środa, 23 maja 2012

Do you wanna play a game?


Russell 'Ever' Collins

ur. 25 września 1993, Nashville 
Klasa III, profil medyczny
Biseksualista, 
a do tego niesamowity skurwiel i popapraniec


     Idziesz ulicą, mijasz go. Jeżeli potrącił Cię ramieniem, zapewne nie odwróci się i nie przeprosi. Pewnie myślisz, że to bogaty, zapatrzony w siebie i rozpieszczony dupek, którego największym problemem życiowym kiedykolwiek było jedynie, że ktoś w mieście miał już samochód, który rodzice kupili mu na urodziny. Nic jednak bardziej mylnego. Słuchaj uważnie, bo warto:
       Russell przyszedł na świat jako drugie dziecko niezbyt udanego, ale mimo to szczęśliwego małżeństwa Kimberly i Steven'a Collinsów. Nie od zawsze był uprzejmie traktowany przez starszego o sześć lat brata, Josh'a, który czuł się najnormalniej w świecie zazdrosny, że nie jest już największym oczkiem w głowie swoich rodziców. Do czasu... Było wtedy popołudnie. Czteroletni chłopiec słysząc krzyki i trzaskanie rozbijanych talerzy, wstał z salonowego dywanu i poszedł w kierunku kuchni. Stojąc u progu zobaczył płaczącą matkę i ojca, którego twarz pozostawiała wiele do życzenia. Tego dnia nie rozumiał nic, oboje z rodziców podbiegło do niego, gdy tylko zauważyli, że widział całe wydarzenie. Zapewnili mu, że go kochają i że jest naprawdę cudownym chłopcem. I to był ostatni raz, kiedy widział swojego ojca w rodzinnym domu.
       Dopiero po tym wydarzeniu jego relację z bratem stały się naprawdę silne. Razem kopali piłkę, chodzili nad jezioro, budowali fortece, wchodzili na drzewa zdzierając sobie przy tym kolana i łobuzowali tak długo, aż mama nie zawołała ich na kolację. Wszyscy w okolicy zazdrościli małemu Russ'owi tak wspaniałego brata, a szybko pustkę po ojcu wypełnił ojczym Sam i razem mogli dalej prowadzić swoje spokojne, idylliczne życie... no, przez jakieś kilka lat. Kiedy Russell miał dziewięć, zaczęło źle się z nim dziać. Siniaki nagle zaczęły pojawiać się od każdego, nawet najmniejszego uderzenia, a do tego coraz częściej gorączkował, tracąc dużo na wadze. W końcu jego rodzice nie wytrzymali i zabrali go do szpitala, gdzie wykonano cały zestaw badań. Białaczka. Po kilku nieudanych przeszczepach rokowania nie były najlepsze - Russell po prostu umierał. Nie trzeba chyba opowiadać co przeżyła jago rodzina, bo na pewno wszystkim było trudno, ale nigdy nie stracili nadziei na powrót Russell'a do zdrowych.
       "Chłopiec, który wygrał życie" - taki nagłówek widniał na pierwszych stronach lokalnych gazet, kiedy szesnastoletni wtedy chłopak opuszczał szpital. Po wydarzeniach z ostatnich siedmiu lat Russell zmienił swoje podejście do życia i obiecał sobie, że będzie korzystać z niego pełnymi garściami, tak by nie zmarnować ani jednego dnia.

 

       Na pewno nie tak łatwo było Ci zapomnieć jego twarz, co? To nie dziwne, przecież to osobnik niezwykle przystojny. Jego brązowe włosy zawsze są idealnie ułożone, a miodowe oczy z nonszalanckim wyrazem obserwują świat. Jego różane usta zawsze są spierzchnięte, a dłonie szorstkie, no chyba że ktoś zaatakuje go kremem nawilżającym. Nie można zarzucić mu niczego, oprócz tej denerwującej pewności siebie. No tak, Russell Collins do wstydliwych nie należy. Jednak to nie jest zły człowiek, nawet jeżeli jest zadufany w sobie. Po pierwsze, kocha dzieci i zwierzęta. Zawsze pomoże smutnej, albo płaczącej osobie. Szanuje kobiety, nigdy nie obrazi kogoś ze względu na kolor skóry, wyznanie, wygląd czy stan majątkowy. No, z pewnymi wyjątkami...
       Ale co jeszcze musisz o nim wiedzieć? Sprawa najważniejsza: kocha hazard i zakłady. Nie boi się wyzwań. Zawsze zrobi to, o co go poprosisz. Potrzebujesz trochę kasy? Jasne, bierz śmiało. Nie musisz nawet oddawać. Podoba Ci się jego samochód? Nie ma problemu, bierz kluczyki i jedź z przyjaciółmi za miasto na weekend. Marzysz o tym, żeby Twoje imię znalazło się na jego ciele? Wybierz miejsce i już możecie iść do najbliższego salonu tatuaży!
Pewnie myślisz, że jest popaprańcem, co? Masz rację, coś w tym jest, a wszystko związane jest z GRĄ w którą gra Russell. Ale co to właściwie jest ta GRA? Otóż Russell zdecydowanie woli żałować, że coś zrobił niż zastanawiać się, co by było, gdyby ryzyko podjął. Innymi słowy - chce żyć na całego!
Brzmi aż za pięknie? No niestety, jest w tym pewien, malutki haczyk. Musisz uważać co mówisz do Russella, co jeżeli usłyszy jak z Twoich ust wypływa prośba to pozamiatane - też musisz wziąć udział w GRZE. I nie ważne czy prosisz go o pożyczenie gumki do mazania, wskazanie drogi czy zabicie Twojej byłej. On zrobi to, ale Ty też musisz coś dla niego zrobić. Tak więc, jesteś w stanie podjąć ryzyko?

       
       Ale jaki on właściwie jest? Nie trzeba ukrywać, że kocha imprezy, nie stroniąc przy tym od każdego rodzaju alkoholu, papierosów czy narkotyków. Nie jest jednak uzależniony od używek, potrafi powiedzieć stop, gdy sytuacja tego wymaga, ale zdarza to się jednak sporadycznie. Chłopak najbardziej lubi bawić się ze swoim bratem Josh'em, z którym zazwyczaj jest nierozłączny, a to dlatego że łączy ich wyjątkowa wieź. Bowiem bracia są kochankami i nie kryją się z tym, ale opowieść o tym lepiej zachować sobie na inny raz, bo zajęłoby to za dużo czasu.
       Chociaż Russell'a na imprezach spotkać można stosunkowo często, to nie jest to całe jego życie. W wolne, leniwe wieczory chłopak uwielbia rysować. Najbardziej lubi zajmować się portretami, jednak uważa że żaden z niego artysta. Russell jest także bardzo utalentowanym sportowcem. Z większością sportów nie ma raczej problemu, zaczynając od judo, poprzez pływanie, a kończąc na tańcu, jednak całe jego serce poświęcone jest jeździe konnej. No właśnie, jeżeli ten o to chłopak miałby kiedykolwiek pracować, chciałby zostać weterynarzem.
       Co jeszcze warto o nim powiedzieć? Russell nie jest żadnym wielkim zboczeńcem, ale uważa, że seks to podstawa dobrych kontaktów międzyludzkich. Nie ważne czy miałby przespać się z dziewczyną czy też z chłopakiem, nigdy nie robi tego będąc nietrzeźwym. Nigdy też nie zaciąga nikogo do łóżka, musi być to decyzja obu stron. Jego biseksualizm także związany jest z jego grą w życie, tak by nie pominąć nikogo wartego uwagi. Musisz pamiętać, że przez GRĘ prosi ludzi o różne rzeczy, to w łóżku nie robi tego nigdy. Russell po prostu WYMAGA. Skandowanie jego imienia i niegrzeczne słówka to po prostu podstawa. Reszta zależna jest od jego humoru, ale nie musisz się martwić, poinstruuje Cię na tyle, żeby ta noc dla was obojga była cudowna.
       A jaki jest dla przyjaciół? Przede wszystkim dba o nich, choć nie zawsze daje to po sobie poznać. Bywa nonszalancki i zarozumiały, ale sodówka nie za często uderza mu do głowy i jest po prostu sobą. Kocha żartować, płatać innym figle, a potem nie boi się brać odpowiedzialności za swoje czyny. Czasami zachowuje się dziecinnie, ale to nie oznacza, że nie zdarza mu się bywać cholernie poważnym. Russell nie boi się ludzi i nowych znajomości, więc na każdego stara się być otwarty, ale musisz uważać, by go nie zawieźć! Nie tak łatwo wybacza błędy, przez co często nabywa sobie wielu wrogów, ale wcale się nimi nie przejmuje.

       Dobrze, ale co on robi w Palm Springs? Russell'owi to miejsce nie jest obce, bowiem mieszka tutaj jego samotnie mieszkający, kochający luźne życie, ojciec. Chłopak przyjeżdżał tutaj co najmniej dwa razy do roku na co najmniej dwa tygodnie, nawet jeżeli był w bardzo zaawansowanym cyklu choroby, więc zna i przyjaźni się z wieloma osobami z miasta. Teraz jednak Russell przyjechał tu na stałe, a to za sprawą jego ojca, który zaprosił swoich synów do siebie. Josh przez dłuższy czas nie mogąc znaleźć pracy, zdecydował przystać na prośbę ojca, a że bracia nie przepadali żyć oddzielnie na dłużej niż tydzień, to też najmłodszy z Collins'ów także wyjechał z miasta, pozwalając swojej wiecznie zapracowanej matce i ojczymowi w końcu odpocząć.
Ciekawostki:
  •  miał kiedyś konia o imieniu Monsun, jednak z powodu kłopotów finansowych spowodowanych jego chorobą, trzeba było go sprzedać - nigdy sobie tego nie wybaczył
  • nie jest fanem starego rocka, zdecydowanie bardziej woli twórczość Michael'a Jacksona, a poza tym słucha wszystkiego, co aktualnie wpadnie mu w ucho
  • ma przyrodnie rodzeństwo, które nienawidzi - Joey i Luck Abbey - jednak prawie że nigdy nie używa ich imion, a kiedy musi najchętniej nazywa ich "Niedorozwój 1" oraz "Niedorozwój 2"
  • gdy tylko zaczął grać w grę, Josh zaczął nazywać go "Ever" - przezwisko to Russ znienawidził od razu, przez co szybko się przyjęło i jest często wykorzystywane przez przyjaciół, by nieco się z nim podroczyć
  • pisze pamiętnik, o czym nie wie nikt, nawet jego brat
  • największym skarbem w jego pokoju jest ramka z biletem na 25 koncert Michela Jacksona z trasy "This is it"

Heroina  ||  Kartki z pamiętnika


[ Razem z Russ'em wyzwań się nie boimy, więc myślę, że damy radę z wiadomością każdej treści, więc piszcie do nas śmiało (:
Zaczynanie nie jest dla mnie problemem, więc jak masz chęci na wątek, a nie wiesz jak zacząć, pisz śmiało! Ewentualnie razem coś ustalimy.

Twarzy Russellowi tak jak wcześniej użyczył przepiękny Tomasz Mrozek

No i tak kończąc, można znaleźć mnie na gadu-gadu pod numerem 10947546 albo na moim prywatnym blogu, więc jeżeli ktoś chciałby sobie coś poczytać to zapraszam na Al'Dente]
ostatnia aktualizacja: 3 VI 2012 r.

Jeśli w ciągu czterech dni do tygodnia nie odpowiem, to proszę mi się upomnieć! Czasami odpowiadam w swojej własnej tajemniczej kolejności, a zdarza się, że właśnie przez nią o kimś zapomnę, a nie chciałabym kogokolwiek poszkodować.

176 komentarzy:

  1. [Jupiiii! Wróciłaaa! :P Wiedziałam, że nie wytrzymasz. Albo inaczej... miałam skrytą nadzieję i jak widać.. okazała się łaskawą matką ^^]

    OdpowiedzUsuń
  2. [Jeeej :D No dobrze, że jesteś to nie będę musiała przeredagowywać tego, co ci wysłałam :D]

    OdpowiedzUsuń
  3. [No i co, że nie będą tak prywatne?
    Eee tam... 2 tróje to nie koniec świata... i tak oceny będziesz miała lepsze od moich w Twoim wieku. Wierz mi na słowo xD No dobra, jednak w nauce to nie moja krew jesteś ;)
    Wróżką mówisz... hm... zastanawiałam się nad taką opcją. Aczkolwiek raczej nie na poważnie xD Ostatnio zastanawiałam się nad tym, czy nie zostać płatnym mordercą... ale to to wiesz... swoją drogą... dobiję Cię teraz.
    Wiesz, że mam już wakacjeeee? Od dzisiaaaaj? xDD]

    Kassidy aż zaświeciły się oczy, gdy dostrzegła to opakowanie. Uśmiech wyglądał wręcz na błogi, gdy w myślach przewijały się obrazy co, gdzie, w jakiej pozycji... przygryzła lekko dolną wargę, poruszyła sugestywnie biodrami.
    -W takim razie... rozgrzej mnie. A potem możemy przechodzić dalej. - odparła niemal wyzywająco. Uwielbiała po prostu ubóstwiała drażnić się z nim. Pochyliła się nad przyjacielem, przylegając do jego ciała. - Spraw, żebym jęczała Russ... pozwól mi dotknąć skrawka nieba. - dodała głosem, który zdawał się należeć do niewinnej dziewczynki, która błagała o coś bardzo niegrzecznego.

    OdpowiedzUsuń
  4. [chciałabym z panem Collinsem jakieś kontrowersyjne powiązanie. Da radę czy jednak nie? (:]

    OdpowiedzUsuń
  5. [ej, czy ja ciebie pytałam jak poszły egzaminy? xD Bo jakoś tak nie przypominam sobie, a mnie ciekawi. Jak sobie robiłam w necie to z historii miałam tylko jeden punkt stracony, ech, powinnam zostawić sobie egzamin na rok później! byłoby tak pięknie.]

    - Wiem, że to bez sensu, ale boję się, okej? Wiem, że kiedyś będę musiała stawić wszystkiemu czoła, jednak czy nie każdy tak ma, że przed swoimi lękami ucieka jak najdalej? - odparła, w dalszym ciągu nieprzekonana do pomysłu. Paraliżował ją strach przed pokazywaniem prawdy. - Jak na razie udawało mi się uciekać, nie mogę robić tego trochę dłużej? - powiedziała tonem, który zakrawał na rozpaczliwy. - Ale okej, skoro tak bardzo się upierasz, to proszę bardzo. Tylko ostrzegam, że rzucane przez tych ludzi spojrzenia potrafią zaboleć, szczególnie, gdy wiesz, że to prawda. Byłam nieostrożną małolatą, z ich przekonaniem jest sprzeczne tylko to, co myślą o byciu naiwną i głupią - stwierdziła, przyspieszając kroku. Nie lubiła zastanawiać się nad tym, co kryje się w głowach innych. Dopóki byli to obcy ludzie, niespecjalnie się przejmowała, ale tylko przy całkowicie nieznajomych. Co innego, gdy w grę wchodziła możliwość spotkania kogoś ze szkoły, wtedy dziewczynę ogarniał naprawdę paniczny strach. Nie chciała czuć się pod ostrzałem pobłażliwych spojrzeń każdej sekundy zajęć.

    OdpowiedzUsuń
  6. [Właśnie wiem, że może być ciekawie! I gdybym miała pomysł na powiązanie, to już dawno zaczęłabym wątek.... W tym momencie coś mi wpadło do głowy. Miałam podobną relację na onecie, ale postać nie przeszła na blogspota, więc myślę, ze można to zastosować do naszych bohaterów. Co powiesz na wrogość opartą jednak na wzajemnym przyciąganiu? Coś na wzór dwóch grup. W jednej znajduje się Russel, w drugiej Lachowska i niby za sobą nie przepadają, ale jednak no, coś się tam dzieje. Wybacz zawiłość ;D]

    OdpowiedzUsuń
  7. [Jak najbardziej. ^^]

    -Tak, widać, że dbasz o to aby goście się zbytnio nie nudzili.-Uśmiechnął się pod nosem, z uwagą obserwując co też chłopak robi, kiedy zniknął za kotarą czerwonego materiału, zmarszczył brwi, czekając cierpliwie. Zdjął z siebie ciemną marynarkę, kładąc ją gdzieś na bok i poprawił kołnierz szarej koszuli w kratkę. Chwilę potem Russel zjawił się z kolorowymi butelkami, jak się domyślał, wypełnionymi jakimś alkoholem. Odprowadził go wzrokiem do kozła i chwycił za szklane naczynie, przenosząc się z nim mniej więcej na środek pokoju.-Mam po prostu stać?-Zapytał, upijając łyk napoju. Poczuł intensywny smak truskawek i czegoś mocniejszego.

    OdpowiedzUsuń
  8. [Okej, okej!! Rozpisuj się, mi to na rękę. ;D!]

    Wolna wolność, to właśnie tak miała zamiar spędzić ten dzień. Jeszcze niespełna miesiąc temu posiadłaby towarzysza w postaci pana Lorisa, ale najwidoczniej nie widziały mu się wspólne wagary. Na wspomnienie tamtejszych dni zaklęła w ojczystym języku. Szlag by to trafił, odkąd chłopak zniknął bez słowa zaczęła trzy razy bardziej bluzgać. Na wszystkich i wszystko. Pewnie od tamtego momentu powiększyła się również jej wrogość w stosunku do ludzi. A już szczególnie tych wybitnie irytujących, nonszalanckich i cholera wie jakich jeszcze. Upadły wszystkie jej ideały, cele i chęć poznawania nowych osób. Usunęła się w cień niczym sowa. W sumie i to by się zgadzało, ponieważ od tamtego pamiętnego dnia zaczęła utożsamiać się z tym zwierzęciem. Podobno przynosi ono nieszczęście, ale jednocześnie jest wzorem mądrości i inteligencji. I gdzie podziała się owa pieprzona logika? Nigdy jej nie było. Poczynając od błahostek, a kończąc na jej poczynaniach.
    - Tak Lachowska, zdołuj się niczym panienki wylewające swoje łzy na prawo i lewo – mruknęła do siebie, gdy w jej uszach zabrzmiała polska, melancholijna nuta jednego z jej dawnych, ulubionych zespołów. Tekst idealnie odzwierciedlał jej ówczesne uczucia. „Ja i cały mój cholerny świat to już nie teraźniejszy czas”. Oczywiście, bo przecież dane jej było odszukać siebie gdzieś indziej, w całkowicie odmiennej bajce.
    - Co jest wredoto? - tuż obok niej pojawił się Mamadou; czarnoskóry chłopak z wiecznym afro na głowie. Jeden jedyny, który wraz z nią przeszedł rozpad poprzedniej grupy oraz rozpoczął formatowanie się drugiej. Z wiecznym uśmiechem na twarzy witał każdego na chodniku, sympatyczny i optymistyczny aż do bólu. Dzisiaj nie miała siły na neutralny odbiór jego zachowania.
    - Mogli by cię już importować, Mougli – mruknęła z zażenowaniem, nawet nie zdejmując słuchawek z uszu.
    - Chciałbym cię grzecznie upomnieć, że mam trochę inny rodowód, niż bohater z Księgi Dżungli – odpowiedział jak zwykle radośnie, prawie że podskakując w miejscu. - A ty co, nie wybierasz się dzisiaj na zajęcia?
    - Nie, ale tobie przydałyby się dodatkowe z angielskiego – palnęła od tak, chociaż była wdzięczna towarzyszowi, iż pozwolił jej choć na chwilę wyrwać jej myśli z tego strasznego motłochu. - Zresztą dzisiaj rzeźba. Nie zdzierżę kolejnego bawienia się w glinie.
    Mamadou podarował sobie komentowania jej postawy życiowej i rozpoczął monolog na temat imprezy, jaka miała być organizowana w tę sobotę. Oczywiście był święcie przekonany, że spotka się z kulturalnym przyjęciem: bez alkoholu, dragów, marihuany i tym podobne. Lachowska czasami nie mogła wyjść z podziwu, jak bardzo naiwni potrafią być niektórzy ludzie.
    - Zostaję tutaj – stwierdziła znikąd, zajmując od razu jedną z ławek. Ta znajdowała się na drodze prowadzącą wprost do szkoły. Znajomy zatrzymał się jeszcze na chwilę, nieco zaskoczony przerwaniem swojej wypowiedzi na temat gatunku jedzenia, jakie ma okazję spożywać w Palm Springs. Zaraz potem rozejrzał się dookoła i już bez uśmiechu na twarzy wskazał podbródkiem ciekawą scenę, która rozgrywała się niedaleko nich.
    - Tylko nie Collins – mruknęła do siebie, żegnając machnięciem ręki Mamadou. Po chwili jednak zauważyła, iż widoczek przed nią był dość zaskakujący. Uśmiechnęła się w pewnym momencie zwycięsko i już z daleka atakowała chłopaka wzrokiem. Och, jak miło będzie się na kimś wyładować.
    - Zły dzionek, co nie? - spytała, kiedy ten mijał ją obojętnym krokiem. Oczywiście nie mogła odpowiedzieć twierdząco na jego kolejne pytanie. Nie dzisiaj.
    - Nie otwieram ust do tak marnych kreatur tego świata. Poza tym chyba nie masz za dobrego humoru. Właśnie przed chwilą zwolnił cię twój alfons. Patrz, nawet na dziwkę się nie nadajesz – uśmiechnęła się niewinnie.

    OdpowiedzUsuń
  9. [Ej, ja mam bardzo słabą zdolność do zapamiętywania, więc pytam bardzo późno. Wiesz, ile wysiłku wymaga ode mnie pamiętanie czegokolwiek? xD Ja nie wiem, co robiłam dwa dni temu! xD
    No, ale to dobrze, że się dostaniesz tam gdzie chcesz. :) Ja praktycznie od razu wiedziałam, że do mojego wymarzonego liceum się nie dostanę, więc byłam w zdecydowanie gorszej sytuacji xD]

    - Nie wierzę ci. Każdy się czegoś boi - stwierdziła stanowczo, święcie o tym przekonana. Nie da się przekonać, że Russell takiego swojego czegoś nie ma. Jej estońska przyjaciółka też zawsze twierdziła, że jest nieustraszona, ale po naprawdę długim czasie wyznała, że panicznie boi się utraty wolności, dorosłości i bycia samotną w konkretnym tego słowa znaczeniu i przez to ostatnie była tak oddaną przyjaciółką. - Dla jednych mogą to być pająki, dla innych ciemność, a jeszcze innych jakieś odczucie. Na pewno coś takiego masz, ale nie mam zamiaru tego z ciebie wyciągać - powiedziała po prostu. Nie chciała dowiadywać się od ludzi rzeczy na siłę, bo sama nie chciała, żeby postępowali tak z nią, chociaż akurat Russell należał do tych nieodpuszczających dopóki nie osiągną celu z tego, co zdążyła się przekonać.
    - Russell, nie chodzi tylko o to - wyszeptała w końcu, nie wiedząc jak wyjaśnić resztę jej oporów. - Kiedy wspominam o Ilu, przed oczami automatycznie staje mi jej ojciec. Nie jestem gotowa zmierzyć się z wspomnieniami o nim przed wszystkimi. Pojedyncze osoby tak, nie wszyscy. Kocham córkę, jestem szczęśliwa, że ją mam, ale cały czas przytłaczają mnie uczucia. Po prostu zrozum, że nie dałabym rady. Myślisz, że niecałe dwa lata starczyłyby ci, gdybyś nagle stracił Josha i żył z poczuciem, że nigdy go nie odzyskasz? - spytała, nagle zmieniając front. Z obrony przeszła do ataku, próbując znaleźć słaby punkt chłopaka, do którego mogłaby przemówić i pomóc mu zrozumieć.

    OdpowiedzUsuń
  10. [... nie skomentuję Twoich pasków... xD
    A wiesz, mogłabyś coś powiedzieć właściwie. Bo mam jeszcze egzaminy wstępne na studia, więc wydaje mi się, że to byłby ładny cios. A są one jakoś... 23 albo 26 czerwca :P Czyli po prostu wspaniale... i muszę się do nich przygotowywać. No, ale cóż... powiedzmy, że o tym nie pomyslałaś xD]

    Na przemian było jej gorąco i zimno, aż ostatecznie zrobiło jej się... strasznie gorąco. Oddech przyspieszył przez to, pomrukiwała... samymi takimi pieszczotami doprowadzał ją do szaleństwa. Nie oponowała, pozwalała mu na wszystko. W końcu sama chciała, by ją rozpalił i zabrał do nieba, prawda? Sama chciała poczuć tą rozkosz... sama chciała... właściwie to chciała jego. Ale to za jakiś czas. Przecież nigdzie im się nie spieszyło.
    Aidan wyszedł już z wody i skubał trawę, którą był wyraźnie zaintrygowany. No i co, że miał na sobie stanik dziewczyny i jej bluzkę? Zajmował się własnymi sprawami, pozwalając nastolatkom na właściwie wszystko.
    A Niemka odpływała dosłownie. Pieściła paznokciami kark przyjaciela, masowała opuszkami jego głowę, wplatała palce we włosy... cholera, uwielbiała go! I te jego wargi... westchnień nie potrafiła powstrzymać, toteż wyrywały się co jakiś czas spomiędzy jej warg tak samo jak chrobot kolczyka po zębach, którego nie mogła powstrzymać w przypływie tylu niesamowitych emocji.

    OdpowiedzUsuń
  11. -Biedactwa.-Odpowiedział krótko na to jego przepełnione dziwnością stwierdzenie. Cierpliwie zniósł te wszystkie poprawki ze strony chłopaka, chociaż kiedy zmierzwił mu włosy, z jego ust wydał się cichy jęk, starał się je trzymać w jako takim porządku. No ale.. Sztuka jest warta poświęceń i nie od dzisiaj dobrze znane były mu te słowa. Poczuł jak chłodne palce Russela lekko musnęły jego nagą skórę, kiedy odpiął guziki. Wzdrygnął się lekko, spoglądając na jego twarz. Była pozbawiona wyrazu, a oczy zdawały się pochłaniać wzrok, który odwzajemnił Vincent. Było coś dziwnego w tym pędzie ku niewidocznemu celowi, izolacja, zamknięcie. Przejechał wzrokiem mimowolnie po wargach chłopaka, a jego kąciki ust drgnęły w mało widocznym uśmiechu. Więc na tym polegała jego gra? Nachylił się lekko nad Russelem.-Zaczynaj, zobaczymy czy jesteś w tym równie dobry jak w ustawianiu pionków.-Mruknął szeptem, owiewając jego szyję gorącym oddechem. Oddalił się o kilka kroków i odłożył butelkę na parapet. Usiadł na jakiejś drewnianej ławce, od razu przybierając artystyczną pozę. Uniósł głowę lekko ku górze, przybierając dumny wyraz twarzy. Spojrzał jeszcze raz w jego stronę, uśmiechając się w urokliwy sposób, po czym wrócił do swojej roli modela.

    OdpowiedzUsuń
  12. Doskonale rozumiała źródło oraz brak sensu szybko wypowiadanych, nieprzemyślanych ripost. Ba, bardzo często i ona na takich polegała. Dlatego jej strategią było nigdy nie poddawanie się najmniejszym emocjom. Jej wrodzony spokój, tak - posiadała takowy, bardzo ułatwiał jej takie zadanie. A już szczególnie w wymianie zdań z mało ważnymi dla niej osobami. Znajdowała się w gorszej sytuacji, gdy przychodziło do kłótni między nią, a ludźmi znacznie bliższymi. Wtedy w jej oczach pojawiały się częściej świecące, mokre iskierki, niż ziejący ogniem zapał.
    - Jeszcze do tego wszystkiego dochodzi kazirodztwo - przejechała otwartą dłonią po twarzy, machinalnie odganiając od sibie dym tytoniowy. - Wiesz co, Collins? Myślałam, że mogę się po Tobie spodziewać wypowiedzi wyższych lotów. A podziękowania możesz mi wysłać listem, będzie bardziej oficjalnie i dostojnie, nie uważasz? Tak jakoś w Twoim iście zajebistym stylu.
    Założyła nogi pod siebie, łokcie delikatnie opierając na kolanach. Już jej się znudziło, już mógł sobie pójść w swoją stronę i nigdy nie pokazywać jej się na oczy. Chociaż swoją drogą i jego towarzystwo było lepsze, niż pozostanie samej na tej pieprzonej ławce. Nie, o tym nie pomyślała. Wymazać, już.

    OdpowiedzUsuń
  13. Przepraszam bardzo, jakiej do jasnej cholery damie? Może i kiedyś nią była. Może i kiedyś starała się trzymać język za zębami dziesięć razy mocniej. Teraz nie miałaby z tego żadnych korzyści, profitów. Skomentowała więc tę uwagę niedowierzającym spojrzeniem, nawet nie starając się zabiegać o poprawę swojego wizerunku w oczach chłopaka. Właśnie, w jego kłamliwych, szelmowskich oczyskach, które momentami miała ochotę wydłubać długimi paznokciami. Gdy plany różnego rodzaju tortur chodziły jej po głowie, aż wzdrygnęła się, kiedy poczuła na swoim ramieniu materiał koszulki nieproszonego gościa.
    - Chyba sobie jaja robisz? - rzuciła, odwracając twarz w jego stronę. - Nie, nie mów, że jednak tak. Boże, widzisz i nie grzmisz? - ostatnie słowa dorzuciła prawie szeptem. - Nie samym seksem człowiek żyje, Collins. Mam ważniejsze priorytety - odparła sucho, patrząc na niego z pożałowaniem. Chyba właśnie to zdanie było jednym z najprawdziwszych, które dzisiaj wypowiedziała.

    OdpowiedzUsuń
  14. Udawał, że nie zauważył tego chwilowego wyrazu twarzy chłopaka. Chwilowej złości, która malowała się na ustach Russela. Podrażni się z nim jeszcze troszkę. Cała ta sytuacja sprawiała mu jakiegoś rodzaju ubaw, ale też intrygowała i ciągnęła swoją obecnością. Skoncentrował swój wzrok na jakiejś pocztówce przyklejonej do ściany. Był to chyba Egipt, sądząc po złotym piasku i wielbłądach, które prezentowały się w centrum obrazka.-Zastanawiałeś się kiedyś jak to jest władać czyjąś duszą? Wchodzić w skórę innych ludzi, znać każdy ich zakamarek, każdą tajemnicę, czuły punkt..-Mruczał pod nosem, tym razem kierując wzrok w stronę artysty, który był pochłonięty swoją pracą. Wyglądał na całkiem zrelaksowanego, widać było, że jest obyty w tej dziedzinie. Właściwie to Vincent nie wątpił w jego talent. Ten zwykły szkic, który wcisnął mu praktycznie do rąk był wystarczającym dowodem.

    OdpowiedzUsuń
  15. [ Chętnie zacznę watek ale mam nadzieję, że pomożesz mi z jakimś powiązaniem?:) ]

    OdpowiedzUsuń
  16. [ Tak dawno mnie tu nie było, że już nie pamiętam. Jasne mogę zacząć coś takiego:) ]
    Ich szkoła organizowała pokaz mody dla koła krawieckiego, każdy miał wybrać dla siebie jednego modela płci żeńskiej i jednego męskiej. Tego żeńskiej znalazła prawie od razu, z tym męskim było zdecydowanie gorzej. Nie miała pojęcia kogo mogłaby poprosić. Ostatnio zresztą miała zdecydowanie inne rzeczy na głowie i ten pokaz mody wydawał jej się tak.... nieistotny. Dobra jedna osoba, której prace okażą się najlepsze mogła dostać jakieś stypendium, ale dlaczego miałaby być to ona? Kompletnie straciła wiarę w siebie odkąd mama odeszła.
    Nie miała jednak wyboru i musiała kogoś znaleźć. Wtedy na szkolnym korytarzu napatoczył się Russell. Nie miała żadnego innego pomysłu, ani innego kandydata to dlaczego niby nie on?
    Dogoniła go szybko.
    - Russell. Przepraszam, że ci przeszkadzam, ale mam pytanie połączone z prośbą. Jak odmówisz to zrozumiem, ale warto spróbować. - mówiła cicho i pewnie trochę nieskładnie. - Potrzebuje modela na pokaz i jakoś nie mam chętnego. Mógłbyś?

    OdpowiedzUsuń
  17. [Zarąbisty pan na zdjęciach ♥. Jest ochota na wątek?]

    OdpowiedzUsuń
  18. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  19. Owszem, była zdenerwowana i nie za genialnie wychodziło jej ukrywanie tego faktu. Z prostą

    nienawiścią patrzyła na sylwetkę chłopaka, mając nadzieję, że zaraz na niego nie zwymiotuje. W

    sumie, gdyby ktoś zapytał, dlaczego tak bardzo nie trawi Collinsa, znalazłaby mnóstwo maleńkich

    zachowań, wad, jednak żadnej szczególnej nie. Nic w życiu poważnego jej nie zrobił. Prócz

    oczywiście samej egzystencji.
    - Ze swoim puszczalstwem byś się tam odnalazł - stwierdziła oglądając swoje paznokcie ze

    wszystkich stron, a dopiero później kątem oka obserwując towarzysza. Wsłuchiwała się następnie w

    jego słowa z czystym znudzeniem, przyglądając się ludziom idącym do szkoły. Dobra, takie wymiany zdań były ciekawe, ale przez pierwsze dwie minuty.
    - Cholera - mruknęła w ojczystym języku dostrzegając jak w ich kierunku zmierza dziewczyna z cudownie śmiesznej paczki Collinsa. Natomiast o Lachowskiej przypomniało się Mamadou, którego karnację dostrzegła już z tego miejsca.
    - O nie, nie. Spadamy - stwierdziła szybko, machinalnie. Łapiąc gwałtownie towarzysza za rękaw, zaczęła iść szybciej w przeciwną stronę niż szkoła.

    [wybacz jakość, długość, ale zaraz wyjeżdżam, a chciałam koniecznie odpisać jeszcze dziś.:>]

    OdpowiedzUsuń
  20. -Więc lubisz wyzwania.-Odparł, ani na moment nie spuszczając wzroku z zapracowanej postaci Russela. Śledził poruszający się z precyzją ołówek na białej kartce, jednocześnie uważnie słuchając słów chłopaka. Zaśmiał się krótko na jego stwierdzenie o nauczycielu. Faktycznie, zdążył już poznać uroki lekcji z tym osobnikiem. Może po prostu facet miał jakiś kompleks niższości, bo ostatnia odpowiedź usta poszła Vincentowi wyjątkowo marnie. Jednak jakoś nie miał ochoty zaprzątać sobie teraz tym głowy.-To byłoby trochę jak gra w pokera. Wygrywa ten kto lepiej zblefuje i ma silniejsze nerwy. Pełna władza nad chaosem.

    OdpowiedzUsuń
  21. Już przeklinała siebie w myślach za ten cudowny pomysł. W drodze wolną dłonią złapała się za gardło, które dzisiaj od rana nie dawało jej spokoju. Miała dziwne przeczucie, że jak pobiegnie jeszcze kawałek, to głos odmówi jej posłuszeństwa na resztę dnia. W pewnym momencie gwałtownie zakręciła za pierwsze lepsze drzewo i zgrabnie schowała się za nim. Odetchnęła kilka razy, szybko puszczając rękaw chłopaka. Później odegrała coś na wzór odkarzania swojej dłoni robiąc przy tym kwaśną minę. Może i miała dość tego przekomarzania się, ale takie odruchy przychodziły automatycznie, wręcz nie mogła się przed nimi powstrzymać.
    - Kuźwa Collins, zamknij się już i daruj sobie te odzywki niskich lotów - mruknęła z całkowitym znudzeniem, nadal trzymając dłoń na krtani. Kaszlnęła cicho i już odczuła, że powoli pojawia się u niej delikatna chrypka. Świetnie, wręcz cudownie.
    - I przestań ciągle powtarzać moje nazwisko, bo to już mi podpada pod jakiegoś zboczeńca, fetysz czy co Ty tam wolisz - stwierdziła prawie szeptem, wyglądając zza drzewa. - Uf, poszli gdzie indziej.
    Zadowolona wyprostowała się i poprawiła torbę na ramieniu. Mierząc chłopaka wywróciła ostatecznie oczyma i skierowała się w przeciwną stronę niż uniwersytet.

    OdpowiedzUsuń
  22. [Osz matko... to naprawdę masz dobre serduszko :P No, ale powodzenia w takich szpilach. Znając życie... po połowie balu będziesz latać bez. Przynajmniej ja tak miałam na studniówce. Ale wiesz... noga przyzwyczajona do glanów, względnie adidasów... a tu obcasik... co prawda miał tylko jakieś 7,5 cm, ale jak dla mnie to było wystarczająco dużo. xD]

    Wygięła ciało w łuk, oddech na chwilę został wstrzymany, by następnie objawić się krótkimi, urywanymi seriami. Te wargi... ileż ona by dała, by mieć je na wyłączność... by były tylko jej na wieczność. Przywiązywała się do nich, a były bardzo zdolne. Bardzo ciepłe, bardzo miękkie...
    -Wpierw... daj mi kawałek nieba. Potem... dosięgniemy go razem. - wyjęczała cicho chociaż dość stanowczo. Kolczyk chrobotał, biodra się poruszały, jakby chciały więcej i więcej! Klatka piersiowa unosiła się chaotycznie. Powietrze... powietrze właśnie ją dusiło. Nie dostarczało tyle tlenu ile powinno. Jęki mieszały się już z westchnieniami. Tak... sprawiał, że czuła w sobie istne piekło. Piekielny człowiek!

    OdpowiedzUsuń
  23. Teraz już naprawdę nie rozumiała tego człowieka. Odwróciła się w jego stronę, nadal trzymając dłoń na pasku od torby. Z czego on się właśnie śmiał - nie miała pojęcia. Już nic innego nie mogła odczuwać jak całkowite zdziwienie. Po raz drugi tego dnia przejechała otwartą dłonią po twarzy, spoglądając następnie w niebo i składając dłonie do modlitwy.
    - Ever, bo tak na Ciebie mówią tak?, jesteś najbardziej irytującą, niegodziwą i mało śmieszną osobą jaką spotkałam w ciągu całego mojego życia - stwierdziła z niedowierzaniem, obserwując zachowanie chłopaka i jego powolne osuwanie się na ziemię. - Świetnie, wymyślane przez Ciebie przezwiska napewno godzą ich w samo serce. Chociaż dziwne, nie przeszkadza Ci to, żeby z nimi sypiać?
    Uniosła jedną brew do góry, kierując swoje spojrzenie w dół, by móc złapać zgiętą w pół sylwetkę chłopaka. Był sztuczny. W tych odruchach, w poprzednich i w całym swoim życiu. Dlatego pałała do niego taką niechęcią. Dlatego miała ochotę uderzyć go w twarz i stwierdzić, by w końcu się ogarnął. W tym momencie jednak stała nieruchomo w miejscu, bez najmniejszego uczucia wymalowanego w jej zachowaniu.

    OdpowiedzUsuń
  24. [Masz własny styl. Cieszę się z tego, a Ty się tego po prostu trzymaj ;D Bo to fajne jest ;D
    Jak dostaniesz glany, to uważaj. Tydzień-2tygodnie będziesz cierpieć. Pamiętam jak sobie bandaże na stopach wiązałam, tak mnie ocierały :P Aczkolwiek wierzę w Ciebie i życzę powodzenia.]

    -Wiesz doskonale, czego pragnę. - odparła cicho między pocałunkami, przesuwając dłońmi po jego plecach, aż na pośladki, na których zacisnęła palce, wbijając przy okazji odrobinę agresywnie paznokcie w jego skórę.
    W tym momencie już pragnęła jego... całego, w sobie. Miała na chłopaka niezwykłą ochotę. W końcu sam do tego doprowadził.
    Zapach dwóch, podnieconych ciał wpędzał w jeszcze większe piekło. Jego wargi doprowadzały ją do piekielnych czeluści, a reszta popychała w odmęty skąpane ogniem piekielnym. Aczkolwiek była w niebie. Taki kontrast mimo, że była na dnie piekła, to jednak była w niebie, którego dawno nie sięgała.
    Takich dwóch nimfomanów na świecie raczej nie było. Takich jak oni. Którzy kusili się na każdym kroku, którzy byli w stanie wiele razy się kusić...i wiele razy konsumować to kuszenie, albo bardziej jego efekty. Sama myśl o tym wszystkim wywoływała w Kassidy porządne salwy dreszczy. A gdy wszystko to działo się naprawdę... odpływała.
    Wygięła ciało w łuk i po prostu... doszła po raz pierwszy przy nim z cichym jękiem. Możliwe, że to przez tą przerwę w oczekiwaniu na moment kulminacyjny, która budowała jeszcze większe napięcie.

    OdpowiedzUsuń
  25. Uśmiechnęła się lekko, co ostatnio było dosyć rzadkim widokiem. Nie miała powodów, a monolog chłopaka stał się jednym z nich. Przygryzła wargę i powtórzyła swoja prośbę, ale bez prośby już jako rozkaz.
    - Więc jesteś moim modelem. A teraz za mną do pracowni krawieckiej. Nie mam miary w oczach. - zarządziła i zaczęła iść w tamtym kierunku. Musiała go dokładnie zmierzyć, żeby wszystko co uszyje na niego pasowało. Chociaż w między czasie jakieś przymiarki też na pewno zrobi.

    OdpowiedzUsuń
  26. Nie lubiłam takiej klientery. Zapity w trupa facet często przychodził do kawiarni w której pracowałam. Właściciel też go nie lubił ale ' klient nasz pan ' więc musiałam go obsłużyć. Czarna najtańsza kawa i małe ciastko. Od razu było widać że to bezdomny. Nalałam kawy do jego szklanki. Zaczęłam sięgać po ciastko kiedy zobaczyłam jak gapi mi się w biust. Zaczęłam zapinać bluzkę na resztę guzików ale on zaczął ją rozpinać. W końcu zaczęłam szarpać go żeby puścił moją bluzkę. On w końcu ją puścił, a ja poleciałam do tyłu na dużą szafę z kubkami i szklankami. Uderzyłam głową w kant półki, zrzuciłam kilka szklanek i upadłam na podłogę. Następnie wstałam i zobaczyłam jakiegoś faceta który potraktował bezdomnego kilkoma ciosami. Zaczęli go odciągać ale ten i tak był nadal agresywny. Podeszłam do wybawcy i zaczęłam go odciągać. Starałam się go wyprowadzić żeby podziękować mu.
    - Ej! Rycerzyku spokojnie on już wie że zrobił źle. Nic ci nie jest? - Spojrzałam na chłopaka. Znałam go chyba ze szkoły. Nie pamiętałam dokładnie. - Emmm.... Czy ty przypadkiem nie chodzisz do tutejszej szkoły? - Uśmiechnęłam się do niego. Był przystojny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [ A i tak btw. to twoja karta też ciekawa. I dziękuję za komplement w sprawie karty. Jestem wielką fanką TPR i Taylor Momsen więc nie mogło ich zabraknąć. ]

      Usuń
  27. - Dobra, dobra, dobra. Nie chcę wnikać w te dziwne koligacje, których chcąc nie chcąc nie zrozumiem - mruknęła, ruszając machinalnie rękoma. Jej głos załamywał się co pewien czas, nie pozwalając na nadanie odpowiedniego wygłosu danemu zdaniu. A spodziewała się pięknego, słonecznego dnia, w którym jej humor się polepszy. Chociaż w sumie nienawidziła takowych tygodni. Taka fajna sprzeczność. Westchnęła ciężko otwierając swoją torbę. Chciała zapalić, skręta. Wiedziała, że go tam nie znajdzie, jednak czymś musiała zająć swoje ręce. W końcu zdenerwowana gwałtownie uderzyła o siebie dłonie i zaklnęła głośno.
    - Pieprzysz chłopcze. Robisz z siebie niewiadomo kogo, wiesz? - zaatakowała zdenerwowana, przechodząc z nogi na nogę. - Takie wywyższanie się bardzo Ci pomaga? - gdyby mogła włamałaby mu się do głowy i poprzestawiała niektóre kable. Jednym z kilku rzeczy, których nie trawiła, było właśnie takowe zachowanie. Zresztą podobne wrażenie sprawiała cała "tamta" grupa. Dobrze urodzeni, dobrze usytuowani i bardzo dobrze o tym poinformowani. Z reguły nie określała człowieka poprzez pryzmat kogoś innego, ale w tej sytuacji to było silniejsze od niej.
    - Chociaż z drugiej strony to idealny sposób na życie. Możecie sobie na to pozwolić - mruknęła bardziej do siebie niż do towarzysza. Nie spoglądała już na niego, teraz jej wzrok skupił się na jakimś dalekim punkcie przed nią.

    OdpowiedzUsuń
  28. -A byłeś kiedyś w tym burdelu dwie ulice dalej? Ja byłam tam ze sto razy. Laski mają cudowne. Spróbuj. Wszystkie zawsze są chętne. Ja mam na imię Amarette. Amarette Coliee. W sumie mam jeszcze kilka innych imion ale Amarette podoba mi się najbardziej.-uśmiechnęłam się do niego.- A tego faceta nie sądzę żeby było stać na dziwki. Jak to się mówi 'Jeżeli nie ma się dobrej partnerki, to przyda się dobra dłoń.' W jego przypadku tyczy się to tego że nie ma pieniędzy na partnerkę.- Zaśmiałam się. Czułam się dość dziwnie. Nie wiedziałam czemu mówiłam temu facetowi te wszystkie rzeczy... Znałam go zaledwie trzy minuty od czasu przedstawienia się. Czekałam na jego reakcje. Moje 'niby żarty' zawsze działały na Melcie. Jeżeli zadziałają na niego to znaczy że jest okej.
    [Łojoj... Nie wiem czy tak miała wyjść ta odpowiedź...]

    OdpowiedzUsuń
  29. - I mówi to człowiek, który pierwszy wysunął ciężką altylerię - stwierdziła krzyżując dłonie na klatce piersiowej i z uporczywością wpatrując się w chłopaka. Próbowała przez chwilę złapać jego spojrzenie, ale chyba ostatecznie zrezygnowała. Może szukała jakiegoś punktu zaczepienia, może starała się go zrozumieć, ale naprawdę nie mogła.
    - Dzięki, nie palę - machnęła dłonią. - Przynajmniej nie na trzeźwo. A po pozorach oceniam zawsze. Zresztą jak większość, tylko ja się do tego przyznaję - na jej twarzy pojawił się delikatny grymas. - Odpowiadając na Twoje cudownie banalne pytanie stwierdzam, że nie. Wiesz co, Ever? Tak się składa, że każdy jest inny, niezależnie od pochodzenia - uniosła jedną brew do góry i schowała jednocześnie dłonie do kieszeni spodni. - Twoja zapewne wzruszająca przeszłość Cię nie usprawiedliwia. Zresztą nie wiesz, co się ze mną działo. Każdy ma swoje powody do robienia z siebie niewiadomo kogo, ale nie wszyscy to wykorzystują. Może jesteś po prostu słaby psychicznie, hm?
    Ukucnęła przed nim i uśmiechnęła się na wpół sarkastycznie, przekrzywiając głowę na prawą stronę.

    OdpowiedzUsuń
  30. Samarę obejmujące ją ramię trochę peszyło. Po prostu kontakt z ludźmi ją peszył, a tak bliski jeszcze bardziej. Była dziwną istotką i nigdy tego nie ukrywała. Zaśmiała się słysząc że nie chce niebieskiego.
    - Spokojnie dostaniesz tylko niebieską bieliznę na szczęście. - zażartowała. Nie, nie miał mieć nic niebieskiego. Nawet spodnie miały być ciemne, co z jego odcieniem skóry mogło trochę kontrastować. Cóż Sam najpierw musiała zobaczyć, żeby to ocenić - Będziesz chodzić przed komisją, która cię oceni, a raczej twój strój, chociaż jak sądzę twoje przygotowanie również i przyzna komuś stypendium. Nie raczej nie nam. - powiedziała to jakoś w liczbie mnogiej, ale ostatnio w siebie zupełnie nie wierzyła.

    OdpowiedzUsuń
  31. Russel był dla niego jedną, wielką zagadką. Uwielbiał grać osobę dumną, z zawsze uniesiona głową i ciętą ripostą na końcu języka. Każde jego zdanie było wypowiadane z taką perfekcją i głębią, jakby wcześniej tysiące razy odtwarzał je w myślach, teraz po prostu recytując. Dlaczego więc twierdził, że zrobi wszystko o co się go poprosi? Czy na tym nie cierpi duma człowieka? Jego indywidualność, umiejętność bycia asertywnym. Zapewne nie rozumiał tego, bo jeszcze nie wiedział co tak naprawdę siedzi wewnątrz tego chłopaka, który ot tak nagle postanowił przyprowadzić go tutaj i uwiecznić na obrazie.-Powiedzmy sobie szczerze. Ten wyścig szczurów trwa już od dawna. Ludzie są zamknięci w przeświadczonym świecie materializmu, władzy. Są marionetkami w rękach innych osób. Ślepi, z zawiązanymi oczyma. Nawet nie widzą kiedy ciągnie się je za sznurki. Niewidomi na cierpienie i wrażliwość.-Wiedział, że ostatnie zdanie wypowiedział szczerze. W końcu w każdym człowieku tkwi dobro, tylko może ono być z czasem zaniedbywane. Spojrzał w kierunku małego okienka, które wpuszczało światło do tego ciemnego pomieszczenia i przymknął oczy. Należał do osób nadzwyczaj cierpliwych, więc nie drgnął ani razu od momentu kiedy Collins zabrał się za rysowanie kontur twarzy.

    OdpowiedzUsuń
  32. [Nie dziwisz mnie xD Najgorzej jak ktoś ci przerwie xD Kiedyś na lekcji nauczycielka mnie spytała, o czym gadam a ja jej wypaliłam "a nie wiem, bo pani mi przerwała". Na serio nie pamiętałam, a wszyscy myśleli, że sobie żartuję xD]

    - Russ, pamiętasz jak wcześniej mówiłam, że nie potrzebuję kogoś do zabicia drania, który mnie zranił? Rzuciłam coś w stylu "to ja byłam tą, która zraniła" - przypomniała cicho, bo to burzyło całą jej dotychczasową linię obrony. Nie mogła przecież używać czegoś, co sama spowodowała, to wtedy mało przekonujący argument. - Arno nigdy nie dowiedział się, że ma dziecko. Wyjechałam, zostawiając go bez słowa, jak tylko sama odkryłam ciążę i zdobyłam się na to, żeby powiedzieć o niej rodzicom. Bałam się, że kiedy dowie się prawdy zobaczę w jego oczach odrzucenie. Wolałam oglądać niemy ból. Był łatwiejszy do zniesienia - przyznała, ciesząc się, że zrzuciła z siebie ten ciężar. Nawet jeśli mówiła komuś o córce, rzadko kiedy dokładniej wspominała o jej ojcu. Pozwalała myśleć ludziom, co chcą. - Nie wiem, czy by pokochał Ilu. Nie wiem, czy zostałby ze mną. Bardzo możliwe, że tak. Jednak strach przed nie wziął górę i uciekłam na drugą stronę świata - westchnęła, odwracając wzrok od chłopaka. Znowu się bała. Nie chciała, żeby Russell źle sobie o niej pomyślał, ale nie miała zamiaru przekonywać go w razie czego do zmiany zdania. Sama bezustannie odczuwała wyrzuty sumienia i wstyd, ale to było słychać w jej głosie jasno i wyraźnie, nawet gdy starała się ten fakt ukryć.

    [Jej, zdążyłam przed 22 *uff*]

    OdpowiedzUsuń
  33. [here we are :D jak obiecałam, tak jestem :)]

    OdpowiedzUsuń
  34. [ojoj... biedna Ty. Ja mam za rok maturę, ale angielski mam na takim poziomie, że testy z języka mnie nie martwią. A test gimnazjalny... Powiem tak: lepiej, że teraz wymagają od Ciebie za dużo, bo jak patrzę na niektórych z mojej klasy to nie mogę uwierzyć, że dostali się do zaawansowanej grupy, really. Anyway- good luck :)]


    Co Alex mógłby porobić w piątkowe popołudnie? Pomyślmy... powłóczyć się po Palm Springs i Miami? Iść nad ocean? Umówić się z kimś, a potem tego kogoś- delikatnie mówiąc- przelecieć? A może...
    Może tak jak zwykle usiądzie gdzieś i będzie pisał? Nie dla zespołu, dla siebie. Bo przecież tych nut nikomu nie pokaże. Bo jak to tak, metalowiec, który pisze bluesa, jazz, który komponuje na czymś innym niż stare, porwane struny? Nijak się to miało do jego szkolnego wizerunku. Ale i tak wiedział swoje. To dlatego walczył, by się stąd urwać. By wrócić do SF czy LA, by móc normalnie funkcjonować... Ale nie. Ojciec załatwił mu odwyk. Z odwykiem przyszedł kurator. A z kuratorem całkowity zakaz widzenia się z Danny'm, dopóki obaj nie będą czyści. Danny był tam, on tu, odizolowani i... Szlag by to trafił.
    -Hmm? O, Russ...- westchnął, szybko zamykając zeszyt z nutami.- Nie, właściwie nie...- odpowiedział, łapiąc go za podbródek i pozwalając się pocałować na powitanie w policzek.- Bo co?

    OdpowiedzUsuń
  35. - Po pierwszę to nie wierzę, że przyznałeś się do debilizmu. Brawo - zaironizowała, po czym szybko zmieniła ton głosu na bardziej rzeczowy i chyba nawet normalny. - Ludzie z mojego kraju bywają strasznie dwulicowi i przede wszystkim wrośnięci są w stereotypy - przygryzła delikatnie dolną wargę obserwując jak chłopak podnosi się z ziemi i idzie do kosza. - Poza tym nie dbają o porządek, nie dostrzegają nic ciekawego w sztuce i z reguły sprzeciwiają się wszystkim i wszystkiemu.
    Dziewczyna założyła dłonie za głowę, nie spuszczając jednocześnie wzroku z towarzysza. Aż sama jej postawa ją zdziwiła. Żeby rozmawiać z tym człowiekiem dłużej niż kwadrans? To już jest z pewnością coś.
    - Nie miałbyś ode mnie współczucia, tak myślę. Zresztą nie umiem go do końca okazywać - stwierdziła sucho. - Na pocieszenie z mojej strony nie można liczyć i tego samego oczekuję od ludzi. Nie znoszę ciepłych słówek i tego całego przytulania - powiedziała w momencie, gdy na jej twarzy pojawił się niewielki grymas. - A słabość psychiczną można łatwo zakryć. Właśnie na przykład cwaniactwem.

    OdpowiedzUsuń
  36. [a no tak, u mnie największym hitem było, jak na zastępstwo dali nam babkę niby od angielskiego, która mówiła do nas "ołpen jor buks et pejdż syksty-fri" i zapytała kolegę co to jest thunderbird. Niezrażony Karol przetłumaczył nieprzetłumaczalny zwrot jako "ptak, który grzmoci". Obraz, który pojawił się w głowie nauczycielki nieco różnił się od tego co pojawiło się w naszych głowach...]

    Tu Russelowi trzeba było przyznać rację. Nikt nigdy nie wygrał z Alexem tej dziwnej gry w zgadywanie kiedy ma ochotę na seks akurat z nią/nim. Po prostu... Gallagher był pod tym względem dziwny. I sam to przyznawał. A Russel znosił to cierpliwie, podobnie jak parę innych osób.
    -Nie, Russ, tylko nie to.- westchnął.- Dopiero co wróciłem od Danny'ego. Od dwóch dni trzeźwieję.- mruknął, zmuszając Collinsa by usiadł obok niego.- Ale jestem pewien, że znajdziesz frajera który gdzieś Cię zabierze- dodał z cwanym uśmiechem, obejmując go na pocieszenie ramieniem, a potem pocałował go w usta, ku zgorszeniu kilku chłopaków z drużyny futbolowej.
    -Co porabiałeś jak mnie nie było?

    OdpowiedzUsuń
  37. Milczała przez dłuższą chwilę, wpatrując się w niego z na wpół zażenowaną, na wpół zdziwioną miną. Dodała do tego uniesioną brew i powstała Lachowska Niedowierzająca.
    - Panie Boże nie wiem, czym on dostał w łeb, ale to skuteczne. Pożycz broni - murknęła do siebie, nadal świdrując wzrokiem towarzysza.
    - I znowu Ever stawiasz wszystko na jedną kartę. Może one po prostu chcą być miłe? A szanowanie kobiet powinno być na porządku dziennym. - dobra, to jej nie wyszło.
    Nikt w tej szkole bez przyczyny nie chce być "miły". Poza tym, znając życie, większość tych pozornie pustych lasek została, że tak można powiedzieć, przeleciana przez obecnego na sali Collinsa. Przynajmniej tak mówiono. Ona nie wnikała. Wolała opierać się raczej na własnych doświadczeniach, a nie fantazjach erotycznych dziewcząt, których proces rozwoju zakończył się w wieku dwunastu lat. Oczywiście co do propozycji miała mieszane uczucia. Wiedziała, że zagłębianie się w znajomość z kimś, kto jeszcze przed chwilą przyprawiał ją o mdłości, nie będzie miało pozytywnych skutków. Westchnęła ciężko, jednak nie ruszyła się z wcześniej obranego miejsca.
    - Nie, postoję. Zżyłam się z tym kawałkiem dębu - stwierdziła wymijająco, aczkolwiek niepewnie.
    Raz obrana droga powinna być przez nią kontynuwana. Przynajmniej tak jej się wydawało. A nie, to znowu zmiany. Niepotrzebne zmiany, które wprowadzą zapewne jakieś dziwne problemy do jej życia.

    OdpowiedzUsuń
  38. [Wybacz... miałam chwilowe przerwy techniczne i... oderwanie od wirtualnego świata na czas chwilowej pracy. No cóż, ale wróciłam cała i zdrowa. Jak na razie ;P Odpowiadająć na Twoje pytanie, raczej nie będę... chociaż nie... będę wyjeżdżać na okres rekrutacji, czyli jakoś... 23 czerwca mnie już chyba nie będzie... na tydzień. Do 30, może 1 lipca. Aczkolwiek wrócę na pewno :)]

    W momencie, gdy w nią wszedł, trzeba było przyznać poczuła lekki dyskomfort jak zazwyczaj, aczkolwiek potem już tylko przyjemność. Te ruchy biodrami... nie potrafiła utrzymać dłoni w jednym miejscu. Błądziły one po jego ciele, po plecach, po pośladkach. Poddawała się zenitom rozkoszy i jękom. Kolczyk nieustannie chrobotał, wyraźnie wyrażając swoją przyjemność.
    Odchylała głowę w tył, by dać mu lepszy dostęp do swojej szyi, a niebawem sama zaczęła poruszać biodrami w jego rytmie. Tak płynnie... tak mocno, że aż niekiedy zapierało jej dech w piersiach. Właściwie oddech poszedł już dawno w las.
    Russell dawał jej szczyt rozkoszy... pragnęła tego szczytu, pragnęła jego... pragnęła przeżywać te chwile przyjemności niemal zawsze.

    OdpowiedzUsuń
  39. -Szukałem... co?- Lex wytrzeszczył oczy, spoglądając na niego z mieszaniną zgrozy i niedowierzania.- Russel, powaliło Cię? Przecież... jak usłyszą kiedyś taką bzdurę... Mniejsza. Z Danny'ego jest baaaaardzo duży świerszcz.- Gallagher uśmiechnął się wrednie, a potem poklepał kolegę po udzie.
    -Jak chcesz cokolwiek to teraz, bo potem idę na sparing, jakoś po dziesiątej... Co oznacza, że masz dokładnie półtora godziny na zamęczenie mnie, a potem jakiś 200 kilowy sumo rozwali mi twarz na ringu.- Alex wstał i pociągnął Russela za sobą.
    -A co u Kassidy? Właściwie.. przydałoby się z nią zobaczyć. Albo może lepiej nie, bo jeszcze się wkurzy, że nie powiedziałem że wyjeżdżam.- mruknął, idąc z nim ręka w rękę po chodniku.
    -Dobra, królewno. Masz do wyboru: wódkę na plaży, wódkę w klubie, wódkę w akademiku...- Alex zaczął wyliczać rozmaite możliwości, z których każda mogła skończyć się tak samo.

    OdpowiedzUsuń
  40. [ Co do wątku, to pomysł świetny, więc nie mam tutaj nic do gadania xd I gdybyś na prawdę mogła, byłabym bardzo, bardzo, ale to baaaaardzo wdzięczna za zaczęcie, bo w mojej głowie to jak na razie przeważają fryzury barokowe xd ]

    OdpowiedzUsuń
  41. [ Nie xd Jestem na drugim roku fryzjerstwa, i nauczycielka stylizacji zapowiedziała sprawdzian. Jednak jakoś... nie wychodzi mi to " uczenie się" tak, jak powinno xd ]

    Sama nie wiedziała, co takiego nakłoniło ją do tego, żeby pójść na zakupy. Ach, no tak. Po ostatnim koncercie, w którym brała udział, jej ulubiona koszula w kratę niestety, uległa zniszczeniu. I to nie była jej wina. Po prostu, jakiś palant ją pociągnął, kiedy to leciał na ziemię. Prawdopodobnie ów człowiek był pod wpływem alkoholu, i nie potrafił już utrzymać się na nogach, albo po prostu stracił równowagę przez tłum, który to był na koncercie.
    No ale mniejsza o koncert, nową koszulę trzeba było zakupić, a jak. Kręcąc się tak po jednym ze sklepów, Chiara bez większego zainteresowania oglądała ubrania. Tak, nawet te damskie, których to jednak nie odważyła się wziąć do rąk. Były takie kolorowe, słodkie, dziewczęce. Jednym słowem, takie nie dla niej. Kochała ciemne kolory, to właśnie w takich czuła się najlepiej.
    Poprawiła pasek swojego plecaka, przeglądając męskie koszule, jednak jak na razie nic nie wpadło jej w oko.
    Kiedy to usłyszała nieznany jej głos, uniosła głowę, spoglądając na nieznanego jej chłopaka przed sobą. Następnie spojrzała na swoją koszulkę. A co mu do tego, jaką ona nosi koszulkę nosi, do cholery?!
    -Fanką jestem i w sercu, a koszulka... Spójrz, wielu innych fanów również takie nosi. To nie jest tylko skrawek materiału, jak dla mnie, to pokazujemy że na prawdę lubimy ten zespół, więc dlaczego nie mielibyśmy nosić koszulek z jego nazwą ?-zapytała, unosząc w górę jedną brew.
    -Dla Ciebie może jest to i mało oryginalne, jednak dla mnie nie.-powiedziała po chwili.

    OdpowiedzUsuń
  42. [ Uwierz, kiedy zobaczyłam te kserówki z rysunkami tych fryzur, uderzyłam kilkakrotnie głową o ławkę, tym samym ubolewając na głupotą ludzi, którzy żyli w tamtych czasach. No bo, po jaką cholerę nosili kilku kilogramowe stelaże na głowach, tylko po to, żeby jakoś ta fryzura wyglądała ? Masakra... ]

    -Jak dla mnie, to takie samo pytanie mógłbyś zadać na przykład katolikowi. Większość nosi na łańcuszku replikę krzyża, a tak na prawdę to nie wierzą w to, co mówi lub głosi kościół. Wiem jak to teraz jest. Większość smarkaczy nosi koszulki z nazwami rock'owych zespołów bo chcą być fajni, a nie potrafią nawet wymienić dwóch piosenek danego zespołu. Jednak gdy zapytasz prawdziwego fana o to, aby wymienił Ci jakieś piosenki, on Ci powie o nich dosłownie wszystko. Na jakim albumie się znalazły, dlaczego, i o czym mówi tekst piosenki. Nie powinno się zwracać uwagi na to, czy na koszulce jest napis kapeli, czy też nie.-powiedziała, odgarniając włosy za ucho.

    OdpowiedzUsuń
  43. - Co takiego mam Ci udowodnić ? To, że jestem fanką tego zespołu ? Proszę bardzo. Nothing Else Metters, utwór który powstał w 1991 roku, znalazł się na albumie " Metallica ", opowiada o rozstaniach muzyków ze swoimi ukochanymi, kiedy to muszą wyjechać w trasę koncertową. Jedna z najbardziej znanych, heavymetalowych ballad. James Hetfield napisał tą piosenkę z myślą o swojej ówczesnej dziewczynie, z którą dość szybko się rozstał. Pierwsze 4 wersy utworu są zarazem ostatnimi, jakie wypowiedział przed śmiercią dziadek frontmana zespołu. Piosenka jest również dedykowana wszystkim fanom. Dwa razy została wydana jako singiel, także na płycie "S&M". Coś jeszcze chcesz wiedzieć ?-zapytała, unosząc w górę jedną brew. Owszem, Chiara potrafiła walczyć o swoje, i nigdy nie zmieniała swojego zdania. Do końca się go trzymała, ot co.

    OdpowiedzUsuń
  44. Nie miała pojęcia, jakie drzewo za nią stoi. W sumie nawet nie poświęciła mu chwili uwagi. I musiała przyznać, że jej wymówka nie należała do tych lepszych. Ba, nigdy nie była w nich za dobra. Pomijając już całkowicie fakt, że na rodzaje krzewów i innych, zielonych badziewi były jej całkowicie obce. Aż strasz, że wiązała z tym kiedyś swoją przyszłość.
    - Nie wiem z czego wywnioskowałeś takie głupoty, ale okej - stwierdziła delikatnie zdezorientowana i skrzyżowała ręce na wysokości klatki piersiowej. Teraz mierzyła się z chłopakiem na spojrzenia. Widocznie i jemu podobały się niewerbalne gierki. Po chwili okazało się, że nie tylko takie. Dziewczyna poczuła się nieswojo, znalazła się w sytuacji bez wyjścia. Przecież honor nakazywał jej podjęcie wyzwania.
    - Co będzie jeśli wygram bądź przegram? - spytała z podstępnym uśmiechem wiedząc, że ten pomysł przyniesie jej masę problemów.

    OdpowiedzUsuń
  45. -Nie będą, nie łudź się. I nie, nie zabieram Cię na sparing. Ci kolesie Cię zmasakrują, Russel.- burknął, wywracając oczami. Prawdę mówiąc, gdyby chciało mu się gdziekolwiek teraz iść powiedziałby to wprost. Russ spojrzał na niego z wyrzutem.
    -No dobra, możesz iść. Ale nielegalne walki to nie dla Ciebie, pamiętaj- mruknął jeszcze, kręcąc głową.- A teraz chodź po prostu do akademika, co?- rzucił, ciągnąc go za rękę.
    -No chodź, dupku- syknął, gdy Collins zapierał się przez dłuższą chwilę.- Bo zadzwonię po Barry...- ostrzegł, a groźba zostania tu sam na sam z siostrą Alexa chyba nie przypadła Russelowi do gustu, więc łaskawie ruszył się z miejsca.

    [wybacz, że tak krótko, ale mnie tu pogania prezentacja z geografii -.-]

    OdpowiedzUsuń
  46. [To ja równie miło jak Ty pomacham i podziękuję za zaczęcie. A co do znajomości to taak, żadnego problemu z tym nie ma. ; )]

    Summer też nie była w najlepszym stanie po wczorajszej imprezie, chociaż ona zdążyła dużo wcześniej wyplątać się z jakiejś sieci kończyn, które ją przygniatały i odświeżyć się w toalecie, z czego Collins z pewnością nie miał okazji skorzystać. W przeciwieństwie do niego wiedziała też, co działo się przez cały czas, a przynajmniej do momentu, gdy nie zniknęła z bliżej nie znanym uczniem czwartej klasy. A przynajmniej tak jej się wydawało, że był z czwartej.
    Zlustrowała wzrokiem półnagą sylwetkę Russela, choć nie było w tym ani odrobiny pożądania. Zwykłe oględziny czy nikt mu nie odgryzł ręki albo obojczyka, po tym co wyprawiał. Widziała jednak, że się niecierpliwi, wzruszyła więc ramionami i poczekała aż pójdzie za nią.
    - Do końca nie, ale widziałam z kim wychodzisz. Co potem było.. Ja tego nie chcę wiedzieć - zapewniła go i poklepała po ramieniu, gdy nie wyglądał na zbytnio zadowolonego. - Chyba powinieneś dorwać aparat tej czarnej dziewczyny, z którą często gadasz. Ma sporo zdjęć z tego, co robiłeś. tych gdzie się rozbierasz przy wszystkich też.
    Akurat doszli do jej pokoju, wepchnęła więc Russela do środka i zaczęła przeszukiwać swoją komodę. w końcu wyciągnęła jedną z koszulek brata, które przywiozła sobie do spania i rzuciła nią w stronę chłopaka. Kiedy się nie odzywał dłuższą chwilę spojrzała na niego trochę zdziwiona.
    - Ty naprawdę nic nie pamiętasz? - Odpaliła wiśniowego papierosa i usiadła na szerokim parapecie, czekając na jakieś wyjaśnienia chłopaka, którego znała od miesiąca. Praktycznie pierwszego faceta, jakiego poznała w tej szkole.

    OdpowiedzUsuń
  47. [ Wiesz co? Mogłabyś podrzucić mi swoje gadu? Bo normalnie ostatnio brakuje mi kogoś z kim mogę normalnie porozmawiać. ;>]

    OdpowiedzUsuń
  48. Siedząc z butelką piwa Robbie zastanawiał się nad sensem tej "imprezy". Gdyby nie fakt, że wcześniej obiecał jednej osobie, że się zjawi najprawdopodobniej by go tam nie było. Na przyszłość postanowił zapamiętać jedną, a w zasadzie dwie rzeczy: Nie składać obietnic gdy jest się pod wpływem alkoholu, a po drugie nigdy więcej nie dotrzymywać obietnic. Jeżeli choć dziesięć osób bawiło się dobrze na tej imprezie to gospodarz ma powód do dumy. W zasadzie Robbie zbierał się do wyjścia gdy ku jego zdziwieniu podszedł do niego Russell.
    -Naprawdę chcesz wiedzieć Collins- spytał i rozejrzał się do okoła obrzucając wszystko i wszystkich pogardliwym spojrzeniem.

    OdpowiedzUsuń
  49. Wzruszyła ramionami. Ona mu tylko powiedziała to, co chciał usłyszeć. A co do tego, że chciał sobie wziąć płytę Metalliki, zupełnie za darmo, pomijając ten fakt, to ona już tutaj nie miała nic do gadania. Chciał, niech za nią płaci. Nie chce, niech nie płaci. To nie jej sprawa, ona miała wszystkie możliwe płyty tego zespołu, i nie wszystkie były zdobyte za pieniądze. No mówmy szczerze, Chiara nie była grzeczną dziewczynką, i nie za wszystko płaciła.
    Dopiero po chwili zwróciła uwagę na to, że chłopak bawi się jej włosami. I nie, nie przeszkadzało jej to.
    Obdarzyła go spojrzeniem, koniuszkiem języka zwilżając suche wargi, po czym wzruszyła ramionami.
    -Rób sobie co chcesz. Idź do sklepu i weź sobie tą płytę, bądź za nią zapłać, mi nic do tego, przecież nie mogę Ci zabraniać.
    [ Ahahahahaha, co do sytuacji, to ja podobną słyszałam na jednym koncercie. I po prostu, spłakałam się ze śmiechu, prawdę mówiąc, bo to było komiczna sytuacja xDDD Rozmowa małolata, który uważał się za fajnego, z prawdziwym fanem też GnR xDDD ]

    OdpowiedzUsuń
  50. [ohohoho... no to Ci nie zazdroszczę ;) ale w sumie, co to ogarnąć sufrażystki... właściwie też mam zwykle 100000000 fajniejszych rzeczy do roboty niż zadania domowe ;)]

    -Ja? Tobie? Jej to jeszcze rozumiem, ale TOBIE?- Alex spojrzał na niego z rozbawieniem i mocno potarł wytatuowane ramię.- Niby za co? Za te brednie o świerszczach? Serio, już wolałbym, żebyś mnie wsypał, przynajmniej nikt by się ze mnie i Dana nie śmiał, gdybyśmy wylądowali w pierdlu.- mruknął, wpychając Russela do swojego pokoju.
    -Poza tym, jak nie będziesz pyskował, to może Ci to wynagrodzę.- dodał, wręczając chłopakowi butelkę whisky.- Na przykład, mógłbym Cię teraz zaciągnąć pod prysznic... Co nie oznacza, że to zrobię.- dodał szybko, na widok reakcji Russela na jego propozycję. Myślałby kto, że seks z Gallagherem to jakiś wielki wyczyn...- Albo po prostu powiesz mi co chcesz, wykluczając plażę, kluby, napad na bank i kradzież samochodu. No i zbieranie świerszczy, czy polowanie na ręcznie plecione struny do gitary.

    OdpowiedzUsuń
  51. [Nie zazdrość mi, bo nie idzie jakkolwiek ustalić żadnej imprezy przez głupie zakończenie xD
    Powiem tak... Twój pies jest świetny xD]

    Zdobyła się na resztki samokontroli, albo to po prostu rozkosz tak nią zawładnęła, że w pewnej chwili, oplotła nogami jego biodra i przewróciła ich, by siedzieć na przyjacielu okrakiem. Pochyliła się nad nim.
    -Teraz to ja będę panią, a Ty niewolnikiem. - mruknęła, tuż przy jego wargach i zaczęła poruszać biodrami. Wyprostowała się na nim, oparła dłonie na jego brzuchu i poruszała całym swoim ciałem w rytm ruchów bioder. Wyglądała, jakby tańczyła w niezwykle prowokacyjny sposób. Piersi unosiły się szybko, ledwo nadążając za oddechem.
    Nie trwało długo, nim jej ruchy przybrały na sile, przybrały na prędkości. Mimo to, były płynne. Pojękiwała cicho, wzdychała, wydając powietrzu i roślinom dookoła świadectwo swojej rozkoszy.

    OdpowiedzUsuń
  52. [ Zdecydowanie masz rację. Wysilam umysł, ale nic mogę wymyślić. Jeżeli obiecam Ci, że następnym razem to ja zacznę to spróbujesz coś zacząć? ]

    OdpowiedzUsuń
  53. [Ogarnęłam swoją kartę to mogę wreszcie grzecznie odpisać. I w ogóle zapowiedzieć, że pewnie do jutra przeczytam twojego bloga. Spadłaś mi w sumie z nieba, bo choroba i nuda z nią związana tak mnie męczy, że naprawdę muszę przeczytać coś dobrego, a tu na dodatek geje.. Taaak, na pewno będę Ci truć o tym, bo sama mam ochotę pisać, z tym że o lesbijkach xD]

    Obserwowała go ze znikomym zainteresowaniem spod na wpół przymkniętych powiek. Faktycznie niewiele pamiętał, ale niewiele ją to obchodziła. Nie była jego niańką, nawet dobrze go nie znała. Wątpiła, by w ogóle ktoś go znał, bo z tego co zauważyła przez miesiąc zadaje się co najmniej z połową tej szkoły. Lgnął do ludzi, to było widoczne. W końcu w jej przypadku też jako pierwszy z wszystkich uczniów podszedł i zaczął nawijać, a jej nie pozostawała nic innego jak słuchać, wtrącać od czasu do czasu jakąś odpowiedź i mieć święty spokój. Takich ludzi lubiła najbardziej, bo nie musiała się wysilać w prowadzenie konwersacji. Russell sam się nakręcał.
    - Jeremy - sprostowała tylko cały jego wywód tym jednym słowem, a właściwie imieniem faceta z cuchnącym oddechem. Jeśli chodzi o zapamiętywanie szczegółów to na pewno była w tym dużo lepsza niż on. Gdy raz kogoś zobaczyła i usłyszała jego imię to z pewnością go nie zapomni. Fotograficzna pamięć czasem się przydawała.
    Powoli paliła swojego papierosa, a Ever co raz bardziej miotał się po jej pokoju, W chwili, gdy prawie przewrócił lampę, która nie stała bezpośrednio przy ścianie Summer uniosła do góry jedną brew i wydmuchała słodki dym.
    - Przestań się rzucać. Wczoraj nie było aż tak źle. Wyluzuj - zasugerowała, chociaż po tym jak chłopak ściskał telefon komórkowy, wątpiła by jej posłuchał. - Coś poważnego? - Gdy spojrzał na nią nieprzytomnie, skinęła głową na jego dłoń i zamilkła na nowo. Albo się pozwierza, chociaż się nie znają, albo nie. Summer nie robiło to różnicy. Zaakceptowała Russella jako znajomego, mógł więc robić co chciał.

    OdpowiedzUsuń
  54. Kiedy tak chłopak bawił się jej włosami, oczy Chiary uważnie przyglądały się tym jego poczynaniom. Swoją drogą, to Novoselic uwielbiała, jak ktoś bawił się jej włosami, ot, taki nawyk z dzieciństwa. Matki to może ona i najlepszej na świecie nie miała, jednak Katherina zawsze głaskała ją po włosach, tylko po to, żeby ją w taki sposób uśpić. I tak już jej zostało. Tylko że teraz nie zasypiała. Może czasami drzemała, gdy ktoś zajmował się jej włosami.
    Słysząc jego słowa, oderwała wzrok od jego rąk które zaplatały warkocza, po czym spojrzała na chłopaka, nieco nieobecnym wzrokiem. Dlatego też zamrugała kilka razy, jakby to miało jej w czymś pomóc.
    -Udowodnić ? Jak niby udowodnić ?-zapytała, unosząc przy tym w górę jedną brew.

    [Tacy ludzie mnie po prostu śmieszą. Na siłę chcą być fajni, chociaż czasami mają świadomość że mogą się wygłupić. A mimo to, nadal w to brną. Ciekawa jestem, ilu takich " fanów" spotkam w ten weekend, bo idę na festiwal ;d ]

    OdpowiedzUsuń
  55. Nie do końca wsłuchiwała się w jego słowa, co oczywiście mogłaby potwierdzić bez mrugnięcia okiem. Bardziej fascynującym zajwiskiem dla niej była obserwacja zawzięcia chłopaka. Pojawiło się ono praktycznie znikąd i miało bardzo dziwny przebieg. Wyrwane z kontekstu słowa wywołały u dziewczyny szelmowski uśmiech. Wbrew jej osobowości pojawiła się także fala nakazująca przyjąć wyzwanie. Nie odpowiedziała więc od razu, a wpierw kilkakrotnie zmierzyła towarzysza od góry do dołu i uniosła wyżej swoją głowę.
    - Start - murknęła stojąc w miejscu jescze krótką chwilę, a następnie wymijając zgrabnie sylwetkę chłopaka i ruszając we wcześniej obranym przez niego kierunku. Czyli dzisiaj ma robić za maskotkę? Pupilka, który nie odstąpi swojego właściciela na krok?

    [Wiesz, że też się nad tym zastanawiałam? Ja uwielbiam czytać, gorzej z pisaniem, ale raz na jakiś czas muszę coś sklecić, bo inaczej wydaje mi się, że postać jest taka sucha, bez historii. Ale to chyba nie na nasze głowy! (:]

    OdpowiedzUsuń
  56. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  57. Palermo Salvador1 czerwca 2012 14:38
    -Widzę że nie tylko ja mam w domku moją drugą połowę serca. My jesteśmy już razem z Mel od roku. Emm... Wiesz gdzie jest tutejsza szkoła prawda? Chodzi tam razem ze mną. Cieszę się że mam ją przy sobie. No a twoja druga połowa to...?- uśmiechnęłam się. W końcu normalna osoba. Nie sądziłam że kilka tygodni po przyjechaniu do Palm Springs poznam jakiegoś faceta który 'wybrał' tą samą orientację seksualną co ja. Myślałam że takich ludzi nie spotyka się na ulicy, ale niespodzianki ostatnio chodzą za mną jak nieszczęście. Popatrzyłam jeszcze do lokalu wypatrując co się dzieje. Szef pokazał mi tylko ręką że na dzisiaj mogę skończyć pracę. Ktoś dzwonił przez telefon. Nie wiedziałam czy na pogotowie czy po policje. Co za różnica. Chłopak mnie obronił i to powinno się liczyć.

    [Amarette Coliee.]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [To z tym Palermo... to pomyłka.... Przepraszam ciebie. Amarette Coliee]

      Usuń
  58. [Trzymam za słowo i mam nadzieję, że notka się podoba xP Czekałam na ciebie cały dzień na potwierdzenie, ale nie mogłam się doczekać xP]

    OdpowiedzUsuń
  59. Cieszył się, że praca nad rysunkiem idzie nadzwyczaj sprawnie. Russel nie robił mu żadnych uwag, jeśli chodziło o złą pozycję, czy przekrzywienie głowy. Sam się sobie dziwił, że jest zdolny robić praktycznie za posąg, który miał po prostu tylko stać i cieszyć oczy. Lubił dużo mówić, chociaż zwykle się hamował. Czasem po prostu ludzie nie rozumieli tego całego potoku słów, które Vincent z siebie wydobywał. Być może dlatego nie często ktokolwiek wdawał się z nim w jakieś głębsze dyskusje. Ucieszył się, widząc, że chłopak ma podobne zdanie na ten temat.-To nudne. Kiedyś wyższość była modna. Chęć prześcignięcia siebie nawzajem była czymś, co każdy uważał za rzecz niemal priorytetową. Teraz też tak jest, tyle, że ta cała sytuacja jest irytująca. Czasami nawet śmieszna. Widzisz dziewczyny, które codziennie przychodzą do szkoły z nowymi kolczykami, zegarkami czy ipodami. Wyglądają w gruncie rzeczy jak drzewka bożonarodzeniowe.-Zaśmiał się cicho, zdając sobie sprawę z tego co mówi-Takie tanie, pełne przepychu choinki. A wszystko po to, aby pokazać koleżance, że ma się więcej.-Zamilkł na moment, przybierając poważny wyraz twarzy.-Wiesz.. Musiałbyś chyba opuścić tą planetę, Russel. Wszędzie jest tak samo. To samo gówno, które prędzej czy później zacznie się dawać we znaki swoją obecnością.

    OdpowiedzUsuń
  60. [Onetową część mam za sobą, tumblrową jeszcze nie (wiem, wiem to tylko dwa odcinki, ale wczoraj nie miałam już sumienia męczyć biednych oczów). Dlatego opinie wydam później, ale na początek muszę spytać.. Czemu były dwie wersje opowiadania? Z tego co tam pobieżnie ze starej wyłapałam bazujesz na tamtej w pisaniu. Czemu zmieniłaś? ; D
    I jak kiedyś dobrnę do momentu, w którym zacznę pisać to dobrze, dostaniesz linka. ; )]


    To nie był najlepszy pomysł, żeby proponować jej coś takiego, bo co gorsza była gotowa to zrobić. Byłaby to jednak jawna przemoc i pastwienie się nad nim, a ona z oczywistych powodów gardziła tym. Biła tylko, gdy była w zagrożeniu, lecz ze strony Russella nie musiała się obawiać czegokolwiek. Był zbyt zakręcony, żeby móc komuś coś zrobić.
    - Nie. - Przekręciła lekko głowę i spojrzała na niego z ironią. - Tam jest ściana. Sam sobie przypierdol. - Uśmiechnęła się krzywo i wróciła do podziwiania sufitu. Summer właściwie nie miała pojęcia ani o co się rozchodzi, ani tym bardziej o kogo. Wątpiła jednak by faktycznie ten ktoś miał go zamknąć w bunkrze. Nawet jeśli to słysząc takie biadolenie jak ona teraz wypuści go po pięciu minutach, żeby tylko mieć spokój. Chyba pierwszy raz od miesiąca widziała Collinsa w takim stanie i nawet ją to bawiło.
    - Niezły z Ciebie tchórz - stwierdziła, podjudzając go trochę, żeby przestał tak histeryzować. - Nie zamorduje Cię, a resztę przeżyjesz.
    Russ wcale nie wyglądał na zadowolonego jej odpowiedziami. nic dziwnego skoro ograniczała się do wypowiedzenia tylko najważniejszych kwestii, a całą resztę zatrzymywała dla siebie, szczególnie jeśli chodzi o wszelkie słowa pocieszenia. Mówiła to, co chciała mówić. Wszystko inne.. Nie miało znaczenia.
    - Kto to właściwie?

    OdpowiedzUsuń
  61. [ohoho... nieźle... ja mam 70 kilowego Leonbergera. Kiedyś wymordował mojemu ojcu 20 kur na raz... nie żeby je zjeść. Żeby się pobawić. A najlepsze jest to, że Iron nie jest agresywny ani trochę...]

    Alex nie reagował przez cały popis Collinsa. Uśmiechnął się tylko wrednie, a potem podszedł do łóżka i zabrał mu butelkę.
    -A rób sobie co chcesz.- prychnął, wywracając oczami i skierował się do łazienki.- Nie mam czasu na pierdoły...
    Zamknął za sobą drzwi i rozebrał się do naga, by wziąć prysznic i pobyć przez moment sam. Wiedział dobrze, czego będzie chciał Russel, ale nie miał ochoty. Nie dzisiaj; nie po tym jak kilka dni wcześniej pieprzył się z Dannym i...
    Nie, koniec, kropka, nie. Russ będzie musiał poczekać.
    Alex wyszedł z łazienki po dobrych trzydziestu minutach, owinąwszy się w pasie czarnym ręcznikiem. Collins nadal leżał na jego łóżku, teraz już naburmuszony i zajęty sobą i głupawymi filmikami, które akurat oglądał.
    -Posuń się.- mruknął tylko, uderzając go w ramię, a potem sam położył się obok chłopaka.

    OdpowiedzUsuń
  62. [Proszę bardzo xP Mwaha, a jaki mam pomysł na jej motywy! xP]

    Kiedy zaczął bić jej brawo, dziewczyna podniosła się i ukłoniła, niczym aktorka, która właśnie dostała owacje na stojąco. No cóż, Russell stał.
    Zaraz potem usiadła i zaczęła się głośno śmiać, kręcąc głową z niedowierzaniem, że ten żart mógł być aż tak śmieszny. Wetknęła długopis między wargi skupiając wzrok na kartce, po czym wyjęła go i zaczęła nim stukać o podbródek.
    Przez krótką chwilę miała taki impuls, żeby mu powiedzieć w którym kartonie ukryła mleko, więc podniosła na niego pełen dumy wzrok i przesunęła po nim wzrokiem.
    - Zgaduj. Gdy dwójkę dodasz do ósemki wyjdzie ci przekątna, kiedy dorysujesz linię do góry na dwa kubeczki musisz tylko zejść trzy piętra w dół. - Powiedziała, co oczywiście znaczyło, że to czego szuka znajdzie w kubku po czekoladowym mleku na trzeciej półce. W kubku dokładnie drugim od prawej strony.
    Przeczesała ręką włosy, po czym znów zajęła się pisaniem.

    OdpowiedzUsuń
  63. - Też się nad tym zastanawiam. - Podniosła się z krzesła i podeszła do lodówki wyjmując odpowiedni kubeczek. - Jak moim bratem może być taki idiota, który nie umie dodać dwa do dwóch. I to mnie nazywasz niedorozwojem. - Prychnęła i postawiła kubeczek przed nim. Pochyliła się do przodu, gdzie jej twarz dzieliło od niego zaledwie kilka centymetrów. - A na twoim miejscu więcej czasu poświęciłabym kąpieli, bo nie jestem pewna, czy to, czego użyłeś, było szamponem. - Uśmiechnęła się wesoło. - Ale nie martw się, zadbałam i o to, przestawiając zegarki i dając ci kilka dodatkowych godzin. - Ucałowała go w policzek i odsunęła się. - Ciebie też dobrze widzieć z samego rana, braciszku. - Powiedziała zabierając swoje rzeczy i idąc w stronę swojego pokoju.

    OdpowiedzUsuń
  64. [ oł, to sorri xD Myślałam że mnie zagadali, jak to czasami bywa ;p ]

    OdpowiedzUsuń
  65. [Czuję się usatysfakcjonowana wyczerpującą odpowiedzią. I cieszę się w takim razie, że czytam tą 'lepszą wersję', która spełnia twoje oczekiwania. ; ) Ja szczerze przyznam, że właśnie dlatego zwlekam tyle z pisaniem o dziewczynach, bo nie jestem pewna czy będę umiała to odpowiednio opisać żeby ludzi nie zrazić przypadkiem. I ile ja oddałabym, żeby mieć już wystawiane oceny... Jeszcze dwa tygodnie sprawdzianów mnie czekają.
    I tego.. Lubię flaki, niekoniecznie z olejem, więc nie narzekaj, nie jest źle xD]

    I co z tego, że się zakładał o wszystko skoro bał się swojego brata-kochanka? Tchórzył w najważniejszej kwestii, przez co cała reszta traciła na znaczeniu. Swoją drogą mieli ciekawą relację skoro nie przeszkadzało im pieprzenie się ze sobą. Nie, Summer tego nie potępiała. Właściwie nawet ją to nie obchodziło. Wyjątkowo mało obchodziło ją to z kim sypia Russ. Przynajmniej do momentu, w którym nie próbuje jej zaciągnąć w te rejony swojego pokoju, bo to nie skończyło by się dla niego dobrze.
    - Nie maż się, nie będę pocieszać - rzuciła spokojnie i szturchnęła go palcem w żebra. - I tchórz, uciekasz.
    Powinien właśnie iść, jeśli faktycznie tak zależało mu na kontaktach z bratem. Jej nie zależało, nawet nie pojechała na jego imprezę (dajmy na to, że przedwczesną, bo do 22 czerwca daleko) urodzinową, dlatego gdyby to ona była na jego miejscu to pewnie i tak by nie poszła. Jednak różnica w ich relacjach była oczywista - ona nie pieprzyła się z bratem, nie musiała pilnować, żeby się na nią nie obrażał.
    - Nie chcesz iść, serio? - podpytała jeszcze, bo na upartego mogła go tam wygonić, sama zaciągnąć i wrócić tu z powrotem, ale pakować się we wspólne urządzanie imprezy.. Nie, aż tak się nie wysili. - Deska? Basen? Plaża, ale ja do morza nie wchodzę - zastrzegła kwaśno.

    OdpowiedzUsuń
  66. [Nagrania po niemiecku (albo w angielskim brytyjskim na poziomie ponad Advanced) zawsze tak brzmią. Można zrozumieć ładnie i wyraźnie, gdy ktoś nagrywa słuchanie dla podręcznika dla początkujących bądź matołów xD
    A my na niemiecki miałyśmy inny patent - pisałyśmy odpowiedzi na gumce do ścierania xD Miałyśmy z dyrektorką, musiałyśmy wymyślić coś dobrego :D]

    Pokręciła jedynie przecząco głową i wyciągnęła nadgarstek z uścisku. Nie potrafiła już udawać, że jest sama na świecie, nawet jeśli próbowała.
    - Nie, Russell, to nie zadziała. Już prędzej zapomnę o obawach na placu zabaw niż podczas pseudo-terapii - stwierdziła poważnie, chociaż pod koniec delikatnie się uśmiechnęła. W końcu nie chciała urazić jego pomysłu, ponieważ się starał. To ona należała do opornych pacjentek.
    - Hej, a ty przypadkiem nie próbowałeś wcześniej wyciągnąć mnie na imprezę? Może jednak sprawdzimy wieczorem, czy Russell Collins ma w sobie tyle charyzmy, żeby nakłonić mnie do więcej niż dwóch drinków? - spytała ze śmiechem, zmieniając zupełnie temat. Nie miała ochoty dalej ciągnąć tego o jej życiu i strachu. Sama wystarczająco się nim zadręcza, żeby dodatkowo męczyć go przy kimś innym. - A może jesteś zbyt SŁABY i wrócę w świetnej formie ciągnąc twój wrak? - rzuciła unosząc pytająco brwi. Próbowała wejść mu na ambicję, żeby nie chciał się poddać. Wtedy na pewno pokona jej opory i nie pozwoli, żeby wróciła do domu w pełni kontaktując ze światem, a wtedy w jakiś sposób pomoże zapomnieć jej o lęku, a jednocześnie przybliży samemu sobie dawną dziewczynę, Ori, która nie wahała się przed szaleństwami.

    OdpowiedzUsuń
  67. Jedyne co mogła teraz zrobić, to zaciągnąć go do sklepu muzycznego, i puszczając mu wszystkie płyty Metalliki, również opowiadając o zespole. Mogła również wybrać się z nim do Ohio do Rock and Roll Hall of Fame, jednak to było... trochę daleko. No ale mniejsza.
    Chwyciła go za rękę, ciągnąc w stronę wyjścia. Po koszulę wróci kiedy indziej.
    -Więc... Fan Michaela Jacksona. W takim razie opowiedz mi coś o nim, ja też nie będę już taka ciemna w tym temacie.-powiedziała, odgarniając kosmyki włosów za ucho, żeby nie wpadały jej do oczu.
    -Jeśli masz czas, oraz chęci, możemy lecieć do Ohio. Rock and Roll Hale of Fame. Znasz ? Z tego co się orientuję, to nawet Michael został tam wprowadzony.-powiedziała po chwili.

    OdpowiedzUsuń
  68. [ Nie ma problemu. :) Naprawdę chciałam coś wymyślić, ale wymiotło mi wenę, więc poczekam. ]

    OdpowiedzUsuń
  69. [ Wybaczam, chociaż tak naprawdę pomysł mi się podoba. :) ]

    To był test, który kompletnie nie dotykał interesujących mnie tematów. Innymi słowy nie wiedziałam o nim nic. Dodatkowo spalony w drodze do szkoły joint nie wpływał odpowiednio na pracę mojego mózgu w szkole. Właściwie już zakładałam torbę na ramię aby nie tracić czasu na wgapianie się w pustą kartkę kiedy Collins podrzucił mi kartkę. Spojrzałam na niego zastanawiając się co właściwie skłoniło go do pomocy mi - prawie się nie znaliśmy. Rozwinęłam kartkę widząc, że są odpowiedzi na każde pytanie zadane w teście. Moje brwi powędrowały na sekundę do góry. Odwróciłam się w stronę chłopca wysyłając mu całusa. W duchu obiecałam sobie odwdzięczyć się Russell'owi choćby postawieniem piwa. Dzwonek zadzwonił piętnaście minut później i korytarz zapełnił się ludźmi dlatego spotkałam go dopiero na kolejnej przerwie i to w sporej odległości od szkoły kiedy on wracał najwyraźniej ze sklepu, a ja starałam się znaleźć chociaż pół zapałki w swoich spodniach. Uśmiechnęłam się w jego stronę. - Dziękuję za pomoc Collins. Bardzo miłe zaskoczenie. - wymruczałam cichutko wpatrując się w niego z zainteresowaniem.

    OdpowiedzUsuń
  70. Zaśmiałam się cicho i krótko zaraz jednak kiwając z udawaną powagą głową. - Zdecydowanie. Myślę, że tak ciężka praca powinna zostać nagrodzona odpoczynkiem. - mruknęłam przyglądając mu się z bliska. Russell Collins. Pan Bogaty. Pan Idealny. Pan Zdolny. Pan Sprytny. Cóż... zaczęłam życzyć mu powodzenia w moim świecie. Wyślizgnęłam się spod jego ramienia i uśmiechnęłam się z przekorą zaciągając się mocno papierosem. Odrzuciłam jego zapalniczkę. I tak nie zamierzałam pozostać dłużej w szkole. Byłam naprawdę zmęczona, niewyspana i chyba jeszcze zbyt nietrzeźwa aby przebywać na jej terenie. Obrzeża Palm Springs były dla mnie atrakcyjniejsze od centrum. - Chodź. - skierowałam swoje kroki w stronę parkingu szkoły. - Postawię Ci piwo. - mruknęłam. I tak musiałam odwiedzić naprawdę bardzo skromne progi mojego motelowego pokoju, potrzebowałam butelki rumu, potrzebowałam kilku blantów. Mój samochód chociaż naprawdę wspaniały pod względem silnikowym, nie był ani nowy, ani przesadnie atrakcyjny. Jeden z tych naprawdę starych riderów z lat siedemdziesiątych. Dla mnie piękny. Dla pięknych i bogatych - kupa złomu.

    OdpowiedzUsuń
  71. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  72. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  73. http://www.youtube.com/watch?v=5AVd5RVukcs&feature=endscreen&NR=1
    Uśmiechnęłam się tylko cynicznie i przekręciłam kluczyki w stacyjce. Włączyłam radio i uśmiechnęłam się cicho słysząc piosenkę, która przywiodła mnie dziś do szkoły. Wyjechaliśmy na główną drogę ciągnącą się wzdłuż wybrzeża. Zmieniłam bieg i nacisnęłam pedał gazu. Silnik zamruczał jakby z rozkoszą, a samochód wyrwał się do przodu. Mlasnęłam z przyjemnością. Pochyliłam się w jego stronę i spomiędzy jego nóg wyciągnęłam butelkę rumu. Złocisty płyn zakołysał się w butelce. Rzuciłam mu pytające spojrzenie. Zastanawiało mnie co człowiek, którego znała prawie cała szkoła robił w moim samochodzie. Świetnie mi szło odcinanie się od brudów tego miasta. - Collins. Popraw mnie jeżeli nie mam racji, ale... czy przypadkowo nie jesteś osobą, która raczej nie rzuca się na bezinteresowną pomoc innym, zwłaszcza obcym ludziom, a z drugiej strony pomimo tego, że nie znasz mnie w ogóle nie pomyślałeś, że nie dam ci zbyt dużo w zamian? - mój wzrok spokojnie spłynął na chwilę z drogi, chociaż noga leżąc na pedale gazu nawet nie drgnęła. Rzuciłam mu zaintrygowane spojrzenie. Mieszkańcy Palm Spring zaskakiwali mnie nie tylko ilością wciąganej kokainy.

    OdpowiedzUsuń
  74. [ Czasami lubię podrzucić piosenkę, do której pisałam dany fragment. Zdaję sobie sprawę, że to dobry wybór. :P ]

    Zaśmiałam się i tym razem, pierwszym razem, zrobiłam to szczerze. Ochrypły śmiech cicho poniósł się po samochodzie. Nie dziwił mnie fakt, że nie jestem w jego typie. Rzadko bywałam w czyimkolwiek. Byłam Brytyjką. Odkręciłam butelkę i upiłam łyka cały czas wpatrując się w drogę, po czym podałam mu alkohol cały czas uśmiechając się lekko w kąciku ust. - Coś co mogłabym dla ciebie zrobić... zastanów się dwa razy czy na pewno mogłabym. - mruknęłam. - Mianowicie? - szumiało mi cicho w uszach, dojeżdżaliśmy już pod motel. Zaparkowałam samochód przed wejściem i wyskoczyłam z niego odpalając papierosa. Kolejny plus tanich moteli - palenie nie było wzbronione, a tu nikt nawet nie przyjeżdżał sprawdzić czy jakiekolwiek warunki są spełnione. Miejsce wyjęte spod prawa. Idealne.

    OdpowiedzUsuń
  75. Z tym wyjazdem do Ohio to akurat żartowała. Jednak gdyby miała podjąć jakąkolwiek decyzję, to pewnie nawet nie wracałaby do domu po ubrania. Od razu pojechałaby na lotnisko.
    Spojrzała na chłopaka, po czym pokręciła rozbawiona głową na boki. Podobało jej się to, że tak z miejsca był w stanie zrobić wszystko.
    -Podoba mi się jedna jego piosenka. Hollywood tonight. Oglądałam teledysk, i przypadł mi do gustu. -powiedziała po chwili, ponownie spoglądając przed siebie.
    -A poza tym, to fajnie tańczył.-dodała po chwili, uśmiechając się przy tym.
    Tak w ogóle, to jak masz na imię ?-zapytała, unosząc głowę nieco w górę. -Bo tego to jeszcze się nie dowiedziałam, Fanie Jacksona.

    OdpowiedzUsuń
  76. [Mało, mało. Ale lepsze to, niż mieliby pisać jakieś badziewia, nad którymi załamywałabym ręce. Naprawdę lepiej jest stworzyć coś raz na długi okres czasu, niż pierdołę na kilka dni. Swoją drogą postać Evera jest genialna. Jedna z lepszych dla mnie.:>]

    Kiwnęła potakująco głową.
    Nie miała zamiaru wnikać w jakieś gry wymyślone oczywiście przez Collinsa. Spodziewała się i tak czy siak najgorszego, więc dużej różnicy jej to nie robiło. Zrównując z nim krok aż sama zdziwiła się swoją postawą. To ona musi za nim ślepo podążać, nie on za nią. Właśnie ten fakt najbardziej jej nieodpowiadał, ale sama się na to spisała. Wprawdzie może spaść na cztery łapy, jednak nigdy nic nie wiadomo.
    - Musisz jeździć samochodem? - spytała zdziwiona, spoglądając na niego z dołu. - O wiele ciekawsze jest chodzenie na nogach - wzruszyła ramionami, rozglądając się dookoła. Po chwili wpadło jej do głowy małe zagadnienie, którego nie mogła się pozbyć.
    - Twój brat nie ma po Ciebie dzisiaj przyjechać? - rzuciła w końcu. - W takim raziem rozumiem, że przypmniesz mnie kajdankami do tyłu auta i będę musiała za Wami biec? - nie mogła wyzbyć się ironii, nie mogła. Sama rozmowa z Collinsem tego wymagała, a przecież będzie tak cały dzień. Dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego strasznego faktu.
    - Poczekaj, cały dzień, dwadzieścia cztery godziny. Nocka też się wlicza? O Boże, umrę.

    OdpowiedzUsuń
  77. [Haha, chybaa muszę wyprowadzić cie z błędu, bo niesłusznie założyłaś, że to miałoby być moje pierwsze opowiadanie. Nie, nie byłoby pierwsze, prędzej jedenaste, choć znikoma część doczekała się kiedykolwiek publikacji xD. Ale fakt, pisanie 'na spontana' jest beznadziejne i dlatego tego nie robię. Dopiero jak skończy się szum z chorobą i ze szkołą to wtedy będę myśleć nad fabułą i całą resztą. ; ) i pewnie też pisać.
    Chciałabym się martwić znajomymi z klasy, a nie nadchodzącą maturą.. Taaaak. A to na jaki profil idziesz? ; )
    (i cii, odpisze jutro, musiałam jedynie to wyjaśnić, żeby nieporozumienia nie było xD)]

    OdpowiedzUsuń
  78. Na wzmiankę o piosenkach, na ustach panny Novoselic pojawił się uśmiech. Jak mogłaby ich nie znać ? Slash był jednym z najlepszych, jakie był, jest, jednym z najlepszych gitarzystów, więc gdyby nie znała tych piosenek, nie byłaby prawdziwą fanką. Swoją drogą, zazdrościła mu tego, że tak potrafi radzić sobie z gitarą. Kiedyś miała ambitny plan nauczenia się gdy na owym instrumencie, jednak po kilku lekcjach uznała że to nie dla niej.
    Kiedy Russel wreszcie jej się przedstawił, uścisnęła delikatnie jego dłoń, uśmiechając się przy tym.
    -Chiara Novoselic. Wystarczy Chi. -powiedziała, po czym wolną dłonią odgarnęła po raz któryś kosmyki włosów za ucho.
    -Więc... Chodź, dokształćmy Cię na temat Metalliki.-powiedziała po chwili, ruszając w stronę półek z płytami.

    OdpowiedzUsuń
  79. [witam również. na wątek i/lub powiązanie jestem chętny zawsze, a postać Russella wydaje się bardzo ciekawa. skoro on do Palm Springs przybywał na jakiś czas co roku, to chyba możemy założyć, że gdzieś tam, kiedyś tam, jakoś tam się spotkał z Blakiem, który mieszka w okolicy całe życie. co powiesz na to, żeby znali się już dobre parę lat i widywali się kiedykolwiek Russell przybywał do miast w odwiedziny do ojca? to by nam otworzyło jakąś furtkę do wątku i dalszego powiązania. daj mi znać co myślisz i czy może masz jakieś ambitniejsze pomysły ^^]

    OdpowiedzUsuń
  80. Zamknęła oczy, śpiewając piosenkę Tatu "All about us", kiedy zaczął się dowalać do jej drzwi. Zacisnęła wargi w cienką linię i podeszła do ściany, tuż przy drzwiach, ale ich nie otworzyła. Wysłuchała zarzutów. Samochód. Jaki samochód, skoro ona nie mogła siadać za kółko? Rozwaliłaby go zanim zdążyłaby wyjechać z garażu. Ona po prostu nie miała do tego talentu.
    Musiał ją o wszystko obwiniać, bo przecież jak do mózgu kogoś takiego mogło dotrzeć, że może ojciec zabrał samochód do warsztatu, albo cokolwiek innego. Mogłaby mu to powiedzieć, ale jaki sens miałoby powiedzenie prawdy, skoro on wiedział lepiej.
    - Utopiłam go w rzece, nadal mnie kochasz, braciszku? - Powiedziała, po czym zaryglowała drzwi i znów położyła się na łóżku.

    OdpowiedzUsuń
  81. [Patent z gumką jest genialny i zawsze się sprawdza. Nawet jak każą zostawić tylko długopis na ławce. Wyjmujesz długopis, ołówek i gumkę, i rzucasz byle co, co jest sensowne. Na chemii na przykład, że potrzebujesz ołówka i gumki, żeby napisać sobie obok jak powinny być wyrównane współczynniki a potem zmazać. Na matmie, żeby policzyć większe liczby a potem zmazać, bo cię to 'rozprasza' inaczej. Języki - sprawdzić pisownię przed napisaniem. Cokolwiek, a zazwyczaj to nawet nie pytają :)
    Co do gotowców, to myślisz, że czemu piszę geografię zawsze w drugim terminie i to na szósteczki? ;D Przecież nie mogłabym nie skorzystać z tego, że babka daje zawsze taki sam test, no proszę cię. A z fizyki to akurat mat-wos ma przed nami lekcje, więc zawsze dostajemy odpowiedzi do sprawdzianu ;D A z biologii jesteśmy w tyle z materiałem, bo jako jedyni z pierwszych klas pojechaliśmy na wycieczkę, więc też mamy gotowce, bo ten gościu nie zmienił swoich sprawdzianów od dwudziestu lat chyba xD]

    - Jak wolisz, chociaż nigdy nie widziałeś mojej szafy. Z Estonii przywiozłam całkiem pokaźną kolekcję, chociaż z niej nie korzystam. Wiesz, ta chęć wtopienia się w tłum - rzuciła ze śmiechem. W gruncie rzeczy było jej obojętne, gdzie pójdą, chociaż może trochę była przeciwna zabieraniu rzeczy z szafy siostry Russella, szczególnie skoro nie darzyli się sympatią, a ona wiedziała, co za marnotrawione skarby kryją się w jej własnym domu. Po co niekoniecznie się narażać jakiejś osobie? Chociaż pewnie Ever miał inne zdanie.
    - Czy mam się zacząć bać, że zgodziłam się na ten wypad? - spytała trochę zaniepokojonym tonem, ale tak naprawdę na to liczyła ostatecznie przyjmując pomysł chłopaka. Gdyby tak nie było, zgodziłaby się pójść na proponowany też przez niego festyn zamiast do klubu, a przecież wybrała to drugie.

    [Wiesz, zastanawiam się, czy publikować teraz to, co ci wysłałam (z poprawkami ofkorz, bo inaczej bym nie przeżyła ;D). Bo tak jakoś... Mam ochotę no i słuchałam dzisiaj Rammsteina duuużo, więc mam taki pisarski nastrój :D]

    OdpowiedzUsuń
  82. [Witam :) Będę jedną z tych irytujących osób pytających nie o wątek, a o powiązanie. Jesteś może zainteresowana takowym? W dopisku oferujesz, że możesz zacząć, więc ja grzecznie poproszę, abyś zaczęła, albo chociaż odpowiedziała mi na pytanie powyżej ;) ]

    OdpowiedzUsuń
  83. [Prawdę mówiąc chyba nie wymyślę nic bardziej oryginalnego, niż: znajomi z imprezy, gdzie też to obydwoje zaczęli grać w wyzwania, przez co owe przyjęcie jest im wypominane do tej pory; przyjaciele od wspólnego oglądania wyścigów konnych, woltyżerki itd. z piwem w dłoni; sypiają ze sobą, nie tylko kochając się ale też zostając u siebie na noc, oglądając wspólnie filmy i śpiąc obok siebie- przyjaciele. To chyba wszystko, co jestem w stanie wykminić ]

    OdpowiedzUsuń
  84. Spojrzała na niego leniwie, po czym ponownie oparła się o jego ramię. Co ona tu robiła? Odpoczywała. Stawy ją już bolały od ćwiczenia, dlatego też postanowiła sobie trochę odpocząć, odetchnąć.
    -Bo skończyła mi się sieć- wymruczała leniwie, zginając trzeci i czwarty palec i szemrząc coś pod nosem skierowała dłoń w stronę pilota- Skończyła mi się sieć i nie chce mi się wstawać po pilota- zaśmiała się cicho.
    Dopiła piwo do końca, po czym odstawiła butelkę na szafkę nocną. Wzięła pilota do ręki i zaczęła przewijać kanały.
    -Na co masz ochotę? Może jakaś opera mydlana, skoro romanse Ci nie odpowiadają? O! Albo jakieś filmy dla dorosłych, mają tam niebywale ambitne dialogi- zaśmiała się pod nosem.

    [Ok. Błąd poprawię już jutro ^^ A wątek się rozkręci- musi. ]

    OdpowiedzUsuń
  85. [wiesz, z tym schroniskiem to dobry pomysł, popieram :) a co do tulenia Irona... polecam jednak nietulenie go, bo właśnie gubi sierść ;D]

    Gówno prawda. Nie mógł wiedzieć, jak Alex czuł się po rozstaniu z Danny'm. Rozstaniu... to brzmiało przynajmniej jakby byli parą! Gówno prawda. Byli jak bracia, to wszystko... a Alex na swoim przymusowym wygnaniu na to zadupie, jakim jest Floryda, naprawdę nudził się bez Danny'ego.
    -Właściwie to nie wiem czy jeszcze chce mi się gdziekolwiek iść...- westchnął, wzruszając ramionami. Tak naprawdę miał dość, żaden sparing nie był wart żeby pogorszył sobie i tak już wystarczająco zły humor.
    -Ale ty jak chcesz, to idź. Nie trzymam Cię.- mruknął, zerkając na Russa kątem oka. Pewnie zaraz Collins zacznie marudzić...

    OdpowiedzUsuń
  86. [Właśnie ja też widziałam, ale tak strasznie mi się nie chcę. A jedną nawet zaczęłam! Mam również ambicję pozaczynać z kilkoma osobami, ale jak na ten moment, to jest ponad moje siły.

    Ja mam ten sam problem. Chciałabym być nastoletnim chłopcem-gejem. Ubolewam nad tym faktem, ale płci nie zmienię! :D A co do Lachowskiej, ona ma charakter praktycznie po mnie, ale przygody już nie moje, więc to nie to samo. btw. Pozbyłaś się drugiej postaci?]

    I kolejne przeciwieństwo, które stawiało ich na dwóch stronach półkuli. Dla niej naturalnym było przemierzanie kilometrów na nogach. Samochody samochodami, ale gdyby miała podróżować tramwajami, to chyba coś by ją strzeliło. Stanowczo za dużo śmierdzących potem ludzi. Wzdrygnęła się na samą tę myśl i przyspieszyła kroku.
    - Jakoś nie mogę sobie wyobrazić tego Twojego wymarzonego trójkąciku - mruknęła zrezygnowana, nie wgłębiając się nawet w jego słowa. Pewnie i tak nie zaskoczy jej niczym błyskotliwym, więc co tam. W pewnym momencie zatrzymała się w miejscu i zmierzyła go od góry do dołu.
    - Gdzie my idziemy w ogóle? Albo inaczej, gdzie Ty idziesz, a gdzie ja muszę iść? - spytała rozglądając się dookoła.
    - Ale patrz jaki z Ciebie buntownik! - zaironizowała z rozbawieniem słysząc jego wyrzuty.

    OdpowiedzUsuń
  87. [A ja się odezwę! Właśnie mnie zmotywowałaś!
    W ogóle, w ogóle! Miałam przed chwilą taki cudowny sen i muszę gdzieś, na jakiegoś bloga wrzucić postać geja, bo nie wytrzymam. Owa scena musi zaistnieć w jakieś fabule, a co!]


    Nie wierzyła, że to zrobiła, ale naprawdę zaśmiała się w jego obecności. Krótko, ale jak najbardziej szczerze. Sam fakt osiągnięcia u niej rozbawienia był czynem prawie niewykonalnym w dni takie jak ten, a co dopiero przez kogoś takiego jak on. Idealnie podsumowanie, nie ma co. Z mniejszym już uśmiechem na ustach wbiła dłonie w kieszenie spodni i zarysowała przecinające się linie na ziemi. Nawyk od godzinneggo stania na dworze podczas mszy w dzieciństwie.
    - Uwielbiam zombie. Zaraził mnie tym znajomy z Polski - stwierdziła wpatrując się w swoją stopę, która tym razem tworzyła na ziemi okręgi. - Gdyby była apokalipsa schowałabym się w tutejszym kościele, wybrała grupkę bardziej ogarniętych osób i heja. W takim razie piszę się na film.
    Uniosła spojrzenie na chłopaka i kiwnęła delikatnie głową.
    - Mam kiepską wyobraźnię, nie pamiętasz? - zacytowała jego słowa sprzed chwili.

    OdpowiedzUsuń
  88. Uśmiechnęłam się pod nosem. Mogłam mu po prostu włożyć do torby uncję palenia i już, mogłam go wysłać do odpowiedniej osoby. Potrzebowałam jednak rozrywki. Dużo rozrywki. A wpędzenie w kłopoty małych bogaczy mogło być dobrą rozrywką. Przyjrzałam się mu czujnie. - Josh... To twój brat? - zapytałam lekko zainteresowana. Ludzkie relacje były na tyle ciekawe na ile nietypowe, a nie trudno było wyczuć, że ta relacja była bardzo specyficzna.

    OdpowiedzUsuń
  89. -Panno Novoseliic ? Boże, jakie to oficjalne i takie... dorosłe.-powiedziała, krzywiąc się przy tym nieznacznie. Jakoś nie bardzo lubiła, jak ktoś się tak do niej zwracał.
    odgarnęła włosy na plecy, po czym odwróciła się, by spojrzeć na Russela. Rzuciła spojrzenie na płytę, uśmiechając się przy tym.
    -Krążek wydany 12 września 2008 roku. Była też fajna limitowana edycja, która zawierała płytę, flagę, koszulkę, płyty z demówkami piosenek, DVD z pracy nad tworzeniem albumu, niepublikowane sceny z Mission Metallica, kostek do gitary, koszulki i jeszcze z kodem, który umożliwiał pobranie jednego z show z 2008 roku- powiedziała, ot tak, po czym uśmiechnęła się.
    -Moon walk ? Nawet Ci wychodzi. Tak trochę- dodała po chwili.

    OdpowiedzUsuń
  90. Z uśmiechem na ustach włączyła mu jedną ze swoich piosenek z tego albumu. Broken, Beat & Scarred,jakoś najbardziej podobała się Chiarze. Oczywiście, reszta piosenek też była dobra, jednak to właśnie tej piosenki z Death Magnetic Chi słuchała najczęściej. Czasami aż do momentu, kiedy do pokoju nie wpadał jej ojciec i mówił że ma zmienić repertuar.
    Podała Russelowi słuchawki, a sama chwyciła płytę innego zespołu - Black Sabbath. I kiedy chłopak słuchał piosenki, Chiara uważnie studiowała płytę. Po chwili uświadomiła sobie, że prawdopodobnie nie ma jej w swojej kolekcji, a to jest niedopuszczalne. Dmuchnęła na kosmyk włosów, spoglądając kątem oka na swojego towarzysza.

    OdpowiedzUsuń
  91. Robbie pokiwał głową i odstawił swoją butelkę z piwem.
    -Bardzo dobrze powiedziane- powiedział po czym z łobuzerskim uśmiechem ruszył w kierunku wyjścia. Od dłuższego czasu miał na to ochotę i w sumie wreszcie mógł to zrobić.
    -Teraz tylko pytanie wiesz gdzie może być jakaś dobra impreza nie mam ochoty spędzić reszty tego wieczora- spojrzał na zegarek i okazało się, że jest jeszcze wcześnie bynajmniej dla niego- na siedzeniu i gapieniu się na dzieci, które myślą, że zaimponują kolegom bo piją piwo- uśmiechnął się krzywo i popatrzył na Russella z pytaniem na twarzy.

    OdpowiedzUsuń
  92. Skrzywiła się od razu po słowie "śniadanie". Już dzisiaj jadła i już zrobiła wszystko, co było związane z kwestią "po jedzeniu należy..", więc każda kolejna porcja nie wchodziła w grę, szczególnie jeśli później mieli od razu zapaść się gdzieś pod ziemię. Russ nie mógł jednak wiedzieć o tym, przynajmniej do momentu aż nie znajdą się przy stoliku i nie będzie się zapierać rękoma i nogami, że nie jest głodna. Mogła się jedynie łudzić, że nie zamieni się w Asha. Odkąd była w Palm Springs nie pamiętała by kiedykolwiek jadła coś z Collinsem. Co najwyżej pizzę, którą później i tak zwymiotowała.
    Skinęła jedynie głową, gdy tylko wrócił i zabierając z małego stolika najważniejsze rzeczy, wyszła z Collinsem z pokoju, a potem także z akademika. Na te rarytasy o których mówił wcześniej lepiej jakby pojechali gdzieś indziej, dlatego bez słowa poprowadziła ich na parking i wsiadła do swojego auta.
    - Nie marudź, nie ma tu twojego - zauważyła całkiem słusznie, bo nie chciała słuchać marudzenia Russella, że to nie on prowadzi. Dostanie się do jakiegoś dobrego baru zajęło im łącznie piętnaście minut, w trakcie których Sum nic nie mówiła.
    - Zamawiaj te swoje naleśniki - powiedziała, bawiąc się solniczką. Do karty, którą kelnerka położyła obok niej nawet nie zajrzała.

    [Na jednym.. Dobre sobie, jak się już pisze to zawsze chce się więcej xD
    A kierunek wzięłaś całkiem niezły i w sumie przydatny. Duża szansa, że faktycznie coś z tego będziesz mieć. Ja nawet żałuję, że wylądowałam w liceum, mimo że najpierw miało być technikum ekonomiczne. No ale raz się żyje xd]

    OdpowiedzUsuń
  93. Spojrzała na niego, nieznacznie marszcząc przy tym brwi niczym urażone dziecko. Westchnęła cichutko, oparła się o niego wygodnie i powiedziała:
    -Ewentualnie mogę się kochać z torbą na głowie, albo uczestniczyć w jakimś fetyszu, w którym to miałabym mieć zawiązane oczy- mówiąc to uśmiechnęła się złośliwie. Zabrała mu pilota, wyłączyła telewizor będący jedynym źródłem światła, po czym usiadła na nim okrakiem, opuszkami palców drażniąc skórę jego szyi i karku.
    -Zapomniałam dodać, że możne też kochać się po ciemku, co jest całkiem wygodne dla każdej ze stron- wyjaśniła, patrząc na niego uważnie. Ciemno. Czy kiedykolwiek w jakimś pokoju było do tego stopnia ciemno, że nie było absolutnie nic widać? Może we Włoszech, gdzie też to okna nagminnie zasłaniane są kocami w obawie przed owadami, nietoperzami i innymi stworami, które mogłyby przeszkodzić w spaniu przy otworzonym oknie. Właśnie dlatego, że An cokolwiek widziała, mrużyła teraz nieznacznie oczy, chcąc widzieć, obserwować dokładnie zmiany na jego twarzy, całą mimikę.

    [Racja xP ]

    OdpowiedzUsuń
  94. Zamknęła oczy i zaśmiała się cicho, kręcąc przy tym głową.
    -Ja? Przecież nic nie widzę...- wyszeptała mu wprost do ucha, ciepłym powietrzem drażniąc jego kark i fragment kości policzkowej. Opuszkami palców zaczęła badać jego twarz. W pewnym momencie uszczypnęła delikatnie jego nos- Ojej, nie wiedziałam cóż to, musiałam sprawdzić- powiedziała udając przy tym powagę, aby następnie przejechać opuszkami po jego spierzchniętych wargach, które musnęła jedynie krótko.
    -Stać mnie na wiele, wiesz o tym, więc nie widzę powodu, abym Ci to udowadniała- stwierdziła, znudzona kładąc się obok. Droczenie się? To takie oczywiste, takie proste... Przewidywalne.

    OdpowiedzUsuń
  95. Zmrużyła oczy, podnosząc się wolno. Nie wiedziała ile czekała, ale kiedy oryglowała drzwi, on już odchodził. Przesunęła po nim wzrokiem, po czym cofnęła się do swojego pokoju. Zabrała małą torebkę, przyczepianą w pasie. Zapięła ją, po czym minęła go.
    - Więc zbieraj się. - Mruknęła.

    OdpowiedzUsuń
  96. Było wielu takich, którzy naprawdę raczyli mnie czysty, niczym nieskażonym uczuciem nienawiści.Mieli jednak do tego prawo. Przyjmowałam ich wściekłość z pokorą. Kiedyś było jednak więcej tych, którzy by się za mnie dali wrzucić w ogień. Wszystkich bez zmrużenia oka zostawiłam w Bristolu. Tak przynajmniej wyglądało to z zewnątrz. - Nie zmieniajmy tematu. Masz jakieś specjalne upodobania w przypałach czy mam się zająć też oprawą? - uśmiechnęłam się chłodno.

    OdpowiedzUsuń
  97. [W sumie to już go stworzyłam! Biseksualista, ale cicho. Nie chcę go tutaj ujawniać, najwyżej wyślę Ci go na gadu! I na ten moment nie ma co śledzić. Zwykła karta niestety i zero ciekawych ofert. :>
    Namów ich! W sumie mogłam wprowadzić mojego wpół-geja tutaj, ale nie chciałoby mi się przelogowywać, a poza tym na czacie musiałabym pojawiać się jako jedna osoba. Trochę dupa.]

    Nie lubiła rozmawiać z ludźmi w takie dni. Ba, nawet nie chciałoby się jej użerać ze znajomymi, z którymi miała do czynienia na co dzień. Dlatego ta odmiana jej odpowiadała. Pokręciła głową z przerażenia. Nadal ten fakt do niej nie dotarł. Dostrzegając szybciej poruszającą się sylwetkę towarzysza, z zainteresowaniem obserwowała ruchy chłopaka, unosząc po chwili jedną z brwi ku górze. Nie do końca wiedziała, co ten wyczynia, ale też nie wdawała się w szczegóły.
    - Możesz mi przypomnieć o co chodziło w naszym zakładnie? - spytała, jakby obudzona z letargu. Pamięć miała krótką - owszem, ale żeby aż tak? Dopiero w tym momencie zdała sobie sprawę z tego, że podczas wymieniania zasad gry nie bardzo skupiała się na słowach chłopaka.
    - Ever, nie załamuj mnie - mruknęła z pożałowaniem i obdarzyła go niewdzięcznym spojrzeniem. - A myślałam, że to faceci mają lepszą orientację w terenie.
    Skręciła w pierwszą z brzegu uliczkę i już chwilę później znalazła się przed kinem.
    - Gotowe.

    OdpowiedzUsuń
  98. [świetnie, a "Jacksona" nawet nie skojarzyłem jakimś cudem. już sam zapominam jak nazywam swoje postaci ;p]

    Blake był w domu sam. A później tego dnia dziękował za to w myślach, bo gdyby jego rodzice lub młodsza siostra, Britt, byli obecni podczas tego, co dopiero miało się wydarzyć...
    No ale Blake był w domu sam. Siedział w salonie rozciągnięty na całą długość kanapy ze stosem poduszek pod głową i pilotem od telewizora w dłoni. Jego brak motywacji do zrobienia czegokolwiek sprawił, że nie miał nawet ochoty zmienić programu, gdy serial dokumentalny, które zawsze nagrywała Britt, został przerwany przez reklamy. Na ekran właśnie wskoczył jakiś idiotycznie ubrany facet, który najwidoczniej stwierdził, że śpiewanie chórowym głosem zmusi naiwną publiczność do zakupienia reklamowanych przez niego produktów (Blake'a natomiast zmusił jedynie, do rzucenia w telewizor jedną z poduszek), gdy nagle, tuż przed domem, rozległ się głośny wybuch.
    - Co do cholery...? - chciał wiedzieć, zsuwając się z kanapy na podłogę. Na bosaka wybiegł przed dom do ogrodu, momentalnie wyczuwając w powietrzu zapach spalenizny. Kawałek trawy, gdzie najwidoczniej ktoś podpalił racę, wciąż się dymił, ale chyba nie groziło mu zapaleniem. Blake rozejrzał się wokół, w poszukiwaniu żartownisia, który o mało co nie przyprawił go o zawał serca, ale nikogo takiego nie znalazł. Tylko że ta raca mu się wydała znajoma. Bliższe zaznajomienie się z obiektem uświadomiło mu kto postanowił go odwiedzić.
    Odwrócił się w stronę frontowych drzwi, które zostawił otwarte na oścież i już wiedział. Już wiedział, kogo zastanie w środku.
    - Russeeeeell - wydarł się, wchodząc z powrotem do środka. - Zabiję - dodał dobitnie, ruszając w stronę swojego pokoju.

    OdpowiedzUsuń
  99. - Nie... to by było za proste - powiedział, krzyżując ramiona na piersi i tym samym dobitnie odmawiając przybicia ich oryginalnej piątki. - Zamknę Cię raczej w pokoju bez okien i drzwi. Potrwa to dłużej, ale za to ile frajdy będę miał - dodał, tym razem z wyraźnie wyczuwalnym sarkazmem. Tak naprawdę wcale nie był aż tak rozzłoszczony. Rozbawiony i nawet nieco wdzięczny za przerwanie monotonnego popołudnia, owszem. Ale Russ nie mógł przecież o tym wiedzieć. Jeszcze by doszedł do wniosku, że Blake jest mu za to winien przysługę.
    - Dożyję kiedyś dnia, kiedy jak normalny człowiek zapukasz do drzwi? - spytał, odpychając przyjaciela na bok i zajmując miejsce na łóżku, które on sam wcześniej okupował.

    OdpowiedzUsuń
  100. Nie miała żadnej satysfakcji i właściwie jedyne czego chciała, to żeby on w końcu się od niej odczepił. Mogła nie wychodzić, a wówczas czekałby na ten swój złom do chwili aż winowajca coś by z tym zrobił. Ewentualnie winowajca zamierzał wrobić właśnie nią, więc Russell czekałby do śmierci i dłużej.
    Ona nie była kobietą? A to ci ciekawe. Cóż, pod jednym mogła się podpisać, nie zawsze była tą delikatną kobietą. Teraz na przykład nią nie była. Uniosła nogę i z całej siły wbiła piętę w jego stopę. Kiedy siłą musiał się odsunąć, przyłożyła mu łokciem w brzuch, obróciła się i chwyciła go za ramiona, samej przypierając go do ściany.
    Nie była pewna, czy bardziej jest wkurzona, czy raczej rozbawiona. Była w klasie kryminologii, trenowała walki, a on myślał, że taki chuderlak, bez zupełnie żadnej wiedzy coś jej zrobi. To się przeliczył.
    - Po pierwsze, Collins ja zawsze ufam braciom. Taka moja natura. - Uśmiechnęła się słodko. - A po drugie. Twój samochód? Pływa w rzece. - Pociągnęła go za ramiona, żeby odsunąć go odrobinę od ściany, po czym znowu nim uderzyła o nią. - I już tam zostanie. Osobiście tego dopilnuję. - Wpatrywała się w niego intensywnie, po czym odstąpiła o krok i wyprostowała się patrząc na niego.

    OdpowiedzUsuń
  101. [Podesłałam!
    Ale mnie zawsze tacy ludzie denerwowali (bez obrazy!). W sumie to postacie. Jakoś nie mogłam się przekonać do typowych "pedałów", którzy to robią wielkie oczka, są słodkimi blondynkami. Takie mangowe uke, o!]

    Zatrzymała się w miejscu, otwierając delikatnie usta i spoglądając na niego z szeroko otwartymi oczyma. Owszem, całkowicie zrozumiałaby, gdyby ten zwracał się do niej tonem obojętnym, ale ten wykraczał poza owe założenie. Potrząsając głową ruszyła dalej powolnym krokiem, nie odzywając się ani słowem. Dopiero teraz rozmasowała pulsujący bok. Tak, tak, była delikatna niczym kwiatek lawendy. Z pewnością. Na samą tę myśl zaśmiała się gorzko.
    - Dałbyś się przyjrzeć chociaż rozpisce filmów. Założę się, że nasz o zombie skończono emitować wczoraj - zaironizowała. Nienawidziła być ciągana gdziekolwiek, więc szybko wyrwała łokieć z uścisku chłopaka. Raczej nieświadomie. Każdy mocniejszy chwyt kojarzył jej się z ubezwłasnowolnieniem, a w tym momencie odzywały się w niej feministyczne odruchy. Cóż, zawsze denerwowało to ich braci, ale i działo się na odwrót: każdy wykorzystywał to na swój sposób. Wzdychając cicho zajęła miejsca naprzeciw niego i tym razem starała się wychwycić poszczególne słowa chłopaka. Oj, było trudno. Nie potrafiła skupić się na wypowiedzi, która zawierała więcej niż trzy zdania.
    - Okej, czaję - stwierdziła w końcu zadowolona. - Szkoda tylko, że nic ciekawego nie przychodzi mi do głowy - oparła twarz na dłoniach, wpatrując się w niego przez dłuższą chwilę. - Wiem! - olśniło ją, co dało się zauważyć w pojawiających się w jej oczach iskierkach. - Rozkazuję Ci poderwać jutro Becky Mooris. Wiesz, tę kujonkę z pierwszego roku. Niską z warkoczykami na głowach. Z pewnością kojarzysz, taka nieładna.

    OdpowiedzUsuń
  102. - Taaa... - mruknął pod nosem, podążając wzrokiem za obracanym przez Russella w palcach papierosem. Ale prawda była taka, że już przyzwyczaił się do wybryków swojego przyjaciela i gdyby ten nagle postanowił porzucić swoje dziwne nawyki, to Blake bardzo by się zmartwił, zapewne od razu dochodząc do najgorszych wniosków.
    - I żeby nie było wątpliwości, jak najbardziej doceniam, że zaszczyciłeś mnie swoją obecnością, ale jak nie schowasz tego papierosa, to będę zmuszony skopać Ci tyłek - powiedział całkiem spokojnie. Znowu to robił. Znowu go drażnił mimo tego, że wiedział, że Blake stara się rzucić. - Albo, ewentualnie... - zaczął ponownie po chwili namysłu - mógłbyś mnie na przykład jednym poczęstować - zasugerował niby nonszalancko, a tak naprawdę z niejaką nadzieją w głosie. - A zaraz potem możemy razem ruszać podbijać świat.

    OdpowiedzUsuń
  103. [przepraszam, że tak nieregularnie odpisuję, ale mam tu wojnę domową o kompa i rodzice się strasznie wściekają -.- a co do wolontariatu... cóż, u mnie nawet nie ma jak charytatywnie pracować, bo za dużo roboty mam ze swoimi paszczurami... poza tym, właśnie się dowiedziałam, że prawdopodobnie będę miała staż w gazecie/radiu, a że to się wiąże z moją przyszłą karierą, to biedne zwierzęta w schronisku będą musiały na mnie poczekać...]

    Alex zaśmiał się głośno, słysząc te porównania.
    -Nie mów na mnie Lexi- prychnął, odbierając mu butelkę.- Bo wywalę Cię za drzwi. A co do wytrzymania w twoim towarzystwie, upierdliwcu, to chyba każę sobie potem wytatuować na czole błyskawicę.- prychnął, unosząc się na łokciach.
    -Nie zniesiesz tylu godzin na fotelu. I nie wytrzymasz bólu.- powiedział pewnie, mierząc Russa badawczym wzrokiem.- Wykonanie ich wszystkich łącznie zajęło mi... jakieś 40 sesji po kilka godzin każda. Dobrze się zastanów. A w ogóle, to z tatuażami będziesz wyglądał kretyńsko.

    OdpowiedzUsuń
  104. Przez moją twarz przemknął cień uśmiechu. - Nie wiem czy jesteś pewien w co cię wpakuję. Może to będzie 48 h ale może to być też wyrok w zawieszeniu. Nie znam Waszego prawa zbyt dobrze. - Wbiłam wzrok w worek, którym bawił się chłopak. - Odłóż to kochanie. - mój głos był niemal ciepły i cichy, a zwracałam się do niego pieszczotliwie. - To jest bardzo droga zabawa. - uśmiechnęłam się lekko mrużąc oczy. Nie sądziłam, że ludzie z tej szkoły mogli być moimi klientami. Oprócz jednego wyjątku. Mlasnęłam cicho wracając myślami do pokoju. Upiłam łyka ze stojącej na stole butelki i porywając ją z jej miejsca usadowiłam się przy otwartych drzwiach balkonowych. Obserwowałam Russela spod przymrużonych powiek zastanawiając się co właściwie robi tu ten chłopiec. Zamyśliłam się. Marzyłam o powrocie do mojego zamokłego Bristolu gdzie każdy gość w mym domu był moim przyjacielem. Teraz obecność kogokolwiek sprawiała mi ulgę. Nie musiałam myśleć.

    OdpowiedzUsuń
  105. Ona tylko uśmiechnęła się kpiąco. Droczenie? Jak już wcześniej wspominała w swojej głowie, fabryce toksycznych i dziwacznych myśli, było to przewidywalne. Chwilę się z nią podroczy, później powie coś miłego oczekując, że ona w końcu rozpłynie się, czując, jak podniecenie w jej organizmie wzrasta. A nie! An była złośliwa, niekiedy groteskowa, dlatego teraz otworzyła oczy, spojrzała na niego z uwagą, lekko mrużąc przy tym oczy.
    -Rozpływają się tylko kiedy czegoś chcesz, Ever- zaśmiała się cichutko, po czym uniosła się delikatnie na łokciach i musnęła jego wargi, dolną na chwilę łapiąc między zęby, delikatnie ją tym samym przygryzając- Zaskocz mnie czymś- zażądała, szepcząc mu do ucha.

    OdpowiedzUsuń
  106. Czy miała ochotę za nim iść? Nie, miała ochotę przytulić się do kogoś i pójść spać, ale tego raczej by nie spełnił po tym, co jeszcze przed chwilą robiła, czyż nie? Zeszła za nim po schodach a widząc w jego ręku syrop czekoladowy zaśmiała się cicho, kręcąc przy tym głową.
    -Ever...- westchnęła z politowaniem, nacisnęła na opakowanie, tak, że kilka kropel spadło na tors chłopaka. An nie zlizała czekoladowego sosu, tylko starła go palcem, którego opuszkę później oblizała. Zmarszczyła lekko noc, wyglądając przy tym całkiem zabawnie- Strasznie słodki. Bita śmietana jest lepsza, ale to nie ważne.
    Zabrała mu butelkę, odstawiła ją na bok, po czym bez ceregieli zarzuciła ręce na jego ramiona, stając przy tym delikatnie przy palcach.
    -To w końcu idziemy się piep*rzyć czy nie?- spytała, niby to z wyrzutem, że tak zwlekają- Wiesz, kiedyś w końcu musimy zaliczyć seks na podłodze, bo znudził mi się fotel, łóżko i stół. To takie pospolite.

    OdpowiedzUsuń
  107. - Wiem, wiem, nie ma nic za darmo - dokończył Blake, kręcąc głową. W sumie to rzucanie palenia było swego rodzaju ćwiczeniem silnej woli, ale Blake'owi zajęło jedynie kilka sekund by podjąć decyzję i porwać z dłoni Russa papierośnicę. - Pieprzyć to - mruknął i zaczął grzebać w pudełku w poszukiwaniu czegoś co nie było mentolowe ani waniliowe. - Nie palimy w domu - dodał i po przyjacielsku, albo w sumie nie bardzo, wypchnął Russa ze swojego pokoju a później aż do drzwi frontowych. Wsunął na stopy buty i już byli razem na zewnątrz. - To co będziemy dzisiaj robić, poza tradycyjnym próbom zapanowania nad światem? - spytał zaciągając się porządnie.

    OdpowiedzUsuń
  108. [Nasz polonista uznał, że recytacja Bogurodzicy mu wystarczy. Wiesz, nadrabia lekturami...]

    Ori zdziwiłaby się, gdyby chłopak spodziewał się, co w sobie ukrywa ta na pierwsze wrażenie niepozorna osóbka (nie licząc tego prawie metra osiemdziesięciu, ale mowa o charakterze). W Palm Springs stała się konkretną wersją siebie, opanowaną, podlegającą nieustannie wewnętrznej kontroli. Dziewczyną zamkniętą w sobie, która musi chować się przed światem i nie wychylać, żeby zbytnio nie ciekawić.
    Podała taksówkarzowi adres i oparła łokieć o szybę, zanurzając dłoń w swoich miękkich włosach. Kiedy nie była spięta, a rozluźniona, momentalnie wypływało na wierzch jej wewnętrzne słoneczko, które w Estonii przyciągało ludzi jak ćmy do światła. Ori była tą popularną, jednocześnie pozostając pomocną i miłą, i to oczarowywało ludzi dookoła.
    - Jakim cudem w ogóle zszedłeś się z Joshem? - zapytała, dając upust ciekawości. Musiało być coś, jakiś kulminacyjny punkt, który zdecydował, że ich braterskie stosunki się "zacieśniły". Nie obstawiała, że była za to odpowiedzialna jedynie choroba Russ'a.

    [A tak w ogóle to komentarz z wczoraj jest, ale musiałam go zapisać w notatniku, bo net mi odcięło o 22 -.-]

    OdpowiedzUsuń
  109. A ona nic nie odpowiedziała. Ever był osobą, którą poprosiłaby o cokolwiek jedynie w ostateczności, albowiem, wiedziała, że on niczego nie robi bezinteresownie. No może prawie.
    Objęła go nogami w biodrach, mocno naciskając na nie łydkami, po czym musnęła wargami jego usta, dłońmi w tym czasie odpinając guziki koszuli w którą była dziś ubrana. Nagle zesztywniała, a kiedy już się rozluźniła, wszystkie jej ruchy stały się wolniejsze i znacznie spokojniejsze, bardziej przemyślane.
    Pogłaskała jego policzek, delektując się jego nieco drapiącym zarostem.

    OdpowiedzUsuń
  110. [Dokładnie! Wtedy Lachowska pewnie oszalałaby na jego punkcie. W sumie ma obsesję na punkcie homoseksualistów. Taki jej fetysz : D
    Jeżeli masz czas na oglądanie takich filmów to przede wszystkim polecam "Sommersturm" z naszą Alicją Bachledą-Curuś! W sumie powiedziała w całości może dwa zdania, ale co tam. Z tego, co pamiętam fajne było też "Moje własne Idaho", no i cudowny western - "Tajemnica brokeback mountain".]

    - Co jak co, Ever - otworzyła szerzej oczy. - Ale musisz przyznać, i wiem, że będzie to ciężkie, że nawet ja przewyższam jej urodą. Przecież jak się z nią rozmawia, to ma się przed oczyma jedenego, wielkiego pryszcza, proszę Cię. Kijem bym nie tknęła.
    - Pocałunek, ale z jej strony! - stwierdziła jasno, przyglądając mu się uważnie. Miała nadzieję odczytać w jego ruchach, czy aby przypadkiem nie jest pierwszym lepszym oszustem. Nic z tego, pewnie będzie musiała się o tym przekonać jutro.
    - Może moja propozycja nie jest najwyższych lotów, ale zawsze chciałam dać jej odrobinę szczęścia - zaironizowała uśmiechając się jednym kącikiem ust. - Przecież każdy może mieć swój moment!
    Wzięła do ręki swoją kartę dań i zaczęła ją przeklądać. Standardowo - od tyłu.

    OdpowiedzUsuń
  111. [ Widziałam ten obrazek xd ]

    Na wzmiankę o fryzjerze, Chiara uniosła głowę, spoglądając na Russela. Chwilę potem pokręciła nią na boki.
    -Mam uraz do fryzjerów. Po ostatniej wizycie wróciłam z włosami krótszymi o jakieś... dziesięć centymetrów. A chciałam żeby podcięła mi jakieś pięć. Nie rozumiem, oni chyba mają jakieś problemy ze słuchem, albo po prostu już nie widzą różnicy między pięć, a dziesięć centymetrów.-powiedziała. po chwili spojrzała na płytę.
    -Chyba ją wezmę, bo nie mam jej w swojej kolekcji. No więc, jak tam piosenka, podoba się ?-zapytała po chwili, unosząc w górę jedną brew.
    -posłuchaj sobie również The Unforgiven III.-powiedziała z uśmiechem.

    OdpowiedzUsuń
  112. -łoł, spokojnie, Collins. Sama sobie mogę kupić tą płytę. W końcu mam ze sobą pieniądze, i to nie robi mi różnicy.-powiedziała, spoglądając na chłopaka.Mimo to wiedziała że Ever tak czy siak postawi na swoim i kupi jej tą płytę. Cholera.
    -Okej, okej. Jak tam chcesz. Kupuj ta płytę, ale to i tak nie znaczy że się głupio czuję. W końcu nie zrobiłam nic specjalnego, pokazałam Ci tylko mój ulubiony zespół- powiedziała, ruszając w stronę kasy.
    -Ever. Dlaczego Ever ?-zapytała zaciekawiona, unosząc przy tym w górę jedną brew.

    OdpowiedzUsuń
  113. [Jedyny film jaki nam puścił to nagrany spektakl w operze, po włosku. Nie pamiętam, co to był za dramat, ale pan N. patrzył na ekran jak zaczarowany.
    Teoretycznie powinnam czytać teraz Apokalipsę i robić bardzo szczegółowe notatki, jeśli chce mieć 3 z polskiego, ale jak widać - bardzo mi przykro, ale mi się nie chce.]

    - Wiesz, ta wasza miłość jest na swój sposób piękna - stwierdziła po prostu, otwarcie wyrażając, co myśli. Owszem, miała wrażenie, że dziwna, ale nie w złym tego słowa znaczeniu. Prawdopodobnie nietypowa byłoby lepszym określeniem.
    Oriane już wcześniej postanowiła sobie, że nie będzie oceniać historii ludzi na pierwszy rzut oka. W końcu sama chciała tego dla siebie, a nie miała zamiaru być w tak ważnej sprawie hipokrytką. Może dlatego związek Russella i Josha w najmniejszym stopniu jej nie odrzucił. Zszokował, zaintrygował, zdecydowanie tak, ale nie miała zamiaru nadać mu etykietki złego czy nienaturalnego, w czym utwierdziła ją opowieść chłopaka, która wiele wyjaśniała.
    - Czułeś się samotny, a twój brat pewnie też. Daliście sobie oparcie i szczęście. Pewnie właśnie Joshowi przyciągnąłeś wszystko, co pozwoliło ci zwalczyć chorobę. Wiesz, szczęście przyciąga szczęście, spokój daje więcej spokoju i inne psychologiczne bzdety - rzuciła, czując się trochę głupio, że zaczęła tak wszystko analizować a dodatkowo jeszcze wplątywać w to zabobony starych babć.

    OdpowiedzUsuń
  114. [Mało prawdy z tym, że od profilu zależy co dalej. Na maturze zdasz coś kompletnie innego i fakt że jest na humanie nie ma znaczenia. Kwestia mobilizacji i trochę chęci do nauki, a da się ogarnąć rozszerzenie z innego przedmiotu. ; ) Ale mi bardziej chodziło o szkołę, że wybrałabym inną, bo moja.. Cóż, fakt, że masz w dzienniku często nie swoje oceny i nie możesz doprosić się o pokazanie swojej pracy jest u poszczególnych nauczycieli na porządku dziennym. Już przez to zmieniłabym liceum na inne, nawet na ten sam profil xD]

    - Od razu do Harare - stwierdziła, wywracając wymownie oczami. Z kilka godzin zająłby im sam lot do południowej Afryki, więc Russell przeżyłby na wolności trochę dłużej niż tylko jeden dzień. Summer nie przejmowała się w ogóle marudzeniem chłopaka, bo wiedziała, że zdecydowanie przesadza i nie grozi mu żadne niebezpieczeństwo ze strony wkurzonego brata. W końcu nie widziała, żeby miał kiedykolwiek jakieś siniaki, nie trzeba było się obawiać pobicia. - Skocz na bungee. Tylko bez całej asekuracji. Na pewno nie wrócisz. - Uśmiechnęła się trochę ironicznie, a kiedy Russ zrobił jedną z tych swoich męczeńskich min, które jasno miły, że ona w ogóle nie rozumie powagi sytuacji westchnęła pod nosem. Akurat przyszła kelnerka z jego shake'ami. Odczekała więc aż odejdzie, rzucając Collinsowi te wszystkie ukradkowe i zalotne spojrzenia, które rzucało mu połowa dziewczyn. Sum należała do tej drugiej połowy, na całe szczęście.
    - Wyścigi. Możesz prowadzić, ale jak przegrasz albo jak rozwalisz mi auto to oddajesz kasę - ostrzegła, nadal bawiąc się solniczką. Zachowywała się jakby wcale nie mówiła o nielegalnych wyścigach samochodowych tylko co najwyżej o pogodzie.

    OdpowiedzUsuń
  115. - Nie doceniasz jej Ever - wtrąciła mu się w zdanie w momencie, gdy ten wspominał o pozornym celibacie Becky. Reszty nie chciała mu przerywać. Niech przejmuje się swoim jutrzejszym zadaniem, które (jak dla niej) do najmilszych nie należy. Sama broniłaby się nogami, aby ustrzec się przed śliną owego stworzenia, ale cóż... różne są fetysze.
    - Zawsze możesz zrezygnować, ale pamiętaj, że wygrana leży wtedy po mojej stronie - stwierdziła z zadowoleniem unosząc wyżej twarz i jednocześnie składając zamówienie na pierwszy lepszy deser, który dane jej było wyczytać w karcie.
    - Jesteś strasznie na niego uczulony - przekrzywiła głowę na prawą stronę i uważnie przyglądała się jego sylwetce. - A pomimo tego, jak o nim wspominasz, od razu wydajesz się jakiś bardziej pasywny. Patrzcie, ktoś ma jakikolwiek wpływ na wielkiego Collinsa.
    Wbrew pozorom jej wypowiedź nie zawierała grama sarkazmu. Było to raczej podsumowanie jej przemyśleń i spostrzeżeń.

    [Bo ona ma to po mnie! Ja jestem maniaczką, a co.
    A nie wiem czy przypadkiem nie oglądałam "Zupełnie innego weekendu". W sumie dużo tego było i teraz nie ogarniam zbytnio. A ja mam wujka geja, tj. tak myślę. I chyba nawet poznałam jego faceta, ale w życiu mi o tym wprost nie powiedział. Zresztą, co z tego? Mi to tam wszystko jedno.]

    OdpowiedzUsuń
  116. [Od razu przepraszam, że takie krótkie i bezsensowne. ]
    Popatrzył na niego z łobuzerskim uśmiechem.
    -Nikt ci nie mówił, że po wypiciu nie można prowadzić ? A czekaj chyba nie. Jestem pierwszy to nawet zabawne, że JA ci to mówię- uśmiechnął się figlarnie i wsiadł do pożyczonego samochodu. W zasadzie można by uznać, że trafił swój na swego w końcu z tego co wiadomo oboje nie byli święci. Jeżeli Bóg istnieje to ma zaje*iste poczucie humoru. Choć może taki obrót wydarzeń wskazuje, że w cale go nie ma.
    -Ruszaj tylko pamiętaj jestem za młody na śmierć- zaśmiał się i rozsiadł wygodnie.

    OdpowiedzUsuń
  117. [tak tak... human się kłania ;) ale te praktyki mam nie w ramach zajęć, tylko dlatego, że mamy koleżanka ma możliwość załatwienia mi tego. Gdyby moja szkoła wzięła się za organizację czegoś takiego, to... hehehe. tak to ujmę. I nie, niestety, nie wiem co z Kass ;/ a co do wątku (bo tak, przez moje zaniedbywanie Alexa trochę się już... rozwlekł...) może jakiś nowy, co? i obiecuję, postaram się bardziej regularnie odpisywać ;)]

    OdpowiedzUsuń
  118. Zaśmiał się kpiąco.
    -Wybacz mi jeżeli zranię twoją męską dumę ale mój urok osobisty przebija twój seksapil- uśmiechnął się figlarnie- Dobra niech będą te wyścigi- spojrzał na niego wyzywająco. Po pewnym czasie zaparkowali przed klubem. Robbie wysiadł z samochodu i ruszył do wejścia.
    -Możesz poobserwować mistrza przy pracy- zaśmiał się i zaczął szukać potencjalnej ofiary jego chorej gierki. Nie musiał długo szukać wręcz przeciwnie koleś sam do niego podszedł. Widać było, że był porządnie wstawiony więc korzystając z okazji Robbie porozmawiał z nim. Zdobycie kluczyków nie trwało długo gdyż wystarczył niewinny flircik i facet sam je oddał.
    -No to spadamy zanim zorientuje się co zrobił. Chociaż i tak zrobi to najprędzej jutro rano- powiedział do Russella i wyszedł.

    OdpowiedzUsuń
  119. [Nie, haha, wciąganie rodziców w sprawy szkoły to nie jest najlepszy pomysł. Nauczyciele potrafią tak gwałtownie zmieniać stanowisko gdy mają do czynienia z rodzicem, a nie uczniem, że głowa boli xDD Ale, haha, przyznam że chłopak będzie miał problemy, jak już przejdzie do innej szkoły. Nie da rady sobie jak nadal wszystko będą robić za niego. To w sumie chore, żeby z zagrożenia nagle na 6... Czy nauczyciele w gimnazjum są naprawdę tacy tępi, że nie domyślają się, że coś w tym jest nie tak? xD]

    Spojrzała nieprzychylnie na pucharki jakby to one robiły jej krzywdę samą swoją obecnością na stole, a nie Russell, który namawiał ją do wypicia jednego z nich. Nie podobało jej się to,szczególnie że Ever nie odpuści, ale ona też umiała być uparta. Pokręciła więc tylko głową i mimo wszystko..
    - Nie chcę - powiedziała twardo, patrząc nieugięcie na chłopaka. Nie przesunęła żadnego shake'a w swoją stronę, bo jedynie zmarnowałby się po jej stronie stołu. On był facetem, mógł bez trudu pochłonąć to wszystko. - I to nie było wyzwanie. Chciałeś poszaleć przez szlabanem to masz. Lepiej żebyś był tym mistrzem, bo nie będziesz mi wisiał tylko auto, ale i trochę kasy - dodała w celach wyjaśnienia, uśmiechając się przy słowie 'szlaban' bo nadal nie wierzyła, że cokolwiek takiego będzie mieć miejsce. Jutro Russ i tak pojawi się w szkole i pewnie będzie opowiadał jak to cudem uszedł żywcem przed gniewem swojego brata. Po prostu lubił być po części w centrum zainteresowania, a Summer ani trochę to nie przeszkadzało. Ba, ona wolała stać z boku i pozwalać by to on miał więcej do gadania. Wątpiła też, żeby Collins był beznadziejnym kierowcą. Jeździła kilka razy z nim i gdyby nie wierzyła, że sobie poradzi to pewnie nie dałaby mu samochodu z taką łatwością.

    OdpowiedzUsuń
  120. - Moja mama chyba by nie przeżyła, gdyby miała w brzydkim miejscu pisać książki - zaśmiała się, opowiadając o dziwnych humorach swojej rodzicielki. Maria Armastus była specyficzną osobą, ale na pewno pełną miłości. Między innymi dlatego pisała romanse, a nie kryminały. - Tata projektował ogród, co nieczęsto mu się zdarza - mówiła dalej, wskazując dłonią na zieleń otaczającą dom. Z frontu wyglądał całkiem zwyczajnie, ale to na tyłach krył się prawdziwy majstersztyk. Kolorowe kwiaty, krzewy. Nic dziwnego, że Ilu uwielbiała się tam bawić.
    Zatrzymała się przed drzwiami, z ręką położoną na gałce. Zanim wejdą do środka, Russell musiał poznać kilka najważniejszych szczegółów.
    - Wnętrze też zaprojektował mój tata, ale musisz uważać, co mówisz. Jest z niego bardzo dumny, szczególnie, że miał małe pole manewru. Dom kupiliśmy, mogli robić tylko niewielki remont na początku ciąży. Wiesz, źle ustawione ściany, nieodpowiedni kolor, schody w złym miejscu. Co prawda część przemalowali, ale mimo wszystko był niepocieszony. Nie waż się też odmówić obiadu, bo nas zadręczą. Jeśli nie chcesz jeść, to musisz moim sposobem uciekać na górę. Gorzej, kiedy Ilu siedzi na dole. Wtedy mają nas w garści - stwierdziła z uśmiechem i chłopak nawet nie zdążył odpowiedzieć a jej dom stanął otworem.
    Trzeba było przyznać, że ojciec Ori miał talent, nawet jeśli niknący w cieniu żony. Widać było, że w tym miejscu nie ma milimetra przeznaczonego na chaos, nie licząc rozrzuconych kredek. Trudno komukolwiek byłoby uwierzyć, że Emil nie umie rysować widząc wnętrze domu.

    [Nawet dobrze, chociaż dzisiaj trochę mnie bolała ta kosteczka przy kciuku xD A pan N. tylko do lektur jest taki xD Normalnie potrafi wyjść z nami na bitwę na śnieżki albo założyć się, że na x dzień sprawdzi treściówki, a jak nie to stawia nam piątki na koniec roku xD]

    OdpowiedzUsuń
  121. [Przepraszam, że jeszcze nie odpisałam, ale strasznie ciężko mi się zabrać. W każdym razie ja o wątku pamiętam!]

    OdpowiedzUsuń
  122. [Cześć. Wydaje mi się, że się nie przestraszyłem, chociaż z pewnością nie spodziewałem się, że Twoja postać będzie aż tak bezczelna. :D]

    Bill, długimi krokami przecinając szkolny dziedziniec, zastanawiał się, którą stroną zwiać tym razem. Kojarzył, że tego dnia ma jakąś wyjątkowo ciężką lekcję, egzamin, sprawdzian, odpytywanie, cholera wie co, ale z jakiego przedmiotu i przede wszystkim co to było, nie był w stanie sobie przypomnieć. A może to wcale nie było dzisiaj? Znając pamięć Eversleigha i jego tendencję do średniego kojarzenia faktów, mogło mu się to po prostu przyśnić.
    Stanął więc na środku dziedzińca, właściwie bliżej schodów niż dalej, idealnie wyprostowany, z brodą uniesioną nienaturalnie wysoko, jakby się czemuś przyglądał na górze. Tymczasem on po prostu się zastanawiał. To było dzisiaj czy nie dzisiaj? Czy jutro czy pojutrze? Albo za tydzień? Pewnie za tydzień, nie? Ku.rwa mać, nie mam zielonego pojęcia. I co teraz?
    Może i nawet doszedłby do rozwiązania swojego życiowego problemu, pt. iść albo nie iść, oto jest pytanie, gdyby nie to, że ktoś zasłonił mu świecące mu w twarz słońce. Bill spuścił spokojne spojrzenie na twarz nieznajomego, napotykając jego zdecydowanie zbyt dziwny wzrok. Lekko przekrzywił głowę na bok i gdyby był robotem lub kosmitą, w tym momencie jego oczy zaświeciłyby się równie nienaturalnie, jak nienaturalne było pedalskie spojrzenie nieznajomego chłopaka. Równie pedalskie przesunięcie językiem po zębach, sprawiło, że w Billu aż się zagotowało. Ale kimże byłby Bill, gdyby dał po sobie poznać, że coś jest, kurna, nie tak?
    Wyciągnął dłoń w stronę chłopaka, a następnie energicznie poklepał go po głowie, śmiejąc się dość sztucznie. Czyżby właśnie go najzwyczajniej w świecie wyśmiał? Chyba tak, bowiem już za chwilę jego twarz stała się ponownie piorunująco kamienna.
    - Spie.rdalaj, pedale - powiedział tylko, a potem poprawił prawie pusty plecak na ramieniu i odwrócił się w bok, pozwalając słońcu po raz kolejny oświetlić swoją twarz.

    OdpowiedzUsuń
  123. Słysząc go westchnęła cicho, uśmiechając się przy tym nieco złośliwie. Cóż ona miała w niego wbijać? Króciutkie paznokietki, czy może zgrubiałe opuszki? Na chwilę oderwała się od jego ust.
    -Bo jestem złośliwa- oparła, po czym obróciła się tak, że to teraz ona była na górze. Nachyliła się nad nim, ale zamiast w wargi, pocałowała go za uchem, aż w końcu przyssała się do jego szyi robiąc mu maleńką malinkę.
    Nagle, usłyszała szczęk kluczy w zamku. W trybie natychmiastowym podniosła się, zapięła koszulkę i poprawiła włosy, patrząc wyczekująco na znajomego.
    -Dlatego wolę moje mieszkanie- wyszeptała. Gregor. Gregor albo siedział w swojej pracowni z Beethovenem, albo wracał późną nocą i tylko odmeldowywał się pukając w drzwi do pokoju Anwen. Lens zgadywała w głowie, kto zaraz nawiedzi centrum życia domu.

    OdpowiedzUsuń
  124. [Eh... wybacz za długą nieobecność... wyszło... ]

    Kassidy czuła, że drugi jej szczyt zbliżał się nieubłaganie. Zawsze ciekawiło ją... co jest lepsze? Być mężczyzną i przeżywać jeden orgazm, który notabene będzie silny, czy być kobietą i przeżywać wiele orgazmów przy jednym stosunku? Co było silniejsze? Tego nigdy nikt nie sprawdził i to niezwykle dręczyło nastolatkę.
    Kassidy ponownie wygięła ciało w okazały łuk... kolejny orgazm wykrzyczany przez delikatne wargi. Jednak po tylko kilku chwilach postanowiła po prostu wziąć sprawy w swoje ręce. Zamieniła ich pozycje, siedząc teraz na Russ'ie okrakiem i zaczęła poruszać biodrami. Palce przesuwały się po brzuchu chłopaka, wzrok sunął po całym jego korpusie, zatrzymywał się także na twarzy na nieco dłużej. Kolczyk chrobotał, oddech został zgubiony, a czekoladowe tęczówki skrzyły się namiętnością, pożądaniem i ekstazą.

    OdpowiedzUsuń
  125. [Co powiesz na ponowne zawiązanie akcji, tam gdzie wcześniej skończyliśmy, czylo niedaleko? ;)Bo jeszcze gdzieś ten 'piękny' komentarz rozpoczynający mam ;d hm?]

    OdpowiedzUsuń
  126. [Jeśli tak dalej pójdzie, to Bill skoczy na Evera z łapami. Dobrze, dobrze, jest ciekawie, niech będzie dalej. :D Chyba wyszła mi jakaś kosmiczna długość...]

    Mina Billa pozostawała niewzruszona, ale tylko przez kilka sekund.
    Kiedy oparł się o kolumnę, był jeszcze bardziej sztywny niż zawsze i aż dziw, bo do tej pory chodziły plotki, że bardziej sztywnym już być nie można. Jego plecy przypominały opartą o kolumnę deskę; można pokusić się o stwierdzenie, że właśnie taką deską czuł się w tym momencie Eversleigh. I to właśnie wtedy, kiedy uświadomił sobie, że znalazł się w niewygodnej pozycji, w niewygodnej sytuacji, kącik jego ust drgnął i maska beznamiętności spadła na trawę, roztrzaskując się pod nogami chłopaków.
    Bill zdecydowanie zbyt mocno zaciskał zęby - miał wrażenie, że za chwilę rozsypią się dookoła niego jak śmietankowe dropsy. Ciężko było mu oddychać, nie miał siły utrzymywać, że wszystko jest okej, a jednak póki co, w miarę możliwości, robił to nadal. By nie wyciągnąć zza pasa baseballa, którego przy sobie nie miał, i nie przypierdzielić jegomościowi w cymbał, czego oczywiście by nie zrobił, bo nie chciał się upodabniać do swego ojca, który napier.dalał wszystkich po głowach swoim atrybutem, nie patrząc na nic, mrugnął kilka razy, jakby chciał, by to był sen. Ale naprawdę miał ochotę - pierwszy raz w życiu żałował, że nie ma czegoś twardego pod ręką. W sumie... Co to tak naprawdę dawało? Kilka połamanych kości, utratę przytomności, dyrekcję, sąd, rodzinę poszkodowanego na głowie. A stojący przed nim chłopak był jedynie niewyżyty seksualnie! Czy takim ludziom nie należy się odrobina szacunku? tolerancji? współczucia?
    Odpowiedź była prosta: nie.
    Eversleigh z obrzydzeniem, którego nie pokazywał poprzez mimikę twarzy, ale które rozlewało się po jego ciele z zadziwiającą prędkością, sprawiając, że po plecach przebiegł mu ledwo wyczuwalny, ale jednak dreszcz, złapał rękę nieznajomego w przegubie, mocno zacisnął i odepchnął go od siebie. Poprawił plecak na ramieniu, po czym na jego twarzy ponownie pojawiła się wcześniej wspomniana maska spokoju i opanowania. Aż demonstracyjnie zaczerpnął świeżego powietrza.
    - Doskonale Cię pamiętam, pedale - powiedział swym własnym głosem, pełnym nienawiści do wszystkich ludzi, która w tym momencie była w pełni uzasadniona, jednocześnie dość teatralnie strzepując niewidzialny kurz z rękawa. - I ostatnia noc była naprawdę zajeb.ista. Jeśli chcesz, znowu mogę Ci wpier.dolić. Zrobię to z największą przyjemnością.
    Jeśli ktokolwiek w tym momencie przyglądał się dwójce chłopaków w dość jednoznacznej sytuacji i różne rzeczy sobie podczas tego seansu wyobrażał, po słowach Billa z pewnością zajął się swoimi sprawami. Ci ludzie naprawdę myśleli, że Eversleigh miał coś wspólnego z tym oszołomem? Aż sami niejednokrotnie pukali się w głowę. On? Wolne żarty.
    Czy Ever zdawał sobie sprawę z tego, że właśnie takim zachowaniem w stosunku do Eversleigha tylko potwierdzał to, co uzmysłowił sobie ten piep.rzony homofob? Że geje są a) niebezpieczni dla środowiska, b) nachalni, a co za tym idzie - chcą wszystkich nawrócić na homoseksualizm, narzucając im własne zdanie, c) zdecydowanie obrzydliwi. Bill był pewien, że niejedna świadoma swojej seksualności dziewczyna nie zachowałaby się w taki sposób jak ten piep.rzony pedał. Nie gej. Po prostu pedał.

    OdpowiedzUsuń
  127. [podoba mi się ten pomysł, zajebiście mi się podoba. I obiecuję- tym razem Alex pewnie będzie mniej nieprzystępny, niechże coś się między nimi wydarzy ;)]

    OdpowiedzUsuń
  128. - W takim razie życzę owocnego odkrywania - uniosła dopiero co przyniesioną szklankę z colą do góry i upiła łyk napoju. - Ale pamiętaj, jakbyś się rozmyślił do dzwoń cały dzień.
    Bardziej zdziwił ją fakt zachowania chłopaka. Naprawdę nie musiał się jej zwierzać. Po pierwsze, nigdy nie potrafiła odpowiednio zareagować. Kolejnie, zazwyczaj nie obchodziły ją sprawy innych ludzi. Co więc takiego musiało się stać, że nie marudziła słuchając jego krótkiej historyjki.
    - Jakoś mnie to nie dziwi - mruknęła, opierając się wygodniej na swoim miejscu. - Sama znałam chłopaka, który był tylko mocny w gębie. I nie, wcale go do Ciebie nie porównuję. W każdym razie, ten gościu też został zdominowany przez mocniejszy charakter. Ale w stosunkach czysto towarzyskich.
    Liczyła na konkretniejszą informację, ale ta jej jakoś szczególnie nie zaskoczyła. Ever od zawsze wydawał się jej postacią składającą się z kilku warstw.
    - Mam na Ciebię haka. A raczej na Twojego brata, ale przecież Ty się o niego bardzo troszczysz - podpuściła go z ironicznym uśmieszkiem - I proszę Cię, nie opowiadaj mi bajek o cudownej, kolotowej miłości.

    [udało mi się, przepraszam za jakość:>]

    OdpowiedzUsuń
  129. Ją całe zajście rozbawiło. Lubiła udawać, grać, co niestety często wpędzało ją w kłopoty, lecz teraz ujęła Russella pod ramię i posłała jego bratu kpiący uśmiech, sugerujący, że An nigdy nie będzie zastana z nim w takiej sytuacji jak ta. Abbey. Nie przepadała za nim ze względu na Russella, jednakże patrząc na niego sądziła, że i tak by się nie polubili.
    Kiedy już wyszli z jego domu westchnęła cichutko i zaśmiała się wesoło.
    -Ever, dlaczego się tak denerwujesz jego widokiem? Przecież to zwykły ścierwojad, który niczego w życiu ciekawego nie przeżyje- stwierdziła, ścierając kciukiem resztkę szminki z jego policzka. Do jej mieszkania nie było daleko, jednakże An postanowiła poprowadzić ich okrężną drogą.
    -Masz jakieś plany na przyszły piątek, sobotę i niedzielę? No i czy Josh ma jakieś plany?- spytała, patrząc na niego uważnie.

    OdpowiedzUsuń
  130. [Ależ nic. Ja tylko grałam w siatkę przed meczem międzyklasowym, przeciwko chłopakom. Normalnie nic by się nie stało, ale w ferie (tak, w tych zamierzchłych czasach zimy) źle się podparłam na snowboardzie i nic nie zrobiłam ze swoją kontuzją i miałam problemy z tym kciukiem. No a że nasi panowie potrafią piłką solidnie przypierdolić a ja nie boję się takich piłek odbierać, to mój biedny kciuk ucierpiał. Odnowienie kontuzji, szast prast do pielęgniarki, rodzice przyjeżdżają po biedne dziecko i na prześwietlenie do szpitala, gdzie nie mogą dojść do porozumienia co mi jest. Taki tam zwykły wuef :D]

    - Wystarczy, że wspomnisz o tym mojej mamie, a możesz załatwić swojej podpisany egzemplarz najnowszej książki. Tej, której zapowiedzi krążą, premiera tuż tuż, ale nikt jej jeszcze nie zna oprócz autorki, jej kochanej rodzinki i wydawcy - powiedziała, dając Russellowi szansę na sprawienie prezentu rodzicielce. Maria najchętniej osobiście wręczyłaby książkę, jeśli tylko to mogłoby uszczęśliwić konkretną osobę. Chciała obdarzyć miłością cały świat, a dopieszczanie fanów było jednym z jej sposobów. - A za moim tatą nikt nie nadąża. Nie zaprzeczaj, bo to prawda! - krzyknęła, widząc schodzącego na dół Emila, widocznie chcącego coś powiedzieć w swojej obronie. - Gdzie jest Ilu?
    - Na dworze z mamą - odpowiedział ojciec Oriane, podejrzliwie zerkając na Russ'a. Nie miał pojęcia, czy córka powiedziała mu prawdę, czy może jednak nie. - I Oriane? Nie jestem szurnięty. Musisz przyznać, że dom w Estonii był ładniejszy.
    Dziewczyna tylko wywróciła oczami i dla świętego spokoju mruknęła coś na przytaknięcie, łapiąc kolegę za rękę i ciągnąc w stronę ogrodu.

    OdpowiedzUsuń
  131. -Gregor wyjeżdża do Europy, więc i ja mam zamiar gdzieś wyjechać. Mam znajomą w Los Angeles, moglibyśmy do niej pojechać. Biedna mieszka sama i zaprosiła mnie, mówiąc, że mogę przyjechać z kolegami. Pomyślałam o was- powiedziała, po czym zapaliła papierosa, zgrabnie obsługując się jedną ręką- Kasę trzeba brać tylko na alkohol, bo laska załatwia towar po śmiesznej cenie. Trzy dni raju na ziemi z piękną muzyką w tle, do czego dochodzi zwiedzanie mojego miasta snów- stwierdziła, zaciągnęła się papierosem, aby następnie wydmuchać dym wprost w jego wargi.
    -Co o tym sądzisz? Ma całkiem fajne koleżanki, a i jej koledzy też są niczego sobie- wymruczała mu do ucha. Nie chciała jechać sama, a z drugiej strony ta imprezowa dziewczyna mogła być jej przepustką do świata muzyków.

    OdpowiedzUsuń
  132. [To nie jest wcale kwestia weny. Po prostu czasem wychodzą mi takie długie komentarze, bo wymaga tego akcja. Zazwyczaj coś się w nich dzieje, ale że mamy taki wątek, to trudno jest tu opisać coś innego niż wkurwienie Billa.
    Myślę, że to spowodowane jest raczej moją nudą i tym, że odpisuję na te wątki, a nie czekam na cholera wie co. Podejrzewam, że trochę ta moja statystyka osłabnie, bo wiadomo - od jutra znowu syf, gile i porosty, ale się będę starał.
    Przykro mi, że Cię rozczaruję. :D]

    Eversleigh zacisnął pięści, wbijając paznokcie w wewnętrzną stronę dłoni. Patrzył gdzieś ponad ramieniem uwieszonego na nim chłopaka, co rusz przymykając oczy na dłuższą chwilę i wypuszczając powietrze nosem jak rozjuszony byk. Gdyby była to scena z komiksu, Bill z pewnością miałby twarz pomalowaną na czerwono, a z jego uszu wychodziłby równie czerwony dym. Potem urosłyby mu rogi i ogon. W ostatnim okienku znalazłaby się wielka postrzępiona chmurka z napisem WYPIERDALAJ!!!. Ale to nie był komiks, a Eversleigh nie był niezrównoważonym psychicznie diabłem. Był tylko homofobem, który nadal dzielnie powstrzymywał się, by nie użyć przemocy. Wiedział, że choć tak bardzo jej nie lubił, w takich przypadkach było to właściwie wskazane.
    Zmusił się, by spojrzeć na chłopaka i znowu ledwo ukrywał obrzydzenie, które nim miotało. Miał mu plunąć w twarz, żeby się odczepił? Miał mu wsadzić palce w oczy? Albo o! może powinien w tym momencie złamać mu nogi w kolanach, żeby się tak po prostu wziął i ugiął? Można by go było wtedy w bardzo łatwy sposób wyminąć! Hehe. Zabawne, nie? No naprawdę.
    Kiedy nagle nieznajomy nachylił się nad nim i zaczął szeptać mu do ucha cholera wie co - starał się nawet tego nie słuchać, coś w nim pękło. To niemożliwe, żeby być aż takim perfidnym pedałem. To niemożliwe, żeby zachowywać aż tak żałośnie, żenująco, popierdolenie. To niemożliwe, że ktoś mógł urodzić albo znaleźć w kapuście, albo ukraść bocianowi coś tak natrętnego, wkurzającego... Eversleigh zdał sobie sprawę z tego, że to tylko marna prowokacja ze strony tego typa. To marna prowokacja, tak! Ile mu za to zapłacili? Dychacza? Dwa?
    Takie myślenie pozwoliło Billowi po części opanować te najbardziej negatywne emocje, które odpowiadały za rękoczyny. Jeżeli nieznajomy miał za zadanie doprowadzić do tego, żeby chłopak użył rękoczynów - nie zadowoli się. Eversleigh tracił panowanie nad sobą tylko wtedy, kiedy... Nie, on nigdy nie tracił panowania nad sobą. Jego maska spokoju i opanowania była szczelna i choć mogłoby się wydawać, że od czasu do czasu pojawiają się na niej jakieś nieporządane rysy, Bill nie dawał się i zaklejał je tym całym super glutem, żeby wszystko idealnie do siebie pasowało.
    Dobra, wracając do sytuacji. Kolumna była coraz bardziej niewygodna, a Eversleigh odkył to dopiero wtedy, kiedy ciśnienie z niego opadło i zdał sobie sprawę z tego, że typek jest podstawiony. Ale... Skoro pedał mimo wszystko nie miał ochoty odsunąć od niego nawet na centymetr, nie pozostało mu nic innego, jak pomóc sobie ręką. Niespodziewanie położył ją aktorzynie na czole, a potem odsunął go od siebie. Odkleił go od swojej sylwetki jakimś cudem, a potem... po prostu ominął.
    To była marna prowokacja. Możliwe, że ten debil nawet nie był pedałem. Po co zawracać sobie nim głowę? Racja, wystawił cierpliwość Billa na próbę, ale nic więcej. Taka była prawda. Był słaby.
    - Dobry ze mnie aktor, ale wybacz stary, takiego pojebania umysłowego nie dam rady zagrać - rzucił, ledwo co otwierając usta, jak to miał w zwyczaju. Uniósł dłoń idealnie pionowo do góry, jakby chciał powiedzieć, że się poddaje i już chciał odchodzić, ale w ostatniej chwili odwrócił się i splunął chłopakowi pod buty. A tak, dla zasady.

    [Jak spodobały Ci się te, to polecam z całego serca jeszcze dwa utwory: Hej, chłopcze i Armia Zbawienia. Oczywiście większość utworów Coolkidsów to klasyka, ale te szczególnie mi się podobają.]

    OdpowiedzUsuń
  133. [Dobra, teraz to pojechałem.]

    OdpowiedzUsuń
  134. [ Wybacz że odzywam się dopiero teraz, ale jakoś nie miałam pomysłu co Ci odpisać, a nie lubię odpisywać na upartego, bo wyskrobię jedynie dwa marne zdania i jeszcze się na siebie za to zezłoszczę xD ]

    -Do kroplówki ?- podchwyciła, spoglądając na Russela z zaciekawieniem. Niekiedy była aż zbyt ciekawska w niektórych sprawach. Na przykład teraz odezwała się w niej ta cholerna ciekawskość.
    Spojrzała niepewnie na płytę, a następnie na chłopaka. Słysząc jego słowa, uśmiechnęła się delikatnie, chwytając płytę w ręce.
    -Urodziny już miałam, więc możemy uznać że to taki spóźniony prezent, o.-powiedziała, następnie poprawiając pasek plecaka. -Więc, masz brata. Starszego, młodszego ? Ja mam młodszą siostrę. Istny diabeł wcielony- powiedziała, kręcąc głową na boki. Powoli ruszyła w stronę wyjścia, gdy nagle wpadła na pewien pomysł. W końcu byli w centrum handlowym, i były tutaj kawiarnie, a organizm Chiary domagał się kolejnej dawki kofeiny. Chwyciła chłopaka za rękę, ciągnąc za sobą. -Masz ochotę na kawę ?- zapytała po chwili, odwracając głowę w jego stronę.

    OdpowiedzUsuń
  135. Valerie była osobą, która ceniła sobie ład i porządek, także była sumienną i pracowitą, jeśli chciała oczywiście, młodą osobą. Nad książkami jednak zbytnio nie lubiła się Nauczyciel biologi bardzo lubił dziewczynę, zawsze świetnie wypełniała jego polecenia i lubiła po prostu ten przedmiot. Pewnego dnia nauczyciel poprosił ją o pomoc w pracowni i w konsultacjach, które organizuje. dziewczyna oczywiście zgodziła się, mimo, że przecież miała wiele swoich zajęc. Taniec, lekcje francuskiego, szermierka, szkoła, bo przecież coś robic musiała, do tego basen, znajomi, imprezy... To było zzdecydowanie za dużo jak na taką drobną osóbkę. Ale Valerie robiła to z wielką przyjemnością.
    Nadszedł wtorek i jej pierwsze konsultacje. W domu szybko uwinęła się z obowiązkami, wzięła szybki prysznic, spakowała potrzebne rzeczy i stanęła przed szafą... Odwieczny problem. Zmora. -Jak zawsze -westchnęła rozsuwając garderobę. W ostateczności kremowy kardigan wygrał w połączeniu z granatowym topem, jeansami i kilkoma innymi drobiazgami. -To nie rewia mody przecież -cały czas powtarzała sobie w myślach. -Mamy się uczyc a nie pokazywac. Umalowała się delikatnie spieła w lekkim nieładzie blond włosy i zabierając po drodze brązową jej ulubioną torbę, która było nieziemsko ciężka z powodu książek w niej.
    Kiedy wsiadła do taksówki 'przemiły' pan obejrzał dziewczynę dokładnie. -To gdzie Panienkę podwieśc? - zapytał. Po chwili była pod zadbanym gmachem nowoczesnej szkoły. Oczywiście już pięc minut temu powinna znaleśc się w klasie, ale jak to Valerie spóźniła się. Kiedy w końcu dobiegła do klasy w lekkim, ale uroczym nieładzie ujrzała pełną pracownię ludzi.
    -O Valerie jesteś -uśmiechnął się profesor zauważając dziewczynę.
    -Możesz podejśc do tego bruneta w ostatniej ławce i zaczekaj na mnie przyniosę wam mikroskop i przecwiczycie mitozę, dobrze?
    Blondynka podeszła do ławki i uśmiechnęła się delikatnie.
    -Witam, jestem Valerie -zaczęła zwracając się do nieznajomego.

    OdpowiedzUsuń
  136. Na słowa "kawa mrożona" i " duża ilość bitej śmietany" Chi przystanęła odruchowo, spoglądając na Russela. -O matko, jednak inny kawoholicy istnieją a ja już nie jestem jedyna ! - niemal wykrzyczała te słowa, by po chwili odchylić głowę w tył, śmiejąc się z własnych słów. No tak, czasami, a raczej dość często nie panowała nad tym, co mówi, i w jaki sposób wyraża swoje emocje. I wcale nie zdziwiły ja te zdziwione spojrzenia, które posłało jej kilka osób, przechodzących niedaleko niej i Russela.
    Spojrzała na chłopaka, uśmiechając się szeroko, i w ogóle nie zwracając uwagi na te swoje dziwne zachowanie.
    -No po prostu masz u mnie ogromnego plusa za tą mrożoną kawę- powiedziała już nieco spokojniej, kierując się w stronę jednej z kawiarenek.
    -A co do kroplówki, to wiem co to jest. Mogę zapytać, co Ci takiego było, że byłeś do niej podłączony ?-zapytała, zanim zdążyła się ugryźć w język.

    OdpowiedzUsuń
  137. [ Jasne, jestem jak najbardziej za. Pozwolisz, że zacznę jutro ? Dziś nie dopisuję mi wena, a skoro trzymamy się zasady, sprawiedliwie jest, bym to ja zaczęła :d ]

    OdpowiedzUsuń
  138. Słuchała go uważnie, i tak samo jak on, lustrowała tą wielką tablicę swoimi zielono-brązowymi tęczówkami. Błądziły one od jednego napisu do drugiego, a w głowie Novoselic pojawiało się tylko jedne pytanie pt "Co wybrać?"
    leniwym ruchem odgarnęła włosy na bok, spojrzała na Russela, uważnie, na dłuższą chwilę wpatrując się w jego oczy. Podejrzewała, że nie chciał współczucia, mało było osób które je chciały.
    - Chryste, taki wybór. Jakby nie mogło być jakiegoś jednego rodzaju. Człowiek by wtedy nie miał takiego chaosu w głowie- powiedziała, poprawiając się w fotelu. Następnie oparła się o oparcie plecami, zakładając nogę na nogę.
    -Oprócz Michaela Jacksona, kogo jeszcze słuchasz, Ever ?- zapytała, zmieniając temat, który był na pewno wiele przyjemniejszy od tego, na temat szpitali, kroplówek i przebytych chorób.

    OdpowiedzUsuń
  139. Powiodła wzrokiem we wskazanym kierunku, spoglądając na mrożoną kawę nieznanej Azjatki. Przechyliła głowę lekko w bok, cmokając po chwili dokładnie tak samo jak Russel. Prawdę mówiąc, jej towarzysz miał rację. Napój nie wyglądał zbyt zachęcająco, przez co drobnym ciałem panny Novoselic wstrząsnął delikatny dreszcz.
    -Zwykła, mrożona kawa z podwójną bita śmietaną i syropem czekoladowym- powiedziała po dłuższej chwili namysłu, po czym spojrzała na Russela, uśmiechając się w nieco tajemniczy sposób.
    -Oprócz Metalliki ? Wszystko, co ma mocniejsze brzmienie. No i... Nie wiem, czy słyszałeś o takim niemieckim skrzypku, Davidzie Garretcie. Jego też czasami lubię posłuchać. Tworzy fajne covery znanych piosenek, w tym zagrał nawet Smooth Criminal- odpowiedziała po chwili.

    OdpowiedzUsuń
  140. [Dziwna ta Twoja szkoła. Ja mam do wystawiania ocen taki zapierdziel, że głowa mała. Muszę nakurwiać tematy, szczególnie, że trochę mam zaległości. I gdzie tam - mnie do studiowania jeszcze daleko, nie mówiąc o pracy. Chociaż praca... Mam w planach wyjechać na miesiąc do Norwegii do matki i pracować w restauracji, ale wielkim pracownikiem to bym się nie nazwał. :D
    Nie ma za co. Podejrzewam jednak, że Twoi "kochani chłopcy z technikum" słuchają raczej jakichś piosenek typu: "I z perfekcją chirurga rozciął śliski brzuch na pół, powoli jak żółw zaczął wyjadać trzewia, zaplątał się w jelita niczym w korzenie drzewa, zakochany dewiant taplał się w jej flakach" (Słoń - Love Forever). Lepiej się nie wczuwać w tę piosenkę, bo można rzygnąć. Ale jest wesoło. :D]

    Bill spojrzał na chłopaka i wzruszył ramionami. Czasami życie było naprawdę zaskakujące. Zaczęło się od zwykłego iść albo nie iść, oto jest pytanie, a skończyło się na nerwowej wymianie zdań z jakimś szczeniakiem, który bieganie z klapkami na oczach, by przypieprzyć głową w mur nie do przebicia. Tylko złożyć grzecznie rączki i pogratulować i inteligencji, i zawziętości temu kolorowemu pajacowi.
    - W Arizonie splunięcie pod nogi oznacza spierdalaj, bo następnym razem plunę Ci w twarz - powiedział spokojnie, nie spuszczając oka ze stojącego przed nim pedała. Jego spojrzenie było takie jak zwykle - spokojne, opanowane, zero niepotrzebnych błysków czy zezowania w którą bądź stronę. Bill był odważnym człowiekiem i odważnym był ten, co mimo odwagi Billa, potrafił wykazać się podobą cechą w jego obecności.
    Nie, nie, żeby było jasne - ów nieznajomy był po prostu idiotą.
    - Rozumiem, że Twoje życie osobiste - zaczął po chwili Eversleigh, wsuwając dłonie do kieszeni spodni, bo - szczerze mówiąc - rozmowa z tym jegomościem zaczęła go już ostro nudzić. - jest tak smutne, że musisz się kleić do obcych, ale odpedałuj stąd, frajerze, bo nawet gdybyś był kobietą i miał niezłe cycki, to Twój poziom intelektualny nie gwarantuje Ci nawet kolacji w moim towarzystwie.

    [Ja to ciekawy jestem, czy kiedyś któryś z nich ustąpi albo nie wytrzyma. Podejrzewam, że Bill tego nie zrobi. Twój Russ pewnie też nie. No, ogólnie może być bardzo zabawnie. :D
    Błędów nie sprawdzam, bo mam lenia w dupie.]

    OdpowiedzUsuń
  141. [Dobra, bardzo przepraszam, ale uwzięli się na mnie w szkole i w najbliższym czasie może być ciężko z odpisywaniem. Postaram się jak będzie jakaś wolna chwila, ale niczego nie obiecuje. Jak wystawią oceny i przejdzie ta burza to wrócę już na dobre. ;)]

    OdpowiedzUsuń
  142. -Szczerze? Nikogo nie będzie tam to obchodzić. Większość z tych ludzi stara się sama utrzymywać, bo kształcenie na muzyka klasycznego swoje kosztuje- wyjaśniła, po czym przekazała mu dym ze swoich ust do jego, czyli po studencku- Faceci są tam niesamowici, mówię Ci. Znając życie ja i tak wyląduje na dachu z jakimś poetą, który będzie mi pierniczył o gwiazdach i pięknie tego świata, ale nie przeszkadza mi to specjalnie, bo w życiu jeszcze nie wysłuchałam tylu miłych rzeczy na swój temat- przyznała, wolną dłoń wsadzając do kieszeni.
    -Ty nie musisz wyglądać, ale ja owszem, bo w sobotę muszę udać się w pewne miejsce. Pomógłbyś mi wybrać jakąś ładną sukienkę? Mój ojciec twierdzi, że gdyby mama widziała moją szafę to zapłakałaby głośno, więc to chyba oznacza, że nie mam w co się ubrać. Rany, ale mam problemy- pacnęła się w czoło, przypominając sobie o niedawno kupionej kreacji- Muszę Ci się pochwalić moim ostatnim zakupem, zaraz jak do mnie przyjdziemy.

    [Jak coś, to masz odpisane pod "Imprezą" ]

    OdpowiedzUsuń
  143. [Chyba nie ma takiej potrzeby :d ]
    Zegar wybił północ, kiedy to czarna postać wdarła się do budynku szkoły, pozostawiając za sobą kilka pułapek, które miały spowolnić ochroniarzy, depczących mu po piętach.
    Echo kroków rozniosło się po korytarzu, kiedy ów włamywacz zaczął stąpać swoimi glanami po świeżo wypastowanej posadzce. Kierował się w stronę sal chemicznych, to było ewidentnie widać po drodze jaką pokonywał. Czasem oglądał się za siebie, patrząc czy nie musi zacząć biec w popłochu. Jednak, nikt jeszcze nie przyszedł. Jego plan na razie był bezpieczny.
    Stanął przy drzwiach, wyjmując klucz z tylnej kieszeni spodni, który znalazł się tam już wczoraj o równej szóstej rano, kiedy to pan Hoke wkradł się do pokoju nauczycielskiego. A co, z rana trzeba uprawiać jakieś sporty na rozbudzenie, czyż nie ? Nikt przecież nie mówił, że to MUSZĄ być biegi, czy pływanie na basenie. No, przynajmniej On tak uważał.
    Gdy znalazł się w środku zdjął plecak z ramion, rzucił go na ziemie i oparł się o blat stolika. Sięgnął w głąb kieszeni spodni, wyjmując z niej paczkę papierosów. Wetknął jednego do ust, odpalił, po czym zaciągnął się mocno, wsłuchując się w przecudowną ciszę. W tym momencie był cierpliwy. Czekał na swego towarzysza w spokoju. Być może dlatego, że był otoczony swymi najlepszymi towarzyszami rozmów - ciszą i paczką papierosów, która karmiła jego raczka.

    OdpowiedzUsuń
  144. Złość Dylana była wprost nie do opisania. Kiedy policja zgarnęła go na komisariat był wściekły na wszystko, wszystkich, ale głównie na siebie. Teraz siedział na korytarzu, krzesło było niewygodne, a obok niego był jeszcze ten chłopak, który ostatecznie został zabrany razem z nim. Chociaż, fakt że całą bójkę rozpętał Dylan. A obiecywał przecież matce, ojcu i siostrom, że będąc tutaj nie odwali niczego głupiego. Wyszło na ich, znowu wpakował się w to miejsce z własnej winy. Najchętniej rozwaliłby komuś głowę, rzeczywiście było po nim widać, że z nerwów cały chodził. Żyły wyszły mu na wierzch, kostki miał rozwalone od rozwalenia jakiemuś typkowi krzesła na plecach. Nie był z siebie dumny, nie dość że do baru go już pewnie nie wpuszczą, to jeszcze rodzice będą się go czepiać przez najbliższe tygodnie i rzucać swoją ulubioną kwestię A nie mówiłam/łem.
    Westchnął ciężko, w dodatku czuł jak upojenie alkoholowe wreszcie go opuszcza. Przez chwilę patrzył na chłopaka siedzącego obok, jemu widocznie było wszystko jedno. Może był przyzwyczajony, może po prostu o to nie dbał. Vern nie wiedział, nie dopytywał, to nie leżało w jego zainteresowaniu.
    - Długo tutaj trzymają za takie wybryki? – zapytał w końcu. Był przekonany, że chłopak nie ląduje tu pierwszy raz. On niby też, ale bardzo długo udawało mu się nie odwalać takich akcji, w tym czasie zmieniło się kilka głów myślących za wszystkich innych, pozmieniały się też pewnie zasady.
    [Może być? Mam nadzieje, że ujdzie]

    OdpowiedzUsuń
  145. Już po pierwszych słowach chłopaka pożałował, że zapytał. Dopóki ktoś po niego nie przyjdzie, to oznaczało mniej więcej wieczność. Nikt po niego nie przyjdzie, bo cała jego rodzina mieszka w Waszyngtonie, więc kto z nich miałby przyjechać do Palm Springs? W jego głowie zapaliła się lampka, mąż starszej siostry pracował w okolicy, może pozwolą mu później zadzwonić. Może. Tak, teraz był jeszcze bardziej zdenerwowany. Miał dość, serdecznie.
    - Kurw.a - warknął pod nosem kiedy tamten skończył mówić. Co więcej mógł powiedzieć? Czy było inne słowo, które tak dobrze oddałoby jego złość, inne niż zwykła, stara i powszechnie znana "kur.wa"? Chyba nie. W każdym razie skoro już czekała go ta ciężka noc, to miał przynajmniej czas na to, żeby wytrzeźwieć do reszty. Nie był w zasadzie pijany, można powiedzieć, że alkohol uchodził z niego resztkami.

    OdpowiedzUsuń
  146. - A szkoda, zawsze chciałam wywołać jakąś aferę. Ale marna ze mnie gwiazda, nikt się mnie nie słucha i wszyscy mają mnie w dupie - powiedziała bawiąc się łyżeczką od deseru, który przed chwilą dostała. - Nie to co Ty, Collins, nie? Lubisz być w centrum zainteresowania, lubisz jak na Ciebie patrzą i o Tobie mówią.
    Mówiła o tym, co widziała. Mówiła o tym, czego nigdy nie mogła zrozumieć. Co jak co, ale po dzisiejszych oględzinach dałaby sobie rękę uciąć za stwierdzenie, że Ever nie przepada za ludźmi. Dlaczego więc tak usilnie wszyscy do niego lgneli? Z rozmyślań wyrwała ją truskawkowa plama, która pojawiła się na jej spodniach. Wpierw obdarzyła ją zdziwionym spojrzeniem, by następnie zamordować towarzysza wzrokiem.
    - Nie lubię, gdy ludzie mi się zwierzają, więc nie było to dla mnie wielkie osiągnięcie - powiedziała gwałtownie wyciągając się w jego stronę i zabierając mu łyżeczkę do lodów. - Zaraz cała zawartość tego pucharka znajdzie się za Twojej głowie!

    OdpowiedzUsuń
  147. [Jak można nie kochać siatki? Toż to zbrodnia! Jakbyś mnie osobiście poznała ja bym ci wszystko wyleczyła i byś wymiatała, o. Wiesz, ilu ludzi nauczyłam grać? :D Normalnie mogę uczyć wuefu co najmniej w podstawówce xD Autentycznie, ze mną nauczyłabyś się grać. Serio, nie żartuje. ]

    - Dobrze, że tu nie mieszkasz, bo byś zaraz zdanie zmienił. To wariat! - rzuciła głośno, żeby tacie przypadkiem zbytnio nie skoczyło poczucie własnej wartości. Jeszcze nie będzie mógł się od lustra oderwać od tego samouwielbienia. - Człowiek z nie wszystkimi klepkami na miejscu, jak większość tej rodziny - dorzuciła już ciszej, szczęśliwa, że są tacy a nie inni. Mogła sobie narzekać, ile wlezie, ale i tak będą dla Oriane najlepsi. Osobiści mistrzowie świata.
    Kiedy tylko znaleźli się w ogrodzie, Ori nie mogła powstrzymać się od wzięcia małej na ręce. Zawsze się z nią tak witała, ale tym razem skutecznie ubiegł ją Russell.
    - Ej, ty, cwaniaczek, nie zabieraj mi publiki - powiedziała przepychając go w żartach w bok, żeby dobrać się do córki. - Hej, Ilu. Tęskniłaś? - spytała, biorąc dziewczynkę na ręce, a w odpowiedzi mała dała jej buziaka. Typowy rytuał, który powtarzały, chyba że jakimś cudem Ilu spała.
    - Mamo, Russell ma do ciebie sprawę, ale krępują go kurtuazyjne grzeczności - powiedziała, nawet nie spoglądając w jej stronę. Maria przyzwyczaiła się już, że przez kilka pierwszych minut dziecko staje się dla jej córki całym światem i nie ma z nią bliższego kontaktu.
    - Śmiało - zachęciła chłopaka mama Oriane, przyjaźnie nastawiona do kolegi córki. Skoro ta przyprowadziła go do domu, to nie mógł być na wskroś złym człowiekiem.

    OdpowiedzUsuń
  148. Sam nie wiedział czym na się zająć, więc kiedy chłopak poczęstował go papierosem nawet nie miał zamiaru mu odmawiać. Był tutaj, na posterunku nie dla przyjemności, a skoro i tak mieli na niego tę całą bójkę, to palenie w miejscu publicznym już go nie wzruszało. Chciał tylko spokojnie doczekać do rana, aż wreszcie będzie mógł wyjść. Nie czuł się w tym miejscu zbyt dobrze.
    - Powiedzmy, że lądowanie tutaj nie było szczytem moich marzeń – stwierdził wyciągając z tylnej kieszeni spodni zapalniczkę, spokojnie i powoli obserwując reakcję policjanta odpalił go i zaciągnął się dymem. Kiedy został zignorowany poczuł się o wiele swobodniej – W każdym razie, liczyłem na łóżko. Niekoniecznie moje, ale wciąż lepsze od więziennej pryczy, albo zwykłego krzesła – prychnął niezadowolony. Chłopak siedzący obok niego wyraźnie miał tutaj większe znajomości, Dylan w duchu cieszył się, że nie trafił na kogoś o podobnych nerwach. Gdyby miał spędzić noc na komisariacie z kimś tak samo wkurzonym, pewnie tutaj też doszłoby do bójki.

    OdpowiedzUsuń
  149. [Możemy zacząć jakiś nowy wątek? Ostatnio takie bieganie za tymi ocenami, że trudno było mi pogodzić dwie rzeczy.. Naturalnie, ja coś zacznę.]

    OdpowiedzUsuń
  150. Zaśmiała się na słowa chłopaka, widac że bardzo nie lubił nauczyciela jej ulubionego przedmiotu. Postanowiła nie uświadamiac go, że ona wcale nie jest to z powodu trudności w nauce biologii i pomóc mu tak jak obiecała Panu Greens'owi.
    -No cóż, widzisz nasz Profesor może do zbytnio uprzejmych nie należy, ale myślę, że przy dłuższym poznaniu nie jest aż takim nudziarzem -uśmiechnęła się lekko do chłopaka. Valerie odnosiła wrażenie, że jej nowy kolega bardzo chciałby byc w innym miejscu niż teraz właśnie się znajduje, więc mając dobry dzień chciała pomóc mu, by ten mógł szybciej zaliczyc materiał.
    -No to co bierzemy się do pracy?- zapytała nakładając jak zawsze przeźroczyste rękawiczki na dłonie i zaczęła szukac odpowiedniego szkiełka.

    OdpowiedzUsuń
  151. [Heh, mi siatkówka sprawiła już dwa zwolnienia lekarskie z wuefu i mnóstwo od rodziców, ale dalej ją kocham <3 Tak to jest jak przez cztery lata rzucasz się na kolana bez ochraniaczy xD No, dobra, teraz mam zwolnienie z powodu tego stłuczonego palca, ale jednak to dalej przez siatkówkę xD
    A w ogóle to jestem zła, bo nie mogłam grać i dziewczyny z mojej klasy zajęły tylko trzecie miejsce w szkole :( Przegrały z biolchemem w półfinale i nie mogły grać o pierwsze z matgeo z roku wyżej :(]

    - Ależ nie ma najmniejszego problemu. Poczekaj chwilkę a przygotuję prezent dla twojej mamy - powiedziała z serdecznym uśmiechem pani Armastus i niemalże od razu poszła do domu po egzemplarz najnowszej książki, dokładnie jak przewidziała Oriane. Jej mama miała naprawdę złote serce i najchętniej spotkałaby się z matką Russella.
    - Co? A. Okładka - pokiwała głową, dopiero po chwili ogarniając, co powiedział chłopak. - Ilu, przywitaj się z nowym wujkiem.
    Ledwie Ori zdążyła to powiedzieć, a mała zaczęła wyciągać rączki do Russ'a. Kochała poznawać nowe osoby i wystarczyła chwila, żeby skupiła całą uwagę na nich, zupełnie zapominając o mamie, której całą uwagę zawsze mogła zgarnąć później.
    - Mówiłam ci, że wystarczy chwila, aby zgarnąć autograf. Mama kocha swoich fanów miłością wielką, oddaną i ślepą - zaśmiała się, myśląc o wszystkich momentach, w których to doprowadziło do istnie komicznych sytuacji.

    OdpowiedzUsuń
  152. [Piszę się na stanowisko! :D Ach, ma się ten dar :D Normalnie wiedźma jestem - po mamie i babci ze strony taty xD]

    - Dziesiątego lipca pierwsze, możesz czuć się zaproszony - odpowiedziała niemal od razu. Jeszcze kilka tygodni, ba, dni temu wyobrażała sobie urodziny małej jako kameralną imprezę rodzinną, a tu coraz więcej chętnych na świętowanie.
    Matka Oriane od razu zareagowała na późniejsze słowa Russella, chociaż inaczej niż zrobiłaby to typowa matka i na pewno to chłopaka przynajmniej trochę zaskoczyło?
    - Odpowiedzialnie?! Chyba sobie żarty stroisz. Masz moje pełne pozwolenie, żeby upić ją do nieprzytomności i wrzucić do jakiegoś rynsztoka!
    - Mamo! - zaprotestowała Ori, przebijając się przez serdeczny śmiech rodzicielki, do którego gdzieś dołączało się odległe "moje też" ojca dziewczyny. - Pięknie, nie ma to jak kochani rodzice. Dzięki.
    - Ori, czasem trzeba się zabawić. I nie, te dwa drinki na które cię wyrzucamy nie spełnia tego wymogu.
    - Świetnie, przecież idziemy. Ale żeby od razu wyskakiwać z rynsztokiem?! - wyrzucała matce, gdzieś na zakamarkach umysłu wdzięczna, że Ilu przeniosła się na ręce Russ'a.
    - Oriane, uspokój się. To był tylko żart. Zdenerwujesz Ilu - powiedziała, wyciągając ostatnie koło ratunkowe. To było jak kubeł zimnej wody dla szatynki i opamiętała się.
    - Russell, daj mojej mamie dziecko i chodź. Muszę wyjść z tego domu wariatów - powiedziała od razu, gdy pani Armastus skończyła swoją wypowiedź i ruszyła do drzwi prowadzących z powrotem do środka.
    - To nie był żart - szepnęła Marie, gdy odbierała szkraba od chłopaka i puściła Russellowi oczko.

    OdpowiedzUsuń
  153. Zaciągnął się porządnie dymem, rozejrzał po komisariacie. Obdrapana farba, stare meble oklejone drewnopodobną listwą, metalowa szafka w kącie, prawdopodobnie zbiór wszystkich akt. Dylan powoli zaczął oswajać się z myślą, że w tym, albo i gorszym miejscu spędzi najbliżej parę godzin. Na całe szczęście nie zostało ich zbyt dużo, w końcu właściciel baru zdecydował się zadzwonić po policję wtedy, gdy cała bójka i tak dobiegała końca. Wszystko tutaj wyglądało jednak jak scena z jakiegoś kiepskiego filmu, a kiedy zastępca komendanta pojawił się przy nich Dylan zaczął się zastanawiać czy przypadkiem nie jest w jakiejś nowej odsłonie programu telewizyjnego, gdzie w ostatniej chwili wyskakują kolesie z kamerami, prezenter i wszyscy mu mówią, że został właśnie wrobiony w jakiś żart.
    Spojrzał na papierosa, potem na mężczyznę, uważnie słuchał jego rozmowy z chłopakiem, potem gdy tamten przeniósł wzrok na niego, Dylan tylko wzruszył ramionami. Nie miał siły, ochoty żeby cokolwiek narozrabiać… znowu. Nie mógł też obiecywać, że będzie się zachowywał wzorowo, w końcu był jeszcze trochę pod wpływem.
    - A róbcie co tam chcecie – machnął ręką zawieszając wzrok na ścianie, było mu wszystko jedno co się teraz stanie. Tak czy siak będzie musiał wytrwać jeszcze parę godzin.

    OdpowiedzUsuń
  154. [Okaaaj, wybacz taką zwłokę, ale mam jedno usprawiedliwienie - szkoła. Póki we wtorek nie powiem jej 'goodbye' to nie poprowadzę należycie tego wątku. Wybaacz.]

    Podparła brodę na zgiętej ręce i z jawnym znudzeniem obserwowała jak kolejne porcje naleśnika znikają w ustach Russela, który je żuł, żuł i nie mógł chyba przeżuć, patrząc na to ile mu z tym schodziło. Wiedziała czemu to służyło, ale nie zamierzała reagować. Najwyżej wstanie i wyjdzie bez niego jeśli będzie zbyt długo zwlekał.
    - Collins, Ty masz tym autem wygrać wyścig, a nie je rozwalić. I nie potrzebuję żadnych pieniędzy, nie od Ciebie - powiedziała, dołączając drugą rękę do tej pierwszej. Splotła je pod brodą, a jej wzrok na dwie sekundy powędrował na wiszący na ścianie zegar. Dawała mu jeszcze dziesięć minut, żeby przestał zachowywać się jak dzieciak i mogli stąd wyjść. Może jak go podpuści to będzie chętny się pośpieszyć?
    - Ale jak nie czujesz się na siłach.. Mogę poprowadzić i nas nie zabić przy okazji. Wygram, samochód będzie cały, ty tez.. - Posłała mu niby usprawiedliwiający uśmiech, który miał go zapewnić, że rozumie presję otoczenia jaka na niego spadła i że może nie wytrzymać tego napięcia. Więcej było jednak w tym wszystkim ironii, o czym powinien wiedzieć

    OdpowiedzUsuń
  155. Anwen wróciła do domu sama i zrobiła dokładnie tak, jak chciała. Włączyła sobie "Amelię" i jak zwykle uroniła przy niej kilka łez, uświadamiając sobie, że przy tytułowej bohaterce jest żałosna, wyprana z uczuć i nikomu niepotrzebna. Pudełko po lodach stało na szafce nocnej, jednakże nie było to takie duże pudło, tylko półlitrowy kubek.
    Sen blondynki nigdy nie należał do najspokojniejszych. Wierciła się, kręciła, szeptała coś do siebie... Chyba, że wcześniej coś wypiła. Wówczas spała jak dziecko, z nogami tuż pod brodą i dłońmi pod policzkiem, wyglądając jak ludzka kula.
    Nie obudził jej Russell a zapach kawy którą pił. Leniwie uchyliła powieki, przeciągnęła się również leniwie i ziewnęła w taki sam sposób- leniwie. Uniosła głowę może kilkanaście centymetrów nad poduszką, uważnie obserwując Russella zmęczonymi, niemalże lepiącymi się oczami.
    -Witaj, Edwardzie- zaśmiała się cichutko, po czym poklepała miejsce na łóżku, tuż obok siebie- Jak Ci minęła noc?-spytała, walcząc z zamknięciem oczu. Nie zasnęłaby, to jasne, jednakże jej oczy nadal prosiły o chwilę odpoczynku, którego An nie była skora im dać.

    OdpowiedzUsuń
  156. [Oczywiście, że mi odpowiada! Dziękuje, że zaczniesz, chociaż wedle mojej zasady, skoro ty dałeś pomysł to ja zaczynam. Ale będę wdzięczna, jak to zrobisz. Bo ja mam już wiele "zaczęć" do zaczęcia xD]

    OdpowiedzUsuń
  157. [Siedzę, oczywiście, że siedzę, tylko mam nieznaczne problemy w szkole i nie wiem, jak będzie w tym tygodniu. W najgorszym wypadku będę aktywna dopiero za tydzień. Wybacz, muszę się wybronić. A w tym tygodniu jeszcze mnie choroba dopadła i to taka dziwna. Na gg ci powiem, jak będziesz chciała. Co do wątku, to mi w sumie zaczynał coraz bardziej odpowiadać, ale jak wolisz nowy, nie mam nic przeciwko, o ile zaczniesz xP Jeszcze raz sorry wielkie.]

    OdpowiedzUsuń
  158. Czasami żałował, że miał dobre serce i zgadzał się na prośby swoich znajomych. Od początku nie był jakoś chętny na tą kameralną domówkę, na którą zaprosiła go koleżanka z klasy. Dziewczyna była naprawdę miła i lubił z nią rozmawiać, jednak po długim czasie prawienia swoich wywodów na temat ekosystemu, stawała się męcząca. Ale kiedy przyszła i powiedziała, że jej chłopak rozchorował się z powodu zatrucia pokarmowego, a ona na gwałt potrzebuje kogoś z kim mogłaby iść na przyjęcie urodzinowe, mimowolnie zgodził się. Właściwie i tak nie miał planów na sobotni wieczór. Nie wiedział jednak, że te urodziny okażą się koszmarnym spotkaniem miłośników ochrony środowiska. Z muzyką z lat osiemdziesiątych, z niskokalorycznymi przystawkami, z brakiem alkoholu. Siedział teraz na kanapie, bawiąc się puszką po zielonej herbacie i po raz któryś z kolei skierował swój wzrok na rodzinne zdjęcia, które wisiały na ścianie. W końcu nie wytrzymał. Wstał, przepraszając swoją towarzyszkę, po czym skierował się na balkon. Całe szczęście, że znajdował się tutaj taras. Uchylił lekko drzwi, czując pod stopami chłód ciemnych kafelek. Już miał sięgać do kieszeni po paczkę papierosów, kiedy zauważył znajomą postać. Stała oparta o barierkę i rozmawiała przez telefon. Zdziwiony, a jednocześnie rozbawiony, bezszelestnie usiadł na jednym ze słomianych foteli. Nie spodziewałby się Russela w takim właśnie miejscu. Dopiero kiedy w nocnej ciszy rozległ się trzask odpalanej zapalniczki, chłopak przy barierce odwrócił się, spoglądając w stronę Vincenta. Na co tamten uśmiechnął się do niego lekko, pokazując, że może w spokoju dokończyć rozmowę.

    OdpowiedzUsuń
  159. [Mam to samo, wiesz? Cieszę się, że mimo wszystko zaczęłaś. Jestem ci ogromnie wdzięczna, bo odciążyłaś mnie w minimalnym stopniu. A wątek dobrze zaczęty, ja nie mam w zwyczaju się czepiać xD]

    Faktycznie trudno było Colinowi ukryć emocje na twarzy zwłaszcza iż początkowo był święcie przekonany, że wiadomość przysłała mu jakaś seksowna niewiasta - nic bardziej mylnego. Kiedy Russell pomachał mu z głupkowatym uśmiechem ze swojej ławki, wszystko stało się jasne.
    Oczy Colina mimowolnie zrobiły obrót i zgniótł kartkę w ciasną bryłę, którą następnie cisną w swojego arcy-wroga. Potem postukał się w czoło, dając mu do zrozumienia co o tym sądzi i prychnął z rękoma skrzyżowanymi na torsie. Oczywiście, że Russell miał z niego polewkę. Colin ani przez chwile nie miał wątpliwości, że to całe "uczenie się" skończy się dla niego nieprzyjemnie. Już raz się przekonał jak to jest wypić mega kwaśny, wręcz obrzydliwy napój, który został mu podmieniony w stołówce właśnie przez Russella. Boże, jak on go nie znosił.
    - Lancaster? Trenujesz aktorstwo, że teraz takie mini strzelasz? - warknęła nauczyciela - Widzę, że lekcja nie dość wystarczająco cię ciekawi.
    - Niech się pani nie martwi, tylko na chwilę coś wyprowadziło mnie z równowagi. Nic mnie tak nie podnieca jak oddychanie komórkowe - udał, że chwyta się za serce. Cichy śmiech przemknął po klasie.
    - Dobrze, bo przypominam, że zdajesz biologię i jakoś nie widzę twojej lekarskiej kariery, jak dalej będziesz tak się zachowywał - podsumowała ze zgrozą i odwróciła się w stronę tablicy.
    Colin raz jeszcze spojrzał na Russella, któremu najwidoczniej dzisiaj sprzedano najlepszy humor świata.

    OdpowiedzUsuń
  160. Pokiwała lekko głową i zamruczała cicho, potwierdzając jego przypuszczenia i rozkoszując się jego dotykiem. Uwielbiała, kiedy ktoś bawił się jej włosami w taki delikatny, przyjemny dla niej sposób.
    -Spało się jak zawsze, czyli nie do końca wspaniale, ale też całkiem nieźle- odparła, po czym przymknęła leniwie powieki- Opowiadaj, Russell. Trafiłam dobrze z wyborem partnera dla Ciebie, czy może okazał się takim obrzydliwym, upijaczonym, przyćpanym,brudnym heteroseksualistą?- zapytała, sięgając po leżące na stoliku okulary. Niespodzianka? An nosiła okulary do czytania i niekiedy również z samego rana, kiedy jeszcze jej oczy nie zdążyły się przyzwyczaić do, oślepiającego- w jej mniemaniu, światła.

    OdpowiedzUsuń
  161. [Twoja postać od dawna mnie intryguje, ale jakoś nie miałam odwagi żeby się zgłosić do wątku, co teraz z chęcią zmienię. Masz może jakiś pomysł? No i prosiłabym o zacięcie o ile to nie problem ;D]

    OdpowiedzUsuń
  162. Ze zmrużonymi oczyma przyglądał się Russelowi, w spokoju paląc papierosa. Nie zastanawiał się nawet z kim rozmawia, nie lubił wtrącać się w czyjeś sprawy. Nie rozumiał tych wszystkich ludzi, którzy praktycznie tylko czyhali na jakąś nową sensację, czy informację na temat innych osób. Dopiero kiedy wypowiedział imię swojego brata, zrozumiał, że po prostu musiało dojść do jakiegoś nieporozumienia, które wspólnie próbowali rozwiązać. Wypuścił kolejną chmurę szarego dymu, kiedy chłopak zwinnie czmychnął mu papierosa z przed nosa. Przeleciał wzorkiem po jego twarzy, zajmując sobie dłoń nową dawką tytoniu. Pokręcił głową rozbawiony, słuchając jego historii.-Zastępuję chłopaka koleżanki z klasy. Raz pomogła mi z angielskiego, więc trochę głupio było mi odmówić.-Powiedział, całkiem szczerze, odruchowo drapiąc się po głowie.-Jednak nikt mnie nie uprzedził, że ta impreza będzie raczej przypominać jakiś chory zjazd miłośników pand i zmniejszenia ich aktywności kopulacyjnej.-Ostatnie zdanie wypowiedział z przesadnym przejęciem, naśladując ton głos Amy, dziewczyny, która pięć minut temu zapytała go co sądzi o tej kwestii.

    OdpowiedzUsuń
  163. [Pff, ja będę mieć własną telewizję z poradami w moim geniuszu! :D A tak w ogóle to myślałam o psychologii na drugi kierunek, bo tylu ludziom już zrobiłam terapię, że normalnie jestem do tego stworzona xD]

    - Naprawdę zaczynam się bać - powiedziała całkowicie serio, prowadząc Russella do swojego pokoju, z którego przechodziło się do okazałej, niewykorzystywanej garderoby. Pamiętała, jak wyrzucała ojcu, że niepotrzebnie przekazał taki pokój na jej ubrania, które będą tylko bezużytecznie wisieć za zamkniętymi drzwiami.
    Dziewczyna nie spieszyła się z dotarciem na miejsce, próbując odwlec w czasie nocne wyjście. Znała historie dotyczące Russella i trochę ją przerażały.
    - Dobra, zapraszam do królestwa - zaanonsowała z uśmiechem, przekręcając gałkę. Za progiem ukazał się im widok, którego bez słów Oriane chłopak w żadnym przypadku by się nie spodziewał. Mnóstwo ubrań leniwie wiszących na wieszakach wzdłuż obu ścian po bokach i grzecznie ułożone na ciemnych, drewnianych półkach na przeciwległej. Wiele ślicznotek mogłoby pozazdrościć Armastus szafy. - Masz wolną rękę, nawet jeśli się tego boję - zaśmiała się, wskazując na wnętrze pokoju. Sama doskonale wiedziała, w których rzędach co leży, ale Collins nie miał pojęcia i tylko to mogło uratować szatynkę przed wpadnięciem w ręce chłopaka jakiś wyzywających czy seksownych ubrań, które zwykła zakładać na imprezy.

    OdpowiedzUsuń
  164. Colin aż pieklił się od środka, a mimo to na zewnątrz pozostał zimny, jak obślizgła ryba. Obrzucił poczynania chłopaka obojętnym spojrzeniem.
    - Weź go sobie, ten plecak za chwile straci obie szelki, jest tak stary, jak świat - wzruszył ramionami - I tak nie przechowuje w nim niczego ważnego, więc wow... dokopałeś mi stary - uśmiechnął się krzywo. Nie po to w szkole mieli własne szafki, żeby w plecaku nosił podręczniki i tego typu duperele. W zasadzie nawet nie wiedział po co ten plecak ma, skoro połowa, amerykańskich dzieciaków nie nosiła takowych.
    - Skoro już zabrałeś książki z ławki to odnieś je do biblioteki, no chyba, że chcesz zrobić sobie dobrze przy wywodach z czasów wojny secesyjnej - zaśmiał się i poklepał go po ramieniu - Trzymaj się świrze - to mówiąc wyminą go dziarsko.

    OdpowiedzUsuń
  165. [Dziękuje za pomoc! :) Oczywiście karta będzie uzupełniana bo za mało w niej jak dla mnie jeszcze szczegółów :D Jak znajdę więcej czasu to mogę zacząć jakiś wątek.]

    OdpowiedzUsuń
  166. Dwie dziewczyny idące obok siebie obejrzały się ze znaczącym uśmiechem na twarzy i wymieniwszy porozumiewawcze spojrzenie, zachichotały z rozbawieniem.
    - Ej, to nie tak, nie jestem gejem! - krzyknął za nimi, ale to wywołało w nich jeszcze większy śmiech. Jego niebieskie oczy zaszły cieniem i stały się niemal tak czarne, jak smoła. Gniewne spojrzenie skierował wprost do Russella, który ułożył usta w dzióbek z zamiarem ostentacyjnego pocałowania go.
    - Pierdzielony pedał - warknął i chwycił go za manatki. Wiedział, że od teraz jego opinia będzie się rozchodzić na dwa fronty. Był szczupłej budowy ciała i pasjonował go taniec, więc do opinii geja było mu niedaleko, a wszystko przez tego przeklętego rudzielca - Przez takich, jak ty, mam ochotę wytępić całe homo na tej ziemi - wysyczał mu w twarz. Przyparł do mocno do ściany i uniósł kilka centymetrów nad ziemią. Nie stanowiło to dla niego problemu, jako, że ręce miał wyrobione od tańca - Rozkwaszę ci ten cwaniacki uśmieszek - dodał, kiedy Russell wciąż nic sobie z niego nie robił i wyglądał na zadowolonego.
    - Lancaster? - głos nauczycielki wyrwał go z gniewnego otępienia - Lubisz tępić słabszych?
    - Co? - bezmyślnie uniósł brwi, nie wypuszczając oprawcy z uścisku.
    - Widzę, że lubisz się popisywać siłą. No cóż, nie obejdzie się bez kozy.
    - Ale... - chciał zaprotestować
    - Masz rozbudowaną kartotekę, wiesz? Twoje przewinienia znam niemal na pamięć. Jeszcze chwila, a wyrzucą cię ze szkoły. Powinieneś brać przykład z Russella. To dobry, spokojny chłopak. Jak widzisz nie wszyscy muszą się obnosić z samczym instynktem...
    Zapisała coś w notesie a potem wyrwała kartkę i skierowała ją w stronę Colina.
    - Tydzień w kozie.
    - Jezu - puścił chłopaka i zabrał kartę z wyraźną irytacją - Ja chyba śnie.

    OdpowiedzUsuń
  167. Colin pozwolił sobie odebrać kartkę i niczym wymizerniałe stworzenie patrzył, jak Russell pasożytuje słowami na jego psychice. Nagle odechciało mu się rozkwaszać twarz wroga i po prostu oparł się o ścianę, czując, jak ulatuje z niego życie. O te lekcje tańca chodziło przede wszystkim. Przygotowywał się z Valerię do konkursu swojego życia i już widział wojowniczą twarz Instruktorki na wieść, że jeden z jej lepszych tancerzy znowu zafundował sobie pobyt w kozie. Serio, nawet zaczął już tam poznawać ludzi.
    - Teraz mi się nic nie chcę, ale daje ci słowo, że jeszcze się policzymy - mruknął już bez entuzjazmu i wyrwał chłopakowi papieros z ust i sam go zapalił - Dobry - westchnął, wypuszczając dym z ust - Chociaż na petach się znasz i wierz mi, niczego od ciebie nie chcę. Serio, to może tego, żebyś się odczepił zanim utnę ci jaja, których pewnie i tak nie masz w tych okropnych, pomarańczowych gaciach - skrzywił się.

    OdpowiedzUsuń
  168. - Zakochałeś się we mnie pierdoło, czy jak? - zdenerwował się, ale szybko mu przeszło - A może po prostu lubisz innym dogryzać. Nie zaprzeczysz, że opinię geja już mi zagwarantowałeś, mam sobie dosolić, żeby nie wylądować w kozie? - obejrzał sobie końcówkę papierosa, a potem wyjął z kieszeni telefon i wysłał jakiegoś esemesa, chowają go z powrotem do kieszeni - Gdyby nie ten konkurs już dawno bym ci wpieprzył, wiesz? - spojrzał na niego bykiem - Ale skoro jestem uziemiony to słucham twojej propozycji. Rozumiem, że mam udawać twojego chłopaka w zamian za co?

    OdpowiedzUsuń
  169. - I dobrze, bo w sumie nie wiem co by było gorsze - stwierdził Colin z niesmakiem. Russell był tak pociągający, jak rozcięta żaba na biologi, której należy uważnie zbadać - Racja, nikt nie wie, jak to się dzieje, że grasz klasowego i szkolnego świętoszka, ale to pasuje do buca, jakim jesteś. Przynajmniej jest dużo powodów, żeby mieć zgagę dna twój widok - w końcu i on dopalił papierosa i chwile się wahał, bijąc się w głowie z myślami - Umowa stoi - wyciągnął do niego rękę - Ale mam mieć zagwarantowane, że na ten konkurs zdążę i na próby. I chcę mieć to na papierze, bo ci gnojku nie ufam... proponuje wypadki do mojego domu, tam załatwimy to formalnie - uciął i ruszył do wyjścia, czekając aż Russel zrobi to samo.

    OdpowiedzUsuń
  170. -Raczej nie odnalazłbym się w roli pokojowego buszmena.-Mruknął cicho, z widocznie zarysowanym uśmiechem na ustach. Ze stoickim spokojem zaciągał się dymem papierosowym, który drażnił jego gardło. Jakoś nie miał ochoty się nigdzie spieszyć i wracać do tego chorego, maniakalnego świata, a jego kolega zapewne podzielał to zdanie.-Wątpię nawet czy zdołałbyś ją jakoś poruszyć..-Nie okłamując się, dziewczyna była tak sztywna, jak drewniana kłoda. No ale przynajmniej pasowała do jej zielonych przyjaciół, produkujących i zaopatrujących ludzkość w niezbędny do życia tlen. Tej ostatniej uwagi nie wypowiedział na głos, nie lubił za bardzo robić komuś wyrzutów i zachowywać niektóre przemyślenia tylko i wyłącznie dla siebie. Już chciał wypowiedzieć się na temat tych zwierzaków, których nie ukrywał, było mu jednak szkoda, bo w końcu całkowicie pozbawionym serca być nie można. Nie wiedział nawet czy cierpienie zwierząt działa na niego bardziej niż ludzi. Jednak momentalnie z zamyślenia wyrwały go słowa chłopaka i to naturalne w jego przypadku, wyzywające spojrzenie, które mówiło czasem więcej niż bogaty zasób słownictwa, którym się posługiwał.-Ty chyba nigdy nie odpuszczasz, nie?-Pokręcił głową, jeszcze przez moment milcząc i w skupieniu zastanawiając się nad tą odważną propozycją. Gra pozorów, którą rzucił Russel, kusiła, jednak posiadała też i swoje konsekwencje..

    OdpowiedzUsuń
  171. [Wróciłam, huhu. Z lekko zmienionym Alexem. Mam nadzieję, że nie przegięłam, ale tej nowej karty lepiej nie czytaj...]

    OdpowiedzUsuń
  172. [luzik, to zrozumiałe :) może po prostu znudził Cię Russel? Też się zastanawiałam, czy w ogóle tu wracać, ale stwierdziłam, że co mi zależy... To co, mam ciągnąć tamten wątek z boksem? :D ]

    OdpowiedzUsuń
  173. To już. To teraz. To dzisiaj. Tylko te myśli kołatały się w głowie Alexa, gdy sunął ospale korytarzami szkoły. Kurator nie byłby zadowolony, gdyby wiedział, że nic sobie nie robi z jego zakazów. 'Jeszcze raz Cię złapię na ucieczce, możesz zapomnieć o odwołaniu' zagroził, gdy Lex wrócił niedawno z Kalifornii. Nie jego wina, że musiał zobaczyć się z Danny'm, wyładować się. Każdego roku w rocznicę jej śmierci... Nie mógł lecieć do Kopenhagi i tam wściekać się, że nie żyje. Że patrzył na jej powolną śmierć. Mógł tylko ubrać rękawice, a czasem nawet nie- czasem tylko owijał dłonie bandażem i tak szedł na ring, żeby odreagować, wpierdolić komuś, myśleć, że gdyby mógł tak zrobić wtedy, może matka by przeżyła...
    Zawody klubowe, w które rzadko się angażował, w tym roku miały pochłonąć także jego. Danny zasugerował, by wziął udział w sparingach i sprawdził się. Skoro nie miał zespołu ani najlepszego kumpla pod ręką, co mu zależało? Od godziny ze skupieniem przygotowywał się do pierwszej walki tego wieczoru. Gdyby pokonał kolesia, którego przed nim postawią, następni to mały problem. Droga do wygrania całych nielegalnych zawodów była dość prosta, a Alex nigdy się nie wahał. Do czasu aż wyszedł na ring...
    Rozciągał się jeszcze, słuchając ostatnich rad trenera i spokojnie owijając dłonie szorstkim materiałem. Wsunął na nie rękawice i czekał w swoim narożniku. Światła na sali przygasły, a ciepły blask reflektora oświetlił ring. Jego przeciwnika jeszcze nie było. Alex obrócił się plecami do środka ringu i rozmawiał z kimś, niewidocznym w cieniu dla postronnych obserwatorów. Nagle sędzia szturchnął go w ramię. Tak naprawdę żaden z niego sędzia, ale skoro chcieli się bawić na poważnie...
    Gallagher obrócił się i spojrzał w oczy...
    -Kurwa, Russell, to nie pora na twoje durne dowcipy. Zjeżdżaj z ringu, pogadamy potem- burknął, patrząc na Collinsa. "Sędzia" twierdził, że ktoś na niego czeka, ale czemu... Czemu Russ miał na sobie rękawice i najwyraźniej był gotów do walki? Co on kurwa odpierdalał?- Co ty tutaj robisz?

    OdpowiedzUsuń

Archiwum