sobota, 23 marca 2013

THE END

Wszystko co dobre kiedyś się kończy.
Nie chciałam tego, ale myślę, że wszyscy zgodnie potwierdzą, że District Party się wypaliło. W zasadzie muszę przyznać, że podobnie jak ja, bo chyba jestem już za stara na blogowanie, więc ostatnimi czasy nie poświęcałam tej stronie tyle czasu ile powinnam.
Tak czy inaczej uwielbiam Was i daliście mi wiele cudownych chwil, które zapamiętam na długi czas. Byliście najlepszą ekipą pod słońcem. Myślę, że udało mi się osiągnąć to, czego chciałam, gdy tego bloga zakładałam. Od samego początku chodziło mi o dobrą zabawę m.in. na czacie i  żebyśmy się zgrali, co jest rzadko obserwowane na innych grupowcach. By odtworzyć atmosferę starych, onetowskich blogów. Nie chodziło mi o beznamiętne wątki, które się pisze z obowiązku, w które nie wkłada się żadnego uczucia. Miało być tak, byśmy wszyscy cieszyli się z tego, że mamy ze sobą kontakt i dobrze się ze sobą dogadujemy. Wyszło nam. I będę za Wami cholernie tęskniła.
Mimo wszystko postanowiłam oficjalnie zamknąć bloga, bo nie ma sensu tego dłużej ciągnąć. Ani ja ani reszta adminek nie ma dla niego czasu, a i Wy podejrzewam, że zostaliście tutaj głównie z sentymentu.
Zaglądajcie tu czasami, bo może się tak zdarzyć, że któregoś dnia zaproponuję małe "spotkanie" na czacie, by powspominać dobre czasy :) Archiwum poniżej pozostawiam, żebyście w każdej chwili mieli wgląd do postów i starych komentarzy. Wiem, że miło się je przegląda po paru miesiącach lub latach.
Na koniec życzę Wam byście korzystali z życia, oderwali się od komputerów i wirtualnych światów, żeby Wasze życia były równie pełne wrażeń i tak pozytywne jak to, które mieliśmy na DP. Cudownych przyjaciół, miliona imprez i żeby wszystko, ale to absolutnie wszystko szło po Waszej myśli.
Być może do zobaczenia (bo nigdy nic nie wiadomo ;)
Kocham Was.

niedziela, 24 lutego 2013

I'm going slightly mad



Keith Charles Hammond

Urodzony 21 marca  w Seattle

Klasa III profil muzyczny

Pedał, basista, gitarzysta, idiota, który nie rozstaje się z pluszowym pingwinem Brianem, znosi do domu bezpańskie koty, a potem wciska na siłę znajomym. Duże zwierzęta lubi jedynie na odległość. Nienawidzi lekarzy. Niegdyś stał na wokalu w amatorskim zespole rockowym, ale przeszkadzało mu to w wysypianiu się. Do szaleństwa zakochany w Jimmy'm Page'u. Jego najlepszą przyjaciółką jest babcia, która jara się faktem, że ma wnuka geja. Jedynym filmem jaki ogląda jest 'Neverending Story'. Palacz tak nałogowy, że to nie on jebie fajkami, tylko fajki jebią nim. Jego matka pochodzi z Finlandii, ale on ma więcej wspólnego z wódką o tej samej nazwie, niż z ojczyzną własnej rodzicielki. Nie chodzi na imprezy, bo go tam nie chcą. Ateista, bo gdyby bóg istniał, to na święta można by było lepić bałwana z kokainy. Ma okropną chorobę lokomocyjną, słabo mu na samą myśl o podróży samochodem lub autobusem.

When the outside temperature rises
And the meaning is oh so clear
One thousand and one yellow daffodils
Begin to dance in front of you - oh dear  



Jego rodzina, przez wiele, wiele lat, z wielkim zapałem pracowała na to, by wyrósł na świra. Oczywiście tego, że jego rodzina różni się czymkolwiek od innych nie było widać na pierwszy rzut oka. Ot, rodzice, dzieci i babcia. 
Wszyscy Hammondowie, od seniorki rodu, która całe życie zajmowała się pisaniem romansideł począwszy, przez jej syna, ekscentrycznego malarza i jego małżonkę, nauczycielkę historii, aż po szóstkę ich dzieci, to kompletne świry, dzięki czemu zawsze byli bardzo zgrani. Dzieciaki otrzymały liberalne wychowanie, czym ich rodzice, którzy pozwalali swoim latoroślom popełniać własne błędy, traktowali od początku jak istoty rozumne, nigdy nie roztaczali nad nimi zbyt szczelnego klosza, jednocześnie dając do zrozumienia, że w każdej, nawet najtrudniejszej i najbardziej chorej sytuacji mogą na nich liczyć, nieświadomie zapewnili sobie spokój i szacunek.
Keith urodził się pierwszy. Dokładnie sześć i pół minuty przed swoim bratem bliźniakiem, Jamie'm. Miał bardzo szczęśliwe dzieciństwo, wypełnione śmiechem, miłością, nieustającą radością i zabawa. Istna sielanka, nieprawdaż? Nigdy nie poczuł zaniedbania ze strony rodziców, nawet, gdy urodziło mu się młodsze rodzeństwo. Wręcz przeciwnie, był wtedy najszczęśliwszym bachorem na świecie. W końcu to oznaczało kolejne istotki, z którymi, jak trochę podrosną, będzie można się bawić! W ogóle, całe życie Keitha było pozytywne, a najgorszą tragedią, z jaką przyszło mu się zmierzyć, była śmierć ukochanego kota. Do dziś zresztą nie może narzekać na swoją egzystencję. Ba, nawet nie próbuje. Nie ma w zwyczaju robienia problemów tam, gdzie ich nie ma.

I'm really out to sea
This kettle is boiling over
I think I'm a banana tree

Hammond jest niesamowitym miśkiem. Bardzo radosny, wiecznie rozchichotany, nadpobudliwy i optymistycznie nastawiony do życia, cieszy się z każdego drobiazgu, bardzo aktywnie wyznaje zasacarpe diem. Należy do osób, które można obudzić w nocy tylko po to, by pogadać o bzdurach oraz do idealnych kompanów do wszelkich możliwych wygłupów, gdyż jest gotowym na każde upokorzenie wariatem. Strasznie się do wszystkich "ośmiorniczy". Ot, taka z niego dobra duszyczka. Od dziecka wykazywał się także ogromną charyzmą. Jest bardzo szczery, czasem palnie za dużo, szczególnie w nerwach. Ma problemy z utrzymywaniem emocji na wodzy, przez co przypięto mu łatkę impulsywnego i kłótliwego. Nie umie przyznawać się do błędów, głośno mówić o własnych uczuciach, szczególnie tych negatywnych lub bardzo silnych, obce jest dla niego również branie odpowiedzialności za własne czyny. Chaotyczny i niezorganizowany, zawsze wszystko gubi, spóźnia się, nigdy nie dotrzymuje terminów i "takich tam bzdur". Ma masę mniejszych i większych dziwactw, których nie umie przytrzymywać na wodzy i kryć. Wiele osób potrafi czytać z niego jak z otwartej księgi, ale to głównie dlatego, że jest całkowicie prostym stworzeniem.


[ O święty Morrisonie... Jakiś rzyg. Whatever.
Na zdjęciach Ville Valo, cytaty z "I'm going slightly mad" Queen. ]

sobota, 23 lutego 2013

Knew I was dead wrong all along


LUCAS LUKE ROBESPIERRE

urodzony 18 października 1995 r. w Liverpoolu | syn Miriam i Ethana | młodszy i zdolniejszy brat Samuela | rock, screamo | wieczny uśmiech | kreatywność | gitara | wokal | co złego to nie ja | charakterystyczny akcent | deskorolka | piłka nożna | pozytywne zakręcenie | wolność | cwaniaczek | uczeń w Palm Springs High School | klasa II | przyszły prawnik | szkolny chór | heteroseksualny


Będąc dzieckiem co chwilę chciałem być kimś innym. Chciałem zostać astronautą, lekarzem, nauczycielem, architektem, piłkarzem, muzykiem, pisarzem itd. Co chwilę wymyślałem sobie inny zawód i na żaden  nie mogłem się zdecydować. Na prawo zdecydowałem się wybrać krótko przed ostateczną decyzją o kierunku. Pewnie gdyby nie to, że sądziłem, że z grania na gitarze i śpiewania się nie utrzymam, byłbym teraz w klasie muzycznej. Nie żałuję swojej decyzji, bo teraz realizuję cały materiał z prawa i zdecydowanie udzielam się w kwestiach muzyki. Kto wie, może jeszcze zdecyduje się na założenie zespołu lub dołączenie do któregoś? W końcu już kilka razy występowałem na scenie, bo w zespole kumpla zachorował wokalista i gitarzysta. Nawet mi się to podobało.

To me you were my life,
To me you were my soul companion,
Now you are so far away,
Nothing can take away the time and the memories we had,
Come back - to the days when we were young
Come back - to the days when nothing mattered
 Bring Me The Horizon - Second Heartbeat

Straciłem wiele dla mnie ważnych osób, a wszystko przez przeprowadzkę do Palm Springs. Jeszcze rok temu bardzo tego żałowałem. W Liverpoolu zostali moi wszyscy przyjaciele, dziewczyna, z którą musiałem się rozstać. Teraz jednak czuję, że to był dobry ruch moich rodziców. Poznałem wiele wspaniałych osób, ale niestety czasami mylę imiona - nigdy do nich pamięci nie miałem. Do ósmego roku życia nie wiedziałem jak się moi rodzice nazywają. I tak tęsknię za rodzinnym miastem. Na pewno w wakacje tam zawitam, aby zobaczyć te wszystkie znajome mordy i powspominać sobie z nimi dzieciństwo, które naprawdę było barwne i liczne w połamania. Chyba z siedem razy miałem złamany piszczel w lewej nodze, trzy razy zerwane ścięgna i się do teraz dziwie, że normalnie chodzę. I mam nadzieję, że już więcej szpitala nie odwiedzę, bo tam jest szaro i nudno, a ja nie potrafię długo usiedzieć w miejscu - wbrew pozorom ADHD u mnie nie stwierdzono, mimo to często uważa się mnie za osobę zdecydowanie chorą psychicznie. Wszystko dlatego, że postrzegam świat inaczej niż większość ludzi. Mam pojęcie o tym co się dzieje wokół mnie, ale wolę to pomijać. Często zamknę się w swojej bańce i wtedy nikt do mnie nie potrafi dotrzeć. Czasami potrafię tak przez kilka dni. Sam nie wiem czemu się tak dzieje, a chciałby wiedzieć. Mimo wszystko i tak na mojej twarzy ciągle widnieje uśmiech, według niektórych nieznośny i w moich brązowych oczach widać szczęście. Jeszcze trochę i zacznę chodzić do jakiegoś terapeuty, żeby to wszystko co się dzieje w mojej głowie jako tako ogarnąć i zrozumieć. Lubię też nadmiar adrenaliny, dlatego też czasami uprawiam sporty ekstremalne. I z drugiej strony mogę się wtedy wyżyć oraz pozbyć negatywnych emocji. Mama mi mówi, że za bardzo ufam ludziom i kiedyś przez to będę cierpiał. Szczerze? Mam to gdzieś. Będzie to mój problem, a nie jej, więc nie powinna na to zwracać uwagi. Wiem, że się o mnie bardzo martwi, tym bardziej, że ostatnio znalazła w moim plecaku amfetaminę, ale bez przesady - nie mam pięciu lat. Zresztą białko biorę tylko wtedy, gdy naprawdę nie mam na nic siły, czyli rzadko. Tak swoją drogą każdy popełnia błędy, na których powinien się uczyć i ja też tak chcę. Nie lubię być ograniczany, więc dlatego też teraz nie mam dziewczyny i mało czasu spędzam w domu. Kocham imprezować do rana. Kocham przygodny seks. Kocham Marlboro. Kocham głośną muzykę. Kocham denerwować starszego brata, który twierdzi, że mnie nie lubi, ale ja i tak wiem, że jest inaczej. Kocham mamę i tatę, chociaż ostatnio nie bardzo im to okazuję. Nienawidzę robić tego, co ktoś mi karze. Nienawidzę rapu. Nienawidzę starego kina. Nienawidzę samotności. Nienawidzę dwulicowości. Nienawidzę zdrady.

Let me open up the discussion with
I'm not impressed with any mother fucking word I say
See I lied that I cried when she came inside
And now I'm burning a highway to Hades
Shut the fuck up
When I'm trying to think
I got to keep my concentration give me one more drink
And then I'll try to remember all the advice that my good book told me
The Pretty Reckless - Kill Me

Uważasz, że jestem idiotą, dupkiem, kretynem, debilem, frajerem? Najprawdopodobniej słyszałeś o mnie tylko z opowiadań znajomych, którzy także nie bardzo mnie znają. Nie myślę tylko o sobie. Troszczę się o innych. Za swoich bliskich dałbym się pokroić żywcem. Jak wiem jak, to pomogę - inaczej szukam osoby, która wie ode mnie w danym temacie więcej i z łatwością rozwikła Twój problem. Nie przeszkadzają mi homoseksualiści. Moim zdaniem jest to po prostu ich wybór bycia i nikt nie powinien się w to wtrącać. Często sobie coś przeskrobię, ale dzięki sprytowi szybko z tego wybrnę lub się jakoś wykręcę. Sądzę, że można mi zaufać, bo na przykład powierzonej tajemnicy nikomu dalej nie przekażę. Jestem osobą zdecydowanie do zniesienia, wystarczy mnie tylko trochę poznać.


powiązania || zdjęcia || notatki
________________________________________

Wizerunek: Matthew Hitt (zdjęcia z tumblra)
W tytule: The Fray - Dead Wrong

Zapraszam do wszelakich rodzajów wątków i powiązań! :)

I przepraszam za błędy, które pewnie gdzieś się wdarły, ale jestem przeziębiona i teraz ciężko mi je wyłapać.

środa, 20 lutego 2013

List do M.

Amelia 'Mia' Carter
17, klasa II, profil architektoniczny
Brytyjka

Czasem musisz zostawić wszystko, co kochasz. Czasem nie masz wyboru. Czasem tęsknisz, czasem zapominasz. Czasem wpadasz w wir wydarzeń i obowiązków i już nie myślisz. Czasem przychodzi noc i chce Ci się płakać. Czasem wstaje dzień i wszystko znów jest w porządku. Znów się uśmiechasz, Amelio.

Rodzisz się, nie wiedząc, co przyniesie życie. Wstajesz codziennie rano tkwiąc w świętym przekonaniu, że ten dzień będzie taki sam jak wszystkie inne. I choć jesteś zmuszona do zależnych od kogoś decyzji to się nie buntujesz. Nie walczysz. Nie umiesz. Mia, nie zadecydujesz o samej sobie. Musisz stawić czoła zmianom, które nie są ani bezpieczne, ani miłe, ani spokojne.

Zostawiasz kochany Liverpool, porzucasz przyjaciół, obiecując, że przecież będziecie do siebie pisać. Odchodzisz od chłopaka, przecież związek na taką odległość jest niemożliwy.

Jesteś smutna. Tutaj znasz niewiele osób. Ale ktoś odkrywa Twój talent. Połączenie kreatywności z szybkim, logicznie myślącym umysłem sprawia, że zapowiadasz się obiecująco jako przyszły architekt. Pociesza Cię to odrobinę, jednak tęsknota odbiera ci część chęci do życia. Egzystujesz.

Wtapiasz się w otoczenie, poznajesz ludzi. Lubisz ich, a oni Ciebie, przecież jesteś tak pozytywną, otwartą i szczerą osobą. Uśmiechasz się codziennie coraz bardziej. Coraz więcej rozmawiasz, przełamujesz swoją naturalną nieśmiałość. Rumieńce radości pojawiają się na twoich policzkach. Czarne oczy błyszczą. Zarzucasz się obowiązkami, żeby nie wspominać. Zawsze byłaś pracowita i uparta, czasem aż za bardzo. 

Z dnia na dzień okazuje się, że i tam mogą być przyjaciele, może być chłopak, mogą być wszyscy inni. Uczysz się żyć od nowa. Masz czystą kartę, możesz być kim chcesz, ale Ty oczywiście zostajesz sobą. Taka delikatna, taktowna i skromna. Jednocześnie uparta, do bólu niezdecydowana i niepewna siebie. Słyszę Twój śmiech. Lubisz się śmiać, słuchać żartów i odpowiadać błyskotliwymi zdaniami. Nadal widzę, że każdą decyzję musisz przemyśleć tysiące razy. Wiem, że śpisz spokojnie, zawsze byłaś oazą, do której przybywają ludzie by wylać z siebie słowa lub łzy. A Ty słuchasz, uśmiechając się delikatnie na pocieszenie. Kładziesz dłoń na ramieniu i po prostu jesteś. Akceptujesz, tolerujesz.

Tak, wiem, że tak jest. Tak, wiem, że ma się kto Tobą zająć. Tak, wiem, że tęsknisz. I wiem, że powoli zapominasz. Mia, naucz się żyć, bądź szczęśliwa, obdarzaj uśmiechem cały świat!

Twój Thomas. 

[Nie jestem zwolenniczką długaśnych kart, wolę gdy postacie poznają się czynnie, więc jest to tylko subiektywny zarys postaci, którzy będzie się rozwijał dzięki Wam (a przynajmniej mam taką nadzieję). Zaczynam, wymyślam i w ogóle się staram, będąc dobra i altruistyczna, ale czasem potrzebuję pomocy. No i witam wszystkich! :)]

wysoki | szczupły | tatuaż na lewym i prawym ramieniu | six pack | czarne włosy | ciemne oczy | przy uśmiechu dołeczki w polikach | czasami delikatny zarost na brodzie | oliwkowa cera


Wszystko zaczęło się od wypadku na budowie, gdzie zginął jego ojciec. Matka wtedy nie miała sił na pilnowanie i opiekowanie się swoimi synami. Conor miał wtedy dziesięć lat, a Steve dwanaście. Bracia trafili pod opiekę swojej ciotki, która także mieszkała w Palm Springs. Cloud był zamknięty w sobie, bo chciał przebywać z mamą. Może nie zajmowała się nim, ale wiedział dlaczego i tak czy siak bardzo ją kochał. To ona powiedziała mu, żeby nigdy nie rezygnował z tego co uwielbia robić. Każdy się śmiał, że najpierw nauczył się tańczyć, a dopiero potem chodzić – a prawda jest taka, że dopiero tańczył, gdy rozdzielono go z matką. Mieszkając u ciotki, dużo czasu spędzał na strychu, gdzie potrafił godzinami wymyślać własne choreografie, które prezentował swojej matce, gdy ją odwiedzali. Steve ciągle robił coś innego. Ta cała sytuacja w ogóle nie zrobiła na nim wrażania. Gdy Conor miał szesnaście lat, ponownie zamieszkał z matką, która zaczęła na nowo żyć i czerpać z wszystkiego radość. Przez ten cały czas codziennie tańczył, przez co stał się niepokonany. Zaczął brać udział w różnych turniejach (legalnych lub też nie) tanecznych i zgarniał indywidualne nagrody – oczywiście za zajmowanie pierwszych miejsc. W wieku siedemnastu lat trafił do zespołu JD Crew, w którym było już piętnaście osób. Większość to faceci, ale znalazły się dziewczyny, które tańczyły głównie new style i house. Właśnie w tym zespole otrzymał pseudonim Cloud, ponieważ stwierdzili, że porusza się z taką lekkością, jakby uważał, żeby nie spaść z chmury. Wszystkie ruchy wykonywał płynnie i dokładnie. Wbrew pozorom tańczy głównie breakdance, ale potrafi też bardzo dobrze wczuć się w hip-hop, crumping i house. W zespole stał się tancerzem wszechstronnym. Razem z JD Crew zdobył też wiele, ale jako zespół nie zawsze wygrywali, bo czasami za bardzo próbowali pokazać swoją indywidualność.
Aktualnie jest uczniem klasy trzeciej o profilu tanecznym w Palm Springs High School. Dodatkowe zajęcia, na które uczęszcza to piłka nożna – jest ofensywnym pomocnikiem. Nadal tańczy w JD Crew i szuka osób, które nadawałyby się do zasilenia grona tej grupy.



Zdecydowany. Pewny siebie. Posiadający odrobinę skromności. Momentami nieśmiały. Troskliwy. Nadopiekuńczy. Nierezygnujący z marzeń i pragnień. Zawsze wiedzący co ma powiedzieć. Kochający bliskich nade wszystko. Oddany. Wierny. Szanujący każdego. Przeważnie miły. Chodzący na imprezy po to, aby tańczyć, a nie się upijać. Niepalący. Niećpający. Wiecznie uśmiechnięty. Pomocny. Czasami nadzwyczaj irytujący. Lubiący przedrzeźniać innych. Stanowczy. Wulkan energii. Stały bywalec najlepszych turniejów tanecznych w kraju. Ufny – aż za bardzo. Szybko przywiązujący się do ludzi. Maruda. Pozytywnie szurnięty. Perfekcjonista. Optymista. Gdyby nie taniec, postawiłby na piłkę nożną. Z łatwością zawiera nowe znajomości. Tysiące pomysłów na minutę. Ciągle słucha muzyki.


 

Conor 'Cloud' Stewart

15.05.1994 r., Palm Springs
klasa III o profilu tanecznym
zajęcia dodatkowe: piłka nożna



powiązania x album x wspomnienia

~*~
Cześć wszystkim ponownie. :)
Jeszcze niedawno był James, ale teraz stworzyłam całkowicie swoją postać.
Zapraszam do wątków i powiązań – nie gryziemy. :)

Na zdjęciach Daniel Campos..

poniedziałek, 18 lutego 2013

John Stanley Denis Jenkins


 Urodzony na Bronx'ie w Nowym Jorku 15 kwietnia | klasa IV | wydział taneczny-hip-hop/jazz | drużyna koszykarska- rozgrywający | W szkole jedynie dzięki ciężko wypracowanemu stypendium | dorabia w klubie jako striptizer | mieszka w dwupokojowym mieszkaniu wraz z koleżanką z wydziału | aktualnie singiel | wierzy w przyjaźń damsko-męską | 

Krótko o dzieciństwie- dziecko artysta
 John już od małego przejawiał talent artystyczny "bugając" się i wymyślając różne zabawne teksty. Matka zapisała go więc do  The Arts Kids, grupy teatralnej, gdzie jako 10 latek zadebiutował na scenie jako wychudzony Pinokio. Trzy lata później, w lipcu 2003 r., przeniósł się z rodziną zastępczą do Baltimore, gdzie zaczął uczęszczać do Baltimore School for the Performing Arts, rozpoczynając naukę baletu z jazzem i hip-hopem(dodatkowo) i to właśnie tam młody Jenkins podjął decyzję o kontynuacji nauki w dziedzinie sztuki pięknej. 
 Jednak czy tę szkołę skończył? Niestety nie... Utrata ojca zastępczego i niewystarczalność zarabianych środków przez matkę zastępczą nie dawały takich możliwości. Zajął się więc pracą dorywczą u sąsiada pomagając przy naprawie samochodów, z tańca i koszykówki dokształcał się w miejscowym domu kultury, a do tego dochodziła jeszcze szkoła, którą chcąc nie chcąc zaliczyć musiał... i w sierpniu dostał niezwykłą szansę. "Znikąd" napatoczyły się występ w teatrze, skorzystał. Wyłowili go i teraz siedzi między wami ciesząc się z tego, że może zająć się swoją pasją.

  

Wygląd
 Z pewnością nie powiedziałbyś, że Jenkins prezentuje się jak wychudzona baletnica w trykocie i tiulowej spódniczce, ale to chyba dobrze. Nikogo nie przyprawia to o mdłości, a najważniejsze chyba jest to, że nikt nie straci wzroku, prawda? W prawdzie tancerzem jest, ale zazwyczaj się nosi w sposób dość luźny- jeansy, dresowe spodnie, koszulka, bluza, niekiedy sweter i trampki bądź adidasy(nawet zimą).
 Hiphopowiec mierzący sześć i pół stopy(198,12 cm) o atletycznej budowie i ściętych dość zwyczajnie włosach? Baletnicą? Ha...ha...ha. Nawet jeśli zapytasz to z pewnością się nie przyzna. Pokręci jedynie ze śmiechem głową, przewróci zielonymi oczami i uda, że usłyszał świetny kawał.  

Charakter
 Mieszanka artysty i sportowca może wydawać się iście wybuchowa, ale czy rzeczywiście tak jest? Jeśli postawimy go wśród zwyczajnych chłopaków ze szkoły to właściwie nie będzie się tak znacznie  wyróżniał- bardzo szybko wtopi się w tłum, ponieważ mimo jego wzrostu i zainteresowań, jakoś nie przepada za świeceniem swoim obliczem przed każdym. Nie należy do tych "głodnych" zainteresowania, nie potrzebuje grupki fanów by żyć, w końcu najlepiej mieć kilku, ale prawdziwych przyjaciół... Tak więc wielce elitarną osobowością w szkole nie jest. Lubi ukrywać informacje, poznawać osoby po kolei z ciekawością. Można więc stwierdzić, że jest tak zwaną "odkrywczą" postacią. Kocha kobiety i to w sposób przyjacielski jak i partnerski. Uwielbia je zdobywać i być zdobywanym, jednak nigdy nie wygląda to jak "złapać, poderwać, zaliczyć i odstawić". Nigdy nie zmusi się do szanowania kobiet, które same wskakują mu do łóżka. Jeśli ktoś chce być traktowanym jak laska do towarzystwa, to po prostu taka będzie. Proste? Ma słabość do kobiet nieśmiałych.
 Miły z natury, nie kolekcjonuje wrogów. Wredny bywa wtedy, kiedy rzeczywiście jest to potrzebne, no bo i po co się wysilać? Po co guzy? Po co kolejne blizny na ciele? Uchodzący za wieżowiec pod ciuchami ukrywa blizny z kontuzji, wypadków i innych dziwacznych sytuacjach, o których raczej nie rozmawia na trzeźwo.  Jak wiele innych osób nie przepada za stereotypowym ocenianiem "książki po okładce"... Wie, że nie jest szczególnie wybitny z przedmiotów takich jak chemia, matematyka czy fizyka, ale daje radę. Ma uczucia, kocha jak każdy- może nieco inaczej bo dba o relacje i stara się nie przejmować czyimiś uwagami odnośnie tego w jaki sposób się komunikuje, ubiera, czy zachowuje.
 Jedyne, czego ludzie rzeczywiście powinni się inni obawiać to to, że naskakiwanie na jego bliskich nie skończy się z pewnością na podaniu rączki. Za tymi, których ceni pójdzie na koniec świata, a jeśli będzie to konieczne: zasłoni własnym ciałem.

Dodatkowe rozbudowane: 
♣ W jego mieszkaniu najczęściej z głośników dudnią rytmy hip-hopu, idealne wręcz do tańca, czy zwyczajnych ćwiczeń codziennych. Najbardziej nie odpowiada to jednak jego sąsiadom, którzy chyba uznali, że konkursem będzie największa ilość wezwań policji do jego domu odnośnie zbyt głośno puszczonej muzyki.
♣ Często pojawia się w klubach tanecznych. Nie upija się- bo po prostu nie lubi. Po alkohol sięga jedynie wtedy, gdy znajduje się pod dużą presją otoczenia.
♣ Goli się co pięć/sześć dni, tak więc zdarza mu się chodzić w lekkim zaroście.


Bliscy ♠ Galeria 

Nigdy nie wiem co mam pisać... Karta- słaba, jak zawsze z resztą. :/ 
Mimo to zapraszam wszystkich do wątków/powiązań. 
FC: Channing Tatum
Jeszcze ją poprawię, więc jak są jakieś  błędy, pomyłki czy cokolwiek- wybaczcie. 

I'm trying to get up that great big hill of hope for a destination.

 

Niepozorny blondyn o brązowych oczach. Metr osiemdziesiąt cztery wzrostu. Poprawna sylwetka. Charakterystyczne rysy twarzy. Trochę dłuższe włosy, których ułożenie zajmuje mu około dziesięciu minut. Często widniejący uśmiech.


David Baker

Pierwszy i zarazem ostatni syn państwa Baker przyszedł na świat dwudziestego piątego lutego tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego piątego roku w Palm Springs. Jasmine i Simon byli muzykami. Przez to ich dziecko było wychowywane przez różne niańki lub siedziało u babci, która bądź co bądź miała jeszcze swoje zajęcia. Rzadko widywał swoich rodziców, przez co czasami zastanawiał się kim Ci ludzie dla niego tak właściwie są. To, że posiada ich geny, przecież jeszcze nic nie znaczy. Powtarzał sobie, że nie pójdzie w ich ślady. Jako dziecko nie chciał zaniedbywać kogokolwiek. Widywał się z tymi, których kochał. Niestety (albo i stety) w wieku siedmiu lat zakochał się w fortepianie. Miał ten instrument w domu, więc musiał znaleźć tylko kogoś, kto go nauczyłby grać. Jak z nieba spadła mu starsza o dziesięć lat kuzynka, która zgodziła się go uczyć. Był pojętny, więc po roku potrafił zagrać dosłownie wszystko. Z słuchu odtwarzał różne melodie. Jego ojciec grał na perkusji, więc ten też chciał. Simon coraz częściej był w domu, więc nic nie stało na przeszkodzie. Potrafił bębnić całymi dniami, czym doprowadzał do szału wszystkich sąsiadów. Właśnie przez to rodzina przeprowadziła się do dzielnicy, w której mieszkali prawie sami artyści i hałas nikomu nie przeszkadzał. Gdy miał trzynaście lat, poznał jednego Francuza, który był wirtuozem gitary. Ten instrument pokochał najbardziej. Przesiadywał z Clementem godzinami, aby chociaż trochę grać jak on. Gdy już opanował wszystkie podstawy, zaczął wkładać w to różne swoje elementy, przez co każdemu podbijał serce swoją grą na tym instrumencie. Rodzice byli zadowoleni z tego, że ich syn pójdzie w ich ślady. Oczywiście chcieli, aby zaczął występować w zespole ojca, ale powiedział, że nie chce mu przeszkadzać i wolałby założyć własny zespół, o czym marzy do teraz. Poznał wielu wspaniałych muzyków, więc mógłby zrealizować ten swój cel, ale twierdzi, że zespół to rodzina, a z nikim z tych ludzi się nie zżył na tyle, żeby jechać razem w trasę koncertową i podbijać serca ludzi w każdym miejscu na świecie. Dla niego muzyka jest najważniejsza. Może dlatego też zaczął tańczyć. To oczywiście nic specjalnego, ale dzięki temu pozbywa się wszystkich zbędnych emocji i pokazuje co aktualnie czuje. Może się wyżyć, nie robiąc przy tym nikomu krzywdy.  Tak czy siak zdecydowanie woli grę na instrumentach. Aktualnie jest uczniem drugiej klasy o profilu muzycznym w Palm Springs High School i wiąże swoją przyszłość z muzyką.


David z natury jest przywódcą. Potrafi w każdej sytuacji powiedzieć wszystkim co powinni robić. Jednak wysłucha propozycji innych i zmieni swoje zdanie, chociaż to drugie robi bardzo rzadko. Różni ludzie, jak i on sam, wymagają od niego zbyt wiele. I właśnie pod wpływem różnych stresów i ogromnej presji sięga po amfetaminę. Wcale się z tym nie kryje, ponieważ nikt nie jest na tyle głupi, żeby tego nie zauważyć. Zakochany w muzyce, tak samo jak w kobietach. Wbrew pozorom żadnej nie skrzywdził. W końcu nie jest skończonym kretynem. Uważa, że panie to najlepsze co mogło przytrafić się facetom w życiu, więc do wszystkich ma szacunek. Oczywiście zdarzają mu się numery na jedną noc (czasami dzień), ale sporadycznie. Był w kilku związkach, ale jeszcze ani razu się nie zakochał. Ma tendencję do wyolbrzymiania, przez co niektóre jego wypowiedzi są absurdalne. Nie znosi krytyki. Szybko się denerwuje. Troszczy się o bliskich sobie ludzi, dla których jest w stanie poświęcić wszystko. Mimo to, dobry i oddany przyjaciel, z którym chce się spędzać każdą wolną chwilę.


Dużo czasu spędza na graniu na perkusji, fortepianie i gitarze.
Często widywany w klubie na plaży.
Uzależniony od nikotyny.
Słuchający wszystkiego po trochu, ale głównie rocka.
Woli jeździć rowerem niż autem.
Rano biega po parku (o ile wstanie).
Stały bywalec pubu, w którym gra się muzykę na żywo.
Często widywany w gronie różnych pań.
Zdarza mu się zapalić marihuanę.
Lubi wszystko co truskawkowe.

~*~

W tytule 4 Non Blondes - What's up.
Na zdjęciach Douglas Booth.

niedziela, 17 lutego 2013

I'm just a sucker with no self esteem

KRÓTKO, ZWIĘŹLE I NA TEMAT

Zmarli nie są fascynujący. Zmarli nie umieją chodzić. Zmarli nie oddychają. Zmarli nie mówią. Zmarli... Zakładam, że żaden nie próbował Wam o sobie opowiedzieć. No jasne, niby jak? Które z was byłoby na tyle szalone, żeby wziąć udział w seansie spirytystycznym? Nikt nie słucha zmarłych, bo nikt nie potrafi, nikt nie nadaje na odpowiednich falach, mimo to, że wszyscy... I tak już jesteście martwi. Ciąży nad wami fatum, nie będziecie żyć wiecznie, nie będziecie zawsze chodzić po tej ziemi, pod tym niebem, gdzie życie wasze toczy się. Nas nikt nie słucha. A przecież kiedyś robiliście to z ochotą. A przecież my wszystko wiemy.
Ostatni dzień mojego życia był niczego sobie. Chciałabym móc opowiedzieć jak to kroczyłam pewnym krokiem po Sunset Strip Boulevard, ale... nie. Nie chce mi się was okłamywać. I tak mnie nie słuchacie. Pamiętam, że na chwilę otworzyłam oczy i zobaczyłam nad sobą krąg twarzy, ale czułam w zasadzie tylko jedno: nieprzyjemny, szorstki dotyk papieru. Trzymałam coś w prawej dłoni. To był 23 lipca 2015. Miami. Wychodziłam z salonu tatuażu, po ledwo co skończonej sesji, a na ramieniu dumnie prężyło się najnowsze dzieło mojego tatuażysty. Później poczułam jeszcze że coś dziwnego spływa mi po skroni. Cholera. Krew? 

07/23/2015, Miami, Fl.: delta-charlie-delta, kobieta, lat ok. 20, nieudana reanimacja. Zgon na skutek urazu mechanicznego, uszkodzenia organów wewnętrznych, wypadek. Zmarła w wezwanej przez przechodniów karetce pogotowia. Zatrzymanie funkcji życiowych o godz. 17.06. Znaki szczególne: tatuaż na lewym ramieniu, plama na prawym oku, 174 cm wzrostu. W prawej dłoni znaleziono list. Brak dowodu tożsamości. Trwają poszukiwania bliskich.   
Treść listu częściowo nieczytelna, zachowane fragmenty dołączone do raportu:
Lubię twoje słodkie miny, gdy pijemy wino i oglądamy filmy
(...) głupie żarty i nie mówisz jak barbie "bardzo mi miło".
Wkurwiają cię firmowe bankiety, sztywne, sztampowe, nudne komplementy (...)
Jestem pewny siebie, gdy w nocy tylko dla mnie zakładasz pończochy
Łapię cię wtedy mocno za włosy, a po wszystkim palimy papierosy
(...) 
Gdy pochylasz się bardziej, dotykasz podłogi
Robisz dla mnie te rzeczy jak dziewczyny z dzielnicy czerwonych latarni
I myślę, że jesteśmy stworzeni dla siebie (...)
Lubię gdy jesteś naturalna i luźna i nie wstydzisz się tego pokazać przy ludziach
Bujamy się tak do wieczora, później dwa razy wódka i cola
Lubię to, że masz w sobie trochę rock and rolla (...)
Chwilę tańczymy na stole a puste kieliszki lądują na dole
Wyciągasz mnie stamtąd za rękę, niech ktoś życzliwy wezwie ochronę
Biegniemy przez moment ulicą i śmiejesz się do mnie i czuję, że wszystko 
Co było przedtem już nie istnieje i myślę, że jesteśmy stworzeni dla siebie.


R E T R O S P E K C J A

when she's saying, oh, that she wants only me, then I wonder why she sleeps with my friends?
when she's saying, oh, that I'm like a disease, then I wonder how much more I can stand...


Cali Lou Reed
Cali od California - last of the American Girls - 19 lat to wcale nie tak dużo - she's been the ruin for many of poor boysczwarta klasa do niczego nie zobowiązuje - it ain't my bitch - nawóz historii i awangarda postępu - let me stand next to you, Fire - opozycja, zaprzeczenie, ostrzeżenie, kompromisy- she loves me not, she loves me still - agitacja, pogwałcenie, okaleczenie, wyzwolenie- but she'll never love again - nigdy nie jest za późno na jeszcze jedno piwo- never cared what games they play - czarna kawa i papierosy, bułki z bananem - we will never sleep, 'cause sleep is for the weak! - włączam dubstep, zapinam pasy, jadę przed siebie bez celu i trasy - I bet I know something about you - wystarczy mi dowodów na nieistnienie boga - shut up and here we go! - jak dziecko we mgle - what can I say? I'm thrilled.

Rzuciłam papierosy. I Kościół też. Do pierwszego ciągle wracam, do drugiego- nie. Nie jestem łatwa w związkach, to jedno- a w tych wyznaniowych to już na pewno. Rzygam słodyczami i gównianym popem, nie mam za grosz poczucia wstydu. Cierpię z powodu imienia Cali. Sto razy bardziej wolę, gdy mówicie do mnie Reed. Jestem jak jebany Barney Stinson w spódnicy, mam nawet odpowiedni kolor włosów, mam nawet swój Playbook, na który większość z was, robaczki, dała się już złapać. Miałam więcej kobiet niż James Bond, w dodatku ładniejszych i inteligentniejszych. Miałam takich facetów, że nawet Kate Moss wysiada. Miewam ich ciągle, bo przecież... Hello, dear! Welcome to America! Pokażcie mi, jak nisko jesteście w stanie upaść, a szybko wyprowadzę was z błędu. Jestem jak pieprzony Joker. Nienawidzę Batmana, ale nie tylko to nas łączy. Mam dwie twarze, jedną dobrze znacie- to ja, to ja, dziewczynka, która opiekuje się szkolnym radiowęzłem. Druga dziewczynka wieczorami zakłada maskę, skórzane gacie i kusą kurteczkę i zamiata włosami parkiet, wisząc w dół na rurze. Bądź miłościw niegrzecznemu i wepchnij striptizerce forsę za stanik, bo nie będę miała za co się upić. Jak to pogodzić? Najlepiej wcale. Chodzić do łóżka z kolegami z klasy. Sypiać z dziewczynami ze szkoły. Zapijać spocone ręce grubych facetów, które dotykały mnie w piątek wieczorem. Un-fucking-believable. Jak ja w ogóle jeszcze stoję? Prosto stoję, patrzcie sami. Dyndam sobie na krawędzi, nikt nie wie, że w zasadzie jestem niewyżyta. Wyglądam niesympatycznie, ale uwierzcie, umiem być miła. Tańczę dla was w szkolnej sali, niedługo kończę- nie zobaczycie mnie więcej. Modern jazz, contemporary. Wyglądam jakbym lubiła techno? Chyba, kurwa, nie?

 


A teraz wy wszyscy, którzy już ze mną spaliście, lub dopiero zamierzacie- zastanówcie się dwa razy, nim powiecie Reed to dziwka. Nic wam kurwa do tego. To, co robię ze swoim ciałem nie wpływa to jaka jestem. To, co o mnie myślicie, nie definiuje mnie jako mnie. Pojęli? Żaden z was, panowie, nie jest ideałem męskości, tak jak żadna dziewczyna- ja też- nie jest ideałem kobiecości. A ja naprawdę nie mam ochoty robić sobie z was wrogów. Skąd się wzięłam w Palm Springs? Z Kalifornii. Stąd mam durne imię. Niczego więcej nie powiem, na posterunku mówili, że mam prawo zachować milczenie. Wpakowali mnie do domu dziecka, po ośmiu dniach jazdy pociągiem bez żarcia i z okazyjną wodą. Ktoś mnie wziął do siebie, jako jeszcze jeden mebel w domu. A potem poszłam do szkoły, tak jest, do tej tu, właśnie, gdzie palimy papierosy w kiblu i w Walentynki puszczamy piosenkę o dymaniu się jak na Discovery Channel. Moja przybrana matka jest ze mnie dumna, a ja kocham jej małe, obskurne mieszkanko, które mi zostawiła na mieście. Kocham to, że pozwala mi robić co chce, żebym mogła się utrzymać. Udaje że nie wie, udaje że nie widzi, ale przecież... zna mnie odkąd miałam 14 lat i zaczęłam myśleć samodzielnie. Czemu jej się spodobałam? Bo jestem wytrwała i umiem przeżyć prawie tak dobrze jak karaluch? Może. A może dlatego, że nie przeszkadza mi bród, smród i ubóstwo. Nigdy nie zapytała, kim byłam zanim zostałam Cali Lou Reed, nigdy nie zapytała dlaczego w wolne wieczory trudnię się striptizem. Też miała kiedyś 19 lat. Kocham ją. Jak nikogo innego. Mogę też kochać was- na krótko i tylko jeśli ładnie poprosicie.



LINKED - STORIES TOLD

__________________________________

Jest i druga postać. W tekście jest całkiem sporo cytatów, których nie będę wymieniać bo się zanudzicie. Problemy z odpisywaniem, as always. Kto chętny na cokolwiek, niech się zgłasza.
Tekst w liście- Pezet.
Tekst pod Retrospekcją- The Offspring.

And if a double-decker bus crashes into us to die by your side is such a heavenly way to die.


Adam Thompson

urodzony 10 marca 1993 r. w Palm Springs | ukochany syn Marii Jackson i Denisa Thompsona | starszy brat Ashley | pracownik baru z fast-foodami | gra na gitarze i pianinie | dwa tygodnie temu wrócił z trasy koncertowej ze swoim zespołem, The Future | wokal wspierający | wiecznie uśmiechnięty żartowniś | słucha przede wszystkim rocka | stały bywalec imprez | uczeń klasy IV w Palm Springs High School o profilu muzycznym


Nie wszystko będzie trwało wiecznie. Marii i Denisowi było ze sobą bardzo dobrze, ale jedno z nich poznało kogoś z kim czuło się lepiej i zaczęły się kłótnie. Adam i Ashley nienawidzili tego wszystkiego słuchać. Młodsze dziecko, wtedy jeszcze państwa Thompson, tymczasowo mieszkało u babci. Syna i tak przez większość czasu w domu nie było, więc on pozostawał w Palm Springs. Zresztą miał dziewczynę, Lenę i pracę w barze. Spotykał się z różnymi znajomymi i z czwórką chłopaków założył zespół. Podpisali kontrakt z wytwórnią płytową. Dużo pracował nad muzyką i przez to nie miał czasu dla dziewczyny. Przez jego marzenie rozstali się. Krótko po wydaniu krążka ruszył w trasę koncertową z zespołem The Future. Występowali tylko w Stanach Zjednoczonych, ale i tak był z tego dumny. Po sześciu miesiącach wrócił do Palm Springs, do szkoły. Dowiedział się, że rozwód jego rodziców doszedł do skutku i zamieszkał z ojcem, który zawsze go wspierał i rozumiał. Jego młodsza siostra wybrała matkę. Oczywiście raz w tygodniu pójdzie je odwiedzić. W jego kieszeni jest teraz trochę więcej pieniędzy, ale i tak postanowił dalej pracować. Udało mu się zatrudnić w tym samym barze z fast-foodami co kiedyś. Wizualnie prawie się nie zmienił, może nie licząc tego, że teraz jest bardziej opalony. Nadal ma ciemne, trochę dłuższe włosy, zielone oczy. Nie przytył, ani nie schudł. Wydaje się, że trochę urósł, ale cały czas mierzy metr osiemdziesiąt i już raczej więcej nie będzie. Jest rozważny i opanowany - przynajmniej tak mu się wydaje. Chce zapewnić sobie świetlaną przyszłość. Ma wiele wyznaczonych celów i każdy z nich chce zrealizować. Dzięki zespołowi stał się pewniejszy siebie i zawsze wie co ma powiedzieć. Jest typem marzyciela. Żarty się go ciągle trzymają. Potrafi być poważny, gdy trzeba. Popala. Często widywany na imprezach. Wierny. Troskliwy. Opiekuńczy. Najlepszy materiał na przyjaciela.



[Krótko i zwięźle (chyba). Nie lubię pisać rozbudowanych kart. Ta pewnie jeszcze "n" razy ulegnie zmianie. Zdjęcia pochodzą z weheartit. W tytule The Smiths.
Zapraszam do powiązań i wątków :)]

Każdy chce zostać BOHATEREM.


R a m s e y   F l y t h o o w
|| Pani Omójbożewiemwszystkootobie || Pani Mówiętocomyślę ||
|| Klasa III || 11 kwiecień 1995 rok || Profil Fotograficzny ||
|| Koło Fotograficzne || Chór || Drużyna Siatkówki ||
|| Urodzona w Chicago || Obecnie mieszka ze starszą siostrą ||
~*~
Życie jak to życie figle płatać umie. Ludzie rodzą się, a potem umierają. Nic nie zależy od nich. Nawet to kiedy umrą. Bo można umrzeć z powodu swojego niewydolnego organizmu, o który niby się dbało. Ludzie wkład w tym wszystkim mają jeden. Muszą umieć kłamać, że to nie zależy od nich. Śmiejemy się z tego całego przeznaczenia, ale tak na prawdę to nie wiemy co to jest. Nie chcemy znać prawdy, bo wiemy, że zaboli. Zmarł ci wujek? Nie martw się. Nie chciej znać prawdy. Wtedy zapomnisz. Myślisz, że jesteś jedyną osobą która tak robi? Nie. Jest wiele takich osób, które ukrywają prawdę przed sobą i cierpią. Ale uwaga. Cierpią. Ale czy warto cierpieć? Czy warto jest ukrywać prawdę przed sobą? Lepiej od razu stawić jej czoła i nie poddawać się. Walczyć. Walka to jedyna nasza broń. Nasz zapał, entuzjazm i prawidłowe myślenie. Co zrobić skoro ludzie boją się każdej napotkanej toteż i walki? Modlić. Tyle wystarczy. Kiedyś każdy z nas chciał być Supermenem, Batmanem czy Catwoman. Ale czy kiedykolwiek nimi zostaniemy skoro nie umiemy stanąć w obronie innej osoby?
Tumblr_mi7untvsev1runjlio1_500_large
~*~
'Nienormalna od razu!? Może już teraz wyślijcie mnie do psychiatryka! Dla was do dwa telefony, a na pewno znajdą dla takiego przypadka jak ja miejsce. Nie patrzcie tak na mnie tylko dzwońcie, bo sama zadzwonię.' Tak właśnie pięknie rozmawia się z nią. Niby taka delikatna, a tak na prawdę nienawidzi kłamstw. Gardzi osobami które zdolne są do kłamstw. Może właśnie tak często jest postrzegana za wymysł natury którego nie powinno być. Ludzie niby ją rozumieją, ale gdyby to rozumieli to sami by tak postępowali. Póki co nikt nie znalazł się taki. Tylko ona. Ale czy warto o tym rozmyślać? Nie. Warto jednak poruszyć temat tego jak nauczyciele ją traktują. Wstawiają jej oceny na jakie nie zasługuje, nie pozwalają jej poprawiać ocen. Sami nie wiedzą jednak, że jej wiedza dawno wyszła poza zakres tego czego ją uczą. Ale co rozbić skoro to nauczyciel ma zawsze rację? Czyli w sumie to jest to mała zołza, która myśli, że ma zawsze rację. Najlepsze jest to, że rzeczywiście często ma rację. Kiedyś próbowano ją zmienić, ale skończyło się to cudowną przejażdżką do szpitala, z rozciętą ręką i brwią. Takie delikatne kobiece wcielenie. Ale jedno wiedzieć trzeba już teraz. Nóż w torebce to u niej norma.
Tumblr_m6uuk0akpd1razayuo1_500_large
♫ More  So  Love  Me  Cry 
~*~
To co zwykle. Krzyżyk na drogę i Amen.
Pani na zdjęciu nie znana mi, ale znaleziona na WeHeartIt.
Wątki - tak; Powiązania - jeszcze bardziej.
Mam nadzieję na cudowną pracę z wszystkimi autorami. 
~*~

I drink to remember, I smoke to forget


Jestem Raphael. Raphael Larsen-Hein. Na drugie mi Tristan - po rycerzu, co wypił miłosny eliksir. Przyszedłem na świat w Danii. na Trzech Króli, rok 1993. 194 centymetry wzrostu, 71 kilogramów. Wynajęta kawalerka w najgorszej z dzielnic miasta. Siódme piętro.
Kiedyś miałem zostać architektem, ale wydalono mnie z uczelni po przedawkowaniu heroiny. Śmieje się. Kiedyś chciałem boso tańczyć na deskach teatrów świata. Ciało nie pozwala.
Alt er okay Wszystko w porządku
Trochę kuleję.

Wszystko było tajemnicą - to, że brakowało pieniędzy, to, że mamy już nie było. To, że dnia na dzień przeradzał się w małego, nieposłusznego przestępcę, że jest niezdolnym do korekty przypadkiem. To wszystko było tajemnicą, której nikt nie chciał odkryć.
To, że przejawia odrobinę talentu, że ma niepokojący umysł. To, jak liczy w pamięci i to, jak z dzikością w oczach ściska ołówek w dłoni. Wszystko było tajemnicą, a potem zobaczył światło.
Wszystko miało pozostać tajemnicą - reanimacja, szwy i morfina. Tajemnicą był wstyd przed samym sobą, wstyd na widok dwóch ukośnych pasów na chorobliwie chudej klatce, wstyd podłużnych cięć na dłoniach i szyi, wstyd szorstkich śladów oparzenia na plecach, wstyd szramy na lewym policzku. Wstyd bladości trupa, wstyd odstających kości, wstyd patrzący srebrnymi oczyma. Wszystko miało pozostać tajemnicą, której nie dało się ukryć.
Wszystko jest tajemnicą - to, jaki jest naprawdę. Zimny i ciepły, zły i dobry. Dziwnie cichy, kusząco skryty, silny, choć tak słaby. To, jak wypruwa z siebie resztkę uczuć, to, jak brzmi jego zachrypnięty głos. To, jak patrzy Ci w oczy, to, jak zimno jego dłoni styka się z ciepłem Twojego ciała. To, gdy jesteście sam na sam. Melodyjnie brzmienie cichego śmiechu, a na ustach lśniący uśmiech. To wszystko jest tajemnicą, którą właśnie zdradzasz.
To, jak płacze z bólu i to, jak śpi niespokojnie. To, jak znika apetyt i to, gdy pojawia się głód. To, gdy drżą dłonie, to, gdy przeraźliwy pisk pulsuje w skroniach, to, jak wydrapuje z siebie narkomańską tożsamość i to, gdy trzęsie się ze strachu. To, jak okłamuje samego siebie i to, jak szczery jest, gdy mówi z Tobą.
To, jak kłamie, że brak mu sentymentu. To, jak igła przebija się przez cienką, praktycznie przezroczystą skórę i ten moment, gdy przychodzą ulga i zapomnienie. To, jak siarka rozbłyska płomieniem wątłym, ale wystarczającym, aby zapalić znicz. Cicho, to tajemnica. Tego nie wie nikt.
Jeszcze to, jak trudno pokonać słabość i jak dobrze jest zapalić o poranku. To, że nie wiadomo, czym tak naprawdę się zajmuje. To, jak kuleje na lewą nogę, rzadko rysuje, choć umie i to, gdy mówi, że "Wolfie" powstało przez atak wilka. To, jak łatwo zdobyć alibi. To, jak często boli. To, że lodówka zawsze jest pusta i to, że z jego ust nigdy nie wypływa nawet jedno słowo w ojczystym języku. To, że w przedszkolu na drugim końcu miasta skrywa się jego mała podobizna. To, że nosi imię, którego tak nienawidzi. To wszystko tajemnica, ale powie Ci, jeśli tylko poprosisz.


Raphael Tristan Larsen-Hein, bliżej znany jako Wolfie
klasa IV, profil taneczny
bose stopy zamiast baletek i pogięty rysownik w dłoni
kieszenie wypchane woreczkami z białym proszkiem
świeżo po odwyku
nie patrz na bliznę
to nie jest koszulka od pidżamy

________________

Cześć! Być może się znamy, być może nie. 
Karta już wcześniej używana, oczywiście przeze mnie.
Lubię wątki. Tylko męsko-męskie nieszczególnie. 
Nie miewam głowy pełnej pomysłów.
Prawie nie gryzę! Wolfie też ;)

People lie all time.




JANICEVE CRYSTAL DAWSON
    
    Angielka, która dziesięć lat temu przyjechała do Ameryki wraz z ojcem.
Urodzona 10.02.1995 w Londynie
     Rozciąga się od czwartego roku życia, na zajęcia taneczne chodzi od czwartego. Wydział? Taneczny (klasyczny w teorii bo na nowoczesny i tak chodzi) oraz aktorski, wraz z zajęciami z emisji głosu (poza szkołą). Uczy się języka niemieckiego i francuskiego. Z gimnastyki artystycznej zrezygnowała stwierdzając, że rozciągnięcia nie brak, natomiast kondycja niekiedy wysiada. Biega codziennie rano, niezależnie od pogody.
    Pewna swych umiejętności, ale nie siebie. Histeryczna aktorka, udająca jedną z tych „nadętych- niedostępnych”. Jeszcze dziewczyna, nie kobieta. Pracowita masochistka, która właściwie nie musiałaby nic robić, bo tatuś przecież wszystko załatwi. Uparta, bo tatusiowi nie pozwala maczać paluszków w swoim życiu. Ciekawska jeśli idzie o naukę, nie o czyjeś życie seksualne, czy emocjonalne, gdyż uważa plotki za zło konieczne tego świata. Absolutnie nie-kochliwa, jednakże często poddająca się fascynacjom o danym mężczyźnie bądź kobiecie. Książę/ księżniczka z bajki absolutnie nieidealny, nieistniejący- o czym Jani wie.
   Z jakiś powodów nie umiłowała sobie zimnych parapetów, jak większość rozmarzonych dziewcząt, a miękki fotel stojący w kącie jej pokoju z widokiem na okno, idealnym, by na chwilę oderwać wzrok od czytanej książki. Bo to mol książkowy jest, co niekiedy z parku wraca z niemalże odmrożonymi palcami u stóp ”bo książka była interesująca”.
    Szczupła, giętka. Chodzi lekko, z gracją nabytą przez lata ćwiczeń, niekiedy najprawdziwszych męczarni.  Na wystające obojczyki spływają włosy o kolorze ciemnego blondu. Na świat nie patrzą oczy cudownie niebieskie, czy przejrzysto zielone. Pomieszane z poplątanym, przez co oczy wydają się być „kotowate” dzięki przewadze koloru zielonego i jasnego brązu. Żadnych tatuaży, kolczyki w uszach, dwa w jednym i jeden w drugim. Ubiera się zależnie od nastroju. Jednym razem są to zwykłe dżinsy i luźny sweter, innym obcisła bokserka i luźne spodnie. Sukienki? Owszem, ale tylko czasami.
    Bardzo mało zalotne z niej dziewczę. Właściwie, to broni się rękoma i nogami przed ewentualnymi amantami, bo ileż to czasu musiałaby na nich poświęcać! Jeden to za dużo, dlatego też cieszy się, że żadnych nie ma. Maluje się rzadko, chyba, że wychodzi gdzieś z dwójką przyjaciół, bo w ten czas nie ma nic przeciwko ewentualnym wielbicielom jej wdzięków. Przez lata nauczyła się, że jej ciało może interesować, co odczuwała nawet w szkole baletowej której była uczennicą od szóstego roku życia. To tam, prócz baletu musiała nauczyć się podstaw tańca towarzyskiego i nowoczesnego, który stara się "dopieszczać" nawet w chwili obecnej, gdy postanowiła, że skupi się na karierze baletnicy.
Od niedawna mieszka sama w niewielkim mieszkaniu, które ojciec kupił jej na ostatnie urodziny.

[Karta została użyta tu. Dobry :)  ]