niedziela, 24 lutego 2013

I'm going slightly mad



Keith Charles Hammond

Urodzony 21 marca  w Seattle

Klasa III profil muzyczny

Pedał, basista, gitarzysta, idiota, który nie rozstaje się z pluszowym pingwinem Brianem, znosi do domu bezpańskie koty, a potem wciska na siłę znajomym. Duże zwierzęta lubi jedynie na odległość. Nienawidzi lekarzy. Niegdyś stał na wokalu w amatorskim zespole rockowym, ale przeszkadzało mu to w wysypianiu się. Do szaleństwa zakochany w Jimmy'm Page'u. Jego najlepszą przyjaciółką jest babcia, która jara się faktem, że ma wnuka geja. Jedynym filmem jaki ogląda jest 'Neverending Story'. Palacz tak nałogowy, że to nie on jebie fajkami, tylko fajki jebią nim. Jego matka pochodzi z Finlandii, ale on ma więcej wspólnego z wódką o tej samej nazwie, niż z ojczyzną własnej rodzicielki. Nie chodzi na imprezy, bo go tam nie chcą. Ateista, bo gdyby bóg istniał, to na święta można by było lepić bałwana z kokainy. Ma okropną chorobę lokomocyjną, słabo mu na samą myśl o podróży samochodem lub autobusem.

When the outside temperature rises
And the meaning is oh so clear
One thousand and one yellow daffodils
Begin to dance in front of you - oh dear  



Jego rodzina, przez wiele, wiele lat, z wielkim zapałem pracowała na to, by wyrósł na świra. Oczywiście tego, że jego rodzina różni się czymkolwiek od innych nie było widać na pierwszy rzut oka. Ot, rodzice, dzieci i babcia. 
Wszyscy Hammondowie, od seniorki rodu, która całe życie zajmowała się pisaniem romansideł począwszy, przez jej syna, ekscentrycznego malarza i jego małżonkę, nauczycielkę historii, aż po szóstkę ich dzieci, to kompletne świry, dzięki czemu zawsze byli bardzo zgrani. Dzieciaki otrzymały liberalne wychowanie, czym ich rodzice, którzy pozwalali swoim latoroślom popełniać własne błędy, traktowali od początku jak istoty rozumne, nigdy nie roztaczali nad nimi zbyt szczelnego klosza, jednocześnie dając do zrozumienia, że w każdej, nawet najtrudniejszej i najbardziej chorej sytuacji mogą na nich liczyć, nieświadomie zapewnili sobie spokój i szacunek.
Keith urodził się pierwszy. Dokładnie sześć i pół minuty przed swoim bratem bliźniakiem, Jamie'm. Miał bardzo szczęśliwe dzieciństwo, wypełnione śmiechem, miłością, nieustającą radością i zabawa. Istna sielanka, nieprawdaż? Nigdy nie poczuł zaniedbania ze strony rodziców, nawet, gdy urodziło mu się młodsze rodzeństwo. Wręcz przeciwnie, był wtedy najszczęśliwszym bachorem na świecie. W końcu to oznaczało kolejne istotki, z którymi, jak trochę podrosną, będzie można się bawić! W ogóle, całe życie Keitha było pozytywne, a najgorszą tragedią, z jaką przyszło mu się zmierzyć, była śmierć ukochanego kota. Do dziś zresztą nie może narzekać na swoją egzystencję. Ba, nawet nie próbuje. Nie ma w zwyczaju robienia problemów tam, gdzie ich nie ma.

I'm really out to sea
This kettle is boiling over
I think I'm a banana tree

Hammond jest niesamowitym miśkiem. Bardzo radosny, wiecznie rozchichotany, nadpobudliwy i optymistycznie nastawiony do życia, cieszy się z każdego drobiazgu, bardzo aktywnie wyznaje zasacarpe diem. Należy do osób, które można obudzić w nocy tylko po to, by pogadać o bzdurach oraz do idealnych kompanów do wszelkich możliwych wygłupów, gdyż jest gotowym na każde upokorzenie wariatem. Strasznie się do wszystkich "ośmiorniczy". Ot, taka z niego dobra duszyczka. Od dziecka wykazywał się także ogromną charyzmą. Jest bardzo szczery, czasem palnie za dużo, szczególnie w nerwach. Ma problemy z utrzymywaniem emocji na wodzy, przez co przypięto mu łatkę impulsywnego i kłótliwego. Nie umie przyznawać się do błędów, głośno mówić o własnych uczuciach, szczególnie tych negatywnych lub bardzo silnych, obce jest dla niego również branie odpowiedzialności za własne czyny. Chaotyczny i niezorganizowany, zawsze wszystko gubi, spóźnia się, nigdy nie dotrzymuje terminów i "takich tam bzdur". Ma masę mniejszych i większych dziwactw, których nie umie przytrzymywać na wodzy i kryć. Wiele osób potrafi czytać z niego jak z otwartej księgi, ale to głównie dlatego, że jest całkowicie prostym stworzeniem.


[ O święty Morrisonie... Jakiś rzyg. Whatever.
Na zdjęciach Ville Valo, cytaty z "I'm going slightly mad" Queen. ]

2 komentarze:

  1. [Co tu u Ciebie tak cicho, no ja nie wiem...
    Dobry wieczór, wąteczek jakiś, może powiązanie? :D]

    Yekaterina

    OdpowiedzUsuń
  2. [No, właśnie nie bardzo mam. Ach, te trzy godziny matematyki robią swoje, zupełnie odmóżdżając człowieka. :'D
    Jeśli Ty na coś wpadniesz - dawaj!]

    Yekaterina

    OdpowiedzUsuń

Archiwum