środa, 30 maja 2012

Teddy Bear.


a a r o n   "teddy bear"   m c c o y
klasa III | 19 lat | profil kryminologiczny



Jest kapitanem męskiej drużyny koszykarskiej, redaktorem gazetki szkolnej, członkiem kółka fotograficznego, teatralnego i tanecznego. Co do tego ostatniego: uczęszcza na zajęcia z grupą drugą. W dodatku jest w klasie o profilu kryminologicznym. Trochę za dużo? No coś ty! Zawsze można się z czegoś zerwać, jeśli trzeba... ach, no tak. Jeszcze należy do Samorządu Szkolnego.

  h i s t o r i a
Nowy Rok, dzielący lata 1992 i 1993. To właśnie wtedy, równo o północy, pewien chłopiec nabrał po raz pierwszy w życiu powietrza do płuc i zapłakał donośnie, budząc wszystkich w zasięgu swojego dziecięcego krzyku. Nie było to dziecko planowane, a wręcz przeciwnie: jego narodziny zniszczyły piękne, misterne plany o wspólnej przyszłości Thomasa i Elisabeth, w której niestety miejsca dla dziecka w najbliższej przyszłości nie było. Los postanowił inaczej, dzidziuś się zrobił, a plan posypał... i trzeba było rysować mapę do przyszłości na nowo, tym razem uwzględniając także i dziecko. Koniec końców chłopczyk został nazwany Aaronem i uznano, że urodził się w 1993 roku. Rodzice kochali go strasznie, a jeszcze straszniej go rozpieszczali. Owe tortury trwały sześć lat, do chwili, aż na świecie nie pojawiło się drugie dziecko McCoy'ów, tym razem w stu procentach rozplanowane w ich przyszłości. Dzieckiem tym była dziewczynka, którą ochrzczono słodkim Ann.
Od tego czasu Aaronek dorastał w towarzystwie siostry, wcale nie odczuwając aż tak wielkiego zapomnienia o jego osobie na rzecz małej szatynki. Jak każde rodzeństwo nienawidzili się wzajemnie, kłócili się, wyciągali się na wzajem z kłopotów i rozumieli się jak nikt inny. To właśnie przez tą małą pijawkę, bo tak oto zwykł nazywać ją pierworodny, chłopak nauczył się opieki, odpowiedzialności oraz odpowiedniego zachowania i postępowania względem kobiet, co, jak się okazało, bardzo się przydaje w dorosłym życiu. Mała Ann zaś w późniejszym czasie bez problemu stawiała na swoim i zagadywała do najprzystojniejszych osobników w klasie bez zbędnych rumieńców czy jąkania się. Powiem (napiszę) nawet więcej: zawierała przyjaźnie i znajomości o wiele chętniej z chłopcami, niźli z dziewczętami. Co nie znaczy, że koleżanek i przyjaciółek jej brakowało. W dodatku przez swój charakter była jedną z popularniejszych dziewcząt w swoim przedziale wiekowym.
Ann i Aaron byli nierozłączni. Mała zawsze zwierzała się bratu ze swoich problemów i radości, o których rodzice często nie mieli nawet najmniejszego pojęcia. Ta dwójka okazała się jednocześnie kompletnie inna i identyczna - wszystko zależało od sytuacji i okoliczności. Oboje byli rozpieszczani, a przez wysokie stanowiska i zarobki rodziców - dostawali i robili zawsze to co chcieli. Jeździli konno, uczyli się gry na instrumentach, uprawiali różne sporty i robili jeszcze kilka innych rzeczy. Właśnie przez to zarówno Ann, jak i Aaron, mają od groma zainteresowań, talentów i umiejętności. Większość z nich była tylko kaprysem.
Fajnie, nie? każdy by tak chciał. Takie słodkie dzieciństwo... mm.
Kiedy beztroskie lata dzieciństwa w końcu się skończyły, a więc kiedy on skończył osiemnaście lat, a ona dwanaście, państwo McCoy zdecydowali się na trzecie dziecko. Los zdecydował, że będzie to druga dziewczynka, a rodzice zdecydowali, że zwać się będzie Sarah.
Od tego czasu Aaron jest członkiem bardzo szczęśliwej i bogatej, pięcioosobowej rodzinki, zamieszkującej od dawien dawna w Palm Springs.

c h a r a k t e r
Aaron to chłopak, czy raczej już mężczyzna, aż nazbyt skomplikowany. Jest wręcz niepoprawnym optymistą, jest otwarty i towarzyski, przyjazny, jest oswojonym wesołkiem i dowcipnisiem. Bardzo skory do żartów i zabawy, rzadko kiedy poważny, bardzo lubi wygłupiać się, czego nie ukrywa. Przy okazji jest bardzo pamiętliwy, uparty i stanowczy. Z pewnością potrafi być dyskretny, można mu zaufać, sam jednak nie jest zbytnio do tego zdolny. Nie jest tak do końca ufny, czasem naprawdę bardzo trudno namówić go na przyjaźń i zwierzenia z jego strony. Jeśli nie polubi cię od razu, to nawet nie licz, że zmieni zdanie o tobie. Okej, możliwe że zmieni, ale o to musisz się naprawdę postarać. Na szczęście jednak naprawdę rzadko ocenia książkę po okładce. Jest bardzo chętny do zawierania nowych znajomości. W obliczu problemu problemu staje się istną ciotką Dobra Rada, a w poważniejszych sytuacjach jest zdolny samemu wkroczyć do akcji, nawet nie poproszony o pomoc. Bardzo opiekuńczy i pomocny, co często potrafi naprawdę zirytować. Ten jego cholerny tatusiowy instynkt, który ujawnia się w obliczu istot ludzkich mniejszych i drobniejszych od niego, szczególnie kobiet. Co gorsza, o takie istoty wcale nie trudno... ma wpojone zasady savoir vivre’u; dżentelmen z niego niesamowity, drugiego takiego chyba nie ma... przepuszcza wszystkie panie w drzwiach, ściąga płaszcze, całuje po rękach, kłania się w pas, prawi komplementy w najmniej odpowiednich momentach, pociesza, zawsze jest w stanie wyczarować znikąd chusteczkę, a jeśli nie, to poda swój rękaw... mimo swojej szarmanckości potrafi być zadziorny, nawet bardzo. Urodzony z niego flirciarz. Chciałby się zakochać i po prostu być szczęśliwym, ale, jak na razie, jeszcze żadna z dziewcząt nie zdobyła jego serca. Póki co nie odmawia sobie podrywów... dziewczęta dobrze wiedzą, że żeby dostać się do jego łóżka, trzeba się trochę postarać - byle panny z dyskoteki nie wpuści. Bywa porywczy i żywiołowy, jest trochę niecierpliwy i w gorącej wodzie kompany, albo aż nadto spokojny, cichy, opanowany, z dużym zapasem cierpliwości i mądrości. Dużo w nim sprzeczności, nadal pozostał jeszcze tam gdzieś w środku buntowniczym, niewychowanym nastolatkiem.
A wracając jeszcze do kobiet: jest szarmancki, jak już wspomniałam. Lubi podrywać, czasem porywa się na wielkie, romantyczne sceny. Jego relacje z kobietami mimo wszystko nie opierają się tylko i wyłącznie na flirtach. On pilnie potrzebuje kompanów do szaleństw i wygłupów. Jest w stanie zaprzyjaźnić się z dziewczyną. Zawsze można znaleźć odrobinę miejsca w jego objęciach, żeby się schować przed światem. Jednak uważaj, droga damo: jeśli już się z tobą zaprzyjaźni i zacznie cię traktować jak młodszą siostrę, najprawdopodobniej nie dosięgniesz ustami jego warg, choćbym nie wiem jak wysoko wspięła się na palce.
Z pewnością nie jest typem samotnika, zawsze potrzebuje towarzystwa do rozmowy bądź też wygłupiania się. Zawsze w centrum uwagi, zawsze wpada w kłopoty, zawsze z kłopotów potrafi wyjść z twarzą. Czasem wstaje lewą nogą i bywa trochę nieprzyjemny, wredny i opryskliwy.
Wszędzie go pełno, wszyscy go znają, jest członkiem kilku ważniejszych, szkolnych organizacji. Dzięki temu wie co się dzieje w szkole, jest na bieżąco z plotkami, a przy okazji i o nim wiele  plotek można usłyszeć.

w y g l ą d
Wysoki na równe dwa metry, idealnie zbudowany, z rozwiniętą muskulaturą na tyle, ile potrzeba. Przystojne oblicze, rozbrajająco słodki uśmiech, błękitno szare oczy, które mają zapewne magiczne zdolności, bo przewiercają ludzi na wylot, zaglądają w dusze, docierają nawet do najgłębszych zakamarków umysłów i zapewne także czytają w myślach. Odbierają znaczenie czasowi i wciągają w swoją otchłań. Wystarczy jedno głębsze spojrzenie, by dostarczyć wszystkich informacji o nim: duża dawka inteligencji i niepoprawnego optymizmu, poczucie humoru, zadziorność i ta jego łobuzerskość, przy okazji też trochę dzikiej, nieokiełznanej wściekłości, której jeszcze chłopak nie odważył się w pełni okazać w swoim zachowaniu. A wracając do ust: stworzone do całowania i szeptania słodkich słówek, najczęściej układają się w łobuzerski bądź zadziorny uśmiech. Swoje białe, równiutkie ząbki mógłby prezentować w reklamie pasty do zębów. Czoło jest średnich, standardowych rozmiarów, często poprzecinane trzema poziomymi bruzdami, kiedy chłopak unosi krzaczaste drwi wysoko do góry, albo dwiema pionowymi, gdy Aaron marszczy brwi wściekając się albo nad czymś uporczywie myśląc. Do tego dość mocna szczęka, lekki zarost na podgardlu… czasem, gdy się nie ogoli, także na policzkach. Męska, stanowcza uroda, trochę skażona małymi tunelami w uszach.  Ma zadbane, wysportowane, umięśnione ciało. Ładnie wyrzeźbiona klata, silne ramiona z tatuażem obejmującym lewe ramię i „kaloryferek”. Wszystko to wieńczy gęsta, czarna czupryna przedstawiająca standardowy, artystyczny nieład kontrolowany. Cały jest niemal nieskazitelnie idealny, piękny jak jakiś anioł… nie trudno go przeoczyć, a jeszcze łatwiej się w nim zauroczyć.

c i e k a w o s t k i
Aaron już jako dziecko był przekonany, że będzie policjantem, że będzie łapał bandytów, i że będzie zarabiał dużo kasy. No i, że będzie miał swój własny pistolet. Dalej ma taki cel, przez co wybrał sobie kierunek kryminologiczny.
W szkole jest znany i lubiany. Wszyscy kojarzą dwumetrowego dowcipnisia i wesołka, którego żartów zwykle nie należy traktować zbyt poważnie. Jednocześnie ogólnie wiadomo, że w razie problemu to on najbardziej nadaje się do pomocy.
Każdy ma jakiś pseudonim. Jego to Teddy Bear - zaczęło się od siostry Ann, która zawsze lubiła się do niego przytulać i nazywała go Pluszowym Misiem. To określenie przylgnęło do chłopaka na stałe.
Umie się bić. Ma w domu worek treningowy, ale dla niektórych sam widok chłopaka wystarcza, by dać sobie spokój z zaczepkami.
Ma prawo jazdy, jeździ na przemian autem i motocyklem. Nie trudno go przyłapać na podwożeniu siostrzyczki do szkoły, koleżanki, albo gdzieś w podobie.
Nie pije. Nie trudno go znaleźć na imprezie, ale przyłapać go pijącego z własnej, nieprzymuszonej woli alkohol jest rzeczą niemożliwą. Nikt nie wie, skąd wzięła się ta nietypowa abstynencja, a on unika odpowiedzi. Twierdzi, że umie się bawić bez procentów.
Nie pali. Nie może palić, ze względu na uczulenie na dym papierosowy. Szerokim łukiem omija palaczy, nie pozwala palić osobom, które lubi i o które dba.
Nie bierze. Brzydzi się narkotykami.
Codziennie wczesnym rankiem biega po plaży. Taki jogging na pobudzenie.
Dużo ćwiczy, wręcz nałogowo uprawia sporty. Lubi się pocić. Dba o siebie i o dietę, ale zdarzy mu się o tym ostatnim zapomnieć.
Styl jego ubierania się składa się na sportowe buty, dżinsy i bokserkę, czasem koszulę seksownie rozpiętą pod szyją albo w ogóle nie zapiętą. W upalne dni kompletnie zapomina o górnej części garderoby, ku uciesze niektórych dziewcząt.
Jest w stu procentach heteroseksualny.
Od urodzenia mieszka w Palm Springs, w domu jednorodzinnym, można by nawet rzec willi. Ostatnimi czasy jego ojciec machnął się nawet na basen za domem. Chłopak czasem organizuje u siebie małe imprezki.

p o w i ą z a n i a | n o t k i

[edit: 30 maja 2012]

                                             


Karta pisana na szybko, pewnie będzie wielokrotnie poprawiana. Autorką jest ona, czyli ja. Nie mam nawet najmniejszego pojęcia kto jest na zdjęciu. Mam nadzieję, że nikt nie ma nic przeciwko co do popularności Aarona. Mieszka w Palm Springs od urodzenia, więc wszyscy powinni go chociaż kojarzyć. I niech nikt nie boi się wątkować! Zgodzę się na wszystkie powiązania, ale jednak preferuję te najdziwniejsze i te najbardziej zwariowane. ;D

28 komentarzy:

  1. [Moje uszanowanie - jako pierwsza (chyba) witam serdecznie w gronie autorów ;)

    A co do samej postaci: tak czytam, czytam i czytam... i doszłam w końcu do wniosku, że nie ma opcji, by przez wykreowanie zarówno twojej, jak i mojej postaci (chociaż ja miałam łatwiej, podebrałam pannę z głównych bohaterów), oni się nie znały. To jest... fizycznie niemożliwe, o.

    Wątek bym zaproponowała. Chętnie. I nawet relacje, bo tu się przy odrobinie dobrej woli można pokusić o coś naprawdę pokręconego...]

    OdpowiedzUsuń
  2. [To ja też się przywitam i dodam, że szalenie podoba mi się anonimowy pan na zdjęciu ;)
    Co do propozycji wątku jako że Aaron "nałogowo uprawia sporty" a Ori marzy o byciu siatkarką to mogliby się spotkać na sali gimnastycznej. Jedno przeszkodzi drugiemu w ćwiczeniach etc.
    A, i od razu zaznaczam, że w najbliższym tygodniu nie mogłabym prowadzić wątku, bo mam rękę w usztywniaczu i na temblaku, a to zdecydowanie utrudnia pisanie ;)]

    OdpowiedzUsuń
  3. [ O, to też chętna na wątek jestem ;) Jakieś pomysły co do niego ? Bo raczej znać się będą, gdy uczęszczają do tej samej klasy ;d ]

    OdpowiedzUsuń
  4. [Ja chcę wątek! xD No po prostu... postać mi się podobaaa! Dlatego nawet na powiązanie się porwę. Teraz tak... podaj mi tylko pomysł na powiązanie, bo szalony wątek może będę miała ^^]

    OdpowiedzUsuń
  5. [Kurdeeeeeeee, znam kolesia ze zdjęcia ale za nic nie mogę sobie przypomnieć jak się nazywał. Cholera, dwa lata temu jak miałam jego twarz na postać to pamiętałam.. Może kiedyś mi się przypomni i cię oświecę ; D
    Tymczasem witaam dość skromnie, bo sama tutaj od niedawna jestem, ale myślę, że możemy rzucić się na głęboką wodę i pomyśleć nad jakimś dziwnym powiązaniem. Z tym, że moja karta będzie udoskonalona gdzieś koło dziewiątej, więc na ewentualne czytanie wtedy zapraszam. xD
    To jak, kombinujemy coś? ; )]

    OdpowiedzUsuń
  6. [Rzeczywiście tyle propozycji, że aż ciężko się na coś zdecydować :) Przyznam, że każdy z wariantów ma swój urok, więć proponuję zgrabnie połączyć to w całość, co tylko nam dodatkowo podkoloryzuje wątek, o. Co do podkochiwania się - Meg, według fabuły, jest w tej sferze zaabsorbowana Nathanielem, ale możemy np. uznać, że kiedyś coś ich tam łączyło itp itd... a, że rozgarnięte z nich istotki, przyjacielskie stosunki utrzymują nadal, o. Pozwolę sobie zacząć.]

    Megan najchętniej własnoręcznie puknęłaby palcem w czoło tego, kto wpadł na pomysł wyremontowania drugiej, mniejszej sali gimnastycznej w czasie trwania sezonu. Do tej pory z powodzeniem udawało jej się rezerwować to mniejsce na wyłączne spotkania grupy cheerleaderek. Spokój, brak niechcianych gapiów. Tymczasem zadowolić musiały się stosunkowo niewielkim kątem boiska, które aktualnie okupowała właśnie szkolna drużyna koszykarska. Już po godzinie stwarzania pozorów treningu i przygotowań nowych układów, Meg poczuła, że ogarnia ją absolutna rezygnacja.
    Większość dziewcząt była podobnego zdania. Naliczanie odpowiedniego rytmu nie należało do najłatwiejszego zadania, gdy czyjś głos skutecznie zagłuszany był przez ciągłe uderzanie piłki o lakierowany parkiet hali.
    - Niech stracę, jesteście wolne... - zadecydowała w końcu i machnęła ręką na w sronę wyjścia. Sama zajęła jedno z miejsc na trybunach i przez dłuższą chwilę śledziła poczynania zawodników biegających po boisku.
    W pewnym momencie uśmiech sam zagościł na jej twarzy i nim na dobre zdążyła się zorientować, kroczyła już w stronę Aarona, bacznie obserwującego i oceniającego starania własnej drużyny.
    - Nie tak ostro, panie kapitanie. Bo załoga jeszcze zechce wcząć bunt. - zażartowała, zatrzymując się tuż obok niego i odruchowo opierając ręce na wysokości bioder.

    OdpowiedzUsuń
  7. [Ja jestem oczywiście jak najbardziej za, szczególnie jeśli chodzi o kwestię nie zaczynania od samego początku. To są chyba i tak najnudniejsze wątki na świecie, ale.. Nie zapominaj, że ona tu raptem miesiąc jest, więc Aaron za wiele o niej wiedzieć nie będzie. I tak jak już czytałam wczoraj kartę to rzuciło mi się w oczy, że może narzekać na jej ciągłe palenie. To z pewnością będzie jeden z głównych tematów ich sporów.
    Zacznę niedługo, muszę najpierw ogarnąć lekcje z całego tygodnia, bo inaczej ktoś mnie tu zasztyletuje. ; )]

    OdpowiedzUsuń
  8. [W porządku, w porządku - Meg i tak ma w planach całkowite rzucenie nałogu, więc dobrze się składa ;) I piszesz b. dobrze! Nie masz czym się przejmować :)]

    - Nie da się zaprzeczyć - skwitowała szybko, a na jej twarzy od razu pojawił się uroczy, tak typowy dla niej uśmiech, z którym naprawdę rzadko się rozstawała.
    W zasadzie nie wiedziała, po co zawracała mu teraz głowę. Sama prawdopodobnie zirytowałaby się na jego miejscu. Pozostawało więc mieć nadzieję, że Aaron odznacza się w tym momencie większą cierpliwością, niżeli ona kiedykolwiek.
    Prawdę mówiąc doskonale go rozumiała. Każdemu kapitanowi zależało na tym, by jego drużyna osiągała jak najlepsze wyniki, a jeśli w grę wchodziła dodatkowo sprawa honoru, stawka wzrastała dwukrotnie. Aaron należał do osób, które zdawały sobie z tego sprawę i dążyły do wyznaczonego sobie wcześniej celu. Między innymi to właśnie w nim w lubiła. I jeszcze kilka innych rzeczy...
    Sposoby chłopaka najwidoczniej zdawały egzamin, bo zawodnicy dawali z siebie najwięcej, ile potrafili. Tak przynajmniej sądziła.
    - Wszystko działa jak w zegarku - szepnęła z wyraźnym podziwem - jeszcze trochę, a wygraną macie w kieszeni. Tylko wiesz, nie zapomnij żeby czasem dać sobie trochę luzu - spojrzała na niego, uśmiechnęła się i mrugnęła porozumiewawczo.

    OdpowiedzUsuń
  9. [Okej, okej! Bo któryś raz czytam kartę i nie potrafię dobrać odpowiednich relacji dla naszych postaci (a to się rzadko zdarza, bo zazwyczaj w głowie mam tysiące pomysłów, cholera no). Może jakaś mała podpowiedź? (: Wątek zacznę, ale żeby mieć jakiś punkt zaczepienia, o. :D]

    OdpowiedzUsuń
  10. Ku szczeremu zadowoleniu Summer wszystkie zajęcia tego dnia dawno skończyły się dla jej klasy. 'Wielcy artyści' wiele wolne, aby mieć więcej czasu i móc przygotować lepsze projekty rysunków na następne zajęcia. Tak jakby drugoklasiście z prestiżowej szkoły nie mieli nic lepszego do roboty niż siedzenie nad notatnikami i non stop szkicowali nowe pomysły. Z tego,co zdążyła zauważyć ze swojego miejsca na leżaku przy basenie trzy czwartej jej klasy zdążyło już wsiąść do swoich aut i opuścić teren szkoły na najbliższe dwa dni. Pewnie dopiero w niedzielę, gdy wrócą wszyscy na kacu będą jęczeć i próbować coś naskrobać. Summer mogła uważać się za 'tą mądrzejszą', bo zdążyła wszystko zrobić w ciągu godziny i teraz mogła w spokoju siedzieć na słońcu, splatać z różnych sznurków oraz koralów nową bransoletkę, a także całkowicie ignorować telefon, który co chwila wibrował koło jej uda. Marudzenie Ashleya zaczynało poważnie działać jej na nerwy i dlatego zrezygnowała z odbierania od niego telefonu czy odczytywania głupich smsów jakie posyłał. Jej starszy brat, na dodatek przyszywany potrafił być niesamowicie wkurzający. Miał o tyle pecha, że ona była dużo bardziej uparta i jeśli nie chciała polecieć do NY to po prostu tego nie zrobi.
    Trzymając pomiędzy wargami do połowy spalonego papierosa, akurat robiła trudniejszy splot sznurków, gdy nagle ktoś wyjął jej papierosa z ust i zgasił w pustej puszce po 7up'ie, która stała obok jej leżaka. Summer zmrużyła oczy, gdy podniosła wzrok, ale gdy zobaczyła szczerzącego się chłopaka, pokręciła tylko głową.
    - Zawsze musisz to robić? - W jej tonie głosu nie słychać było nawet cienia złości. Przywykła już, że Aaron zapragnął znęcać się nad nią psychicznie od momentu, gdy na niego wpadła drugiego dnia w szkole. Był upierdliwy, ale co dziwniejsze - chyba najbardziej lubiła go ze wszystkich swoich nowych znajomych, a było ich może raptem pięcioro.

    OdpowiedzUsuń
  11. [O ja dzięki! Relacja mega! Daj mi chwilę to sklecę jakiś porządny wątek i w ogóle. :D Swoją drogą Twojej karty jeszcze nie przeczytałam do końca, ale zrobię to po wymyśleniu pierwszego komentarza, serio!]

    OdpowiedzUsuń
  12. [Oj tam, oj tam - nieśmiertelna odpowiedź :) Mi się bardzo podoba, o.]

    W zielonych oczach Meg pojawiły się nagle złowróżbne iskierki. Uwielbiała nieplanowane szaleństwa. Od zawsze twierdziła, że gdyby z jakiegoś powodu miała spędzić cały dzień samotnie w domu, najprawdopodobniej by zwariowała. Istna katorga. Na samą myśl poczuła nieprzyjemne ukłucie w sercu. Lgnęła do ludzi, do towarzystwa... i choć czasem wychodziła na tym nie najlepiej, to wciąż wierzyła, że nie należy uprzedzać się do innych na podstawie kilku niepowodzeń.
    O tak, złota myśl Megan Harris.
    Cichutki głosik rozsądku, zakotwiczony głęboko pod jej jasną czupryną, ostrzegał lojalnie, by lepiej dała sobie spokój. Wystarczyło na nią spojrzeć. Niezbyt wysoka, drobna... Ona i koszykówka? To musiało skończyć się źle.
    Szybko odpędziła jednak od siebie owe... kompletnie niewskazane teraz myśli i posłała w stronę chłopaka szczery uśmiech.
    - O ile nie boisz się, że przegrasz - zażartowała i zaśmiała się cicho. Meg lubiła wyzwania, a te w połączeniu z czasem spędzonym z kimś, kogo naprawdę lubiła, stanowił idealne dopełnienie dnia. Nie była do końca pewna, czy zdoła sprostać, bowiem akurat w tym sporcie dobra nie była, ale cóż szkodziło jej spróbować? Różnica wzrostu też zagra pewnie znaczącą rolę, ale póki co starała się o tym nie myśleć. Szkoda na to czasu, ot co.

    OdpowiedzUsuń
  13. [Przeczytałam! I muszę powiedzieć, że jeszcze nie spotkałam tak "zdrowej" postaci na blogach grupowych. Ogólnie lubię Twój pozytywny styl pisania. :> Czekam na jakąś notkę!]

    Kto by pomyślał, że Lachowskiej uda się załatwić relację na poziomie przyjaźni. Trzeba dodać, że z facetem. A przecież całe życie powtarzała, że takie coś nie ma racji bytu. W sumie tego zdania nie zmieniła, nadal z uparciem powtarzała, że mężczyzna z kobietą nie będzie zawsze w neutralnych stosunkach. Chyba, że jedno z nich wykazuje odmienną orientację. To już całkiem inna sprawa. W każdym razie przygarnięta została pod skrzydła jednego z ciekawszych facetów na uniwersytecie. Idealnie zdawała sobie z tego sprawę, jednak nie zwracała uwagi na wścibskie spojrzenia jego fun clubu. Swoją drogą do dziś nie rozumiała popularnego przezwiska chłopaka. Ale pewnie zakorzenione to było w przekonaniu, że każdy mężczyzna nazywany pluszowym misiem musi być grubszym, niskim wesołkiem. Przynajmniej jedna część z jej rozważań się zgadzała.
    Siedząc do niego plecami przyglądała się ludziom ze wspólnego pomieszczenia. W międzyczasie przeglądała nowości na portalu internetowym, gdyż aktualnie na jej skrzyżowanych nogach znajdował się laptop.
    - Mówiłam Ci, że w pokemonach był Aaron - wyrzuciła w końcu, wskazując mu w googlach grafice zdjęcie animowanej postaci z zielonymi włosami. - Swoją drogą macie w drużynie nowego, ładnego chłoptasia. Lubię to na facebooku - zaśmiała się, wchodząc na profil nieznanego jej koszykarza.

    OdpowiedzUsuń
  14. [Nie ilość się liczy, a jakość ;) ]

    Kiedy Aaron zadał jej to pytanie, musiała mocno zagryźć dolną wargę, by zdusić uśmiech, który za wszelką cenę próbował pojawić się teraz na jej twarzy. O nie, nie da mu tej satysfakcji.
    - O nie! Żadnej taryfy ulgowej! - w końcu dała za wygraną i zaśmiała się szczerze. Nie chciała w oczach któregokolwiek zawodnika uchodzić za dziewczynę, którą trzeba wyręczać we wszystkim. Zawsze irytowało ją odrobinę to, że niekiedy nie mogła obejść się bez pomocy innych. Uznawała to za pokaz swoistej bezsilności, a komu, jak komu, ale jej wyjątkowo trudno było się do tego przyznać.
    - Potrafię wysoko s k a k a ć - odparła rozbawionym tonem. W istocie, był to jeden z czynników, który zadecydował o wyborze Meg na nowego kapitana. I choć doskonale zdawała sobie sprawę, że bez pomocy nie byłaby w stanie doskoczyć aż tak wysoko, nie stało to na przeszkodzie, by ów faktu zręcznie nie wykorzystać.
    Zadziornie uniosła jedną brew i posłała chłopakowi wymowne spojrzenie, po czym najzwyczajniej w świecie wystawiła mu język. Uwielbiała się z nim droczyć i nie miała zamiaru przepuścić nawet jednej okazji, by do tego doprowadzać.
    - Wiesz czego nam tu brakuje? Zakładu! - dodała jeszcze, teatralnie wywracając oczyma.

    OdpowiedzUsuń
  15. [Nadrobi się, wena kapryśną bywa :D]

    W istocie, właśnie zadarł z morderczym żywiołem. Co gorsza dokładnie zdawał sobie z tego sprawę, a to tylko dodatkowo podirytowało Meg.
    Niemal od razu jej twarz przybrała nieco zadziorną minę, a ona, marszcząc zabawnie swój nos, pokręciła przecząco głową.
    - Pewność siebie cię kiedyś zgubi, skarbie - pokusiła się o nader słodki, niepasujący do sytuacji ton. Trafiła kosa na kamień, jak mawiają.
    Relacja, która łączyła tę dwójkę była naprawdę zabawna. Uwielbiali niewinnie działać sobie na nerwy, ale nigdy nie kończyło się to zbyt poważnie. Przynajmniej z reguły.
    Oparła dłonie na biodrach i bez skrępowania utkwiła w nim wyczekujące spojrzenie, pełne owych ogników.
    Kompletnie nie przejmowała się pozostałymi. Megan nigdy nie należała do grona osób, które przesadnie przejmowały się opiniami innych. Ludzie zawsze tworzyli w swych głowach niestworzone historie, nie mające racji bytu w rzeczywistym świecie. I zawsze tak będzie.
    To rzecz pewna, jak każdorazowy wschód i zachód słońca. Albo nauczysz się z tym żyć, albo zwariujesz - taką wyznawała zasadę.
    W końcu westchnęła teatralnie i rozłożyła ręce w geście niemocy.
    - No, ale rozumiem. Boisz się przegrać - udała zmartwioną i lekko przechyliła głowę, oczekując słownego rewanżu.

    OdpowiedzUsuń
  16. [Hmmm, a co mi tam :P Idziemy na pełen spontan, zobaczymy jak się to rozwinie. Hulaj dusza, piekła nie ma...]

    - Dostać? - powtórzyła z wyraźną, acz nie nacechowaną negatywnie kpiną. Pokręciła głową z dezaprobatą, co do jego ostatniego zdania i westchnęła - Można powiedzieć o mnie wiele... naprawdę wiele złego, ale materialistką nie jestem - dokończyła, uśmiechając się tajemniczo. - Coś wymyślę.
    Znów ten złowróżbny błysk w jej oku. Cóż, Megan była osobą sprytniejszą, niż mogło się z początku wydawać, co nieco odbiegało od podręcznikowego przykładu pustej cheerleaderki. Nie żeby nad tym w jakiś sposób ubolewała. Nienawidziła wpasowywania ludzi w ustalone wcześniej schematy, toteż często zachowywała się zupełnie niepodobnie, by nie dać nikomu satysfakcji jej ewentualnego rozgryzienia. Prędzej zapadłaby się pod ziemię, niż dała przejrzeć pierwszemu napotkanemu uczniowi. Nie od parady nazywano ją wszakże mistrzynią gry pozorów.
    - Inwencja twórcza - rzuciła jeszcze i splotła ręce na wysokości klatki piersiowej. Niemal całkowicie zapomniała o obecności pozostałych zawodników. - Czasem się przydaje.
    Mrugnęła jeszcze i rozejrzała się po hali, dopiero teraz uświadamiając sobie, jak wielką uwagę na sobie skupili.

    OdpowiedzUsuń
  17. [To ja już się zaczynam bać :D]

    Ta sama drużyna, czy przeciwna... dla Megan nie stanowiło to kompletnie żadnego problemu. Zawsze można spróbować ocenić celność ewentualnych rzutów, czy wydajność w grze. No i mieli widownie. Nie ma więc mowy o szulerstwie.
    Oj Meg już coś wymyśli. Na pewno był tego świadom. Wiedziała to, więc darowała sobie jakiekolwiek komentarze. Znała go zbyt dobrze, a informacje o ludziach, których bądź co bądź przecież bardzo lubiła, tak szybko nie zostawały przez nią zapomniane.
    Kiedy piłka znalazła się w jej dłoniach , wzruszyła delikatnie ramionami, niby od niechcenia i uśmiechnęła się wymownie, ukazując białe ząbki.
    - No to... - zabawnie przerzuciła piłkę z jednej ręki do drugiej - do roboty. W tej samej sekundzie, w której wypowiedziała ostatnie słowo, ruszyła przed siebie, zgrabnie kozłując piłką. Chcieli gry, proszę bardzo. Z wielką chęcią dotrzyma im towarzystwa, jeśli przy okazji utrze nosa nader zadziornej osóbce, ot co. Dwie pieczenie na jednym ogniu. Jak miło.
    Podejrzewała, że w innych okolicznościach już dawno zostałaby stratowana przez znacznie większych od siebie zawodników, ale chyba próbowali zachować chociaż minimalne pozory dobrego wychowania.
    Mogłaby nawet rzucić do kosza, ale wolała nie ryzykować chybieniem, nim na dobre nie wczuję się w grę. W ostatniej chwili odrzuciła więc piłkę w stronę chłopaka, odpowiedzialnego za skompletowanie ich drużyny.

    OdpowiedzUsuń
  18. [ Okej, podrzuciłaś podrzuciłaś pomysł na powiązanie - więc ja zaczynam wątek. Epopeją to może nie będzie, ponieważ jestem wykończona, ale coś skrobnę ;) ]

    Czasami miewa się takie dni, kiedy w ogóle nie ma ochoty ruszyć się z domu, wychodzić z łóżka, oglądać twarze ludzi, których się zna bądź też nie.
    Niestety, Chiara takie dni miewała ostatnio dość często. Przez jakieś dwa dni udawało jej się unikać ojca, który był w błogiej nieświadomości że jego córka nie uczęszcza na lekcje, tak jak na każdego nastolatka przystało, ale leży na kanapie, oglądając różne programy.
    Jednak Dylan, ojciec panny Novoselic nie był człowiekiem głupim, a swoją córkę znał jak nikt inny, dlatego też w środowy poranek wparował do jej pokoju, brutalnie zrywając z blondynki kołdrę. Ta jedynie przekręciła się na drugi bok, mrucząc coś niezrozumiale.
    -Do jasnej cholery, jeśli nie zjawisz się na śniadaniu w przeciągu pięciu minut, przestanę fundować Ci wypady na koncerty.-zagroził, wychodząc z pokoju dziewczyny.
    Otworzyła oczy, spoglądając na sufit. Wiedziała że jej ojciec nie żartował, i był zdolny do tego, aby nie dawać jej pieniędzy na koncerty. A ona bez koncertów żyć nie potrafiła ! Były dla niej niczym powietrze, bez którego człowiek by się udusił.
    W mgnieniu oka wstała z łóżka, i pobiegła do łazienki, gdzie równie szybko odbyła poranną toaletę. Mimo że wzięła zimny prysznic tylko po to, żeby się obudzić, nadal się czuła, jakby przed chwilą umarła. W ogóle można czuć jak się umiera ? No mniejsza.
    Szybkie pakowanie, które polegało na wpakowaniu do plecaka pierwszych lepszych zeszytów oraz piórnika, w którym oprócz jednego długopisu, porysowanej gumki, ołówka, oraz masy ściąg, nie znajdowało się nic innego. karkołomny bieg do kuchni, chwycenie jakiejś tam kanapki, rzucenie do ojca wesołego " cześć tatuśku !" i to by było na tyle.
    Idąc do szkoły, obowiązkowo zahaczyła o kawiarenkę, kupując w niej mrożoną kawę. Bo Chiara bez kawy żyć nie potrafiła.
    Wchodząc do szkoły zaspanym krokiem powlokła się w stronę klasy. I kiedy już tam była, opadła na swoje miejsce, obok Aarona, odruchowo opierając głowę o jego ramię.
    -Aaron... Umieram !-jęknęła, upijając łyk kawy przez słomkę. Następnie podsunęła kubek w stronę chłopaka, unosząc w górę głowę.
    -Idziemy stąd ?-zapytała.

    OdpowiedzUsuń
  19. Musiałaby naprawdę być upośledzona, co zresztą nie raz sugerował jej ojciec, żeby nie rozumieć do czego Aaron dąży. W to, że sobie odpuści, da jej święty spokój i będzie mogła palić kiedy jej się podoba, bez względu na to czy jest obok, czy nie dawno przestała wierzyć. Pogodziła się ze świadomością, że najwyraźniej podjął się obowiązku zrobienia z niej nieco bardziej gadatliwego stworzenia niż zazwyczaj. Nigdy nie zamierzała mu jednak mówić, że to raczej nadaremna próba i niezwykłego sukcesu nie osiągnie.
    Wywróciła oczami, zajmując się dalej splataniem bransoletki, jakby chłopak wcale nad nią nie sterczał.
    - Nikt ci nie każe - zauważyła całkiem słusznie, bo przecież sama ciągle próbowała ostudzić jego wieczny optymizm ciętymi odpowiedziami, ale jak widać on uwielbiał robić na przekór. Nie wiedziała dlaczego tak mu na tym zależy, jednak w przeciwstawianiu się był podobny do niej. I chyba tylko w tym, patrząc na to, że pochodzili z kompletnie innych biegunów.
    Podniosła wzrok na siedzącego w nogach jej leżaka chłopaka, dopiero gdy skończyła bransoletkę i założyła ją na lewy nadgarstek, gdzie było już wiele innych rzemyków. Dostrzegając ten ciągły, niemal przyklejony do jego twarzy uśmiech, miała ochotę znowu wywrócić oczami. Jego optymizm ją przerażał. Nigdy do tej pory nie zadawała się z kimś takim,a nawet świadomie unikała tego typu ludzi.
    - Nie patrz się tak, nie lubię tego. I zapomnij, że gdzieś pójdę.
    Gdy chciała umiała się wysłowić. Problem w tym, że na ogół wcale tego nie potrzebowała.

    OdpowiedzUsuń
  20. Kiedy piłka ponownie znalazła się w jej chwilowym posiadaniu, zorientowała się już, że by nie pozwolić się skompromitować, musi wreszcie podjąć ryzyko. Jeden, dwa, trzy kroki... Meg znała co prawda zasady gry w koszykówkę, które swoją drogą nie były aż tak bardzo skomplikowane, ale okazja do gry zdarzała się jej niezwykle rzadko. Czym jest wszakże teoria przy praktyce?
    Była pod wrażeniem gry chłopaków, ale cóż tu się dużo dziwić - byli przecież całkiem niezłą drużyną, która miała na koncie przyzwoitą ilość odnotowanych sukcesów. Jak na tak małe miasto, mogli być z siebie naprawdę dumni. Poza tym z większością z nich Meg nie zamieniła nawet jednego słowa.
    Kiedy ni stąd ni zowąd znalazła się niedaleko od kosza, przymierzyła się do rzutu i prawdopodobnie trafiłaby, gdyby nie fakt, że jeden z zawodników przeciwnej drużyny skutecznie ją zablokował. Nim zdążyła się zorientować, piłka była już w innym miejscu.
    - No niech to szlag... - mruknęła niby to z irytacją, choć uśmiech nie zniknął z jej twarzy nawet na sekundę.

    OdpowiedzUsuń
  21. [Może tak być, a nadopiekuńczość będzie mogła być tematem ewentualnych kłótni ;D
    A tak w ogóle, to dzisiaj 'na chwilę' zdjęłam sobie usztywniacz, więc prawdopodobnie już zacznę odpisywać normalnie, no chyba że zacznie mnie boleć :D]

    OdpowiedzUsuń
  22. [No dobra, to najwyżej powiązanie wyjdzie w praniu. Na wątek na razie mam pomysł, nie martw się :D]

    Jaki wspaniały i spokojny dzień zawitał w Palm Springs. Nic się nie działo o czym warto by rozprawiać, a plotkary szkolne powtarzały informacje sprzed dwóch dni, gdyż nie widziały większej ilości ciekawych spraw. Względnie rozprawiały znów (jak to one) o czyichś związkach.
    Nie... ten dzień nie mógł taki pozostać. Gdy Kassidy stanęła w progu wejscia do gmachu budynku i zobaczyła tą poszerzającą się nudę... nie... to nie mogło tak być. Przecież tej szkole brakowało życia! Brakowało Kassidy!
    Dziewczyna już ułożyła sobie w głowie plan działania. Nie poszła na pierwszą lekcję, co nikogo zbytnio nie dziwiło. Ukryła się w łazience szkolnej i tam... zapaliła papierosa. Nie kryła się z tym i patrzyła tylko na czujnik dymu.
    SZkoła posiadała jak niemal każda placówka takich rozmiarów, system przeciwpożarowy ubezpieczony w zraszacze zamieszczone pod sufitami. I własnie to Kass chciała zrobić. Chciała wszystkich wrobić w pożar, a tym samym dać ludziom dzień wolnego. Jakby nie patrzeć, po takich akcjach przeważnie mieli wolne.
    Stanęła nawet na umywalce i tam wypuszczała dym, a nawet nieco podpaliła czujnik! Wyszło! Włączył się alarm przeciwpożarowy i zraszacze zaczęły działać.
    Na ustach Niemki pojawił się uśmiech. Wypadła z łazienki, zostawiając tam peta i ruszyła korytarzem przed siebie. Jednak niefortunnie, ktoś pojawił się na jej drodze, zmierzając w tym samym kierunku. Co też ta wariatka zrobiła? Widząc pociągająco zarysowane plecy mężczyzny przed sobą, od razu go rozpoznając, wskoczyła mu na plecy.
    -Wio... bo nas przyłapią i powiedzą, że nie tylko to moja wina, ale i Twoja, a nie chcesz jako przykładny uczeń wędrować na herbatkę do dyrektora. Dlatego spieprzamy. - mruknęła mu do ucha z uśmiechem. Uczniowie już wysypywali się z sal wraz z nauczycielami.

    [Wybacz, troszkę Twoją postać w to wciągnęłam, mam nadzieję że nie masz nic przeciwko :)]

    OdpowiedzUsuń
  23. [ Witam, mam ogromną chęć na wątek z Aaronem, co Ty na to? Mogę zacząć, ale prosiłabym o jakieś powiązanie bądź miejsce spotkania :D]

    OdpowiedzUsuń
  24. [Mój styl jest na groźnie. :D Ale musiałam gdzieś wylać moją flustrację dotyczącą tego wszystkiego, co teraz dzieje się z postaciami na blogach. Szlag mnie trafiał!
    A ja uwielbiam mieć pod sobą bohaterów. Chłopaków prowadzi się łatwiej, jak dla mnie. Zazwyczaj obracałam się w środowisku nauczyciel, niegrzeczny chłopiec, był jeszcze jakiś szlachcic oraz treser koni. Do ostatniego i drugiego mam wielki sentyment.:>]

    Żeby nazwać Lachowską optymistką to naprawdę trzeba było mieć o niej wyrobione dość dziwne zdanie. Zazwyczaj przecież marudziła i narzekała, co do pozytywnych objawów nie należało. Również nie odnosiła się przyjacielsko do nowo poznanych osób, które momentami zmuszały ją do ciągłęgo używania jej perfekcyjnej ironii oraz sarkazmu. Kręcąc głową przeglądała profile ludzi na portalu społecznościowym, jednocześnie zastanawiała się nad głupotą poszczególnych jednostek.
    - Proszę Cię - mruknęła zrezygnowana, zerkając na niego znad laptopa. - Myślisz, że jestem jakąś starą desperatką, dla której jedynym ratunkiem jest wysługiwanie się znajomymi, aby znaleźć faceta?
    Otworzyła szerzej oczy, nie mogąc dowierzyć, że owe słowa padły z ust właśnie tego chłopaka.
    - Słońce ty moje, a Tobie jak idzie szukanie swojej drugiej połówki? - zamrugała kilkakrotnie wczuwając się w role idealnej przyjaciółki.

    OdpowiedzUsuń
  25. [Nie jestem Plotkarą, aczkolwiek Shelley faktycznie ma podobny charakter. ;3 Jeśli dla Aarona będą "odrobinę zaufani i zaprzyjaźnieni", to Shell będzie go uważała za dobrego przyjaciela. Ależ ja stworzyłam łatwowierną i szybko przywiązującą się do ludzi postać ._. Więc Ty zaczniesz czy ja?]

    OdpowiedzUsuń
  26. Uśmiechnęła się szeroko, odgarniając na bok kosmyki włosów. O to właśnie jej chodziło. Znaleźć osobę, z którą po prostu będzie mogła wyjść jak gdyby nigdy nic z sali, jakieś... trzy minuty przed dzwonkiem.
    Wstała, łapiąc za swój plecak, po czym chwyciła Aarona za rękę, i pociągnęła go lekko, zmuszając do wstania.
    -No chodź, bo jeszcze nas złapią i nici z naszej wycieczki, Teddy- powiedziała rozbawiona.
    -pomysły, gdzie możemy iść ?-zapytała po chwili.

    OdpowiedzUsuń
  27. Taki obrót spraw nie do końca przypadł jej do gustu. Zatrzymała się w połowie kolejnego, stawianego kroku i przygryzła lekko dolną wargę. Zawsze to robiła, kiedy tylko poczuła choć maleńki przypływ irytacji. Odruch niekontrolowany. Ową irytację wzbudzał w niej teraz nie tylko pech, który skutecznie uniemożliwiał jej trafienie piłką do kosza, ale także zachowanie Aarona, który był stanowczo zbyt pewny siebie. Nawet, jak na niego. Co gorsze, była niemal stuprocentowo przekonana, że doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jak to działa jej na nerwy.
    Można pokusić się o stwierdzenie, że najchętniej zeszłaby teraz z boiska, ale nie zamierzała tak łatwo się poddawać. To byłaby jej osobista porażka, a takich przecież nie znosiła.
    - Mam jeszcze czas, skarbie - odpowiedziała z tak dobrze słyszalnym przekąsem, skupionym na ostatnim słowie, że nawet kompletny ignorant połapałby się w drzemiącej w niej irytacji. Zmarszczyła zabawnie nos i przez moment analizowała swoje (i tak marne) szanse, by po chwili bezceremonialnie ruszyć do przodu. Musiała wyglądać zabawnie, kiedy tak... dosłownie plątała się innym pod nogami.

    [Naprawdę nie wiem! :D Ratuj, moja wena twórcza obraziła się, spakowała manatki i pojechała na urlop O_O ]

    OdpowiedzUsuń
  28. Cholernie ją irytował, ale i tak najgorszy w tym wszystkim był fakt, że on doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Co więcej, Aaron nawet nie próbował zmieniać tego. I tym razem to ona była przeświadczona o tym, że nie odpuści choćby zachowywała się tak przez kolejny miesiąc. W końcu jeden już go tak traktowała, a jakoś wcale go to nie ruszało. Jego cierpliwość chyba jednak nie miała granic.
    Nawet nie przyglądała się jego poczynaniom z leżakiem, ale gdy przez dziesięć minut siedział bez słowa, nawet nie starał się jej drażnić i zwyczajnie spędzał czas w jej milczącym towarzystwie, otworzyła oczy i przekręciła głowę w bok. Nie wyglądał na szczególnie niezadowolonego, chociaż nudne wylegiwanie się na słońcu pewnie nie było najbardziej produktywnym zajęciem jakie mógłby w tej chwili mieć do dyspozycji. Zastanowiło ją ile jest w stanie ona sama wytrzymać zanim się złamie pod naporem jego stanowczości. Prawie od razu uznała, że jeszcze długa droga przed nim. Jej cierpliwość nie była wcale mniejsza.
    - Jeszcze się nie zanudziłeś? - spytała mimowolnie. Mimo całego tego idiotyzmu ich relacji lubiła go. - Jesteś upierdliwy. I jak będziesz tu siedział, będziesz wytykany palcami, bo gadasz z Tą-Która-Rzadko-Mówi - rzuciła spokojnie. McCoy mógł być i tak z siebie zadowolony, bo zamiast milczeć sama się do niego odzywała i jej wypowiedzi były dłuższe niż trzy słowa: tak, nie, nie wiem.

    OdpowiedzUsuń

Archiwum