środa, 16 maja 2012

J. K. Abbey - Jestem postacją z bajki, tylko fikcją - więc tak naprawdę nawet nie istnieję

 "Życie jest jedynie 
Przelotnym cieniem; żałosnym aktorem,
Co przez godzinę puszy się i miota
Na scenie, po czym znika; opowieścią
Idioty, pełną wrzasku i wściekłości,
A nie znaczącą nic."
[Makbet; Akt V, scena V]


"Śpij już mały Kovu,
Dzikie ślepka stul,
I niech przyśni ci się kto?
Wielki Kovu - król!"






Imiona: Joanne "Joey" Katherina
Przezwisko: Kovu
Nazwisko: Abbey
Wiek: 18 Lat
Data Urodzin: 31 Grudnia 
Orientacja: Hetero

"Klucz ci wskaże do zwycięstwa
I nauczę zemstę gnieść!

Musisz silny być i zręczny,
Groźny i bezwzględny też!
Mówi mi mój ryk wewnętrzny,
Żeś ty bestia a nie zwierz!"


Klasa: II
Profil: Kryminologia
Zajęcia:
*Kapitan Drużyny Koszykówki (byłabym wdzięczna);
*Kółko Teatralne;
*Kółko Filmowe;



"Niech zagrzmi bęben,błysną kły!
Niech Kovu dziki wyda ryk!
Zniewagę pomścij!
Znak nam daj!"



Wygląd - Zasłona dymna, bo nie należy ufać oczom:

Bajki zwykle zaczynają się słowami: "Za siedmioma...", więc chociaż nie będzie to typowa bajka i ją tak zacznę:  

   A więc było to tak... Za siedmioma bagnami, w których mieszkają ogry, ośmioma przesmykami, gdzie domy swoje mają wilki polujące na czerwone kapturki, dziewięcioma willami które zajmują wilkołaki, dziesięcioma stodołami gdzie mieszkają nauczyciele od geografii, dwudziestoma czterema polami na których pasą się jednorożce i kościołem dla wampirów wierzących mieszkała stara kobieta z córką i synem. 

   Teraz zgodnie z chronologią następuje przedstawienie postaci w sposób, którego nie powstydziliby się bracia Grim, czyli używając bardzo dużo epitetów i porównań. Oczywiście zaczyna się od kobiety:

   Córka miała włosy długie i kręcone w kolorze rudawo-brązowym, niczym rdza. Oczy jej były, jak płynna czekolada, usta delikatne, kuszące do pocałunków, a gdy się uśmiechała, świat zdawał się stawać w miejscu, a słońce rzucało uwagę: "Cholera, mam rywalkę". Może właśnie dlatego panienka wolała deszcz. Preferowała czuć na swoim ciele krople wody, przyklejające jej do ciała ubranie i włosy, podkreślające jej nienaganne kształty. Wzrok mężczyzn zwykł przesuwać się po jej posturze zwracając uwagę na każdy cal jej ciała, przy czym największą uwagę poświęcali jej iskrzącym się oczętom. Wiecznie rozbawionym.


Charakter - Mający więcej, niż jedno oblicze:


"Na nic błagania, na nic łzy!
O słodka zemsto w to mi graj!
Luli-luli-laj!!!
 (...)
 Poznał jak smakuje zemsta,
Z jego własnych kłów i łap!

Stul kaprawe ślepia!
To znaczy, słodkie oczka zmruż.
Wiedz, że nim obejrzysz się,
Królem będziesz już!"

  Przyszedł czas na jej charakter, by następnie móc przejść do streszczenia życia głównej bohaterki. Czy tylko mnie wydaje się być iście nieprofesjonalnym i podłym skrócenie jej (koniecznie nieszczęśliwego!) życia w jednym akapicie, by następnie rozpisywać się stronicami o tym, jak znajduje miłość i robi całą masę nieistotnych rzeczy, takich jak jedzenie śniadania? Mówiłam o charakterze! A więc tu droga idzie w dwie strony: albo opisujesz banalnie inteligentną oraz kochaną przez wszystkich (niczym Śnieżka) i niedocenianą przez los istotkę, albo może ona być niekochana przez nikogo, gburowata i podła. Bajki mają to do siebie, że postaci są czarno białe. Złe, albo dobre. Nie ma niczego po środku. Nie zapomnij łączyć w jednym zdaniu rzeczy nie mające ze sobą nic wspólnego, jak na przykład: "Był inteligentna, jak i kochała zwierzęta". Mówiłam już, że się cieszę, ze to nie jest typowa bajka?


   Na wszystkie jej zalety nie starczyłoby mi miejsca: miła, wiecznie uśmiechnięta, wygadana, inteligentna, pełna cudownej energii życiowej, z której szczodrze korzystała skacząc po wszystkich drzewach w mieście, wchodząc po parapetach na sam wierzch dachów. Należała też do osób ambitnych, gdyż jeżeli brała się za kółko teatralne, to za główne role, jeżeli koszykówka - to kapitan drużyny, jeżeli śpiewała - to dawała z siebie wszystko. Była niezaprzeczalnie zdolna, gdyż na taką ją wychowano - córkę idealną.  

   Więc biel. Trzeba w tym miejscu dodać, że główną bohaterką, niezależnie od wszystkich jej początkowych wad będzie osoba nieskazitelnie biała. Tutaj problem jest największy, gdyż bajki nie zagłębiają się w powody dla których ich postać jest taka płytka. Nie będą jej pogłębiać, bo nie mają na to czasu. Bajki są krótkie. Tylko co nam po tym, skoro po przeczytaniu takiej bajki, w wyobraźni ludzi powstaje postać idealna i bez wad, która jest nudne i istnieć nie może. A proszę mi wierzyć, kiedy ktoś taki zaczyna pisać i ma takową postać, to opowieści te czyta się, co chwila zakrywając oczy ręką i jęcząc w duchu "za jakie grzechy każą mi to czytać?!"
   Więc nikt nie wspomni powyżej, że słynęła z takiej lekkości dobierania słów, iż nie sposób było nie uwierzyć w to, co mówiła, i choćby ci proponowała umierać w torturach, to i tak byś się na to zgodził. Właściwie jest jedna, jedyna sytuacja, gdy powie ci prawdę i tylko prawdę - rzucając ci w twarz twoje własne słabości (jej ulubioną osobą w tej kategorii jest jej ojciec, któremu nie oszczędza obelg). Po za tym po skończeniu dziesięciu lat wyzbyła się szacunku do innych, a jej język stał się niewyparzony. Warto też dodać, że ma certyfikat z posługiwania się ironią oraz cynizmem. Jest wiecznie spóźniona, zabiegana i naprawdę nie jest normalna. Uparta. Do tego nie uważa by były to wady. Jak mówi "To buduje mnie. Albo kochaj mnie całą, taką, jaka jestem, albo nie kochaj wcale." Uważa życie, za wieczną zabawę. 
   Co do córki idealnej, też można by się przyczepić, chyba, że mówisz iż jej ojcem jest sam Lucyfer, tudzież Loki - bóg kłamstwa. Wówczas trafiłeś w samo sedno - Córka Diabła.


"Z wierzchu masz być skałą
Ma się żar z niej tlić
Każdy bój zwyciężysz,
Zawsze tak ma być
(...)
Musicie być jak szalona rzeka
Jak tajfun, który obli mur
A równocześnie tak tajemniczy jak księży, co wygląda tu za chmur
Blisko już do walki
Na dwóch godna ten czas
Tylko twardy rozkaz,
Łączy mnie i was
"

   "Rudowłosy chłopak wszedł do budynku szkoły, od razu się rozglądając. Zrobił kilka niepewnych kroków, a następnie wyprostował się i postanowił dalej iść, jako ten pewny siebie i nie przejmujący się niczym dupek, na którego tak dużo kobiet leciało. Bo taka była prawda. W rzeczywistości kobieta pragnęła z pozoru cynicznego i aroganckiego ignoranta, który dla niej okaże się być wrażliwym mężczyzną dającym bezpieczeństwo.
   Szedł więc przez korytarz, z uniesionym podbródkiem i na wpół zamkniętymi oczami. Być może, gdyby darował sobie te oczy i nieco bardziej skupił się na słuchaniu, usłyszałby za sobą głos kobiety, która krzyczała głośno "Uwaga!"
   Zatłoczony korytarz na przerwach był bardzo ciasny, dlatego chłopak nie spodziewał się, że komuś zechce się po nim biegać. Zresztą, nie było nawet jak się rozpędzić, bo co i rusz, jakiś człowiek. Przynajmniej tak uważał, do momentu, kiedy w bardzo szybkim tempie, wszyscy znaleźli się pod ścianą, a na środku powstało małe przejście. Małe, które do kołowy zasłaniał rudowłosy chłopak, nie widząc o co może chodzić.
   Chwilę później poczuł to na własnej skórze. Ktoś na niego wpadł. A dokładniej: potrącił jego ramię. Podniósł szybko wzrok, patrząc na winowajcę. Była nią nie wysoka dziewczyna o brązowych włosach. Spojrzała na niego zatroskanym wzrokiem, zatrzymując się niedaleko. Chłopak pocierał ramię, przesuwając wzrokiem po jej zgrabnej sylwetce, zatrzymując wzrok na jej biodrach, które się kołysały na boki. Cóż, nawet teraz nie umiała ustać w bezruchu. Uniosła rękę, a w raz z nią, jego spojrzenie powędrowało w górę. Zatrzymał je na jej szarych oczach. Stalowych oczach, w których zdawały się być iskierki świadczące o energii z jaką żyła.
   - Wybacz. - Powiedziała oddalając się.
   - Nic się nie stało. - Odpowiedział, na co jej usta rozciągnęły się w uśmiechu, a dziewczyna obróciła się tyłem, ponownie się rozpędzając.
   - Nie patrz się tak za nią, nie potrzeba jej dowartościowywać bardziej, niż już jest. - Słowa te wypowiedział brunet, przykucnąwszy obok pierwszaka.
   - Słucham? - Zielone tęczówki mężczyzny jeszcze chwilę śledziły kobietę, a następnie zostały skierowane na kolegi.
   - Ona czuje, kiedy i skąd ktoś się na nią patrzy. - zaczął wyjaśniać. - I jest na tyle pewna siebie, że jeszcze chwila i przekroczy granicę zostając kobiecą wersją Narcyza. - Uśmiechnął się, podając swojemu rozmówcy zeszyt, który wypadł z jego plecaka.
   - Znasz ją? Kim ona jest?
   - Joey. Każdy wie kim jest. Ściąga na siebie uwagę innych.
   - Nie dziwię się... te długie nogi...
   - Zdziwiłbyś się, ale nie chodzi o jej wygląd. Choć niewątpliwie jest on dopełnieniem całości.
   - Więc czym?
   - Jest tego dużo. - Wzruszył ramionami. - Jeżeli usłyszysz o tym, że urządzono koncert na dachu szkoły, włamano się w nocy do basenu, zostawiono notatkę w miejscu strzeżonym hasłem: "ja nic nie zrobić, ale wasza ochrona być do dupy", wysadzono salę od chemii, najczęściej celowo, to wiedz, że to ona.
   - Ma ciekawe życie. - Pokiwał głową, podnosząc się.
   - To, to jeszcze nic. - Machnął ręką. - Na strzelnicę chodzi. I w wolnym czasie na miecze i kije walczy.
   - Ona? - Spojrzał na chłopaka z niedowierzaniem. - Ona ma budowę ciała delikatnej istoty, którą tak łatwo byłoby złamać na pół... - przeciągnął, rozmyślając na temat jej wyglądu.
   - Kobieta będąca chodzącym wulkanem. - Pokiwał głową. - Ale mówię dobrze, chodzi."




Historia - To, co nas kształtuje i sprawia, że stajemy się wyjątkowi:


"Tyran paszcze ma zębatą,
W sam raz żeby ziemie gryźć!
Krew popłynie strugą wartką,
Dla mnie bomba choćby dziś!

Strach, ból i zemsta wiodą prym!

Symfonia śmierci, gniewu hymn,
To dla mych uszu istny raj,
Luli-luli-laj!"

   W opisaniu historii jej życia chodzi o to, by napisać jak szczęśliwa była do pewnego momentu, w którym to wszystko się niszczy i główna bohaterka staje się magnesem na nieszczęścia. Zaczynają na niej ciążyć rzeczy tak ciężkie, że czytający bajkę mają skryta nadzieję, że zaraz umrze, żeby się nie męczyć. Obowiązkowo następuje motyw utraconego zaufania oraz kłamstwa


   Wychowywała się w domu pełnym miłości, razem ze swoim bratem, matką, oraz ojcem, który z powodu wyjazdów służbowych odwiedzał ją wyjątkowo rzadko. Żyła w słodkiej nieświadomości, że tak naprawdę jabłko, którego jedną częścią była jej matka, a drugą ojciec zostało z duplikowane. Znaczy, część mamy została z duplikowana i przybrała postać pani Kimberly. 

   W historii głównej bohaterki pojawiają się takie rzeczy, jak chociażby, że to pani Kimberly była tą pierwszą, bo przecież dzieci jej i ojca dziewczyny były starsze. Ale jaki jest cel o tym wspominać, skoro bajki nie służą po to, by być logiczne, a żeby przedstawić niewiastę w kolorze bieli. Niewinną i biedną. Do tego dobrze by było pamiętać że powinna być też słaba, gdyż to cecha, która jest iście konieczna do przyszłościowego spotkania prawdziwej miłości! W tym miejscu zawsze mam ochotę na śmiech. Proszę wybaczyć, ale tak się sprawy przedstawiają w umysłach innych, a prawda jest taka, że im silniejsza kobieta jest, tym silniejszego mężczyzny potrzebuje. Będzie szukała w nim bezpieczeństwa, stabilności, którą będzie jej dawał pomimo swojego bycia narwanym i romantycznym. Będzie go odpychała, bo przy nim okazywanie słabości, bo poleganie na nim, przestanie być czymś trudnym, a to będzie ją przerażało. Ta myśl, że ktoś otacza ją ramieniem, a to przyniesie odpoczynek...
 Wracając do historii! Oczywiście prawda zawsze zwycięża, i tak dalej, dlatego też i tym razem wyszła na jaw.



   Dziewczyna znienawidziła ojca, stała się zamknięta w sobie i przestała dopuszczać do siebie ludzi. Jej bujna wyobraźnia, oraz prawdziwie giętki język pozwoliły jej stworzyć w okół siebie świat, w którym mogłaby się ukryć. 


   Świat polegający na udowodnieniu każdemu, że tak naprawdę jest albo cholernie i nieprawdopodobnie szczęśliwa kobieta, albo prawdziwa suka, której zależy tylko na zniszczeniu porządku w twoim świecie. Owszem, zna się na manipulacji. Owszem, potrafi tym zyskać to co chce, ale proszę mi wierzyć, nie za każdym razem, kiedy na nią patrzysz i rzucasz jej słowa "Jesteś oszustką. Prawdziwą suką. Nikczemną kobietą" - to wypływający na jej usta uśmiech jest prawdziwy. Wiele razy zniszczyła tym relacje naprawdę dla niej ważne, które będzie niszczyła dalej, bo im więcej osób dla niej ważnych, tym więcej ma słabości na które nie może sobie pozwolić.


   Nie utrzymywała kontaktu z ojcem i nie chciała tego zmieniać, ale huragan, który zmiótł jej dom z powierzchni ziemi zmusił ją do zmiany. Zmusił, by przeprowadziła się do znienawidzonego ojca i zamieszkała nie tylko z nim, ale i z dwoma jego synami, z którymi nie sposób było się porozumieć. 

   Weszła do ich domu z uśmiechem na ustach. Z iskierkami determinacji patrząc na nich. Z myślą, że ich wykurzy z tego domu. Tylko to jej chodziło po głowie. A czemu? Bo przyszło jej do głowy, że mogliby zacząć być dla niej ważni, tak samo jak jej drogi braciszek, bo w końcu póki była jedyną kobietą w rodzeństwie, to jej naprawdę było wszystko jedno. Lecz nie mogła się poddać tej myśli. 
   To jest moment kulminacyjny wszystkich problemów. Powód, dla których bajka się zacznie. Coś, co pchnęło do spotkania i rozpoczęcia fabuły. Bodziec, tak bardzo nierealny, który zdawałby się być tylko koszmarem. Ale nie był. 
   Dziewczyna czuła się zraniona, oszukana a teraz jeszcze wystawiona na próbę.  


 

"To stale dręczy mnie
Dlaczego wszystko poszło źle.
Chcę już odejść stąd.
Nie jestem tam, gdzie jest mój dom.
I jedno wiem, nie poddam się.
Ze wszystkich sił próbować chcę.
Ni kroku wstecz, to ważna rzecz.
Wy z drogi mej zabierajcie się precz."




   Bajki zawsze mają dobre zakończenie, którym w większości jest bezgraniczna miłość. Zakochanie od pierwszego wejrzenia. Ufność ponad ludzką miarę, pomimo krzywd wyrządzonych nam przez życie. Tym jest Happy End. Nienaruszoną psychiką. Niezachwianą granicą. Czystym sumieniem, które odróżnia dobro od zła. To jest nam potrzebne, by mieć wiarę, bo jeżeli rozejrzysz się po naszym świecie nie zobaczysz tego. Twoje różowe okulary roztrzaskają się na małe fragmenty, jak bohaterce tej bajeczki w wieku lat dziesięciu. Już nie zaufasz tak szybko. Nie przebaczysz za piękne oczy. Nie będziesz czekała na swojego księcia na białym koniu, który przyjedzie wyratować cię z opresji. Zauważysz, że nie masz na sobie pięknej sukni, która zawsze zachowuje nieskazitelny kolor i krój. Dotrze do ciebie, że sama musisz się bronić. Weźmiesz do ręki broń, którą przez lata tylko mężczyznom wolno było się posługiwać. Odłożysz na bok trucizny przeznaczone dla tchórzy i patrząc komuś w oczy, wbijesz mu sztylet w pierś, obserwując jak wydaje ostatnie swoje tchnienie. 
   Bajki dają nam siłę marzyć, śnić, żyć i oddychać, bo gdyby w wieku dziecięcym zrujnowano nam dzieciństwo, usunięto podstawę bycia, pokazano zdrady i ukazano niesprawiedliwość świata, to skąd wzięlibyśmy odwagę by stanąć na nogi? I gdzie ukrylibyśmy się w przyszłości, jeżeli nie we własnym świecie? Mimo to, najgorsi wariaci wychodzą z osób posiadających wybujałą wyobraźnię, która nie przestaje być rozwijana. A potem jak taka osoba cierpi. Strzeżcie się ludzie. Strzeżcie się niebiosa. Narody padajcie na kolana. Wiem na własnej skórze, jak to jest być taką kobietą. Cieszysz się i cierpisz. Marzniesz i jest ci gorąco. Nie boisz się, ale obawiasz. Chcesz, ale nie chcesz. Żyjesz, a mimo to cały czas umierasz. 
   Bajki kończą się słowami "I żyli długo i szczęśliwie". Chciałabym napisać to samo, choć tu muszę dodać, że "długo i szczęśliwie" to synonim słowa "nudno". Do tego wyszłabym na kłamcę, bo nie wiem jak to rodzeństwo dalej żyło. Prawdę powiedziawszy nie zdziwiłabym się, jakby ona szybko umarła, a on - opłakując ją - umarł z tęsknoty. Prawdopodobne.

   A teraz mi powiedz, bajką był tekst poetycki, czy komentarze ukazujące puentę? Proszę wybaczyć, znudziłam się zwykłą formą bajki. Jeżeli rozważa pan zaliczenie mi tego, proszę pamiętać, że bajki braci Grim to właściwie kanibalizm w "Czerwonym Kapturku", Śpiąca Królewna wydająca na świat dwójkę dzieci w czasie śpiączki (choć słyszałam wersję, że zasnęła i została wówczas zgwałcona), Jasiowe i Małgosiowe podcinanie gardła czarownicy. 

Z pozdrowieniami i historią iście prawdziwą, gdyż Pana szanuję, a to u mnie rzadkość - J. K. Abbey"



Opinia Psychologa - Próba zrozumienia:


"Jedno wiem: Nie poddam się.
Galopem noc pokonać chcę.
Idźcie stąd, zostawcie mnie.
Tam czeka dom, a tu jest mi źle.
Do swoich wrócę stron.
Mam twardy kark, nie złamią go.
Jestem zdrów, zwyciężę znów.
Żadnej przegranej szkoda słów."

"Wyczułem jej niechęć, jak tylko przekroczyła próg mojego gabinetu. Spojrzałem na nią uśmiechając się, a ona odwzajemniła ten gest, choć wiedziałem, że nieszczerze. Nie chciała tu być i nie winiłem jej za to.Poprosiłem, żeby usiadła na krześle. To nie miało być jakieś wyjątkowo odmienne spotkanie od wszystkich tych, które dzisiaj odbyłem, i które miałem odbywać przez kolejny tydzień. Rozmowa z ludźmi po katastrofie, jaka ich dosięgnęła. 
   Spodziewałem się wysłuchać od niej długiej listy rzeczy, które straciła: książek, czasopism, lub innych ulubionych przedmiotów, ale dziewczyna nie zamierzała się tym ze mną dzielić. Usiadła i milczała, choć nie wyglądała na zlęknioną, ani na niepewną siebie. 
   Ściągnąłem brwi, uświadamiając sobie, że pamiętam ją z dnia katastrofy. Wtulona w brata, z łzami spływającymi jej po policzku. Niewinna - było to jedyne określenie, jakie się pojawiało w mojej głowie, kiedy o niej myślałem wtedy. Dziś prędzej powiedziałbym, że jej postawa wskazywała na to, że to ona sprowadziła huragan, co przecież było niemożliwe. 
   Zadałem proste pytanie, na które odpowiedziała krótko i mało wyczerpująco. Zadałem kolejne, sięgając po jej dokumentację, ale nie znalazłem tam niczego szczególnego. Spytałem się jej, czy udało jej się cokolwiek uratować. Kiwnęła głową. Zapytałem co. Odparła, że pudełko. 
   Spędziłem z nią tak półtorej godziny, by na sam koniec, kiedy zdawało mi się, że ją rozgryzłem, dotarło do mnie, jaką maskę kłamstw miała na sobie. Skrzywdzono ją, a teraz ona krzywdziła samą siebie."

Ciekawostki - To, co najmniej powinno cię interesować:


 "Wy nie wiecie co w moim sercu się kryje.
Chcę żyć i przeżyję.
Nigdy nie ulegnę, nigdy nie ulegnę wam nie.
Kto nie dotrze do fal nie popłynie na ich grzbiecie.
A wy tak właśnie chcecie.
Nigdy nie ulegnę, nigdy nie ulegnę, wam nie.
Chcę wolnym być, chcę żyć."
  
Główna rola w przedstawieniu
   - Pomimo tego, że jest całkowicie zwariowana i niepoukładana poważnie zastanawiała się na pójściem do klasy matematycznej, albo informatycznej. W tej pierwszej dziedzinie stara się być najlepsza w szkole, co całkiem nieźle jej wychodzi, biorąc pod uwagę, że jest na poziomie o dwa lata wyżej, niż powinna. W tej drugiej dziedzinie się nie wychyla, ale zna się na hakerstwie równie dobrze, jak na włamywaniu do cudzych pokoi w akademiku (A robi to często, by chociażby sobie posiedzieć na łóżku i poczekać na właściciela).
   - Strzela z pistoletu, na który ma pozwolenie, choć jeżeli ktoś zapytałby się jej o zdanie, to preferuje broń białą, oraz łuk. 
   - Ma słabość do bzów. Ogromną słabość.
   - Jakiś czas miała zielone włosy.
   -Interesuje się teatrem od długiego czasu i nie bez przyczyny gra zazwyczaj główne role. J jest kobietą odważną, do tego taką, która nie boi się kłamać i umie to robić, więc tym bardziej na scenie nie ma z tym problemów. Bez potrzebnych innym przygotowań może zmienić się z niewinnej, małomównej i skrytej w sobie dziewczynki w kobietę pewną siebie, torturującą innych. Mówi się o niej, że byłaby zabójcą doskonałym. Warto też dodać, że bardzo szybko uczy się tekstu, gdyż ma pamięć wzrokową do najdrobniejszych szczegółów. Najbardziej lubi występować w musicalach ponieważ łączy tu swój talent aktorski z muzycznym. 
   - Wołają na nią Kovu, ponieważ ma więcej, niż jedną naturę, oraz kompletnego bzika na punkcie tej bajki.
   - Jest dziecinna, czego nie chce zmieniać, ale jeżeli będzie chciała wywrzeć na kimś wrażenie innej, to to zrobi.
   - Chcąc się wkupić w jej łaski, kup jej czekoladę.


Powiązania - Siła rzeczy. Lwy są zwierzętami stadnymi:

Luck Abbey - Brat głównej bohaterki. Odgrywa kluczową rolę w życiu J, ponieważ jest obecnie jedynym powiernikiem jej sekretów. Zawsze mówi mu prawdę i właściwie nawet nie zastanawia się dlaczego. Jest dla niej bardzo ważny i często ma wrażenie, że nigdy nie znajdzie osoby, której będzie w stanie tyle powiedzieć.

Emili Abbey - Matka Kovu. Dziewczyna nie mówi tego głośno, ale straciła poniekąd szacunek do niej. Jak mogła wiedzieć o tym wszystkim i nic jej nie powiedzieć? Jak mogła się zgodzić na takie traktowanie? 

 "Kiedyś ktoś zdradził nas
Zniszczył wiarę w świat
Dziś to wiemy i wyrok nasz trwa
Skazy syn stać nie może się jednym z nas
Nie jest już jednym z nas"


Russell Collins - Przybrany brat dziewczyny. Właściwie ostatnio doszła do wniosku, że ona tylko oddaje mu pięknym za nadobne. Jeżeli jemu się wydaje, że mieszkanie z nim jest przyjemne, zwłaszcza po jego powitaniu, które raczej określiłaby mianem odpychającego, to się myli. Jej też się to nie podoba. On jest wredny dla niej, ona jest dla niego suką. Zobaczymy tylko komu to wyjdzie na dobre. 

 Steave Collins - Kochany ojciec dziewczyny, który obecnie musi znosić męki największe w postaci jej nienawiści do niego. Oczywiście wszyscy wiedzą, że nienawiść jest lepsza od obojętności. Dziewczyna bez większych ogródek mówi mu co o nim myśli i jak mało go obecnie szanuje. Za kłamstwo.

Josh Collins - Przybrany brat.



[A teraz jeszcze mam wrażenie, że mi postać nie wyszła. Eh! x.x Poprawię to pewnie jeszcze z tryliard razy, jak nie więcej.

Cytaty:
Luli luli laj - Król Lew II
Nie jest jednym z nas - Król Lew II 
Nigdy nie ulegnę - Mustang z Dzikiej Doliny 
Zrobię mężczyzn z was - Mulan

23 komentarze:

  1. [Może wątek? Mam kilka pomysłów ale z obydwóch stron musi być inicjatywa ^.^ Tutaj autorka Amarette Coliee]

    OdpowiedzUsuń
  2. [ Znam Cię, znam! Pewna jestem po "Królu Lwie" i po "Kovu" :D ]

    OdpowiedzUsuń
  3. [ Przykro mi, ale nie zdradzę tego. Zabiłabyś mnie na miejscu xD A wątek zacznę, jeśli zaproponujesz powiązanie, o! :D ]

    OdpowiedzUsuń
  4. [Drobne literki mnie prawie zabiły o takiej porze i z takim katarem, ale wytrwałam. Ciekawy pomysł na kartę z tą całą bajką. I to tyle na teraz, bo chyba nie dam rady wypluć z siebie więcej słów na obecną chwilę xd]

    OdpowiedzUsuń
  5. [W końcu! <3 Jak tylko jutro wrócę ze szkoły, to pierwsze co robię, to zaczynam wątek!!!]

    OdpowiedzUsuń
  6. [Chociaż kartę mniej więcej już znam to szczegółowo przeczytam ją po szkole, a teraz w przerwach między jednym drukowaniem jednej koszmarnej krzyżówki na angielski, a drugiej, zacznę wąteczek :3]

    Russell od rana był wkurwiony. Ba, wkurwiony to mało powiedziane. Wczoraj Josh wyjechał na Alaskę i spędzi tam kilka dni na kursach weterynaryjnych. A jeżeli ktoś dobrze znał Russell'a Collins'a to musiał wiedzieć, że ten chłopak rozstania ze swoim bratem znosi naprawdę koszmarnie. Już sam fakt, że w samotnie w zimnym łóżku sprawiało, że wstał koszmarnie rozdrażniony. Nienawidził takich dni jak ten i wtedy miał wrażenie, że nawet kubek gorącej, mocnej kawy, nie będzie w stanie go uratować.
    Wszedł do kuchni i od razu całe jego chęci na miłe spędzenie tego poranka, czy raczej już prawie południa, szlag trafił. Przy stole siedziała ona - Niedorozwój 1 - panna Abbey.
    Posłał jej jedno, oschłe spojrzenie, a potem ruszył w kierunku lodówki. Wyciągnął z niej karton z sokiem pomarańczowym i upił kilka łyków, gdy nagle musiał podbiec go zlewu, żeby wszystko wypluć. Cholera jasna, to co znajdowało się w tej butelce na pewno dalekie było od soku jakiegokolwiek jadalnego owocu.
    - Śmieszy Cię to? - warknął, spoglądając na dziewczynę. Mimo że sprawiała wrażenie poważnej, a nawet zmartwionej, z jej wzroku mógł wyczytać wszystko. - Wspaniale, żart na poziomie takich bezmózgowców jak Ty i Twój braciszek. Brawa - burknął, klaszcząc z ironią w ręce.

    OdpowiedzUsuń
  7. [Zauważyłam że chodzisz na zajęcia filmowe i teatralne... Można by zrobić wątek na przykład na warsztatach filmowych w kinie. Prace w parach i takie tam. Może ty masz jeszcze jakiś pomysł to śmiało. : D]

    OdpowiedzUsuń
  8. [Wyczuwam dobry wątek, waćpanno! ^^]

    Słysząc jej monolog, uniósł wysoko brwi w ten swój znany, lekceważący sposób. Prychnął nawet niezadowolony i usiadł na kuchennym blacie.
    - Nie chcę nic, co mogło mieć wspólnego z Twoimi obślizgłymi rączkami, Abbey. Wracaj lepiej tam, skąd przyjechałaś; wyjmuj biedne dzieci z spod gruzów domów, nie zawracaj mi tu głowy.
    Może jego wypowiedź nie była jakaś na poziomie, ale do cholery jasnej, był ranek, co więcej, ranek bez Josh'a i nie widziało mu się, żeby zastanawiać się nad durnymi gierkami swojej przeklętej siostry.
    - No błagam, jak to możliwe, że jesteśmy spokrewnieni - burknął pod nosem, nie wiedząc czy dziewczyna to dosłyszała.

    OdpowiedzUsuń
  9. [Ogarnęłam tą kartę dokładnie i jestem z was dumna, zarówno z Ciebie, jak i z Joey. Nawet widać miejscami, że jest siostrą Russ'a, te same szalone pomysły i tak dalej. Tylko jedyne co się mogę przyczepić to, to że ona raz ma oczy szare, gdzie indziej czytałam o czekoladowych, a mi wspominałaś kiedyś o zielonych, więc w końcu sama nie wiem jakie ona ma oczy. Ale oprócz tego bardzo dobrze :D
    A, i nie wiem czy Ci to wspominałam, że pokój Joey i Lucasa (mieszkają razem, ale możesz to pozmieniać, mi to i tak wszystko jedno) znajduje się na odremontowanym strychu, który zajmować miał Russ z Josh'em (dlatego czuje do niej jeszcze większą urazę). Ale jak nie chcesz to nie musisz się tego trzymać, tylko powiedz mi to xD]

    Westchnął ciężko. Szlag trafić daną Josh'owi obietnicę, że spróbuje być miły i chociaż poudaje, że go to nowe rodzeństwo obchodzi. Podmienianie rzeczy w kuchni jeszcze by wytrzymał, ale do cholery, żeby wchodzić do jego pokoju i tam grzebać w jego łazience?
    Wyszedł z kuchni, trzaskając drzwiami tak mocno, że aż zatrzęsły się ściany. Wbiegł po schodach i szybko dobiegł do swojego pokoju, by tam wziąć pospieszny prysznic. Zachowywał się jak wariat, przed użyciem sprawdzając każdą butelkę, ale nie miał ochoty znowu znaleźć jakiejś pseudośmiesznej niespodzianki. Jednak za ostrożny też nie mógł być, dałby tylko satysfakcję tej wrednej su...
    Cholera jasna, nie mógł się nawet wyprowadzić, bo wtedy oznaczałoby, że Abbey'owie wygrali. Musiał wymyślić coś, co powstrzymałoby to durne rodzeństwo, chociażby na kilka dni.
    Owinięty tylko ręcznikiem, wyszedł do swojego pokoju, a tam przebrał się w zwykłe rzeczy. Chciał się stąd wynieść, może pojechać do sklepu i kupić kilka ciekawych gadżetów.
    Chwilę zajęło mu szukanie kluczyków od samochodu, choć to było dziwne, skoro zawsze zawieszał je na haczyku koło drzwi. Ale to teraz nie było ważne, przecież mógł rzucić je gdzieś ze złości, kiedy Josh tak nagle powiedział mu o swoim wyjeździe. I na szczęście nie musiał się denerwować, bo znalazł je pod łóżkiem, więc wszystko układało się w logiczną całość.
    Spokojnie, Ever - myślał za każdym razem, kiedy już chciał dopatrzeć się jakiegoś podstępu. Nie mógł być za uważny, to by było dziwne.
    W końcu był już gotowy i cały radosny wyszedł z domu. Kilka godzin bez tych cholernych Abbey'ów. Do kogo by tu pojechać? Może do Kassidy? Albo do Lex'a? Każda możliwość była lepsza, niż spędzenie jeszcze minuty w tym popieprzonym domu.
    I gdy wszedł do garażu, gdzie zawsze stał jego samochód, zaniemówił. Nie było go, do jasnej cholery, gdzie był ten samochód?
    - ABBEY! - wrzasnął, wbiegając pospiesznie do domu i dobiegając do pokoju dziewczyny. Kilka raz walnął pięścią w drzwi, a nawet szarpnął za klamkę, ale była zamknięta. - Abbey, do cholery. Co jak co, możesz dotykać wszystko, jeżeli takie dziecinne zabawy Cię bawią. Ale SPIERDALAJ OD MOJEGO AUTA! Gdzie ono kurwa jest?!

    [Jezu... Wybacz mi, że takie flaki z olejem napisałam, ale nie wiedziałam jak inaczej rozkręcić ten wątek.]

    OdpowiedzUsuń
  10. [Chyba muszę skorzystać w takim razie z opcji ty powiązanie i okoliczności a ja zaczęcie, bo ostatnio nie mam głowy do ewentualnych powiązań. Tylko.. Patrzymy na jej relacje z Russem? Bo jak tak to raczej nie będą darzyć się sympatią. Ewentualnie Abbey nie musi nic wiedzieć, potem się dowie i będzie wkurzona na Sum czy coś.]

    OdpowiedzUsuń
  11. [To może wątek. Ale jeżeli mozesz zacznij. ]

    OdpowiedzUsuń
  12. Prawdę powiedziawszy to on nigdy nie lubił matematyki. Sądził, iż ten przedmiot nie jest mu do szczęścia potrzebny i może właśnie dlatego nigdy nie przykładał zbyt dużej uwagi do nauki z tego przedmiotu. Tego dnia łaskawie zaszczycił swoją obecnością szkołę, do której był zapisany. Łaskawie otworzył zeszyt i wszedł nawet do klasy matematycznej, zajmując miejsce w ostatniej ławce, jak to miał w zwyczaju. Tuż przed nim usiadły dwie dziewczyny z jego klasy. Całkiem ładne. Chichotały, próbując zwrócić na siebie jego uwagę, ale jedyną uwagę jaką udało im się na siebie zwrócić to uwaga profesora. Nathaniel roześmiał się cicho pod nosem i przesunął spojrzeniem po zebranych, a jego wzrok zarejestrował pewną osóbkę, która skradała się między ławkami po to by po chwili zająć miejsce tuż obok niego kuląc się przed spojrzeniem nauczyciela.
    - Abbey? – zaczął niezbyt pewnym tonem Nathaniel. – Co Ty tutaj u diabła robisz? – odwrócił się w jej kierunku, zupełnie ignorując nauczyciela, który właśnie zapisywał na tablicy jakiś wzór.

    OdpowiedzUsuń
  13. [Uznam, że się znają jakimś cudem przez Nathaniela!]

    Ten dzień nie należał do jej najlepszych. Wypchana negatywnymi uczuciami odgrywała na zajęciach rolę zwierzątka na pokaz. Czasami ją dokarmiano ostrymi docinkami, by jak wąż w terrarium, choć raz ruszyła ogonem. Nic z tego, jej majestatyczny spokój i równowaga wzięły górę. Przynajmniej na to wskazywała zawzięta mina oraz wzrok skupiony usilnie na jednym punkcie. Marzyła, aby móc w końcu opuścić tych tępych, głupich i mało interesujących ludzi. Każde ich słowo, gest czy zachowanie przyprawiało ją o mdłości. "Trzeba było zostać dzisiaj w mieszkaniu". Nieufność spowodowała odtrącenie przyjaznych słów znajomego z ławki, a następnie odmówienie przyjścia na czyjeś tam z kolei urodziny. Opuszczając klasę miała czyste sumienie.
    Uderzyła mocniej w drewniane drzwi, morderczym spojrzeniem obdarzając osobę przechodzącą nieopodal. Była to jedna z tych zfrustrowanych cheerleaderek, której oczywiście brakowało w dzisiejszej rozpisce. Zdenerwowana Lachowska kopnęła drzwi bez większego przygotowania, chwilę później łapiąc się gwałtownie za palec u nogi.
    - Cholera - przeklnęła w ojczystym języku z ulgą obserwując, jak klamka zaczyna się poruszać. - Dłużej trzeba było.
    Obdarowała rudowłosą dziewczynę nienawistym wzrokiem, jednak zaraz potem uśmiechnęła się kącikiem ust i wskazała na torbę, w której mieściła się butelka z lepszym alkoholem. A co, dzisiaj mogła zaszaleć.

    OdpowiedzUsuń
  14. Ze zdenerwowaniem kopnął w drzwi. Blefowała, oczywiście że blefowała. Aż tak okrutną osobą nie była, żeby jego auto wrzucać do rzeki.
    - Słuchaj mnie, Abbey! - warknął, chcąc przekrzyczeć głośną muzykę. - Działasz mi dzisiaj wyjątkowo mocno na nerwy, ale potrzebuję tego auta! Więc posłuchaj mnie uważnie, zagramy sobie w grę, dobrze? Zrobię wszystko co tylko ten Twój durny łeb wymyśli, jeżeli pomożesz mi odnaleźć moje pieprzone auto! I nie obchodzi mnie czy to Ty wrzuciłaś je do rzeki, czy ten Twój pieprzony braciszek zabrał je sobie, nie wiadomo gdzie! Chcę z powrotem moje auto, a dostaniesz za to przyzwoitą nagrodę.

    Można by rzecz, że tak, poddał się, bo nienawidził, kiedy ktoś tykał jego auta, które i tak nie było już w najlepszym stanie. Ale gorzej by było, gdyby tej cholernej Joanne wpadło do głowy zrobić cokolwiek z jego biletem na koncert Michela Jacksona. Wtedy nie obchodziłby go jakikolwiek szacunek do kobiet.

    OdpowiedzUsuń
  15. Robbie od dłuższego czasu przysypiał na matmie. W zasadzie zastanawiał się co podkusiło go żeby na nią przyjść. Gdy już prawie zasnął usłyszał dźwięk otwieranych drzwi. Jako, że lekcja trwała w najlepsze odwrócił się i ku jego zaskoczeniu do klasy weszła Joanne. Robbie spojrzał na nią raz i drugi po czym wstał z miejsca i podszedł do niej.
    -Nie pomyliłaś klas mała- zaśmiał się jej do ucha pochylając się nad nią- Chodź mój wybawco zrywamy się stąd- dodał po chwili i z bezczelnym uśmieszkiem wyszedł z klasy.

    OdpowiedzUsuń
  16. Uśmiechnął się lekko.
    -W zasadzie to nie wiem wsiądziemy na mój motor i pojedziemy do miejsca, w którym diabeł mówi dobranoc- zaśmiał się i puścił do niej oczko. W zasadzie nie miał pomysłów więc musiał improwizować. Po chwili wyszli na parking. Robbie wskoczył na motor i z cieniem uśmiechu spojrzał na dziewczynę.
    -Mam nadzieję, że lubisz jazdę bez trzymanki- powiedział gdy usiadła za nim po czym zapuścił silnik i ruszył w zasadzie nie wiadomo gdzie i nie wiadomo po co.

    OdpowiedzUsuń
  17. W sumie chyba ta co czekał w całym swoim planie - żeby wyszła taka niczego nie świadoma i w sumie przepełniona satysfakcją, że wygrała, bo gdy tylko wyszła z pokoju, odwrócił się, a na jego usta napłynął ten znajomy uśmiech. Podszedł do niej, niby żeby podziękować jak kochanej siostrze, gdy nagle chwycił ją za nadgarstki i spętał je na tyłach jej placów.
    - Nigdy nie ufaj starszym braciom, Abbey - mruknął pewnym siebie głosem, przybijając ją do ściany. Może nie traktował jej dokładnie tak, jak kobiety powinien traktować, ale przecież to nie była kobieta. To było istne zło, córka szatana.
    - No, więc słucham - warknął jej do ucha, mocno wykręcając nadgarstki. - Gdzie jest mój samochód, Abby?

    OdpowiedzUsuń
  18. -Jeżeli się boisz możesz mnie objąć- zaśmiał się i zwiększył prędkość. Gdyby w tym momencie zobaczyła ich policja prawdopodobnie Robbie nie miał by prawka. Kogo jednak obchodzi głupie prawo jazdy gdy można się zabawić. Przez głowę przemknęła mu pewna myśl.
    -Jak zabiorą mi prawko zacznę jeździć rowerem- krzyknął do niej bo panujący do okoła hałas zagłuszał słowa- Wyobraź sobie mała ja na składaku- uśmiechnął się figlarnie na samą myśl. Bez wątpienia byłby to widok, który na długo utkwiłby w pamięci.

    OdpowiedzUsuń
  19. W sumie nie zdziwił się na tak ostrą odpowiedź dziewczyny. Może i wydawało się, że jego siostrzyczka nic go nie obchodzi i próbuje być jak najdalej od niej, ale to były tylko pozory. Z każdym jej coraz dziwniejszym zachowaniem, chciał ją poznać coraz bardziej, bo jak się okazywało, charakter mieli niemalże ten sam, chyba po kompletnie zjebanym ojcu. Ale w życiu jego duma nie pozwoliłaby się przyznać, że nienawiść sprawiała, że Joey go intrygowała.
    - Łżesz, Abbey - powiedział szorstko i odsunął się od dziewczyny, wchodząc do jej pokoju.
    Chyba ze wszystkich rzeczy przez które tak nie cierpiał swojego rodzeństwa, ten pokój był głównym powodem. Sam go odremontowywał, malował ściany, kładł panele i wszystko po to, żeby kilka dni przed przeprowadzką z mniejszego pokoju, dowiedzieć się że strych przysługuje zjebanemu rodzeństwu.
    - Nie ładnie tak kłamać - powiedział, rzucając się na jej łóżko. Wyciągnął z kieszeni spodni papierośnicę przypominającą ipoda i wyjął z niej papierosa. Podpalił go, dumnie rozkładając się na łóżku.

    OdpowiedzUsuń
  20. Przechylił lekko głowę w bok, obserwując ją z uwagą. Była miła, więc już to wzbudzało jego podejrzenia. Kovu nigdy nie była tak milusia, a jeśli była to zawsze miała ku temu jakiś powód.
    - Odwiedzić? – uniósł lekko brew ku górze. Odwiedza to się w domu, a nie w klasie, ale to nic, Abbey zawsze miała niekonwencjonalne pomysły. – Dobra, nie ważne – machnął ręką mówiąc półgłosem, chociaż profesor i tak nigdy nie zwracał na niego uwagi. – Co zaplanowałaś? – zapytał w końcu, patrząc na nią podejrzliwie.

    OdpowiedzUsuń
  21. - Miałaś dzisiaj jakieś zajęcia? - spytała zdziwiona widokiem zaspanej dziewczyny. - A do tematu, przyszłam wypić z dziewczyną, która mnie nie zdenerwuje zbyt szybko - stwierdziła, ziewając w międzyczasie. - Przynajmniej mam taką nadzieję. Swoją drogą chyba nie powinnaś spożywać alkoholu zaraz po pobudce? - uniosła jedną brew ku górze i bez zapowiedzi usiadła na jej łóżku. O nie, nie miała zamiaru zgrywać teraz wielce wychowanej. Gdyby tylko jej się zachciało, pewnie rzuciłaby się na posłanie i poszła spać. - Rzuć się jakimiś kubeczkami czy czymkolwiek. Jestem tak podirytowana ludźmi, że głowa mała. Albo to kryzys wieku średniego!

    OdpowiedzUsuń
  22. -Czy ja wyglądam na lizusa- uniósł brew i z piskiem opon zahamował po czym zeskoczył z motoru. Znaleźli się w miejscu do którego przyszedł kilka razy. Przez brak czasu spowodowany lenistwem i ciągłym oglądaniem telewizji nie za często tu wpadał.
    -A teraz idziemy na długi spacer mała- oznajmił i przeciągnął się. Kto jak kto ale Robbie uwielbiał spacery po lesie- Jeżeli się zgdubimy skarbeczku to ja za to nie odpowiadam. Tylko proszę cię nie poćwiartuj mnie i nie zakop. Urządź mi przynajmniej tajemny pogrzeb- uśmiechnął się łobuzersko i ruszył przed siebie prosto do lasu.

    OdpowiedzUsuń
  23. [Coś wątek nam się urwał, a tamten w sumie mnie wkurzał xD Zaczynamy nowy czy już tu nie siedzisz?]

    OdpowiedzUsuń

Archiwum