czwartek, 31 stycznia 2013

Wierzyliście w różnych bogów, dopóki nie dowiedzieliście się, że ja jestem tym jedynym.


"Gdyby mama przed moim urodzeniem poszła do wróżki, wiedziałaby, że należy nazwać mnie Narcyz."
W życiu możesz być każdym, kim tylko zapragniesz. Wystarczy szczypta wyobraźni, łyżka odwagi, garść marzeń i można stworzyć z tego całkiem dobre marzenie. I gdy jako dzieciak leżał w szpitalu, a jego ciężko chorzy rówieśnicy pragnęli zostać w przyszłości lekarzami, aktorami i astronautami, on miał tylko jeden cel, bo wszystko na czym mu zależało, już umarło. Chciał zostać skurwielem.

How stubborn are the scars when they won't fade away

Ale zacznijmy od początku. Każdy tutaj ma swoją historię, bo przecież nikt bez powodu nie przeprowadziłby się z dużego miasta, do małej mieściny, niemalże wioseczki, jaką jest Palm Spring. Tak, tak, tak, kochane dziadki. Nie ma co się oszukiwać, że tutejsza szkoła leży w rankingu tysiąca najlepszych szkół w kraju. To po prostu szkoła, lepsza od najgorszych placówek w Stanach tylko pod tym względem, że nie znajduje się w jakiś slamsach Nowego Jorku czy Los Angeles.
Ale czy komuś przeszkadza to w tym, żeby się dobrze bawić?
Russell urodził się w Nashville i nigdy nie myślał, żeby stąd się wyprowadzić. Miał wszystko - kochającą matkę, miłego ojczyma Sama, starszego o sześć lat brata Josha, a przede wszystkim ukochanego białego źrebaka Monsuna, którego znalazł w lesie. Nie przejmował się, że biologiczny ojciec, znany tłumacz książek z portugalskiego na angielski i vice versa, zupełnie się nie nim nie interesuje. Był normalnym dzieckiem, kopał piłki, wspinał się na drzewa, interesował się samochodami i jeździł konno. Nikt nie zwracał uwagi na siniaki, bo kto w dzieciństwie ich nie ma? Do czasu, kiedy jego niemalże całe ciało było fioletowo-żółte, bo żadne cholerstwo nie chciało się wygoić. Szybka wizyta u lekarza, kilka badań, potem jeszcze więcej badań, jakieś witaminy i miało się polepszyć. Nie polepszyło się. Wyrok? Białaczka. I nie to sprawiło, że wtedy jedenastoletni Russell przestał chcieć żyć. Stało się tak, gdy koszty związane z leczeniem sprawiły, że Monsuna trzeba było sprzedać. Poddał się wtedy, gdy nie miał już motywacji do życia.


"- Chciałbym kiedyś się zakochać, Josh. I kurwa, nie chcę umrzeć jako prawiczek.
- Chyba sobie jednak nie poruchasz, Russ.
- Dlaczego? Myślisz, że w szpitalu nie ma żadnej chętnej nowości panny?
- Nie wiem... Ale z tym pomarszczonym piklem między nogami, to niewiele zdziałasz."

A jednak żyje i jest z nami. Mimo iż jako piętnastolatek już opadał z sił, przestał przyjmować leki, nie jadł i buntował się przeciwko wszystkiemu, Josh postanowił spełnić ostatnie życzenie swojego młodszego brata. Nie trzeba było wiele tłumaczyć, kiedy zapłakany wpadł do szpitalnego pokoju Russella, bez słowa wpił się mocno w jego wargi i całował oszołomionego dzieciaka tak namiętnie, jakby od lat byli kochankami. "To dziwne Russ, ale nie możesz być dla mnie tylko bratem" - powiedział wtedy, a potem wyszedł. Dni miały, a uczucie narastało, w ciągu kilku dób powstał najpiękniejszy romans na świecie. Przy Joshu i Russellu, Romeo i Julia czy Jack i Rose mogą się schować.

"Ogłoszenie: Wyjątkowy skurwiel chce pozbyć się swojej godności i przyjmie każdy zakład!"

Kilka dni przed siedemnastymi urodzinami młodszego z braci Collins, do Josha, który od dłuższego czasu nie mógł znaleźć pracy jako weterynarz. Przystali na propozycję przeprowadzenia się do Palm Springs, ażeby odciążyć trochę zapracowaną matkę i zmęczonego ojczyma od problemów. Bo Russell bardzo zmienił się od wyjścia ze szpitala. Zamiast się uczyć, balował po nocach, pił niewyobrażalne ilości alkoholu, a potem  skory do bójek, często odwożony był przez panów policjantów do domu. A to wszystko dlatego, że gdy wyzdrowiał, obiecał sobie, że nie zmarnuje ani jednego dnia swojego życia.

"Jaki jest koń, każdy widzi. Kim jest Russell Collins, każdy wie"


I choć Josh raczej woli trzymać się w cieniu, to Russell już od pierwszego dnia musiał zwracać na siebie uwagę.  Skurwiel, narcyz i nałogowy hazardzista. Przyjmie każdy zakład, niezależnie co to by miało być. Chcesz pożyczyć nowiutkie Alfa Romeo ojca? Jasne, łap kluczyki! Potrzebujesz kasy na wiecznie nieoddanie, albo chcesz, żeby była w końcu się odczepiła? Takie zakłady to chleb powszedni, dlatego ludzie nazywają go Everem. Bo zrobi wszystko i nie pyta o nic. Pod warunkiem, że masz coś równie dobrego do zaoferowania.
Tak więc zapamiętaj to imię: Russell Ever Collins, bo gdy razem ze swoim metrem osiemdziesiąt i rudą grzywą wejdzie do baru, na pewno mu się nie oprzesz, niezależnie czy jesteś kobietą czy mężczyzną. Bo coś w nim takiego jest. Buchająca nonszalancja i pewność siebie, której nie zobaczysz u nikogo innego. Może spojrzy na ciebie swoimi miodowymi tęczówkami, spontanicznie pocałuje różanymi wargami w usta. Jest towarzyski i nigdy nie brak mu przyjaciół do drinka. Śmiało możesz do nich dołączyć, chyba że jesteś którymś lamusem z muzycznej albo tanecznej. Nienawidzi ich, z kilkoma wyjątkami, bo w tym wypadku na jego sympatię trzeba  sobie zasłużyć. On zawsze marzył, żeby jak jego brat, zostać weterynarzem. Wtedy będą mogli wyjechać razem do Brazylii i ratować żółwie, albo w Azji pomagać pandom. Bo nigdy nie wiadomo co los przyniesie. Otwarcie przyznaje, że żyje ze swoim bratem w związku, ale nie oznacza to, że jest mu wierny. Chce korzystać z życia jak najwięcej i ustatkować się na starość.



RUSSELL Ever COLLINS
23 września 1993
biseksualista
pustaczek z IV klasa, medyczna
wierny fan Michaela Jacksona
Ciocia Dobra Rada w szkolnej gazetce
bezpłodny (podobno)
artysta-malarz

___________________________________________________
Russell powrócił!
Karta poprawiona na nieco lepszą :3 Ale nieco...
Od razu podkreślam, że mogę nie mieć zbyt dużo czasu, ale wróciłam z sentymentu. Więc po kilku dniach milczenia z mojej strony, możecie się przypominać :)
Zdjęcia: Tomek Mrozek
Cytaty własne i z piosenek, klik, skąd.

Zapraszam na mój SKLEP Z KOSZULINAMI!

OGARNIJ TO - najlepszy portal dla młodych 

Hey jaded


In all it's misery 
It will always be what I love and hated
And maybe take a ride to the other side 
We're thinkin' of
We'll slip into the velvet glove 
And be jaded


______________________________________________________________

POZNAJ
_________________________________________
Zaczęło się niewinnie. Bo pieprzonym romansem moich rodziców, z którego to potem powstałam Ja. Taka tam, zwykła istotka, obróciłam życie moich (nie) kochających się rodziców do góry nogami. Tak naprawdę, to miało mnie nie być, nigdy nie miałam się pojawić na świecie, a drogi moich szanownych rodziców miały rozejść się zaraz po tym, jak spędzili ze sobą dość upojne chwile w hotelowym łóżku. Rozwodzić się nad ich tematem nie będziemy, bo to nie o nich mamy rozmawiać, prawda ? 
No więc pojawiłam się równo osiem miesięcy później po tej ich łóżkowej przygodzie, w jednym ze szpitali w Las Vegas. I nie wiedzieć czemu, nadali mi  imię Jade. "To na pamiątkę po Twojej babci, Jade" Mawiali. Nie wiem, dziwnie nazywać się jak jakaś kobieta, której to nawet nie miałam okazji poznać. No ale, bywa. Widocznie już od samego dnia narodzin miałam pecha. A, właśnie. Było to dokładnie osiemnaście lat temu, 13 sierpnia 1994 roku. Nazwę miasta mieliście podaną.  Czytajcie dokładniej. Do Palm Springs przeprowadziliśmy się z rodzicami kiedy skończyłam dziesięć lat.  Tam rodzice, a raczej ojciec, założył kolejny hotel (bo przecież miał ich bardzo mało...). Oraz nadal udawaliśmy tą kochającą się rodzinkę, tylko po to, aby gazety plotkarskie nie miały naszej rodziny na językach. Bo przecież nie mogli pozwolić sobie na to, aby nasze nazwisko zostało zhańbione.  W jako takim spokoju moja rodzina żyła do czasu, aż ja nie weszłam w nastoletni okres buntu i nie zaczęłam robić na przekór wszystkiemu.  Wysłanie mnie, ledwie piętnastolatki, na drugi koniec kraju do szkoły z internatem, było jakoby karą za moje (podobno) niegodne zachowanie ze strony rodziców. A mi to w sumie było obojętne, bo kilka miesięcy po moim wyjeździe na świat wyszedł romans mojego ojca. Spodziewałam się, że ojczulek wszystkiego się na początku wyprze, ale w końcu, chcąc nie chcąc, musiał się przyznać do popełnionego błędu, ponieważ okazało się że swojej kochance zrobił dziecko. Zyskałam braciszka, Benjamina, cholernie rozpieszczonego bachora, którego do dnia dzisiejszego mam ochotę zabić. 
Rodzice się rozwiedli. Mama wyjechała do Francji, a ja zostałam w Stanach. Mając lat siedemnaście, wróciłam do Palm Springs, wpychając się swoimi buciskami do nowej rodziny mojego ojca.  Powiedzmy szczerze, nie pasowało im to za bardzo, a już szczególnie mojej macosze, bo tata jak zawsze był obojętny na moją osobę. Zostałam zapisana do najlepszej placówki edukacyjnej w mieście, do której chodzę już dobre kilka lat. A potem, potem podobno mam iść na studia, ale jak z tym wyjdzie, to jeszcze zobaczymy.

______________________________________________________________

ZROZUM
__________________________________________
Zawsze słyszałam, że mam w sobie aż za dużo energii, której nijak nie potrafię spożytkować, a już na pewno w dobry sposób. Od małego miałam tendencję do ładowania się w kłopoty, w końcu każdy, nawet ja, już się do tego przyzwyczaił. Gdzie się pojawiałam, zawsze władowałam się w jakąś niemiłą sytuację, a już częściej w wieku, kiedy to zaczęłam dorastać i zauważać, że świat jednak nie jest taki, jaki to opisywano w bajkach, które to w dzieciństwie czytywała mi ukochana niania. Przekonałam się, że trzeba tam walczyć o swoje, wykłócać się i dążyć do obranego sobie celu nierzadko po trupach, niszcząc przeciwników, których to los stawiał na drodze. Toteż to robiłam. Wykłócałam się, walczyłam, aż w końcu dostawałam to, czego zapragnęłam. Nigdy nie byłam osobą ugodową, która łatwo oddaje to, co jej się należy. Byłam kolejnym z wielu rozpieszczonych dzieci, którym to rodzice kupowali wszystko, byleby tylko się wreszcie zamknęło, a oni mieli święty spokój.  Miałam najnowsze telefony, jeździłam na wakacje, o których to wiele osób mogło jedynie pomarzyć, chwilami stawałam w blasku fleszy u boku swych rodziców, a oni wtedy to chwalili się całemu światu, jaką to mają genialną córeczkę. Cud, miód, aż rzygać tęczą się chciało chwilami. Brak miłości z ich strony, brak zainteresowania, sprawił, że stałam się osobą wyrachowaną do granic możliwości. Chciałam wszystkiego dla siebie, nie zwracając przy tym uwagi na innych. Liczyłam się tylko ja. Z resztą, nadal się liczę, ale już nie w tak dużym stopniu. Kiedy to zostałam wysłana do szkoły z internatem, poczułam się odrzucona, poczułam wielką pustkę w środku. Zrozumiałam wtedy, że tak naprawdę w życiu nie mam nikogo bliskiego, że osoby, z którymi, jak myślałam, się przyjaźnię, bądź utrzymuję jakieś bliższe kontakty, są ze mną bo mnie lubią. Kiedy wyjechałam, prawda okazała się zupełnie inna, a osoby, które śmiałam nazywać przyjaciółmi, czerpali ze mnie jedynie korzyści. Tak samo jak ja z nich. Studnia bez dna, można by rzec. W tamtej też chwili zrozumiałam że nie o to w życiu chodzi, że muszę się zmienić ja, bo świat tego nie zrobi. Bo jeśli nadal będę taką suką, jaką byłam dotychczas, pewnego dnia zostanę zupełnie sama, nie będę miała do kogo gęby otworzyć. Wiele osób nie sądziło że taka osoba jak ja zdoła się zmienić, i to na lepsze.  Ale jakoś mi się udało. Zaczęłam zauważać wiele rzeczy, poznałam ludzi, dla których to nie liczy się moje nazwisko, a moja osoba. Spostrzegłam , że są osoby, które wymagają pomocy, a ja czasami mogę im nieś ów pomoc. Jakimś cudem sprawiłam że już nie byłam postrzegana jako ta Jade, która to ma wszystko w dupie i nosa zadziera. 
Nigdy nie należałam do osób łatwowiernych, zawsze musiałam kilka razy przemyśleć jakąś sprawę, zanim podjęłam decyzję, jednak nie znaczy to, że nie popełniałam błędów. W całym swoim życiu popełniłam ich aż za wiele, jednak nauczyłam się wyciągać wnioski. Zawsze też nie obchodziło mnie to, co sądzą inni na mój temat. Mogli mówić wiele rzeczy, które ja puszczałam mimo uszu. Do dziś nie pasuje im to, że czasami jestem pyskata, że za dużo mówię, mruczę do siebie, wpadam czasami na głupie pomysły, które zawsze chcę zrealizować. Nie pasuje im nawet to, że mam w zwyczaju robić spontaniczne rzeczy, że potrafię spakować plecak i ruszyć autostopem przez kraj. Że przez moje zachowanie stawiałam rodzinę w złym świetle. Taka już jestem, taka moja natura, i gdybym nawet z całych sił chciała ją powstrzymać, zamknąć w klatce, nie zdołam tego zrobić, bo ona w jakiś sposób i tak się wydostanie na wolność. Dlatego jej nie powstrzymuję. Robię to, na co mam ochotę. Lubię być wolna, nie ograniczana przez innych. Lubię robić wszystko po swojemu, oraz złościć się, gdy coś mi nie wyjdzie. Lubię czuć adrenalinę krążącą po moim ciele, lubię się droczyć i chwilami robić komuś na złość.  I chwilami mam ochotę krzyknąć "Jestem sobą, do cholery, zrozumcie to wreszcie!". Ale nie krzyczę tego na głos. Krzyczę sobie w duchu. Bardzo głośno. 


______________________________________________________________

ZOBACZ
_________________________________________
To, jak wyglądam, chyba każdy widzi. Szału nie ma, dupy nie urywa, iskry nie lecą. Nie uważałam się nigdy za piękność. Prawdopodobnie w moim wyglądzie nie doszukasz się mnóstwa cech podobieństwa do obojga moich rodziców. Po ojcu jedynie mam te intensywnie zielone oczy, i cholernie długie, czarne niczym smoła rzęsy. Po mamie mam mały nos i ładne usta. To tyle, na tym podobieństwa się kończą. Mam wystające kości policzkowe, zęby, rodem wyrwane z reklamy pasty do zębów, i dość mocny makijaż, który okala oczy. Włosy blond,  dość charakterystycznie obcięte, ponieważ jeden z boków jest wygolony. Ot, taka moja zachcianka. Z resztą, kiedyś mogłam powiedzieć że ów fryzura jest modna i mało spotykana, teraz już niestety nie, ponieważ co druga pani mijana na ulicy jest obcięta podobnie do mnie (albo ja jestem obcięta podobnie do niej?). Jestem niska, bo mierzę zaledwie 164 cm wzrostu. Ubieram się tak, jak mi się podoba, nie lubię markowych ciuchów. Nie lubię również wysokich obcasów, bo nie potrafię na nich chodzić, kocham natomiast swoje glany oraz kilak par trampek. Tak samo jak dwie pary podartych dżinsów i masę koszulek z nazwami rockowych zespołów. I skórzaną kurtkę. Oraz tatuaże, których mam dość dużo. 


_______________________________________________________________

POSUMUJ
__________________________________________

Jade Campbell
19 lat | 13.09.1994 rok
Klasa III | Profil muzyczny
Chór | Drużyna pływacka
Zamieszkała w pięciogwiazdkowym hotelu swojego ojca przy samej plaży. 
Nałogowa palaczka, imprezowiczka, niegdyś skandalistka, teraz nieco "uspokojona". 


ludzie
kartki
ciekawostki
_____________________________________

od autorskie pieprzenie:
_____________________________________

Tak, na wątki jesteśmy chętne.
Możemy nawet zaczynać.
Potrzebujemy jedynie pomysłu.
Nie pogardzimy żadnym wątkiem. Odpisujemy jak nam się podoba. 
Alysha Nett na gifach. 

środa, 30 stycznia 2013

Nie bój się podążać za marzeniami!



Elizabeth Olivia Fairchild

Przez znajomych nazywana po prostu Olivią
19 stycznia 1994 roku | 19 lat | klasa III | profil prawniczy
Dodatkowo: kółko teatralne i taneczne (grupa I) | Córka prawnika i pani doktor | Jedynaczka
Zamieszkała w niewielkim apartamencie- prezencie od rodziców.
Nienaganne maniery i etykieta | ♥ W związku z Williamem van der Venn.

Jedna z osób, w których istnienie już się nie wierzy.

Uroda po matce, przyszły zawód po ojcu.

Urodziła się w Palm Springs, w dobrze usytuowanej rodzinie, jako córka znakomitego prawnika i lekarki. Matka i ojciec już od pierwszych dni jej życia pokładali wielkie nadzieje w dziecku.

Nie było szmacianych lalek.
Nie było gdzieniegdzie porozdzieranych spodni- ogrodniczek.
Nie było koleżanek z podwórka.
Nie było rodzinnego oglądania telewizji i żartów.
Nie było złych stopni i zdenerwowania rodziców.
Nie było snucia planów na przyszłość.

Były porcelanowe lalki o idealnych twarzach.
Były drogie i strojne sukienki.
Były dzieci z dobrych domów, starannie dobierane przez rodziców na jej koleżanki.
Były wystawne kolacje, siedzenie prosto i uważanie, by nie zabrudzić najlepszej sukienki.
Były jak najlepsze oceny, wzorowe zachowanie i posłuszeństwo ojcu i matce w każdej kwestii.
Były sugestie ojca, że Elizabeth zostanie prawnikiem.
I nadal są, a w dodatku mają się całkiem dobrze.

Dorastała w środowisku bogaczy, tak jak on przestrzega obowiązującej wśród elit etykiety. Nie jest jednak w żadnym razie rozpuszczoną panienką czy egoistką. Nie chodzi po szkole z dumnie uniesioną głową, a jedynie utrzymuje prostą postawę ciała, 'bo tak trzeba'. Nie wywyższa się, a już na pewno nie przechwala majątkiem. Często na jej twarzy gości uśmiech. Ma dziewczyna klasę i wyczucie stylu, trzeba przyznać, że niejedna koleżanka jej zazdrości. A czego? No, urody, pieniędzy i wpływów rodziców. Panna Fairchild patrzy na takie osoby z pobłażliwością. Gdyby tylko wiedziały, że ten rodzaj życia nie jest taki łatwy...
Czasami chciałaby być zwykłą dziewczyną w modnych dżinsach i skórzanej kurtce, pojechać skuterem na koncert rockowy, a może nawet pomyśleć o czymś innym niż prawo?
Ma w sobie ogromne pokłady ciepła i dobra, gotowa pomóc absolutnie każdemu, kto pomocy potrzebuje, dla każdego znajdzie czas, każdemu pośle pokrzepiający uśmiech. Kobieta-anioł, piękna, elegancka, kulturalna. Odpowiedzialna i sumienna, jedna z pierwszych uczennic; zaradna i inteligentna. Tak ją wychowali.
Ale jak to? Przecież idealni nie istnieją, prawda?
Doszukujący się w niej wad twierdzą, że jest zbyt uległa, posłuszna i trochę sztywna. Pewnie mają rację. Olivia za nic nie potrafi sprzeciwić się woli ojca. Jeszcze nigdy tego nie zrobiła. Właściwie to on kieruje jej życiem.
Dlaczego tak jest?
To przecież nie tyran, ale po prostu wpływowy człowiek. Podobno dyktuje jej 'reguły życia', bo uważa, że dzięki niemu córka będzie miałą wymarzone życie. Myśli, że robi wszystko dla jej dobra.
Ale czy kiedyś zapytał dziewczynę, o czym właściwie marzy i czego pragnie? Nigdy...

Wydawałoby się, że taka panienka z dobrego domu nie znajdzie przyjaciół. W rzeczywistości potrafi się dobrze bawić, o czym wiedzą ci, którzy ją lepiej poznali. Oczywiście w każdej sytuacji zachowuje nienaganne maniery.

Miłość? Tak.
Już od początku bardzo dobrze się rozumieli, łączyła ich podobna sytuacja i podobne życie. Poznali się właśnie w liceum. Miłość po raz pierwszy zakwitła no i... rozgościła się na dobre.
Olivia bardzo kocha Willa, uważa go nawet za najlepszego chłopaka pod słońcem. Ma w nim wsparcie. Młodzieniec często ją pociesza, dużo rozmawiają. To chyba prawdziwe uczucie?
Rodzice młodych upodobali sobie ich związek i pragną, by jak najszybciej się pobrali. Wtedy William będzie pracował w kancelarii Fairchild'a. Wszystko już ustalone.
Życie pod presją to coś ogromnie trudnego. Kto nie poczułby się zmęczony? Skutek jest taki, że panienka Fairchild zaobserwowała ostatnio ochłodzenie relacji w związku.
Jest to powodem jej wielu zmartwień i nieprzespanych nocy. Bardzo stara się tego nie okazywać i zachować klasę, czasami jednak problemy są ponad wszystkim...

Hobby? Owszem.

Olivia gra na pianinie. Jest samoukiem, ale całkiem nieźle jej idzie. W chwilach smutku zanurza się w muzyce.
Poza tym jest posiadaczką brytyjskiego kota i liliowym umaszczeniu. Nazwała go Tom, żeby chociaż ktoś nie był arystokratyczny. Zwierzak jest uwielbiany przez wszystkich jej znajomych, a szczególnie przez siostrę Willa.

Rób to, co kochasz. Myśl o tym, czego pragniesz! Podążaj za marzeniami, choćby nawet nie miały się spełnić.
Szanuj rodziców, ale nie żyj pod ich dyktando. Uśmiechaj się i miej szacunek do innych!

Nigdy, przenigdy nie pozwól sobą manipulować.

To życie jest jednak trudne...
[Buźki użyczyła Emma Watson. Szukam powiązań dla Olivii oraz ostrzegam, że zdarza mi się nie odpisywać po kolei. ;)]

People help the people.



A D A M   M O R R I S

Urodzony 18 sierpnia 1993 roku w Palm Springs na Florydzie. Uczęszcza do IV klasy w lokalnej szkole. Wybrał profil fotograficzny. Zajęcia dodatkowe, na którym go można widywać to pływanie. Mieszka z młodszą siostrą w średniej wielkości domu przy plaży. Nienawidzi rodziców, którzy z jego dzieciństwa zrobili piekło. Amerykanin. Pasjonat sztuki. Urodzony artysta. Led Zeppelin, The Beatles, 3 Doors Down, Evanescence, Nightwish. Uzależniony od papierosów i piwa. Szybko i wściekle.  Kronika opętania. Droga bez powrotu. Heteroseksualny. Wolny z wyboru.

Kiedyś                                                                            Teraz

Nigdy nie pociągniesz mnie na dno! | A mnie z dala trzyma się to zło, choć czasem jedno piwo za dużo | Nie pamiętam czy kiedykolwiek popełniłem błąd, czy dłońmi targał strach, a zwycięstwo, które przyszło łatwo miało jakikolwiek smak. | Ty jesteś stroną dobrą - ja jestem stroną złą. | Żyjesz wolny i beztroski, wszystkie sprawy w dupie masz. | A co gdybym był z kamienia, skały twardej niczym diament? Chodził na dwóch krótkich nóżkach i rączkami śmiesznie machał? | W szarych barwach widzę ból swej egzystencji. | A gdy mi się kręci , w głowie mi wiruje - wszystko wtedy mylę, prawdy poszukuję | Szanuj zieleń i dobry bądź dla ludzi. | Co się mogło stać ze mną tego ja nie wiem. Jestem starszy, mądrzejszy czy głupszy? Czas poznać siebie. | Nie pokażę co mam w środku, co ukrywam w swojej głowie, bo oznaką mej słabości będzie gdy wam wszystko powiem. | Tyle buntu i przemocy, co ma w sobie każdy człowiek - będzie w stanie tylko zwalczyć nieodparta chęć pomocy. | Zanim mnie osądzisz zastanów się, ile sam jesteś wart? | Odgłos muzyki niech Cię wyprzedza. Za jego rytmem pójdą do nieba. | Przestań mnie unikać i zrozum, że moje myśli pogrążają mnie | Jada, jada na plaża! | Pewnego dnia Jaracz na potęgę złożył swej dziewczynie wielką przysięgę, że już nigdy, przenigdy w życiu nie zajara - choćby skonać miał, choćby od zaraz. | Któż mi pomoże, kto go uratuje? Tego ja nie wiem i mu bardzo współczuję. | Jest godzina ostatnia w nocy. Już za chwilę skończy się dzień. Szybkie tętno ani myśli spocząć. W uszach szumi to normalna rzecz. | W szafie głupoty zamykaj idiotów, niech przestaną być przyczyną kłopotów. | Ciągle coś w przepaść mnie pcha. | Więc korzystam póki czas, póki luz i wolność trwa, bo gdy skończy się ten dzień razem z nim zapomnijcie mnie. | Widzę w twoich oczach płomień, który spala cię od środka. |Oddaj mi swoje myśli, zostaw swe życie. Oddaj mi się cała i zatańcz ze mną w ogniu. | Zapomnij o nieszczęściu. | Niech usłyszą dobre słowo od obcego im człowieka. Niech zobaczą czym jest miłość i kim człowiek dla człowieka. | Zabrała mnie z sobą. Miał zdarzyć się cud w najgorszą bez końca wśród setek dróg. | Zamykam się wtedy, gdy wieje wiatr. | Wciąż sobą żyję... i przeżyć bym chciał. |Opowiedział mi przez łzy, że kto inny miał tam być. | Pierwsze promienie słońca zwykle drażniły jego twarz. Oczy jakieś bardzo mętne. Wolno znikał tamten blask. | Rozprawa trwała jeden dzień. Prawda dla kłamstwa była tylko tłem. Nikt nie wie kto popełnił błąd. Noc jak innych nocy sto. | Żywioł głupca to rozmowa, w której zawsze zna odpowiedź. Nawet gdy mu skomplikować, on Ci zawsze prawdę powie. | Masz tam wszystko, wszystko czego chcesz. Masz tam także oczy, a w swych oczach gniew. Oczy które widzą, widzą tylko gniew. Gniew na ludzi, którzy nienawidzą cię. | Na statku sympatii wpływaj na ludzi. Ucz ich nurkować do głębi duszy. Podnieś do góry zaciśniętą pięść, niech cały świat zobaczy ten gest. | Nie bądź obojętny, kiedy biją słabszych. Dziś pomożesz Ty, a jutro Tobie ktoś. | O wiele ciekawiej z uśmiechem na twarzy! | Kiedyś w końcu wszystko znika. I w kojący stan zapada. W chaosie żywych cisza. Nie budź się, nie pozwalam.


Wiecznie zdezorganizowany, nieśmiały, całkowicie zadowolony z życia... Przepraszam, błąd - to nie ta osoba. Adam lubi mieć wszystko wcześniej zaplanowane, bo nie znosi, gdy coś nie pójdzie po jego myśli. Śmiałość i pewność siebie to jego kolejne imiona. Zadowolony z życia? Tylko wtedy, gdy poniesie go na imprezie lub koncercie i nie wie już co się z nim dzieje. W stosunku do siostry nadopiekuńczy i troskliwy. Nie pozwoliłby, aby coś się stało jego małej, kochanej dziewczyny. "Młoda" jest jego oczkiem w głowie i tylko dla niej potrafiłby zrezygnować ze swoich dotychczasowych planów, czy też marzeń. Nie zakochuje się - przynajmniej do tej pory jeszcze tego nie zrobił. Przelotne romanse to dla niego rozrywka. Uwielbia uwieczniać na zdjęciach wszystkie ciekawe dla niego momenty i widoki, nawet wtedy gdy nie przedstawiają mu one żadnych znajomych twarzy. Pracuje jako tatuażysta i zdecydowanie oddaje się temu zajęciu tak samo jak fotografowaniu. Nie znosi krytyki. Bywa agresywny. Szybko się denerwuje. Mało mówi, bo po prostu tego nie lubi. Posiada wielką wyobraźnie, która pomaga mu w pracy i ukończeniu szkoły. Zdecydowanie nieufny. Nie potrafi się do kogoś przywiązać na dłużej, przez co posiada tylko nieliczną grupę znajomych. Nigdy nie zmienia zdania. Umięjetnie ripostuje. Wredny, złośliwy. Zdarza mu się być miłym, ale to tylko wtedy, gdy chce sprawiać pozory normalnego. Przed wszystkimi próbuje udawać osobę, którą nie jest, bo twierdzi, że nikt na dłuższą metę nie potrafiłby z nim wytrzymać. Tak naprawdę trzeba go poznać, żeby zobaczyć jakim człowiekiem jest.

   

Równy metr osiemdziesiąt wzrostu. Jasna karnacja. Z lekka umięśnione ciało. Wiele tatuaży (na lewej ręcę część zrobił sam). Trochę dłuższe brązowe włosy, które każdego dnia są inaczej ułożone. Kolczyk w lewym uchu. Duże, piwne oczy. Gęste brwi. Pełne usta. Minimalnie za szeroki nos. Wyraźnie zaznaczone kości policzkowe. Jak się ubiera? Tak jak mu się aktualnie spodoba. Jednego dnia może być to coś bardziej eleganckiego, drugiego mniej. 



powiązania | | wspomnienia

______________________________
W tytule Birdy, w tekście Zabili Mi Żółwia.
Zdjęcia z we heart it.

Karta będzie jeszcze pewnie wiele razy zmieniana.
Zapraszam do wszelkiego rodzaju wątków i powiązań :)
I jeszcze jedno: przepraszam za jakiekolwiek błędy :)

A shot in the dark A past lost in space



A R I A   W H I T T E M O R E

Urodzona 21 maja 1994 roku w Palm Springs, Floryda. Czyli ma prawie dziewiętnaście lat. Aktualnie uczęszcza do III klasy. Profil dziennikarski. Na zajęcia dodatkowe wybrała sobie pił nożną. Wynajmuje apartament w centrum miasta. Jej matka była Afganką, a ojciec Amerykaninem. Zostali zamordowani przez rodzinę Rajni, gdy Aria była jeszcze niemowlęciem. Od tamtego czasu wychowywana przez siostrę ojca, ciocię Ashley i wujka, Briana. Heteroseksualna panna do wzięcia. 




„Nadzieja, tyle słyszy się o nadziei i szczęściu. Dla jednych jest to święte, dla drugich przereklamowane, a dla trzecich wiara w to, że coś się zmieni. Rajni należała do tych trzecich.  Nadzieja sprawiała, że jej życie nabierało kolorów. Dzięki nadziei wierzyła, że coś się zmieni w jej chorym życiu, że wreszcie zazna szczęścia. Nie myślała o konsekwencjach, nie myślała o wadach, widziała w tym wszystkim tylko zalety. Fakt, w nadziei nie ma wad ani w szczęściu. Ale w jej wypadku było inaczej. Rajni nie potrafiła zrozumieć, że jest w gorszej sytuacji, że musi patrzeć na wszystko realistycznie. Ale do niej jakoś to nie dochodziło. Marzyła o tym, żeby wyrwać się od tego chorego życia, jaki prowadziła. Nie chciała żyć, jak swoje matki, ciocie, babcie, jak inne kobiety. Nie chciała wyznawać Islamu. Nie chciała być traktowana gorzej niż inni. Dlatego zawsze miała nadzieję, że jej marzenia się spełnią. Po prostu wierzyła, że nadzieja jej pomoże. I można uznać, że udałoby się jej. No właśnie, udałoby. Ale los chciał inaczej. Los sprawił, ze prawie dotarła do swojego celu, ale ją zwiódł. Zwiódł ją i bliską jej osobę, sprawiając że życie wielu osób stanie się koszmarem. Zwiódł ją i Jacka w ten sposób, że zapłacili za to swoim życiem. A byli młodzi, mieli szansę na szczęście, mieli szansę widzieć, jak ich córka jest szczęśliwa. Ale życie jest nieprzewidywalne, równie, jak los tych dwojga ludzi. Jedni mogą twierdzić, że Rajni i Jack umarli tylko przez dziewczynę, bo jej rodzina nie akceptowała ich związku do tego stopnia, że byli w stanie odebrać im życie. Nie obchodziło ich czy dziecko zostanie osierocone. Nie obchodziło ich szczęście Rajni i Jacka ani ich córki. Nie obchodziło ich to, jak ja wytrzymam fakt, że moi rodzice zginęli w tak straszny sposób. Znienawidzili Rajni i Jacka, moich rodziców, a przede wszystkim mnie - owocu tej miłości. Kto wie, może i zabiliby mnie, ale tego nie zrobili. Po prostu zostawili mnie na pastwę losu. A rodzina mojego ojca? Też się mną nie interesowała. Do czasu, gdy siostra mojego taty, Ashley, zaopiekowała się mną wraz z swym mężem. To właśnie dzięki nim zyskałam miłość rodziny i wiedziałam co to znaczy ciepło w rodzinie. Moi opiekunowie kochali mnie, jak i dalej kochają, jak własne dziecko, nie zważając na to kim była moja matka. Dbali o to bym była szczęśliwa, a teraz wspierają mnie, bo wiedzą że jestem na tyle duża, że sama zadbam o moje szczęście. Nie wiem co bym bez nich zrobiła, może i żyłabym inaczej niż teraz. Staram się jednak o tym nie myśleć. Aktualnie jestem uczennicą Palm Springs High School i...jeszcze żyje. Co dalej? Zobaczymy.”



Bardzo interesująca osobowość. Jest dynamiczna, ale i zrównoważona, co pozwala jej na właściwe osądzenie sytuacji. Potrafi pracować w cieniu innych, ale wewnętrznie wcale nie czuje się osobą drugoplanową.
Nie może usiedzieć w miejscu! Potrzebuje wielkich przedsięwzięć. Nie bardzo lubi naukę, ale mimo to odnosi sukcesy dzięki wrodzonej zaradności. Gdy wbije sobie coś do głowy, udaje jej się pokonać wszystkie przeszkody. Zna swoją wartość i robi z tego właściwy użytek. Niepowodzenia znacznie bardziej ją drażnią, niż przygnębiają, częściej mobilizują do dalszych zmagań z losem. Płodna wyobraźnia podpowiada tysiąc rozwiązań, niezwykły urok i wyjątkowa pamięć sprawiają, że potrafi wybrnąć z każdej sytuacji. Nieraz miewa napady złości. Subiektywna, patrzy na wszystko z własnego punktu widzenia.
Jest nieufna w przyjaźni, przyznaje swą przyjaźń dopiero, gdy przekona się o bezinteresownym przywiązaniu innych.  Nie ulega wpływom, trudno nakłonić ją do zmiany decyzji, nawet jeśli była niesłuszna.
Ma dużą pewność siebie, choć rzadko ją okazuje. Długo pamięta wszystkie złe i dobre względem niej postawy. Jeśli ktoś „zajdzie jej za skórę”, poczeka nawet miesiące, czasem lata, aby się z nim porachować. Potrafi oceniać ludzi niewiarygodnie prędko i właściwie! Jeśli chce, stworzy miłą atmosferę, rozwikła trudną sytuację. Gdy zaś nie chce... potrafi być nie do zniesienia.
Bardzo zaborcza, już od dzieciństwa w duszy grają jej pokłady miłości i poświęcenia. Ale wybuchowy i namiętny aspekt osobowości nieraz wyrywa ją z ram codziennej egzystencji do przeżycia bulwersującej przygody, która pozostawi jej bogate wspomnienia. Grzeszy, niestety, pewną beztroską w tej dziedzinie. Pragnie żyć intensywnie i jest gotowa popełnić niejedną nieostrożność. Bardzo kobieca, kokieteryjna i zmysłowa, złamie serce niejednemu mężczyźnie.



Wygląd zdecydowanie odziedziczyła po stronie matki, Afganki. Równie, jak kobiety z tamtych stron, ma długie, ciemnobrązowe włosy, proste z natury. Przeważnie rozpuszczone, ale zdarzy się że spięte. Posiadaczka brązowych oczu i oliwkowej karnacji. Nie przepada zbyt za mocnym makijażem, zazwyczaj ma tylko usta muśnięte błyszczykiem i rzęsy pomalowane tuszem do rzęs, no i oczywiście puder. Nie należy do typu dziewcząt wysokich, gdyż mierzy metr sześćdziesiąt dwa. Może nie zbyt dużo, ale jej wystarczy. W końcu małe jest piękne, prawda? Również nie posiada idealnej figury, czyli tak zwanej klepsydry, inaczej figury typu X. Jest szczupła, nie ma zbyt dużych piersi ani idealnego wcięcia w talii. Ale nie narzeka, przecież nie jest chodzącym kościotrupem ani nie ma nadwagi...Jak się ubiera? Cóż, zdecydowanie musi być stylowo. Przeważnie ubiera rurki, spodenki zapinane w talii, sweterki z różnymi nadrukami, jak i bluzki, oraz koszule i kardigany. No i oczywiście baleriny, trampki, czasami vansy, ale nigdy szpilki. Jakoś za nimi nie przepada. Woli płaskie buty. 
Nie ma żadnych tatuaży ani kolczyków w innym miejscu niż uszy. Jak na razie nie ma zamiaru tego zmieniać, ale może zdanie kiedyś zmieni, ot co.





P O W I Ą Z A N I A 
...w budowie...

G A L E R I A

W S P O M N I E N I A
...w budowie...


Oto Aria :) Karta do niczego wiem, ostatnio nie mam weny na pisanie kart. Jak znam siebie będzie kilkanaście razy zmieniana, więc możecie być gotowi na zmianę :)
Na wątki jestem chętna. Wolę zaczynać niż wymyślać, ale mogę też na odwrót ;] Nie odpisuje po kolei, ale staram się nie pomijać. Jeżeli mi się to zdarzy, to przypomnieć o sobie :) Nie jestem typem, który ignoruje, bo "wątek się nie podoba". Jeżeli wąteczek nie przypadnie mi do gustu, informuje o tym i wymyślamy co innego ;) Preferuje zasadę, jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie, czyli jeżeli odpiszesz mi esejem, ja również, jeżeli dwoma zdaniami, nie oczekuj dłuższego. Niczym nie pogardzę :)
Powiązania również mile widziane, tutaj nie ma o czym mówić :>
Słowa w tytule pochodzą z piosenki David Guetta ft. Sia - She wolf

A zdjęcia autorstwa Emily Soto. Znalazłam na we heart it. Objawiły mi się. xD

Miłość to żmija: kocha i zabija


Anne Tyler
15 czerwca Floryda 
18 lat
Klasa III 
Profil Architektoniczny 
Drużyna pływacka oraz siatkówki 
Wolna, bo po co komu związek
Biseksualna 
Gra na pianinie, jednak za bardzo się tym nie chwali. 

Jej historia nie jest jakaś specjalna. Urodziła się 15 czerwca na Florydzie. Jednak zacznę od początku. Mianowicie od jej rodziców.
Claudia wraz ze swoimi trzema siostrami mieszkała w starej kamienicy wraz z matką, która pracowała na czarną. Jednak nie miała tylko jednej pracy. Miała ich dokładnie trzy. Wszystkie opierały się na sprzątaniu. Wypłaty jednak nie były duże i ciężko im było wyżyć. Claudia jako najstarsza z sióstr starała się pomagać matce w domu jak i dobrze się uczyć, by nie sprawiać jej problemów. Chciała iść na studia, mieć dobrą prace, ale to wszystko kosztowało. No i nikt nie miał jak za to zapłacić. Wspomniałam już, że dziewczyna miała wspaniały dar? Tak! Przepięknie tańczyła. Miała to we krwi po ciotce. Taniec był częścią jej. Jednak nie chodziła na zajęcia z tańca. Wolała oglądać różne zawody w telewizji. W wieku 19 lat poznała Doriana. Chłopak miał zamożnych rodziców. Można powiedzieć, że zakochał się w Claudi. Jednak ta odpierała jego zaloty. Zazwyczaj tłumaczyła się, że nie ma czasu na związki, że liczy się dla niej tylko matka i jej siostry. Chłopak jednak wciąż się nie poddawał. Pewnego dnia dziewczyna postanowiła wyznać mu prawdę. Prosto w oczy powiedziała mu ,, Nie kłam, że Ci się podobam. Nie udawaj! Ty masz przed sobą karierę, a ja? Ja zawsze będę rozdawała ulotki i myła gary w tanich barach. '' Ta odpowiedź go zadziwiła. Prawda była taka, że był inny od tych bogatych lamusów. Wyznał jej miłość i od tamtego dnia zaczęli się spotykać.  Cztery lata później się pobrali no i tak dalej. Po dwóch latach Claudia zaszła w ciąże i urodziła zdrową córeczkę. Anne chowała się bardzo dobrze. Była zdrowa i pełna energii. Nic dodać nic ująć.
Jest kobietą zagadkową. Nigdy nie wiadomo, czy wybuchnie, czy też zacznie śpiewać. Łatwo zmienia nastroje. Z wesołej szybko staje się chmurna i odwrotnie. Miewa gwałtowne, nawet nieuzasadnione napady radości, po których przychodzi równie nieprzewidziane przygnębienie. Od dzieciństwa trzeba mocno trzymać ją w ryzach.Nie może usiedzieć w miejscu, musi się ciągle ruszać, tańczyć i śpiewać. Nieco brak jej stałości i równowagi. Nieraz przesadza w gniewie, by dodać sobie odwagi i wywrzeć wrażenie na otoczeniu. Pragnie intensywnie uczestniczyć w życiu świata. Cechuje ją wielka pewność siebie. Chce być tam, gdzie coś się dzieje, gdzie może zwrócić na siebie uwagę. Często bawi się kosztem innych. Nie cierpi czynności monotonnych i w jednym miejscu. Ogólnie mówiąc, bardziej interesuje ją własne wnętrze niż zawód. Obchodzi ją zarówno własne zachowanie, jak i postępowanie innych. Intuicja stanowi część jej wrażliwości. Ma niecodzienny urok i bardzo wcześnie zdaje sobie sprawę z tego, jak dalece może go nadużywać. Jej zmysłowość jest silna i wcześnie się objawia. Pod pozorami pewnego dystansu kryje się wielka uczuciowość. Nie powinna tłumić uczuć, które żywi wobec bliskich. Jest jednak niepohamowanie zaborcza. Posiada wyjątkową zdolność przystosowywania się i wszędzie czuje się swobodnie. Promieniuje z niej radość życia, która prowadzi ją do pełnego sukcesu. W miłości nie jest wierna. Nie lubi stałych związków. Woli seks na jedną noc. Z takim facetem by umiał się zabawić, a nie jakiś prawiczkiem.
Jest wysoką i zgrabną dziewczyną. Jej zgrabny tyłek i duże piersi przyciągają spojrzenie większości mężczyzn. Nie wspominając o jej talii. Jak u większość kobiet ma ciało na kształt klepsydry. Dłonie ma drobne jak przystało na kobietę. Urody też można jej pozazdrościć. Ma jasną karnację co jeszcze bardziej dodaje jej uroku. Na świat patrzy dużymi niebieskimi oczkami. Bo czym by innym... Zawsze dojrzysz w nich iskrę podniecenia, seksapilu no i kobiecości. Ust nie ma pełnych, ale to nic wielkiego. Na jej twarzy prawie zawsze gości uśmiech. Nie ma wystających kości policzkowych. Może i to lepiej... Na ramiona opadają jej długie, lśniące i gęste blond włosy. Nie są ani proste, ani kręcone. Co może oznaczać tylko tyle, że są falowane. Częściej są rozpuszczone. Spina je tylko gdy mus. Czasami też zrobi sobie luźnego kucyka lub warkocza. Grzywki też nie ma. Więc nie można powiedzieć ,, Jest grzywka, jest dupeczka''. Bez grzywki też jest dupeczka. Bynajmniej ja tak uważam. Co do makijażu. Oczy podkreśla czarną jak smoła kredką, oraz czarną maskarą. Dodatkowo maźnie jeszcze powieki brązowym lub beżowym cieniem. Czasami jest to też delikatny czarny. Usta maluje tylko błyszczykiem. Są to też czasami jasne szminki. Ręce i nogi codziennie smaruje balsamem. Bez tego czuje się dziwnie. Może jest to jakieś uzależnienie? Kto to wie.. A jak się ubiera? Lubi kierować się modą. Jednak często lubi ubrać obcisłą tunikę, a na to krótką luźną bluzkę. Do tego jakieś kolorowe rurki. Czasami są też dżinsowe z dziurami. Trampki są jej ulubionym obuwiem, jednak od obcasów nie stroni.
Wszyscy/Album/Kontakt

[ Sorki za tą kartę, ale ja poprawię. Z czasem.... Wszystko po kolei. Jestem chętna na wątki, powiązania i tym podobne. Zaczynam i daję pomysły. Zależy co mi się chce. Jednak nie robię wszystkiego na raz. Długość wątków jest mi obojętne. Nie lubię tylko tych dwu zdaniowych. Mniejsza o to. Co do powiązań. Wolę te trochę zbzikowane. Bardziej przepadam za wątkami kobieta-mężczyzna. Czasami też mogą być te kobieta-kobieta. No to tyle ode mnie. Buziaki. ]

J'ai tout essayé, j'ai pas trouvé le sens



William Ruben van der Venn || urodzony 3 stycznia 1993 roku w Nowym Jorku
klasa IV || profil prawniczy || zamieszkuje mały apartament w Palm Springs
w związku



Urodził się jako drugi syn jednego z najbogatszych przedsiębiorców w Nowym Jorku. Jego życie od początku wyglądało więc nieco inaczej niż życie przeciętnego dzieciaka. Miał wszystko, czego zapragnął, a nawet jeszcze więcej - może z wyjątkiem bliskości ojca, który sprowadziwszy syna na ten świat, wybrał drogę, którą chłopak miał podążać, a następnie odsunął się od niego. Oparcie Will miał tylko w matce; kobietę tę kochał i szanował zawsze, nigdy nie powiedział jej złego słowa i rzadko jej się sprzeciwiał. Kontakt z nią nie rozluźnił się nawet po rozwodzie jego rodziców (po nim chłopak zamieszkał z macochą w Palm Springs), w czasie choroby matki ich relacje wręcz się pogłębiły, zanikły zaś ostatecznie wraz z jej śmiercią w 2011 roku. Jakby nie dość było nieszczęść, kilka miesięcy po pogrzebie młodsza siostra Williama poważnie zachorowała; choroba doprowadziła ją na skraj wyczerpania, ale nie pozbawiła jej bliskości brata, który już od dłuższego czasu "wychowywał" siostrzyczkę i mimo trudności nie opuścił jej w tak ciężkich dla niej chwilach.
Wyglądem Williama nie ma sensu się zajmować: jest przeciętnym dwudziestolatkiem, może z tą różnicą, że wygląda na nieco starszego; wysoki, lekko umięśniony, ciemnowłosy, błękitnooki, zazwyczaj z lekkim zarostem, rzadko uśmiechnięty, ubrany w pierwszej jakości ciuchy, z włosami w delikatnym nieładzie. Mówią, że przystojny, ale on nie przywiązuje do tego wagi.
Znacznie ważniejsze jest opisanie jego charakteru. Pozostawiony praktycznie sam sobie, William nie zrobił tego, co robi wielu w podobnej sytuacji. Nie stoczył się, a wręcz przeciwnie: stał się człowiekiem odpowiedzialnym, a konieczność opieki nad młodszym rodzeństwem - także przyszywanym - wyrobiła w nim iście ojcowską troskę oraz sympatię do dzieci. Will w ogóle darzy sympatią wszystkich ludzi; nie jest optymistą, ale cechuje go jakaś pogoda ducha, pewna stałość, odporność na przeciwieństwa losu. Zawsze gotowy do pomocy, choćby nawet nie był w stanie jej udzielić. Nie jest typem imprezowicza, wie że są takie rzeczy, których jako van der Vennowi czy nawet jako zwyczajnemu facetowi robić mu nie przystoi. Dorastanie w tym a nie innym środowisku uczyniło z niego dystyngowanego dżentelmena, zawsze wyprostowanego, pełnego honoru i szacunku dla kobiet. Nie jest jednak pozbawiony wad. Przez wielu uważany jest za sztywnaka, egoistę, wyniosłego dupka, kolesia bez kręgosłupa moralnego, zdolnego do wszystkiego, byle odpowiednio mu zapłacono. W zasadzie nic z tego nie jest prawdą, jednak czymś poza pochodzeniem William sobie na taką opinię zasłużył. Ma wysokie poczucie własnej wartości, co paradoksalnie sprawia, że łatwo go urazić, urażony zaś długo unosi się gniewem. Nie potrafi znaleźć wspólnego języka z ludźmi z tzw. nizin, choćby naprawdę mocno się starał, jego punkt widzenia zawsze będzie inny. Jest raczej nieufny, często zamyka się sobie, przez co zdarza mu się ignorować wszystko, co go otacza.
Aktualnie wciąż jest na każde zawołanie siostry, coraz cześciej też zastanawia się nad swoją przyszłością, którą wiele lat temu zaplanował mu ojciec.


Oni i One  //  Reszta  //  Kontakt


Witam, zapraszam, naprawdę nie gryzę ;) Jestem tu po, by pisać, więc walić śmiało. Mogę zaczynać.
Na zdjęciach Sean O'Pry.

wtorek, 29 stycznia 2013

I've got a secret- it's on the tip of my tongue, it's on the back of my lungs


Can you tell from the looks in our eyes we're going nowhere?

We live our lives like we're ready to die. We're going nowhere.


 Daniel Cameron Langdon-Bettley
... i wszystko jasne.

I. American Eulogy
Ósmego sierpnia 1992 roku nikomu nie znana z widzenia, ani tym bardziej z nazwiska, szesnastoletnia  Laurie Bettley wślizgnęła się niepostrzeżenie za scenę londyńskiego klubu. Pomijając fakt, że z całą pewnością nie powinno jej tam wtedy być (bo sprawdzian z historii sam się nie napisze), oraz to, że była zbyt głupia żeby ulotnić się stamtąd zaraz po koncercie, można by przymknąć oko na fakt, że nieletnia panna została dopuszczona do zespołu, który ledwo co zwlókł się ze sceny. Laurie, podniecona samym faktem przebywania tak blisko swoich bohaterów, śliniła się do nich obficie, nie zwracając uwagi na to, że są naćpani, podpici i ociekają potem. Dla niej impreza dopiero się zaczynała- a w zasadzie miała się zacząć 9 miesięcy później. Gdyby tak tylko była pewna czyim właściwie synem jest chłopczyk, który za jej sprawą miał przyjść na świat... Gdyby była mądrzejsza, rozegrałaby to inaczej. Przede wszystkim, nawet gdyby zaszła w ciążę, usunęłaby to nieszczęsne coś. Tak się jednak nie stało...
...bo naiwnie postanowiła, że skontaktuje się z kimś z otoczenia zespołu, a potem...? A potem to już niech oni się martwią. Powszechnie wiadomo, że panie o wiadomym kolorze włosów w większości rozumem nie grzeszą, stąd łatwo wytłumaczyć naiwność Laurie i chęć zapewnienia lepszego bytu swojemu syneczkowi. Ojcem syneczka okazał się być- oczywiście po wnikliwych dyskusjach i serii kosztownych badań- wokalista zespołu, którego litościwie nie wymienimy z nazwy, jako że rozpadł się równo 4 lata po narodzinach rzeczonego synusia. Dumny tatuś, Tate Langdon (nie mylić z bohaterem popularnego kilkanaście lat później serialu), nadał pierworodnemu imiona Daniel Cameron, nazwisko natomiast z początku chciał zostawić własne, ale po kilku głębszych się rozmyślił. W każdym razie dziecka, które po raz pierwszy zapłakało na nowojorskiej porodówce rankiem 6 marca 1993 roku, jakoś ten irytujący fakt nie obszedł. I taki stan rzeczy utrzymywał się mniej więcej dopóki Danny nie zyskał zdolności trzeźwego myślenia i przedstawianie się dwoma nazwiskami przestało go bawić. Jako że nie odziedziczył po mamie koloru włosów- chociaż nie bądźmy małostkowi, blond to nie tylko kolor włosów, to stan umysłu- dość szybko zaczął ogarniać prawa rządzące światem. Jednym z nich było prawo domowej dżungli- dwie kobiety w jednym domu to nigdy nie jest dobry pomysł, w dodatku jeśli jedna z nich to stara, pomarszczona i siwa matrona w garsonce. Te dwie kobiety to nie kto inny jak:
-jego własna matka, którą ojciec mimo wszystko pokochał (Panie, za jakie grzechy?!) i pozwolił jej zostać w Nowym Jorku razem z synem,
-jego własna babcia, którą ojciec mimo wszystko musiał kochać, bo matka jest tylko jedna, a jak Ci się nie podoba, to ją utop w łyżce wody.
Drugim prawem było oczywiście prawo bycia bękartem, z którego to prawa Danny korzysta do dziś, z powodzeniem przekraczając granice dobrego smaku i budując własną legendę, oderwaną od Ojca O-Mało-Co-Byłbym-W-Rock N' Roll Hall of Fame. 

They could've saved me but instead I'm here, drowning in my own fucking mind... And I'll be damned if you're the death of me.


II. Mass Hysteria
Kim jestem? W zasadzie nikim ważnym. Mam na imię Daniel. Chciałbym powiedzieć "Bond. James Bond", ale już nikt się na to nie nabierze. Jestem rudy, po ojcu. I gruby, cholera wie po kim. Mam dwie nogi, dwie ręce, jedną głowę i coś, o czym nie wypada powiedzieć w telewizji śniadaniowej. Mam też dwa psy, trzy samochody i dom. A z takich bardziej abstrakcyjnych rzeczy, to na przykład mam wyjebane. Chciałbym powiedzieć, że cokolwiek mnie jeszcze obchodzi, ale nie... Mogą o mnie pisać co chcą. Jak będę miał ochotę pójść na zabawę halloweenową w mundurze Afrika Korps, wysmarowany nutellą i obsypany pierzem, to pójdę. Tak, jestem chamski. Nie, matka nie wie, że ćpię. Moje zainteresowanie matką spada wprost proporcjonalnie do tego, jak szybko rośnie moje zainteresowanie kolejnymi dziewczynami. Nie musi się pani rumienić, pani redaktor, pani akurat interesuje mnie w nikłym stopniu. Myślała pani kiedyś o etacie w filmach dla dorosłych? Nie? Szkoda. 
Nie jestem wielkim fanem zespołów ojca. Tak samo jak ojciec nie jest wielkim fanem mojego zespołu. Widzi pani? Uzupełniamy się, jak ying i yang. Wie pani co czasem sobie myślę? Że matka patrząc na mnie myśli sobie "Żałuję, że cię nie połknęłam". Ale przecież sama wybrała sobie to chujowe życie. Nie to, żeby ona sama na nie narzekała. Myślę, że jest z ojcem szczęśliwa. No, na pewno bardziej, niż gdyby miała dalej żyć w Londynie. Wie pani jak jest- czepiło się gówno okrętu i krzyczy "Płyniemy!"- ale ona naprawdę nie musiała mnie urodzić. I o ile świat byłby lepszy: o jednego rudego cwela mniej, o kilka jednorożców i butelek whisky więcej. Z drugiej strony nie byłoby mnie- nadziei nowej sceny metalowej na odrodzenie, brodatego Jezusa Chrystusa Nowej Ery, popierającego związki homoseksualne, aborcję i eutanazję.*
Nie mieszajmy do tego mojej siostry. Byłbym wdzięczny, gdyby pani o nią nie pytała. A w ogóle... koniec nagrania, miało być piętnaście minut, a ma pani z godzinę... Nie, dziękuję. Do widzenia. 

Well, I'm not stoned, I'm just fucked up. I got so high I can't stand up.
I'm not cursed, 'cause I've been blessed, I'm not in love 'cause I'm a mess.



III. East Jesus Nowhere

-Danny! Danny, posłuchaj tego, może łaskawie mi to jakoś wyjaśnisz....

"(...) Jednak w przeciwieństwie do innych dzieci gwiazd lat 80. i 90. Danny Langdon-Bettley wyróżnia się swoim nastawieniem do świata. Wygląda na próżnego, zadufanego w sobie narcyza, a skoro tak wygląda, to taki jest. Na ile jednak to jego prawdziwa twarz, a na ile poza? Nie da się tego jednoznacznie stwierdzić i chyba on sam jeszcze nie wyłapał tej subtelnej granicy między grą serwowaną każdemu kto próbuje go przejrzeć, a tym jaki jest naprawdę. W jego wypowiedziach często słychać nieskrywany żal, jakby chciał powiedzieć rodzicom: Żałuję, że mnie spłodziliście. Z czego to wynika? Czyżby Tate Langdon tłamsił swojego jedynego syna, nie pozwalając mu rozwinąć skrzydeł? A może jego partnerka wyżywała się na dziecku?
Drażliwym dla młodego Langdona tematem jest niewątpliwie jego młodsza siostra. O ile o wszystkim innym (o licznych- mimo młodego wieku- związkach i utracie dziewictwa w wieku lat 14 także) opowiada dość chętnie, posługując się przy tym niewybrednym słownictwem i takim samym poczuciem humoru, o tyle temat sześcioletniej Layli omija szerokim łukiem. Z jednej strony mamy więc skrajnego ekshibicjonistę o kontrowersyjnych, aczkolwiek typowych dla jego pokolenia poglądach, z drugiej zaś opiekuńczego starszego brata, który dba o niewinność swojej siostry i za wszelką cenę broni jej przed światem zewnętrznym.
Wbrew pozorom nie jest taki głupi na jakiego wygląda- wprawdzie poszedł w ślady ojca i ma swój zespół, który odbywa regularne trasy koncertowe, podczas których Daniel występuje w samozwańczej roli Jesus Christ Superstar, ale nie porzucił szkoły. Inaczej niż jego rówieśnicy i rówieśnice, nie mieszka w żadnym z dużych miast Zachodniego lub Wschodniego wybrzeża. Postawił na pozorną anonimowość i porzucił Nowy York (w którym się wychował) czy Los Angeles (które bardzo wymownie w jego słowniku nosi nazwę Sex Side Hollywood) na rzecz Palm Springs, gdzie uczęszcza do jednej z tamtejszych szkół średnich. Utrapienie dla nauczycieli, niekoniecznie dla personelu (panie sprzątaczki twierdzą, że jest "kochany") i jeden z wielu uczniów. Jak się spisuje jako kumpel ze szkolnej ławki? Zdania są podzielone. Dla jednych jest zadufanym dupkiem, dla innych kolegą od kieliszka (przypomnijmy, że jeśli idzie o wszelkiego rodzaju używki, Langdon raczej nie jest wybredny). Ile dziewczyn już omamił i zaciągnął do swojego łóżka? Tylko on i sam diabeł to wiedzą. 
Jeśli nie umrze przed 27 rokiem życia, ma szansę stać się jedną z najbardziej znanych twarzy swojego pokolenia. O ile najpierw nie pochłoną go szybka jazda, piękne kobiety, choroby weneryczne i nałogi. Jest wystarczająco charakterystyczny, by nie kojarzyć go z ojcem, ale mimo to wciąż jest do niego porównywany. Jeśli mu się uda- a z całych sił życzę, by tak było- Langdon będzie idolem, swoistym opium dla ludu...(...)

-Skończysz wreszcie czytać te pierdoły, mamo? Mówiłem ci, żebyś nie wierzyła we WSZYSTKO co napiszą o mnie w gazetach.




About a Boy



~&~

No to jestem z powrotem. Mam nadzieję, że jest mniej ciężkostrawny. Nie gryzie, luzik. 
Twarzy użyczył pan Danny Worsnop, cytatów- Bring Me The Horizon, Asking Alexandria i Green Day. Powiązania oczywiście otwarte.
Dziękujemy za uwagę.
*jeśli kogoś uraziłam tą aborcją, eutanazją i nabijaniem się z religii- przepraszam. To tylko ja.


"Niemand weiß, ich bin unzerstörbar."*



Bo najważniejsze w tym życiu to iść przed siebie z dziarską minką.
Mimo wszystkich niedogodności być zawsze zuch dziewczynką.
Nie poddawać się,
Być... niezniszczalną.

Kassidy Finola Darkness
Ur. 29.10.1993 roku w Duisburgu (Niemcy, Nadrenia-Westfalia)
Klasa III o profilu muzycznym
Zajęcia twórczego pisania

Kassidy przyjechała tu ze swoimi rodzicami do Palm Sprigns pięć lat temu. Język niemiecki zna do perfekcji, trochę gorzej z angielskim, dlatego nie zdziw się jeśli usłyszysz jakieś niemieckie określenie, gdy nie będzie znać angielskiego odpowiednika.
Kassidy jest wynikiem burzliwego małżeństwa na odległość znanej projektantki mody i senatora. Niemka swoją dobrą sytuacją materialną się jednak nie afiszuje (no oprócz samochodu). Posiada starszego o rok brata, który uczęszcza do tej samej szkoły. Mieszkają razem w domu na przedmieściach Palm Springs, a ze względu na zawody ich rodziców, rzadko ich widują (czasem rzadziej niż raz w miesiącu).

"Wariatka, która właśnie uciekła z psychiatryka i szukają jej ci od białych kaftaników i izolatek."
Niezłomna postawa dziewczyny od zawsze zadziwiała. Wiecznie otwarta na nowe doznania i eksperymenty (w szczególności kulinarne), zawsze uśmiechnięta i wiecznie roześmiana.
Od przełomowego etapu w jej życiu, od drastycznej zmiany z cichej, niepewnej i wiecznie bojącej się odezwać dziewczynki (ciężko w to uwierzyć, ale kiedyś taka była i to także miało swoje przyczyny), wierzy w sentencje "carpe diem" oraz "dum spiro spero". Stosuje się do ich zasad, rozumiejąc je naturalnie na swój sposób.
Patrząc jej oczami, można dostrzec świat przepełniony kucykami Pony i różowymi tęczami. Wszystko wydaje się tak wspaniałe... zupełnie, jakby była na wiecznym haju. Od razu uprzedzam, ona nic nie bierze!
Bywa niezdarna, jednak ma dystans do samej siebie i potrafi się z siebie śmiać.
Jej szaleństwo już dawno wymknęło się spod kontroli. Jeśli ją znasz i jeśli pewnego dnia poczujesz, że ktoś Ci wskoczył na plecy znienacka... możesz być pewny, że to ona. To chyba jej jedna z wielu cech rozpoznawczych.
Adrenalina jest jej stałym i mile widzianym gościem. Jeśli jest szansa, by jej serce zaczęło bić szybciej, złapie ją za nogi i nie puści dopóki ta nie zgodzi się jej służyć. Zapewne dlatego Darkness uwielbia oglądać horrory.
Mimo swojej postawy, jest kobietą niezwykle wrażliwą. Łatwo można ją zranić, chociaż nigdy się do tego nie przyzna.
Gdy na swojej drodze dostrzeże coś, bądź kogoś pięknego czy z charakteru czy z wyglądu, niewątpliwie będzie studiowała daną rzecz bądź osobę poprzez oglądanie, czy też rozmowę.  Bo to co piękne, jest niezwykłe.
Nigdy nie odmawia sobie przyjemności. Tej seksualnej tym bardziej. Niektórzy posądzają ją jako kobietę wykorzystującą mężczyzn (a nie na odwrót) i uwodzącą kobiety. Jednak uważaj... Gdy będzie przechodziła korytarzem, powiesz przez przypadek że ją miałeś i ona to usłyszy... Odwróci się do Ciebie, podejdzie i powie, że to nie Ty ją wykorzystałeś, ale ona Ciebie.
Kassidy nigdy nie śpiewa publicznie. Zawsze pozwala gitarze na uwolnienie głosu. Pozostawia tą piękną rolę jej, gdyż twierdzi że ona nie potrafiłaby tego nigdy zrobić. Do tej pory ludzie słyszący ją jednak mówili, że potrafi śpiewać i powinna coś z tym zrobić. Jedyną osobą w Palm Springs, która ją kiedykolwiek słyszała, jest jej brat.



167 centymetrów zdrowego szaleństwa. Jest drobna. Jej naturalny kolor włosów widzieli chyba tylko rodzice i brat. Obecnie farbuje je na rudy, bądź czerwony. Zawsze z jednej strony włosy są wygolone,  ułożone w artystycznym nieładzie. Czupryna jednak jest jej wizytówką. Spod przydługiej grzywki patrzą czekoladowe, ciepłe i wiecznie roześmiane oczy, przeważnie podkreślone kredką i eyelinerem dla nieco bardziej drapieżnego wyglądu.
 Kobiece kształty nie są zbytnio eksponowane przez "męski" styl ubioru: glany, rurki luźne w kroku, podkoszulek lub jakaś bluzka, koszula z długim rękawem wiecznie rozpięta. Nie można zapominać naturalnie o dodatkach tupu: pieszczochy na nadgarstkach, nieodłączny wisiorek z kostką do gry na gitarze, kolczyki i tatuaże. Kolczyków w uszach jest łacznie 13 (7 w jednym, 6 w drugim), ponadto jeden w prawej brwi, jeden w dolnej wardze po prawej stronie i kolejny w języku. Tatuaże natomiast ma dwa. Jeden symbolizujący węża na łopatce, a drugi... ukryty dla świata.



Gra na gitarze jest jej pasją| Często grając wymyśla utwory na bieżąco, jednak nigdy ich nie zapisuje| Często gra w parku bądź w różnych barach| Ma wydzierżawionego konia rasy fryzyjskiej Aidana, który liczy sobie 6 lat, a na którym częśto jeździ| Porusza się po mieście prezentem na 18stkę - Saabem Aero X | Potwornie boi się pająków| Uwielbia długie kły u swoich kochanków/kochanek (takie jej wampiryczne zboczenie)| Zawsze ma przy sobie paczkę papierosów waniliowych| Nie znosi wódki| Jest biseksualna| Ma dziwne zboczenie na punkcie wanilii i kocha to, co waniliowe|

|Powiązania| Wspomnienia|

_________________________________________________________________________
Od Autorki:
Kassidy wraca. Karta pewnie będzie miliony razy jeszcze zmieniana.
Chętna na powiązania, chętna na wątki. Nie przepadam za zaczynaniem, ale odświętnie mogę i zacząć. 

*"Nikt nie wie, że jestem niezniszczalny."  OOMPH - "Unzerstörbar"

Archiwum