolicy Palm Springs, coś podpowiadało jej, że mała wycieczka dobrze jej zrobi. Zamykanie się w czterech ścianach i wieczne ucieczki przed światem prowadziły przecież donikąd. Pochwyciwszy w dłonie jeden ze swoich pamiętników, wyszła na zewnątrz, nie mówiąc nikomu ani słowa. Być może było to odrobinę nierozważne, ale jeśli chciała w końcu stać się w pełni odpowiedzialną za siebie, nie mogła wciąż liczyć na pomoc innych. Życie nie zawsze okazywało się tak kolorowe, jak przedstawiano to w książkach, które dotychczas czytała.
    Przyjemny, orzeźwiający wiatr, kojący śpiew ptaków... tutaj wszystko wydawało się o wiele bardziej urokliwe, niż w rodzinnym Phoenix, do którego przywykła. Nie mogła jednak powiedzieć, żeby specjalnie jej to przeszkadzało. Wręcz przeciwnie. Chyba powoli zaczynała wierzyć, że coś może zmienić się na lepsze. Jeśli gdzieś istniało miejsce, w którym mogła poczuć się bezpiecznie i swobodnie, Palm Springs idealnie spełniało wszelkie warunki, by za nie uchodzić.
    Krocząc po chodniku drobnymi kroczkami, przymknęła na moment oczy i uśmiechnęła się delikatnie, rozkoszując się urokami tego cudownego dnia.
    Nim zdążyła się zorientować, fala najróżniejszych myśli porwała ją gdzieś daleko, sprawiając, że cały świat przestał mieć dla niej nagle jakiekolwiek znaczenie.

    [Oj, mam nadzieję, że może być...]

    OdpowiedzUsuń
  59. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  60. - Opisałeś mnie wprost idealnie, jestem z Ciebie dumna.- Mrugnęła do chłopaka, dając mu tym samym do zrozumienia, że nie od dziś wie to wszystko co ten właśnie powiedział. Nie próbowała udawać grzecznej i wyrozumiałej dziewczynki, dla wszystkich miłej, bo Harriet po prostu taka nie była.- Idziemy do wesołego miasteczka jakbyś zapomniał, no chyba ze masz już inny pomysł.

    OdpowiedzUsuń
  61. - Więc musimy wpaść do sklepu po jakieś jedzenie, a potem ruszamy na domki – wzruszyła ramionami, zgasiła papierosa, a peta wyrzuciła do kosza na śmieci. Nawet jeśli paliła, to zależało jej na utrzymaniu jakiegoś porządku. Kiedy Colin wyjął z kieszeni kluczyki i ruszył w stronę samochodu poszła za nim. Oboje wsiedli do auta i ruszyli do najbliższego marketu. Musieli kupić coś do jedzenia i mnóstwo alkoholu, więc kiedy byli już w drodze do domków nad jeziorem prawie cały bagażnik był po brzegi wypełniony puszkami piw i butelkami jakiegoś taniego wina.
    - Mam nadzieje, że nie zamierzamy dzisiaj wracać do domu, prawda? – zerknęła na niego patrząc na cały ten alkohol. Nieważne jak dużo osób miało się tam pojawić taka porcja byłaby w stanie zwalić z nóg nawet słonia, a co dopiero bandę nastolatków.

    OdpowiedzUsuń
  62. [ Zaczniesz? ;> <3 ]

    OdpowiedzUsuń
  63. Destiny Salvage28 czerwca 2012 20:30

    [Cheć/pomysł na wątek? :)]

    OdpowiedzUsuń
  64. [Wybacz, że tak dawno nie odpisywałam, ale dopiero teraz na poważnie wróciłam z urlopu ;) Im mam prośbę, żebyś odpisując zwróciła uwagę czy w tytule jest "If i die tomorrow", bo założyłam nową kartę i nie wiem kiedy adminki zmienią adresy w linkach. No, ale z wątkiem ciągniemy ten sam :D]

    Dogonił Colina i przez chwilę wpatrywał się w niego w milczeniu, aż w końcu postanowił odpowiedzieć.
    - Powinieneś wiedzieć, że jeżeli Collins słowo daje, to zawszę dotrzymuję obietnicy. Nie bez powodu mówią na mnie Ever, ale jeżeli wypisanie przeze mnie jakiegoś papierka bardzo cię podnieca, to mogę to zrobić.
    Uśmiechnął się łobuzersko, kiedy wyszli ze szkoły. Russell objął Colina ramieniem i skierował go w kierunku parkingu, gdzie stało jego białe Audi, czy właściwie, Audi należące do jego brata, ale że ten wyjechał, to Ever postanowił pożyczyć je sobie na kilka dni.
    - A w sumie to dobrze, że będę miał mieć to na papierze. Przynajmniej nie będziesz mógł się wykręcić, podczas zachowywania się jak mój chłopak. Naprawdę, nie masz się czego bać, to całkiem przyjemne - zachichotał.
    Szli chwilę w milczeniu, gdy nagle na język Russa nawinęły się nowe myśli.
    - Zdążysz, mogę cię nawet podwozić samochodem, jeśli chcesz. Przecież nie mógłbym pozwolić, żeby mój kochany Colinuś szwendał się zupełnie sam, bez żadnej opieki. Jeszcze by cię ktoś napadł, zaatakował i co by się stało? O nie! Nie mogę pozwolić, żeby coś ci się stało kochanie.
    Zachichotał, widząc poirytowanie Lancastera. Był ciekaw ile ten chłopak zniesie i czy ten jego konkurs będzie tego warty.

    OdpowiedzUsuń
  65. [to się w takim razie bardzo cieszę :)]

    Kiedy Annie pozwalała porwać się natłokowi najróżniejszych myśli, sprowadzenie jej na powrót do rzeczywistości, zajmowało innym bardzo dużo czasu. Cóż, najwyraźniej nikt nigdy wcześniej nie próbował zrzucić na niej ni stąd ni zowąd kupy... metalu.
    Nie miała nawet pojęcia, skąd pojawiło się zagrożenie i jak to dokładnie się stało, że nie była w stanie zauważyć nawet części zbliżającego się niebezpieczeństwa.
    Zbyt wiele rzeczy wydarzyło się niemal równocześnie. Nim zdążyła się zorientować, leżała na ziemi. Coś było nie tak, ale nie potrafiła chyba jeszcze jednoznacznie określić co to takiego.
    Zamrugała kilkukrotnie, jak gdyby w ten sposób chciała otrzeźwić otępiony umysł i spojrzała na nieznajomego z lekkim, tak typowym dla siebie, przestrachem w jej dużych, jasnych oczach.
    - Ja... nie - zająknęła się, ale chaos panujący w jej głowie skutecznie uniemożliwiał jej teraz podjęcie jakiejkolwiek konwersacji.
    Szczędząc sobie zbędnych słów, spróbowała podźwignąć się z chodnika, ale zaraz tego pożałowała.
    Syknęła z bólu, automatycznie spoglądając w odpowiednią stronę. Niemal całą długość prawego przedramienia "zdobiła" teraz paskudnie wyglądająca szrama, a biała koszulka prawdopoodbnie już nigdy nie miała wyglądać tak, jak wcześniej. Ręka bolała niemiłosiernie, co trochę zbiło ją z pantałyku. Nie bardzo wiedziała, co powinna teraz zrobić. Powoli zaczęła żałować, że zdecydowała się opuścić bezpieczny pokój.
    - Ja... - spróbowała odezwać się ponownie - Dom, muszę iść do domu...

    OdpowiedzUsuń
  66. [Jakaś ochota na wątek jest? Ewentualnie powiązanie? ; )]

    OdpowiedzUsuń
  67. [Osz Ty xD Ale dobra, wybaczam, rozumiem że honor Colina był tu najważniejszy, a że Russell lubi pozbawiać ludzi honoru, to wszystko się tutaj zgadza. Rozpoczynam z nowym wątkiem, jakby coś to popraw i mam nadzieję, że tym razem potrwa on nieco dłużej xD]

    Russell przemierzał spokojnie korytarz, zupełnie jakby piętnaście minut spóźniania nie było niczym specjalnym. W ogóle go to nie wzruszyło, mizianie się ze swoim bratem okazało się ważniejsze niż nudne lekcje biologii. W sumie, nauczycielka lubiła go wystarczająco, żeby nie skomentować jego wejścia niemalże w połowie lekcji, bez żadnego wytłumaczenia.
    Uśmiechnął się do siebie. Od ostatniego spięcia z tym nieszczęsnym Colinem Lancasterem minęły jakieś dwa tygodnie, a Russell wyszedł na tym całkiem dobrze. Chętnie chodził na próby tańca, żeby pośmiać się, że nie ma na nich Lancastera, bo siedział w tym czasie w kozie i to tylko przez swoją głupotę. Oczywiste było, że Russell wtedy się tylko z nim droczył i na pewno nie zamierzał z nim sypiać, przecież ten chłopak nie pociągał go seksualnie w żaden sposób. A jednak, Colin był tak naiwny i głupi, że uwierzył w te russellowate bajeczki i zląkł się, zsyłając na niego swoich kolegów. Myślał, że pozbawił go tym honoru, ale były to błędne myśli, skoro Ever owego honoru nie posiadał. W sumie to logiczne, patrząc że zachowywał się zupełnie bez szacunku do swojej osoby.
    Wszedł do klasy bez pukania i leniwie ruszył do swojej ławki, bez żadnego grzecznego "Przepraszam za spóźnienie, pani profesor.", gdy nagle rozległ się jazgoczący głos, zupełnie nie podobny do głosu jego ulubionej nauczycielki.
    - A ty młodzieńcze, skąd się tutaj wziąłeś?
    Odwrócił się i zobaczył panią Clarkson - zastępczynie ich nauczycielki. Wpatrywała się w niego swoim surowym, przeszywającym na wskroś wzrokiem, a on uśmiechnął się przepraszająco.
    - Przepraszam za spóźnienie, pani profesor. Znaleźliśmy z bratem koło drogi porzucone szczeniaki, więc pomogłem mu zanieść je do kliniki. Biedne, śliczne kundelki. Może przygarnie pani jednego?
    W tym momencie wiedział, że zabłysnął wśród dziewczyn w klasie, ale usłyszał też jedno prychnięcie dobiegające z ławki nieopodal. Cholerny Lancester.
    - Siadaj Collins, ja już znam te twoje historyjki - warknęła nauczycielka. - Jeszcze jedna taka pyskówka, a skończysz w kozie.
    Russell westchnął i usiadł w swojej ławce, spoglądając krótko na Colina. Chłopak od pewnego czasu był obrażony na cały świat bardziej niż zazwyczaj, co było dziwne, bo przecież nie licząc tamtego małego żartu, Russell nie zrobił mu nic wielkiego. Nawet nie zdążył się jeszcze odegrać, chociaż miał taki zamiar.
    - Collins, będziesz pracował z Lancasterem.
    Ever wytrzeszczył oczy, zdecydowanie nie zamierzał pracować z tym idiotą po to, żeby sam odwalał całą robotę, a ten tylko wietrzył zęby.
    - Mogę pracować sam? Myślę, że Colin będzie miał takie samo zdanie co ja.
    - Nie - odpowiedziała nauczycielka i podała Colinowi jedną kartę pracy. Świetnie... Po prostu cudownie...

    OdpowiedzUsuń
  68. [Mądre jest to co wymyśliłaś xD Sama bym na to nie wpadła. I trafiłaś nawet dobrze, bo ci dwaj w swojej obecności zupełnie stracą cierpliwość, a te dzieci są straszne! Miałam je raz na dwa dni i w nocy prawie wcale nie spałam, ciągle płakało, aż w końcu koło czwartej nad ranem waliłam tą lalką o poduszkę, nie mogłam wytrzymać. A z tego co wiem, koleżanki zaklejały głośnik taśmą klejącą, albo zamykały je gdzieś, bo już nie mogły wytrzymać.]

    Rozdziawił usta, słysząc słowa nauczycielki i nawet gdy nieco się ocknął, wcale nie miała zamiaru ich zamknąć. Gdyby był z kimkolwiek, z obojętnie którą dziewczyną czy chłopakiem w klasie, ale Lancester. LANCESTER?! Naprawdę, chyba gorzej nie mógł trafić.
    - Ja wezmę bachora na jeden tydzień, Ty na drugi - mruknął pod nosem, gdy nauczycielka zaczęła rozdawać lalki i wydawało się, że nie może ich usłyszeć. - Nie ma opcji, żebym spędzał wolny czas z Tobą w jednym pokoju.
    Chociaż głos Russella był przyciszony, nauczycielka musiała mieć chyba jakieś pluskwy szpiegowskie przy jego ławce i słuchawkę włożoną do ucha, skoro z łatwością usłyszała każde jego słowo.
    - Nie ma takiej opcji, panie Collins. Każdy z was dostanie czip, który będziecie mieli na nadgarstkach. Tylko ja mogę wam go zdjąć, to na wypadek gdyby przyszło wam do głowy oddać dziecko pod opiekę komuś innemu. Na koniec projektu będzie sprawdzane kto miał jaką aktywność i bez problemu sprawdzę, żeś pan kombinował, panie Collins. Nie musicie spędzać ze sobą nocy, ale całe dnie to podstawa do zaliczenia. Chociaż widziałam na korytarzu, że byłbyś z tej opcji bardzo zadowolony.

    Cholerna su... - przemknęło się przez myśli Russella. Wspaniały początek wakacji, spędzony z Lancasterem, do tego prawdopodobnie bez seksu i z nikłymi spotkaniami z Joshem, który pierwsze dwa tygodnie pracuje na nocną zmianę, po to by potem móc wyjechać z Russem gdzieś na wakacje.

    - Mam przynajmniej nadzieję, że nasze dziecko nic po Tobie nie odziedziczy, bo nie chciałbym niańczyć tak paskudnego dziecka - skomentował jedynie, czekając aż nauczycielka da im ich dziecko. Po klasie rozeszły się pojedyncze śmiechy, ci którzy tego nie dosłyszeli, byli już wyraźnie zajęci swoim dzieckiem. - I to ja będę wybierał imię, nie myśl sobie, że Ci na to pozwolę!

    OdpowiedzUsuń
  69. Annie zachowywała się zupełnie tak, jak gdyby znajdowała się właśnie w stanie totalnego odurzenia. Na początku docierały do niej tylko marne ochłapy poszczególnych informacji i nic z ów faktem nie mogła zrobić. Tak przynajmniej sądziła. Słowa chłopaka podziałały jednak, niczym kubeł lodowatej wody.
    Zamrugała kilkukrotnie i rozpaczliwie pokręciła głową.
    - Nie, nie, nie. Nie tam, nie chcę - zapewniała gorączkowo, powtarzając słowa w kółko, jak gdyby bała się, że chłopak mógłby ich nie usłyszeć. Przypominała odrobinę małe, wystraszone dziecko, kompletnie zbite z tropu. Nie pamiętała, kiedy ostatni raz rozmawiała z kimś, kogo nie znała... a do tego fakt, iż była zdana tylko na siebie i to w takich okolicznościach, dodatkowo to komplikował.
    Chaos panujący w jej głowie, ustępował powoli i Annie zaczynała powoli łączyć wszystko w całość. No i ból zdawał się w końcu docierać do jej świadomości. Mocniej i intensywniej z każdą kolejną sekudną.
    To skutecznie sprowadzało ją na ziemię.
    Odruchowo zaczęła kręcić się na wszystkie strony, ale to tylko spotęgowało kłującą falę gorąca, rozchodzącą się po całej długości jej ręki.

    OdpowiedzUsuń
  70. Annie Hellway pisze:

    W następnej sekundzie utkwiła w twarzy nieznajomego badawcze spojrzenie, jakoś zupełnie odruchowo przestała się szamotać i przeanalizowała wszystkie słowa chłopaka, które zdołały przedrzeć się do jej uszu.
    - Przepraszam - szepnęła nagle, ni stąd ni zowąd, mimowolnie unosząc obie brwi, co nadało jej twarzy lekko zaskoczonego wyglądu. Ogarnęło ją nagle poczucie winy i mimo szczerych chęci nie potrafiła niczego z tym faktem zrobić.
    Nieświadomie przycisnęła zgiętą w łokciu rękę do klatki piersiowej i wzięła kilka głębokich oddechów, jak gdyby bała się, że lada chwila padnie na ziemię z powodu niedotlenienia.
    Nie powinna wychodzić bez słowa. Już wiedziała, że źle to się dla niej skończy. Nie chciała jednak stanowić większego problemu dla chłopaka, który najwyraźniej rzeczywiście starał się jej tylko pomóc.
    - Nie wiem, gdzie jest szpital, będę miała kłopoty - wyjaśniła pospiesznie i chaotycznie, nie bacząc na to, że dla kogoś, kto nie miał z nią wcześniej styczności, jej zachowanie może wydać się co najmniej... dziwaczne.

    OdpowiedzUsuń
  71. [No dobra, po dogłębnym przeczytaniu karty będzie można coś naskrobać. (Taaak, najpierw zaproponowała wątek, a dopiero teraz czytam czy oni się w ogóle zgrają. Cała ja xD) Ale o dziwo będzie tego trochę. Podstawą może być taniec. Co prawda ona modern i jazz, a on nowoczesny, ale jakie to ma znaczenie. Mógł ją kiedyś zobaczyć na sali, gdy już po zajęciach tańczyła, bo zwykle w ten sposób ćwiczy - na plaży, w pustych salach lekcyjnych, na dachach budynku. Tam gdzie nikogo nie ma. No i jak tak czytałam o tej jego niestałości w uczuciach.. Można by dać że się tak chwilowo zauroczył, ale ona mu nie ulegnie, to już mogę na wstępie zapewnić, a przez to będzie tylko ciekawsza dla niego? Ogółem można dać jakieś uliczne walki taneczne (wiem, jazz, co z tego, poradzi sobie xD) albo na kilka lekcji połączyć ich grupy taneczne i będą musieli razem ćwiczyć nie swoje specjalizacje. Czyli on będzie musiał ją nauczyć tego nowoczesnego a ona go jazzu.. Dobra.. Chyba zaczynam już kręcić. Powiedz co Ci pasuje to jakoś to złożymy w całość. Możemy też wszystko na raz jak poskładamy to w coś logicznego, będzie o czym pisać xD]

    OdpowiedzUsuń
  72. [W sumie nie masz mi co współczuć, bo sama chciałam, a to była dobra lekcja. Jak tak sobie pomyśleć, że z jednym dzieckiem ciężko jednak, a ja sobie wymarzyłam czwórkę-bliźniaki, to może jednak trzeba skrócić wodze fantazji xD Chociaż nawet już imiona powymyślałam, szalona ja: Oliwer, Nikodem, Lilianna i Emilia.
    Coś czuję, że będzie ciężko powstrzymać ich od rękoczynów, skoro przeszedł już Russellowi okres "Jaram się tobą, Lancaster, słonko" xD]

    - Też miałem plany na te wakacje i to zdecydowanie ciekawsze, od Twojego marnego konkursu, który i tak przegrasz - skomentował głośno. Jeszcze jakby tego było mało, nie dość, że musiał spędzić najbliższe dwa tygodnie z tą pokraką, to jeszcze miał z nim jechać nie wiadomo gdzie i kibicować, jakby byli rodziną. O nie, tego na pewno nie zrobi, a jeżeli już będzie zmuszony jechać za Lancasterem, to na pewno weźmie ze sobą Josha. - a Twoja aparycja, Lancester, jest jak najbardziej właściwa na miano mojej partnerki. Spójrz tylko na mnie, a potem na siebie. I już wiadomo od razu, że ja w tym związku noszę spodnie. - Russell prychnął zdenerwowany, rozkładając się wygodniej na krześle. - Ale myślę, że bardziej stosowne byłoby, żebyśmy byli typową rodziną homoseksualną, z dwoma męskimi ojcami, bo gdybyś dostał nagle typowych kobiecych humorków, to ja bym chyba jednak wolał rozwód i płacić alimenty. Mogłyby być nawet nie małe, byle tylko nie oglądać Twojej paskudnej mordy.
    Kilka minut potem nauczycielka podała im ich dziecko, a na ręce założyła im chipy. Przyjrzał się maleństwu. Dziewczynka. Chciał mieć w przyszłości córkę, ale teraz wolałby mieć syna. Nie pytał nawet o zmianę, przecież w przyszłości nie będzie mu dane wybrać płci dziecka.
    - No cześć, Kimberly. Przywitaj się z tatusiem Russellem - powiedział radośnie, obejmując delikatnie lalkę, jakby to było prawdziwe dziecko. - A to jest debil - pokazał palcem na Colina. - Zapamiętaj to imię. D-E-B-I-L.

    OdpowiedzUsuń
  73. Annie Hellway3 lipca 2012 15:07

    Kiedy tylko taksówka ruszyła, Annie poczuła się jakoś wyjątkowo niespokojnie, ale robiła wszystko, by nie dać po sobie tego poznać. Dotarło do niej, że przysporzyła mu już wystarczającej ilości zupełnie niepotrzebnych przeżyć. I pomyśleć, że nic nie wydarzyłoby się, gdyby wybrała inną drogę, szła drugą stroną ulicy, albo w ogóle nie opuściła pokoju.
    Z zamyślenia wyrwało ją dopiero pytanie chłopaka. Spojrzała na niego tak, jak gdyby powiedział nagle najbardziej absurdalną rzecz na świecie. W gruncie rzeczy chodziło o coś kompletnie innego. W kolejnej sekundzie Annie uświadomiła sobie, że nie może udzielić mu odpowiedzi. I nie miało tu znaczenia, czy chciała, czy nie. Pożałowała, że nie poświęciła nawet minuty na to, by nauczyć się ciągu nowych, głupich cyfr.
    - Numer - odezwała się po chwili, jak gdyby odkryła coś wielkiego - mam kartkę z numerem do brata. W kieszeni - zauważyła. Znajdowała się po stronie złamanej ręki, więc aby mu ją podać, musiała poczekać, aż opuści samochód, by bez przeszkód móc po nią sięgnąć.

    OdpowiedzUsuń
  74. [Pasuje z tym poznaniem na próbie. Zaczynasz czy ja mam? ; )
    I naprawdę, nie przejmuj się. Mi wcale nie zależy, żeby zauroczył się na stałe, bo i tak żadnych korzyści by z tego nie miał. Ona nie ustąpi choćby nie wiem jak natarczywy był xD. Właściwie nawet nikogo nie powinno dziwić, że w końcu mu się znudzi jej niedostępność.]

    OdpowiedzUsuń
  75. [Ja w sumie zamarzyłam sobie tą czwórkę dzieci, bo zawsze chciałam mieć bliźniaki, a że nie wiem czy wolałabym chłopców czy dziewczynki, dlatego wyszło na czworaczki. Ewentualnie chłopcy mogliby być starsi, a potem rok czy dwa lata później urodziłyby się dziewczynki :P To jakoś tak dlatego, że chciałabym, żeby zawsze mieliby kogoś przy sobie, bo u mnie w domu to różnie... Jeszcze musiałabym znaleźć sobie mężczyznę, który zniósłby te moje dziwne marzenia, ale mam na to jeszcze co najmniej dziesięć lat xD
    A co do Russella i Collina... Nie wiem co by się miało stać, żeby nagle przestaliby siebie nienawidzić. Russell jest raczej bardzo pamiętliwy, więc nawet gdyby Colin mu życie uratował, to i tak nie byłby gotowy się z nim pogodzić. Ale zobaczmy co z tego wyniknie, bo zapowiada się całkiem ciekawie ^^]

    - Ej, Kochanie, a Ty gdzie uciekasz? - zapytał Russell, chwytając Colina za kołnierz koszulki. - Weź to ode mnie, nie będę chodził po szkole opasany jakbym jechał na tygodniowe wakacje.
    Russell spojrzał na niego oschle i wyciągnął w jego kierunku torbę z potrzebnymi dla dziecka rzeczami. Sam trzymał jeszcze własny plecak i Kim.
    - I trzymaj się blisko mnie, do cholery, bo nawet jeżeli mi się to nie uśmiecha, nie będę wszystkiego robić sam. Zrywam się z lekcji - rzucił i ruszył powolnie w kierunku wyjścia. - Nie będę chodził z dzieckiem po szkole, więcej z tym problemów niż to jest warte.
    Nagle dziecko zaczęło płakać, przez co Russell westchnął zdenerwowany. Ruszył w kierunku rzędu ławek znajdujących się na hallu.
    - No o co ci chodzi, maleństwo? - zapytał z czułością, przesuwając po dziecku chipem, a potem kołysząc nim delikatnie. - No nie stój tak, Lancester, chodź tutaj i mi pomóż, do cholery! - warknął, unosząc głowę i spoglądając na Colina.

    OdpowiedzUsuń
  76. [Masz moze ochote zaczac nowy watek? :D Wybacz- sierpie na brak polkisch liter :/ ]

    OdpowiedzUsuń
  77. [Pomysły na wątek? Jeśli tak mogę zacząć:)]

    OdpowiedzUsuń
  78. Słysząc chłopaka stojącego przy grillu zaśmiała się dźwięcznie po czym zajęła miejsce na drewnianej ławie przy stole, tuż obok reszty tych ludzi.
    -Jesteśmy na wycieczce, ale stwierdziliśmy że jest zbyt nudno i gorąco, więc uciekliśmy nad jezioro. No i trafiliśmy do was. Często tu bywacie? Bardzo przyjemnie - dodała, rozglądając się i obserwując także ich domek. - Oprócz grilla robicie tu jeszcze coś ciekawego? - na jej twarzy pojawił się zadziorny uśmieszek.

    OdpowiedzUsuń
  79. Myślałam, że wymsknę się z lokum niezauważalnie aby ustrzec się spotkania ze swoją neurotyczną matką, ale jak na złość, kiedy zamierzałam już wyjść, usłyszałam markotny głos rodzicielki. Odwróciłam się i zlustrowałam ją od stóp do czubka głowy. Mogłam się tego spodziewać, zastałam elegancko ubraną kobietę po czterdziestce, która krzyżowała ręce na klatce piersiowej i z perfidnością wymalowaną na jej twarzy próbowała odgadnąć moje zamiary. -Śpieszę się.- Oznajmiłam, nie spuszczając z niej wzroku, podstawą sukcesu było patrzenie człowiekowi w oczy, bo to świadczyło o tym, że nie wahasz się i przystajesz przy swoich przekonaniach, tak mawiał jej świętej pamięci dziadek. Na ustach kobiety z widocznym trudem uformował się nieznaczny uśmieszek, dziewczyna była zbita z tropu gdyż jej matka uśmiechała się wyłącznie na uroczystościach, w towarzystwie. Te uśmieszki nie należały do najszczerszych, dla tego osłupiała kiedy zorientowała się, że obecny uśmieszek jej rodzicielki należał do szczerych, nieznacznych, ale szczerych. Matka zaproponowała jej, że odwiezie ją do szkoły, ale rudowłosa otrząsnęła się z przemyśleń, łącząc wargi w cienką kreskę. -Przejdę się.- Brakowało tego aby przystała na jej propozycję, ale w pewnym momencie uświadomiła sobie, że od przeszło szesnastu lat jej matka nie wykazała cienia zainteresowania swoją jedyną córką, nie potrzebuję jej starań teraz, potrafię zadbać o siebie, pomyślała i pośpiesznie wyszła z lokum, nie dając szansy matce aby cokolwiek powiedziała. Odetchnęła z ulgą kiedy znalazła się na zewnątrz. Okazało się, że ulga, którą obecnie czuła była krótkotrwała. Zerknęła na zegarek na nadgarstku i zagryzła wargę w złości. Świetnie. Matka zagwarantowała jej spóźnienie (...) Nauczyciel pewnie nie będzie miał jej za złe, że nie stawi się na łacinie, w końcu i tak była daleko z programem, na lekcjach dostawała indywidualne materiały aby się nie nudzić. I tak większość uczniów dziwiła się jej, że wakacje spędza przerabiając dodatkowe materiały i udzielając się w szkolę, ale dla niej było to szansą na dodatkowe punkty na uniwersytet. Nauka przychodziła jej z łatwością, co było znacznym plusem zwłaszcza, że jej ojciec uważał, że nauka jest priorytetem i od czasu do czasu chwalił córkę za jej zaangażowanie w zdobywaniu wiedzy, nie to, że potrzebowała jego pochwał, ale lubiła być w centrum zainteresowania. Tak przynajmniej twierdziła. Skoro i tak na dzisiaj nie miałam zaplanowanych żadnych wakacyjnych zajęć to postanowiłam, że zaglądnę przejdę się do skateparku który z samego rana zawsze był opustoszały i powtórzę sobie materiały ponadprogramowe. Wszystko wydawało się być ciekawsze niż siedzenie w czterech ścianach z rodzicielką. Tak więc zrobiłam, powędrowałam do skateparku, który znajdywał się tuż nad plażą, nie należał do nowych więc mało kto odwiedzał to miejsce. Większość dzieciaków przychodziła tutaj po to aby się napić oraz poszaleć. Przysiadłam na asfaltowym podłożu i zaczęłam przeglądać materiały.

    OdpowiedzUsuń

Archiwum