czwartek, 31 stycznia 2013

Wierzyliście w różnych bogów, dopóki nie dowiedzieliście się, że ja jestem tym jedynym.


"Gdyby mama przed moim urodzeniem poszła do wróżki, wiedziałaby, że należy nazwać mnie Narcyz."
W życiu możesz być każdym, kim tylko zapragniesz. Wystarczy szczypta wyobraźni, łyżka odwagi, garść marzeń i można stworzyć z tego całkiem dobre marzenie. I gdy jako dzieciak leżał w szpitalu, a jego ciężko chorzy rówieśnicy pragnęli zostać w przyszłości lekarzami, aktorami i astronautami, on miał tylko jeden cel, bo wszystko na czym mu zależało, już umarło. Chciał zostać skurwielem.

How stubborn are the scars when they won't fade away

Ale zacznijmy od początku. Każdy tutaj ma swoją historię, bo przecież nikt bez powodu nie przeprowadziłby się z dużego miasta, do małej mieściny, niemalże wioseczki, jaką jest Palm Spring. Tak, tak, tak, kochane dziadki. Nie ma co się oszukiwać, że tutejsza szkoła leży w rankingu tysiąca najlepszych szkół w kraju. To po prostu szkoła, lepsza od najgorszych placówek w Stanach tylko pod tym względem, że nie znajduje się w jakiś slamsach Nowego Jorku czy Los Angeles.
Ale czy komuś przeszkadza to w tym, żeby się dobrze bawić?
Russell urodził się w Nashville i nigdy nie myślał, żeby stąd się wyprowadzić. Miał wszystko - kochającą matkę, miłego ojczyma Sama, starszego o sześć lat brata Josha, a przede wszystkim ukochanego białego źrebaka Monsuna, którego znalazł w lesie. Nie przejmował się, że biologiczny ojciec, znany tłumacz książek z portugalskiego na angielski i vice versa, zupełnie się nie nim nie interesuje. Był normalnym dzieckiem, kopał piłki, wspinał się na drzewa, interesował się samochodami i jeździł konno. Nikt nie zwracał uwagi na siniaki, bo kto w dzieciństwie ich nie ma? Do czasu, kiedy jego niemalże całe ciało było fioletowo-żółte, bo żadne cholerstwo nie chciało się wygoić. Szybka wizyta u lekarza, kilka badań, potem jeszcze więcej badań, jakieś witaminy i miało się polepszyć. Nie polepszyło się. Wyrok? Białaczka. I nie to sprawiło, że wtedy jedenastoletni Russell przestał chcieć żyć. Stało się tak, gdy koszty związane z leczeniem sprawiły, że Monsuna trzeba było sprzedać. Poddał się wtedy, gdy nie miał już motywacji do życia.


"- Chciałbym kiedyś się zakochać, Josh. I kurwa, nie chcę umrzeć jako prawiczek.
- Chyba sobie jednak nie poruchasz, Russ.
- Dlaczego? Myślisz, że w szpitalu nie ma żadnej chętnej nowości panny?
- Nie wiem... Ale z tym pomarszczonym piklem między nogami, to niewiele zdziałasz."

A jednak żyje i jest z nami. Mimo iż jako piętnastolatek już opadał z sił, przestał przyjmować leki, nie jadł i buntował się przeciwko wszystkiemu, Josh postanowił spełnić ostatnie życzenie swojego młodszego brata. Nie trzeba było wiele tłumaczyć, kiedy zapłakany wpadł do szpitalnego pokoju Russella, bez słowa wpił się mocno w jego wargi i całował oszołomionego dzieciaka tak namiętnie, jakby od lat byli kochankami. "To dziwne Russ, ale nie możesz być dla mnie tylko bratem" - powiedział wtedy, a potem wyszedł. Dni miały, a uczucie narastało, w ciągu kilku dób powstał najpiękniejszy romans na świecie. Przy Joshu i Russellu, Romeo i Julia czy Jack i Rose mogą się schować.

"Ogłoszenie: Wyjątkowy skurwiel chce pozbyć się swojej godności i przyjmie każdy zakład!"

Kilka dni przed siedemnastymi urodzinami młodszego z braci Collins, do Josha, który od dłuższego czasu nie mógł znaleźć pracy jako weterynarz. Przystali na propozycję przeprowadzenia się do Palm Springs, ażeby odciążyć trochę zapracowaną matkę i zmęczonego ojczyma od problemów. Bo Russell bardzo zmienił się od wyjścia ze szpitala. Zamiast się uczyć, balował po nocach, pił niewyobrażalne ilości alkoholu, a potem  skory do bójek, często odwożony był przez panów policjantów do domu. A to wszystko dlatego, że gdy wyzdrowiał, obiecał sobie, że nie zmarnuje ani jednego dnia swojego życia.

"Jaki jest koń, każdy widzi. Kim jest Russell Collins, każdy wie"


I choć Josh raczej woli trzymać się w cieniu, to Russell już od pierwszego dnia musiał zwracać na siebie uwagę.  Skurwiel, narcyz i nałogowy hazardzista. Przyjmie każdy zakład, niezależnie co to by miało być. Chcesz pożyczyć nowiutkie Alfa Romeo ojca? Jasne, łap kluczyki! Potrzebujesz kasy na wiecznie nieoddanie, albo chcesz, żeby była w końcu się odczepiła? Takie zakłady to chleb powszedni, dlatego ludzie nazywają go Everem. Bo zrobi wszystko i nie pyta o nic. Pod warunkiem, że masz coś równie dobrego do zaoferowania.
Tak więc zapamiętaj to imię: Russell Ever Collins, bo gdy razem ze swoim metrem osiemdziesiąt i rudą grzywą wejdzie do baru, na pewno mu się nie oprzesz, niezależnie czy jesteś kobietą czy mężczyzną. Bo coś w nim takiego jest. Buchająca nonszalancja i pewność siebie, której nie zobaczysz u nikogo innego. Może spojrzy na ciebie swoimi miodowymi tęczówkami, spontanicznie pocałuje różanymi wargami w usta. Jest towarzyski i nigdy nie brak mu przyjaciół do drinka. Śmiało możesz do nich dołączyć, chyba że jesteś którymś lamusem z muzycznej albo tanecznej. Nienawidzi ich, z kilkoma wyjątkami, bo w tym wypadku na jego sympatię trzeba  sobie zasłużyć. On zawsze marzył, żeby jak jego brat, zostać weterynarzem. Wtedy będą mogli wyjechać razem do Brazylii i ratować żółwie, albo w Azji pomagać pandom. Bo nigdy nie wiadomo co los przyniesie. Otwarcie przyznaje, że żyje ze swoim bratem w związku, ale nie oznacza to, że jest mu wierny. Chce korzystać z życia jak najwięcej i ustatkować się na starość.



RUSSELL Ever COLLINS
23 września 1993
biseksualista
pustaczek z IV klasa, medyczna
wierny fan Michaela Jacksona
Ciocia Dobra Rada w szkolnej gazetce
bezpłodny (podobno)
artysta-malarz

___________________________________________________
Russell powrócił!
Karta poprawiona na nieco lepszą :3 Ale nieco...
Od razu podkreślam, że mogę nie mieć zbyt dużo czasu, ale wróciłam z sentymentu. Więc po kilku dniach milczenia z mojej strony, możecie się przypominać :)
Zdjęcia: Tomek Mrozek
Cytaty własne i z piosenek, klik, skąd.

Zapraszam na mój SKLEP Z KOSZULINAMI!

OGARNIJ TO - najlepszy portal dla młodych 

45 komentarzy:

  1. {Skoro oboje są w gazetce, to może jakiś wątek? :D}

    OdpowiedzUsuń
  2. [ No to może będzie jakiś jednorazowy numerek? ]

    Anne

    OdpowiedzUsuń
  3. [Tak, masz rację to najsłabsza z tych Russellowych kart, a było ich już kilka. I tak Cię wszyscy kochamy. Miejmy nadzieję, że odzyskasz wprawę i będzie wszystko w porządku.]

    OdpowiedzUsuń
  4. [ Jesteś kochana :D A gods umarło :C]

    OdpowiedzUsuń
  5. [Witam :D Pomysł na powiązanie? :)]
    Aria

    OdpowiedzUsuń
  6. [Ooo i patrz jak myślisz :D Pomysł z tą rozłąką mi się podoba :D Toteż, pozwól że zacznę.]

    Kolejny dzień zawitał w Palm Springs. Przechadzał się po ulicach, mówiąc wszystkim "dzień dobry" i budząc tych, którzy jeszcze nie wstali.
    Kassidy była śpiochem. Gdyby tylko mogła, przespałaby kilka dni z rzędu, a może nawet pobiłaby rekord Guinnessa? O ile ktokolwiek go ustanowił. Wnioskując, niechętnie wstawała. Szczególnie do szkoły. Bo kto wymyślił lekcje na godzinę 8?
    Jej brat - wielki ranny ptaszek, musiał jej pomóc wstać. Jak? Wszedł do jej pokoju tak cicho, że nie słyszała, zakradł się do niej pod kołdrę i zaczął... zaczął ją łaskotać! Taki był podstępny, perfidny i wredny!
    Jak można było się domyślić, Kassidy wiła się na łóżku, śmiała się, piszczała i próbowała uciec, ale nie było tak łatwo. Maks stwierdził, że póki Kass nie wstanie, będzie ją łaskotał. Zatem było tylko jedno wyjście... wyskoczyć z łóżka jak najdalej od tego... tego sadysty! Nie w pełnym tych słów znaczeniu naturalnie.
    Po takiej pobudce Kassidy miała gorszy humor. Ale jej wspaniałomyślny brat poprawiał go jej zawsze, robiąc kawę z syropek waniliowym.
    O godzinie 8.15 weszła do szkoły... godzina zajęć, na których prawie usypiała.
    Przerwa. W końcu.
    Kass wlokła się przez korytarz pełny ludzi i wyglądała jak zombie-ćpun na urlopie od odwyku i przytułku spokojnej śmierci.
    Coś ją jednak rozbudziło. Coś, co zauważyła na horyzoncie. Bardzo znana, a bardzo dawno niewidziana czupryna. Otworzyła szerzej oczy, zamrugała nimi kilkakrotnie. Czy to możliwe? Cóż, raz kozie śmierć, jak się mówi, a w razie czego najwyżej zdobędzie nową znajomość
    I tak, podbiegła do pleców przypuszczalnego znajomego, wskoczyła na niego i przykleiła się, jak miś koala do drzewka bambusowego, jednocześnie zasłaniając mu oczy.
    -Zgadnij kto? - szepnęła mu do ucha. Nie była pewna, czy to był ON, ale jak wcześniej zostało powiedziane "raz kozie śmierć", a "co nas nie zabije to nas wzmocni".

    OdpowiedzUsuń
  7. [No to ja się ładnie przywitam :D Hej :D Masz pomysł na wątek?:>]

    OdpowiedzUsuń
  8. Życie Destiny od wypadku było wyjątkowo nudne. Owszem, zaczęła już jako tako się poruszać o własnych siłach, wciąż jednak musiała się oszczędzać. Choć po takim czasie, podczas którego tylko leżała w łóżku, głupi spacer do toalety był dla niej szczytem marzeń, naprawdę. I choć tęskniła za spacerami, plażą, innymi tego typu rozrywkami, to starała się nie narzekać. A tym bardziej przy Nathanielu. Wciąż miała wrażenie, że go męczy, że on chciałby czegoś innego, że jest z nią przez wyrzuty sumienia. Nie mogła pozbyć się z głowy podobnych myśli.
    Nie chciała, by za bardzo się do niej ograniczał. Od wypadku spędzał z nią prawie całe dnie, zaniedbując naukę, przyjaciół, rodzinę. Z trudem udało jej się go namówić na jakiś wypad ze znajomymi. Zapewniła go, że sobie poradzi, zaprosi kogoś, albo sama się sobą zajmie. Przecież to żaden problem.
    Jak na zawołanie, jakiś czas później, nim w ogóle zdążyła pomyśleć o tym, kogo zaprosić, usłyszała pukanie do drzwi. Podpierając się asekuracyjnie ściany, Des zeszła powoli na dół i otworzyła, spoglądając z zaskoczeniem na Russella.
    - Cześć - powiedziała, a jej nie najlepiej wyglądającą buzię, rozjaśnił uśmiech. - Właśnie miałam do kogoś dzwonić, bo trochę się nudzę... Czytasz mi w myślach - dodała weselej, wpuszczając go do środka. Zamknęła za nim drzwi, wciąż się uśmiechając. O tak, przyda jej się towarzystwo, zdecydowanie.

    Des

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie oponowała, bo znając Russell'a z pewnością miał w planach coś ciekawego. No i przynajmniej utwierdziła się w fakcie, że to on. Jakże była szczęśliwa z powrotu Ever'a.
    Na jego pytanie pierwszą jej odpowiedzią było rzucenie mu się na szyję i przytulenie do niego, przylegając do chłopaka całym ciałem.
    -Russ, nawet nie wiesz jak tęskniłam! - rzuciła nie mogąc po pierwsze uwierzyć, po drugie przestać się śmiać. Był jej przyjacielem, a ich seksualne przygody stanowiły zupełnie inny temat. To tak, jakby byli przyjaciółmi, ale mieli swoje odchyły. Friends with benefits. Tak się to chyba nazywało. I chyba nawet powstał taki film, o ile pamięć młodszej Darkness nie szwankowała w stopniu zaawansowanym.
    Jedno można stwierdzić, cieszyła się niezwykle z ponownego kontaktu z przyjacielem.
    -Ciekawego? Pomyślmy... nie wiem. Nie było mnie tu jakieś... dwa lata w zaokrągleniu. Półtora roku chyba, więc nie wiem czy coś się działo, czy nie - odpowiedziała w końcu na jego pytanie słownie, odsuwając się od chłopaka i patrząc na niego tymi roześmianymi, czekoladowymi tęczówkami. Serce łomotało dziewczynie ze szczęścia, a umysł wypełniały znów... kucyki Pony i różowe tęcze. "Rzygam tęczą" w tym momencie byłoby idealnym określeniem do jej stanu emocjonalnego.
    -Russ... - stwierdziła po chwili, odsuwając się od niego. - Nie cieszysz się tak bardzo, że mnie widzisz - burknęła, wyraźnie niezadowolona z jego, jak zauważyła sama (a wiadomo przecież, że zupełnie inaczej świat postrzegała) "marnej czułości i radości".
    Naturalnie mówiła żartobliwie. Skrzyżowała ręce na piersiach i patrzyła na niego wyczekująco, jakby chciała, by jakoś na to zareagował.

    OdpowiedzUsuń
  10. Wzdrygnęła się, gdy wspomniał o sypianiu z bratem. Kass tolerowała to u niego, nie miała nic przeciwko, ale nigdy w życiu nie pomyślałaby, że mogłaby spać z własnym... w sensie spać jako pieprzyć się. W życiu! Byli po prostu najlepszymi przyjaciółmi, nie mieli przed sobą tajemnic, wiedzieli o sobie dosłownie wszystko. Może i mieli dość nietypowe, bo niezwykle dobre relacje, czasem nawet odrobinkę wychodzące ponad siostrę i brata, na przykład potrafili się po prostu... wzajemnie kusić, jednak zawsze ostatecznie śmiali się z tego.
    Jednak jak widać było wyraźnie, każdy człowiek jest inny.
    -Niech Ci będzie, wybaczam ... szczególnie ze względu na te prezenty - mruknęła, patrząc na wnętrze pudełeczka świecącymi aż oczami.
    Russell zawsze potrafił ją czymś zaskoczyć. Tak było i tym razem.
    Uśmiechnęła się po chwili szeroko. No tak, z samego rana w schowku. Problem był jeden - nie mogła pić. Dlaczego? Przez samochód, do którego kluczyki spokojnie tkwiły w kieszeni spodni. Ale powoli zaczynała chyba wpadać na pomysł, jak można obejść tą niedogodność.
    -MUSISZ być w szkole, czy możesz się urwać? - spytała po chwili z wyraźnym zastanowieniem. Mogła go przecież porwać. Przynajmniej pozbyłaby się auta i mogliby spokojnie wypić. Jedyne miejsce, gdzie mogła ich zawieźć to jej dom. Jej i Maksa właściwie, bo do rodziców raczej nie należał. Wszak dom należy chyba do osoby tudzież kilku, które w nim na stałe zamieszkują, czego o ich rodzicach powiedzieć się nie dało.
    W każdym razie dom stał pusty, gdyż Maks był na lekcjach.

    OdpowiedzUsuń
  11. Roześmiała się, słuchając jego wywodu. Ostatecznie, kucnęła i dosłownie wpiła się w jego wargi. Zupełnie, jakby chciała go uciszyć.
    Jednocześnie wyciągnęła żelka ze swojego dekoltu. Oderwała się w końcu od warg chłopaka, zagryzając pocałunek żelkiem.
    -Skarbie, nie miałam na myśli stadniny, tylko mój dom. Maks jest na lekcjach... nie wiem dokładnie w której sali, ale nie będzie o nic pytał i wraca późno, bo jeszcze dzisiaj chyba gdzieś wychodzi ze znajomymi, ewentualnie nie wróci na noc. Wnioskując... miałam na myśli mój dom, bo wybacz, ale chciałabym się z Tobą czegoś napić w ramach uczczenia ponownego spotkania, ale... - tu wyciągnęła kluczyki od samochodu. - Coś mnie ogranicza - wzruszyła ramionami z uśmiechem.
    Bawił ją, gdy tyle mówił. Bawiło ją także to, że o dziwo jej umysł był zdolny do przyswojenia każdej pospieszniej informacji, którą Ever jej właśnie przedstawił. Swoją drogą, dobrze było wiedzieć, gdzie jego brat pracował.
    Uwielbiała Russella. Wnosił do jej życia kolejną dawkę humoru, którym nigdy nie gardziła, nadziei no i seksu, bo przecież miała tą świadomość, że mogła przyjść do niego w każdej niemal chwili, albo zadzwonić czy coś i powiedzieć, że chce się kochać. To także było dobrym sposobem na zaspokojenie, dzięki czemu mogła spokojnie wytrzymywać bez związku. Przynajmniej przez jakiś czas.

    OdpowiedzUsuń
  12. [ Pomineli moją zacną osóbke. ]

    Anne

    OdpowiedzUsuń
  13. [ A jak zaczniesz to wybaczam Tylko kiedy ten wieczorek? No bo teraz to chyba noc. No chyba, że wieczorek dzisiaj. Czyli w niedziele. Trochę to dziwne... ]

    Anne

    OdpowiedzUsuń
  14. [ Znają się. No to czekam z niecierpliwością. ]

    Anne

    OdpowiedzUsuń
  15. [Tak po prawdzie, to ja samą siebie dobijam tymi kartami. Ale cóż. A co do wątku- hm.... Może- chociaż Russell przez chwilę będzie musiał się normalnie zachowywać- Danny da mu na jeden dzień do popilnowania swoją młodszą siostrę? Co ty na to?]

    Danny

    OdpowiedzUsuń
  16. [Kasieńko, nie chce mi się na razie czytać, wybaczysz mi? ^^ W ramach wybaczania możesz zacząć wątek. Pamiętaj, Russell był friendem, co dostał autograf dla mamusi. xD]

    OdpowiedzUsuń
  17. [W gruncie rzeczy jest taka sama. Ale przeczytaj ostatni akapit pod sinusoidą i ten fragment z hiperboli. Reszty chyba nie musisz. xD
    Dziecko miało na imię Ilu. Estońskie piękna, jak mogłaś zapomnieć?! xD
    Dobra, niech będzie piknik, russeluj mi tu xD]

    OdpowiedzUsuń
  18. An jak to ona. Siedziała na łóżku, słuchała jakieś muzyki i zbierała siły na następną noc. Takie życie było dla niej wygodne. Nie potrzebowała nic więcej. Nie chciała zmian. Może i czasami wyobrażała sobie siebie, swojego męża ( co jest trochę dziwne w jej przypadku ) no i dzieci. Mieliby nieduży kremowy domek z czerwonym dachem. W oknach ładne koronkowe firanki, w oknach dzieci kolorowe z postaciami z bajek. Brązowe drzwi, do których często ktoś puka. Przed domek skrzynka na listy i listonosz na rowerku. Ładny ogród z zardzewiałą huśtawką dla dzieci.Wyobrażała sobie swoje maleństwa biegające po domku. Chłopczyk i dziewczynka kłócących się o zabawkę. Dziewczyna ma blond włosy zaplecione w warkoczyki, a chłopczyk brązowe nieokiełznane po tatusiu. ,,Pi pip''! Bum i wszystko znika. Wystarczył dzwonek telefonu, a Anne już o wszystkim zapominała. Sięgnęła po telefon, by zobaczyć wiadomość. Na wyświetlaczu pokazał się napis ,, Wiadomość od Russella''. Dziewczyna trochę się zdziwiła. Co on mógł od niej chcieć? No cóż, kilka kliknięć i już czytała wiadomość. No więc chciał się spotkać. Czemu nie. ,, Będę.'' wyklikała i wysłała. Zeszła z łóżka i zaczęła ściągać z siebie ubrania dochodząc do łazienki. Wzięła prysznic i wyszła, by okiełznać włosy i makijaż. Włożyła na siebie luźną bluzkę, mini i spięła włosy w kucyk.

    OdpowiedzUsuń
  19. Słysząc charakterystyczny odgłos, a potem wrzask charakterystycznej kobiety z trudem powstrzymała się od śmiechu. Do tego jeszcze słowa Russell'a wprawiły ją w nastrój idealny. Ale musiała się powstrzymać.
    Tylko co by tu wymyślić? AH! Wiedziała! Wpadła na idealny pomysł.
    Wysunęła się za przyjacielem ze schowka, stanęła do niego tyłem, a przodem do wściekłej widocznie wielce kobiety i po prostu zaczęła ją przepraszać, potem zapytała o zdrowie jej, jej męża i dzieci. Trzymała ręce za sobą, w dłoniach miała kluczyki do samochodu, które ewidentnie chciała mu przekazać i niemal nakazywała mu, by uciekał od tej starej jędzy póki miał okazję, póki jej niepodzielna uwaga skupiona była na Kassidy.
    Kolejnym tematem rozmowy były ubrania. Skomplementowała jej ubiór (chociaż wspaniały to on nie był), a następnie spytała gdzie "Szanowna Pani" kupiła dany ciuch. I tak zaczęła wspominać o swojej matce, która przymierzała się do otworzenia nowej kolekcji ubrań eleganckich do pracy, które z pewnością mogłyby przypaść rozmówczyni do gustu.
    W miarę jak ona nawijała, chyba udawało jej się nieco udobruchać wicedyrektorkę. Mówiła, że kolekcja zapowiada się wspaniale, a nawet że może załatwić wszelkie zniżki w sklepach z odzieżą, którą zaprojektowała jej matka. Chyba nie szło jej tak źle. No i przy okazji udawało jej się chyba jakoś zasłonić Ever'a, a miała nadzieję, że poszedł za jej prośbą wyrażoną w formie gestykulacji i uciekł z pola widzenia kobiety.

    OdpowiedzUsuń
  20. Uff, czyli sytuacja uratowana. Kass spędziła trochę czasu na rozmowie z kobietą. I całe szczęście, udało się.
    Wręczyła jej jeszcze na pożegnanie bon towarowy właśnie do sklepu, gdzie sprzedawane były ciuchy jej matki. I pięknie. Wkupiła siebie w łaski i Russell'a chyba też. Przynajmniej miała taką nadzieję. Jeśli chłopak byłby wzywany jeszcze na przesłuchanie, Niemka zamierzała pójść z nim. W końcu to ona go wyciągnęła z lekcji...
    Wróciła do samochodu i zastała nie lada niespodziankę. Tylko ona prowadziła to auto.
    -Że... co proszę? - uniosła brwi wysoko ku górze. On chciał prowadzić jej samochód... ON! Ten, który jeździ jak wariat i jest w stanie zaparkować Saabem na czubku drzewa!
    Jakby Kass naprawdę tak spokojnie i przepisowo jeździła. Ale ona ograniczała się do nocnych wypadów i to jeszcze często na wyścigi, gdzie adrenalina mogła spokojnie rozpływać się w jej organizmie i rozbijać szklane pojemniczki z rtęcią. W dzień Niemka starała się jeździć w miarę przepisowo. W końcu w dzień nigdzie jej się nie spieszyło. A do szkoły to już szczególnie.
    Widząc jednak te oczy Russ'a... westchnęła siężko, ręcąc głową z rezygnacją, a po chwili usiadła na miejscu pasażera, zabierając jednak wpierw pudełeczko i ostatecznie położyła je sobie na kolanach wraz z torbą.
    -Czy Ty zawsze musisz mi robić tego pieprzonego spaniela? - spytała, dość dziwnie się czując, gdy siedziała na miejscu pasażera w swoim aucie. Po raz pierwszy od... chyba od 18 roku życia, gdy pozwoliła przejechać się Saabem swojemu bratu.

    OdpowiedzUsuń
  21. Gdy Jean Koffler się napiła - była trochę pewniejsza siebie. Nie, żeby normalnie była jakaś wybrakowana i nieśmiała... Po prostu po alkoholu nie trzymała języka za zębami, nie zamykała się w sobie, tylko wręcz przeciwnie - stawała się duszą towarzystwa. I chociaż uchodziła za dziwaczkę, to zapraszano ją całkiem często na różne domówki, bo wiadomo, że z Jean będzie zabawa. Powie jak najlepiej się ućpać - chociaż sama niczego nie tknie, opowie kilka sprośnych żartów i zrobi jakąś awanturę, albo wręcz przeciwnie, zajmie się jakąś panienką w sypialni gospodarza. W piątkowe wieczory dziwna Jean była duszą towarzystwa. Po godzinach.
    I taki był ten wieczór, ktoś z najstarszej klasy zorganizował naprawdę dużą domówkę, z naprawdę dużą ilością alkoholu, więc nic dziwnego, że Jean koło północy była już mocno wstawiona, chwilami się chwiała - ale jeszcze nie miała dojść. Szła się wysikać gdy zobaczyła tego dupka, Jezu, jak ona go nie lubiła. Przystawiał się do jakiejś całkiem zalanej panny, która nieco bełkotliwie próbowała mu przekazać, że nie zamierza z nim iść na górę. Collins się nie poddawał. Jean chwile patrzyła na nich, a potem podeszłą z wojowniczą miną do chłopaka i łypiąc na niego groźnie powiedziała:
    - Słuchaj, Twoja koleżanka chyba nie ma ochoty się teraz z Tobą jebać.
    Wyglądało to raczej zabawnie, drobniutka - chuda i niska Jean mordująca wzrokiem wysokiego faceta. Chłopak wywrócił oczami i dalej się do panny dobierał. I po chwili dostał w mordę. Tak po prostu. Jean Koffler, kobieta rycerz, obrończyni niewiast, lesba nad lesbami.
    - Mówiła, że nie ma ochoty - powiedziała spokojnie brunetka rozmasowując obolałą pięść która przez chwilą uderzyła w policzek Russella. Niewiasta w kolei za to szybko się ulotniła i teraz stali naprzeciwko siebie sami, mierząc się groźnie wzrokiem.

    [mam nadzieję, ze może być i nie nawymyślałam za bardzo. :P zasugerowałam się po prostu tym, że Russell jest skurwielem i już :D]

    OdpowiedzUsuń
  22. [Russelku, jak tam się miewa nasz nowy szablon? :)]

    OdpowiedzUsuń
  23. [Niestety ja mieszkam w takiej miejscowości, gdzie za miłość do Poznania mogliby mnie powiesić :c Dziwni ludzie.
    To cóż, może wątek między "naszymi panami"?]

    Prybek

    OdpowiedzUsuń
  24. [Na ciebie zawsze mogę liczyć xPP Witaj kochanie xPP To co, wątek? Wymyślaj mi tu śliczne powiązanie *.*

    Mwaha, zrobię, że Birkhoff się urodziła w walentyki! A co! Zaszaleję 8DD]

    OdpowiedzUsuń
  25. [Wiesz co? Ale ona się kłóci i z wrogami i przyjaciółmi xP Ona nie umie się NIE kłócić xPP Zaczynaj coś, misiek xPP

    B.]

    OdpowiedzUsuń
  26. -Wrócił ze mną, uczy się ze mną... i nie będzie go jak przyjedziemy. Ma zajęcia, na których jest o ile mi wiadomo. I ogólnie, życie jak w Madrycie - wyjaśniła z uśmiechem. Następnie rozejrzała się i westchnęła ciężko.
    -Russel! Zmiłuj się! Przyspiesz! Wyciśnij z niego tyle ile fabryka dała, ale uważaj na Smerfy i Flesze - rzuciła niemal z błaganiem. No, bo samochód sportowy nie był stworzony do takiej... "babcinej" jazdy! Chociaż, nawet w tym wypadku babcie jeździły szybciej, niż jej przyjaciel!
    Kolejno zamknęła oczy i przeciągnęła się na fotelu, prężąc się i mrucząc jak mały i niedopieszczony kotek.

    OdpowiedzUsuń
  27. Jean wywróciła oczami zirytowana tym jaki z niego dżentelmen. Może miał jakieś objawy rycerskości, ona jednak podejrzewała, że nie są do końca szczere. Może i oceniała pochopnie, ale - nie lubiła go. Nie ufała mu i nie planowała tego zmieniać. No bo nic ją z nim nie łączyło, nie musiało łączyć - mogła go po prostu nie lubić po cichu. A jednak często nie umiała powstrzymać się od jakiejś złośliwej uwagi odnośnie jego wyglądu czy zachowania. Drażnił ją. I nic nie potrafiła na to poradzić. I gdy już chciała odejść, usłyszała za sobą szybkie kroki, ktoś biegł. Nawet się na tym nie skupiała - dopóki nie zdała sobie sprawy, że ktoś mocno ją pchnął, tak, że wpadła w objęcie Russella, wpychając go tym samym do otwartej sypialni. Drzwi za nią natychmiast się zamknęły, usłyszała przekręcanie klucza w zamku - i głupawe, pijackie śmiechy. Jej nie było do śmiechu.
    Odsunęła się z wymalowanym na twarzy obrzydzeniem i złapała za klamkę, ale jak można było się spodziewać - nic to nie dało. Kopnęła w drzwi ciężkim butem a potem podeszła do okna. Z drugiego piętra nie zeskoczy.
    - Zajebiście - znowu wywróciła oczami i usiadła zrezygnowana na łóżku.

    [teraz będą musieli spędzić ze sobą trochę czasu, więc mi nie uciekniesz ho ho ho :D i żeby nie było, ja Russa uwielbiam, ale to Koffler jest złośliwcem :P]

    OdpowiedzUsuń
  28. Russelku, jesteś moim mistrzem, kocham Twoje szablony <3333

    OdpowiedzUsuń
  29. [Miałaś zacząąąć. Tak, mam lenia. Na bank się znają, pewnie Russ drażni Mitcha, hm... Może się czepiać tematu Olivii. Albo jęczeć, że jego kotka go nie lubi. Albo wpieprzać się na każdą wycieczkę Mitcha do stadniny. Albo nie wiem co.

    A ten szablon, ten drugi, bardziej kolorowy to jest świetny.]

    OdpowiedzUsuń
  30. [Stąd iż byłam tam kilka razy i zakochałam się w mieście, klubie i ludziach :D]

    Chcesz kupić coś dobrego, o czym na pewno nie powinni wiedzieć rodzice? Zapraszamy do Patryka Pryby. Nie kryje się z tym, że sprzedaje różnego typu narkotyki i dopalacze. Jest nawet z tego zadowolony. Sądzi, że dzięki temu gliny go sprawdzać nie będą, bo nie wierzą w to, żeby ktoś był aż takim idiotą, żeby próbować sprzedać zielsko nauczycielce od biologii. Nie wzięła towaru, ale za to psorka od angielskiego kupiła i to sporo. Ciekawe po co jej tego aż tyle.
    Zadowolony z siebie wyszedł ze szkoły i rzucał do wszystkich krótkie "cześć". Spieszyło mu się do banku, gdzie chciał wpłacić zarobioną kasę, a sporo jej było. Amfetaminy zeszło najwięcej i rozeszła się wśród największych kujonów. Czyżby nie dawali rady? Mógł się im zacząć śmiać w twarz, ale wtedy mógłby stracić wpływowych klientów. Wsiadł do swojego BMW i ktoś wleciał mu, dosłownie, przez okno. Był zszokowany, więc nie ruszał. Zauważył, że coś jest nie tak, więc chciał pobawić się w dobrego wujka i ruszył.
    - Masz szczęście, że mam dziś dobry dzień, bo inaczej na pewno bym nie ruszył - wszedł ostro w zakręt, zresztą jak zawsze. - Dokąd jechać? - spytał całkowicie poważnie.
    Patryk Pryba w roli szofera! Zapiszcie sobie, bo drugi raz tego nikt nie zobaczy.

    OdpowiedzUsuń
  31. [Ech, i po cholerę zaczęłaś? XD Teraz muszę odpisywać, a fe! XD
    Ja przeczytałam twoją od drugiego linku xD Wcześniej tylko 'rzuciłam okiem' xD Biedne oko, poturlało się po pokoju i ciągle nie mogę go znaleźć. xD
    A matematyka w mądrych zdaniach jest fajna. <3]

    Właściwie to wręcz przeciwnie, Ilu jak najbardziej przypominała małego szczeniaka, a wszystko, czego jej brakowało to merdający wesoło ogonek. Latała po całym domu, cały czas się śmiała i domagała zainteresowania. Ilu była małym słoneczkiem, które stanowiło ducha domu państwa Armastus. Latała w tą i z powrotem, przyprawiała mamę o zawał, gdy chwila nieuwagi skutkowała wchodzeniem małej na schody bez żadnego nadzoru.
    Ilu zawsze była wszędzie.
    Wystarczyło kilka chwil, aby zza kanapy wyłonił się rozradowany mały człowieczek i pędem zaczął biec do Russella. Mała kochała wszystkich bezgraniczną miłością, jeśli tylko poświęcali jej swój czas.
    — I zakładasz, że tak po prostu z tobą pójdziemy? — rzuciła unosząc pytająco brew. Collins zawsze wpadał i po prostu działał i chociaż wcześniej jej to nie przeszkadzało, to od odejścia Arno chciałaby sama zarządzać czasem. Problem był w tym, że nikt nie wiedział o sytuacji z chłopakiem i nie mogłaby wytłumaczyć swoich potrzeb. — Masz rację, nie mam obiadu — powiedziała po chwili milczenia i zaśmiała się pod nosem. Momentalnie zaczęła ubierać siebie, szykowanie Ilu zrzucając na Russella, wcześniej podając mu wszystko dla małej. Kiedy była gotowa, przez chwilę wahała się nad wzięciem wózka, ale znając swoją córkę odpuściła, bo i tak na nic by się nie przydał.

    OdpowiedzUsuń
  32. Kolejny niemy poranek, wzmocniona kawa i dwa papierosy, odpalone praktycznie jeden od drugiego. To powoli stawało się rutyną, Langdon nie liczył już nawet ile dni pod rząd był w stanie tak funkcjonować. A wszystko dlatego, że nawiedziło go stado baranów, narobiło burdelu (dosłownie), osuszyło kilkanaście sklepów z alkoholem w tej części Florydy i wyjechało, zostawiając po sobie atmosferę grozy i zniszczenia, oraz nieprzytomnego Daniela, który spędził prawie tydzień w domu, imprezując z tymi ciołkami, izolując się od reszty znajomych. W końcu jednak wygrzebał się z pościeli, pozbierał walające się po podłodze w salonie butelki, staniki bliżej nieokreślonych dziewczyn wywalił do śmietnika i sprawdził pocztę- dziesięć nieprzeczytanych maili. Telefon- osiem połączeń i 20 smsów, na które nie odpisał. Cudnie. Przebosko.
    Ale... Teraz było inaczej. Przede wszystkim, okazało się że to wcale nie ranek- tylko wczesne popołudnie, więc naprawdę musiał być nieprzytomny, kiedy spojrzał na zegarek. Po drugie, ktoś dobijał się do drzwi, ale nim Danny zdążył podnieść się z kanapy ktoś przeszedł już z kuchni do drzwi frontowych. Bettley zmarszczył brwi, zastanawiając się kto to do cholery może być, przecież sprawdził każde pomieszczenie...
    Zerwał się z kanapy i sam poszedł do drzwi wejściowych, ubrany jedynie w bokserki, żeby zobaczyć jak jego przyjaciółka-striptizerka, w samej bieliźnie rzecz jasna, otwiera już drzwi komuś, kto szczerzył się od ucha do ucha i...
    -Bella- wychrypiał, zerkając na Michelle, alias Belladonnę.- Zrób nam kawy. A ty, Russ... Nie- uniósł ręce w obronnym geście, gdy Collins rzucił się by go przytulić.- Nie ma mowy.

    Twoja kochana (lub nie) Oleńka

    OdpowiedzUsuń
  33. [No i stało się. Masz kogoś w sam raz dla Russella. Chcesz wątuś z moją drugą postacią?]

    Cali Reed/Danny Langdon

    OdpowiedzUsuń
  34. Anne na imprezę dotarła przed czasem, jednak jak to ona nie zamierzała czekać na swojego towarzysza. W końcu nie czeka na niego z obiadkiem. Wchodząc do pomieszczenia nie była za bardzo zachwycona. Imprezy, na które chodziła zazwyczaj były ciekawe. No, ale jeśli ludzie upijają się jeszcze przed wejściem... Jednym słowem zabawa gwarantowana. An czasami też przed imprezą łykała jakiegoś drinka. Dla polepszenia samopoczucia. Usiadła przy barze zabawiając mocnego drinka. Kelner puszczając do niej oczko podał jej alkohol. Dziewczyna podparła głowę dłonią sącząc napój. W końcu w tłumie zobaczyła dziką rękę Russella. Machał jak opętany, a jego mina... Chyba nie miała nazwy. Jedyne co można było o niej powiedzieć, to że jest minką Collinsa. Tyler porzucając resztki drinka wstała i podeszła do chłopaka uśmiechając się szeroko.
    - Wariat... - powiedziała i usiadła obok niego. Miłe powitanie nie ma co.

    OdpowiedzUsuń
  35. Destiny nie myślała o tym, by z kimkolwiek się kontaktować. Jeśli ktoś się do niej odezwał, było to miłe, owszem, ale od czasu wypadku miała wrażenie, że sama jest tylko ciężarem. Nie chciała się nikomu narzucać. Wystarczyło, że patrzyła na to, co zrobiła z Natem. Wywróciła jego życie do góry nogami. Nie był szczęśliwy, a ona momentami miała ochotę ze sobą skończyć. Oczywiście, nie zamierzała wprowadzać tego planu w życiu, ale myślała o śmierci... Kochała Nate'a, a myśl, że go unieszczęśliwia, doprowadzała ją do rozpaczy.
    Russell spadł jej, jak z nieba, naprawdę. Nie była w dobrej kondycji, zarówno jeśli chodziło o zdrowie, jak i psychikę. Samotność jej nie sprzyjała.
    Zamknęła za nim drzwi i pokuśtykała za nim do kuchni, opierając się o framugę. Wzruszyła niedbale wątłymi ramionami. Nigdy nie należała do specjalnie krągłych, ale teraz była po prostu chuda.
    - Miałam wypadek z Natem. Właściwie, chodzę dopiero od kilku dni - powiedziała spokojnie, siadając na krześle. Stanie jej nie służyło. Nie chciała się użalać, dlatego starała się sprawiać wrażenie pogodzonej z losem. Ot, mówiła spokojnie, może nawet obojętnie, choć w środku wciąż chciało jej się płakać.

    Des

    OdpowiedzUsuń
  36. [HA! masz to jak w banku- tylko niech Ci net wróci, bejbe!]

    Cali

    OdpowiedzUsuń
  37. [Dobra, Mitch nie wypalił. Chcesz z Savannah, która wkrótce będzie dziewczyną Dana? xD]

    Savannah

    OdpowiedzUsuń
  38. Gdy tylko się zatrzymał, Kassidy nie szczędziła na przekleństwach niemieckich.
    -Russ! Na litość! Wiesz, że dbam o moje maleństwo jak cholera! Dlatego chyba zapomniałam Ci wytłumaczyć, jakie panują zasady, gdy siedzisz za kółkiem. Najważniejsza z nich to: nie rozwalić auta! Dlatego, jeżeli masz zamiar prowadzić i masz ochotę porozmawiać... PATRZ NA DROGĘ! Mogę Ci to przeliterować, albo po Niemiecku wyłożyć! - mówiła bardzo podenerwowana, przez co jej słowa były szybkie, a to skutkowało wyraźnym akcentem ojczystym.
    Była rodowitą Niemką, zatem w genach miała dbanie o samochody, szczególnie o swój. Wszak Niemcy przeważnie utrzymywali swe auta w stanie nienagannym i nawet te, które miały 20 lat trzymały się wspaniale i tak samo się prezentowały.
    Nic więc dziwnego, że tak nerwowo zareagowała, widząc CO się na nich zbliżało. Jakby nie patrzeć, samochód sportowy nie miał szans w starciu z ciężarówką. O dalszym życiu dwójki przyjaciół nie było już mowy.
    -Chyba postradałeś zmysły - stwierdziła po chwili, oddychając ciężko i odrobinę się uspokajając. Kolczyk zachrobotał o zęby z irytacją.

    OdpowiedzUsuń
  39. [Dobra, Słońce! Chcesz jakieś powiązanie i wąciszcze z Jani? :D Instytut (mam takie wrażenie) już się nie podniesie, bo administracja dała sobie spokój -.- I nasz regulamin w pizdu poszedł ]

    Jani

    OdpowiedzUsuń
  40. Jean spojrzała na niego spode łba nie wnikając w to co robi, dopóki przez środek pokoju nie buchnął wielki płomień prawie przyprawiając ją o zawał serca. Zupełnie niekontrolowanie pisnęła, czego natychmiast pożałowała, widząc rozbawioną twarz Russela.
    - Ja też zapomniałam - mruknęła i podrapała się bezradnie po plecach.
    - No i co? Chcesz im spalić dom, czy co? - zmarszczyła czoło nie do końca widząc co przez zemstę chłopak miał na myśli. Podeszła jeszcze raz do okna. Najwyżej złamie nogę. Ciekawe czy lepiej skacze się w glanach czy bez nich? Może usztywnią kostkę, to chociaż ona się nie złamie. Boże, co za głupie rozważania. Odwróciła się do chłopaka, wyczekując na jego odpowiedź, któej jakoś dziwnie się bała.

    OdpowiedzUsuń

  41. Anne nie była jeszcze sztywna, ale już trochę szalała. Gdy chłopak ją cmoknął uśmiechnęła się. Zapach jej nie przeszkadzał. Sama nie była lepsza. Klub nie był jakiś super. Było duszno i w ogóle. Ważne jednak, że można było się napić i potańczyć. Tyler nie potrzebowała niczego więcej do szczęścia. No może tylko jednego...
    - Pora. - powtórzyła i rozłożyła się na kanapie.
    Nie miała początkowo jakiegoś pomysłu. No w sumie pomysłów multum, ale jakiś ciekawy i oryginalny, by się przydał.
    - Mam. - uśmiechnęła się do niego i przeczesała palcami włosy.
    Jeśli oboje mieli to samo na myśli to oczywiście. Jednak chyba tak. Russ był dość szalonym chłopakiem. Tak jak Anne. Więc pewnie mógłby to zrobić wszędzie. Nawet w stole na klubie, na ladzie. A w toalecie to już chyba na pewno. No może brakowało, by miejsca.

    OdpowiedzUsuń
  42. - Spoko – mruknął właściwie do siebie i zaczął jazdę po Palm Springs.
    Całe szczęście, że rano zatankował, więc mogą jeździć naprawdę długo. Żaden z nich się nie odzywał. Patryk nie sądził, że miałby o czym z tym kimś rozmawiać, więc w ogóle nie próbował jakkolwiek zagadać. Oczywiście nie lubił ciszy, więc chciał włączyć muzykę, ale znając życie osobie obok by nie bardzo pasował rodzaj. Na pierwszy rzut oka nie wyglądał na kogoś, kto lubi słuchać hip-hopu, więc to sobie odpuścił.
    - No nie jestem – czy tak łatwo szło to zauważyć? – Przeprowadziłem się tu z Polski, ale i tak jak większość ludzi tu mieszkających pewnie nie masz pojęcia gdzie to jest – niektórzy tutejsi myślą, że ten kraj to wyspa lub leży gdzieś w Azji.
    Można walnąć głową w stół a i tak idiotów się nie pozbędzie.

    OdpowiedzUsuń

Archiwum