sobota, 23 lutego 2013

Knew I was dead wrong all along


LUCAS LUKE ROBESPIERRE

urodzony 18 października 1995 r. w Liverpoolu | syn Miriam i Ethana | młodszy i zdolniejszy brat Samuela | rock, screamo | wieczny uśmiech | kreatywność | gitara | wokal | co złego to nie ja | charakterystyczny akcent | deskorolka | piłka nożna | pozytywne zakręcenie | wolność | cwaniaczek | uczeń w Palm Springs High School | klasa II | przyszły prawnik | szkolny chór | heteroseksualny


Będąc dzieckiem co chwilę chciałem być kimś innym. Chciałem zostać astronautą, lekarzem, nauczycielem, architektem, piłkarzem, muzykiem, pisarzem itd. Co chwilę wymyślałem sobie inny zawód i na żaden  nie mogłem się zdecydować. Na prawo zdecydowałem się wybrać krótko przed ostateczną decyzją o kierunku. Pewnie gdyby nie to, że sądziłem, że z grania na gitarze i śpiewania się nie utrzymam, byłbym teraz w klasie muzycznej. Nie żałuję swojej decyzji, bo teraz realizuję cały materiał z prawa i zdecydowanie udzielam się w kwestiach muzyki. Kto wie, może jeszcze zdecyduje się na założenie zespołu lub dołączenie do któregoś? W końcu już kilka razy występowałem na scenie, bo w zespole kumpla zachorował wokalista i gitarzysta. Nawet mi się to podobało.

To me you were my life,
To me you were my soul companion,
Now you are so far away,
Nothing can take away the time and the memories we had,
Come back - to the days when we were young
Come back - to the days when nothing mattered
 Bring Me The Horizon - Second Heartbeat

Straciłem wiele dla mnie ważnych osób, a wszystko przez przeprowadzkę do Palm Springs. Jeszcze rok temu bardzo tego żałowałem. W Liverpoolu zostali moi wszyscy przyjaciele, dziewczyna, z którą musiałem się rozstać. Teraz jednak czuję, że to był dobry ruch moich rodziców. Poznałem wiele wspaniałych osób, ale niestety czasami mylę imiona - nigdy do nich pamięci nie miałem. Do ósmego roku życia nie wiedziałem jak się moi rodzice nazywają. I tak tęsknię za rodzinnym miastem. Na pewno w wakacje tam zawitam, aby zobaczyć te wszystkie znajome mordy i powspominać sobie z nimi dzieciństwo, które naprawdę było barwne i liczne w połamania. Chyba z siedem razy miałem złamany piszczel w lewej nodze, trzy razy zerwane ścięgna i się do teraz dziwie, że normalnie chodzę. I mam nadzieję, że już więcej szpitala nie odwiedzę, bo tam jest szaro i nudno, a ja nie potrafię długo usiedzieć w miejscu - wbrew pozorom ADHD u mnie nie stwierdzono, mimo to często uważa się mnie za osobę zdecydowanie chorą psychicznie. Wszystko dlatego, że postrzegam świat inaczej niż większość ludzi. Mam pojęcie o tym co się dzieje wokół mnie, ale wolę to pomijać. Często zamknę się w swojej bańce i wtedy nikt do mnie nie potrafi dotrzeć. Czasami potrafię tak przez kilka dni. Sam nie wiem czemu się tak dzieje, a chciałby wiedzieć. Mimo wszystko i tak na mojej twarzy ciągle widnieje uśmiech, według niektórych nieznośny i w moich brązowych oczach widać szczęście. Jeszcze trochę i zacznę chodzić do jakiegoś terapeuty, żeby to wszystko co się dzieje w mojej głowie jako tako ogarnąć i zrozumieć. Lubię też nadmiar adrenaliny, dlatego też czasami uprawiam sporty ekstremalne. I z drugiej strony mogę się wtedy wyżyć oraz pozbyć negatywnych emocji. Mama mi mówi, że za bardzo ufam ludziom i kiedyś przez to będę cierpiał. Szczerze? Mam to gdzieś. Będzie to mój problem, a nie jej, więc nie powinna na to zwracać uwagi. Wiem, że się o mnie bardzo martwi, tym bardziej, że ostatnio znalazła w moim plecaku amfetaminę, ale bez przesady - nie mam pięciu lat. Zresztą białko biorę tylko wtedy, gdy naprawdę nie mam na nic siły, czyli rzadko. Tak swoją drogą każdy popełnia błędy, na których powinien się uczyć i ja też tak chcę. Nie lubię być ograniczany, więc dlatego też teraz nie mam dziewczyny i mało czasu spędzam w domu. Kocham imprezować do rana. Kocham przygodny seks. Kocham Marlboro. Kocham głośną muzykę. Kocham denerwować starszego brata, który twierdzi, że mnie nie lubi, ale ja i tak wiem, że jest inaczej. Kocham mamę i tatę, chociaż ostatnio nie bardzo im to okazuję. Nienawidzę robić tego, co ktoś mi karze. Nienawidzę rapu. Nienawidzę starego kina. Nienawidzę samotności. Nienawidzę dwulicowości. Nienawidzę zdrady.

Let me open up the discussion with
I'm not impressed with any mother fucking word I say
See I lied that I cried when she came inside
And now I'm burning a highway to Hades
Shut the fuck up
When I'm trying to think
I got to keep my concentration give me one more drink
And then I'll try to remember all the advice that my good book told me
The Pretty Reckless - Kill Me

Uważasz, że jestem idiotą, dupkiem, kretynem, debilem, frajerem? Najprawdopodobniej słyszałeś o mnie tylko z opowiadań znajomych, którzy także nie bardzo mnie znają. Nie myślę tylko o sobie. Troszczę się o innych. Za swoich bliskich dałbym się pokroić żywcem. Jak wiem jak, to pomogę - inaczej szukam osoby, która wie ode mnie w danym temacie więcej i z łatwością rozwikła Twój problem. Nie przeszkadzają mi homoseksualiści. Moim zdaniem jest to po prostu ich wybór bycia i nikt nie powinien się w to wtrącać. Często sobie coś przeskrobię, ale dzięki sprytowi szybko z tego wybrnę lub się jakoś wykręcę. Sądzę, że można mi zaufać, bo na przykład powierzonej tajemnicy nikomu dalej nie przekażę. Jestem osobą zdecydowanie do zniesienia, wystarczy mnie tylko trochę poznać.


powiązania || zdjęcia || notatki
________________________________________

Wizerunek: Matthew Hitt (zdjęcia z tumblra)
W tytule: The Fray - Dead Wrong

Zapraszam do wszelakich rodzajów wątków i powiązań! :)

I przepraszam za błędy, które pewnie gdzieś się wdarły, ale jestem przeziębiona i teraz ciężko mi je wyłapać.

20 komentarzy:

  1. [To ja się przywitam: cześć! :D Karta mi się baaaardzoooo podoba i nie zauważyłam błędów. Pan na zdjęciach też jest fajny ^^ Masz może ochotę/pomysł na wątek? ;>]

    Adaś

    OdpowiedzUsuń
  2. [Ja mam w sumie jeden pomysł. Możemy uznać, że Adam był tym kolegą, który prosił Lucasa o pomoc w trakcie trasy koncertowej, bo właśnie członkowie chorowali czy też coś w ten deseń. I Luke przyjechałby na drugi koniec Stanów, aby mu pomóc. Tam chłopaki by się bardziej zaprzyjaźnili i teraz spotykaliby się w różnych miejscach i razem coś kombinowali. :) Jeśli nie pasuje to wymyślę coś innego :) I w sumie rzuciłam bardziej powiązanie niż pomysł na wątek xD]

    Adaś

    OdpowiedzUsuń
  3. [Chyba tak xD I.K.? ;> xDDDD I jeśli to Ty to wiem, że następny będzie długaśny i mnie zmotywuje do szybkiego odpisania :D Troszku mnie nie zrozumiałaś, więc sprostuję wszystko w wątku xD]

    W trasie jak się waliło to wszystko na raz. Adam musiał specjalnie ściągnąć Lucasa do Seattle, żeby ten zastąpił na kilka dni wokalistę, który powinien leżeć w szpitalu, ale nie chciał, więc trzymali go w pokoju. Na szczęście Robespierre pojawił się już na drugi dzień i mogli spokojnie koncertować. Dla Luke'a na scenie musieli zainstalować ekran, w którym były widoczne teksty utworów. Adam i Lucas w trakcie tych kilku dni zdążyli się zaprzyjaźnić.
    Adamowi się nudziło, więc postanowił odwiedzić przyjaciela. Do jego domu wszedł bez pukania. Przywitał się z jego rodzicami i bratem. Potem skierował się do pokoju Lucasa.
    - Wstawaj stary - skoczył na leżącego na łóżku kolegę. - Idziemy najpierw pograć, potem pewnie impreza - wstał i widząc, że Luke nie ma w zamiarze wstania pociągnął go za nogi, tak że spadł z łóżka.

    Adaś

    OdpowiedzUsuń
  4. [Oboje słuchają screamo.
    Chcę wątek bardzo. c:]

    OdpowiedzUsuń
  5. [Jaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa się kłaniam i pozdrawiam bardzo serdecznie :D BMTH- za to masz dużego plusa :D fajna karta, podobała mi się, plus- świetne zdjęcia. Teraz pozostaje mi tylko zapytać czy jest jakaś ochota na wątek z którymś z moich terrorystów ;)]

    Daniel Langdon-Bettley/Cali Reed

    OdpowiedzUsuń
  6. [Nie wierzę w to, co czytam... I Luke, i Mia są z Liverpoolu, oboje zostawili przyjaciół i drugie połówki! Może przypadkiem się też znali? :)]

    OdpowiedzUsuń
  7. [Siedzę i staram się coś wymyślić, ale mi nie wychodzi. Po raz kolejny sprawdza się to, że jestem lepsza w zaczynaniu niż wymyślaniu czegokolwiek... Ok, never mind, a Ty coś masz może? :>]

    OdpowiedzUsuń
  8. [A ja bym chciała wątek. Jak masz jakieś pomysły to pisz :)]

    Kassidy Darkness

    OdpowiedzUsuń
  9. [Idea nr 4 mi odpowiada. :D]
    Dzień czy noc, lato, zima, wiosna albo jesień - Yekaterina zawsze miała przy sobie swojego laptopa. Był dla niej największym skarbem na świecie, miała tam całą swoją muzykę, wszystkie zdjęcia, filmiki... Mimo, że był to już dość stary model ona nie miała zamiaru go zmieniać. To tak jak pozbyć się starego, powiedzmy, psa, bo ten nie ma już siły biegać za piłką.
    Ostatnimi czasy nosiła go już chyba jedynie z przywiązania, bo rzadko miała czas usiąść na przerwie i jakkolwiek go wykorzystać. Zazwyczaj odrabiała zadania domowe, o których zapomniała dzień wcześniej.
    Jednak teraz upewniła się cztery razy, że zrobiła wszystko to, co zrobić miała i w spokoju usiadła pod ścianą z laptopem na kolanach. Podłączyła do niego słuchawki i włączyła pierwszą playlistę.
    Zazwyczaj w takich chwilach się wyłączała i zupełnie ignorowała otoczenie, wsłuchując się w wokal Sykesa i ciężkie brzmienia.
    Była już jednak przyzwyczajona, że ktoś co jakiś czas zakłócał jej spokój z powodu nudy czy też chęci przepisania jakichś notatek.

    OdpowiedzUsuń
  10. [Z racji tego, że pierwszy pomysł wydaje mi się "najświeższy" i jeszcze nigdy czegoś takiego nie próbowałam, to z chęcią ten wybiorę. No i zaczynam :)]

    Jeden ze wspaniałych dni zaczął się w Palm Springs. Jeden ze wspaniałych dni dla Kassidy Darkness. Dlaczego? Zawsze cieszyła się z dnia, gdy wiedziała, że po szkole będzie miała możliwość na odwiedzenie swojego pupila - Aidana.
    Ze względu na to, że był piątek, do tego przyjemny i słoneczny, Kass od razu po lekcjach wsiadła cała w skowronkach do samochodu i czym prędzej pojawiła się w stadninie.
    Ze swoim ukochanym koniem rasy fryzyjskiej przywitała się tak jak zawsze - dając mu marchewkę.
    Konia trenowała w tak zwanym naturalu. Wzięła uwiąz na wszelki wypadek, jednak fryz wyraźnie szedł za nią bez problemu. I tak wyprowadziła go na zewnątrz, potem poszła za stadninę, na rozległe pola, nieotoczone żadnym ogrodzeniem. Nie bała się, że koń ucieknie. Miała do niego pełne zaufanie z wzajemnością, jak było widać.
    Przez dwie ładne godziny bawiła się z nim, ćwiczyła, wzmacniała ich więź, trochę jeździła na oklep i wyczyniała naprawdę fascynujące rzeczy, nie bojąc się że koń na nią nastąpi czy się przestraszy.
    Jak można przypuszczać, po dwóch godzinach była znacznie bardziej zmęczona niż on. Wszak był dość młodym koniem. Poprowadziła go z powrotem do stajni, lecz nie wprowadzała do boksu. Po prostu usiadła na ziemi i wyciągnęła ze swojej torby, którą wcześniej tam zostawiła butelkę wody. Zaczęła pić. Aidan jednak zaczął ją trącać pyskiem. Zaśmiała się.
    -Co? Też chcesz? Przecież masz w boksie! - obruszyła się, wciąż się jednak śmiejąc. Koń wyraźnie chciał butelkę. I tak właściwie się sprzeczali ze śmiechem. On prosił o wodę z butelki, a ona jakoś próbowała mu ją dać, lecz było ciężko.
    Dla osób, które wchodziły do stajni, widok końskiego zadu nie był nowością. Zdziwienie mogło przyjść wtedy, gdy widzieli, że koń nie jest do niczego przypięty, ani przywiązany. Że stoi tak przy swojej przyjaciółce a zarazem właścicielce i jej notorycznie przeszkadza w piciu wody i odpoczynku. Zasłużonym zresztą. Młode konie bowiem, potrzebowały znacznie więcej energii i cierpliwości (to przede wszystkim) w treningach. Nic więc dziwnego, że po aż dwóch godzinach, Kassidy była zmęczona. On jednak wydawał się być nadal w pełni sił! Zupełnie, jakby zmęczenie po godzinach po prostu prysnęło, jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.

    Kassidy Darkness

    OdpowiedzUsuń
  11. [O, super, super! A mieli się lubić, nie lubić, być sobie obojętnymi, lubić ale wiecznie dogryzać, uskuteczniać jakąś niezdrową rywalizację, mieli coś głupiego odwalić po pijaku, przyjaźnić, być parą gdy po ziemi chodziły jeszcze dinozaury, nawiązywać jakąś toksyczną polegającą na spotykaniu się, rozmawianiu godzinami, krzyczeniu na siebie, poleganiu na sobie, obojętności i wszystkim na raz, czy która opcja pasuje, bo ja nie wiem na co można się zdecydować :D]

    OdpowiedzUsuń
  12. [Yay, przedszkolna para <3 Dobra, zacznę cóś średnio mądrego, ale pora już nie ta :p]

    Mia siedząc samotnie dużo bardziej i mocniej przeżywała wszelakie wspomnienia i myśli dotyczące Anglii i tych wszystkich, których tam zostawiła. Między innymi dlatego wypełniała sobie czas do granic możliwości. Rzadko kiedy przesiadywała sama, głównie spędzała czas z nowymi znajomymi, każdego dnia przekonując się do nich coraz bardziej, a jeśli już spędzała czas samotnie to robiła wszystko by się czymś zająć. Najczęściej były to rzeczy związane ze szkołą, czyli matma albo rysunek, przy czym ta druga czynność sprawiała jej o wiele większą przyjemność.
    Teraz jednak musiała spędzić kilka godzin samej, czekając w przerwie między jednymi zajęciami, a drugimi i nie opłacało się jej wracać do domu. Siedziała więc w swojej ulubionej, niewielkiej herbaciarnio-kawiarni, gdzie zawsze leciał kawałek dobrej muzyki, a na regałach stały książki. Siedziała krótki czas, gapiąc się w okno i przywołując miłe wspomnienia, które jednak nadal strasznie bolały. I była rozdarta, chcąc jednocześnie pamiętać i zapomnieć. Na serwetce zaczęła bazgrać ludzkie twarze, choć dużo lepiej wychodziły jej rysunki architektoniczne. Wtem jej uwagę skupiła znajoma twarz.
    W pierwszej chwili spanikowała, jakby przygnieciona skojarzeniami z Anglią i zasłoniła twarz serwetką, co wyglądało dość głupio. Następnie czarne oczy Mii wychyliły się znad niej, wyglądając nieśmiało. Oczywiście, że pamiętała Luke'a, był jej przedszkolną miłością, chodzili za rączki i razem się bawili, to było urocze. Jednak przyszedł wiek, kiedy płeć przeciwna zaczęła być "tą złą", więc co chwilę się droczyli. Aż przyszło najgorsze, bo dorastanie. Mia właśnie z Lucasem całowała się, tyle że pierwszy raz po pijaku i miała z tego powodu okropne wyrzuty sumienia. Dlatego jej policzki zaróżowiły się niezdrowo i postanowiła udawać, że jej tu nie ma.

    OdpowiedzUsuń
  13. Spojrzała na chłopaka dopiero w momencie, w którym ten dotknął jej ramienia. Wcześniej tak bardzo wciągnęła się w artykuł, że nie poczuła jego obecności nawet, gdy ten obok niej usiadł.
    Może i ta szkoła nie była ogromna, jednak Rosjanka nie znała tu wszystkich. Generalnie nie znała raczej większości, nie było to spowodowane niczym innym jak tym, że ona generalnie nie chciała ich poznawać.
    Ludzie tutaj rzadko trafiali w jej typ, czy może gust. Mało kto słuchał tej samej muzyki, interesował się tym samym, oglądał te same filmy...
    Nie była jednak jakoś szczególnie samotna, miała kilkoro dobrych przyjaciół, kilkunastu dobrych kolegów i dużo więcej znajomych. Ze względu na charakterystyczny wygląd była rozpoznawalna i kojarzona, czasami dziwiła się, że ludzie znają ją, podczas gdy ona zupełnie ich nie kojarzyła. To było nieco krępujące.
    Oczywiście byli też ci, których nie znała tylko dlatego, że wcześniej nie zwróciła na nich uwagi, albo jakoś jej umknęli w tłumie.
    Tak było chyba i tym razem, przynajmniej na początku tak myślała. Po chwili jednak skojarzyła, że widziała chłopaka kilka razy na korytarzu.
    - Cześć. - Odpowiedziała, zsuwając słuchawki na szyję. Uśmiechnęła się po chwili lekko. - Yekaterina. Um... - zerknęła w stronę laptopa, sprawdzając ile przerwy jej jeszcze zostało. - Bring Me the Horizon, a tak dokładniej to It never ends.
    Zazwyczaj słyszała odpowiedzi w stylu "aha" lub "a to jakiś dubstep jest?" co pokazywało tylko, że mało kto słuchał takiej muzyki.

    OdpowiedzUsuń
  14. Podniosla wzrok na chlopaka. Cala byla rozesmiana. Nastepnie spojrzala na poteznego, karego konia stojacego spokojnie obok niej.
    -Aidana mam sie bac? W zyciu! Spojrz jaki jest grzeczny... najfajniej jest, jak sie go pusci, zeby sobie pobiegal. Jest po prostu swietny... gdybys go widzial... smieszny jest. Bryka jakby byl dopiero zrebakiem poznajacym swiat - wytlumaczyla z rozbawieniem, po czym przytulila sie do konia, nastepnie pieszczotliwie poklepala go po szyi, co on skwitowal zarzuceniem lbem z ewidentnym zadowoleniem.Nastepnie popatrzyla znow na nieznanego sobie chlopaka.
    -Nie masz przypadkiem ochoty sie na nim teraz przejechac? Ja juz wysiadam... padla mi energia, a on nadal chce sie bawic i biegac - rzucila z wyraznym zrezygnowaniem.
    Dziewczyna nie miala problemu z powierzaniem Aidana w inne rece. Po pierwsze, zawsze przy tym byla, a po drugie... Aidan byl sprytnym stworzeniem... czasem zbyt sprytnym. Pdzechytrzal swoja wlascicielke!
    Kassidy miala naprawde wiele energii, lecz Aidan potrafil ja z niej wydobyc w zaledwie dwie godziny!
    [wybacz brak polskich znakow, pisanie na telefonie ma swoje wady :-)]

    Kassidy Darkness

    OdpowiedzUsuń
  15. [Wybaczam <3 I przepraszam, że krótko :*]

    Od zawsze bawił go taki stan jego znajomych. Był wręcz przekonany, że Lucas bije wszystkich w tym na głowę. Sam miał problemy ze wstawaniem, ale na pewno nie takie jak on. Luke najprawdopodobniej dzień prędzej był na jakiejś imprezie i wrócił z niej naprawdę późno, bo była już siedemnasta, a nie wyglądał na osobę wyspaną i gotową do robienia czegokolwiek.
    - A kiedy mnie zabijesz? – był zdecydowanie rozbawiony. – Wiesz muszę się z wszystkimi najpierw należycie pożegnać – nie zapowiadało się na to, że skończy mówić. – Spokojnie, nikomu nie powiem, że Ty mnie zabijesz, więc jeszcze jakiś czas na wolności posiedzisz – przyglądał się temu jak Lucas niezdarnie sięgał ubrania z krzesła i powolnie je ubierał.
    Przez chwilę się zastanawiał czy jego przyjaciel czasami się nie naćpał lub coś w tym stylu, bo naprawdę wyglądał tragicznie. Jego fryzura to i tak było mistrzostwo. Adam wziął ze stolika fullcapa i założył go Lucasowi na głowę. Od razu się głupkowato uśmiechnął. Był wręcz dumny z siebie, że pomógł kumplowi.
    - Idziesz ze mną na próbę zespołu, bo Erick znowu zachorował i sobie trochę pograsz na gitarze i pośpiewasz – każde słowo wypowiadał powoli, aby wszystko dotarło do niewyspanego Luke’a. – Oczywiście dostaniesz teksty i tak dalej, bo pewnie już nic nie pamiętasz – spojrzał przez okno – A impreza jeszcze nie wiem jaka, bo dopiero to ustalimy. Teraz ruszaj tyłek i idziemy.


    Adaś

    OdpowiedzUsuń
  16. [Uf, to się cieszę, że nie zostałam wyklęta i zlinczowana :D]

    Kassidy patrzyła uważnie na chłopaka. Bardzo uważnie. Następnie odsunęła się od swojego pupila. Nieznajomego obeszła, wciąż lustrując go uważnym spojrzeniem.
    -Dobra... nie wyglądasz, byś miał jakąś kontuzję, czy coś... a to zazwyczaj po kontuzjach, typu upadek z konia i zrobienie sobie czegoś, pozostają urazy psychiczne - mruknęła z wyraźnym namysłem. - Dlaczego więc boisz się koni, co? Może jakiś na Ciebie kiedyś biegł i prawie Cię nie stratował? Albo... spadłeś, ale nie wsiadłeś ponownie, bo się przestraszyłeś? Spokojnie, takie rzeczy się zdarzają. U facetów także. Bo w końcu nie jesteście jacyś odporni na strach - wytłumaczyła bardzo szybko, przez co niestety, albo i stety, słychać było jej niemiecki akcent.
    Była rodowitą Niemką. Co się z tym wiązało, w genach otrzymała dbanie o samochody i utrzymywanie ich w jak najlepszym stanie (i widać to było po tym, jak prezentował się jej Saab), a także zamiłowanie do koni. Jakby nie patrzeć, to Niemcy byli jednymi z najbardziej troszczącymi się o te zwierzęta ludźmi w Europie. Jakby nie patrzeć, to Niemcy w różnorakich zawodach szczycili się najwyższymi osiągnięciami.
    Kassidy nie dbała o osiągnięcia. Ona dbała o konia. O jego psychikę, o jego zdrowie fizyczne. Naturalnie zdarzało się, że Aidan był po prostu wredny i trzeba było mu przyłożyć w zad, ale zawsze otwartą ręką, nigdy pięścią no i nie szczędziła przy tym siły. Zdarzało się to jednak naprawdę rzadko. Tylko wtedy, gdy fryz naprawdę był wredny i pokazywał to niezwykle uporczywie: "Mam Cię w zadzie! Mam Cię w zadzie! Możesz sobie gadać, mam Cię i wszystko inne w zadzie!". Zatem nie była święta. Jednak te metody wolała ograniczać. Tak samo jak w jeździe konnej (szczególnie na nim) ograniczała używanie siodła i ogłowia. Dlaczego? Bo koń był wolny! Ponadto jazda z ogłowiem, wcale nie była wyzwaniem. Naturalnie, Aidan miał wędzidło w pysku, miał na sobie cały ten sprzęt jeździecki i wiedział, że nie wolno się denerwować, gdy ktoś mu to zakłada (bo przecież w stajni koń ten był używany także za pozwoleniem Kassidy do rekreacji). Jednak nawet gdy Niemka jeździła na nim, założywszy uprzednio siodło i ogłowie, nie korzystała z wodzy, a przynajmniej się starała. To nie było wyzwaniem siedzieć na koniu i mieć kierownicę. Wyzwaniem było dać mu znak poprzez odpowiedni dosiad, odpowiednie przeniesienie masy ciała w inne miejsce na jego grzbiecie i ułożenie łydki, by jechał szybciej, wolniej, albo żeby chociażby wykonywał jakieś kroki rodem z ujeżdżenia.
    Aidian widząc, że jego właścicielka oddaliła się i już nie on był jej głównym zainteresowaniem, stał się wyraźnie zazdrosny. Także jego zaintrygował chłopak, na którego Niemka zwróciła uwagę, toteż postąpił w jego kierunku jeden krok, drugi... zatrzymał się i wyciągnął przed siebie łeb, chcąc dosięgnąć nieznajomego, lecz stał odrobinę za daleko. Fryz chciał to jedynie obwąchać i sprawdzić, czy nie niesie dla niego i dla jego przyjaciółki zagrożenia.

    OdpowiedzUsuń
  17. -Nie, spokojnie... on próbuje Cię poznać. Podstawa przy obcowaniu z koniem... nie patrz mu w oczy. Dla niego to oznaka, że jesteś wrogiem - wytłumaczyła bardzo spokojnie, po czym popatrzyła na Aidana i w pewnej chwili chwyciła w dłonie jego pysk i przytuliła się do niego. - Dziecko moje kochane! Przestań Ty być tak zazdrosny, co? I podejrzliwy! Wiem, że masz to w końskich genach, ale litości! - mówiła, tuląc jego pysk do siebie i zasłaniając mu oczy. Koń jednak wyraźnie nic sobie z tego nie robił. Stał potulnie i grzecznie, a nawet można powiedzieć, wtulał się w swoją przyjaciółkę.
    -Słuchaj... sen to sen. Jeżeli nie miałeś prawdziwej przygody z koniem, to nie mów, że się ich boisz. Widzisz, z dzikimi końmi jest taki zawsze problem, że dziki... nie ma zaufania do człowieka. Dziki koń, inaczej zwany mustangiem, jest bardzo ostrożny i próbuje bronić siebie i swego stada za wszelką cenę. Dlatego zbliżanie się do dzikich koni nie jest wskazane, bo owszem, mogą Cię stratować gdy poczują się zagrożone. To znaczy, jeśli nie wkupisz się w ich łaski i nie zaakceptują Cię jak jednego ze swoich, to nie podchodź do nich. Aidan natomiast jest ten z typu... które ufają. Oczywiście, jeśli masz coś dobrego. Wiesz, taki żarłok. Jak z psami. Daj przysmak, to od razu zacznie ogonem merdać. Tylko, on nie merda - tłumaczyła, szczerząc się. - W każdym razie, możesz spokojnie do niego podejść. Nic Ci nie zrobi, obiecuję. I możesz go spokojnie pogłaskać. Nie jest typem z tych gryzących... chociaż kiedyś mnie w tyłek ugryzł, ale to tylko dlatego, że w kieszeni z tyłu w spodniach miałam jego ulubione przysmaki - dodała z lekkim rozbawieniem i znów pieszczotliwie poklepała go po szyi, a następnie przesunęła dłoń pod jego grzywę i tam zaczęła dość mocno i szybko pocierać opuszkami. Górna warga konia w tym momencie zaczęła... wiotczeć i przypominała coś na kształt bardziej kanciastej litery U, przynajmniej jej końcówki.
    -Pieszczoch - stwierdziła po chwili z rozbawieniem. Zabrała ręce od konia, po czym stanęła obok chłopaka. - Zrobimy teraz tak... nie bój się, okej? On jest całkowicie oswojony, dam Ci sobie odciąć głowę, jeśli coś zrobi - rzuciła łagodnie, po czym bez uprzedzenia wzięła dłoń chłopaka i położyła na wierzch swojej i tak obydwie dłonie wyciągnęła w kierunku Aidana. Kass zacmokała na swego pupila, ten podszedł i niebawem ich dłonie spoczęły na jego pysku.
    Niemka jednak nie czekała zbyt długo i powoli wysunęła swoją dłoń spod dłoni nieznajomego, jednak nie przestawała dotykać karego konia. Uśmiechała się cały czas i patrzyła na chłopaka i jego reakcję.

    OdpowiedzUsuń
  18. -Terapeuta... - mruknęła pod nosem z wyraźnym zastanowieniem. Miałaby od niego uciekać? A w życiu! Jej by się przydał jakiś terapeuta. Chociaż nie... znając życie, pewnie to on by od niej uciekł gdzie pieprz rośnie, a na dodatek zadzwoniłby po tych, od białych kaftaników i pokoi bez klamek. Tylko, że Kass z pewnością już wtedy by uciekła. Albo, co bardziej prawdopodobne, stwierdziliby, że z jej stanem psychicznym nie da się już niestety nic zrobić i pozostaje tylko przywyknąć. No niestety, była wariatką w pełnym tych słów znaczeniu, a jej przygody tylko to potwierdzały.
    Uśmiechała się jednak, widząc jak chłopak ewidentnie śmielej dotykał konia.
    -Wiesz, terapeuta, psycholog i psychiatra to przeważnie taki człowiek, który sam ma ze sobą problemy, dlatego też zdecydował się na takie studia i na taką pracę. A powiem Ci szczerze, że tacy ludzie są bardziej nienormalni od tych, których leczą. Chociaż zdarzają się wyjątki od reguły. To co, wsiadasz na niego? Mogę Ci nawet dać siodło i ogłowie, Aidan nie będzie miał nic przeciwko. Albo mogę usiąść z Tobą i gdzieś pojedziemy. Mogę Cie nauczyć, jak się z tym koniem obchodzić i jak na nim jeździć - znów szybko mówiła. Czasem niestety dopadał ją słowotok, który ciężko było opanować. No i dla słuchacza ciężko czasem było wyłapać ważne informacje. Kassidy jakoś za bardzo na to nie zwracała uwagi. Po prostu, taka była. Szybka, spontaniczna. Chociaż czasem lubiła nieco wolniejsze tempo. To jeszcze zależało od sytuacji ma się rozumieć.
    Zabrała dłoń od konia, cofnęła się o krok, bardziej za chłopaka i znów cmoknęła na swego pupila.
    -Nie bój się, pieszczochu - mruknęła do niego. Zachrobotała kolczykiem o zęby zupełnie przypadkowo. Na ten dźwięk Aidan skierował uszy w jej stronę. Wyraźnie był zainteresowany. Nie tyle nią, co nim. Podszedł jeszcze o krok, potem drugi, mały. Zatrzymał się i po prostu założył łeb na ramię chłopaka, jakby go przytulał.
    -No, teraz możesz go objąć. Tak, jest ciepły, wiem. I wiem, że ma swój specyficzny zapach. Wiele osób mówi, że konie śmierdzą, cóż... dla mnie mają swoją specyficzną woń, zupełnie jak człowiek, gdy się nie wypsika żadnymi perfumami i tak dalej. Taka sama zasada - i znów wpadła w istny słowotok. Uśmiech jednak wciąż tkwił na jej ustach. Podobała jej się po prostu perspektywa przekonywania kogoś do czegoś, co nie jest wcale takie strasznie (przynajmniej w jej przekonaniu), albo bardziej, możliwości pokazania lepszej strony, zawsze wprawiała ją w dobry nastrój.

    OdpowiedzUsuń
  19. Zaśmiała się wesoło, zginając i prostując nogi. Siedziała dopiero kilka minut a już było jej niewygodnie.
    - Hej, to cieszę się. Nie znam tutaj praktycznie nikogo, kto by ich znał...
    Oj, to była prawda. Mało kto w ogóle przykładał jakąkolwiek wagę do muzyki, puszczali jakieś techno i kiwali się w jego rytm. A muzyka była przecież czymś więcej, czasami Yekaterina miała ochotę w nią wejść i się tam zamknąć, odizolować od ludzi.
    - Jaka jest twoja ulubiona piosenka BMTH? I w ogóle czego jeszcze słuchasz?

    Yekaterina

    OdpowiedzUsuń
  20. [Pardon za zwłoki, ale studia, poprawka i w ogóle dupa -.-]

    Mia natomiast była chorobliwie ostrożną istotą. Nie łaziła po drzewach, bała się wody w jeziorze, nie miała blizn na kolanach, ani nigdy niczego złamanego. Nawet nie przypominała sobie, żeby kiedyś leżała w szpitalu, oczywiście poza momentem własnych narodzin. Sama siebie pilnowała i martwiła się o wszystkich innych. Jednak z wiekiem strach przed rzeczywistością jakoś się ulatniał i Mia była nawet znośna.
    Mogła się założyć, że nawiązywanie nowych znajomości szło Lucasowi dużo zgrabniej niż jej. Ona miała w zwyczaju rozpamiętywać, martwić się i zastanawiać co by było gdyby. Była okropnie nieśmiała i niezwykle głupio się czuła gdy ktoś się na nią gapił. Tak jak teraz właśnie robił to Lucas.
    -Bo się gapisz- odparła i spojrzała na niego niemal czarnymi, dużymi oczami. Założyła kosmyk włosów za ucho. Jej ton nie był niemiły, z resztą Mia nie potrafiła być niemiła nawet jeśli bardzo chciała. Był zdecydowanie przyjazny, w końcu skłamałaby gdyby powiedziała, że Lucasa nie lubi.
    -Nic się nie zmieniłeś- uśmiechnęła się leciutko i pojawiły się w jej policzkach dobrze wszystkim znane dołeczki. Pokręciła lekko głową, niby z dezaprobatą, ale tak naprawdę był to gest służący potwierdzeniu jej słów. Uśmiech schowała za filiżanką, biorąc łyka herbaty.

    OdpowiedzUsuń

Archiwum