wtorek, 5 lutego 2013

When nothing goes right, go left

Oriane Armastus
26 maja 1993
trasa Tallinn – Palm Springs
klasa II
profil IT
drużyna siatkarska


Każde życie to sinusoida. Raz pnie się ku górze, innym razem spada na dół.
Zaczęło się od zwykłego, szczęśliwego życia. Bez konfliktów, bez problemów, bez konsekwencji. Jako jedyne dziecko odnoszącej sukcesy pisarki i żyjącego w jej cieniu architekta nie narzekała na brak czegokolwiek. Rodzice od zawsze się o nią troszczyli i stawiali na pierwszym miejscu, co skutkowało lekką nadopiekuńczością, ale Ori to nigdy nie przeszkadzało. Liczył się fakt, że ma ich blisko i zawsze może się zwrócić z każdą błahostką. Fortuna kołem się toczy, więc w idealnym życiu nie mogło zabraknąć najlepszej przyjaciółki i perfekcyjnego chłopaka, który oczywiście jak w każdej love story musiał być podrywaczem przemienionym przez „tą jedyną”. Razem z usidleniem szkolnego lowelasa i najbardziej przebojową przyjaciółką wszechczasów przyszła popularność. W ich klitce to ona była utajnionym mózgowcem, który kochał całym sercem matematykę i kiedy się nie bał zwracał uwagę na błędy logiczne. Była promyczkiem, kochanym stworzeniem wprost do przytulania. Cichym, spokojnym strumykiem, który pomagał pokonać pustynię. Wszystko było piękne. Żyła z chłopakiem, który ją kochał; bawiła się z ludźmi, których uwielbiała; mieszkała w kraju, który kochała za to, że był.
I nagle sinusoida zaczęła spadać w dół.
Kulminacyjnym momentem była wiadomość o ciąży. Nie, Oriane nie miała zyskać po szesnastu latach braciszka albo siostrzyczki, to ona po dziewięciu miesiącach miała stać się czyjąś mamą. Ta myśl ją przeraziła — nie miała najmniejszego doświadczenia z dziećmi, była za młoda na taką odpowiedzialność. Jednak co się stało, to się nie odstanie. Musiała przyjąć na barki konsekwencje swoich działań. Wyznała prawdę rodzicom, a ci jak zwykle zaczęli ją wspierać jak tylko mogli. Zgodzili się na wyjazd. Pomogli we wszystkim. Utrzymali fakt w tajemnicy, dopóki sama Oriane nie była w stanie o tym mówić. Żadna z wtajemniczonych osób nie wyjawiła prawdy na jaw. Dziewczyna odcięła się od dawnego życia i zaczęła je od nowa.
Tęskniła. Cholernie tęskniła za przyjaciółmi, za wolnym czasem, a przede wszystkim za swoim chłopakiem i ojcem małej kruszynki, która przyszła na świat 10 lipca 2010 roku. Nie miała odwagi powiedzieć mu o Ilu, ale wymusił to na niej pojawieniem się w Palm Springs w rok po narodzinach córki. I jeśli pominiemy upór Ori to mniej więcej od tego momentu sinusoida pięła się ku górze.
Żyła na nowo zamknięta w mydlanej bańce, do której nie może przedostać się zło. Wspólne spacery, plażowanie, kolacje. Pokój z łóżeczkiem dla małej w mieszkaniu Arno i praktycznie codzienne noclegi u chłopaka. Spokój w życiu i sercu. Bajka, która miała skończyć się happy endem.
Po pół roku musieli się rozstać — nie na długo. Państwo Jensen poprosili syna o przylot do Estonii, on po wielogodzinnych dyskusjach się zgodził. Miał tam zostać na dwa miesiące. Dwa miesiące i wrócić. Nie wrócił. Sytuacja się zmieniła.
Jej sinusoida opadła w dół. Oriane przestała normalnie funkcjonować. Chodziła jak potłuczona, nikt nie mógł złapać z nią kontaktu. Wszyscy tłumaczyli to tęsknotą — nie znali prawdy. Nikt nie wiedział, że Arno ma w najbliższej przyszłości do niej nie wrócić. Dalej nie wiedzą.


Każde emocje to hiperbola. Albo pod kreską, albo nad nią. Nigdy w punkcie zero.
Oriane zdaje sobie sprawę, że nie może się poddać. Nie może usiąść z założonymi rękami i płakać z powodu bezradności. Musi iść naprzód, musi wychować dziecko. Musi dać sobie radę, dlatego sprawia pozory. Udaje, że nic się nie zmieniło — nie tylko przed światem, ale też i przed sobą. Utrzymuje, że Arno niedługo wróci, że ciągle w każdej chwili jest gotowy o nią walczyć za wszelką cenę. Wmawia to sobie i swojemu otoczeniu. Wszystkim po kolei, aż czasami zaczyna gubić prawdę. Ona jej ucieka, wymyka się przez palce. Znika.
A jaka jest prawda? Nijaka. Po prostu rodzice kazali chłopakowi się nie wygłupiać i skończyć szkołę w rodzinnym kraju. Powiedzieli, że póki go utrzymują to musi się słuchać, a jak nie to odetną mu dostęp do jakichkolwiek środków. Po kilku kłótniach zwyczajnie się posłuchał, a Oriane została sama z dzieckiem na Florydzie. Dziadkowie Jensen nie okazali się wyrozumiałymi ludźmi kochającymi wnuczkę mimo wszystko. Uznali ją za błąd nastolatków, który nie może zaważyć na całym ich życiu. Powiedzieli, że Oriane nie ma prawa rujnować przyszłości ich syna i na nowo wparowywać do jego życia. Dali jej jasno do zrozumienia, że nie chcą mieć już więcej z nią do czynienia, a Arno prędzej zerwie kontakt z nią i swoją domniemaną córką niż rodzicami.
Wiedza o stosunku państwa Jensen do niej mogłaby dziewczynę wyniszczyć. Mogłaby załamać ją psychicznie i stoczyć na dno, aby nagle zjawił się książę na białym koniu i ją uratował. Tak jednak nie jest, a Ori nauczyła się być silna już wcześniej. Opiekowała się Ilu przez pierwszy rok sama i epizodyczna pomoc nie załamie jej na nowo. Wie już, że potrafi sobie poradzić sama. Owszem, straciła kogoś, kogo kochała, ale nie pierwszy raz. Tak, to boli. Tak, odsłuchuje cały czas jedną wiadomość na poczcie głosowej, aby usłyszeć głos byłego chłopaka. Tak, tęskni. Jednak żadna z tych rzeczy jej nie paraliżuje, nie odbiera zdolności działania na dłużej. Są to sekundy, minuty, które w ogólnym rozrachunku niewiele znaczą.
Każdy człowiek to prosta. Bez początku i końca, zawsze odkryty tylko w nielicznym pierwiastku.
Jej tata jest architektem - projektuje i wnętrza, i elewacje. Czasami porywa się też na ogrody, ale to wychodzi mu zdecydowanie gorzej. Pomimo swojego zawodu nie ma talentu plastycznego, co na swoje nieszczęście odziedziczyła po nim jego córka. Dziewczyna nie ma za grosz drygu do rysowania, chociaż bardzo tego żałuje. Podziwia artystów wszelkiej maści.
Od dziewiątego roku życia prowadzi pamiętnik, który chowa pod materacem łóżka.
Marzy o zostaniu profesjonalną siatkarką, jednak samotne macierzyństwo wymusiło na niej ograniczenie treningów do minimum i zrezygnowanie z pozycji kapitana.
Posługuje się płynnie czterema językami: estońskim, rosyjskim, niemieckim (wszystkie trzy wynikają z pochodzenia — językiem używanym w jej rodzinnym kraju są estoński i rosyjski, dawne wpływy niemieckie w Estonii wpływają na znajomość niemieckiego) i angielskim. Ze względu na obecne miejsce zamieszkania przykłada się też do nauki hiszpańskiego.
Nie umie gotować, ale dzielnie się uczy - Ilu nie może chodzić głodna.
Nie śpiewa nic innego niż kołysanek córce, bo w każdym innym przypadku można śmiało stwierdzić, że słoń jej nadepnął na ucho.

_____________________________________________

Bum. Tak, to ja, wasz ukochany szajbus, w końcu się pojawiłam. Historia Oriane lekko rozwinięta. Karta byle jaka, ale jestem po wyjeździe, więc nie myślę. xD Przynajmniej nowa, ot co!
Jestem maszyną do pochłaniania wątków, jednak czasami potrzebuję potężnego kopniaka, aby wypluć z siebie odpowiedź, bom leń patentowany.
10.02.2013 godz.: 01:37 Zmieniłam klasę z III na II, bo jak to blondynka zapomniałam, że Ori jak była w ciąży to nie chodziła do szkoły. -.-

54 komentarze:

  1. [Poczułam się matematycznie zgwałcona w ferie przez te sinusoidy, hiperbole i proste. Będziesz pokutować zaczynaniem wątków.
    A masz do wyboru do koloru: Mitch i Savannah witają razem ze mną. On na pewno uwielbia Ilu (jeśli z nim chcesz wątek, można też tutaj pokombinować coś z Olivią, że ta była jej kuzynką albo z Maille, że matka dziewczyny jest jej idolką i może udało się im sprawić, żeby jej matka wzięła ją pod swoje skrzydła), a ona też z pewnością lubi Ilu, na dodatek są w jednej klasie, obie trenują siatkówkę.. Myślę, że można coś na tym polu też zdziałać. :) Ale Twój wybór z kim i gdzie.
    A karta, mimo że matematyczna, to przyznam że udana :D]

    Mitch/Savannah

    OdpowiedzUsuń
  2. [ Ori ! <3 przynajmniej Ty do mnie piszesz bo Grejs nie :C]

    Fredson

    OdpowiedzUsuń
  3. [Ori !! Wreszcie, wreszcie, wreszcie ! Obowiązkowo wątek ma być, tylko rzuć mi pomysłem i biorę się do roboty. ]

    OdpowiedzUsuń
  4. [Wybacz w takim razie za odebranie posady, ale nigdzie nie było napisane, jakoby ta należała właśnie do Ori. Trzeba było ją zarezerwować przy zapisach, nie wiem, zaznaczyć, gdzieś wyraźnie, zanim wyjechałaś :) W każdym razie administracja również o niczym mnie nie poinformowała. Bywa.
    Najważniejsze, że akcja toczy się od nowa, a więc można śmiało nią manipulować. I w tym momencie nie widzę żadnych przeciwwskazań. Noelle jest kapitanem, dodałam kartę pierwsza. Miałaś pecha.
    Pomysł na relacje może być. Skoro tak wolisz, niech za sobą nie przepadają, jakaś mała rywalizacja, wzajemna niechęć. Wbrew pozorom Dawson również umie różki pokazać.
    Zacząć postaram się wieczorem, jednak niczego nie obiecuje :D]

    OdpowiedzUsuń
  5. [Hahahahaha. Tak, mi też z tego powodu jest bardzo smutno i przykro, i jeszcze długo będę nad tym ubolewać, gdyż wtedy to były fajne czasy :D


    Okej, zacznę, jak wpadnie mi do głowy jakiś pomysł. No chyba, że Ty jakiś masz?:D]

    /Grejsi

    OdpowiedzUsuń
  6. [Też Kochanie nie chce mi się czytać, no ale jeżeli Ori jest taka sama jak Russiałke, to nie ma po co xD
    Tak więc możemy zrobić tak, że Russ przyjdzie z propozycją pikniku do Ori, żeby sobie z dzieckiem wyszła w spokoju, nie wiem jak to dziecko miało na imię, wyleciało mi z główki, no ale w gruncie rzeczy Ori będzie się upierać, że nie bo coś tam.

    Ale chaotyczne, ale ostatnio coś mi tak dziwnie jest się skupic xD]

    OdpowiedzUsuń
  7. [Doobra, to jak powiedziałam, mam zamiar powątkować sobie z Ori. I korzystając z chwili oderwania od nauki, pytam... pomysły? :)]

    OdpowiedzUsuń
  8. [Cześć Aniu <3 jasne, że Cię kocham, jak mogłabym nie? :D stęskniłam się mocno, wiesz? A tak na poważnie, zła wiadomość jest taka, że w każdej chwili mogę stracić Internet, więc jestem tak dorywczo i.... strasznie mnie to denerwuje. To długa historia, której nie chce mi się opowiadać, a jej finał jest taki, że nie będzie mnie tu regularnie, co mnie osobiście delikatnie mówiąc zajebiście wkurwia. Ale witam i kocham i w ogóle, cudowna Oriane, jak zawsze, chociaż tęskni mi się za Barry i Anne xD]

    Danny Langdon

    OdpowiedzUsuń
  9. [ W tym problem, że mi się mega nie chce :C ]

    Fredson

    OdpowiedzUsuń
  10. [Doobra, to w takim razie zaczynam. Dziękować za pomysł, chociaż i tak rozpoczynając nie zamierzam posługiwać się Twoją dziewczynką, bo ona nie moja xD wybacz jakość i pewnie długość też]

    Kolejny dzień i kolejne roześmiane twarze spacerowały po parku. kolejne rodziny patrzyły jak ich dzieci bawią się, ganiają zza sobą. Kolejne dzieci jadły lody ze śmiechem patrząc na rodziców. Tu znów młoda matka czytała niemowlęciu w wózku jakąś bajkę, aby to usnęło. Inni biegali w swoich ubraniach do joggingu. Wszystko miewało się tak jak zawsze. Wszystko było tak spokojne, tak radosne, tak beztroskie.
    I między tymi wszystkimi roześmianymi twarzami, wszystkimi ładnie ubranymi ludźmi możemy dostrzec pewną wyróżniającą się z tłumu osobę.
    Kassidy siedziała pod murkiem tuż obok fontanny. Trzymała na nogach swoją ukochaną gitarę i grała na niej to, co właśnie pasowało jej do zauważonej sytuacji. Drewno błyszczało w słońcu, wyraźnie gitara była zadbana.
    Czymże ta dziewczyna wyróżniała się z tłumu? Z pewnością tym, że siedziała na ziemi to raz, a dwa chociażby gitarą i ubiorem. Jak zwykle wyglądała po swojemu. Trochę nawet przypominała punka. Luźne w kroku spodnie z różnymi dziurami, łańcuchami i paskami, podkoszulek, rozpięta koszula z długim rękawem, oczywiście różne błyskotki jak na przykład pieszczochy i pierścionki. Cała Kassidy. Wyróżniała się od tych wszystkich ludzi. Była oryginalna, bo zamiast spacerować z rodziną, siedziała samotnie. Właściwie nie do końca, bo przecież miała w dłoniach gitarę!

    OdpowiedzUsuń
  11. [hmm, chociaż w tym przypadku nasze postacie się całkiem różnią, bo z tego co widzę Oriana kocha malutką, a Jean wcale się synem nie interesuje i nie chce go nigdy więcej oglądać... hm, ale to mi w sumie podsunęło pomysł na wątek... co jeśli Twoja panienka dowie się przypadkiem o tajemnicy Koffler i będzie chciała nawiązać jakoś do tego tematu? chyba, że masz lepszy pomysł...]

    OdpowiedzUsuń
  12. [och wow, czuję się zaszczycona :D]

    Jean nie była zadowolona z faktu posiadania telefonu komórkowego. W Monachium radziła sobie bez niego, mało tego, było jej z tym niezwykle dobrze. Nikt się nie dobijał, nie istniały zobowiązania. A jednak ojciec się uparł. Jego córka nie może NIE MIEĆ telefonu. Poza tym gdyby nie miała, nie mógłby jej kontrolować. I tak też komórka spoczywająca na dnie jej torby była jej największym utrapieniem... zwłaszcza tego dnia. Była przerwa na lunch, gdy rozległ się dzwonek telefonu. Nieznany numer, zresztą, na telefon wpisane były tylko trzy. Odebrała i pobladła.
    - Słucham? - zapytała niepewnie, a gdy słowa zaczęły wylewać się z słuchawki, Jean wyszła ze stołówki pozostawiając w niej swoją porcję frytek i ruszyła za budynek szkoły, gdzie liczyła - nie zostanie przez nikogo usłyszana. Wyjęła z paczki papierosa i odpaliła go nerwowo, by potem w końcu powiedzieć roztrzęsionym głosem.
    - To, że mnie urodziłaś, nie znaczy, że masz prawo do mnie wydzwaniać.
    Koffler wciągnęła ze świstem powietrze, napinając wszystkie mięśnie swojego ciała, po czym powiedziała trochę za głośno:
    - To, że ja go urodziłam nie czyni mnie za niego odpowiedzialną w żaden sposób. Nie dzwoń więcej. On mnie nie interesuje. Nie. Będę. Jego. Matką - powiedziała ze złością i rozłączyła się po czym podniosła wzrok i z przerażeniem zobaczyła, że ktoś się jej przygląda. Że ktoś słyszał ten wywód. Jean momentalnie pobladła. Bo przecież nikt nie może się dowiedzieć.

    [mam nadzieję, że przejdzie. w sumie jeśli Ci to coś podpowie, to dodam, że Koffler ma opinię dziwaczki strasznej w szkole, poza tym nikt nic o niej nie wie, więc każda informacja jest taką "nowinką do poplotkowania"]

    OdpowiedzUsuń
  13. [przy wspominaniu College Prep przypomniał mi się od razu mój neurotyczny Matt, który potem zrobił się jeszcze bardziej nieludzki i neurotyczny... boże, od tamtej pory tworzę tylko świrów. A w ogóle, chcę wątek z Oriane. I mam pomysł, a raczej ochotę, na jakiś taki "dziecięcy" wątek- co ty na to, żeby Danny był dobrym wujkiem Ilu, który przyjdzie jej zrobić pizzę, jak mama spali kolejny obiad? xD]

    Danny

    OdpowiedzUsuń
  14. [Może zapamiętam... ale i tak mam ochotę nawet fikcyjnego "szkraba" rozszarpać, wybacz xD]

    Czekoladowe spojrzenie od razu zostało zwrócone na dziewczynkę. Nie przestała jednak grać na gitarze. Patrzyła na małą, potem dostrzegła jej chyba matkę, toteż zmieniła dźwięki na szybkie, nieco mocniejsze, a potem pełne niepewności. Zupełnie, jakby instrument próbował przekazać treść wiadomości rodem z noweli "co się stanie w następnych sekundach?".
    -Ilu, ciekawe imię - stwierdziła z namysłem. Niemiecki akcent gdzieś zaginął między tym angielskim. Od urodzenia Kass miała głowę do języków, jednak nigdy z tego za bardzo nie korzystała. Nie chciało jej się, byłą zbyt leniwa trzeba było przyznać. - Może załóż jej obrożę i smycz, skoro tak ucieka? - zaproponowała Kass, uśmiechając się lekko do nowo przybyłej dziewczyny.
    Palce samoistnie sunęły po gryfie, melodia była... improwizowana to z pewnością, jednak była tak przyjemna, tak delikatna i spokojna, idealna do obecnej pogody. Tylko grajek nie pasował do tych dźwięków. W końcu te błyskotki, pieszczochy, glany... i tak spokojna muzyka nieco ze sobą kontrastowały.
    Nie raz Kassidy słyszała, że jest satanistką od starszych osób. Nie przejmowała się tym. Ba! Nawet ją to śmieszyło! Bowiem nie wiedziała, po czym dokładnie tak wnioskowały. Po poszarpanych spodniach? Rozwiązanych glanach? A może po ilości kolczyków w uszach i na twarzy? Albo pieszczochach na nadgarstkach? Nigdy nie widziała w sobie podobieństwa do satanisty, nawet gdy patrzyła w lustro. Bardziej do punka. Z charakteru też za bardzo nie przypominała koto- i dziewicożerców.
    Dlaczego więc niektórzy ludzie podchodzili do osób ubranych w tak specyficzny i wyróżniający sie z tłumu sposób z takim dystansem? Bali się? Też możliwe... ale i smutne.

    OdpowiedzUsuń
  15. [Przepraszam, że dopiero teraz, ale naprawdę nie miałam ani czasu ani siły ani weny na wątki i w najbliższym czasie raczej nie będę miała, więc skupiam się tylko na administrowaniu bloga. Mam nadzieję, że nie jesteś zła, że nie powątkujemy razem, ale za to liczę że się spotkamy na czacie :*]

    OdpowiedzUsuń
  16. [Dobra, przeczytałam całą karteciałke i mogę zacząć wątek. Ale tyle mądrych zdań o życiu człowieka i matematyce jednocześnie, mnie przeraża... xD]

    Słońce świeciło, wiał przyjemny wiaterek. Idealna pogoda, żeby wyjść do parku, potarzać się w piachu, szukać kwiatków na łące. I dlatego właśnie Russell wyjął z piwnicy duży wiklinowy koszyk i naładował do niego pełno smakołyków, zaczynając od jogurtu domowej roboty z owocami i ciastek, które Josh dostał od koleżanki z pracy, po owoce i jakieś inne słodkości, soczki i kilka puszek piwa, co by dla rozluźnienia było.
    Wiedział dobrze, że ostatnimi czasy Ori nie ma za dużo czasu dla siebie, dlatego postanowił jej pomóc, podjeżdżając samochodem ojca pod jej dom. Tak, raz wyjątkowo to Stevie Collins sam z siebie dał młodszemu synowi swój samochód (bo zazwyczaj Russ kradł go bez pozwolenia), co by nie było, że Ilu coś się stanie w tej rozpadającej się ruderze, zwanej jeszcze samochodem typu pick-up.
    Uśmiechnięty, rozweselony i jak zawsze głośny, zadzwonił do jej drzwi nachalnie, a gdy otworzyła mu je, bez cześć, beż żadnych słów wstępu, powiedział głośno:
    - Ubieraj butki, Sunshine, wychodzimy.
    Nie czekając na zaproszenie, wszedł do środka i zaczął szwendać się po domu, szukając Ilu.
    - Cześć kochanie, Ciocia Russell przyszła - zawołał, zupełnie nie mając pojęcia, że małe dziecko to nie pies i na takie zawołanie nie wyskoczy stamtąd, gdzie siedziało i nie rzuci mu się w ramiona.

    OdpowiedzUsuń
  17. [Nawet taką... nie... w życiu!]

    -Ah, mówisz... czyli taka jest niegrzeczna? A nie wygląda - stwierdziła Kassidy, patrząc na małą z uśmiechem.
    Przypominała jej poniekąd własne dzieciństwo. Gdy z Maksem zawsze uciekali opiekunkom na spacerach, chowali się, albo robili im jakieś inne głupie kawały. Zawsze jednak trzymali się razem, jakby założyli duet wzajemnego wsparcia. Naturalnie, były między nimi zwady, jednak nigdy nie kończyły się źle. Zapewne przez rodziców, którzy (jak już odświętnie się w domu pojawili), okazywali rodzeństwu obojętność i chłód. Zupełnie, jakby ich dzieci były tylko w jednym celu: brylowanie w mediach. A poza światem prasy i telewizji, Kassidy i Maks byli zbędni.
    Nie, to stanowczo nie przypominało jej dzieciństwa. Oprócz wzmianki o uciekaniu od opiekunek. Tutaj natomiast Kassidy widziała prawdziwą, matczyną miłość no i troskę. To fascynowało młodą Darkness, gdyż nigdy tego od własnej matki nie otrzymała.
    -Szczerze powiem, podziwiam Cię. Jesteś dość młoda... a masz dziecko... przypadkiem nie uczęszczasz do Palm Springs High School? Wydaje mi się, że tam mignęła mi Twoja twarz... - próbowała sobie przypomnieć. Z pewnością twarz była znajoma, postura tym bardziej. Kass miała dość dobrą pamięć do osób. Nie tylko do twarzy, do całych sylwetek przede wszystkim. Uwielbiała patrzeć na przechodzące przed nią kobiety i podziwiać ich figurę. Czy zazdrościła? Tak, ale nie zawsze. Często patrzyła na taką przedstawicielkę płci pięknej i zastanawiała się, jak pięknie mogłaby wyglądać, gdyby jej nagie ciało wygięte było w łuk, jak wspaniały i wysoki mógłby być jej jęk będący wyraźną oznaką doznawanej ekstazy.
    Lecz tak, skupmy się na matce z dzieckiem. Kassidy podziwiała młode osoby posiadające dzieci i wbrew opinii publicznej (której nie ulegała to chyba oczywiste - wystarczy spojrzeć na jej wygląd) nie sądziła nigdy, by takie kobiety były nieodpowiedzialne. Wręcz przeciwnie. Aby połączyć edukację z wychowywaniem dziecka należało być niezwykle odpowiedzialnym. Szczególnie, jeśli brzdąc był taki jak ten tutaj - wieczny rozrabiaka.

    OdpowiedzUsuń
  18. Kassidy pokiwała głową ze zrozumieniem. Nie spytała, dlaczego. Powód nie był istotny na pierwszym spotkaniu, gdy dwie osoby dopiero się poznają. Przecież logicznym było, że obowiązywała zasada taka, jak na drodze "ograniczonego zaufania", toteż niepotrzebnie było w ogóle o to pytać.
    -Podziwiam Cię - przyznała dziewczyna z uśmiechem, patrząc na Ilu. - Dziecko w tak młodym wieku... to musi być ciężkie na początku, pogodzić naukę i wychowywanie, prawda? Szczególnie jak jest to, jak mówisz taki diabełek - Kassidy mówiła szczerze. Nie wiedziała co się wiązało z wychowywaniem dziecka, wszak nigdy przy dzieciach się nie obracała (no, chyba że w dzieciństwie) i nie mogła sobie nawet wyobrazić poświęcenia i trudu w pogodzeniu tych dwóch rzeczy.
    O dziecku myślała kilkakrotnie. I zawsze w głowie pojawiało się jedno stwierdzenie: "Jeżeli urodzę w przyszłości jakiekolwiek dziecko, spieprzę wychowanie tak jak moi rodzice". A przecież nie chciała karać niewinnej istotki tak jak ją pokarali za to, że w ogóle śmiała się narodzić. Ponadto nie wiedziałaby jak do takiego dziecka podejść... tak samo jak nie wiedziała, jak się zachować przy tej małej dziewczynce.
    No, z pewnością nie zamierzała przy niej przeklinać, ani palić.To była raczej podstawa i na tym jej wiedza odnośnie dzieci się kończyła.

    OdpowiedzUsuń
  19. [Ej no odpisz nooooooooo :C ]

    OdpowiedzUsuń
  20. [nie no, ja mam nadzieję, że nici z sensacji, bo mi to zepsuje tajemniczość postaci, niemniej KOffler nie wierzy w ludzkie dobro :P]

    Jean dla odmiany była całkiem imprezowa i nawet potrafiła się integrować z ludźmi - jeśli jej na tym zależało, jej dziwactwo polegało jednak na tym, że jej jednak nie zależało. Miała strasznie olewczy stosunek do wszystkich ludzi (w tym do swojej matki i niechcianego syna), na dodatek dziwnie wyglądała. To było największe przewinienie.
    - Ja nie mam dziecka - zaprzeczyła natychmiast głupio. Miała. Ale nie traktowała go jak własne dziecko. Owszem, zawiniła, ale nie do końca była za to odpowiedzialna. Jej syn był wynikiem narkomanii, przymuszania do prostytucji i całego gówna w którym dawniej siedziała. Gówno za sobą pozostawiła, jego owoce także.
    I chociaż zazwyczaj była spokojna i opanowana - teraz na jej twarzy pojawiły się lekkie rumieńce a ręce mimowolnie zaczęły jej drżeć na wspomnienie tego wszystkiego. Jak cholernie nienawidziła swojej matki za ten telefon!

    OdpowiedzUsuń
  21. [No cześć ;> Niech ci będzie wymyśl coś, a ja zacznę ;d ]

    OdpowiedzUsuń
  22. Po raz kolejny Robbiego dopadł pech. Zastanawiał się czemu nie może mieć cholernego spokoju przynajmniej w piątkowy wieczór. Przez cały tydzień w szkole musiał się z nią męczyć więc czemu jeszcze na imprezie.!
    No dobrze, dobrze Robbie, który uwielbiał wkurwiać ludzi, a w szczególności Oriane po dwóch dniach (bo chyba tyle był w szkole) umilania jej życia swoją obecnością jak na złość spotkał ją na piątkowej imprezie, która miała być chwilą odpoczynku. Wypił kolejną szklankę Danielsa i ruszył w kierunku przyglądającej mu się dziewczyny. Może i brakowało mu spokoju ale bynajmniej nie zamierzał odpuszczać. To nie w jego stylu. O ile on jakikolwiek miał. Ostatnio miał coraz większe wątpliwości co do sensu swojego istnienia. Szczególnie po wypiciu kilku kolejek. Z każdym dniem coraz bardziej uświadamiał sobie, że jego życie przypomina pasmo nieszczęść, walkę porażki z katastrofą i namiętny romans ironii losu z poczuciem humoru stwórcy. O tak, to zdecydowanie to. Westchnął cicho i zepchnął na drugi plan wręcz autodestrukcyjne myśli.
    -Śledzisz mnie? Przyznaj się jesteś psychopatką, która popadła w manię prześladowczą. Rozumiem, że można mnie wielbić ale przychodzenia za mną na imprezę to już lekka przesada- powiedział pochylając się nad nią by lepiej go słyszała choć był pewien, że mimo głośnej muzyki doskonale wiedziała co mówi. Uśmiechnął się kpiąco i spojrzał na zdenerwowaną Orianę. Widok jej w tym stanie był istnym rarytasem.

    [Trochę nieskładne, ale nie potrafię dobrze zaczynać ;) ]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Ja jebie co ta za OrianĘ?! Miało być Ori! ]

      Usuń
  23. Robbie słysząc jej słowa tylko prychnął jakoś nie przejął się zbytnio jej słowami. W sumie to miała rację ostatnimi czasy jego samoocena była bardzo niska. Do tego dodać wspomnienia i perspektywę śmierci na białaczkę i robiło się tragicznie. Myliła się tylko co do jego podbojów. Czego jak czego ale na brak dziewczyn nigdy nie narzekał.
    -Wybaczam ci tą złość bo wiem, że maniacy w 70% są rozdrażnieni- powiedział z niespełzającym z warg kpiącym uśmieszkiem. Dobrze wiedział, że zaraz usłyszy kolejny wykład o tym jakim to jest dupkiem i, że zrobiłby w końcu coś żeby uporać się z kompleksami no może jeszcze jakaś wzmianka o niskiej przerośniętym ego i niskim poziomie IQ.

    OdpowiedzUsuń
  24. [Tak, kiedyś prowadziłam na DP Jacka i miałyśmy wątek ;D]

    OdpowiedzUsuń
  25. [kuźwa, napisałam odpowiedź i mi się usunęła... brawo ja! -.- już dzisiaj mi się nie chce, jutro napiszę od nowa :P wybacz]

    OdpowiedzUsuń
  26. Z namysłem pokiwał głową po czym obrzucił ją rozbawionym spojrzeniem. W okół nich zaczęła się robić grupka gapiów jak zwykle zresztą. Ludzie za bardzo pasjonujące uznawali gapienie się na kłótnie innych.
    -To zupełnie tak jak myślałem. Powiedz mi tylko skarbeczku czy nie obserwujesz mnie czasem pod prysznicem- zdawał sobie sprawę, że przeginał ale cóż kiedyś i wspaniałomyślność Ori musi przekroczyć granice wytrzymałości. No chyba, że są tak elastyczne jak pęcherz. [Co ja pierdole. Wybacz mi]
    Podszedł do niej jeszcze krok bliżej chcąc lepiej słyszeć jej wybuch złości.

    [Sorki, że tak przyspieszam i zakładam, że ją to tak strasznie denerwuje, ale trochę przyspieszam akcję bo muszą się w końcu pocałować. ;d]

    OdpowiedzUsuń
  27. [Cześć ;) Wątek z chęcią, ale pomysłów raczej brak :c]

    Matt

    OdpowiedzUsuń
  28. -Nie musisz mi tego mówić kochnie ja to wiem- posłał jej buziaka w powietrzu i obrzucił rozbawionym spojrzeniem gapiów. Już zaczynało mu się nudzić. Miał ochotę na jakieś większe zamieszanie. Skoro już i tak na siebie trafili. Widząc, że dziewczyna znowu otwiera usta żeby coś powiedzieć przez jego główkę przebiegła tylko jedna głupia myśl. Nie zastanawiał się i tym bardziej nie wahał. Pochylił się nad niczego nieświadomą dziewczyną i pocałował ją, a co. Zewsząd rozległy się brawa i krzyki. Tu i ówdzie pogwizdywanie. Zupełnie nie rozumiał ludzi. Jakby jeszcze uciszanie Ori miało być powodem do sławy. Pewnie gdyby nie alkohol głośna muzyka i wkurwiająca dziewczyna nigdy by tego nie zrobił. Można to więc było uznać za skuteczną próbę uciszenia i odzyskania chociaż chwili spokoju.

    OdpowiedzUsuń
  29. Gdy dziewczyna go odepchnęła zdusił śmiech. Widząc jej minę miał ochotę się roześmiać, ale ograniczył się tylko do uśmiechu. Wreszcie udało mu się zrobić coś dzięki czemu jej zdenerwowanie osiągnęło niebotyczne rozmiary. Dla niego nie było to nic wielkiego. Pocałunek w tą czy w tamtą. Jakby nie był przyzwyczajony do nieustannego wykorzystywania. Teraz przynajmniej miał dobry sposób na uciszenie i rozzłoszczenie Ori. Dla niego było to coś wspaniałego. Od zawsze uwielbiał wkurwiać ludzi, a to, że zrobił to w pewnym sensie przypadkowo nie miało znaczenia.
    -Można to i tak ująć ale spójrz tylko na efekty. Mamy około dwudziestu usatysfakcjonowanych osób, przez najbliższy miesięc ludzie się od nas odpieprzą no i na dodatek znalazłem skuteczny sposób na zamknięcie twoich ust chociaż na tą króciótką chwilę- powiedział z łobuzerskim uśmiechem na twarzy. Teraz był przygotowany na cios z jej strony więc nawet gdyby próbowała zrobić mu krzywdę na nic by się to nie zdało.

    OdpowiedzUsuń
  30. [ Hej:) Masz może ochotę/pomysł na wątek/powiązanie z Clauidą?]

    OdpowiedzUsuń
  31. [Whaaaaat?! Nie zmieniałam numeru xPP Dobra, wymyślaj wątek xPP

    Birkhoff]

    OdpowiedzUsuń
  32. Kolejny niemy poranek, wzmocniona kawa i dwa papierosy, odpalone praktycznie jeden od drugiego. To powoli stawało się rutyną, Langdon nie liczył już nawet ile dni pod rząd był w stanie tak funkcjonować. A wszystko dlatego, że nawiedziło go stado baranów, narobiło burdelu (dosłownie), osuszyło kilkanaście sklepów z alkoholem w tej części Florydy i wyjechało, zostawiając po sobie atmosferę grozy i zniszczenia, oraz nieprzytomnego Daniela, który spędził prawie tydzień w domu, imprezując z tymi ciołkami, izolując się od reszty znajomych. W końcu jednak wygrzebał się z pościeli, pozbierał walające się po podłodze w salonie butelki, staniki bliżej nieokreślonych dziewczyn wywalił do śmietnika i sprawdził pocztę- dziesięć nieprzeczytanych maili. Telefon- osiem połączeń i 20 smsów, na które nie odpisał. Cudnie. Przebosko.
    W pierwszej chwili chciał się rzucić w wir odpisywania znajomym, ale po przeczytaniu pierwszych trzech maili jednak odpuścił. Zadzwonił tylko do siostry, porozmawiał z nią chwilę, a potem zebrał się w sobie, wziął długi prysznic, zmienił ciuchy na nieco świeższe i wsiadł w samochód. Zamierzał pojeździć trochę po okolicy, ale w momencie w którym ruszał spod domu, jego telefon zadzwonił i Dan, po tym jak sprawdził kto to i czy na pewno ma ochotę z nim gadać, odebrał. Zamiast znajomego głosu usłyszał jedynie gaworzenie dwulatki i głos Ori dochodzący z daleka.
    -Ilu...- zagruchał do telefonu, mając nadzieję, że dziewczynka go posłucha.- Ilu, masz tam mamę? A daj no ją na chwilkę.- poprosił słodkim głosem, sprawnie manewrując sportowym autem, gdy ruszał z podjazdu. W chwili gdy wyjechał na główną drogę, w słuchawce rozległ się umęczony głos Oriane, która grobowym głosem burknęła tylko "Coooo?".
    -Co za słodkie przywitanie, Oriane. Spodziewałbym się wszystkiego, ale nie tak entuzjastycznego powitania! Mogłabyś zerwać martwego z grobu.- zaśmiał się, przyspieszając na drodze i wbijając się w sam środek sznurka samochodów.- Nawet przez telefon czuję zapach spalonego żarcia. Przyjechać ze śniadaniem?- zapytał, ignorując ciszę po drugiej stronie słuchawki.

    Twoja Kochana Oleńka

    OdpowiedzUsuń
  33. Kiwała głową ze zrozumieniem, patrząc na dziewczynę. Musiała przyznać, że nie wiedziała jak to jest. Po prostu, nie miała pojęcia jak to jest, gdy rodzice pomagają. Gdyby ona zaszła w ciążę i wychowywała teraz dziecko... cóż, istniały dwie opcje, jakie jej rodzice mogli wybrać: po pierwsze, mogli wychowywać wnuka jak ją - to znaczy obojętnie dając tylko pieniądze na utrzymanie; bądź wydziedziczyliby Kassidy twierdząc, iż zniszczyła dobre imię ich rodziny. Naprawdę wspaniałe imię! Brylowanie w mediach i pozorowanie rodziny idealnej. Sztuczne uśmiechy, sztuczne śmiechy, sztuczne ciepło rodzinne. Chociaż przecież nikt nie musiał o tym wiedzieć z wyżej postawionych.
    -I tak nie potrafię sobie nawet tego wyobrazić. Pogodzenie tych dwóch rzeczy... to graniczy z cudem! Tak mi się przynajmniej wydaje. No i dlatego Cię podziwiam, bo dokonujesz jak dla mnie istnego Mission Impossible - wytłumaczyła z lekkim rozbawieniem, po czym przeniosła wzrok na dziewczynkę, wyraźnie domagającą się uwagi. Ukradkiem jednak patrzyła na jej matkę. - Urodę chyba jednak ma po Tobie - skwitowała, nawet nie zauważając, jak rzuciła komplement. Nawet nie zdawała sobie z tego sprawy. A dla Kassidy to znaczyło jedno: flirt. Niemka była po prostu niemożliwa biorąc pod uwagę jej bujne życie seksualne.
    Dlatego też dziecko miałoby ciężko. Bo ciężko byłoby stwierdzić kto jest ojcem. Przynajmniej wujka miałoby fajnego. Nie, dzieci stanowczo nie były jej domeną.
    Darkness musiała przyznać, że dziewczyna była piękna. No i cóż, jak to ona także nie zauważyła, jak zaczęła flirtować. Po prostu miała to już we krwi.

    OdpowiedzUsuń
  34. [Ponieważ jestem leniwa i wiem, że ty pod tym względem też, to nie będę zaczynać żadnych wątuniów, ale poesemesować mogą :D]
    SMS: Ori, co u Ciebie? Jak tam moja mała Ilu?

    OdpowiedzUsuń
  35. SMS: Boże, jak ja nic nie ugotuję to widzę, że wszystkich dookoła angażujesz w gotowanie xD CO Z CIEBIE ZA MATKA

    OdpowiedzUsuń
  36. [:D DOOOOOOBRZE. Cieszę się.]

    OdpowiedzUsuń
  37. [aa, wybacz mi Pani niedopatrzenie, już się rehabilituję :D]

    To nie było do końca tak, że życie Jean nie uległo zmianie. Bo uległo. Ale raczej na lepsze. Matka wysłała ją na zupełnie inny kontynent, do obcego, sztucznego Palm Springs, mimo tego, że jej córka była Europejką w każdym calu. Ale to nie było największą zmianą. Testy na narkotyki co tydzień, kontrola. Czuła się obca, ale jednak szczęśliwa. Nie walczyła już z głodem, nie zmuszała się do spania z mężczyznami. Była... trochę jak zwykła nastolatka. Może i trochę outsiderka, ale jednak... pozbawiona skomplikowanych problemów.
    Usiadła na murku i ukryła twarz w dłoniach. Momentalnie zakręciło jej się w głowie z nerwów. Nie miała pojęcia kto mógł być ojcem jej dziecka, zapewne jakiś stary, tłusty skurwysyn, jej chłopak, a zarazem alfons był przecież bezpłodny. W chwili poczęcia ona sama pewnie była naćpana jak diabli. Istniały szanse, że mały będzie upośledzony. A jednak...
    - Mój syn powiedział dzisiaj swoje pierwsze słowo, a mnie to wcale nie rusza. Jestem po prostu pojebana - powiedziała w końcu, odrywając ręce od twarzy. Oczy miała wilgotne, sama nie wiedziała dlaczego. Podwinęła rękawy dzianinowego sweterka i podparła się na łokciach, tak, że teraz prawie leżała. Blada buzia łapała styczniowe promyki słońca. Na Florydzie przynajmniej pogoda zimą była przyjemna.
    - Dzięki - powiedziała w końcu zrezygnowana i spojrzała na dziewczynę. - Koffler jestem.

    OdpowiedzUsuń
  38. -Hej, hej, hej... nie chciałam, żebyś się smuciła - rzuciła łagodnie i niemal pieszczotliwie do dziewczyny, uśmiechając się przy tym.
    Przeniosła wzrok na małą, po czym się zaśmiała. Miała być niby "ciocią"?
    -Mam na imię Kassidy, ale nie wydaje mi się, żebym mogła być Twoją ciocią - wytłumaczyła spokojnie. Nie potrafiła powstrzymać uśmiechu. Dziecko było tak wspaniałe i tak radosne.
    Kass nigdy nie sądziła, że zostanie nazwana przez jakieś dziecko ciocią. Nie chodziło tu naturalnie o jakiekolwiek więzy rodzinne, lecz po prostu o sam fakt. Było to dla niej nietypowe i miłe. Często maluchy uciekały od niej, gdy ją widziały, a gdy były z babciami na spacerach, kobiety zasłaniały wnuczętom oczy i mówiły żeby nie patrzyły. Same przypatrywały się Kassidy jakby chciały ją wyegzorcyzmować przynajmniej pięć razy.
    Starsi ludzie... nie znali się na indywidualnym stylu.

    OdpowiedzUsuń
  39. SMS: Myślę, że leniwa idealnie pasuje. POCZEKAMY AŻ NIKT NIE BĘDZIE MÓGŁ CI POMÓC I ZOBACZYMY JAKA ILU BĘDZIE UŚMIECHNIĘTA. A tak poza tym chciałabym jakąś imprezę. Co myślisz, żeby zmobilizować ludzi do pojawienia się w pokoju wspólnym?

    OdpowiedzUsuń
  40. SMS: Nocowanie się da załatwić :D
    [Na pewno nie w środę, bo nie wszyscy tak jak my mają ferie. Właśnie po to zaczęłam o tym pisać, żebyś zaproponowała jakąś datę xD]

    OdpowiedzUsuń
  41. [Przeanalizowałam i podumałam nad wątkiem. Czy mogłyby się znać ogólnie, bo są z jednego roku, a dodatkowo Mia może mogłaby praktykować u jej ojca architekta, albo poprawiać rysunek, albo coś? :)]

    OdpowiedzUsuń
  42. Druga klasa była momentem przełomowym w życiu Mii. Zaczynały cię coraz poważniejsze zajęcia, przygotowywanie projektów, liczenie oporów, podpór i połączenie tych wszystkich suchych liczb z kreatywną wizją przestrzenną. Mia wiedziała, że może zdarzyć się tak, że nie da rady. Że pracowitość, upór, dokładność i chorobliwy perfekcjonizm nie wystarczą by pogodzić tak różniące się zdolności ludzkiego umysłu.
    Dlatego, gdy dowiedziała się o ojcu jednej z kojarzonych znajomych na roku, postanowiła poprosić o pomoc. Ostatecznie udało się jej nabazgrać kilka zadowalających rysunków i teraz miała pomagać przy projektach, jednocześnie się ucząc. Wiedziała, że musi to wszystko pogodzić. Była zbyt zdeterminowana, chciała zapełnić sobie czas do granic możliwości.
    Szła szybkim krokiem, z wiszącą na ramieniu dużą teczką na rysunki. W środku grzechotały ołówki, gumki i temperówka, a także kilka kredek w razie czego. Przeszła przez próg, rozglądając się niepewnie. Postawiła cichutko teczkę, opierając ją o ścianę. marszczyła lekko brwi. Nikogo nie było? Dziwne.

    OdpowiedzUsuń
  43. [Też jestem blondynką xD Na dodatek ciemną, więc dla mnie myślenie to sport ekstremalny, więc to co jeszcze dziś tu naskrobię może być bezsensowne i niczego się nie trzymać, ale zwalam winę na to, że Barca nudnie gra i mnie do niczego nie zainspirowali dziś :D Nie wpadłaś na to, że Lena mogła chować Adama przed Ori, żeby czasami nie prawiła mu żadnych morałów itd.? XD Powiem Ci, że w wątku wykorzystam córkę Ori (jak to brzmi...) ;D]

    Adaś

    OdpowiedzUsuń
  44. [Wybacz mi to co za chwilę przeczytasz. Będzie krótko, bo mi się nie chce myśleć :)]

    Chodził bez konkretnego celu po Palm Springs. Rozglądał się za znajomymi mu twarzami, bo chciał z kimś po prostu poprzebywać. Nie lubił samotności, a po rozwodzie rodziców raczej był na nią skazany. Chciał odnowić wszystkie kontakty, które utracił. Tradycyjnie w ostateczności wybrał się na plażę. Siadał na ciepłym piasku i wpatrywał się w ocean. Przeprowadzał wtedy retrospekcję swojego dotychczasowego życia. Niektóre momenty pamiętał lepiej - dziwnym było to, że przede wszystkim te o których wolałby zapomnieć. Wybierał drobne kamyki z piasku i rzucał przed siebie dokładnie obserwując ich lot, tak jakby właśnie od spadnięcia kamienia na plażę miało zależeć całe jego życie.

    Adaś

    OdpowiedzUsuń
  45. [Ah, ah, ah... jesteś chyba pierwszą osobą, która przeczytała tę kartę xd]

    Ola

    OdpowiedzUsuń
  46. [Kurcze, nie pamiętam na czym stanął nam ten wątek. ;P Z tego co mi się wydaje, to jeszcze coś na Paris go próbowałyśmy ogarnąć.. Więc chyba trzeba by ustalić na czym nam stanęło. ;P Jakkolwiek by to nie brzmiało.. ;D ]

    OdpowiedzUsuń
  47. [Czuję się tym faktem zaszczycona, mam pierwszeństwo :D Kawały o blondynkach na serio są o nich i nie wiem czemu co niektóre z nas temu zaprzeczają xD]

    Można by powiedzieć, że będąc na plaży zapominał o całym bożym świecie i myślami odbiegał w miejsca, które w rzeczywistości były nieosiągalne. Nie bardzo zwracał uwagę na wszystko, co się działo wokół niego. Minęło go kilka znajomych osób, ale nawet nie odpowiedział głupiego, krótkiego „cześć”. Znając życie będą mówić, że teraz to wielki pan gwiazda, który wszystkich ma w dupie, bo jego ego wzrosło wielokrotnie. Wcale tak nie było i Ci co naprawdę go znali mieli o tym pojęcie, że czasami po prostu odpływał w inny wymiar. Nie ma tak dobrze, że mógłby sobie cały czas siedzieć i myśleć, ktoś przecież musiał mu przeszkodzić. Odwrócił się i gdy zobaczył Ilu od razu się z nią przywitał, przytulił i dał małej buziaka w policzek. Ten szkrab zawsze poprawiał mu humor. Dopiero później zauważył, że razem z nią była Oriana, zresztą to chyba logiczne, bo nikt zdrowy na umyśle nie pozwoliłby takiemu dziecku iść samemu na plażę, gdzie za chwilę mogłoby biec w stronę oceanu i się utopić. Podniósł się i przez chwilę patrzył na matkę Ilu.
    - Cześć Ori – na jego twarzy pojawił się bardzo przyjazny uśmiech. – Co tam u Ciebie słychać? – zaczął się przyglądać temu co robiła jej córka.
    Mała biegała po plaży i bawiła się piaskiem. Będąc na miejscu Ori, pewnie by sobie nie poradził. Był odpowiedzialny, ale na pewno nie na tyle, żeby móc opiekować się dzieckiem przez dajmy na to cały dzień. Nigdy nie zastanawiał się nad tym co robiłby, gdyby okazało się, że za dziewięć miesięcy będzie miał swoją córeczkę czy synka. Zawsze odganiał od siebie te myśli, ponieważ dbał o to, aby nie wpaść. Po drugie musiałby zrezygnować z realizacji swoich marzeń. Wbrew pozorom nie zwalałby później winy na dziecko, bo przecież byłaby ona jego i partnerki. Może właśnie też dlatego podczas trasy nie chodził, jak reszta chłopaków, na imprezy zaliczać napalone dziewczyny, które myślały, że po takiej trasie liczba zer na jego koncie będzie nieskończona. Prawdą było to, że na ich konta wpłynęła spora suma, ale Adam nie wyobrażał sobie tego, że miałby z kimś się pieprzyć tylko dlatego, że ma kasę. To nigdy nie było w jego stylu i być nie będzie. Szanuje siebie samego, jak i innych, więc takie zagrywki w grę w ogóle nie wchodziły.
    - Ilu dużo broi? – za każdym razem jak ją widział musiała coś sobie przeskrobać, więc pytanie jest całkowicie uzasadnione.
    Miał jeszcze ochotę zapytać ją o to co się działo z Lenę po jego wyjeździe, bo ona może więcej by mu powiedziała niż sama Carter. Wiedział, że coś przed nim ukrywa, ale nie mógł tego w ogóle rozgryźć. Znając życie i tak pewnie później rozmowa spłynie samowolnie na temat byłego związku Adama i Leny oraz do tego czy on do niej nadal coś czuje. Oczywiście, że czuł, tylko że sam już nie wiedział co to było. Tylko jej powiedział, że ją kocha – żadna inna dziewczyna tych słów od niego nie usłyszała, więc na pewno coś dla niego znaczyła i nadal znaczy. Zdecydowanie będzie musiał to rozgryźć, a nawet może poprosi kogoś o pomoc. I dlaczego akurat pomyślał o Orianie?

    [Przepraszam, że dopiero teraz, ale prędzej zapomniałam kliknąć opublikuj i pisałam to drugi raz… Wczoraj było dłuższe, no ale mówi się trudno.]

    Adaś

    OdpowiedzUsuń
  48. Kassidy roześmiała się. Czyli jeszcze na starość przyszło jej być ciotką. Nie przypuszczała, że kiedykolwiek do tego dojdzie. Wszak chwilowo nie zapowiadało się, by jej brat spłodził jakiegoś potomka (a Kassidy nie uważała go za na tyle nieodpowiedzialnego, aby zapomniał o zabezpieczeniu).
    -No cóż... to znaczy, kiedy przychodzi moja zmiana na zajmowanie się małą? - spytała z rozbawieniem, naturalnie jako żart. Bo raczej nie przypuszczała, by była na tyle zaufaną osobą, a także odpowiedzialną, by móc się zajmować dzieckiem. Groziłoby to jakimiś niechcianymi z pewnością przez młodą matkę zachowaniami ze strony Kassidy, szczególnie w obecności dziecka. Na przykład podrywanie jakiejś innej kobiety, lub mężczyzny. A znając Niemkę, było to dość... intuicyjne i niezależne od niej zachowanie.
    Dlatego też Kass nie chciała zbytnio angażować się w jakiekolwiek kontakty z dziećmi. Dlatego też nigdy takowych nie miała.

    Kassidy Darkness

    OdpowiedzUsuń
  49. [Cicho, lubię zmieniać imiona na te same tylko, że po polsku żeby sobie odmieniać, ale już nie będę xD]
    Podziwiał ją, że ze wszystkim dawała sobie radę. Dla niej było to na pewno dodatkowe wyzwanie. Najbardziej się dziwił, że dobrze ją wychowuje, mimo tego, że ojca dziecka w pobliżu nie ma. Jeszcze jakiś czas temu widział ich razem i wyglądali na bardzo szczęśliwych, więc myślał, że niedługo znowu gdzieś zobaczy tą parę. Nawet by mógł ich pobłogosławić, co zupełnie nie powinno być jego zadaniem.
    - Nic nowego? Na pewno? – nie mógł uwierzyć w to, że od jego wyjazdu nic się nie zmieniło. Przecież przez pół roku wszystko nie może się toczyć identycznie. W sumie ciężko jest sprawić tak, żeby przez kilka dni nie zrobić żadnych większych zmian w swoim życiu. – Przynajmniej wiesz, że za kilka lat będzie równie energiczna i łatwo zaadaptuje się wśród rówieśników – rzadko widuje się aż tak żywe dzieci, więc Oriane powinna być dumna z tego, że Ilu właśnie jest taka. Najwidoczniej niczego jej nie brakowało.
    Adam miał jakieś tam doświadczenie w opiekowaniu się dziećmi, bo też gdy jego siostra miała roczek lub dwa latka rodzice powierzali mu ją nawet na cały dzień. Jako dwunastolatek stwierdził, że do dzieci mu się spieszyć nie będzie, bo strasznie dużo z nimi obowiązków. Nie wolno spuszczać ich z oczu ani na chwilę, bo zaraz można się dowiedzieć, że czynności, które uważało się za niemożliwe, są jednak wykonalne. Jeden tego wszystkiego był plus – czas leciał zdecydowanie szybciej, więc nie było w ogóle miejsca na nudę, która innym w jego wieku zdecydowanie dokuczała. W sumie mógłby podziękować za to rodzicom, ale jak wiadomo już teraz osobno, bo małżeństwem od jakiegoś czasu nie są. Wszystko to działo się tak szybko, że Adam się nawet nie zorientował kiedy doszło do końca rozpraw.
    - Twoja córeczka jest naprawdę bardzo kreatywna. Nie powiedziałbym, że ten aniołek może coś takiego zrobić babci – w sumie mogła wrzucić laptopa do wanny pełnej wody lub też oblać swoim jakimś piciem albo po prostu w jakikolwiek sposób poważnie uszkodzić. Oczywiście uszłoby jej to, bo jest mała i przecież jeszcze nie ma pojęcia o tym, że takie coś może być komuś do czegoś konkretnego potrzebne. Każdy by jej to wybaczył (chyba).
    - Wiesz może co się działo z Leną jak mnie nie było? – naprawdę chciałby to wiedzieć, ale Carter odpowiadała raczej omijając ważne szczegóły. Musiał, więc o to zapytać osoby, która na pewno wiele na ten temat wiedziała. Teraz musiał sobie sam postawić pytanie czy na pewno chce wszystko wiedzieć. Czasami mógłby się dowiedzieć, o czymś czego raczej nie powinien usłyszeć od osoby trzeciej. Jednak nie bardzo miał wyjście, skoro był wręcz pewien, że Lena nie mówi mu wszystkiego. Za dobrze ją znał, żeby wierzyć w to, że nic specjalnego się nie wydarzyło. W środku czuł, że nadal ją kocha i nie zapowiadało się to w najbliższym czasie na jakąś zmianę. Odkąd znów jest w Palm Springs wszystkie miłe wspomnienia do niego powróciły i zaczęło mu jeszcze bardziej brakować teraz już jego byłej dziewczyny. On będzie na nowo się o nią starał. Możliwe, że mu się uda, ale jednak nie pewne. Wiedział, że gdyby miał inną pasję i inne marzenie nadal by z nią był.
    Nie był na tyle wścibski, żeby wypytywać się o to co dzieje się w Ori głowie. Mogła przecież nie chcieć z nim o tym rozmawiać. Gdyby chciała, sama by powiedziała. Nigdy się nie narzucał, więc teraz też nie chciał tego robić, bo czasami mogłaby diametralnie zmienić o nim zdanie. Wolał, żeby ich relacje były takie jakie są.

    Adaś

    OdpowiedzUsuń
  50. [Młahahaha.. Dobra czas najwyższy, żeby zabrać się za ten komentarz. ;D Pewnie będzie krótko i beznadziejnie, ale nie załamuj się postaram się poprawić. ;P ]

    Harper i śpiewanie. To jak jedzenie zupy widelcem.. A teraz stał na scenie z mikrofonem w ręce, mając nadzieję, że chociaż trzyma go dobrze, a nie odwrotnie. Oślepiały go światła, które skierowanie były na niego i Ori. Z tle zaczęła lecieć muzyka. W ogóle co oni mieli śpiewać? Kilka dni na Florydzie, a on już pakuje się w kłopoty.. No ładnie Harper, ładnie. Bo niby jak można by to nazwać. Już za niecałą minutę stanie się najczęściej wytykaną palcem osobą. Przymknął lekko oczy. To nieco pomogło, ale nie na tyle aby pozbyć się chęci wyrzucenia mikrofonu i zwiania stąd gdzie pieprz rośnie. Głęboki oddech. Trzy. Dwa. Jeden. I w tym własnie momencie do jego uszu dobiegł melodyjny i czysty głos Ori.
    -She loves you, yeah, yeah...
    Harper zrobił wielkie oczyska i rozchylił usta spoglądając na dziewczynę. Kłamczuch jeden, jednak umiała śpiewać i to jeszcze jak! No chyba nie powinien się w ogóle odzywać. Co jej będzie przerywał. No ale z drugiej strony jakoś tak głupio stać na tej scenie. Piosenka stara jak świat, znana wszystkim nie ma innej opcji. Postanowił się, aby za mocno się nie zbłaźnić, że ograniczy się do refrenu.. Kilka prostych słów, akurat dla niego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Co do piosenki, to nie pamiętam czy ustaliłyśmy jakąś czy nie.. Więc wzięłam pierwsze co mi na myśl przyszło. Mam nadzieję, ze nie masz nic przeciwko ;P]

      Usuń
  51. Cóż Jack nawet gdyby chciał to i tak nie widział dalej niż dwa pierwsze stoliki. To, że Harper śpiewać nie umiał, to nie bywa wielka tajemnica, więc nic w tym dziwnego, że aby zdążył otworzyć dziób ludzie zaczęli się śmiać. Z resztą co innego mieli zrobić, pomidorów czy jajek pod ręką nie mieli. Chociaż może i całe szczęście. Biedak poczerwieniał czując przy tym jak zaczynają go piec policzki i serce bije jak oszalałe. Ale trudno jeszcze kilka sekund i będzie po wszystkim. Cóż.. Jest jeszcze opcja ucieczki.. Ale w sumie.. Teraz to już na nią trochę za późno. I tak będą go placami wytykać. Mówi się trudno, żyje się dalej.
    Z tego wszystkiego biedny z początku nawet nie zorientował się, że śpiewa sam. Na szczęście olśniło go po chwili i spojrzał na Ori błagalnym wzrokiem, mając nadzieję, że uda jej się jakoś uratować ich od tej niechybnej zguby, która ich czeka. I po jaką cholerę on się zgodził na to śpiewanie, a w ogóle to dlaczego zgodził się na przyjście do tego klubu..? Trzeba było lepiej zostać w domu, na kanapie i pooglądać sobie Scooby Doo. Imprez mu się zachciało! Nigdy więcej!

    OdpowiedzUsuń

Archiwum