środa, 30 maja 2012

Psychotic girl



Faye Stoned

25.05.1993

Bristol

Profil Medyczny

Biseksualna

Zamieszkała w motelu "Sandurvia"


Wygląd:

Niezmiennie zbyt chuda i zbyt niska. Posiada duże, zielone, wiecznie podkrążone i lekko przekrwione oczy osadzone na szczupłej twarzy. Pełne usta bardzo często umalowane krwistą szminką i zniszczone blond włosy. Jej uroda została odpowiednio zdeptana przez alkohol i narkotyki oraz jej pracę. Nie jest pięknością, ale w jej oczach płonie ogień, a sposób poruszania się intryguje. Ma bardzo ochrypnięty głos, który jeszcze  intensywniej nadaje jej wyrazu wiecznie zmęczonej.








 "I promised you on an ocean of
Mother of pearl, gold, and indigo
Cut through the waves, I watched you swim away
I'll never love you more than today"







Charakter:


 Nikt kto kiedykolwiek poznał Faye nie uwierzyłby, że ta dziewczyna mogłaby się chociaż odrobinę zmienić, przystosować, pójść na ustępstwo, czy na kompromis. Prawidłowa, a właściwie jedyna słuszna myśl. Od kilku lat Stoned pozostaje sobą w czystej postaci: te same nałogi, ten sam obnażający cię półuśmiech, ta sama kpina w oczach i… takie samo dążenie do autodestrukcji. Jest zdystansowanym, czasami nad wyraz spokojnym stworzeniem, rzadko zainteresowanym biegnącym wokół niej życiem. Nie wiadomo jakim cudem jej drobne ciało mieści w sobie tyle zepsucia, sarkazmu i kompletnego braku przystosowania. Potrafi być przerażająco urocza tylko wtedy kiedy czegoś potrzebuje, lub kiedy ci grozi. Tak naprawdę jest małym, zaszczutym, angielskim zwierzątkiem, które cały czas przed czymś ucieka. Nie przeżyje dnia bez muzyki, papierosów i srebrzystej przyjaciółki. Zakochana w swoim samochodzie i w złocistym rumie.




  

“Now black light sets on my short day
Oh, you betrayed me, you gave it away
You don't mind picking up salt to rub into my wounds”



 Trzymany w dłoni bilet lotniczy miał bardzo ciekawą powierzchnię i aż kusił aby go dotknąć. Delikatnie pogłaskała go opuszkiem palca i uśmiechnęła się leniwie. Jej ciężkie powieki uniosły się lekko, a zgniłozielone ślepia zalśniły niezdrowym blaskiem. Zaciągnęła się papierosem trzymanym w zębach po chwili wypuszczając z płuc dym, który otoczył ją szarą poświatą. Jeszcze raz przeszukała kieszenie spodni. Znajdowała się tam paczka papierosów, stary i zdezelowany telefon, zapałki i sześć funtów. Tu już się jej nie przydadzą. Podciągnęła spadającą z ramienia bluzkę i założyła okulary. Z tylnej kieszeni wyciągnęła zwiniętą w rulon kartkę. Uśmiechnęła się lekko, ukazując zęby co nadało jej lekko zbereźnego wyrazu i podeszła do stojącej w pełnym słońcu taksówki.

   Chwilę później z tylnego siedzenia pojazdu obserwowała nowe miasto. Lekki wyraz niechęci wślizgnął się na jej dziecięcą twarz. Wiedziała, że nie zrozumie tego miejsca ani jego mieszkańców. Kieszenie wypełnione banknotami, torebki wypełnione zmutowanymi wiewiórkami. Była tylko jedna strona tego miasta, która pozwalała Faye utrzymać ten kpiący uśmiech na jej zmęczonych ustach. Krew tych ludzi wypełniona była białym proszkiem, którego ona za chwilę miała zostać właścicielką.

   Wręczyła pieniądze taksówkarzowi i wysiadła rozglądając się czujnie na boki. Stary motel z przybrudzonym basenem, nad którym bawiło się kilka równie przybrudzonych dzieci. Wyciągnęła z torby butelkę Capitana Morgana i upiła łyka. Dopiero po chwili wolny krokiem ruszyła ku recepcji. Jej dostawca już na nią czekał. Kolejny półuśmiech tego dnia wkradł się na jej twarz. Nareszcie jest wolna. 

“Would you betray me
Or save me
Save me from you?


[ Witam. Jestem kompletnie, całkowicie nowa, ale naprawdę chętnie odpisuję i zaczynam wątki. Podejrzewam, że jeszcze nieraz zmienię przedstawioną Wam kartę pracy. Nie znoszę ignorowania, więc jeżeli nie masz czasu lub ochoty na wątek po prostu powiedz. ]


Swag ain’t somethin' you can wear on yo' neck


Joshua Bennett
klasa: III
profil: ekonomiczny
pochodzenie: Bradford || Anglia
data urodzenia: 25.12.1993 r.
zajęcia dodatkowe: koszykówka
orientacja: heteroseksualny


I hopped off plane at LAX with a dreamer card again.
Welcome to the land of fame excess. Am I gonna fit in?
Jumped in the cab, here I am for the first time
Look to my right and I see the "Hollywood" sign
This is all so crazy, everybody seems so famous
My tummin' turin' and I'm feelin' kinda homesick
Too much pressure and I'm nervous
That's when the taxi man turned on the radio”

Skąd pochodzi Joshua Bennett? Z Bradford – mieście położonym w Anglii. Brytyjczyk powstał w wyniku miłości dwojga ludzi. Miał mieć brata, jednak jego mama poroniła.
Jak przebiegało jego życie? Na pewno należał do niezależnych osób. Nie potrzebował niczyjej pomocy, ponieważ ze wszystkim sam sobie dobrze radził. Miał wielu wrogów, ponieważ zawsze był sobą i nikogo nie udawał. W życiu przychodziło mu wszystko z dużą łatwością. Rodzice chcieli wychowywać go na idealnego Brytyjczyka, ale udało im się to tylko po części. Przy rodzicach zachowywał się tak jak należy, jednak gdy już nie było ich w pobliżu pokazywał swoje prawdziwe oblicze. Często uciekał z domu, nie wracał na noc, dużo wagarował – aczkolwiek ukończył szkołę z w miarę dobrym wynikiem.
W dzieciństwie zawsze dostawał to co chciał, więc należy do rozpieszczonej grupy młodzieży. Przez to też nie przyjmuje odmowy, a jak już Ty mu odmówisz – obrazi się śmiertelnie. W strzelaniu tzw. fochów powinien zostać mistrzem globu. Jego rodzice to bardzo bogaci ludzie, więc to wszystko co ma dostał od nich.
Jak się znalazł w Palm Springs? Jego ojciec otworzył tam nową siedzibę swojej firmy, więc przeprowadził się tam wraz z rodzicami kilka lat temu.


Cause it's beautiful people like u, who get whatever they want
And it's beautiful people like u, who suck the life right out my heart
And it's beautiful people like u, who make me cry
Cause nobody else could be nearly as cruel as u”

Jak wygląda? Zgadza się. Zawsze dobrze ubrany, przystojny chłopak.
Wysoki? Zdecydowanie. Chłopak ma trochę ponad dwa metry wzrostu. Zauważysz go już z daleka, tym bardziej, że nie wygląda jak jakieś chucherko. Ma dobrze zbudowaną sylwetkę, którą dopełniają wyrzeźbione partie mięśniowe. Dzięki swojemu wzrostowi i budowie ciała jest jednym z lepszych zawodników w szkolnej drużynie koszykówki. Oczy? Raz niebieskie, raz zielone, a czasami brązowe. Wszystko zależy od tego, które soczewki rano chwyci. Tak, ma małą wadę wzroku. Na jego twarzy zawsze widnieje uśmiech, który sprawia, że niektóre dziewczyny przy nim mają nogi jak z waty. Jego włosy są koloru brązowego, chociaż czasami wyglądają na jaśniejsze lub ciemniejsze. Przeważnie są troszeczkę dłuższe. Posiada dziewiętnaście tatuaży, wszystkie są zrobione w mało dostępnych miejscach dla szerszej publiczności. Każdy z nich ma mu przypominać o czymś pozytywnym, co przydarzyło się w jego życiu.


This drink make me fall down
I party hard like carnival
Let’s burn this motha down
This bass make me go ache
This girl circus so late
You’re that telly cake with a cali shake
I got dough, who’s down to fake”

Jaki on jest? Przede wszystkim kipi własnym stylem, którego wielu osobom brakuje. Przez to posiada wielu wrogów. Chytry, wredny, irytujący – tak się często zachowuje, więc większość już się do tego przyzwyczaiła. Jedna z popularniejszych osób w szkole. Uwielbia być w centrum uwagi. Czasami ma ludzkie odruchy. Jest otwarty – powie Ci o sobie wszystko. Bardzo ufny, przez co często wpada w różne tarapaty. Łatwo zdobywa nowych znajomych. Czasami słodki i miły. Na to, aby się zakochał trzeba długo czekać. Woli stawiać sprawy od razu jasno. Wie co chce osiągnąć w życiu i dąży do realizacji tego. Przyjaźni się z wieloma dziewczynami, ponieważ ma z nimi niesamowicie dobry kontakt. Dużo mówi, ale potrafi wysłuchać. Chcesz wiedzieć coś więcej? Musisz go poznać.
Imprezy to nieodłączna część jego życia. Dlaczego? Uwielbia alkohol, głośną muzykę, dziewczyny, narkotyki. Narkotyki - jedno z jego uzależnień, w które nie chce wciągać innych, dlatego też o tym fakcie wiedzą nieliczni.
Wniosek: zdecydowana, oryginalna osoba, która posiada wielu wrogów.


I remember sunny mornings and summer evenings
Now you’re not next to me and I am freezing
Was it real or baby tell me, was I dreaming?
How can you show me paradise when I’m leaving?
Now my heartbeat is sinking, hope’s shrinking
When I try to speak no words, lip synching
Hope this is not just wishful thinking
Tell me that you care and I’ll be there in a heartbeat”

Dodatkowo:
- mówi biegle po francusku, hiszpańsku i norwesku;
- kocha swoją deskorolkę;
- rodzaj muzyki, którego aktualnie słucha, zależy od jego humoru;
- nie potrafi tańczyć;
- ma psa, który wabi się Fluffy;


Cześć i czołem! :D
Kartę jeszcze dopracuję, to jest baaardzo pewne.
Wątki? Tak. Powiązania? Tak.
Mogą być tymczasowe problemy z moją obecnością (poprawa ocen) ;)

Cytaty: Keri Hilson – Turn my swag on (tytuł), Miley Cyrus – Party in the USA, Cher Lloyd – Beautiful People, Far East Movement – Live my life, Simple Plan – Summer Paradise
Wizerunek: Colton Haynes





Teddy Bear.


a a r o n   "teddy bear"   m c c o y
klasa III | 19 lat | profil kryminologiczny



Jest kapitanem męskiej drużyny koszykarskiej, redaktorem gazetki szkolnej, członkiem kółka fotograficznego, teatralnego i tanecznego. Co do tego ostatniego: uczęszcza na zajęcia z grupą drugą. W dodatku jest w klasie o profilu kryminologicznym. Trochę za dużo? No coś ty! Zawsze można się z czegoś zerwać, jeśli trzeba... ach, no tak. Jeszcze należy do Samorządu Szkolnego.

  h i s t o r i a
Nowy Rok, dzielący lata 1992 i 1993. To właśnie wtedy, równo o północy, pewien chłopiec nabrał po raz pierwszy w życiu powietrza do płuc i zapłakał donośnie, budząc wszystkich w zasięgu swojego dziecięcego krzyku. Nie było to dziecko planowane, a wręcz przeciwnie: jego narodziny zniszczyły piękne, misterne plany o wspólnej przyszłości Thomasa i Elisabeth, w której niestety miejsca dla dziecka w najbliższej przyszłości nie było. Los postanowił inaczej, dzidziuś się zrobił, a plan posypał... i trzeba było rysować mapę do przyszłości na nowo, tym razem uwzględniając także i dziecko. Koniec końców chłopczyk został nazwany Aaronem i uznano, że urodził się w 1993 roku. Rodzice kochali go strasznie, a jeszcze straszniej go rozpieszczali. Owe tortury trwały sześć lat, do chwili, aż na świecie nie pojawiło się drugie dziecko McCoy'ów, tym razem w stu procentach rozplanowane w ich przyszłości. Dzieckiem tym była dziewczynka, którą ochrzczono słodkim Ann.
Od tego czasu Aaronek dorastał w towarzystwie siostry, wcale nie odczuwając aż tak wielkiego zapomnienia o jego osobie na rzecz małej szatynki. Jak każde rodzeństwo nienawidzili się wzajemnie, kłócili się, wyciągali się na wzajem z kłopotów i rozumieli się jak nikt inny. To właśnie przez tą małą pijawkę, bo tak oto zwykł nazywać ją pierworodny, chłopak nauczył się opieki, odpowiedzialności oraz odpowiedniego zachowania i postępowania względem kobiet, co, jak się okazało, bardzo się przydaje w dorosłym życiu. Mała Ann zaś w późniejszym czasie bez problemu stawiała na swoim i zagadywała do najprzystojniejszych osobników w klasie bez zbędnych rumieńców czy jąkania się. Powiem (napiszę) nawet więcej: zawierała przyjaźnie i znajomości o wiele chętniej z chłopcami, niźli z dziewczętami. Co nie znaczy, że koleżanek i przyjaciółek jej brakowało. W dodatku przez swój charakter była jedną z popularniejszych dziewcząt w swoim przedziale wiekowym.
Ann i Aaron byli nierozłączni. Mała zawsze zwierzała się bratu ze swoich problemów i radości, o których rodzice często nie mieli nawet najmniejszego pojęcia. Ta dwójka okazała się jednocześnie kompletnie inna i identyczna - wszystko zależało od sytuacji i okoliczności. Oboje byli rozpieszczani, a przez wysokie stanowiska i zarobki rodziców - dostawali i robili zawsze to co chcieli. Jeździli konno, uczyli się gry na instrumentach, uprawiali różne sporty i robili jeszcze kilka innych rzeczy. Właśnie przez to zarówno Ann, jak i Aaron, mają od groma zainteresowań, talentów i umiejętności. Większość z nich była tylko kaprysem.
Fajnie, nie? każdy by tak chciał. Takie słodkie dzieciństwo... mm.
Kiedy beztroskie lata dzieciństwa w końcu się skończyły, a więc kiedy on skończył osiemnaście lat, a ona dwanaście, państwo McCoy zdecydowali się na trzecie dziecko. Los zdecydował, że będzie to druga dziewczynka, a rodzice zdecydowali, że zwać się będzie Sarah.
Od tego czasu Aaron jest członkiem bardzo szczęśliwej i bogatej, pięcioosobowej rodzinki, zamieszkującej od dawien dawna w Palm Springs.

c h a r a k t e r
Aaron to chłopak, czy raczej już mężczyzna, aż nazbyt skomplikowany. Jest wręcz niepoprawnym optymistą, jest otwarty i towarzyski, przyjazny, jest oswojonym wesołkiem i dowcipnisiem. Bardzo skory do żartów i zabawy, rzadko kiedy poważny, bardzo lubi wygłupiać się, czego nie ukrywa. Przy okazji jest bardzo pamiętliwy, uparty i stanowczy. Z pewnością potrafi być dyskretny, można mu zaufać, sam jednak nie jest zbytnio do tego zdolny. Nie jest tak do końca ufny, czasem naprawdę bardzo trudno namówić go na przyjaźń i zwierzenia z jego strony. Jeśli nie polubi cię od razu, to nawet nie licz, że zmieni zdanie o tobie. Okej, możliwe że zmieni, ale o to musisz się naprawdę postarać. Na szczęście jednak naprawdę rzadko ocenia książkę po okładce. Jest bardzo chętny do zawierania nowych znajomości. W obliczu problemu problemu staje się istną ciotką Dobra Rada, a w poważniejszych sytuacjach jest zdolny samemu wkroczyć do akcji, nawet nie poproszony o pomoc. Bardzo opiekuńczy i pomocny, co często potrafi naprawdę zirytować. Ten jego cholerny tatusiowy instynkt, który ujawnia się w obliczu istot ludzkich mniejszych i drobniejszych od niego, szczególnie kobiet. Co gorsza, o takie istoty wcale nie trudno... ma wpojone zasady savoir vivre’u; dżentelmen z niego niesamowity, drugiego takiego chyba nie ma... przepuszcza wszystkie panie w drzwiach, ściąga płaszcze, całuje po rękach, kłania się w pas, prawi komplementy w najmniej odpowiednich momentach, pociesza, zawsze jest w stanie wyczarować znikąd chusteczkę, a jeśli nie, to poda swój rękaw... mimo swojej szarmanckości potrafi być zadziorny, nawet bardzo. Urodzony z niego flirciarz. Chciałby się zakochać i po prostu być szczęśliwym, ale, jak na razie, jeszcze żadna z dziewcząt nie zdobyła jego serca. Póki co nie odmawia sobie podrywów... dziewczęta dobrze wiedzą, że żeby dostać się do jego łóżka, trzeba się trochę postarać - byle panny z dyskoteki nie wpuści. Bywa porywczy i żywiołowy, jest trochę niecierpliwy i w gorącej wodzie kompany, albo aż nadto spokojny, cichy, opanowany, z dużym zapasem cierpliwości i mądrości. Dużo w nim sprzeczności, nadal pozostał jeszcze tam gdzieś w środku buntowniczym, niewychowanym nastolatkiem.
A wracając jeszcze do kobiet: jest szarmancki, jak już wspomniałam. Lubi podrywać, czasem porywa się na wielkie, romantyczne sceny. Jego relacje z kobietami mimo wszystko nie opierają się tylko i wyłącznie na flirtach. On pilnie potrzebuje kompanów do szaleństw i wygłupów. Jest w stanie zaprzyjaźnić się z dziewczyną. Zawsze można znaleźć odrobinę miejsca w jego objęciach, żeby się schować przed światem. Jednak uważaj, droga damo: jeśli już się z tobą zaprzyjaźni i zacznie cię traktować jak młodszą siostrę, najprawdopodobniej nie dosięgniesz ustami jego warg, choćbym nie wiem jak wysoko wspięła się na palce.
Z pewnością nie jest typem samotnika, zawsze potrzebuje towarzystwa do rozmowy bądź też wygłupiania się. Zawsze w centrum uwagi, zawsze wpada w kłopoty, zawsze z kłopotów potrafi wyjść z twarzą. Czasem wstaje lewą nogą i bywa trochę nieprzyjemny, wredny i opryskliwy.
Wszędzie go pełno, wszyscy go znają, jest członkiem kilku ważniejszych, szkolnych organizacji. Dzięki temu wie co się dzieje w szkole, jest na bieżąco z plotkami, a przy okazji i o nim wiele  plotek można usłyszeć.

w y g l ą d
Wysoki na równe dwa metry, idealnie zbudowany, z rozwiniętą muskulaturą na tyle, ile potrzeba. Przystojne oblicze, rozbrajająco słodki uśmiech, błękitno szare oczy, które mają zapewne magiczne zdolności, bo przewiercają ludzi na wylot, zaglądają w dusze, docierają nawet do najgłębszych zakamarków umysłów i zapewne także czytają w myślach. Odbierają znaczenie czasowi i wciągają w swoją otchłań. Wystarczy jedno głębsze spojrzenie, by dostarczyć wszystkich informacji o nim: duża dawka inteligencji i niepoprawnego optymizmu, poczucie humoru, zadziorność i ta jego łobuzerskość, przy okazji też trochę dzikiej, nieokiełznanej wściekłości, której jeszcze chłopak nie odważył się w pełni okazać w swoim zachowaniu. A wracając do ust: stworzone do całowania i szeptania słodkich słówek, najczęściej układają się w łobuzerski bądź zadziorny uśmiech. Swoje białe, równiutkie ząbki mógłby prezentować w reklamie pasty do zębów. Czoło jest średnich, standardowych rozmiarów, często poprzecinane trzema poziomymi bruzdami, kiedy chłopak unosi krzaczaste drwi wysoko do góry, albo dwiema pionowymi, gdy Aaron marszczy brwi wściekając się albo nad czymś uporczywie myśląc. Do tego dość mocna szczęka, lekki zarost na podgardlu… czasem, gdy się nie ogoli, także na policzkach. Męska, stanowcza uroda, trochę skażona małymi tunelami w uszach.  Ma zadbane, wysportowane, umięśnione ciało. Ładnie wyrzeźbiona klata, silne ramiona z tatuażem obejmującym lewe ramię i „kaloryferek”. Wszystko to wieńczy gęsta, czarna czupryna przedstawiająca standardowy, artystyczny nieład kontrolowany. Cały jest niemal nieskazitelnie idealny, piękny jak jakiś anioł… nie trudno go przeoczyć, a jeszcze łatwiej się w nim zauroczyć.

c i e k a w o s t k i
Aaron już jako dziecko był przekonany, że będzie policjantem, że będzie łapał bandytów, i że będzie zarabiał dużo kasy. No i, że będzie miał swój własny pistolet. Dalej ma taki cel, przez co wybrał sobie kierunek kryminologiczny.
W szkole jest znany i lubiany. Wszyscy kojarzą dwumetrowego dowcipnisia i wesołka, którego żartów zwykle nie należy traktować zbyt poważnie. Jednocześnie ogólnie wiadomo, że w razie problemu to on najbardziej nadaje się do pomocy.
Każdy ma jakiś pseudonim. Jego to Teddy Bear - zaczęło się od siostry Ann, która zawsze lubiła się do niego przytulać i nazywała go Pluszowym Misiem. To określenie przylgnęło do chłopaka na stałe.
Umie się bić. Ma w domu worek treningowy, ale dla niektórych sam widok chłopaka wystarcza, by dać sobie spokój z zaczepkami.
Ma prawo jazdy, jeździ na przemian autem i motocyklem. Nie trudno go przyłapać na podwożeniu siostrzyczki do szkoły, koleżanki, albo gdzieś w podobie.
Nie pije. Nie trudno go znaleźć na imprezie, ale przyłapać go pijącego z własnej, nieprzymuszonej woli alkohol jest rzeczą niemożliwą. Nikt nie wie, skąd wzięła się ta nietypowa abstynencja, a on unika odpowiedzi. Twierdzi, że umie się bawić bez procentów.
Nie pali. Nie może palić, ze względu na uczulenie na dym papierosowy. Szerokim łukiem omija palaczy, nie pozwala palić osobom, które lubi i o które dba.
Nie bierze. Brzydzi się narkotykami.
Codziennie wczesnym rankiem biega po plaży. Taki jogging na pobudzenie.
Dużo ćwiczy, wręcz nałogowo uprawia sporty. Lubi się pocić. Dba o siebie i o dietę, ale zdarzy mu się o tym ostatnim zapomnieć.
Styl jego ubierania się składa się na sportowe buty, dżinsy i bokserkę, czasem koszulę seksownie rozpiętą pod szyją albo w ogóle nie zapiętą. W upalne dni kompletnie zapomina o górnej części garderoby, ku uciesze niektórych dziewcząt.
Jest w stu procentach heteroseksualny.
Od urodzenia mieszka w Palm Springs, w domu jednorodzinnym, można by nawet rzec willi. Ostatnimi czasy jego ojciec machnął się nawet na basen za domem. Chłopak czasem organizuje u siebie małe imprezki.

p o w i ą z a n i a | n o t k i

[edit: 30 maja 2012]

                                             


Karta pisana na szybko, pewnie będzie wielokrotnie poprawiana. Autorką jest ona, czyli ja. Nie mam nawet najmniejszego pojęcia kto jest na zdjęciu. Mam nadzieję, że nikt nie ma nic przeciwko co do popularności Aarona. Mieszka w Palm Springs od urodzenia, więc wszyscy powinni go chociaż kojarzyć. I niech nikt nie boi się wątkować! Zgodzę się na wszystkie powiązania, ale jednak preferuję te najdziwniejsze i te najbardziej zwariowane. ;D

powiązania

J O Y C E L Y N N  "LITTLE JOY"  C A N A L E S
Młodsza, pięcioletnia siostra Chiary. Mały, upierdliwy robak, jak nazywa ją Novoselic, jednak oddałaby za nią własne życie. 
Little Joy wychowywała się do niedawna w Meksyku, razem z matką, jednak od niedawna to starsza siostra sprawuje nad nią opiekę po tym, jak ich matka zmarła na raka.
Tumblr_m1b0rlnm2l1rn8elzo1_500_largeBiegające, wrzeszczące to to, tak jak starsza siostra już ma swoje zdanie, jest strasznie uparta. Osóbka nadzwyczaj ruchliwa, ciekawska i rozgadana, uwielbiająca doprowadzać Chiarę do szewskiej pasji, zadając dziewczynie coraz to nowsze pytania. Lubi oglądać bajki, w szczególności Happy Tree Friends (chociaż nie jest to raczej bajka dla pięcioletnich dzieci), słuchać głośnej muzyki (tak, tak, rock'owej) oraz znęcać się nad Flipperem, ciągnąc go za uszy. Uwielbia zastawiać na Chiarę swoje pułapki w postaci rozrzuconych kloców LEGO, a gdy siostra w nie wdepnie, zanosi się wtedy głośnym śmiechem. Tak jak było powiedziane - mała diablica, o twarzy aniołka, która potrafi w krótką chwilę owinąć sobie każdego w okół palca. 




,,THIS IS LOVE"
G A B R I E L  H O K E 
Kocham go. Kocham go jak nikogo innego na świecie. To dla niego jestem w stanie zrobić dosłownie wszystko. To własnie on dla mnie z nieczułego drania zamienia się w szalejącego z miłości romantyka. Nigdy nie sądziłam, że będę w stanie darzyć kogoś tak mocnym uczuciem. A jednak, stało się. I ja, osoba, której to prawdopodobnie jako jedynej na świecie ciężko wychodzi wyznawanie uczuć komuś innemu, zakochała się. Bez pamięci i na zawsze. "

Tumblr_m17qb3qbt21qd5hpro1_500_largeWidzisz ich. Zapatrzonych w siebie, zakochanych. Świata poza sobą nie widzących. Idą, trzymają się za ręce, szeptają na ucho. Nikt, kto znał tę dwójkę poprzednio, nie śmiałby powiedzieć że połączy ich tak silne uczucie. Były zakłady o to, jak długo ze sobą wytrzymają, czy aby ten związek nie jest na popis, czy aby na pewno łączy ich coś więcej, niż tylko seks. Jednak oni pokazali, że nawet taka bestia jak pan Hoke i tak wredna osoba, jak panna Novoselic są w stanie stworzyć razem szczęśliwy związek. Są ze sobą od dłuższego czasu, a szum w okół nich nieco zelżał, każdy już się przyzwyczaił do ich wspólnego widoku. 
I może nie zawsze jest między nimi tak wesoło i kolorowo jak powinno być, może nie zawsze się dogadują, to pomimo wszystkiego ufają sobie bezwzględnie i są w stanie zrobić dla siebie wszystko. 

Get the fuck away from me.






S u m m e r    I s b e l l

ur. 21.07.1994 w Amsterdamie
II klasa, profil artystyczny



49 pieprzyków na ciele. 
2 kolczyki. 
0 tatuaży.  
Duże oczy, średnie wargi, małe piersi. 
Gęste rzęsy, rzadkie włosy.
Mnóstwo piegów, wszędzie.
Dużo milczę, mało jem.
Nie lubię siebie.
Chudość.
Jestem bulimiczką.


Nie doszukuj się w niej cech wariatki. Nie jest nią, nigdy nie była i na pewno nigdy nie będzie. Nie ma problemów ze sobą, nie przejawia skłonności autodestrukcyjnych, nie stwarza dla siebie zagrożenia. Wszystko co ci o niej mówią pewnie jest kłamstwem, bo tak naprawdę nikt do końca jej nie zna. Nikt nie próbuje nawet tego zrobić. Za dużo barier dookoła siebie buduje, za gruby mur zdążyła postawić przez siedemnaście lat swojego życia. Może i nie należy do grupy księżniczek, które lecą na każdego faceta, ale to chyba nic złego. Po prostu jest trochę inna. Mniej mówi, więcej pali, bardziej odpływa. Nic wielkiego. 

Jeśli można coś o niej powiedzieć to na pewno to, że nie należy do osób, z których łatwo jest wyciągnąć jakieś informacje. Dosyć zamknięta w sobie potrafi nawet nie zdradzić swojego imienia podczas pierwszego spotkania, bo zwyczajnie nie uważa tego za najważniejszą rzecz na świecie. Z większością osób i tak nigdy później się nie widzi. Nie jest powszechnie lubianą uczennicą, do której każdy lgnie, ale też nie wytykają jej palcami. Ma grupę kilku znajomych, z którymi się trzyma i daje się wyciągać w najróżniejsze miejsca.To jej w zupełności wystarcza. Nie zależy jej na żadnym poklasku, większym zainteresowaniu, bo to wiązałoby się z częstymi rozmowami, a ona zdecydowanie bardziej woli milczeć w towarzystwie i pozwalać wygadać się innym. Zwykła, szara myszka, która może czasem jest zbyt odważna. Nikt nie spodziewa się, że zrobi najbardziej szaloną rzecz, o jaką się z nią ktoś założy, ale ona właśnie taka jest. Na zewnątrz spokojna, wewnątrz uśpiony wulkan. 
Nie trudno jest ją polubić, pod warunkiem, że nie zwraca się szczególnej uwagi na jej częste milczenie, cynizm i dobijającą szczerość w doborze słów. Jeśli się to zignoruje to można się z nią całkiem nieźle bawić. W końcu nawet takie mało gadatliwe dziwadło chodzi na imprezy, pije alkohol i pali. Jedyne czego nigdy nie spróbowała to narkotyki, choć nie była to jej decyzja. Upierdliwy brat oraz znajomi z Nowego Jorku, gdzie mieszkała przed przyjazdem do Palm Springs specjalnie ją tak podjudzali, żeby nie miała szansy ich spróbować. Zawsze robiła na złość, 'nie' często oznacza dla niej 'tak' i dlatego musiała zrezygnować z dragów, żeby nie mogli wygrać z nią w tym starciu. Nie ciągnie ją do nich.
Ludzie bez większego trudu zrażają się do niej już po pierwszej rozmowie. Jej obojętność potrafi wyprowadzić z równowagi i jeśli ktoś nie jest wystarczająco cierpliwy to nigdy nie nawiąże z nią trwałej znajomości, nie mówiąc już o tym, żeby być jej przyjacielem. Nie posiada nikogo, kto byłby dla niej tak bliski. Zwyczajnie nikt nie jest w stanie zmusić jej do chociaż chwilowego zburzenia muru.



- Zjesz coś?
- Sum? 
 A lubisz rzygać?
- Nie.
Więc nie.
- Po co to robisz?
- Skończy z tym.. Is, słuchasz mnie?
- Nie rozumiem Cię.
Nie musisz. 



Ignorantka zawsze przyciąga wzrok ciekawskich. W przypadku Summer nie jest inaczej. Wielu facetów, myśląc że jest cichą myszką próbowało zaciągnąć ją do łóżka, ale jednemu na dwudziestu się to udawało. Nie przepada za przygodnym seksem, nie pieprzy się z kim popadnie. Nie jest też romantyczką. Wiara w wielką miłość i czekanie na nią to nie dla niej. Gdzieś tam wewnątrz wie, że kiedyś znajdzie się facet, na którym będzie jej zależeć, ale to jeszcze nie teraz. Nie wchodzi do obcych łóżek, bo zwyczajnie nie chce być czyjąś zabawką.
Sama nie uważa się za ładną, co najwyżej za przeciętną i zbyt piegowatą. Nie lubi swojego ciała, które nigdy nie uważała za doskonałe, chociaż tak naprawdę nie ma mu nic do zarzucenia. Jest trochę chuda, może za bardzo. Przy wzroście metr sześćdziesiąt siedem waży raptem czterdzieści trzy kilogramy, ale zwyczajnie się tym nie przejmuje. Pod koszulkami i jeansami często skrywa swoje atuty, choć jej szafa posiada też wiele innych, dużo więcej odsłaniających strojów. Te zakłada jednak sporadycznie, gdy ma akurat taki kaprys lub gdy chce pokazać się z innej strony. Biżuteria i ciemny makijaż niebieskich oczu to nieodzowny elementy jej wyglądu, do którego nie przykłada większej wagi. Nigdy nie spędza przed lustrem więcej niż pięć minut.

Do Palm Springs trafiła na początku maja. Chociaż rzadko zdarza jej się pojawiać na zajęciach czy się na nie nie spóźnić to i tak bez trudu poradziła sobie z każdym zaliczeniem, jakie musiała nadrobić. Nie ma żadnych problemów z nauką.

   Dodatkowo:
Summer nie lubi kwiatów i zwierząt – bez wyjątków; ma uczulenie na czekoladę, groszek i cytrusy; biega rano i wieczorem (po parku i plaży); gra w tenisa; jeździ na deskorolce; uczestniczy w nielegalnych wyścigach samochodowych; dużo czyta i pali; bardzo mało śpi; boi się morza; nie ćpa.




Twarzy użyczyła Kaya Scodelario bądź Effy, jak kto woli. Summer to może i nowa uczennica, ale ktoś tam może ją już znać. W końcu jest tu miesiąc, niejedna impreza za nią. Dlatego wszelkim powiązaniom mówię - tak. Im dziwniejsze tym lepiej, bo dziwność jest w końcu najciekawsza. Is nie gryzie, ja też (obecnie to jedynie mogę zarazić chorobą jak bardzo chcecie : D). Mam nadzieję, że jakoś się tu zadomowię.     

Twórczość

1. Call your name every day when I feel so helpless.

wtorek, 29 maja 2012

"I think I'm dumb or maybe just happy"


A D A M       T H O M P S O N 

Urodzony 10 marca 1993 roku w Clevland, ma osiemnaście lat. Uczeń trzeciej klasy o profilu muzycznym, mieszkający ze swymi rodzicami i siostrą na obrzeżach Palm Springs.


Muzyka


     Mijając go na ulicy prawdopodobnie nie zwróciłbyś na niego uwagi, albowiem Adam nie wyróżnia się niczym szczególnym. Jest przystojny, ale do modela wiele mu brakuje. Szczupły choć nie wychudzony. Wysoki, lecz nie tak jak żyrafa. Zwykle w ciemnych jeansach, czarnych trampkach i jednej ze skór, nie nadrabia też charakterystycznym ubiorem. 
     Jeśli jednak zatrzymasz się na chwilę, może dwie, a on zaszczyci Cię swoim spojrzeniem, od razu odszczekasz to wszystko, co przed chwilą miałeś jeszcze w głowie. Jego tęczówki całkowicie Cię pochłoną, niezależnie od tego w jakim kolorze będą tego dnia - błękitne niczym niebo, melancholijnie szare czy granatowe jak ocean nocą. Uśmiechniesz się do niego delikatnie, a gdy brunet odwzajemni przyjazny grymas, jeszcze bardziej go polubisz, przez głowę przemknie Ci myśl "Jaki fajny z niego facet". I nie pomylisz się, bo Adam zyskuje  z każdą następną minutą. 




     Pytając go o jego historię, musisz liczyć się z tym, że nie nadaje się ona na scenariusz filmu akcji. Dlaczego? - spytasz, ciekawy. Otóż, w jego życiu nie ma żadnych śmiertelnych chorób, brutalnych gwałtów czy krwawych morderstw. Są za to ludzie. Dziesiątki, setki, a nawet tysiące. Każdy z nich ma swoją historię, a Adam... On odgrywa w nich mniej lub bardziej znaczącą rolę. Z pewnością jednak nie narzeka na swój los, ma świadomość tego, iż fortuna do tej pory obchodziła się z nim bardzo łaskawie...
     Kochający rodzice Lisa i David, mimo wielu obowiązków, pragnęli mieć kogoś, kto byłby dla nich oczkiem w głowie, Adam był więc dzieckiem planowanym i długo wyczekiwanym. Urodził się w Clevland, mieście, które uchodzi za jedno najgorszych w całych Stanach Zjednoczonych, lecz sam chłopak niespecjalnie to odczuł. Posiadający ciepły i przytulny dom, a także wspierających go rodziców, uparcie dążył do realizacji dziecięcych marzeń, od małego ucząc się grać na instrumentach. Dopiero, gdy na świat przyszła jego młodsza siostra, Gina, rodzice zarządzili przeprowadzkę do Palm Springs. 
     Ośmioletni wówczas brunet na początku miał  problemy z zaklimatyzowaniem się. Wszystko było tu inne, niż to co znał wcześniej. Nauczyciele bardziej bezwzględni, domy kolegów większe, uliczki bardziej kręte, a on sam jakby mniejszy, bardziej zagubiony niż przedtem. Mimo wszystko nie poddał się. Dalej zażarcie ćwiczył naukę gry na instrumentach, stopniowo przyzwyczajał się też do panujących wokoło zachowań. Powoli kształtował swój charakter i choć wiele jego cech po prostu przeminęło, na szczycie jego hierarchii wartości wciąż stoi rodzina. Chłopak nie wyobraża sobie życia bez niej i choć często się spierają, a drobne kłótnie są u nich na porządku dziennym, jednak mimo wszystko każdy Thompson ma tę niesamowicie budującą świadomość, że w razie czego może liczyć na innych.  

     Adam jest jedną z tych osób, które wszyscy koniecznie chcą poznać. Miły, przyjazny i otwarty na innych ludzi, sprawia wrażenia niepoprawnego optymisty, którym notabene w pewnym stopniu jest. Uwielbia żartować i musi się stać coś naprawdę okropnego, by z jego twarzy zszedł promienny uśmiech. Kiedy jednak coś takiego się zdarzy, każdy wie, że lepiej do niego nie podchodzić, gdyż potrafi być wtedy wyjątkowo nieprzyjemny. Chłopak nie ma problemów z nawiązywaniem kontaktów, potrafi dogadać się praktycznie z każdym. Warto też wspomnieć o tym, że młodszy Thompson zalicza się do osób odpowiedzialnych i w miarę spokojnych, choć tak jak cała reszta jego paczki, uwielbia imprezować. Wychowanie jego rodziców odcisnęło na nim piętno i dlatego też brunet nigdy nie upija się do nieprzytomności, rzadko kiedy pali coś mocniejszego niż papierosy, a z narkotykami nie ma prawie w ogóle do czynienia. Poza tym na imprezach zawsze ogarnia resztę towarzystwa, załatwiając im noclegi i powroty. 
     Do związków ma dosyć nietypowe podejście, ponieważ wbrew panującej dookoła mody na  jedno nocne przygody, on jest raczej stały w uczuciach. Niesamowicie ceni sobie zaufanie do drugiej osoby, a także przestrzeń osobistą - spędzanie całych dni we dwoje to nie jego styl. W stosunku do swojej dziewczyny jest bardzo opiekuńczy, nie całkiem świadomie i to chyba stanowi jego największą wadę. Czasem zbyt dużo myśli i analizuje, a potem łapie się na tym, że odbiera komuś swobodę. 
     Jego charakterystyczną cechą jest konsekwencja i upór w dążeniu do wytyczonych przez siebie celów, bo o ile jego znajomi łapali się już większości pasji i zainteresowań, on od czwartego roku życia zajmuje się tym samym, czyli muzyką. W przyszłości planuje założyć profesjonalny zespół rockowy, bo obok grunge ten właśnie gatunek lubi najbardziej. Ulubionym zespołem Adama jest oczywiście Nirvana, największym idolem - Kurt Cobain. Ceni sobie zarówno ich melodie, jak i teksty, na pozór błahe i bezsensowne. Brunet zawsze doszukuje się w nich cząstki samego siebie i... nigdy się nie zawiódł. 


     Poza szkołą najczęściej można go spotkać w popularnym barze szybkiej obsługi, gdzie dorabia, nie chcąc dodatkowo obciążać swoich rodziców. Jest też stałym bywalcem wszelkich weekendowych imprez, na które ludzie zapraszają go ze względu jego pozytywnej osobowości. Od poniedziałku do piątku bywa także w centrum, gdzie pod okiem byłego muzyka, dodatkowo doskonali swoje umiejętności. Czasem bywa także w parku razem ze swoją siostrą, która uwielbia jeździć na rolkach i psem, dużym owczarkiem niemieckim o imieniu Coma. 


 
Ciekawostki: 
* Potrafi grać na gitarze klasycznej oraz elektrycznej, perkusji i pianinie, ale to pierwszy instrument darzy bezgraniczną miłością
* Uwielbia czarną kawę, nie wypije żadnej, w której znajdzie się odrobina mleka
* Od jakiegoś czasu nie je mięsa; jest wegetarianinem
* Jeśli pali to tylko papierosy firmy Lucky Strike

[Dzień dobry, cześć i czołem :) Bardzo mi miło, że mogę dołączyć do grona autorów DP. Adaś wyszedł, jaki wyszedł i choć nie uważam, by był najgorszy, z całą pewnością nie raz jeszcze wszystko zmienię ;) Co do wątków to oczywiście jestem na tak, prosiłabym też o rozpoczynanie, przynajmniej dopóki nie wczuję się w klimat bloga. Jeśli jednak nie masz siły na zaczynanie wątku, po prostu podrzuć mi jakiś pomysł/relacje/okoliczności, a ja postaram się coś wyskrobać :)]

* Na zdjęciach N
icholas Hoult
** Cytat to fragment piosenki Nirvany "Dumb"

poniedziałek, 28 maja 2012

Przedstawienie czas zacząć.




To jest takie ciężkie, wiesz? Takie ciężkie być sobą w najbardziej dotkliwych momentach. Proszę Cię nie zostawiaj mnie. Nie zostawiaj teraz, kiedy mój telefon milczy. Potrzebuję Twojej pomocy do uratowania życia, wiesz? Nie wyjeżdżaj Matty. Nie dzisiaj, nie teraz. Nie chcę tego, naprawdę tego nie chcę. Giganty mnie gonią. Pamiętasz giganty, prawda? Proszę, nie wyjeżdżaj. Nosisz w sobie cząstkę mnie. Słuchasz  w ogóle? Nosisz w sobie cząstkę mnie, ty draniu. Ty cholerny, jebany dupku! Nie pozwolę Ci wyjechać, proszę. Chodź, chodź – pójdziemy się napić kawy. Mocnej, bez cukru. Przecież to Twoja ulubiona, prawda? Uratuj życie, uratuj moje życie. To tylko kwestia czasu, zobaczysz. Wcale nie dorosłam, Matty. Nadal jestem tym samym dzieckiem co dwa lata temu. Zostawiłeś mnie w końcu. Zostawiłeś mnie z ciężkim sercem, przyznaj. Nawet nie padło z Twoich ust krótkie „cześć”, nawet nie zobaczyłam Twoich pleców.  Patrz, ponownie Cię obwiniam, Matty. Powinieneś się oburzyć. Powinieneś wyzwać mnie od egoistki. Droga jest daleka przede mną, chłopcze z Palm Springs. To jest właśnie ten moment, w którym powinieneś wrócić. Powinieneś, słyszysz? Jeśli się pojawisz, to na Twojej klatce pojawią się ostre cięcia.


Nie, to nie będzie kolejna opowieść o wielkiej miłości i równie dużym rozczarowaniu. Czasem bowiem bywa tak, że pewne rzeczy ulegają zmianom. Niektórzy nie potrafią, a może nie chcą tego zaakceptować. Na przykład właśnie taka Lachowska. Katorgą jest dla niej przeciwstawienie się nagłym przeskokom.
- Co do .... - dziewczyna zmarszczyła brwi i bez pośpiechu odgarnęła kołdrę z gołych nóg. 
Zaczepiając się o kabel od słuchawek podeszła do otwartego okna, by móc zobaczyć z niego parę pieprzącą się na przystanku autobusowym. Bo przecież inaczej tego nazwać nie można. Siadając na parapecie zgarnęła kubek z kawą i przyglądała się tej sielankowej sytuacji. 
- Fajnie - mruknęła do siebie w momencie, gdy drzwi od pokoju otworzyły się. 
Jej wzrok nie od razu skierował się na wejście do jej prywatnego światka. Przecież nie miała na to czasu; akcja się kumulowała i prawie że obejrzała finał sceny z przystanku. 
- Trzymaj – z ust gościa wydobyło się jedno słowo. 
Jedno słowo, które zapowiadało normalny, monotonny dzień. Tak bardzo wyczekiwany i wolny od wszystkiego. Na kolanach Lachowskiej wylądowała miska z płatkami. Loris  powędrował za jej wzrokiem, napotykając tę samą, wyciągnięta z filmu pornograficznego scenę. Z równym spokojem przyjął ów widok, jakby spotykał się z podobnymi przypadkami każdego dnia. Odbierając od dziewczyny kubek z kawą i popijając łyk tego specyfiku, uśmiechnął się niewinnie. 
- Urocze – stwierdził w momencie, gdy mężczyzna z obrazka najprawdopodobniej doszedł. 
Wredna kiwnęła potakująco głową i zeskoczyła z parapetu. Seans się skończył, toteż zmuszona była powrócić do swojego cnotliwego światka. Chodziła więc po pokoju w tą i z powrotem, w międzyczasie zajmując się okupywaniem płatków. Wtedy właśnie mówił, że ma zamiar wyjechać jeszcze jutro. W sumie powtarzał jej to każdego dnia, ale ona nie słuchała. Nie słuchała niczego, co groziłoby zawaleniem jej wyidealizowanego światka. Jeszcze wieczorem  zaczął się pakować.


Teraz rozbiera każdego wzrokiem, również Ciebie rozkłada na drobne fragmenty tworząc kolorowe mozaiki i niekończące się puzzle. Zaczyna od Twojej skóry: twarzy, torsu, nóg. Elementy najciemniejsze odkładane są na prawo, zaś z lewej zauważyć można fragmenty prawie że białe. Po pewnym czasie przechodzi do detali. Detale są fajne, detale przyciągają uwagę. Prawie jak w wysokiej jakościowo fabryce, gdzie osobno sprzedaje się oczy, usta, nos. Gdy już nie pozostanie na Tobie nic, włączając w to kości oraz szpik, przechodzi do wnętrza. I tutaj proces ten jest długotrwały i mozolny. Poczynając od cech charakteru, zaczepia o nawyki, a kończy na zainteresowaniach. Teraz jesteś już stosami pojedynczych rzeczy, widzialnych i ukrytych. Tutaj Lachowska się zatrzymuje, bo rozkładanie na czynniki pierwsze jest proste, gorzej z wykorzystaniem tego, co jej się spodobało i odrzuceniem tych spraw, które ma ochotę spalić. Szkoda jedynie, że sprzedawany jesteś jako całość, że nie da rady utworzyć z Twojej dłoni, uśmiechu i machinalnego poprawiania grzywki oraz Jej gwałtowności, Jego porywczości, całkiem nowego człowieka. W sumie nauczyła się tego niedawno.                                
Rodzicom łatwo jest tryumfować, gdy mają za córkę dobrą uczennicę jeszcze w polskiej szkole. Dziewczynę nieśmiałą, praktycznie się nie odzywającą. Chodziły pogłoski, że jest niemową. Stała w cieniu z własnego wyboru, na który wpłynęło głównie postrzeganie jej przez otoczenie i oczywiście ją samą. Jednak każdy ma ten przełomowy okres w swoim życiu, w którym staje się innym człowiekiem. Dobrze, żartowałam. Jest to zjawisko nieczęste, ale bardzo ciekawe. Do dziś nie wiadomo kto zamordował pulchną blondyneczkę o zawsze czerwonych polikach. Podobno miała piegi, podobno rzadko się uśmiechała. Z pozostałych po niej fragmentów powstał nowy człowiek, prawie idealny, ale nadal nieperfekcyjny. Do dziś pewne jego części zostają wymieniane. Jeśli nie przez niego to przez ludzi. Powolny, ale skuteczny proces. I wtedy odkryli rodzice, że idealne dzieci nie istnieją, że duma paruje z wiekiem, że świat sztuki niszczy dobrze zapowiadający się mechanizm.
- Znowu nie byłaś w szkole - zaatakował Mikołaj, rzucając pustą torbę na jej plecy.
Lachowska okupywała komputer, a w tym fora, portale społecznościowe, tysiące stron zapowiadających nowe wystawy i oczywiście przeglądała masę zdjęć. Jej gust jak widać nie był zbyt wybredny. Zdawała się nie słuchać młodszego brata, który zamknął za sobą drzwi i usiadł na jej dawnym łóżku.
- Przyszłaś tutaj jakieś dwa tygodnie temu bez większej przyczyny i tak po prostu jesteś. Rodzice są przekonani, że realizujesz te swoje cudowne cele, o których jeszcze niedawno trajkotałaś dzień i noc - stwierdził poważnie, dodając sobie tym samym z jakieś pięć lat. 
Odezwały się w nim dawne, harcerskie zapędy, które wyczuć można było w monotonnym sposobie mówienia oraz stosownej gestykulacji. Nie znosiła tej odmiany Mikołaja. 
- Wyjdź - rzuciła sucho, nie odwracając wzroku od ekranu komputera.
Na dobrą sprawę nie zajmowała się w tym momencie niczym szczególnym. Jedynie przeglądała stare zdjęcia, z któregoś tam ogniska. Chyba, a może jednak nie. Grupa znajomych. Patrzcie, pamięta ich imiona. Nic dziwnego, każde z nich zostawiło wyraźny ślad w jej poukładanym życiu. I znowu się denerwowała, i znowu klęła. Zdezorientowana wstała od biurka i wplotła palce w swoje niepoukładane, nierozczesane włosy. Siedząc od kilku dni w domu, ciągle w tej samej pozycji, dostawała dziwnych ataków bezsilności. Właśnie to przesądziło o zerwaniu kontaktu z tamtymi ludźmi. Nie żałowała, przecież dla niej to było dobre. Tak samo jak nieprzystąpienie do żadnego kółka. Nie chciała być na widoku od początku i tak przecież było. Do momentu pojawienia się tego cholernego Lorisa. Czas zmian.
I wtedy właśnie stała się fajna, a fajne dziewczyny muszą posiadać ograniczenia. Fajne dziewczyny nie mogą płakać i muszą mieć przyjaciół. Zazwyczaj są towarzyskie, dużo się śmieją i mają swoich cudownych chłopaków. A wiesz dlaczego? Ponieważ fajne dziewczyny nie są sobą. Przybierając wcześniej zapisane cechy i odchodzą od tego, co było wcześniej. Lachowska była fajna, do czasu. Później zaczęło się coś psuć, coś zaburzyło jej sztuczne postrzeganie świata. I zostało ich wtedy niewiele. Został Matty, został Mougli, został William i została Harriet. I wtedy już mogli płakać i ograniczać się do tej grupki osób, która im pasowała. 
- Obiecaliście, że zostaniecie - szepnęła szukając jakiegoś znaku za oknem. - Nienawidzę przeskoków, a wy o tym wiedzieliście, cholera.
           
Ale czas sobie płynie i ludzie się zmieniają. Ot na przykład taka panna Forssell – niegdyś już z drugiego korytarza witałaby ją dużym uśmiechem i pomysłami na kolejne dwa miesiące. Teraz często unikają swojego spojrzenia. Jest to męczące, ale przecież Lachowska sama do tego doprowadziła. Odseparowanie się od reszty świata jest zawsze dobrym wyjściem, nie uważasz? Jednak nadal zauważyć można jej marną grę aktorską. Nie wyróżniała się niczym, a deski teatru, w którym występowała, powoli zjadane zostawały przez pleśń. Oby tylko nie wpaść w jakąś dziurę. Jedną z tych większych. Ale w końcu wytrzymała całe przedstawienie. Co za ulga.
- Dzień dobry hrabino Philsburry! - wykrzyknęła rudowłosa wchodząc do swojego aktualnego domu.
Nie od razu się tutaj pojawiła, przez pewien czas mieszkała z rodziną. Z czasem wyodrębniły się jednak dwa, główne problemy jej wyprowadzki. Przede wszystkim za tydzień cała czwórka, matka, ojciec i dwójka braci,  miała wrócić do kraju, a poza tym właścicielka jej nowego mieszkania zaoferowała swoją pomoc materialną.
- Dzień dobry moja droga - na krętych schodach, niczym angielska szlachcianka, ukazała się starsza pani z wielkimi binoklami na nosie.
Hrabina Mirabell Elizabeth Philsburry. Kobieta zatrzymana w czasie, majętna, mieszkająca w wielkiej willi na obrzeżach miasta. Wydawać by się mogło, że stroni od ludzi oraz swojej całej rodziny, tej bliższej i dalszej, ale przecież samotność działa na różne sposoby. Po stracie męża hrabina pojawia się samotnie w teatrach, operach oraz parku. Szorstka, zimna i niechciana.
- Czy przyszły jakieś listy od Williama? - spytała schodząc kilka stopni niżej, by następnie przejść próg kuchenny.
- Niestety nie, pani Philsburry.
- A czy lady Harriet wpadnie na dzisiejszą, zaplanowaną kolację?
- Niestety nie, pani Philsburry. Wyjechała, prawdopodobnie na zawsze.
- Szkoda, bardzo szkoda.
Staruszka kiwnęła kilkakrotnie głową i zasiadła przy drewnianym, specjalnie zamawianym stole. Uśmiechnęła się nikle w kierunku dziewczyny, która nadal stała w przejściu i głucho wpatrywała się w jeden punkt.
- A co z paniczem Lorisem? Czy jego nagły wyjazd został przedłużony?
- Prawdopodobnie.
- Wypijmy herbatę dziecko. 
Lachowska po raz pierwszy od kilku dni wyszła ze stanu odrętwienia. Drgając delikatnie wstawiła staroświecki czajnik na gaz. Ukradkiem obserwowała hrabinę, której choroba odebrała osobowość, spowodowała afazję, apraksję. Pewnie i ją spotka to pewnego dnia, przecież już teraz traci grunt pod nogami, traci siebie. A nad nią nikt skakał nie będzie. I dobrze, łaski nigdy nie mogła przeboleć.
- Miał rację. Do bycia skurwielem trzeba mieć powód. Szkoda, że ja nie mam wystarczającego - szepnęła prawie niedosłyszalnie. - Cholerny Collins.

....................

odautorskie: A miałam ambicję na napisanie dobrego rozdziału. Jak zwykle nic nie trzyma się kupy, jak próbuję wkręcić jakąkolwiek akcję. Cóż, mam jednak nadzieję, że przebrnęliście. W ogóle to namawiam do wzięcia pod swoje skrzydła Mattiego [wolne postacie]. A, i pozdrawiam bohaterów wykorzystanych w rozdziale. :>
              

Nie ma idealnych dni, ale są te najlepsze.

Zastanawialiście się kiedyś, co byście zrobili, gdyby został wam jeden dzień życia? Ja owszem i doszłam do wniosku, że spędziłabym go dokładnie tak, jak dwudziesty lipca dwa tysiące jedenastego roku. O ile byłoby to możliwe. Chciałabym, żeby było słonecznie i ciepło, a na niebie nie było ani jednej chmurki. Być może byłoby mi przykro, że świat jest taki piękny, a ja muszę odejść, ale z drugiej strony lepsze to, niż depresyjna pogoda i deszcz, bo to by mnie jeszcze bardziej dołowało.
Nie ma idealnych dni, ale są dni najlepsze.
Właśnie tego lipcowego ranka, o ósmej rano spaliłam czajnik. Zanim mama zdążyła się obudzić i zauważyć, że czarne naczynie znalazło się w śmietniku, opuściłam dom, wsiadając do samochodu mojego chłopaka. Wiem, brzmi jak początek żałosnego amerykańskiego filmu, w którym rozchichotana cheerleaderka wskakuje do kabrioletu i opowiada o porannym wybryku kapitanowi drużyny piłki nożnej w przerwie między obleśnymi pocałunkami. Ale nie myślcie, że tak to wyglądało. Zamiast tego usiadłam w jego starym aucie i ujmując w dłonie jego twarz pocałowałam go krótko w usta. Zamierzaliśmy jechać pod namiot, tak ustalaliśmy od dawna, ale po jakimś czasie zorientowałam się, że Adam wcale nie jedzie w odpowiednią stronę. Zaczęłam zadawać pytania, na które odpowiadał wymijająco, aż do momentu w którym zirytowana zażądałam jakichkolwiek wyjaśnień.
-Nie wiem - powiedział w końcu i spojrzał na mnie tymi swoimi wesołymi oczami, od których od razu zmiękłam. - Chciałem zrobić nam obojgu niespodziankę. Nie kierujemy się w konkretne miejsce, atrakcją będzie sama jazda.
Obserwowałam go w milczeniu, kiedy prowadził. Robił to dość niepewnie, nerwowo spoglądając na mnie i najwyraźniej oczekując jakiejś reakcji.
-Jeśli nie chcesz, możemy zawrócić - dodał, już nie taki przekonany o swoim genialnym pomyśle. Nie mogłam dłużej powstrzymać uśmiechu. Przytuliłam się do niego, nadal nic nie mówiąc, ale to w zupełności wystarczyło.
-Ale nie będziemy tego słuchać - oznajmiłam wreszcie przełączając radio na inny kanał, na co on zaśmiał się beztrosko i zmierzwił mi włosy. Pootwierałam wszystkie okna i ułożyłam wygodnie nogi, zakładając na nos ulubione okulary. Włączyłam głośniej muzykę, bo akurat grali The Smiths i zaczęłam bujać się do rytmu, podśpiewując.
-And if a double-decker bus crashes into us - zaśpiewałam głośniej.
-To die by your side is such a heavenly way to die! - zawtórował mi Adaś, po czym gdy zdaliśmy sobie sprawę z tego co śpiewamy, oboje wybuchnęliśmy zdrowym śmiechem. Wtedy pomyślałam, że mogłabym w tej chwili umrzeć, ponieważ byłaby to najlepsza śmierć, jaką bym mogła mieć.
Wyciągnęłam z torby croissanty i zjedliśmy po jednym wsłuchując się w słowa piosenki. Później wpadliśmy na stację benzynową, gdzie przy okazji wypiliśmy po kawie i mogliśmy ruszać dalej. Po drodze zauważyliśmy parę autostopowiczów i niewiele myśląc zatrzymaliśmy się, pozwalając im jechać z nami. Byli to Emma i Dexter, którzy zamierzali pojechać do Miami. Oczywiste było, że my tam nie dojedziemy, bo to za daleko, ale co nam szkodziło kawałek ich podwieźć? Okazało się, że zrobili sobie wycieczkę, a mieszkali właśnie w Miami i uznali, że najwyższy czas wracać. Dobrze nam się z nimi rozmawiało, wydawali się naprawdę sympatyczni. Podczas gdy chłopaki zajęli się zawziętą dyskusją na temat samochodów, my rozmawiałyśmy o zupełnie innych sprawach.
-Widzisz, Lena, rzecz w tym by się za bardzo nie ograniczać - odezwała się nagle Em, na co ja odpowiedziałam jej zaskoczonym spojrzeniem. - Jak czegoś chcesz, to to bierz i nie przejmuj się konsekwencjami. Mam wrażenie, że nie chcesz być od nikogo zależna - powiedziała, co tak mnie zszokowało, że o mało nie zakrztusiłam się sokiem. Przejrzała mnie w pół godziny. - Rozejrzyj się, zobacz jak pięknie. Nie myślisz, że warto żyć tu i teraz? Tak, jak to robicie teraz, jadąc nie wiadomo gdzie? Czy to nie byłoby cudowne, gdyby było tak zawsze?
Spuściłam wzrok, nie wiedząc jak zareagować. Nie miałam pojęcia co odpowiedzieć, bo dziewczyna miała rację. Problem w tym, że nie zmienię swojego charakteru i sposobu bycia. A przynajmniej nie tak łatwo. Uznałam, że taki argument nie byłby zbyt przekonujący, więc ucięłam temat najzgrabniej jak potrafiłam, jednak później długo nad tym myślałam. Wysadziliśmy ich po trzech godzinach drogi, gdy zdecydowaliśmy się skręcić w innym kierunku.
Doszłam do wniosku, że może nie potrafię na co dzień zachowywać się tak, jak doradziła mi dziewczyna, ale mogę spróbować chociaż tego dnia.
Mijaliśmy wiele miejscowości, śpiewając, gadając o wszystkim i o niczym, zatrzymując się w różnych miejscach, które uznaliśmy za ciekawe. Jedliśmy w przydrożnych barach niezdrowe żarcie i cieszyliśmy się każdą chwilą spędzoną w swoim towarzystwie.
|Muzyka
W końcu nadszedł zachód słońca, a my zachcieliśmy gdzieś się zatrzymać na nieco dłużej. Zauważyliśmy w oddali dobrze prezentujące się wzgórze, do którego podjechaliśmy najbliżej jak się dało. Zostawiając samochód przy drodze, zabraliśmy trochę rzeczy i ruszyliśmy pod górkę. Gdy znaleźliśmy się na samej górze naszym oczom ukazał się wspaniały widok. Ocean. Nie wiedzieliśmy, że jesteśmy aż tak blisko wielkiej wody, dlatego była to dla nas niesamowicie miła niespodzianka. Rozłożyliśmy koc i usiedliśmy na nim, obserwując to co było przed nami. Oparłam głowę na ramieniu Adama, a na mojej twarzy pojawił się mimowolny uśmiech. Uniosłam wzrok na mojego chłopaka, który również na mnie spojrzał i dostrzegłam coś w jego oczach. Przez chwilę zastanawiałam się co to jest, usilnie próbowałam odgadnąć co myśli, co czuje i nagle zrozumiałam. Szczęście. Tak wyglądał człowiek, który był szczęśliwy. I wtedy dojrzałam w tych tęczówkach swoje odbicie. Moja twarz zdradzała dokładnie to samo.

[Przepraszam za ewentualne błędy i powtórzenia. Byłabym naprawdę wdzięczna, gdyby ktokolwiek to przeczytał. Do tych, którzy zagłębią się w tym tekście, proszę o słuchanie muzyki, została specjalnie dobrana :)
Poza tym do przyszłych autorów, yhm, byłoby fajnie gdyby ktoś przejął postać Adama.

+Notka skopiowana z Onetu, stwierdziłam, że powinna się tu znaleźć.]

never lose control

Why I should justify my ways?




1 | 2 | 3 | 4 | 5
M e g a n    H a r r i s 
Kapitan Cheerleaderek i członek koła teatralnego
Data urodzenia:  dziewiąty sierpnia 1993 roku
Wiek: 18 lat
Klasa III | Profil Prawniczy
Miejsce zamieszkania: Palm Springs
Rodzina: Anthony Harris i Laura Harris (zd. Dane)
Miejsce urodzenia: San Diego | Kalifornia | USA
Narodowość: Amerykanka
Wzrost: 1.78 - w dziesięciocentymetrowych szpilkach
Kolor oczu: ciemny zielony
Kolor włosów: blond z rudymi refleksami
Pseudonim: dla przyjaciół Meg, po prostu
Dodatkowo: uzależniona od papierosów.


I czy ten, kto powiedział, że nie można opisać człowieka w kilku, nic nieznaczących słowach, naprawdę się mylił? Na próżno szukać tu niedomówień, czy ukrytych informacji. Znacznie prościej byłoby skrócić to do dwóch, krótkich wyrazów: pole minowe. Megan nigdy nie należała do osób, które łatwo wpasować w jakikolwiek schemat. Sama unika klasyfikowania, jak czegoś wyjątkowo paskudnego. Jest typem osobowości zmiennej, jak pogoda, czy cyklicznie następujące po sobie pory roku. Bywa przewidywalna niczym każdorazowy wschód słońca, tylko po to, by w następnej minucie zaskoczyć swym zachowaniem najbliższych przyjaciół, a nawet samą siebie. Sprzeczność w sprzeczności. Mistrzyni kamuflażu i gry pozorów. Może uchodzić za prowokatorkę i perfekcjonistkę twardo stąpającą po znanym sobie gruncie. Nie jest w stanie ścierpieć monotonii, która stanowi dla niej najgorszą z możliwych kar. Stała bywalczyni wszelkich, dobrych imprez, zadziorna i czasem zbyt śmiała. Niekiedy na własne życzenie pakuje się w kłopoty, ale nigdy dotąd nie narzekała specjalnie na taki obrót spraw. Nie jest w stanie usiedzieć na miejscu dłużej, niż to konieczne, co często skutkuje szybką utratą zainteresowania tym, na czym aktualnie powinna się skupiać. Kryje w sobie niewyczerpane pokłady energii. Ma sto pomysłów na minutę i irytuje się, gdy nie wcieli w życie choć jednego z nich. Uwielbia skupiać na sobie uwagę innych, co jest idealnym zwieńczeniem faktu, iż od dawna cieszy się swego rodzaju niesłabnącą popularnością. Doskonale zna swoją wartość i nie potrzebuje czyichkolwiek zapewnień, by czuć się dobrze we własnej skórze. Żyje tak, jak gdyby liczył się tylko dzień dzisiejszy, nienawidzi planowania i postępowania zgodnie z oczekiwaniami innych. Zawsze robi to, co sama uzna za stosowne, nawet jeśli przyszłoby jej za to słono zapłacić.

Rady innych nigdy nie były dla niej wyznacznikiem godnym, przemyślenia. Jeśli się czegoś podejmie, pokona wszelkie trudności, by doprowadzić to do końca. Upór od zawsze był jedną z jej bardziej widocznych cech. Podobnie jak szczerość, która niekiedy wpędzała ją w tarapaty. Do otaczającej jej rzeczywistości podchodzi z lekkim przymrużeniem oka, tłumacząc, że każdy realista jest prędzej czy później skazany na przegraną. W czasie przeznaczonym na naukę, jest w stanie przybrać maskę nienagannej uczennicy. Wszak, jak mawia jej ojciec, już dziś należy dbać o wizerunek i drogę ku świetlanej przyszłości. Wygadana, sprytna... czasem bezczelna. Egoistka. Nie omieszka się wykorzystać kogoś do własnych celów. Kieruje się zasadą: "silny działa ręką, mądry rozumem, a sprytny - kimś trzecim"... Intrygantka i indywidualistka. Nie stroni od alkoholu, papierosów i dobrej zabawy, której nigdy nie potrafiła sobie odmówić. Nie żeby specjalnie próbowała. Czasem umyślnie doprowadza do sytuacji podbramkowych. Uwielbia nieprzerwanie sprawdzać własne możliwości i stąpać po kruchym lodzie. Kryje w sobie jeszcze wiele niezgłębionych sekretów. Niestrudzona ciekawość, inteligencja... perfekcja i chorobliwa ambicja chodzące na dwóch, szczupłych nóżkach. Pomijając starannie wykreowany wizerunek, którym obdarza wszystkich dookoła, ma zupełnie inną twarz. Doskonale wie, jak zachować się w danej chwili, nie pozwalając na to, emocje przejęły nad nią kontrolę. Nie zawsze się jej to jednak udaje, wszak jest tylko człowiekiem. Niezwykle trudno ją rozgryźć. O ile sama na to nie pozwoli. Manipulantka rozważnie pociągająca za sznurki. Zatańczysz tak, jak ci zagra i nawet się w tym nie zorientujesz. Owinięcie sobie kogokolwiek (a zwłaszcza płci przeciwnej) wokół palca, nigdy nie sprawiało jej większych problemów. No, prawie. Sprytnie pokazuje światu tylko to, co chcę, skrzętnie i starannie ukrywając sprawy, które na światło dzienne wyjść po prostu... nie powinny. Wbrew temu, jakie może stwarzać wrażenie, nie należy do grona istot zbyt wylewnych. Przypomina zamkniętą szkatułkę, a osoby, którym podarowano kluczyk do zamka z powodzeniem policzyć można na palcach jednej dłoni. Na świecie nie ma najprawdopodobniej nikogo, kto z czystym sumieniem stwierdzić mógłby, że pannę Harris zna, a ona sama również nie kwapi się do zdradzania wszystkich swych sekretów pierwszej napotkanej osobie. Jest jak książka, na okładce której nie znajduje się zachęcająca ilustracja, tytuł ani nawet krótka wzmianka o tym, czego można spodziewać się na każdej z kolejnych stron. Czym byłby najpopularniejsze książki, gdyby już na wstępie wyjawiono ich zakończenie?
Meg dopuszcza do siebie tylko te osoby, którym ufa, a zdobycie zaufania panny Harris to rzecz dość trudna i wymagająca pokładów olbrzymiej cierpliwości. Wbrew powszechnej opinii, jest zdolna do największych poświęceń w imię czegoś, w co wierzy. Nigdy nie odmówiłaby pomocy każdemu, kto by w jej odczuciu, tego potrzebował. Kłóciłoby to się bowiem z niemal wszystkimi, wyznawanymi przez nią zasadami, w zgodzie z którymi stara się żyć. Samozacięcie i hart ducha... odpowiedzialność i rzetelność chodzące na dwóch długich nóżkach. Jeśli jej na czymś, czy też na kimś zależy, jest w stanie znieść naprawdę wiele. Istotka lojalna do granic ludzkich możliwości. Oddana i wierna przyjaciółka, która za nic uznaje podziały międzyludzkie. W pełni zgadza się ze stwierdzeniem, że nie liczy się to kim jesteś, ale jaki jesteś... Za szczelnym murem niedostępności i chłodnego podejścia do życia, wciąż skrywają się pokłady niewyplenionej jeszcze dziecięcej naiwności , wrażliwości i potrzeby otaczania się tymi, na których niezwykle jej zależy. Ale nigdy przecież się do tego nie przyzna.

Jest osobą dość pamiętliwą i skłonną do działań w ramach "słodkiej zemsty". Choć doskonale potrafi oddzielić własne uprzedzenia od spraw ważniejszych niż te, z którymi boryka się na co dzień, nie oznacza, że tak od razu zapomina o tym, czego szczerze wolałaby nie pamiętać. Potrafi szybko odnaleźć się w niemal każdej sytuacji, rzadko ukazując ewentualne zagubienie, czy nieporadność.
Lubi brać odpowiedzialność za to, co robi. Nie przepada również za powierzaniem losu w obce ręce. Żywy przykład osoby niezależnej. Każdą próbę pomocy odruchowo traktuje jak atak i pokaz jej bezsilności i słabości, a od dawien dawna wolała uchodzić za samodzielną i pewną siebie dziewczynę. Rzadko przyznaje się do błędu, czy prosi o wsparcie. Jeśli już się do tego zabiera, jest to absolutna ostateczność.
Zazwyczaj uśmiechnięta i pozornie optymistycznie nastawiona do otoczenia, potrafi przybrać kompletnie odmienną maskę, jeśli tylko spotka na swej drodze kogoś, kto zajdzie jej za skórę. I nie ma większego znaczenia to, kim ów osoba jest. Megan nie zawaha się przed niczym, by wyrównać rachunki, a wiedza ta wystarczy do tego, by potencjalni wrogowie omijali ją szerokim łukiem. Po co wszakże komplikować sobie życie, które samo w sobie jest już wystarczająco pokręcone? W ułamku sekundy jest w stanie przeistoczyć się w cyniczną, arogancką zołzę, z którą nie sposób wygrać. Walczy o swoje z niezwykłą zawziętością i wszelkimi dostępnymi środkami.

Mówisz: pozory mogą mylić, myślisz: Megan. Rzadko zdarza się bowiem, że ktoś tak niepozorny, przy bliższym poznaniu okazuje się niemal całkowitym przeciwieństwem pierwszego wrażenia, które wywołuje u innych. Jest idealnym dowodem na to, że nigdy nie powinno się zawierzać temu, co widzą nasze oczy. A skoro już o oczach mowa... Panna Harris jest szczęśliwą posiadaczką intensywnie zielonych tęczówek, na jednej z których dopatrzeć można się kilku stosunkowo zabawnych, brązowych plamek. Długie, jasne włosy, których koloryt nie został jeszcze jednoznacznie określony, upina zazwyczaj w wyszukane, misternie utkane fryzurki.
Każdy z kosmyków mieni się odcieniem oscylującym na pograniczu blondu i rudawych refleksów, stanowiąc ciekawe dopełnienie jej jasnej cery. Jeśli zaś chodzi o posturę, rzec trzeba, że należy do osób stosunkowo niskich, przez co często kroczy dumnie w niebotycznie wysokich obcasach. Drobna, miejscami zbyt wątła sylwetka idealnie sprawdza się w zajęciu, któremu od dawna poświęca każdą wolną chwilę - tańcu. Przywiązuje dużą wagę do swego wyglądu i tego, jak pod tym względem postrzegają ją inni. Jednak mimo wysiłku wkładanego w te sprawy, pozostaje dziewczyną jak najbardziej naturalną. Do chodzącej laleczki barbie, strasznie jej daleko. Preferuje żywe kolory, choć w jej szafie nie zabraknie również ubrać w stonowanych barwach. Barwne chusty, najróżniejsza biżuteria... to już niemal jej znak rozpoznawczy. Podobnie, jak szczery uśmiech, którym zdarza jej się obdarzyć każdego, kto w jakiś sposób sobie na to zasłuży. Lubi eksperymentować, co często widać na przykładzie zmian fryzur. Nierzadko zmienia też styl ubierania, choć zawsze dba o wszystko w najmniejszym nawet detalu. Szyk, elegancja, wyrafinowanie. Trudno oprzeć się wrażeniu, jakoby wszystko w jej ogólnym wizerunku dążyło do stworzenia spójnej całości. Począwszy od delikatnego makijażu, na dodatkach kończąc. 
Historia życia tej nastolatki nigdy nie będzie materiałem na dobrą, ciekawą książkę, o którą biliby się nie tylko fani, ale też wydawcy. Przyszła na świat dziewiątego sierpnia jako pierwsze i jedyne dziecko młodego architekta i prawniczki. Niewiele pamięta z pobytu w rodzinnym San Diego, bowiem państwo Harris postanowili zmienić miejsce zamieszkania niedługo po narodzinach córki. Do Palm Springs przybyli dokładnie siódmego października tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego trzeciego roku, a więc niespełna dwa miesiące po wspomnianym wydarzeniu. Meg od zawsze dostawała dokładnie to, czego chciała, co było niekoniecznie dobrym czynnikiem wpływającym na kształtujący się dopiero jej system wartości. Oczko w głowie rodziców. Dzieciństwo mogące uchodzić za książkowy przykład idealnego. Niemal. Żadna zabawka i żadna niania nie jest przecież w stanie zastąpić czegoś, czego pragnie każdy dorastający maluch. Nawet za cenę marzeń podawanych na tacy. Czy było warto? Czas pokaże.
Szybko nawiązała kontakt z pewnym rodzeństwem, mieszkającym w okolicy. Jak wiadomo, zawieranie przyjaźni przez naiwne dzieci nigdy nie było wyjątkowo trudnym zadaniem. Kilka lat później dołączył do niech jeszcze jeden chłopak i dwie, wyjątkowe dziewczyny, wspólnie z którymi (mimo wszelkich dzielących ich różnic) stworzyli grupę ufających sobie ludzi. Wbrew wszystkim pozorom ich relacji nie można uznać jednak za zbyt proste. Gdy w grę wchodzą typowo ludzkie odczucia, niczego nie można być pewnym...




Dodatkowo:
+ panicznie boi się pajacyków
+ ma słabość do gorzkiej czekolady
+ od zawsze czuła pociąg do wszelkich staroci
+ planuje zerwać z nałogiem palenia
+ jej ulubioną rzeczą, jest stare lusterko znalezione w jednym z antykwariatów
+ lubi muzykę z pazurem i teksty niosące ze sobą drugie dno
+ ma listę rzeczy, które pragnie zrealizować przed śmiercią
+ ponad połowa z nich dotyczy podróży
+ w wolnych chwilach czyta... komiksy. Ale o tym nie póki co absolutnie nikt
+ jej największym lękiem jest strach przed samotnością
+ najbardziej marzy o... spędzeniu całego dnia tak, jak tylko ona zechce.
Ulubione:
Film: Podaj Dalej | Aktor/ka: Robert Downey Jr | Audrey Hepburn | Książka: Sherlock Holmes (seria) | Zespół: Slipknot/ Godsmack/ Bon Jovi | Piosenka: Snuff | Fikcyjna postać: Doktor Watson | Potrawa: sałatka owocowa | Deser: sorbet cytrynowy | Napój: sok truskawkowy | Kolor: zielony | Pora dnia: zmierzch | Pora roku: jesień | Miejsce: las | ...cdn









P O W I Ą Z A N I A || I N N E || O P O W I A D A N I A




Ostatnia aktualizacja: 29.05.2012 godzina: 22:05
__________________________________________________________________
Witam wszystkich serdecznie, mam nadzieję, że nikomu nie będę tutaj wadziła. Długo wahałam się, czy aby na pewno przejęcie postaci Megan nie wykroczy poza moje możliwości, ale w końcu postanowiłam postawić wszystko na jedną kartę. Bez ryzyka nie ma zabawy, czyż nie? Na wątki jestem chętna, oczywiście. Lubię i te długie i te krótkie, choć uśmiecham się tylko na widok tych pierwszych ;)
Wyznaję zasadę: "Jak Kuba Bogu...". Napiszesz 5 zdań, ja zrobię to samo. Prześlesz 20, odpłacę się równie rozwiniętą odpowiedzią. Zdarza mi się odpisywać w naprawdę dziwnej kolejności, ale NIGDY nikogo nie pomijam, więc spokojnie. Za wszelkie błędy gorąco przepraszam - jestem tylko człowiekiem.

+ Wizerunku użyczyła Emma Roberts
Pozdrawiam!


Archiwum