niedziela, 27 maja 2012

Stay with me, I'm only little lonely monster.




Kim jestem? Na pewno nie Bradem Pittem czy Megan Fox. Nie Twoją wścibską sąsiadką z na przeciwka czy ubogim gitarzystą, grającym gdzieś na ulicy. Nie jestem też baletnicą, także nie bożyszczem, żadną ikoną seksu. Nie jestem kimś wartościowym, jedynie pomyłką, która nigdy nie powinna istnieć na tym świecie. Nie potrafię zrozumieć siebie, więc Ty tym bardziej tego nie zrobisz. Nienawidzę wybierać. Nie lubię też pływać, bo nigdy nie wiem w co mam się ubrać. Kocham za to babcine swetry, dziadkowe koszule, ćwieki, podarte trampki, dziurawe spodnie, czapki skarpety, sukienki bombki i czarne cienie do powiek. Dłonie zawsze muszą być spierzchnięte i szorstkie. Zdarza mi się wymyślać nowe słowa. Mam blond włosy z brązowymi odrostami, ostrzyżone na pazia. Metr sześćdziesiąt osiem kompleksów, zielone oczy często zeszklone od łez, czterdzieści siedem kilogramów wypełnione pytaniami. Nienawidzę swojego ciała i nie ważne ile byłoby na nim zrobionych plastycznych poprawek, nigdy nie będzie takie, by spełniło moje oczekiwania.



Nazywam się Denis Solman.
Egzystencjuję od pierwszego sierpnia tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego piątego roku.
Trójka w Kingsley'u.
Obojnak.
Nie wstydzę się tego.
Czasami.
Mieszkam tutaj od zawsze, ale robię wszystko, by nie było mnie widać.
Przez całe życie nauczanie domowe, dopiero teraz wychodzę na ulicę.
Pierwsza klasa
profil matematyczny
Kółko filmowe
Szkolna gazetka
Nie boję się ludzi, nie wstydzę się ich
To po prostu oni nie chcą mieć ze mną nic wspólnego.



Jeżeli odważysz się ze mną porozmawiać, musisz wiedzieć:
1. nie obrażę się jeżeli nazwiesz mnie dziewczynką albo chłopcem, bo czuję się tym i tym i nigdy nie zamierzam tego zmienić
2. piję, palę, chodzę na imprezy , tak jak większość młodych ludzi w Palm Springs
3. jestem geniuszem matematycznym, ale z innych przedmiotów idzie mi słabo, więc łatwo znaleźć mnie na zajęciach wyrównawczych
4. moim pupilkiem jest kanarek o wdzięcznym imieniu "Zabiję Twoją Matkę"
5. staram się mówić bezosobowo, ale jeżeli już muszę, robię to w rodzaju męskim, albo żeńskim, ale zdarza się też , że  używam tych form naprzemiennie
6. mam starszego brata, który siedzi w więzieniu za nękanie...mnie. 


[Hej, hej, hej! Witam cieplutko (:  Nie będę tu ukrywać, że większość z was już mnie tutaj zna, bo moją pierwszą postacią jest Russell Collins. Tak, wiem, że prowadzenie dwóch postaci jest ciężkie, ale po obejrzeniu w szkole filmu XXY (serdecznie polecam!) ta postać siedziała mi w głowie i od dłuższego czasu nie mogłam się opanować, więc oto jestem.
Wątki dłuższe, krótsze, wszystkie mogą być ciekawe. I jak nie odpiszę przez kilka dni to spokojnie, pamiętam :3 
W karcie będę pewnie jeszcze sporo zmieniać, ale to się jeszcze zobaczy. Jak coś, to nawet z tej niewielkiej ilości jestem zadowolona.]


18 komentarzy:

  1. [Małe pytanko. Gdzie mamy szanowną postać dodać? Uczniowie, uczennice? ;)]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Myślałam nad tym i wywnioskowałam, że najlepiej byłoby dać mą kochaną postać i do uczennic i do uczniów, żeby żadnych z osobowości nie potraktować gorzej. Dałoby się tak? Ładnie proszę :) ]

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. [ Może wątek? Chciałabym zacząć ale z pomysłami kiepsko:) już raz cię o to prosiłam tak :) ]

    OdpowiedzUsuń
  4. [ Najpierw u Denisa, bo jakoś mnie zafascynował. A styl pierwszej osoby liczby pojedynczej nie jest aż taki zły;) ]
    Samara nie miała w zwyczaju wystawiać ludzi, zwłaszcza takich, którzy zaoferowali swoją pomoc za darmo. Ostatnio w jej życiu trochę się działo, a poskutkowało to niezbyt ładnymi wynikami z matmy, z która zawsze miała problem. Teraz doszła do tego jedynka i jej średnia była mocno zagrożona, Sam zrozumiała, że czas najwyższy wziąć się w garść i jakoś to ogarnąć, nawet na głupią tróję.
    Tego dnia jednak wszystko było przeciw niej,poplamiła koszulkę, więc poszła do domu się przebrać, po drodze wstąpiła po jakieś ciastka. Przy czekoladzie lepiej się uczy, przynajmniej jej zdaniem.
    W cukierni dostała smsa, na którego szybko odpisała, że już idzie, ma tylko lekkie spóźnienie. Po chwili była w parku. Podeszła do Denisa i uśmiechnęła się, przy okazji paląc buraka.
    - Cześć. To ja Samara. Wybacz mi spóźnienie.

    OdpowiedzUsuń
  5. [O, Denis jest z Ori w klasie xD Może będzie jej pomagać widząc, że dziewczyna ma ze wszystkim problemy, ale jednak potencjał? Bo głupia nie jest, ale czasu nie ma xD]

    OdpowiedzUsuń
  6. [oj tam zaraz jebło.... faaaaajny ten Dennis :) i "XXY"... no cóż, nie sądziłam, że ten obraz w jakimś stopniu może być inspirujący, prędzej powiedziałabym to o obu filmach Xavier'a Dolana (co nie znaczy, że XXY mi się nie podobał... miał swoje momenty). Mogę machnąć wątek Alex-Denis, czemu nie. Założę, że się znają i zobaczę jak to pójdzie]

    Czy to była jawa, czy jeszcze sen? Lex otworzył oczy i potoczył błędnym wzrokiem po zadymionym, ciasnym pokoju. Znowu wylądował gdzieś, z kimś i... o nie... Zapalił papierosa i spróbował przypomnieć sobie, gdzie i z kim właściwie jest.
    -Nie wysilaj się...- szept Danny'ego dobiegł go spod ściany.- Na pocieszenie dodam, że jak zwykle wyrwałeś najlepszą dupę...
    -Kogo?- zapytał Alex ziewając. Musiał się zebrać w sobie. Za kilka godzin ma lot do Palm Springs, nie może tak leżeć cały dzień...
    -Moją siostrę- dokończył Dan, podnosząc się z podłogi. Nie, przecież to kurwa nie mogła być prawda. Danielle miała ile...? 16 lat? Gratulacje, Gallagher. Wielkie kurwa gratulacje.
    Alex powlókł się pod prysznic, żeby zmyć z siebie zapach alkoholu, papierosów i krwi, którą szybko zidentyfikował jako nie swoją. Czyjeś ręce objęły go w pasie; tylko po tatuażach na kostkach poznał, że to Danny.
    -Spadaj, Jordison...- westchnął, odrzucając głowę do tyłu.- Niczego z tego nie będzie- ostrzegł, gdy Daniel przyłożył wilgotne wargi do jego szyi. Po dwóch godzinach był już w swoim domu i pakował kilka pozostawionych wcześniej rzeczy do wojskowego plecaka.
    Lot LA-Palm Springs obył się bez niespodzianek,przynajmniej do momentu lądowania. Bo gdy tylko wyszedł z samolotu... było pusto. Czy naprawdę nikt nie mógł się pofatygować, żeby go stąd odebrać? Frances? Russel? Kassidy? Zaklął pod nosem i odebrał gitarę, podróżującą z resztą bagażu. Przy wyjściu niby to przypadkiem kopnął framugę wielkich, szklanych drzwi, przez co pani z ochrony popatrzyła na niego dziwnie.
    -Tamten koleś... nie żeby coś... przewozi kokainę.- mruknął do niej półgłosem i wypadł z budynku lotniska. Nie było nikogo. Ani samochodu, ani taksówki... nic. Alex warknął z wściekłości i wsiadł do pierwszego lepszego pojazdu. Podał adres i nie zwracał uwagi na nic, zajęty dzwonieniem do trójki swoich najlepszych znajomych. Żadne nie pofatygowało się by odebrać. Gallagher westchnął niechętnie i zapłacił taksówkarzowi.
    -Nie bój się, młody. Jak kocha to zadzwoni...- zarechotał kierowca i odjechał na postój. Alex posłał mu gniewne spojrzenie i wszedł do środka, trzaskając ciężkimi dębowymi drzwiami swojego "domu".
    -Halo? Jest tu kto?- zawołał, porzucając torby przy drzwiach i ruszył do salonu, którego oszklona ściana dawała świetny widok na ocean.

    [niemrawe... i nie wiem co Denis mógłby robić u niego w domu, naprawdę nie wiem, w każdym razie... coś tam jest ;)]

    OdpowiedzUsuń
  7. [Patrz, czytasz mi w myślach! Pomysł z heppeningiem jest super, oryginalny, aczkolwiek nie mam pojęcia na czym on mógłby polegać. A może parada równości? Wiesz, nie każdy musi chodzić na nią z zamiłowaniem, ale nasi bohaterowie idealnie tam pasują. Tyle, że Lachowska takich ruchów nie lubi, ale przecież może się tam znaleźć ze znajomymi.:>]

    OdpowiedzUsuń
  8. Lex westchnął cicho, widząc znajomą twarz. Przy spotkaniach z Denisem zawsze miał wrażenie, jakby patrzył na dwie twarze, które chłopak... albo dziewczyna, zależnie od dnia, przybierał/przybierała. Było mu wszystko jedno, w jakiej wersji młodszy o dwa lata chłopak występuje, bo to po pierwsze nie jego sprawa, po drugie i tak nie zna go na tyle dobrze, żeby móc to jakoś kwestionować, czy choćby dawać mu dobre rady.
    Czy go lubił? Możliwe. Lex niewielu ludzi lubił, a fakt, że nie wywalił Denisa za drzwi swojego mieszkania, gdy ten przyszedł do niego po raz pierwszy, mógł świadczyć tylko o cieniu sympatii Gallaghera.
    [i tu element... nazwijmy go fabularnym, żeby móc ich jakoś ze sobą powiązać]
    Pamiętał jak dziś tamten dzień, gdy Denis obrywał/obrywała od kilku wyrośniętych chłopaków. Przepychali go tylko, ale wystarczyło go, by zdenerwować Alexa. Nigdy nie umiał się powstrzymać przed lekcją dobrego wychowania, zwłaszcza jeśli zakładała obicie komuś mordy. Denis wyszedł z tego z kilkoma siniakami, a potem miał już spokój. Warto było? Chyba tak.
    -Cześć, Denis.- Lex zrobił kilka kroków w jego stronę i pstryknął kota w ucho.- Nie wiesz, gdzie moja siostra?- zapytał, wpatrując się w niego badawczo. Wszyscy wiedzieli, że Frances bardzo lubi Solmana, traktuje go wręcz jak młodszego brata, więc powinien wiedzieć gdzie jest, jeśli akurat się do niego nie przykleja.

    OdpowiedzUsuń
  9. -Wracam od Danny'ego, z LA. I nie... nie, właściwie nikogo nie wyrwałem. Chyba, że za "wyrywanie" uznałabyś przylepiającą się do mnie siostrę Dana.- odparł Alex, nie odpowiadając w żaden sposób na powitanie ze strony Denisa. Co prawda kilka razy był świadkiem jak Alex i Russel siedzą razem,w dość niedwuznacznej sytuacji, zwykle jednak szybko się zmywał, porwany przez dziewczyny. Nigdy też nie dał Alexowi po sobie poznać, że obojętność Gallaghera w jakiś sposób go męczy czy obraża. Lex traktował go naturalnie, i odnosił się tak, jak w danym momencie życzyła sobie tego psychika Denisa. Inni tak nie umieli, ich problem.
    -Wiesz, że nikt nie może się dowiedzieć, że tam byłem?- zapytał, popychając chłopaka do środka. Odszedł w kierunku barku i nalał sobie whisky.- Jak komuś powiesz, to znowu będę miał kuratora na karku. A tak... A tak może Danny przyjedzie tu na dłużej.- mruknął, nim zgodnie z życzeniem Solmana zaczął opowiadać.
    -W Kalifornii jak zwykle pięknie. Na Sunset Strip kwitną orchidee, a Hells Angles zasmradzają miasto jeszcze bardziej niż zwykle, bo zrobili sobie tygodniowy zlot. Ale razem z Danem zebraliśmy chłopaków. Zagraliśmy mały koncert w Palladium i tyle, nic specjalnego.- zakończył, wzruszając ramionami. Denis wywrócił oczami.- No dobrze, niech Ci będzie. Wczoraj zdrowo się najebałem. I przeleciałem siostrę Dana.

    OdpowiedzUsuń
  10. [Weź, bo się czerwienię! Lachowska parad nie lubi, ale je toleruje. Zresztą dziewczyna nie przepada za miejscami gdzie jest dużo chaosu, krzyku i blichtru.]

    Ona nawet nie wczuwała się w klimat całej tej imprezy. Miało być śmiesznie, nie było. Miało być ciekawie, nie jest. A teraz zostawili ją samą wśród tego pędzącego motłochu i wymagają wykrzyknięcia co jakiś czas odpowiedniego hasła. A szlag by trafił ludzi na siłę zmieniających rzeczywistość w sposób dość pretensjonalny. Owszem, działać można zawsze, ale trzeba pamiętać o rozsądku i umiarze.
    Lachowska nie szykowała się długo na całe zajście. Zarzuciła na siebie oczywiście pierwsze lepsze ciuchy z wolno stojącego krzesła oraz zaczesała włosy do tyłu. Ot jej całe kolorowo-tęczowe przebranie. Pewnie nic podobnego nie znalazłaby w szafie, więc większego problemu nie spotkała.
    Gościa przywitała znudoznym spojrzeniem, które zwolna zmierzyło go od góry do dołu. I po raz drugi i trzeci. Najwidoczniej nie miała do czynienia z jednym z tych głośnych dzieciaków, co to ich orientacja nie jest jeszcze do końca ustalona, więc pozwalają sobie na zmienianie jej kilka razy w miesiącu.
    - Jestem zażenowana, zdruzgotana i totalnie podirytowana - skwitowała twardo, nie spuszczając wzroku z towarzysza na jedną sekundę. Wyjątkiem nie stało się nawet pojawienie na jej twarzy kolorowych serpentyn, któr pojawiły się praktycznie znikąd.

    OdpowiedzUsuń
  11. Alex spojrzał na Denisa z rozbawieniem.
    -Jeśli kiedykolwiek uda mi się przemycić Cię na zachodnie wybrzeże, to możesz być pewien, że nie zostawię Cię samej. Zginiesz w LA i tyle będzie. Ktoś z nas się Tobą zajmę, spokojnie.- obiecał Alex, wiedząc doskonale, że Danny nie pozwoliłby żeby ktoś z otoczenia Lexa miał włóczyć się sam w tak niebezpiecznym mieście.
    -Właściwie, jeśli Dan nie przyjedzie tutaj, to pewnie za jakieś dwa miesiące znowu tam pojadę. A na razie możemy pojechać gdzieś bliżej, na przykład do Lafayette, do Luizjany.- zaproponował, snując plan kolejnej motocyklowej wyprawy. Taki monolog u Alexa był dziwny i niespotykany, ale prawda taka, że tylko przy tym obojniaku mógł mówić co chciał i bez żadnych oporów. Wszyscy inni zwykle próbowali go zakrzyczeć, ale nie Denis. Nawet Danny czasem nie dawał mu dojść do słowa.
    -Gdzie znalazłeś tego kota?- zapytał, podnosząc z ziemi małe stworzenie.- I po co Ci kolejny? A raczej kolejna- dodał po chwili, oglądając kotkę z każdej strony.

    OdpowiedzUsuń
  12. [zaraz... zaraz będę odpisywać, najpierw biorę mapę USA i... chwilaaaaa. to my nie jesteśmy w Palm Springs na Florydzie? Generalnie z Florydy do Luizjany bliżej niż z Kalifornii...]

    OdpowiedzUsuń
  13. [no właśnie... dlatego jak zobaczyłam Twoją korektę to myślę sobie "Z Florydy? Do Lafayette? Przecież to niedaleko..." a potem przypomniałam sobie o Kalifornijskim Palm Springs i... hahaha... nieźle się wkopałyśmy xD]

    -Denis... spokojnie. Dopiero wróciłem, na razie nigdzie nie wyjeżdżam, chyba, że po mnie zadzwonią. Ale... pod koniec tygodnia pewnie będę jechał do Lafayette, więc lepiej się spakuj.- mruknął, rozsiadając się na kanapie. Kot wskoczył mu na kolana. Złe posunięcie. Alex nie lubił kotów, nigdy za nimi nie przepadał. Kojarzyły mu się z macochą. Do dziś pamiętał jak piekł go policzek rozorany jej paznokciami.
    -Weź go, proszę.- mruknął, przymykając oczy, a chłopak od razu wziął kota z jego kolan. Był zmęczony, ledwo chciało mu się ruszyć palcem, a i tak gdy Denis nieśmiało włożył mu w ręce gitarę, odruchowo zaczął przejeżdżać palcami po strunach i szukać akordów.
    -Zagrać Ci coś?

    OdpowiedzUsuń
  14. [Spokojnie, objeżdżanie ludzi zawsze jest fajne. Przynajmniej to mnie łączy z Lachowską, głównie. :D]

    Dziewczyna przyglądała się z uwagą nowo poznanej osobie ze zmarszczonymi brwiami i delikatnie otwartymi ustami. Ropzpoczynała powolny proces oględzin blond włosego człowieczka, który sprawiał wrażenie dość aspołecznego. Możliwe, że wziął ją za swoją bratnią duszę, jednak jeszcze nie wiedział, jak bardzo się myli. To, że aktualnie Lachowska miała okres całkowitej izolacji od świata nie oznaczało, że od niego stroni. Popadanie w skrajności osobowe, związane z charakterem, było u niej częstym zjawiskiem. Momentami za częstym.
    - Ja muszę do łazienki. Mam wrażenie, że zaraz wychawtuję wszystkie moje wnętrzności z tego szczęścia - zaironizowała, zeskakując z murku i od razu wciskając dłonie w głębokie kieszenie spodni. - Daria, chociaż zwracają się do mnie Rude, Wredna bądź taka wspaniałomyślność niektórych, dziwnych ludzi: Rude Wredne. Sama twierdzę, że trochę za długie jak na przezwisko.
    Wyszukała wzrokiem jakąś bardziej rockową kafejkę, umieszczoną pod budynkiem. Schodziło się do niej krótkimi schodami, a następnie spotykało spore, drewniane drzwi. Ruszyła pospiesznie w tamtym kierunku.

    OdpowiedzUsuń
  15. Alex grał wolno jakiś riff, nawet nieświadom, że jest to solo z "Oriona" Metalliki. Spojrzał na chłopaka spod wpółprzymkniętych powiek.
    -Uwierz, że w porównaniu z tymi tutaj, w LA mógłbyś zginąć, zwłaszcza gdybyś trafił na Hells Angels... A trafiłbyś na pewno.- mruknął tylko, odchylając głowę do tyłu.- Znam LA lepiej niż ty. Poza tym, pewnie nawet nie musiałbyś być ze mną. Możesz łazić z którąś z moich sióstr, albo z kimś kogo znam.- Alex wzruszył ramionami, a potem odłożył gitarę.
    -Właściwie czemu rodzice nie puszczają Cię nigdzie dalej? Przecież twoja "nienormalność" jest w gruncie rzeczy całkiem normalna...- dodał, odgarniając włosy do tyłu.

    OdpowiedzUsuń
  16. -Dobra. Wygrałaś. Będziesz tam całkiem sama, zadowolona?- westchnął Alex, uśmiechając się przy tym krzywo. Nagle do mieszkania wleciał pies, jeden z jego psów, owczarek kaukaski, ważący jakieś 80 kilo. Niedźwiedź podleciał od razu do swojego pana, ignorując Denisa całkowicie, chociaż kot w jego ramionach byłby całkiem smaczną kolacją...
    -Cześć, Tunga...- Alex uśmiechnął się do psa, czy też raczej suki, która wpakowała się na kanapę obok niego i domagała się głaskania. W ślad za psem do pokoju wkroczyła jego siostra. Frances stanęła w drzwiach, zaplatając ręce na piersi.
    -Mam nadzieję, że dobrze się bawiłeś, dupku.- warknęła, patrząc na Alexa.- Cześć Denis.- tu uśmiechnęła się do chłopaka, wyciągając rękę, by pogłaskać kota.

    OdpowiedzUsuń
  17. [Ej, ja matmę ogarniam. I to rozszerzoną. Zaraz. Zapomniałam, że tam było dodane 'normalna' xD Koooocham matmę <3 To taki cudowny przedmiot! "Miłości nie ma, jest matematyka"! Jak człowiek może tego nie lubić. Logika, funkcje, sinus, cosinus i inne bajery. Jeszcze w podstawówce wygrałam w Pitagorasie taki wypasiony kalkulator i zaczęłam nosić na lekcje i mam wszystko w kalkulatorze, więc nic nie liczę :D]

    Oriane była tego dnia nieprzytomna. Ilu całą noc płakała z niewiadomego powodu, przynajmniej do momentu, w którym dziewczyna nie wzięła jej z kołyski do swojego łóżka. Jak niewiele potrzeba czasem dziecku do szczęścia, chociaż szkoda, że zorientowała się dość późno.
    - Co? - rzuciła, widocznie zaspana. Chociaż lubiła matematykę, to od pojawienia się córki nie mogła się na niczym skupić, szczególnie po nocach takich jak ostatnia. - A, pomóc. Właściwie to nie, bo nawet nie wiem w czym - rzuciła, patrząc na jakieś urywki notatek w zeszycie. Właściwie to tylko udawała, że coś robi a tak to spała z otwartymi oczami. - Jezu, nie ogarniam, co się dzieje - westchnęła, marząc o kubku mocnej kawy, która może postawiłaby ją na nogi, chociaż Ori zdążyła od rana wypić już dwie. A może trzy. Nie pamiętała w swoim niedospaniu.

    OdpowiedzUsuń

Archiwum