wtorek, 29 stycznia 2013

"Niemand weiß, ich bin unzerstörbar."*



Bo najważniejsze w tym życiu to iść przed siebie z dziarską minką.
Mimo wszystkich niedogodności być zawsze zuch dziewczynką.
Nie poddawać się,
Być... niezniszczalną.

Kassidy Finola Darkness
Ur. 29.10.1993 roku w Duisburgu (Niemcy, Nadrenia-Westfalia)
Klasa III o profilu muzycznym
Zajęcia twórczego pisania

Kassidy przyjechała tu ze swoimi rodzicami do Palm Sprigns pięć lat temu. Język niemiecki zna do perfekcji, trochę gorzej z angielskim, dlatego nie zdziw się jeśli usłyszysz jakieś niemieckie określenie, gdy nie będzie znać angielskiego odpowiednika.
Kassidy jest wynikiem burzliwego małżeństwa na odległość znanej projektantki mody i senatora. Niemka swoją dobrą sytuacją materialną się jednak nie afiszuje (no oprócz samochodu). Posiada starszego o rok brata, który uczęszcza do tej samej szkoły. Mieszkają razem w domu na przedmieściach Palm Springs, a ze względu na zawody ich rodziców, rzadko ich widują (czasem rzadziej niż raz w miesiącu).

"Wariatka, która właśnie uciekła z psychiatryka i szukają jej ci od białych kaftaników i izolatek."
Niezłomna postawa dziewczyny od zawsze zadziwiała. Wiecznie otwarta na nowe doznania i eksperymenty (w szczególności kulinarne), zawsze uśmiechnięta i wiecznie roześmiana.
Od przełomowego etapu w jej życiu, od drastycznej zmiany z cichej, niepewnej i wiecznie bojącej się odezwać dziewczynki (ciężko w to uwierzyć, ale kiedyś taka była i to także miało swoje przyczyny), wierzy w sentencje "carpe diem" oraz "dum spiro spero". Stosuje się do ich zasad, rozumiejąc je naturalnie na swój sposób.
Patrząc jej oczami, można dostrzec świat przepełniony kucykami Pony i różowymi tęczami. Wszystko wydaje się tak wspaniałe... zupełnie, jakby była na wiecznym haju. Od razu uprzedzam, ona nic nie bierze!
Bywa niezdarna, jednak ma dystans do samej siebie i potrafi się z siebie śmiać.
Jej szaleństwo już dawno wymknęło się spod kontroli. Jeśli ją znasz i jeśli pewnego dnia poczujesz, że ktoś Ci wskoczył na plecy znienacka... możesz być pewny, że to ona. To chyba jej jedna z wielu cech rozpoznawczych.
Adrenalina jest jej stałym i mile widzianym gościem. Jeśli jest szansa, by jej serce zaczęło bić szybciej, złapie ją za nogi i nie puści dopóki ta nie zgodzi się jej służyć. Zapewne dlatego Darkness uwielbia oglądać horrory.
Mimo swojej postawy, jest kobietą niezwykle wrażliwą. Łatwo można ją zranić, chociaż nigdy się do tego nie przyzna.
Gdy na swojej drodze dostrzeże coś, bądź kogoś pięknego czy z charakteru czy z wyglądu, niewątpliwie będzie studiowała daną rzecz bądź osobę poprzez oglądanie, czy też rozmowę.  Bo to co piękne, jest niezwykłe.
Nigdy nie odmawia sobie przyjemności. Tej seksualnej tym bardziej. Niektórzy posądzają ją jako kobietę wykorzystującą mężczyzn (a nie na odwrót) i uwodzącą kobiety. Jednak uważaj... Gdy będzie przechodziła korytarzem, powiesz przez przypadek że ją miałeś i ona to usłyszy... Odwróci się do Ciebie, podejdzie i powie, że to nie Ty ją wykorzystałeś, ale ona Ciebie.
Kassidy nigdy nie śpiewa publicznie. Zawsze pozwala gitarze na uwolnienie głosu. Pozostawia tą piękną rolę jej, gdyż twierdzi że ona nie potrafiłaby tego nigdy zrobić. Do tej pory ludzie słyszący ją jednak mówili, że potrafi śpiewać i powinna coś z tym zrobić. Jedyną osobą w Palm Springs, która ją kiedykolwiek słyszała, jest jej brat.



167 centymetrów zdrowego szaleństwa. Jest drobna. Jej naturalny kolor włosów widzieli chyba tylko rodzice i brat. Obecnie farbuje je na rudy, bądź czerwony. Zawsze z jednej strony włosy są wygolone,  ułożone w artystycznym nieładzie. Czupryna jednak jest jej wizytówką. Spod przydługiej grzywki patrzą czekoladowe, ciepłe i wiecznie roześmiane oczy, przeważnie podkreślone kredką i eyelinerem dla nieco bardziej drapieżnego wyglądu.
 Kobiece kształty nie są zbytnio eksponowane przez "męski" styl ubioru: glany, rurki luźne w kroku, podkoszulek lub jakaś bluzka, koszula z długim rękawem wiecznie rozpięta. Nie można zapominać naturalnie o dodatkach tupu: pieszczochy na nadgarstkach, nieodłączny wisiorek z kostką do gry na gitarze, kolczyki i tatuaże. Kolczyków w uszach jest łacznie 13 (7 w jednym, 6 w drugim), ponadto jeden w prawej brwi, jeden w dolnej wardze po prawej stronie i kolejny w języku. Tatuaże natomiast ma dwa. Jeden symbolizujący węża na łopatce, a drugi... ukryty dla świata.



Gra na gitarze jest jej pasją| Często grając wymyśla utwory na bieżąco, jednak nigdy ich nie zapisuje| Często gra w parku bądź w różnych barach| Ma wydzierżawionego konia rasy fryzyjskiej Aidana, który liczy sobie 6 lat, a na którym częśto jeździ| Porusza się po mieście prezentem na 18stkę - Saabem Aero X | Potwornie boi się pająków| Uwielbia długie kły u swoich kochanków/kochanek (takie jej wampiryczne zboczenie)| Zawsze ma przy sobie paczkę papierosów waniliowych| Nie znosi wódki| Jest biseksualna| Ma dziwne zboczenie na punkcie wanilii i kocha to, co waniliowe|

|Powiązania| Wspomnienia|

_________________________________________________________________________
Od Autorki:
Kassidy wraca. Karta pewnie będzie miliony razy jeszcze zmieniana.
Chętna na powiązania, chętna na wątki. Nie przepadam za zaczynaniem, ale odświętnie mogę i zacząć. 

*"Nikt nie wie, że jestem niezniszczalny."  OOMPH - "Unzerstörbar"

141 komentarzy:

  1. [Cieszy mnie, że karta się podobała, powstawała trochę w bólach, jak każda moja karta zresztą. Co do spotkania Kass i Daniela- no cóż... klasa muzyczna prowokuje tutaj jakiś początek, mimo że on jest z rocznika wyżej. Oprócz tego Danny to raczej taki pies na baby, więc niewykluczone, że Darkness mogła mieć z nim co nieco do czynienia w tej materii (oczywiście, nie mówię od razu o seksie) przy jakiejś bliżej nieokreślonej towarzyskiej okazji. No i muzyka- on przecież jest czynnym członkiem zespołu, więc tutaj też można coś wysmażyć. Mam nadzieję, że te moje wypociny są chociaż minimalnie pomocne ;)]

    Danny Bettley

    OdpowiedzUsuń
  2. To takie dziwne. Jeszcze dwa dni temu był w Nowym Jorku i- pomijając fakt, że większość tego czasu przeleżał na miękkim dywanie w pokoju Layli, robiąc jej za żywy materac, razem z Shadow i Moses- musiał brylować na salonach, czego serdecznie nie znosił. 90% ludzi, których się tam spotykało to malkontenci, nieudacznicy albo debile, a przynajmniej tak wyglądali z perspektywy Langdona. Musiał jednak pojawić się z ojcem i matką na tej pseudo-prestiżowej gali. Dobrze przynajmniej, że miał zajęcie, bo noszenie Layli na rękach przez cały wieczór było bardzo dobrym sposobem na uspokojenie się. Bo przecież nie obyło się bez kłótni z ojcem, bez wrzasków matki i płaczu sześciolatki, która najbardziej nie lubiła tego rodzaju spięć. Później jednak ktoś- pewnie Chardonnay- ubrała małą w jej fioletową sukienkę, Danny wbił się w marynarkę i mogli iść, pouśmiechać się podczas pozowania do zdjęć z rodzicami i wrócić do domu. A teraz znowu był w Palm Springs, z Shadow i Moses, mógł migać się od niewygodnych zajęć, podrywać stażystkę od śpiewu, kręcić nosem na stołówkowe żarcie i w zaciszu swojego domu oglądać American Horror Story, zajadając się przy tym krewetkami zapiekanymi w serze i popijać je czerwonym winem. Życie było fajne, jeśli umiał się je dobrze ustawić.
    Ale była też szkoła, w której od czasu do czasu musiał się pojawiać, jak na przykład w środę, tuż po powrocie z Nowego Jorku, niewyspany, ale mimo wszystko zwarty gotowy. Audi zatrzymało się w idealnej odległości od słupka, a Langdon wysiadł z niego, nie przejmując się zupełnie tym, że nad jego miejscem parkingowym wisi tabliczka "Tylko dla personelu". Woźny mu to wybaczy. Zawsze wybaczał.
    Zapowiadał się kolejny nudny dzień, ale- ku szczerej uciesze Bettleya- już na pierwszych zajęciach pojawiła się szansa, żeby trochę się rozerwać. Mógłby przysiąc, że skądś znał ten charakterystyczny sposób układania włosów, ale wolał nie strzelać w ciemno i dlatego leniwym wzrokiem przebiegł kartkę, którą dziewczyna nieudolnie próbowała zasłonić.
    -Źle.- mruknął cicho, nawet nie patrząc w jej stronę i udając, że słucha tego co mówił wykładowca. Jednocześnie przewracał kartki w leżącym na ławce podręczniku, dopóki nie zatrzymał się na odpowiednim rozdziale.- Zrzynaj. Tylko szybko- poradził dobrodusznie, uśmiechając się pod nosem, gdy młodsza o rok dziewczyna przygryzła ze zdenerwowania wargę.- Spisuj mówię, bo nie zdasz.- dodał, odchylając się na krześle. Teraz wszystko zależało od niej i od tego co zrobi z otwartą książką leżącą na ławce.

    Danny

    OdpowiedzUsuń
  3. Teoria muzyki, czyli coś czego Daniel nie znosił najbardziej, trwała w ostatniej klasie równe dwie godziny z racji dobrze ułożonego programu, ale każda minuta tej lekcji wydłużała się niebotycznie, osiągając rozmiary niepojęte dla średnio rozbudzonego rozumu Langdona. Był to za to świetny przedmiot dla tych bardziej konserwatywnych uczniów, którzy zamierzali spędzić życie we frakach w filharmonii tudzież w kostiumach Wikingów i Walkirii w operze; słowem- było to nudne i pozbawiało muzykę radości tworzenia. Dlatego Daniel z przyjemnością oddawał się takim ambitnym rozrywkom jak patrzenie przez okno, drapanie się za uchem, sprawdzenie maila (chyba z dziesięć razy) i napisanie kilkunastu smsów do swojego gitarzysty, który właśnie wylegiwał się w jego domu za miastem.
    -Langdon! Co ty tam robisz pod ławką?- to zdanie przedostało się do świadomości Dana o kilka sekund za późno, mimo to udało mu się niepostrzeżenie zamknąć książkę i schować telefon do kieszeni.
    -Słowo honoru, że nic, panie profesorze!- rzucił "wzorowy uczeń", szybko kładąc obie ręce na blacie i wzbudzając wesołość u męskich przedstawicieli klasy. Nauczyciel z surową miną zerknął w jego notatki, a widząc zdecydowanie niedostateczny brak wiedzy, którą próbował wtłoczyć do tego pustego, rudego łba, pokiwał głową ze śmiertelnie poważnym wyrazem twarzy i odszedł mrucząc coś pod nosem. Bettley zerknął na dziewczynę i mrugnął do niej porozumiewawczo, szukając w myślach jej imienia i dopasowując je do twarzy. Kassidy.
    -Langdon, patrz na tablicę i nie próbuj jej podpowiadać!
    -Ale kiedy ja nic nie poradzę, że ona nic nie umie!
    -To już ja zweryfikuję, jeśli pozwolisz.
    Na te słowa Danny po prostu wzruszył ramionami i znowu zaczął zezować na sprawdzian Darkness; na szczęście nikt już nie zwracał na niego uwagi, kiedy zaczął zapisywać jej przynajmniej jedną prawidłową odpowiedź na kartce, oczywiście tak, żeby mogła to odczytać.

    [no dobra, jakość nie powala, ale wyżywam się tu artystycznie na dwa fronty i to mi wcale nie pomaga]

    Danny

    OdpowiedzUsuń
  4. [Miało być całkowicie logicznie, ale przeziębienie mi na to nie pozwala ;D Przeczytałam, że nie lubisz zaczynać, więc o pomysły spytam Ciebie :) A jeśli nie masz to ja jakieś rzucę, ale raczej bardzo oryginalne one nie będą :)]

    OdpowiedzUsuń
  5. Adam z aparatem fotograficzny to bardzo normalny i częsty widok. Chodził po Palm Springs i robił zdjęcia różnych budynków i krajobrazów do najważniejszej pracy w semestrze. Nie miało tam być ludzi, ani jednego. Nie mieszkał w dużym mieście, ale naprawdę było ciężko złapać coś bez ani jednej osoby. Starał się jak mógł. Czasami czekał około godziny, żeby zrobić czemuś zdjęcie. Posiadał trochę cierpliwości, więc nie było to aż takie ciężkie, jakby innym się mogło wydawać. Czasami jednak nie wytrzymywał i szedł dalej, aby wrócić do tego miejsca wieczorem, gdy raczej już nikogo tam nie będzie. Wyglądał na osobę bardzo skupioną, wiedzącą co robi. Tak też było, przynajmniej mu się tak wydawało. Jedno zdjęcie, drugie, trzecie, czwarte... Ujęcie od dołu, z prawej strony, z lewej strony, z góry niestety nie było jak, bo musiałby wejść na dach zabytku, a to raczej nie było bezpieczne, więc wolał nie ryzykować. W końcu nikogo nie widział przy fontannie w parku. Zrobił zdjęcie, a na nim czyjaś twarz.
    - Nosz kurwa! - wrzasnął. - Czekać tyle czasu, żeby nikogo nie było, a tu Ci się jeszcze ktoś w kadr wpierdoli! - krzyczał w sumie sam do siebie i kopnął piaskiem.
    Nie lubił, gdy ktoś przeszkadzał mu w jego zajęciu, a takie coś właśnie za coś zbędnego uważał. Wtedy się denerwował, nawet stawał się agresywny, więc można współczuć osobom znajdującym się w pobliżu.

    OdpowiedzUsuń
  6. [niestety, nie mam już czasu żeby odpisać, ale obiecuję zrobić to jutro :)]

    Danny

    OdpowiedzUsuń
  7. Zawsze szybko się denerwował, więc i teraz nie mógł się od tego ustrzec. Cała ta sytuacja była dość dziwna, bo przecież to nie jej wina, że sobie tamtędy przechodziła i w ogóle go nie zauważyła. Brakowała mu już nikotyny. Wyjął papierosy z paczki i odpalił.
    - Palisz? - wyciągnął paczkę w jej stronę.
    Zdecydowanie kolejność powinna być inna, bo najpierw powinien się jej spytać, a potem dopiero wziąć fajkę dla siebie i się nią delektować jak najlepszym słodyczem świata. Zawsze wtedy spływały z niego te negatywne emocje i zaczynał racjonalnie myśleć.
    - Tak w ogóle to przepraszam za moją reakcję, ale cholernie długo się męczę dziś z robieniem zdjęć - trzeba zapisać to w kalendarzu, bo rzadko zdarza się, że tłumaczy się, a co dopiero przeprasza.
    Najwidoczniej czasami nawet wobec innych miał jakieś ludzkie odruchy.

    [Przepraszam, że tak krótko :) Obiecuję, że się poprawię :)]

    OdpowiedzUsuń
  8. [Kass <3
    Nie trzeba dużo mówić, że Russ i Kass, to dwa ziomale do poruchania i innych takim imprez. Więc albo jakaś impreza z bilardem i innymi takimi, albo wspólna przejażdżka konno. Możemy założyć, że Russ przez jakiś czas był w Nashville i dawno się z Kass nie widzieli ^^ ]

    OdpowiedzUsuń
  9. [ Pedałke Russiałke ]

    Był wykończony po locie z Nashville. Ale musiał iść do szkoły, bo obiecał Joshowi, że jeżeli przepieprzą się ze sobą po powrocie, a było sporo po czwartej nad ranem. A zakład to zakład i Russell przyjmował każdy, niezależnie od trudności.
    Był jak trup, bo jednak seks ze starszym Collinsem do wycieńczających należał. Szedł powoli po korytarzu, oczywiście spóźniony na pierwszą lekcję. Nawet kawa, poranne śniadanie i papieros nie dały rady.
    Nagle poczuł jak coś skoczyło mu na plecy. Nie rzucał się, tak jak normalny osobnik by to zrobił, tylko chwycił osobnika za nogi i poszedł z nim do schowka. Jeżeli ktoś był na tyle głupi, żeby rzucić się Russowi na plecy z samego rana, to musiał ponieść tego konsekwencje.
    Kiedy zamknął za sobą drzwi, zrzucił osobnika z pleców i uśmiechnął się szeroko, kiedy zobaczył swoją małą, kochaną Kass. Przesunął palcem po jej brodzie i delikatnie pocałował ją w usta.
    - Cześć, kochanie - powiedział wesoło i oparł się o półkę. Rozejrzał się po miejscu, szturchając palcem jakiś płyn z chemikaliami. - Pamiętasz? Chyba tutaj się poznaliśmy. A tak poza tym, tęskniłem. Coś ciekawego się wydarzyło pod moją nieobecność?

    OdpowiedzUsuń
  10. Uniósł zdziwiony brew, zakładając ręce na piersi. Przyglądał jej się oschle, niemalże ze złym wzrokiem, a gdy ona wyglądała na speszoną, bo szykowało się, jakby miał strzelić zaraz arcywielkiego focha, uśmiechnął się szeroko i zaczął bez opamiętania się śmiać. A jego śmiech ostatnimi czasy przypominał odgłosy godowe walenia albo jakiś atak duszności.
    - Wiesz Kass - powiedział między chichotami. - Jeżeli nie spałabyś całą noc przez durny lot samolotem, a potem kochałabyś się ze swoim bratem przez następne trzy godziny, a potem szła do szkoły, też byś była równie bez życia, jak ja - powiedział rozbawiony, a potem podszedł do niej i przytulił ją mocniej, niż ona jego. - Tęskniłem, Ty ognisty trollu, ale naprawdę nie mam dzisiaj siły.
    Przykucnął i zaczął grzebać między chemikaliami. Cóż, chodził do tej szkoły na tyle długo, że już zaczął posiadać swoje własne schowki, mając pewność, że nikt tam nie zajrzy.
    Chwilę pogrzebał, coraz bardziej się zastanawiając czy jego tajemna skrytka nie została jednak odkryta, ale w końcu wyjął fioletowe pudełko, dość mocno przybrudzone kurzem i oblepione jakimiś środkami czystości.
    - No ale skoro tyle się nie widzieliśmy, bo Ty robiłaś swoje, a ja posiedziałem sobie jakiś czas w rodzinnych stronach, to pora uczcić powrót do normalności, co? - stwierdził, otwierając wieko pudełka.
    Kassidy bez problemu mogła się domyślić, co też Ever mógł tam schować. Słodycze, papierosy, a nawet alkohol - wszystko, co potrzebne na spontaniczną, kilkuosobową imprezę. I saszetka z drobnymi na czarną godzinę, jakby ktoś spontanicznie chciał zamówić pizze. Bo co jak co, ale sprawy imprez Collins miał przemyślane idealnie.

    OdpowiedzUsuń
  11. - Zależy czy chcemy wykorzystać niedociągnięcia w umowie z Joshem - powiedział z żelką-wężem w ustach, w ręku trzymając całą, wielką paczkę tego przysmaku. - Powiedział, że mam być w szkole. I jestem. Ale o tym, że mam przesiedzieć do końca zajęć, już nie wspomniał - wzruszył ramionami.
    Wyjął z paczki żelka i usilnie próbował go wsadzić do ust Kass, ale stała, a on kucał, więc nie mógł dosięgnąć do jej ust i ostatecznie wsadził jej węża w dekolt.
    - Co prawda będzie zły, ale kogo to obchodzi? Odobrazi się szybciej niż obrazi, jak to my.
    Ziewnął i odtworzył puszkę z energetykiem o smaku mojito, tak obrzydliwym i nieprzypominającym w smaku tego drinka, że od razy stawiało go na nogi.
    - I potem co? Możemy jechać do stadniny. Ale nie tam, gdzie trzymasz Aidana, bo Josh teraz zaczął tam pracę i... Domyślasz się co będzie, jak mnie zobaczy? Na pewno skończą się poranne podwózki do domu jego Audi i będę musiał jeździć tym moim rozwalającym się czymś. Ostatnio rozwaliłem sobie zderzak i ogólnie całość się rozpada. I... - uprzedził ją, wiedząc co Kassidy chce powiedzieć. - Nie, ojciec nie kupi mi nowego, patrząc po tym jak jeżdżę. Dał mi używane gówno tylko po to, że jak w końcu je rozbiję, to znowu załatwi mi jakieś używane inne gówno. Ale czy ja naprawdę jestem nieodpowiedzialnym kierowcą?

    OdpowiedzUsuń
  12. [Dobra, na początku przepraszam za zwłokę- złośliwość rzeczy martwych nie zna granic, a mój komputer jest złośliwy i odmówił posłuszeństwa...]

    Zastanawianie się jakim człowiekiem jest Langdon jeszcze nikomu nie wyszło na dobre. Zwyczajnie, nigdy nie da się do końca przewidzieć skutków katastrofy naturalnej, a Danny Langdon na pewno taką był. Jak to kiedyś błyskotliwie ujął: I am rock'n'roll, living a life you could only dream of i coż... I trzymał się tego, ciągle wywracając sobie lub znajomym życie do góry nogami. No bo czego można się było spodziewać bo oderwanym od rzeczywistości kolesiu, który lubi muzykę, szybkie samochody i kobiety, chociaż te najczęściej na krótko? Na pewno nie tego, że będzie przewidywalny. A pomaganie Kassidy przy sprawdzianie traktował jak swego rodzaju sport, dwuosobową konkurencję z nauczycielem, którą można by określić jako "co mi zrobisz jak mnie złapiesz?".
    Przez resztę lekcji spoglądał już tylko na zegarek, zastanawiając się co on tam właściwie robi. Mógł zostać w domu i się wyspać... I genialny pomysł ucieczki ze szkoły, który właśnie narodził się w głowie Bettleya, został przerwany donośnym dzwonkiem. Dziewczyna zbierała się, żeby wyjść z innymi na przerwę i Daniel podjął błyskawiczną decyzję, wybiegając z klasy zaraz za nią. To nic, że w teorii miał jeszcze godzinę tych zajęć w planie- o wiele bardziej wolał wyjść i posiedzieć na świeżym powietrzu, zorientować się co się w szkole zmieniło od jego wyjazdu do Europy i z powrotem...
    -Uch. A ty nie masz co robić tylko pisać jakieś debilne sprawdziany o takiej nieludzkiej porze?- zaatakował Kassidy, uśmiechając się przy tym kpiąco.- Chyba nie powiesz mi, że zamierzasz teraz grzecznie pójść na następne zajęcia?

    Danny

    OdpowiedzUsuń
  13. Wstawanie przed godziną ósmą jest wręcz nieludzkie. Maks miał bardzo głęboki sen, więc na szczęście w nocy się nie budził i jako-tako się wysypiał, chociaż do ideału było daleko. Nigdy nie chciało mu się jechać do szkoły, ale przecież musiał, bo rodzice będą rzucać kolejne groźby. Cieszył się, że to był najprawdopodobniej ostatni rok jego nauki. Nie szło mu jakoś specjalnie dobrze, ale potrafił sobie wszystko z nauczycielami wynegocjować (z paniami miał o wiele mniej problemu niż z panami, ale to chyba logiczne).
    Wyjątkowo nie spóźnił się na pierwszą lekcję, czyli najnudniejsze co może być - specjalizacja. Pisanie projektów było tak bardzo ciekawe, że co druga osoba przysypiała. Na ostatnich pięciu zajęciach nie był, więc teraz obowiązkowo musiał napisać i oddać swoją pracę. Szło mu to sprawnie, ponieważ zaślepiona profesorka nie zauważyła, że Darkness korzysta z podręcznika. A może po prostu nie chciała tego widzieć? Obie opcje są bardzo prawdopodobne. Znudzony wyszedł z sali i od razu skierował się do swojej szafki. Wrzucił tam niepotrzebne mu już książki i różne kartki z zapiskami lub jakimiś rysunkami, które w sumie nic nie przedstawiały, ale Maks to Maks, go nie ogarniesz. Po chwili poczuł, że ktoś do niego przywarł. Wiadomo - Kass, bo któż inny by wpadł na tak genialny pomysł jak nie Ona?
    - Też się cieszę, że Cię widzę, chociaż Cię nie widzę - zaśmiał się. - Pojedziemy, pojedziemy. Mi też się tu nie chce siedzieć - zapomniał dodać, że oczywiście on prowadzi i jadą jego kochaną Audicą, o którą dba jak o dziecko, którego (na szczęście) nie ma (lub też nie wie, że ma - wszystko jest możliwe).

    Maks

    OdpowiedzUsuń
  14. Kass jak zwykle zaczęła mówić dużo, a on wyłapywał co drugą informację, bo niestety, ale o takiej porze, po takim zajęciu raczej ciężko mu się myśli. Powoli rozważał propozycje, które zapamiętał.
    - Ja tak proponuję w sumie zrealizować wszystko - najłatwiejsza odpowiedź, którą znalazł. W końcu musiał się jakoś wybronić z tego wszystkiego, tym bardziej, że wiedział, że jego "malutka siostrzyczka" się na to zgodzi.
    - To najpierw jedziemy moim autem - z naciskiem na "moim" - kupić kawę i potem na jakiś czas do Aidana. Oczywiście kupię jeszcze jakieś procenty, bo Ci się nie będzie chciało tyłka ruszyć - powiedział to, dlatego że miał nadzieję na to, że jednak to ona pójdzie po alkohol, bo miał najzwyczajniej w świecie lenia. - Potem pojedziemy do domu się z lekka ogarnąć, bo znając życie znowu będzie czuć od nas konia - lubił to zwierzę, ale tylko do momentu, w którym nie czuł jego zapachu (?) od siebie. - I oczywiście wbijemy się na jakąś zajebistą imprezę, którą rodzeństwo Darkness będzie musiało rozkręcić na maksa - zawsze tak było, więc i tym razem nie mogło być inaczej.
    Ta dwójka świetnie się bawiła w swoim towarzystwie i przy okazji inni z nimi też. Wiele osób dałoby się pokroić za to, aby mieć taką siostrę/takiego brata. Jednak jest tak jak to często powtarza Maks: "Takich trzech jak nas dwóch to nie ma ani jednego."
    Wykorzystał fakt, że Kass zeszła z jego pleców i ruszył w stronę wyjścia. Po ostatniej wizycie na siłowni był trochę obolały, a ona najlepiej codziennie zapewniałaby mu dodatkowy trening siłowy, którego on zdecydowanie nie potrzebował. Wbrew pozorom wcale mu to nie przeszkadzało, a nawet było to dla niego w jakimś tam stopniu miłe.
    - Kass, idziesz? - na chwilę zrobiło mu się za cicho i po drugie siostra zniknęła z jego pola widzenia. Były trzy opcje: albo stała już przy jego aucie, albo stała cały czas przy szafce i czekała aż Maks ją zaniesie, albo też za chwilę wskoczy mu ponownie na plecy. Ostatnia wersja była dla niego bardzo prawdopodobna, ale i tak znając życie trochę by się przestraszył.

    Maks

    OdpowiedzUsuń
  15. - Co Ty byś teraz beze mnie zrobiła? - zaśmiał się i ruszył dalej z dodatkowym bagażem na plecach, który ani troszeczkę mu nie przeszkadzał.
    Sam się ugryzł w język, że wymyślił sobie, że to on prowadzi. Na początku zero alkoholu. Nie był od niego uzależniony, ale nie lubił kierować autem, gdy czuł i widział, że ktoś obok pije piwo i w sumie robi mu to na złość.
    - Gdyby chodziło o sąsiadkę to bym wiedział o kogo chodzi, a tak nie mam pojęcia, więc nakreśl mi go troszeczkę inaczej - podeszli do czerwonego, sportowego auta.
    Otworzył Kass drzwi i zamknął za nią, a sam usiadł ze strony kierowcy. Czasami zdarzały mu się takie gesty, wobec siostry, tym bardziej, że lubił traktować ją jak księżniczkę.
    - Rozumiem, że po kawę tam gdzie zawsze? - uruchomił silnik i ruszył z piskiem opon. Nie ma to jak popisówka przed własną szkołą. Bądź co bądź wszystkie dziewczyny określane przez liczną część męskiego grona "tępymi dzidkami" lub też "w sam raz na raz" się obejrzały, a Maks się zaśmiał.
    - Mam dziś dzień dobroci dla zwierząt, więc pozwolę Ci zdecydować nad tym jaki alkohol pijemy - wytknął w jej stronę język i ponownie skupiał swoją uwagę na drodze, którą i tak już znał na pamięć, ale nie chciał nikogo przebiegającego przez ulicę potrącić.

    Maks

    OdpowiedzUsuń
  16. Nie lubił tego, gdy ktoś palił w jego samochodzie. Kassidy mogła się cieszyć, że była jego kochaną, młodszą siostrzyczką, bo miała ten przywilej, że mogła robić tam teoretycznie wszystko. W praktyce pewnie wyglądałoby to nieco inaczej, bo nie chciał mieć niczego do wymiany, bo i tak sporo pieniędzy (mniejsza z tym, że rodziców, bo akurat to go nie obchodzi) wrzucił już w wyklepanie maskie, bo stuczkę miał już wiele razy. Wszystko przez to, że często zajmuje się podczas jazdy za bardzo rozmową i wtedy zapomina o tym, że prowadzi i buum!
    Cały czas się uśmiechał słuchając opowiadania Kass o sąsiadce i sąsiedzie. Wiedział, że na pewno nie chodziła do nich na żadne pogawędki o polityce. Za każdym razem musiało być ciekawie, bardzo ciekawie, bo przecież Kass to Kass, a z sąsiadką i Maks miał doczynienia.
    - Tak przypadkiem zaliczyłem ją... poczekaj niech policzę - udawał, że coś kalkuje. - W sumie to nawet nie pamiętam ile razy, ale chyba żadna część jej mieszkania nie została od naszych grzesznych zabaw zachowana - nie czuł żadnego skrępowania, gdy mówił jej o tym. Pominął fakt, że pieprzyli się, bo tego nie nazwie kochaniem, u nich w domu, nawet w łóżku Kass, bo mogłaby na to dziwnie zareagować. Wyszło jak wyszło i czasu się przecież nie da cofnąć. - Wiesz w takim przypadku to na pewno Ty będziesz u niego bardzo mile widziana - lubił jej dogryzać w taki sposób, chociaż naprawdę bardzo rzadko mu to wychodziło. - Co do alkoholu myślałem, że więcej nawymyślasz - zaparkował przed kawiarnią. - Język masz po prostu dodatkowo przyozdobiony, mój za to robi wiele magicznych rzeczy - wysiadł z auto i poszedł po kawy.
    Oczywiście, żeby nie było w kolejce musiał postać i poczekać dłuższą chwilę. Zamówienie też zajęło mu względnie dużo czasu, bo obsługiwała go przepiękna blondynka, więc musiał zarzucić jakąś bajerą. Co chwilę cicho się śmiała lub udawała jakąś bardzo grzeczną dziewczynkę. Klienci za nim się już niecierpliwi, więc wziął co musiał, zapłacił i wrócił do auta.
    - Bierz - podał jej kawę według jej upodobania. - Wiedziałaś, że ktoś nowy tu pracuje? Właściwie to nowa pracownica jakaś, no chyba że to ja jestem jakieś tysiąc lat za Murzynami. - włożył kluczyki do stacyjki i uruchomił silnik. Wypił swoją kawę od razu - dla siebie wziął mrożoną, więc nie było problemu i ruszył z piskiem opon. - Ma fajne cycki i dupę i pewnie jest dobra - zaśmiał się i spojrzał na Kass.

    Maks

    OdpowiedzUsuń
  17. Czasami dla niego było dziwne to, że ze swoją siostrą wymieniał się partnerkami na chwilę. Z drugiej strony było ciekawiej, bo jak widać czasami zaliczyła kogoś szybciej niż on i zdawała mu relację. Tym razem zdecydowanie zniechęciła go do "pani z kawiarni".
    - Coś czuję, że dzisiejsza noc będzie długa - puścił do niej tzw. oczko.
    Maks kończył każdą imprezę z jakąś dziewczyną w łóżku. Nigdy oczywiście na początku nie może się na żadną zdecydować i czasami potrzebna jest mu pomoc jego młodszej siostry. W końcu znają się na wylot, więc szybko zdecydują za tą drugą osobę lub wybiorą całkowicie kogoś innego.
    - Kass, wiesz jak ja Cię kocham? - lenistwo bierze górę. Zaparkował przed monopolowym i cały czas patrzył na swoją młodszą siostrę. - Może jednak Ty ruszysz swój zgrabny tyłek i kupisz alkohol? Przy okazji zbajerujesz sprzedawcę czy też sprzedawczynię i będziesz miała małą próbkę na dzisiejszy wieczór? Proszę... - błagalny wzrok miał przekonać młodszą z rodzeństwa i na to też liczył.
    Czasami nawet nad nim lenistwo brało górę i próbował się kimś wysłużyć. Tym razem padło na Kassidy, ale co do niej nie miał pewności czy się zgodzi. Wszystkie inne dziewczyny od razu by biegły, gdyby się tylko słodko uśmiechnął. Ona była jego siostrą i znała chyba wszystkie zagrywki, które wykorzystywał przeciwko innym.

    Maks

    OdpowiedzUsuń
  18. Dla przechodniów, znających tą dwójkę i wiedzących, że oni są rodzeństwem, to co się działo w samochodzie mogło być przerażające. Każdy mógłby pomyśleć, że to rodzeństwo trzeba wysłać do psychiatryka, bo się za bardzo zapędzają. I tak pewnie znalazłoby się kilka(naście) osób, które uważają, że tą dwójkę łączy coś więcej niż tak naprawdę powinno. Maks ciągle się z tego śmiał, bo przecież ich zagrywki było normą, ale żadne z nich nie posunęłoby się dalej. Mają granicę, których nigdy nie przekroczą. A przecież to, że się czasami tak zachowują nic nie znaczy.
    Maksymilian opuścił szybę, wychil głowę i krzyknął "Mile spędzonych trzydziestu minut siostrzyczko!". Z auta nie widział sprzedawcy, więc nie wiedział ile czasu spędzi w sklepie. Znał Kass i miał pewność, że za byle-kogo się nie weźmie. Włączył muzykę i oczywiście na początku nie mógł nic ciekawego znaleźć. Utwór Afrojacka, Rock The House rozbrzmiał w głośnikach. Po chwili doszedł bas i Darkness mógł się lansować w swoim aucie. Zresztą robił to bardzo często, więc chyba już nikomu to nie było dziwne. Założył okulary przeciwsłoneczne i obserwował wszystkie przechodzące dziewczyny. Na jednych oko zawiesił na dłużej, na drugie w ogóle się dziwił, że spojrzał.
    Wyjął z kieszeni spodni telefon i zaczął odpisywać na smsy. Trzeba przyznać, że trochę ich było, więc pod nieobecność siostry miał czym się zająć.

    Maks

    OdpowiedzUsuń
  19. [Hej :) Zauważyłam, że na shoucie pytasz kto chętny na wątek, tak więc się zgłaszam jeśli nie masz nic przeciwko, bo moja Joss nowa tutaj i spragniona wątków.]

    Josslyn

    OdpowiedzUsuń
  20. An również była dosyć zwariowaną osobą i prawie każdy o tym wiedział. Robiła różne dziwne i przy okazji śmieszne rzeczy. Co nie zawsze podobało się innym. Czasami nawet ich to denerwowało, ale Anne to nie obchodziło. Była to ich sprawa. Ona taka była i musieli się z tym pogodzić. Niestety... Nikt nie mógł jej zmienić, chociaż wielu próbowało. Zajęcia z pływania były jednym z wielu miejsc, w których dziewczyna lubiła się wyszaleć. Nie zauważyła, że ktoś siedzi na trybunach. Co ją to obchodziło. Ktoś sobie siedział bo chciał. To chyba pływacy chcą być obserwowani, a nie widzowie. Po zajęciach Anne postanowiła jeszcze popływać. Najbardziej lubiła nurkować więc nie widziała gdy jakaś dziewczyna podchodziła do basenu. Gdy była pod wodą rozkoszowała się tym widokiem. W pewnym momencie, gdy tak sobie marzyła, pod wodą dojrzała fale bąbelków, a po chwili dziewczynę. Wpadnąć do basenu i się topić? To trochę dziwne, ale różne rzeczy się dzieją pod czas szoku. An jak najszybciej podpłynęła do dziewczyny i ruszyła z nią w stronę ,,brzegu''. Pomogła jej usiąść spoglądając na nią.
    - Nic Ci nie jest? - zapytała przyglądając się jej i nabierając łapczywie powietrza.
    Przez cały ten czas prawie była pod wodą. Tak było najwygodniej.

    OdpowiedzUsuń
  21. [Jeśli masz pomysł to możesz zacząć, a jak nie chcesz zaczynać to możesz mi pomysł podrzucić i z chęcią zacznę :)]
    Josslyn

    OdpowiedzUsuń
  22. Co prawda to prawda. Makijaż kontra woda, to nic dobrego. A mokre ubrania, no cóż. Chyba są w tym wszystkim najgorsze. Lepią się i w ogóle.An wpatrywała się w dziewczynę gdy ta podbiegała do naszyjnika. Widać było, że jest dla niej ważny. Niemal utonęła dla niego. Życie lubi robić w naszych życiach zamieszanie. O tym chyba każdy dobrze wie. Anne odgarnęła mokre włosy i położyła ręce na brzegu kładąc na nich głowę. Nie chciała wychodzić z wody. Czuła się jak syrenka, którą chciałaby być. Uważała wodę za swój drugi dom. Była dla niej bezpieczna i po prostu idealna. Nie miała jej nic do zarzucenia. Może niektórzy ludzie tonęli, a dziewczyna o tym dobrze wiedziała. Jednak nawet przez to jej miłość do wody nie słabła.
    - Nie no, mam nadzieję, że nie planowałaś. No chyba, że lubisz się topić. - uśmiechnęła się spoglądając na dziewczynę. Mokry kosmyk włosów przykleił jej się do czoła. Nie chciało jej się go podnosić więc postanowiła, że tak zostanie. A co, niech sobie leży.
    - Ja i ratownictwo? Chyba nie za bardzo. Ja to prędzej topie ludzi. - uśmiechnęła się szeroko. Ratownikiem być nie chciała. Nie taka praca była jej marzeniem. Nie mogła by tak ratować ludzi, a gdyby jej się nie udało cierpieć. To nie była by praca dla niej. Męczyłaby się. Proste i logiczne.
    An zamyśliła się na chwilę wyobrażając sobie siebie, biegnącą ku wodzie z deską. Wypatrując tonącej kobiety, która krzyczy wniebogłosy, dławiąc się wodą i wymachując rękami. Dosyć smutne i dziwne. An by tak nie mogła. Wolała żyć w swoim idealnym świecie syrenki. Żyć beztrosko.

    OdpowiedzUsuń
  23. To był kolejny z tych dni, których Josslyn nienawidziła. Wszechogarniająca nuda była wręcz nie do zniesienia. Niby czym ta szkoła różniła się od angielskiej? To pytanie niemal co minutę pojawiało się w jej głowie i pozostawało bez odpowiedzi. Może to za sprawą ludzi, którzy do tej pory nie pałali się zbytnio do tego, by ją poznać? A może ona sama była problemem. O tak, tego nie można wykluczyć. Josslyn sprawiała problemy. Chociaż tutaj nie miała jeszcze okazji zaprezentować swojego prawdziwego oblicza. Nie, nie. Przez jakiś czas musiała udawać przykładną uczennicę szkoły średniej.
    Nie spodziewała się, że ktoś może ją obserwować. Nie przypuszczała nawet w najśmielszych marzeniach, iż za krótką chwilę może wylądować w schowku na miotły. W prawdzie tak by się to kiedyś musiało skończyć, ale nie tak szybko i raczej nie z dziewczyną. Chociaż i w tej kwestii różnie już bywało. Bo nie ważne z kim, a ważne jak!
    Słuchała oniemiała słów dziewczyny, a na jej ustach powoli kwitł ten charakterystyczny uśmieszek.
    - Gdzieś ty była przez ostatnie tygodnie? - Zaśmiała się wreszcie, przeczesując włosy. - Ja tutaj usycham, więc zerwę się z zajęć choćby w tej chwili.
    Josslyn

    OdpowiedzUsuń
  24. - Chyba byś nie chciała. - uśmiechnęła się szeroko. Co prawda An była hetero no i zawsze spała z mężczyznami. Jednak była zwariowana i może czasami myślała jak by to było. Kass była bardzo ładna. Kobieta znała się na tych sprawach. An jednak nie wiedziała, że jest biseksualna. No jednak zaczynała się domyślać. W końcu można powiedzieć, że zaczęła z nią flirtować. Czy Kassidy zostanie jej pierwszą kobietą, z którą się prześpi i rozwieje swoje pytania? To się okaże...
    - Zapraszam. - uśmiechnęła się puszczając do niej oczko.
    - Prawdę mówiąc też jest atrakcyjna. - dodała po chwili trochę nie pewnie jej odpowiedzi. Nigdy nie flirtowała z kobietą i nie wiedziała jak jej t wychodzi.
    An lubiła ostry seks. Wolała się zabawić. Również w łóżku lubiła dominować. Uznawała też zasadę, że nie tylko kobiety podczas seksu muszą odczuwać ból. Zazwyczaj mężczyzną się to podoba. Anne dobrze zna się na tych sprawach i nie ukrywa tego. Jednak w stosunku kobiety z kobietą nie byłaby już taka śmiała. Nie wiedziałaby za bardzo o co chodzi. Była by jak pierwszaczek. Taka prawda. Jednak mogło się to zmienić. Liczyło się teraz tylko zakończenie tego dnia. Czy będzie nudne czy ciekawe.
    Dziewczyna w swoim czarnym stroju wyglądała seksownie. Można było dojrzeć jej piękne kształty, których nigdy nie ukrywała. Jeśli ktoś chciał popatrzeć, to śmiało. Jej to nie przeszkadzało.

    [ Jeśli jesteś to wejdź na shoutboxa. ]

    OdpowiedzUsuń
  25. Co prawda to prawda. An była w tym nowa. Uśmiech nie schodził z jej twarzy. An przygryzła dolną wargę gdy dziewczyna ściągnęła mokre ubrania. Miała ładną figurę. Nie ma co. An sama nie wiedziała co się z nią dzieje. Podoba jej się kobieta. Czy zmienia jej się też orientacja? Możliwe... Ale z mężczyzn chyba nigdy nie zrezygnuje. Za bardzo tu lubi. No zobaczy się co z tego wszystkiego wyniknie.
    -No dobrze, tylko teraz się postaram bardziej zgrywać ratownika. - uśmiechnęła się i odgarnęła mokre włosy. No to będzie zabawa.
    An zrozumiała, że znalazła jakby pokrewną dusze. Drugą wariatkę. Można tak o ująć. An wzięła kilka głębszych wdechów i przygotowała się do swojej roli. Kass w mgnieniu oka zniknęła pod wodą. An przybrała poważną i pewną minę zanurzając się pod wodę. Podpłynęła do dziewczyny i wypłynęła z nią na powierzchnie. Pod wodą każdy wydawał się lekki więc było jej łatwiej. An podpłynęła z dziewczyną do brzegu kładąc ją na kafelkach. Wyskoczyła z basenu jak ratownik i kucnęła obok dziewczyny.
    - Sztuczne oddychanie. - powiedziała z powagą i zabrała się do pracy.
    Dopiero gdy zaczęła uświadomiła sobie, że musi złączyć swoje wargi z wargami dziewczyny. Zbliżyła się do jej ust jednak gdy ich usta dzieliło jedynie kilka milimetrów zatrzymała się. Nie wiedziała czy dziewczyna tego chce.

    OdpowiedzUsuń
  26. Uśmiechnęła się pod naciskiem jej warg. Może i było to dla niej coś nowego, ale bardzo przyjemnego. Przedłużyła pocałunek dodając mu namiętności i przy okazji ostrości. Jej dłonie powędrowała na jej kark. Może i nie znała jej imienia. No i co z tego. Ważne, że świetnie całowała. Ba! Świetnie?! Wiedziała jak zaspokoić pragnienie. An nie chciała zostać dłużna. Uważała, a raczej liczyła, że dziewczyna się nią zajmie. Pokaże co i jak. Tak to ujmując. Gdy jej kolczyk zahaczył o jej zęby uśmiechnęła się. Jeszcze nigdy czegoś takiego nie poczuła. Faceci zazwyczaj kolczyków nie mieli. An nie miała zamiaru przestawać. Nie chciała żeby dziewczyna teraz tak zaprzestała pocałunku, przeprosiła i poszła. An byłaby za bardzo ,,rozpalona'', można nawet powiedzieć napalona. Miała chrapkę na tę dziewczynę co nigdy jej się nie zdarzyło. Pierwszy raz w życiu całowała dziewczynę i jej się podobało. Wszystko coraz bardziej prowadziło do zmiany orientacji.
    Seks z mężczyznami zawsze jej się podobał. Może dlatego, że nie znała innej opcji? Możliwe...

    OdpowiedzUsuń
  27. An przestała zawracać sobie głowę czy zmieni orientacje. Jeśli tak to trudno. Nikomu nie mogłaby tego zarzucić. Nawet dziewczynie, z którą... Straciła drugą cnotę? Tak to można ująć? Dziewczyna na imprezach zazwyczaj sypiała z kilkoma chłopakami ( nie na raz ). Czasami też myślała o trójkącie. Jednak na wszystko przyjdzie czas. W końcu całuje się z dziewczyną. Do trójkąta chyba kiedyś też dojdzie. Zastanawiała się jednak czy to dobry pomysł, w łóżku jest samolubna.
    Anne także podobała się dziewczyna. Była taka gorąca, szalona... A jej wargi wprost idealnie pasowały do warg An. Jakby były sobie pisane. Jednak dziewczyna nie chciała się wiązać. To miał być tylko jeden raz. No może uda się dwa. Jednak An chciała być wolna. Z mężczyznami też się nie wiązało. No bo po co? Wygodniej i fajniej jest iść przez życie jako singielka.
    An miała wielką nadzieję, że dziewczyna nauczy ją czegoś i pokaże co jest fajnego w seksie kobiety z kobietą. Dziewczyna pogłębiała się coraz bardziej w pocałunku. Kolczyk jeszcze bardziej uatrakcyjniał ten pocałunek, który z każdą chwilą stawał się coraz zachłanniejszy.
    Panienka Tyler zawsze myślała racjonalnie. Gdy nawet przez myśl jej nie przeszło żeby kogoś zgwałcić. No bo po co? Seksu miała od groma. Nie potrzebowała dodatkowych rozrywek. Gdy An wylądowała pod dziewczyną jej dłonie powędrowały na plecy. Dziewczyna nie chciała uciekać, chciała więcej. O wiele więcej. Dłonie zjechały trochę niżej, na jej pośladki. Delikatnie je ścisnęła. Był to jednoznaczne z tym, że chce więcej. Jak najszybciej. Zsunęła, ale tylko delikatnie majtki dziewczyny. Przerwała chwilowo pocałunek przygryzając jej wargę. Ponownie wpiła się w jej usta. O wiele mocniej niż poprzednio. Całowała ją z taką namiętnością z jaką jeszcze nikogo nie całowała.

    OdpowiedzUsuń

  28. An chciała otrzymać tą przyjemność i to bardzo. No, ale jednak też chciała dostarczyć ją swojej kochance. Jednak co mogła jeśli nic o tym nie wiedziała. To miało się z czasem zmienić co Anne bardzo się uśmiechało. Gdy dziewczyna ją przygwoździła An nie broniła się. Gdy rudowłosa oderwała się od warg Tyler ta na koniec zdążyła tylko przygryźć jej dolną wargę. Na jej słowa pokiwała na znak zgody. Było pewne, że tą dziewczynę An zapamięta na długo, bardzo długo. Gdy została przygwożdżona nie broniła się. Chwilę później jedną rękę miała już wolną. Jej kochanka zaczęła pieścić jej piersi co dziewczynie bardzo się podobało. Jedna wolna ręka An powędrowała na plecy kochanki by zając się jej stanikiem. Gdy już go niegrabnie odpięła również pieścić jej piersi. Niedługo potem miała już drugą dłoń wolną jednak, która zaczęła masować plecy kochanki. Gdy dłonie rudowłosej dziewczyny zjechały na kobiecość An i zaczęły się delikatnie poruszać wydała cichy jęk rozkoszy. No niestety to nie wystarczyło, by jej ciało wyginało się w łuk. Potrzebowała więcej, o wiele więcej. Dziewczyna przestała pieścić jej piersi i zjechała dłońmi na jej pośladki. Wsuwając ręce pod jej majtki zaczęła ściskać jej pośladki. Niedługo potem zsunęła z niej majtki,a jej dłoń powędrowała na kobiecość rudowłosej.

    OdpowiedzUsuń
  29. Nie mogła powstrzymać cichego śmiechu, kiedy to Kass pochyliła się teatralnie, przepraszając przy tym za zwłokę. Ta szkoła chyba nie była taka zła. Tak przynajmniej na chwilę obecną myślała Joss. Być może właśnie potrzebowała kogoś takiego, kto będzie jej pokrewną duszą. W prawdzie nie znała jeszcze dziewczyny za dobrze. Właściwie, to nie wiedziała o niej nic poza tym, że pragnie zerwać się z zajęć. Ale czy to już nie mówiło samo za siebie? Lynch zdecydowanie tyle wystarczyło.
    - Rzeczywiście, lepiej przeczekać tych kilka minut - pokiwała potakująco głową, próbując znaleźć sobie dogodną pozycję. Schowek był ciasny, a w powietrzu unosiły się drobinki kurzu. Ruda miała nadzieję, że alergia nie da przypadkiem o sobie znać.
    To zaskakujące, jak bliskość dziewczyny wcale nie przeszkadzała Josslyn. Na ogół dbała o swoją przestrzeń życiową, która w tym schowku już i tak ograniczona została minimum.
    Josslyn

    OdpowiedzUsuń
  30. Przez chwilę nie sciszał muzyki, bo zaczął się jego ostatnio ulubionny utwór. Mianowicie Evanescence - My Immortal, może i jest to spokojny kawałek, ale należy do tych, których słucha się z wielką przyjemnością, a przede wszystkim chce się ich słuchać.
    Spojrzał na swoją siostrę i automatycznie się zaśmiał. Nie sądził, że wróci aż tak bardzo nieogarnięta.
    - Patrz kto idzie - kiwnął głową na największą plotkarę, którą w swoim dotychczasowym życiu poznał. - Jakoś za dwie godziny zaczną się nas pytać jak nam razem było, bo Twój wygląd "po" wszystko zdradza - cały czas się głupkowato uśmiechał.
    Niestety taka była prawda, ale Maks się tym nie przejmował. Szczerze mówiąc miał w dupie to, co mówili inni na jego temat. W tych kwestiach bronił tylko siostry, chociaż wiedział, że nie musiał tego robić. Ciągle się nabijał z tego, że jeszcze trochę, a niektórzy napiszą książkę o całym życiu rodzeństwa Darkness, bo przecież znali ich lepiej niż oni siebie samych.
    - Jakaś babka zdziwiła się, że o tej porze taki sklep zamknięty. Stała chwilę przy drzwiach, ale zrezygnowała z czekania. Trochę szkoda, bo jestem ciekawy jakby zareagowała na Twój widok - raczej mało kto przyzwyczajony jest do akcji, nawet w Stanach, gdzie podobno nic nikogo już nie zdziwi i wszystko jest możliwe.
    - A, siostra, jeszcze jedno - całkowicie wyłączył muzykę i się do niej przybliżył, spojrzał w dół - schowaj cycki. - odsunął się, uruchomił silnik i tradycyjnie ruszył z piskiem opon. Jeszcze trochę to będzie je musiał wymienić, bo będą łysy, a nawet w Palm Springs czasami deszcz pada, więc mógłby wypaść z drogi i walnąć w jakieś drzewo, lampę, dom lub potrącić przechodniów. On jeszcze chciał żyć. Zresztą inni w większości pewnie też.
    Jechał w kolejny punkt ich dzisiejszego dnia - odwiedzić Aidana, żeby cuchnąć koniem. I tak lubił to zwierzę, więc przeszkadzałoby mu to dopiero wtedy, gdy miałby potem od razu jechać gdzieś na imprezę, bądź gdziekolwiek w miejsce publiczne i wyjść tak do ludzi.

    Maks

    OdpowiedzUsuń
  31. Przyglądała się przez krótką chwilę dziewczynie i temu, jak bawiła się kolczykiem w języku. Może dla właścicielki nie było z tym problemu, ale Joss nieco rozpraszało. Dopiero po krótkiej chwili otrząsnęła się z zamyślenia, delikatnie pokręciła głową i zabrała się za układanie w głowie planu. A dokładniej tego, co powinna powiedzieć. Nie chciała przecież swojej towarzyszki zanudzić.
    - Josslyn Lynch - przedstawiła się grzecznie, jak przystało na dobrze wychowaną arystokratkę. - Dołączyłam do szkolnej społeczności w Palm Springs całkiem niedawno, bo rodzice, i właściwie to cały Londyn, mieli mnie dość. Mieszkam tutaj zupełnie sama, a przyjaciół do tej pory jak na lekarstwo.
    No i się rozgadała trochę za bardzo. To jednak jej wcale nie przeszkadzało.
    - No i trafiła mi się klasa trzecia i profil architektoniczny - dodała na koniec.
    Josslyn

    OdpowiedzUsuń
  32. Całe szczęście, że swojej opinii Kass nie wypowiedziała na głos. A przynajmniej tej części o słodkiej aparycji. W prawdzie jakoś tak od razu polubiła tą dziewczynę i pewnie krzywdy za to by jej nie zrobiła, ale mogłaby się całkiem porządnie obrazić. Tak, uroki panienki Lynch.
    - Na tak zwariowany pomysł nie wpadłam, aczkolwiek kiedyś będę musiała go wykorzystać - zaśmiała się na samą myśl o wymalowaniu Big Bena sprośnymi rysunkami. Tylko jak dokonać tego, aby przypadkiem nikt się nie zorientował? Tak, to by było trudne do wykonania.
    - Uwierz mi, za jakiś czas pewnie z z Palm Springs będziecie chcieli się mnie pozbyć - wzruszyła obojętnie ramionami, nawijając na palec kosmyk rudych włosów.
    - A ty? Opowiesz coś o sobie?
    Utkwiła błękitne tęczówki w dziewczynie, unosząc przy tym jedną brew w górę.
    Josslyn

    OdpowiedzUsuń
  33. Na odczuwaniu. An postanowiła się do tego zastosować. No mogła tu górować. An nie wiedziała, że jej towarzyszka czerpie przyjemność z przyjemności, którą odczuwa Anne. Dziewczyna nie znała kobiecych sztuczek łóżkowych. Nie wiedziała jeszcze dobrze o co chodzi w seksie kobieta z kobietą. Jednak Tyler wiedziała, że jeśli dostanie wystarczająco dużo rozkoszy, dostarczy ją kochance. Czy che czy nie. An nie walczyła, tak jak poprzednim czasem. Tym razem jednak nie robiła nic. Całkowicie oddała się rudowłosej. Ona miała pałeczkę i jak na razie An to wystarczyło. Gdy ta zaczęła ponownie ją pieścić z jej ust znowu wydobył się jęk rozkoszy. Jej szyja się delikatnie odchyliła prosząc o więcej. Jednak by jej ciało zgięło się w łuk potrzebowała trochę krzywdy. No taka już była. Może to dziwne, ale w seksie lubiła czuć ból. Gdy kochanka przyśpieszyła ruchy z ust dziewczyny wydało się znowu kilka jęków rozkoszy. Na jej ustach pojawił się delikatny uśmiech.
    - Jeszcze. - szepnęła delikatnie i cicho. Miała nadzieję, że dziewczyna ją dosłyszała.

    OdpowiedzUsuń
  34. Pokiwała głową, słuchając uważnie Kassidy. Nawet nie przypuszczała, że w schowku na miotły będzie mogła pouczyć się nieco geografii. W prawdzie nigdy nie słyszała o takiej miejscowości w Niemczech. Właściwie, to znała jedynie Berlin i Kolonię. Tam była w swoim życiu kilka razy.
    - W takim razie cieszę się, że nie jestem jako jedyna towarem importowanym - zaśmiała się serdecznie, przeczesując ponownie długie, rude kosmyki, które niesfornie opadały na oczy.
    - Profil muzyczny, ale rocznik się zgadza! - Klasnęła radośnie w dłonie. - To jest przeznaczenie, mówię ci!
    Dawno tak wspaniały nastrój nie dopisywał Josslyn. Nic dziwnego, że zaczęła myśleć o Kass jako cudotwórcy.
    - Skoro zagrożenie minęło, to ruszajmy w miasto.
    Na ramię znów zarzuciła swoją torbę, która nieprzyjemnie ciążyła od podręczników i zeszytów.
    Josslyn

    OdpowiedzUsuń
  35. Z jej ust wydobywały się coraz częściej jęki rozkoszy. Ona jednak pragnęła jęków bólu. Było to dziwne, ale tak. Przygryzła dolną wargę. An była dziewczyną szaloną no i szalony seks lubiła. Zrozumiała w tamtej chwili, że zmieni swoją orientacje na biseksualną. Podobał jej się seks z kobietą. Wiedziała też, że przyda jej się do szczęścia kilka akcesorji. No, a co jej tam. Pierwszy raz swoje nowe zabaweczki chciałaby wypróbować na rudowłosej. Może ich znajomość zamieni się na znajomość z bonusem. Wszystko jest możliwe. Gdy dziewczyna wgryzła się w jej szyję, An delikatnie wypięła ją. Ból był delikatny. Może mocniejszy. Jednak An się to podobało. Lubiła używać zębów, sama też ich często używała. Było to bardzo przyjemne. Bynajmniej dla Anne. Dziewczyna nie myślała o niczym innym jak o przyjemność, którą teraz dostawała. Miała też pewne marzenie. Chciała zaznać trójkąta. Chciała zobaczyć jak kto jest.

    OdpowiedzUsuń
  36. Jęki jak jęki. Czy były jakieś niezwykłe? Nie, An tak uważała. Większość kobiet, jak i mężczyzn marzyła o ideałach, o idealnym seksie. Jednak idealne nie istnieje. Po za tym to co idealne szybko się nudzi. Więc, robota by poszła na marne. Tworzenie ideała. Przyśpieszenie ruchów kochanki spowodowało następne jęki dziewczyny, a następnie jej ciało zgięło się w pół. Z ust wydobył się chichy jęk zmieszany z bólem i rozkoszą. Właśnie tego chciała An. Właśnie tego uczucia dziewczyna wyczekiwała od początku stosunku. W końcu go doświadczyła. Gdy już otrzymała swoją rozkosz chwilę przemyślała. Jeśli teraz ktoś wejdzie na basen? Jeśli ktoś je zobaczy? Jak to wszystko może się dalej potoczyć. Obydwie mogą być na językach. Jednak obydwie były zwariowana więc... Ludzie i tak by pogadali, pogadali i skończyli. Jak to oni. Poszukali by następnej ploteczki.
    Tyler facetów miała na jedną noc. Spała i zostawiała. Nie chciała związku. Chciała być wolna. Po dłuższym namyśle zrozumiała też, że to wszystko, że ta chęć częstszych stosunków z tą dziewczyną to nie jest dobry pomysł. Nie znały się. Może to lepiej. Może tak miało być, ten jeden jedyny raz. W końcu nic nie dzieje się bez przyczyny. To wszystko było dla An nowe i skomplikowane. Nie wiedziała co dalej zrobi. Pewnie będzie chciała to wszystko przemyśleć. To na pewno. Następnie postanowi co dalej i dalej będzie żyła. Żyła swoim ulubionym trybem życia. Imprezy, seks i alkohol. Wszystko czego trzeba do szczęścia.

    OdpowiedzUsuń
  37. [Nie wiem, nie myślę. :< Jestem blondynką, która potyka się o własne nogi, a wy ode mnie tyle pracy wymagacie. xD

    Można (chyba jak zawsze, gdy nie mam konkretnego pomysłu xD) wykorzystać Ilu. Dziewczynka może uciec od Oriane w parku/na ulicy/na plaży/tak zwane wherever i zaintrygowana intensywnym kolorem włosów Kass pobiec do niej. No i zacząć przyglądać się kolczykom, glanom et cetera.]

    OdpowiedzUsuń
  38. [Jakoś się ciężko mi było zebrać za odpisywanie. Do tego wena zdecydowała się strajkować -.-]

    Mieszkając jeszcze w Anglii, Joss dość często wpadała na genialny pomysł jakim było zrywanie się z zajęć. Problem polegał na tym, iż w szkole prywatnej, na którą jej rodzice łożyli majątek, dyrekcja monitorowała wszystkie korytarze. Wymknięcie się wymagało sprytu.
    Teraz ruda posłusznie podążała za Kassidy, nie odzywając się przy tym słowem. W prawdzie już się całkiem nieźle rozgadała, ale nie należało ryzykować.
    Wychodząc na świeże powietrze uśmiechnęła się szeroko. Rozprostowanie kości również było całkiem na miejscu. Spędzenie tych kilku minut w ciasnym schowku mimo wszystko dało się jej nieco we znaki.
    - To gdzie teraz? - Zapytała z należytym entuzjazmem.

    OdpowiedzUsuń
  39. An czuła się spełniona. Dostała to co chciała. Gdy dziewczyna wgryzła się w jej szyję uśmiechnęła się. Znalazła usta rudowłosej i nachalnie się wpiła. ,, Walczyła'' z językiem dziewczyny. Zdążyła wyrwać jedną rękę. Szybko wsadziła ją w majtki dziewczyny. Zdążyła jedynie wsunąć w dziewczynę dwa palce. Mogło sprawić jej to nie mały ból gdyż Anne była świeżakiem. Dziewczyna jednak szybko się od niej odsunęła.
    - Na razie. - powiedziała puszczając do niej oczko. Szybko nałożyla na siebie strój kąpielowy i skierowała się do wyjścia z basenu.
    Nie było to dla niej nowością. Sama często to robiła. Pożyczała swoje ofiary. Później już o nich zapomniała. Byli dla niej tylko na jedną noc. Chciała dostarczyć jej trochę przyjemności. Czasami ciężko było jej się z nimi rozstawać. Sprawiać im smutek. Nic jednak nie mogła na to poradzić. To była jej natura. Taka właśnie była panienka Tyler. Uważała, że dłuższe zwlekanie z rozstaniem nie jest dobrym rozwiązaniem. Lepiej było to zrobić szybko. Tak jak oderwanie plastra. Rach-ciach i ból czuć przez kilka sekund. U ludzi było tak samo. Właściwie An nie rozumiała po co ludzie się wiążą. Co im to daje? Nawet ślub nie gwarantuje wierności.

    [ To co. Chcesz zrobić sobie przerwę między naszymy dosyć dziwnymi wątkami? Czy brniemy dalej? ]

    OdpowiedzUsuń
  40. [och, Niemka, a na dodatek bi! masz jakiś pomysł na wątek? :)]

    OdpowiedzUsuń
  41. [Pff, Ilu można się posługiwać, niektórzy (Des z Nejtem) mieli kiedyś wątek, że się nią opiekują. xD Bo wcześniej ja miałam z Des wątek, że Ori zostawia jej na dobę córkę. xD
    Trzeba tylko pamiętać, że to dwuletni szajbus ma być. xD]

    Sobotnie przedpołudnie miało w planie dnia Oriane od dłuższego czasu jedną, określoną pozycję. Rzadko kiedy się zdarzały wyłamania od tego schematu, ten punkt był właściwie obowiązkowy i nie można się było od niego wywinąć, bez względu na to, jak bardzo człowiek by próbował. Mianowicie chodziło o pełen niebezpieczeństw spacer z Ilu. To nie było zwykłe zajmowanie się dzieckiem — to był już sport ekstremalny, w którym już dawno dziewczyna nauczyła się pomijać korzystanie z wózka. Mała od pierwszych dni stanowiła niespożyty wulkan energii, zabiegała o uwagę i towarzystwo, a od kiedy nauczyła się chodzić — gdy tylko mogła uciekała spod czujnego oka rodzicielki i szukała nowych znajomych. Wystarczył ułamek sekundy, mrugnięcie oka, jeden oddech, aby stracić roześmianego szkraba z oczu. Jak tego dnia.
    Oriane poczuła wymykającą się z jej dłoni rączkę córki, ale zanim zdążyła zareagować — jej już nie było. Ilu krążyła pośród innych ludzi, sprytnie lawirując między ich nogami. Swoimi pokładami energii i ochoty do psot często doprowadzała mamę do szału, ale częściej wzbudzała poczucie panicznego strachu. Niektórzy mogą stwierdzić, że powinna się zdążyć przyzwyczaić do zachowania córki, ale nikt z tych wyznających podobne poglądy geniuszy nie wiedział, jak to jest być odpowiedzialnym za małe dziecko. Jak to jest stracić z widoku szkraba będącego całym twoim światem, cząstkę ciebie.
    Brunetka odetchnęła z ulgą, kiedy zauważyła spokojnie przyglądającą się jakiejś dziewczynie córkę. Przynajmniej nie uciekała, nie dokuczała, nie przeszkadzała. Po prostu stała i patrzyła. Oriane wystarczyło jedno krótkie, przelotne na obiekt zainteresowania Ilu, aby doskonale wiedzieć, co ją tak zaintrygowało. Intensywny kolor włosów, mnóstwo kolczyków, ogółem nietypowy wygląd.
    – Ilu, nie wolno uciekać — rzuciła z westchnieniem klękając koło córki. Mała nie zwracała na nią najmniejszej uwagi, kompletnie zafascynowana nową osobą.

    OdpowiedzUsuń
  42. [och, to może zrobimy tak, Jean będzie siedziała w barze i rysowała Kassidy, która to zobaczy ze sceny i po zejściu dosiądzie się z ciekawością do Koffler. ar ju in? :>]

    OdpowiedzUsuń
  43. [ja mogę zacząć, ale to za chwilę, idę teraz się umyć ;)\

    OdpowiedzUsuń
  44. [a, w sumie to nie jest to jakieś ważne, ale to zawsze jakieś punkty wspólne :D]

    Jean siedziała sobie w barze, pochylona na swoim szkicownikiem. Obok stała szklanka z mocnym drinkiem na whiskey, bo przecież barmanka była zaprzyjaźniona i chętnie sprzedawała alkohol panienkom, które prawnie kupować go nie mogły, ale skoro mieszkanie barmanki było ozdobione portretem jej własnej twarzy, spod ręki Koffler, więc cóż...
    Rysowała dziewczynę ze sceny, była całkiem ładna z twarzy, chociaż zupełnie nie w typie Jean, ale to przecież nic. Gdy dziewczyna, którą chyba kojarzyła ze szkoły zeszła ze sceny Jean spuściła wzrok i zabrała się za dokładne cieniowanie swojego rysunku. I tak bawiła się w to kilka minut dopóki nie poczuła czyjegoś wzroku na swojej pracy. Podniosła głowę i rozpoznała wokalistkę.
    - Świetny występ - powiedziała bez cienia nieśmiałości z wyraźnym, niemieckim akcentem. Tego wieczoru na jej powiekach były namalowane grube czarne kreski, które miały za zadanie dodać jej trochę wieku.

    OdpowiedzUsuń
  45. [Nawet taką słodycz?! :O]

    Ilu jak zwykle nie zwróciła uwagi na karcącą ją mamę, tylko obserwowała nieznaną dziewczynę w widoczną fascynacją w oczach. Mimo, że znała córkę jak mało kto, Oriane nie wiedziała, czy coś w nieznajomej przykuło jej uwagę, czy może cały jej wizerunek zaciekawił małą. Nie można jej odmówić, że wyróżniała się na tle reszty ludzi w parku. Nie tylko wyglądem, ale i gitarą, która mogła być najciekawsza w rozbieganych oczach Ilu. Sama Ori zastanawiała się, czy jej córka kojarzy swoje małe lekcje z wujkiem Freddiem, kiedy to sadowiła mu się na kolanach i bawiła szarpiąc struny.
    — Znając Ilu obroża wylądowałaby zaraz gdzieś w krzakach i smycz przestałaby przynosić jakikolwiek pożytek — rzuciła z uśmiechem, rozczulona przyglądając się córce, której usteczka układały się w wielkie "o".
    W wypowiedziach Oriane nie słychać było obcego pochodzenia nawet w niewielkim stopniu. Od zawsze miała do czynienia z wieloma językami i trzy lata pobytu w Stanach zupełnie wystarczyły jej, aby idealnie wpasować się w tło. W rodzinnej Estonii, jeśli chciała się bez problemu dogadywać z każdym i docenić w pełni swoje pochodzenie, musiała znać trzy języki. Estoński, rosyjski, niemiecki. Każdy z nich w jakimś stopniu był rodzimy, co wynikało z historii jej kraju i demografią. Angielski był z kolei obowiązkowy, gdy chciało się dogadać za granicą, więc dopiero piąty język stanowił dla niej jakiś niepotrzebny dodatek, dlatego zaczęła uczyć się go tak późno.
    Najmłodsza Armastus miała to do siebie, że nie bała się ludzi. Im byli dziwniejsi w mniemaniu społeczeństwa, tym bardziej ją interesowali, a mama nie mogła nic na to poradzić i czasami szła za córką ciągnącą ją, przykładowo, w kierunku stojących przy krawężniku motorów i ich pokaźnych rozmiarów właścicieli. Nie było to zasadą oczywiście, ale świadczyło o podejściu małej do świata. Nieustająca ciekawość, która pozwalała przekraczać jej wszelkie granice ustanawiane przez innych ludzi.

    OdpowiedzUsuń
  46. Popatrzył na kluczyki i wzruszył ramionami. No tak, to była Kass i woziła się dobrym autem, więc raczej logiczne było, że o niego dbała. I nie chciałaby, żeby jakaś drogówka, której w sumie o tej godzinie, na dodatek w Palm Springs, za dużo nie było, zabrała jednak prawo jazdy.
    Russ by się nie przejmował. Może dlatego, że miał rozpadający się wóz i to na jego ciężki stan policjanci zwróciliby więcej uwagi niż na jego wątpliwą trzeźwość.
    - Okej, Twój wóz i Twoje zasady - stwierdził, pakując zawartość pudełka z powrotem do środka. Wziął je pod pachę i pewnym krokiem wyszedł na korytarz.
    Szczęście, czy raczej nieszczęście chciało, że otwierając na oścież drzwi, uderzył w twarz v-ce dyrektorkę. Na początku chciał udać, że nie zauważył całego zajścia, ale gdy głośno wykrzyczała jego nazwisko, już wiedział, że będzie źle. Ta kobieta nie trawiła go i to nie dlatego, że miała przelotny romans z jego ojcem. Przynajmniej wolałby tak myśleć, bo tylko na nią patrząc, to jeżeli spodobała się jego ojcu, to musi mieć na stare lata naprawdę kiepski gust, albo miał bardzo wielką chcicę.
    - Chodź Kass, udawaj że nic nie widzisz - szepnął pod nosem, tak żeby tylko przyjaciółka to słyszała. Musiał szybko ułożyć sobie w głowie jakiś plan, albo polegać na jej inteligencji, bo jeżeli kobieta będzie chciała skonfiskować mu pudełko, uważając, że ukradł coś ze schowka, to będzie miał więcej niż przechlapane. Chociaż.. Jeżeli Kass zostawi w spokoju, to z chęcią mógłby całą winę przejąć na siebie. Bo co mu mogła zrobić? Wysłać do kozy? Zawiesić na parę dni? I to miało być to straszne?
    Aż prychnął pod nosem. Trudno jednak było go złamać.

    OdpowiedzUsuń
  47. — Diabeł w skórze uroczego aniołka — rzuciła z czułością. Wystarczało, aby spędziła z nią kilka minut, aby czuć się wycieńczoną, ale był to dobry rodzaj zmęczenia. Ten przynoszący satysfakcję, radość i szczęście. Wiedziała, że nie wymieniłaby chwil z córką nawet jeśli proponowali by jej złote góry. Z trudem oddawała małą pod opiekę dziadkom czy dobrym znajomym, nawet jeśli jej organizm potrzebował chwili wytchnienia. Przy Ilu trzeba było nauczyć się żyć bez odpoczynku, bo inaczej nigdy z nią nie da człowiek rady nadążyć.
    — Druga klasa — potwierdziła skinieniem głowy. — Przez pewien czas byłam kapitanem szkolnej drużyny siatkarek — dodała, jakby to miało być jakąś wskazówką. Pewnie nie było, bo trzeba mieć jakieś pojęcie o szkolnym składzie, a dziewczyna niekoniecznie wyglądała na fankę siatkówki. Przynajmniej tak Oriane mogła wnioskować po ilości kolczyków, które przed prawdziwym treningiem powinno się zdejmować. Kiedy miała czas na doskonalenie swojego ataku w klubie, rygorystyczny trener nie przepuszczał nawet odrobinę za długich paznokci, szczególnie podczas meczy.
    Nie miała zamiaru wyjaśniać, czemu jej panowanie na boisku dobiegło końca. Jeśli dziewczyna by o to spytała, mogłaby liczyć od brunetki jedynie na skąpe "Sprawy się skomplikowały". Skoro nie wspomniała o stałym wyjeździe Arno swoim przyjaciołom, konsekwentnie nie powinna angażować w temat swojego zakończonego związku praktycznie obcych ludzi. Chociaż trochę się bała, że Russell i tak prędzej czy później wyciągnie z niej prawdę, tak samo jak jako pierwszy dowiedział się o istnieniu Ilu. I to już przy pierwszym spotkaniu, nawet jeśli zrobiła to dopiero po opowiedzeniu przez niego własnej historii.
    Oriane na samym początku panicznie się bała, że nie podoła. Że opieka nad dzieckiem ją przerośnie, szczególnie, że nigdy nie miała z nimi kontaktu. Brak rodzeństwa, brak małych kuzynów w promieniu stu kilometrów – to działało na jej niekorzyść, a przede wszystkim drastycznie załamywało jej pewność siebie. Przy Ilu musiała się wszystkiego uczyć od podstaw, poznawać smak odpowiedzialności.

    OdpowiedzUsuń
  48. Dobrze mieć przyjaciół, którzy w przeciwieństwie do niego, mają głowę na karku. W innym wypadku ciężko by było stwierdzić, czy lepiej byłoby rzucić się w paszczę lwa i zostać, żeby porozmawiać z kobietą, czy może uciec i poczekać, aż Stevie Collins będzie wezwany do szkoły. Bo choć kobiecie zależało, żeby ukryć swój krótki wyskok w bok, to jednak ojciec Russella był do niego bardzo podobny i szczycił się, kogo też zaliczył. W tym wypadku jednak nie wypadałoby się przyznawać, coby sobie nie robić złej opinii o swoich gustach. Ale jednak gdyby Russell z ojcem byli wezwani do szkoły, na pół Palm Spring byłoby słuchać, co się dzieje.
    Ale to jeszcze nie było wykroczenie takiego stopnia, żeby Russell musiał wykorzystać swój jednorazowy bon na ułaskawienie.
    Wziął od Kass kluczyki i delikatnie wycofał się tak, żeby nauczycielka nie zauważyła go kątem oka i nie przypomniała sobie o nim. Kiedy doszedł do drzwi wejściowych, spokojnie mógł już iść przed siebie, bo oczka wicedyrektorki świeciły się jak złote monety. Najwidoczniej Kassidy okręciła ją sobie w okół palca i czymś jej zaimponowała.
    Doszedł do auta i usiadł na miejscu kierowcy, pudełko kładąc na miejscu pasażera. Rozsiadł się wygodnie, włączając głośno radio i relaksując się, ciesząc z kolejnej udanej wycieczki.
    Nawet kiedy Kassidy wróciła i charakterystycznie prychnęła, nie ruszył się o centymetr, żeby puścić ją na jej miejsce. Dobrze wiedział, że panna Darkness nie przepada, kiedy ktoś prowadzi jej auto, szczególnie Russell, który jeździ jak wariat u mógłby zarysować jej karoserię, albo coś więcej.
    - No Kass, prooooooooooooooooooooszę, tylko ten jeden raz - powiedział, spoglądając na nią oczami szczeniaka.

    OdpowiedzUsuń
  49. [a, wybacz, nie doczytałam widocznie i wzięłam Kass za wokalistkę ;)]

    - No właśnie zawsze - uśmiechnęła się Jean podnosząc wzrok na nieznajomą. Odłożyła ołówek obok szkicownika i zarzuciła ciemne, potargane włosy za ucho.
    - Ludzie są ciekawi, każdy człowiek jest iny, każdy ma swój własny, niepowtarzalny charakter. Dlatego tak mnie kręci przedstawianie tego na kartce - powiedziała z uśmiechem a potem napiła się swojego drinka. W prawym dolnym rogu napisała drobnym pismem "Kofler 02/10/13", wydarła ostrożnie kartkę ze szkicownika, maźnęła jeszcze jeden cień koło nosa, po czym podała rysunek dziewczynie.
    - Koffler jestem, cieszę się, że się dosiadłaś - powiedziała całkiem szczerze i bezpośrednio, uśmiechając się przy tym dziewczęco i słodko, tak jak to miała w zwyczaju, przez co wyglądała jakby miała maksymalnie piętnaście lat.

    OdpowiedzUsuń
  50. [Nie jesteś wymagająca, jesteś okrutna. Me serce krwawi czy coś.
    1. Oboje są na muzycznym i oboje z tego co wyczytałem grają na gitarach, więc można coś w tym kierunku. Jakaś kłótnia kto jest bardziej zajebistym gitarzystą itp.
    2. Impreza. Moore podpiera ściany, nagle zauważa Kassidy i zastanawia się co to za zryty typ, gapi się, gapi się, gapi się, ona to zauważa i nie mam pomysłu!
    3. Wspólna akcja. Napad na bank, dewastacja szkoły, włamanie, kradzież, przemyt, buuum...
    Obecnie nie mogę wymyślić nic więcej, a to co przyszło mi do głowy jest godne pożałowania więc z góry przepraszam.]

    OdpowiedzUsuń
  51. - Mam na imię Jean, ale nikt tak do mnie nie mówi prócz rodziców - przyznała zgodnie z prawdą, upijając później łyka swojego drinka. Whiskey paliła jej gardło, a cola przyjemnie to osładzała. Ponoć połączenie dla cip, ale Koffler się tym nie przejmowała.
    - Jesteś ciekawa. Mówi się, że nie powinno się oceniać ludzi po wyglądzie, a jednak to jak człowiek wygląda dużo o nim mówi. A Ty wyglądasz na cholernie ciekawą babkę - przyznała Jean i zamknęła swój szkicownik, upychając go później razem z ołówkami w swojej podniszczonej, dżinsowej torbie. Potem podrapała się z roztargnieniem po nosie, pozostawiając na nim szarą smugę roztartego ołówka. Just Koffler being Koffler. Zawsze miała palce szare od ołówków, za uchem trochę farby, coś na nosie, a włosy pachniały serpentyną. Artystka p nie trzeba wiele mówić.

    OdpowiedzUsuń
  52. - Obie opcje wydają się fajne - przyznała szczerze, uśmiechając się... jednak uśmiech jej teraz nieco się zmienił. Był to ten drugi uśmiech, nie słodki i dziecięcy, tylko kobiecy, seksowny. I chociaż Kassidy nie była do końca w typie Jean, to jednak była niezwykle pociągającą kobietą. Koffler szukała muzy, kobiety idealnej, klasycznej. Długonogiej blondynki o smutnych niebieskich oczach. Kobietę idealną kochałaby miłością bezwarunkową, platoniczną, dramatyczną i smutną. Malowałaby ku jej czci krwawe obrazy i podcinała sobie żyły. Tak, jej wizja miłości była nieco... awangardowa i spaczona. Ale wizji zabawy, z której Koffler nie rezygnowała - Kass odpowiadała jak najbardziej.
    - Chętnie wpadnę do Ciebie zobaczyć jak bardzo możesz być ciekawa - przygryzła lekko dolną wargę, uśmiechając się znacząco. Oczywiście, że nie było to odpowiedzialne podejście, dopiero się poznały, ale Koffler nie należała do odpowiedzialnych ludzi. No dajcie spokój, miała dziecko z prostytucji, które zostawiła pod opieką własnej, szurniętej matki. To nie było odpowiedzialne.
    - Wypiłam już dzisiaj wystarczająco - dodała, opróżniając swoją szklankę o grubym kryształowym dnie.
    Dla niej spędzona wspólnie noc nie oznaczała od razu jednorazowej znajomości. Cóż, miała to do siebie, że nie dawała o sobie zapomnieć zbyt łatwo. Miałą w sobie coś przyciągającego, to spojrzenie błękitnych, bystrych oczu i dziecinna buzia.

    OdpowiedzUsuń
  53. "Raz, dwa, trzy nuda. Cztery, pięć, sześć nuda. Siedem, osiem, dziewięć nuda. Dziesięć dziewczyna. Jedenaście pojebana. Dwanaście wali wóde bez popity. Trzynaście homo. Czternaście idzie. Piętnaście do mnie. Szesnaście nie gap się. Siedemnaście co za różnica. Osiemnaście już prawie jest. Dziewiętnaście niska. Dwadzieścia ma kolczyki. Dwadzieścia jeden skończ z tymi pieprzotami"
    Mniej więcej tak Robbie postrzegał obecną sytuację. Toczył wewnętrzną walkę rozumu z alkoholem i jak na razie wygrywał rozum.
    -Wszystko w jak największym porządku- powiedział i uśmiechnął się łobuzersko jak to miał w zwyczaju. Choć podczas takiego uśmieszku jeden z kolczyków na kości policzkowej wywoływał dość nieprzyjemne uczucie nie zamierzał z niego rezygnować.
    -Zdaje się, że przerwałaś swoje miłosne podboje wracaj do swojej dziewczynki bo ci ucieknie- powiedział nieźle rozbawiony zaistniałą sytuacją. Nie spodziewał się, że ktokolwiek zwróci na niego większą uwagę choć oczywiście ze względu na jego wygląd wszyscy ją zwracali. Wyprostował się i zdał sobie sprawę jak wysoki jest w porównaniu do dziewczyny. Nie ma co wzrost nie ułatwia mu kontaktów.

    OdpowiedzUsuń
  54. Jean poczęstowała się papierosem i odpaliła go od Kass. Zaciągnęła się, zastanawiając się co takiego ciekawego może o sobie powiedzieć. Właściwie to sama chciała zadać to pytanie dziewczynie.
    - Jestem z Monachium, ale nie dogadywałam się z matką, więc mieszkam teraz z ojcem i jego drugą żoną. Jestem w trzeciej klasie, profil artystyczny. Potem chcę iść na Historię Sztuki do Los Angeles albo Nowego Yorku, zostać cenionym profesorem i założyć przytułek dla bezdomnych, ale utalentowanych artystów - powiedziała ze śmiechem, chociaż mówiła całkiem poważnie. To było jej ogromne marzenie - wzbogacić się i odnieść sukces, by potem pomagać ludziom takim jak ona.
    - Lubię ostrą muzykę, ostre jedzenie, ale czuły seks - zakończyła z uśmiechem, przypatrując się reakcji Kassidy na te rewelacje.
    - Twoja kolej, madame.

    OdpowiedzUsuń
  55. Z pokorą pieprzonego baranka, którego swoją drogą lubił jeść (jagnięcina zawsze i wszędzie) pozwolił jej wyprowadzić się na zewnątrz. Sam wolał raczej wyrwać się z tej domówki, pojechać do jakiegoś klubu i upolować sobie jakąś panią na noc. Jak widać i to nie było mu pisane.
    -Życie, kobiety przychodzą i odchodzą- powiedział niewzruszonym głosem. On dobrze o tym wiedział i bardzo dobrze bo nigdy nie zamierzał wpieprzać się w związki. Po prostu się do tego nie nadawał.
    -Możemy się napić- powiedział w końcu mierząc dziewczynę spojrzeniem od stóp do głów. Z natury nie był zbyt rozmowny, a wszystko co mówił było przesycone sarkazmem i cynizmem zupełnie jak on. Zbliżył się do dziewczyny bo mimo wszystko rozmowy jakiekolwiek rozmowy na odległość nie były zbyt fajne. Szczególnie, że tu i ówdzie kręciły się różne osoby.

    OdpowiedzUsuń
  56. Robbie uśmiechnął się zadziornie i wygiął dolną wargę tak by mogła dostrzec wytatuowany na niej napis FUCK ME, puścił jej oczko i zbliżył się obejmując ją i przyciągając do siebie by móc szybciej dostać się do butelki z trunkiem. Oczywiście spokojnie mógł ją wyrwać bo dla osoby o jego wzroście i mięśniach nie stanowiło to większego problemu. On wybrał jednak drugą, mniej brutalną opcje, która była tylko kolejną gierką. Palcami błądził po jej talii cóż innego mu pozostało. Oczywiście mógł przenieść ręce gdzie indziej ale to zdecydowanie nie było w jego stylu. Niejednokrotnie dostał już po łapkach za tego typu rzeczy więc skupił się na butelce. Gdy w końcu ją chwycił pochylił się nad twarzą dziewczyny, musnął jej usta wargami i zabrał butelkę. Było to swego rodzaju podziękowanie. Odsunął się od niej i wziął dużego łyka.

    OdpowiedzUsuń
  57. Na jego ustach wciąż czaił się lekki uśmieszek najwidoczniej trafił na kogoś o podobnych skłonnościach. Upił kolejnego łyka whisky zastanawiając się nad jej pytaniem. Zdecydowanie mogło się to skończyć źle dla któregoś z nich.
    -Zawsze i wszędzie- powiedział pochylając się nad nią kolejny raz. Tym razem tylko niewinnie patrzył w jej czekoladowe oczęta, jego oczy pozostawiały wiele do życzenie były bowiem czarne jak węgle. Zupełnie jak jego włosy, a w przeciwieństwie do karnacji.
    -A więc co ci chodzi po główce skarbeczku- spytał tym samym dobrze wszystkim znanym niskim nieco ochrypniętym głosem.

    OdpowiedzUsuń
  58. Robbie obserwował ją i musiał przyznać, że sposób w jaki przygryzała wargę i go dotykała nawet mu się podobał. W końcu facet to tylko facet. Za wiele nie można od niego wymagać. Poszedł za nią w pełni świadom do czego to go może zaprowadzić. W zasadzie wyjście z nieznajomą dziewczyną z imprezy nie mogło prowadzić do zbyt wielu rzeczy.
    -No cóż sprawdzimy czy jestem tak pomysłowy jak mi się do tej pory wydawało- powiedział siląc się na łobuzerski uśmiech. Dziewczyna prowadziła go nie wiadomo gdzie, ale jakoś niezbyt mu to przeszkadzało.

    OdpowiedzUsuń
  59. -Powiedzmy, że za sobą nie przepadamy- mruknął w końcu w odpowiedzi na jej pytanie. Kto jak kto ale on przeszedł w życiu wyjątkowo dużo utarczek z glinami. Wynikało to głównie z jego nieposkromionej natury. Zastanawiał się co też takiego knuła ta malutka osóbka. Sam wolał pakować się w kłopoty na jednostkach tylko co mu za różnica skoro i tak niedługo umrze. Spojrzał na dziewczynę, z mieszanką zaciekawienia i zwykłej niechęci na twarzy.
    -A więc przedstawisz mi swój mroczny plan czy będziesz mnie dłużej trzymać w niepewności- spytał siląc się na mniej oziębły ton.

    OdpowiedzUsuń
  60. Robbie wzniósł oczy do nieba czując, że będzie miał kłopoty. Bynajmniej go to nie zniechęciło. Czuł swego rodzaju podekscytowanie na myśl o odegraniu się na podłych glinach. Od dłuższego czasu miał na to ochotę więc czemu by nie teraz. Tym razem to alkohol wygrał z rozumem i w najbliższym czasie nie miało to ulec zmianie. No cóż nie po raz pierwszy udowodnił sobie, że niektórych walk bez względu na to jak chcemy nie da się wygrać. Tylko, że on nie chciał wygrywać.
    -No to do dzieła skarbeczku- mruknął bardziej sam do siebie niż do niej.

    OdpowiedzUsuń
  61. -No dobra, niech ci będzie -oznajmił w końcu. Skoro i tak już na wszystko się zgadzał to co mu za różnica. Do tego dochodziły jeszcze papierosy, które palił jak dorodne smoczątko. Nigdy szczególnie nie ruszały go smutne oczy czy też słodkie uśmiechy. Dzieciństwo przetrwał tylko dzięki obojętności i nieczułości czyli tym czym emanował po dziś dzień.
    Domyślał się co chcę zrobić dziewczyna i postanowił dać jej wolną rękę. Najwyraźniej i ona miała tendencje do pakowania się w kłopoty co utwierdzało go tylko w przekonaniu, że nieszczęścia chodzą parami.

    OdpowiedzUsuń
  62. Maks w środku siebie czuł, że brakuje mu jakiejś osoby przy sobie. Chciałby się z kimś związać na stałe i wiedzieć, że jest się dla kogoś ważnym i posiadać kogoś, nie licząc oczywiście Kassidy, ważnego dla siebie. Może nie mówił tego na głos, ale właśnie tego potrzebował. Był coraz starszy i coraz więcej myślał o przyszłości.
    - Podziwiam Cię siostra - sam by tak nie potrafił na dłuższą metę, musiał mieć kogoś chociażby na kilka dni, aby poczuć się lepiej. - Ja na dłuższą metę nie dałbym tak rady - uśmiechnął się przyjaźnie.
    Dojechali do kolejnego punktu swojej wycieczki. Zgasił auto i z niego wyszedł. Rozglądał się wokół. Dawno tam nie był, chociaż lubił tą panującą wszędzie ciszę i tą zieleń, która pomagała pozbyć się wszystkich negatywnych emocji.
    - Co będziemy robić z Aidanem? - mało inteligentne pytanie, ale przecież nikt tego od niego nie wymagał. Nie był w szkole, ani w pracy, gdzie musiałby dobierać słowa w taki sposób, aby nikt nie mógł się uczepić czegokolwiek.
    - I tak w ogóle kto to Russel? - spytał z zaciekawieniem. Nie przypominał sobie, żeby Kass kiedykolwiek o nim mu wspominała.

    Maks

    OdpowiedzUsuń
  63. [Tekst jest z książki "Na brzegu rzeki Piedry usiadłam i płakałam" :) Pomysłów mam kilka:
    1. Stłuczka autami.
    2. Mogliby się spotkać w stadninie, gdzie Matt byłby z młodszą siostrą, która kocha konie.
    3. Jakaś impreza
    4. Dajmy na to, że jedno lub drugie coś przeskrobało i uciekało przed woźnym i pociągnęło to drugie za sobą do schowka.
    Więcej chyba nie wymyślę :)]

    Matt

    OdpowiedzUsuń
  64. Spalił sobie spokojnie papierosa. Potem drugiego z nudów bawiąc się w indianina puszczającego znaki dymne. W końcu
    jego przypuszczenia się potwierdziły i po mniej więcej piętnastu minutach dziewczyna wybiegła, a zaraz za nią ochroniarze. Miał wielką ochotę przestać biec i nieco zabawić się ich kosztem, bo był do tego zdolny. Ostatecznie pobiegł z nią bo szykowała się grubsza akcja. Jemu ucieczka też nie sprawiała problemów. Nie dość, że od x roku życia boksował to jeszcze był pływakiem i niezwykłym skurwielem co raz po raz dawało mu okazję do ćwiczonek. Gdy w końcu byli wystarczająco daleko Robbie na ułamek sekundy się uśmiechnął. Biorąc pod uwagę jego charakter było to niemal sportem ekstremalnym.
    -No dobra dziewczynko. Czas wpakować się w większe kłopoty- powiedział z iście szatańskim uśmiechem na ustach. Teraz był w swoim żywiole.

    OdpowiedzUsuń
  65. Robbie przez chwilę zastanawiał się co ze sobą zrobi po upiększeniu komisariatu. W końcu do głowy przyszedł mu bardzo interesujący pomysł.
    -Pół godziny drogi stąd, na szybkiego piętnaście minut mam domek w lesie. Całkiem prawdopodobne, że tam nikt by nas nie znalazł- powiedział w końcu i wyciągnął telefon. Wolał nie wspominać, że nie jest to domek, a pokaźna willa co nie zmieniało faktu, że znajduje się w środku lasu. Mało osób wiedziało o jego istnieniu, a on sam nie przyjeżdżał tam często bo nie lubił komarów. Wysłał sms'a do kumpla i gdy tylko ten mu odpisał uśmiechnął się pod nosem.
    -Kumpel podrzuci tu mój motor więc jeżeli nie boisz się jazdy bez trzymanki królewno z przyjemnością zabiorę cię do mojego zamku- wolał nie mówić, że w jego przypadku była to raczej jaskinia smoka. Spojrzał na nią z wyzwaniem w oczach i lekkim prawie niezauważalnym drwiącym uśmieszkiem.

    OdpowiedzUsuń
  66. Po ostrej imprezie ciężko było mu wstać. Rodzice dawno w pracy. David pewnie jeszcze nie wrócił od dziewczyny, a Natalie powinna być już u dziadków. Budzik. Sam do siebie burknął, że o siódmej trzydzieści to normalni ludzie jeszcze śpią. Wyłączył to urządzenie i poszedł dalej spać. Śniło mu się boisko. To chyba jakieś zboczenie na tym punkcie czy coś. Rzucał do kosza, ale nie mógł nic trafić. Uderzył ręką w ścianę.
    - Au! - syknął i się obudził.
    Spojrzał na zegarek. Za pięć minut południe. Wypadałoby iść chociaż na chwilę do szkoły, żeby się w niej pokazać. Wziął szybki prysznic, ubrał się i wyszedł z domu. Pierwsze co mu przeszkodziło to słońce, które świeciło mu prosto w oczy. Mieszkał w Palm Springs już dosyć długo, ale i tak jeszcze się do tego nie przyzwyczaił. Wziął auto i ruszył. Po drodze oczywiście lans z głośną, klubową muzykę, dzięki czemu wiele dziewczyn oglądało się za nim. Tak swoją drogą czemu nie są w szkole? Zaparkował przed szkołą i wszedł do budynku, którego nie lubił. Oczywiście nie opłacało mu się iść na trwającą biologię, więc ruszył do swojej szafki. Po chwili poczuł się zdezorientowany. Ktoś chwycił go za rękę i zamiast zaprotestować biegł z tą nieznajomą. Przez chwilę czuł się niezręcznie, bo znajdowali się blisko siebie, na dodatek nie mógł nic powiedzieć. Po chwili się uśmiechnął, bo sam zawsze tak robił. Nudziło go samotne chowanie się w schowku czy w jakimś innym miejscu przed woźnym, któremu dostarczał zdecydowanie rozrywki. Nasłuchiwał kroków, jednak nic takiego nie słyszał. Wziął rękę dziewczyny na dół.
    - On nigdy w tą stronę nie biegnie - uśmiechnął się przyjaźnie. - Tak swoją drogą co sobie u niego przeskrobałaś? - zawsze go to ciekawiło, bo przeważnie widział płeć brzydką uciekającą przed starym woźnym.
    Jeszcze facet im wszystkim będzie dziękował za podtrzymywanie jego kondycji. Podobno ma młodą żonę, więc na pewno mu się to przyda. I tu trzeba postawić kolejne pytanie: kto go w ogóle chciał? Facet ciągle zrzędzi i nic mu się nie podoba. Z takim kimś chyba nie można wytrzymać.

    Matthew

    OdpowiedzUsuń
  67. Spojrzał na nią z figlarnym uśmiechem po czym puścił jej oczko.
    -Wolę jednak skurwiela na Harley'u- powiedział wykrzywiając usta w łobuzerskim uśmiechu chwilę potrząsał puszką po czym wykonał pierwszy rysunek czarną farbą. Przez chwilę upajał się jej zapachem po czym zabrał się do roboty. Czuł się jak prawdziwy Picasso. Gdy skończył swoje arcydzieło, które swoją drogą na prawdę było niezłe uśmiechnął się pod nosem zadowolony. Nie miał wielkiego talentu, ale jako tatuażysta to i owo umiał.
    -Jestem z siebie dumny- oznajmił i podszedł do dziewczyny obejmując ją od tyłu. Jak na razie było spokojnie lada moment ktoś mógł ich dostrzec ale to mu nie przeszkadzało.

    OdpowiedzUsuń
  68. Pochylił się na nią by patrzeć na wszystko z jej poziomu. Teraz był dumny nie tylko z siebie, ale i z niej. Spojrzał krytycznie na swój rysunek licząc wszystkie niedociągnięcia. Na szybkiego narysował to co najbardziej lubił tatuować. Cmentarzystko z wielką czaszką na środku. Tym razem dodał czaszce czapkę policyjną, a co. Wisielczy humor tego dnia mu dopisywał.
    -No pewnie, jesteś moją maskotką- wymruczał jej do ucha i w tym samym czasie dostrzegł policjanta wyglądającego przez okno. Uśmiechnął się pod nosem i pokazał mu środkowy palec.
    -Zwijamy się księżniczko. Powóz już czeka- pociągnął ją za sobą w stronę uliczki przy, której jego kumpel miał zaparkować motocykl. Gdzieś daleko słychać było kroki. Nie zdziwiło go to, że gliny za nimi pobiegły. Gdy tylko dostrzegł swojego Harley'a, swój skarbek rozpromienił się.

    OdpowiedzUsuń
  69. Jak to miał w zwyczaju słuchał jej bardzo uważnie i cały czas się jej przyglądał. Wszystkie informacje przetwarzał naprawdę powoli, bo nie był jeszcze w stanie myśleć.
    - Chyba często to robisz, co? - tak mu się wydawało, bo raczej Ci "amatorzy" nie zrobiliby przy tym tyle zamieszania. Miała szczęście, że na korytarzu było w miarę pusto i mogła swobodnie uciekać. Matt często miał ten problem, że coś zrobił, gdy akurat zaczynała się przerwa. Slalom między tymi wszystkimi uczniami nie jest zbyt fajny. Tym bardziej, że on należy do wysokich osób, więc za szybko się gdzieś nie ukryje. Zawsze wybierał schowek, w którym aktualnie się znajdował.
    - Tak właściwie to Matthew jestem - wyciągnął do niej dłoń. - Ale każdy mówi Matt - a przed państwem uśmiech numer dwadzieścia dwa, który mówi o tym, że coś kombinuje, ale jeszcze nie ma pojęcia co, bo mu się za ciężko myśli.
    Był w szkole zaledwie kilka minut, ale już mu się w niej siedzieć nie chciało. Treningu dziś nie było, więc nic go nie trzymało. Najchętniej poszedłby na jakieś zimne piwo, po którym zacząłby całkowicie normalnie, jak na niego, funkcjonować. Wtedy nie byłby już tak zdezorientowany i rozkojarzony. Co te imprezy z nim ostatnio robią...
    - Mam propozycję nie-do-odrzucenia - nie miał, musiał na szybko coś wymyślać. - Za to, że mnie zaciągnęłaś tu, pójdziemy gdzieś razem, tylko że muszę pomyśleć nad miejscem - Matthew obudź się w końcu, zacznij myśleć, bo inaczej nic nie zdziałasz.

    Matthew

    OdpowiedzUsuń
  70. Robbie spojrzał na nią z uniesioną brwią. Nieco zdziwiło go jej pytanie, ale o czym to ludzie nie myśleli.
    -Gdy ma się wrodzony urok osobisty nawet tego nie trzeba mówić, ale tak laski to lubią chociaż zupełnie nie wiem czemu- powiedział i gdy tylko wsiadła na motor zapuścił silnik, który głośno zamruczał. Czym prędzej ruszył w stronę leśnego domku jak zwykł na niego mówić. Jedną rękę trzymał na kierowniczy, a drugą chwycił jej rękę i położył na swoim brzuchu dając jej do zrozumienia, że ma go objąć. Najwyraźniej zrozumiała bo oplotła go rękami. Znacznie przyspieszył i pociągnął motor do góry tak, że przez chwilę jechał na jednym kole. Jak on uwielbiał to robić. Nigdy nie wiadomo było czy się nie przewróci co dodawało całości ekscytującego dreszczyku.

    OdpowiedzUsuń
  71. Chłopak zupełnie nie wiedział z czego dziewczyna się śmieje. Dla niego jazda motocyklem była małą odskocznią od codzienności. Jeżdżąc czuł się wolny. Lata, które spędził z ojcem w Bristolu sprawiły, że cieszył się tym uczuciem jak tylko mógł.
    Gdy po kilkunastu minutach zatrzymał motocykl na parkingu przed domem westchnął cicho.
    -Wysiadka księżniczko- powiedział, a gdy tylko zsunęła się z motoru sam zszedł i włączył światła. Las, który do tej pory stanowił ciemną barierę stał się teraz dużo bardziej przejrzysty. Robbie spojrzał na dom, który średnio lubił. Był duży, zdecydowanie za duży i z trzech stron przeszklony gdyż stawianie ścian na odludziu po prostu nie miało sensu. Sam nie przepadał za komarami i innymi leśnymi stworzonkami więc nie wpadał tu często.
    -Witam w moim leśnym domku- powiedział kłaniając się teatralnie i otwierając również przeszklone drzwi. Wszedł za nią do środka zapalając po kolei kilka świateł. Z kieszeni skórzanej kurtki wyciągnął papierosy i odpalił jednego zupełnie nie przejmując się świeżo odmalowanym i umeblowanym wnętrzem.

    OdpowiedzUsuń
  72. Spojrzał na dziewczynę z unosząc lekko jedną brew.
    -I tu się mylisz. Szczerze to prawie nigdy tu nie przyjeżdżam. Basen jest fajny, szczególnie w nocy, ale nie lubię komarów- powiedział. Dom w sam sobie jak dla niego był za duży i zbyt pusty toteż nie lubił tu często przyjeżdżać chociaż gdy miał ochotę odciąć się od wszystkiego przyjeżdżał tu. Bez skrępowania zrzucił koszulkę i buty, zostając w spodniach. Owszem miał umięśnione i warte grzechu ciało ale mimo wszystko nie lubił pokazywać światu swoich blizn o tatuaży, które zdobiły znaczną część jego ciała, nie zamierzał jednak odmówić sobie przyjemności jaką był basen na balkonie piętro wyżej.
    -Nie wiem jak ty, ale ja biorę Danielsa i idę popływać na balkonie- powiedział i ruszył w kierunku szafki z alkoholem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Wyszło mi takie masło maślane, że aż się czytać nie chce. Przepraszam ]

      Usuń
  73. Z łobuzerskim uśmiechem wyjął Danielsa i poszedł prosto na blakon. Postawił go na stoliku stojącym obok i zdjął spodnie zostając w samych bokserkach. Noc była ciepła więc co mu za różnica.
    -Wyskakuj z ubrań, a może dam ci łyczka mojego ulubieńca- powiedział, a uśmieszek sam uformował mu się na ustach. Wszedł do wody zabierając ze sobą Jacka. Odkręcił butelkę korek wyrzucając gdzieś nie do końca wiadomo gdzie. Wziął dużego łyka i uwaaażnie przyglądał się dziewczynie, a co.

    OdpowiedzUsuń
  74. Oglądał sobie ciało dziewczyny co jakiś czas popijając Danielsa. Nie był typem wgapiacza bo kobiece ciała nie były dla niego zagadką.
    -No cóż nie było źle- powiedział i podał jej butelkę. Robbie czuł się niewyobrażalnie znudzony. Jego fascynacja większością rzeczy trwała nie dłużej niż pięć minut. Oparł się o ściankę zamykając oczy i odchylając głowę do tyłu. W tej chwili miał ochotę zapalić tyle, że po papierosy też nie chciało mu się iść. W końcu leżały w salonie położonym piętro niżej.

    OdpowiedzUsuń
  75. Otworzył jedno oko i spojrzał na dziewczynę.
    -Łatwiejszy do wykorzystania na tle seksualnym czy łatwiejszy do wpakowania do kryminału- spytał po czym upił duży łyk- Jeżeli chodzi o to pierwsze nie mam z tym problemów jeżeli o to drugie mogę stawiać opór- powiedział uśmiechając się lekko. Widząc jak przygląda się jego tatuażom poczuł się niezręcznie. Nie lubił jak ktoś się na nie gapił bo uznawał, że są tylko i wyłącznie dla niego. Cóż najwyższy czas pogodzić się z tym, że jego tatuaże przyciągają wzrok.
    -Najlepszym tatuażystą w całym Palm Springs jestem ja, ale to taka mała słodka tajemnica- powiedział pochylając się nad nią. Rozmawianie z niższą o kilkadzieścia centymetrów osobą nigdy nie sprawiało przyjemności, za to przysparzało wielu problemów.

    OdpowiedzUsuń
  76. Spojrzał na nią nieco rozbawiony. Tak jak się spodziewał dziewczyna wykazała się bezpośrednością.
    -Przykro mi po pijaku nie tatuuję. Spojrzał jej w oczy po czym odpłynął sobie kawałek dalej. Gdyby nie fakt, że był przekonany o tym, że dziewczyna jest homo może i czegoś by próbował. Na panią do towarzystwa poczeka sobie do jutra.
    -Zaraz wracam muszę skoczyć po fajki- powiedział po czym podszedł do krawędzi balkonu i skoczył w dół. W jego przypadku skoczyć po fajki to dosłownie skoczyć po fajki. Fakt, że był dość wysoki i zbyt leniwy by używać schodów jak zwykli śmiertelnicy tylko pomagał mu w podejmowaniu tak lekkomyślnych decyzji. Spadł na mięciutką trawkę i nic sobie nie zrobił, a szkoda już dawno nie miał połamanej ręki czy też nogi. Na balkon wrócił kilka minut później z papierosem w ustach i paczką w ręce.
    -Chcesz jednego- spytał po czym ponownie wszedł do basenu.

    OdpowiedzUsuń
  77. Gdy dziewczyna wynurzyła się tuż przy nim wyjął papierosa ze swoich ust i włożył do jej. Gdy tylko się zaciągnęła zabrał go i sam się zaciągnął dym wypuszczając w górę. Spojrzał w jej czekoladowe oczy siląc się na lekki uśmiech.
    -No i co teraz- spytał pochylając się nad nią z tego samego powodu co zwykle. Zdecydowanie nie wiedział co ma ze sobą w owej sytuacji począć. Z jednej strony facet to facet, a z drugiej jego przekonanie o jej orientacji.

    OdpowiedzUsuń
  78. Westchnął cicho i obdarzył ją kpiącym uśmieszkiem.
    -Istnieją tylko dwie opcje. Ci grzeczni jak my ubierają się, a ci niegrzecni rozbierają się do końca. Gdyby tylko nie fakt, że nie chce mi się ubierać- powiedział z udawanym żalem i oparł swoje czoło o jej. Lubił się bawić wszystkim co wpadało mu w łapki. Gdy była to całkiem atrakcyjna i jak to sama powiedziała prawie naga dziewczyna miał na gierki jeszcze większą ochotę.
    -Do, której grupy ty należysz- spytał ledwo odczuwalnie muskając jej usta.

    OdpowiedzUsuń
  79. Langdon roześmiał się, widząc ten chodzący na dwóch nogach chaos, który chwiał się przed nim i ziewał, tocząc nieprzytomnym wzrokiem po korytarzu.
    -Ty ze mną. Chodź- sarknął tylko, obejmując dziewczynę ramieniem i ciągnąc do wyjścia, bez zwracania uwagi na ewentualne dziwne spojrzenia i komentarze, które mógł wywołać.- Gdybyś ty miała prowadzić samochód, pewnie żadne z nas by tego nie przeżyło- zakpił, popychając Kassidy ręką, gdy już wyszli na wewnętrzny dziedziniec, skąd łatwo było wydostać się na parking.- A tak nie ucierpimy, napijemy się kawy i nażremy ciasta. Masz ochotę?- Bettley lubił paplać bez sensu, a gdy już wkręcił się w jakiś temat mógł tak nadawać godzinami, skacząc z tematu na temat. I teraz właśnie nadarzała się po temu zajebista wręcz okazja- Kassidy, z którą nigdy nie miał zbyt wiele do czynienia, nagle miała uczestniczyć w jego porannym rytuale dobudzania się papierosami, dwoma (w krytycznych sytuacjach i trzema) kubkami mocnej kawy i ciastem wiśniowym. A to prowokowało, żeby ją zagadywać. Na razie jednak po prostu wskazał jej samochód- niebieską Corvettę [albo może i nie Corvettę, nie pamiętam czym on do szkoły przyjechał xD] - dając jasny znak, że życzy sobie aby wsiadła, nie bawił się jednak w żadne otwieranie i zamykanie drzwi.
    -No dobra. Możesz się czuć jak porwana. Tylko błagam, nie napuszczaj na mnie nikogo, jak w tym durnym filmie z Liamem Neesonem- poprosił, gdy już wsiadł za kierownicę i zapuścił silnik.- Jakieś specjalne życzenia, czy mam jechać tam gdzie lubię?

    OdpowiedzUsuń
  80. [Wybiorę numer jeden, tylko na potrzeby własnego chorego pomysłu, nieco go przerobię.:) I przepraszam za jakość i długość, ale mam już przegrzany mózg.:( A i takie pytanie, czy nie byłaś przypadkiem kiedyś tam na Murine Town?]

    Venya nienawidziła chodzić w sari. Dosłownie nienawidziła. Owszem, strój bardzo ładny, żywe kolory, z dobrego materiału, z pewnością niejedna dziewczyna w Indiach by jej takiego stroju pozazdrościła. Jeden problem był w tym, że takie stroje były niezwykle, ale to bardzo niezwykle niewygodne, jak jej coś nie uciskało, to ją kuło i chodzić się po prostu nie dało. Ale rzecz jasna i tak nie rezygnuje z tradycyjnych tańców, które wykonywali podczas danego święta, ma zbyt porywczą i rozrywkową naturę, by stać tak i przyglądać się jak inni tańczą.
    Ale tutaj nie o tym, a o tym, że Venya z ulgą myślała o tym, że właśnie kończy lekcje i jedynie pozostało wybrać jej się na modlitwę, po czym będzie mogła zrzucić to pioruństwo i powiesić w szafie do następnego ważnego dla niej dnia.
    Odetchnęła cicho, gdy rozbrzmiał dzwonek, który oznaczał to, że dziewczyna ma już spokój i będzie mogła sobie pójść do domu, nie będzie się tutaj męczyć i znosić przy tym tych zdziwionych i ciekawskich spojrzeń na jej przeklęte sari. W końcu strój jak strój, prawda? Każdy ma prawa nosić to co chce, a oni dalej nie mogli przyzwyczaić się do tego, że raz na jakiś czas pojawiała się w szkole właśnie w tych wdziankach.
    Venya jak to Venya, chciała jak najszybciej znaleźć się w domu, więc postanowiła pobiec na przystanek i złapać autobus, który miał za chwilę odjechać i który mógł ją zawieść na miejsce bez przesiadki.
    Chciała przebiec przez szkolny parking i poczuła nagle silne uderzenie, któremu towarzyszył głośny huk. Zaskoczona podniosła głowę, a jej oczom ukazała się maska samochodu, wpadła na samochód? I to taki zaparkowany? Jak to dobrze, że nikt tego nie widział. Chyba.

    Venya

    OdpowiedzUsuń
  81. [Ale to nadal istnieje, tylko mało osób tam jest z tego co ostatnio widziałam. Lotta z tej strony.:)]

    Jakie ptaki wielkości człowieka? Jaka tęcza? I dlaczego ta tęcza miałaby się zrzygać? Albo naprawdę bardzo mocno przywaliła głową w ten przeklęty samochód, albo już całkiem ją popierniczyło. Ciotka w końcu nie raz mówił, że jest kompletną wariatką i w gorącej wodzie kąpana, a do tego roztrzepana, nieodpowiedzialna, ma fiu bździu w głowie i jeszcze wiele innych rzeczy na swój temat słyszała. I nawet, tak jak ciotka jej powiedziała, dziękowała bogom za to, że jej rodzice z nią aż tyle czasu wytrzymali, dopóki jej do Ameryki nie wysłali. Chociaż.. Oni wcale nie chcieli jej wysyłać, matka to chyba przez tydzień płakała i z początku się zgodzić nie chciała, a ojciec też był nie do końca pewny co do tej decyzji, ale ciotka na swoim postawić mówiła, a skoro jej rodzice uważali, że dziewczyny nie powinny być jedynie dobrymi matkami, ale też co nieco w głowie mieć, to właśnie zobaczenie kawałka świata jej to ułatwi, prawda? A potem jej wybiorą męża i tak dalej..
    Skoczyła na równe nogi i wyprostowała się, a wszystko to było tak gwałtowne i chaotyczne, że zamiast w jej mniemaniu, utrzymać ją w pionie i to dość stabilnie, to zabujało nią dość gwałtownie na wszystkie strony, a to co się działo w jej głowie.. Tam to była dopiero karuzela.
    -W porządku, w porządku! Nic mi nie jest, absolutnie, jak to moja ciotka mawia, swego diabli nie biorą! Nic, absolutnie nic mi nie jest!- zaczęła wykrzykiwać machając przy tym rękami na wszystkie strony, po czym nagle zamarła w bezruchu i spojrzała na dziewczynę. -Ty.. W tym samocho..- na jej twarzyczkę wstąpiło zawstydzenie. -Co za wstyd!- zajęczała przeraźliwie, a wyraz jej twarzy świadczył o tym, że zaraz się rozpłacze.

    Venya

    OdpowiedzUsuń
  82. Spojrzał na nią, a łobuzerski uśmiech sam wykwitł na jego twarzy. Mógł powiedzieć dużo, mógł ją przekonywać różnymi sposobami, ale czy miało to jakiś sens. Z drugiej strony co mu za różnica.
    -Nie słynę z daru przekonywania ale sprawdźmy co umiem- powiedział po lekko przesunął językiem po jej wargach. Rozchylił je i zaczął studiowanie wnętrza jej buzi. Dłuższą chwilę spędził na zabawie w kotka i myszkę z jej językiem, ale ostatecznie przeniósł się pocałunkami na szyję. W tym samym czasie koniuszkami palców wodził po jej skórze przyprawiając ją o lekki dreszczyk.

    OdpowiedzUsuń
  83. [Bo wątek tam miałyśmy.. Ta nieśmiała dziewucha z aparatem.:D]

    Ona nie była żadną papugą! Dobra, sari było kolorowe, chociaż zwykle było jedno lub dwukolorowe, to to akurat przypadło jej do gustu i chcąc nie chcąc, zmusiła rodziców do zakupienia jej go, bo chodzić w innym nie miała zamiaru, przynajmniej wtedy tak powiedziała, w końcu musiała jakoś przekonać rodziców, żeby jej kupili to co chciała, a trzeba przyznać, że w rodzinie dość konserwatywnej ciężko było postawić na swoje. Niestety rodzice szli bardzo powoli, właściwie to pełzli za duchem technicznym i tymi wszystkimi nowinkami, cud że tutaj przyjechała!
    -Ja? Gorączkę? Gdzie ja gorączkę?! Ja po prostu jestem szajbnięta, tak przynajmniej mówi na mnie ciotka. Ale to uderzenie to nic, już się przyzwyczaiłam do takich przypadków, nie raz mocniej już dostałam. Naprawdę nic mi nie jest, naprawdę! Poza tym ja nie mogę iść teraz do lekarza, bo muszę iść na modlitwę i złożyć ofiarę i zjeść te pyszne ciasteczka mojej cioci, które robi z tej okazji.. Nie mogę po prostu iść do lekarza, więc proszę nie dzwonić, albo będę zmuszona Ci zabrać ten telefon, ewentualnie go zniszczyć!

    Venya

    OdpowiedzUsuń
  84. [Nie pamiętam za bardzo już.. Miała zdjęcia koniom zrobić czy cuś..:D I nie ma sprawy.:)]

    Venya po prostu mówiła prosto z mostu to co myśli, a raczej co czuje, a czasami, właściwie przez większość czasu, mówiła to co jej ślina na język przyniosła, nic więc dziwnego, że takie sformułowanie, jak obietnica zniszczenia telefonu, wypadło z jej ust.
    -Jaka papuga?! Jaka papuga?! Ja nie jestem żadną papugą! To jest sari! Tradycyjne sari, prosto z Indii, właściwie z Nowego Delhi! Bardzo cenne, przynajmniej było, kiedy je kupowałam. Nie znam się za bardzo na różnicach walutowych, nie wiem jaką moje pieniądze mają tutaj wartość.- wzruszyła ramionami. -Ale wiem, że papugą z pewnością nie jestem, nie powtarzam jak głupia tego, co ludzie każą mi mówić, tylko sari jest troszeczkę kolorowe, ale dziś muszę je mieć na sobie, więc nic nie poradzę, że się mienię. Mi się to podoba, a to przecież jest najważniejsze. Najważniejsze to akceptacja samej siebie, tak!- Uśmiechnęła się szeroko zadowolona ze swojego stwierdzenia i dumna z tego aż złapała się pod boki, jakby odkryła właśnie nowy pierwiastek. Nobla powinna za coś takiego dostać!

    Venya

    OdpowiedzUsuń
  85. Uśmiechnął się lekko ale nie przerywał swojego dzieła. Wszystko świadczyło, że dziewczynie się podobało, a on lubił jak dziewczyny topniały w jego ramionach jak masełko. Na zmianę obsypywał jej szyję pocałunkami i błądził po niej językiem kreśląc najprzeróżniejsze wzorki.
    -Fakt chyba dobrze mi idzie, ale skoro ja należę do tej grzecznej grupy, a ty niegrzecznej pozostaje jeszcze kwestia przekonania mnie do przekonywania ciebie- wymruczał jej do ucha przygryzając je delikatnie wargami.

    OdpowiedzUsuń
  86. Spojrzała na nią jakoś tak smutno i pokręciła zawiedziona głową. -Niestety, ale obawiam się, że w moim przypadku mówienie w mniejszych ilościach jest zupełnie niemożliwe. Wszyscy stale mi powtarzają, żebym mówiła mniej, albo w ogóle przestała gadać, bo buzia mi się dosłownie nie zamyka i mówię w kółko i w kółko, a ja po prostu nie potrafię.- wyjaśniła wzdychając ciężko, jakby niemówienie było dla niej jakąś naprawdę ciężką sztuką, no i trzeba przyznać, że było!
    -Dlaczego nie możesz się skupić?- zapytała zaskoczona spoglądając na swój strój. Przecież to nic wielkiego, chyba nigdy nie była w Indiach, tam na ulicach jest tak kolorowo! A najlepiej jest gdy sypią po całych ulicach kolorowe barwniki.. Wszystko jest niczym jedna, wielka tęcza, ludzie tak samo! Jest fantastycznie! W Stanach nie ma niestety takich tradycji, a szkoda.. -Wiesz.. W sumie mogłabym to ściągnąć, ale nie mogę, nie uśmiecha mi się paradowanie po mieście w samych majtkach, a gdyby moja ciocia się o tym dowiedziała! Zawału by dostała! Zaraz by powiedziała moim rodzicom i by mnie zabrali do Nowego Delhi, a ja nie chcę znowu zmieniać szkoły. By mi przez taki wybryk strasznie dużo wymagań stawiali! Bo..- przerwała na chwilę obrzucając ją uważnym spojrzeniem. -I znowu to robię. Znowu za dużo gadam. Mówiłam, że nie potrafię przestać, ja po prostu.. Będę Ci mówić jak jechać, bo za nic nie mogę tego adresu zapamiętać.- zakończyła swój wywód zawstydzona spuszczając głowę.

    Venya

    OdpowiedzUsuń
  87. Jemu taki obrót spraw się podobał. Dziewczyna zdecydowanie go pociągała, a oprócz tego miała jeszcze to czego wielu ludziom brakuje. Charakterek. Wrócił do jej ust ale tylko na chwilkę.
    -Czekam na werdykt przekonałem cię czy nadal masz wątpliwości- spytał po chwili. Napór jej ciała na pewne dość oczywiste części jego ciała sprawiał, że czuł narastające podniecenie graniczące z głodem.Zdecydowanie uzależniał się od kobiecych ciał. W jego przypadku podjęcie decyzji było błyskawiczne, w końcu on nie był od wahania się i żałowania.

    OdpowiedzUsuń
  88. Chłopak z przebiegłym uśmieszkiem odsunął się od dziewczyny stawiając ją na ziemi.
    -Robbie Moore królewno- powiedział po czym przeczesał ręką zmierzwione włosy. Oparł się o brzeg basenu wlepiając w nią spojrzenie. Jak widać gierek ciąg dalszy. Jemu to zupełnie nie przeszkadzało tylko, że po zbyt długim czasie gierki zaczynały mu się nudzić jak wszystko inne.

    OdpowiedzUsuń
  89. Obserwował ją wciąż uśmiechając się pod nosem również wtedy gdy poczuł jej paznokcie na swojej skórze.
    -Nigdy nie słynąłem z chwalebnych czynów- oznajmił i chwycił jej nadgarstek. Nie lubił gdy ktoś oglądał jego tatuaże. Tym razem nic nie zrobił. Pozwolił jej patrzeć bo i tak robiła to od dłuższego czasu.
    -Poza tym jeżeli jeden raz udało mi się wzniecić ogień uda się i drugi- powiedział jej do ucha swoim niskim nieco ochrypniętym głosem.

    OdpowiedzUsuń
  90. Jak widać nie tyko on miał ochotę na trochę urozmaiceń. Co mógł powiedzieć w danej chwili? Co mógł zrobić? A kogo to obchodzi. Jego na pewno nie.
    -No to może... teraz- mruknął po czym koniuszkiem języka powiódł po jej wargach. Nie zastanawiając się ani chwilę przyciągnął ją do siebie i wpił się w jej wargi- To chyba dobry pomysł co- znów złączył ich wargi tym razem zaczepnie trącając jej język.

    OdpowiedzUsuń
  91. Robbie uznał, że w pełni się z nim zgadza zamienił ich miejscami i teraz to ona siedziała na brzegu basenu, a on stał nad nią. Znów ustami przeszedł na jej szyję wiedząc, że pieszczoty tak sprawią jej więcej przyjemności. A jej przyjemność to jego przyjemność czy jakoś tak. Wodził językiem po jej szyi od czasu do czasu na dłużej zatrzymując się w niektórych miejscach. Jego głodek narastał szczególnie, że jadąc na domówkę był przygotowany na więcej.

    OdpowiedzUsuń
  92. Westchnął cicho przez chwilę rozważając wyjście z basenu. Po pewnym czasie zabawy zaczynały mu się nudzić. To właśnie był ten czas.
    -To zależy od tego jakie chcesz żebym miał- mruknął po czym na jego twarzy zagościł uśmieszek, który nie był tak łatwy do określenia. Był on mieszanką kpiny i znudzenia. Z pewnością mogła to bardzo łatwo wychwycić, jak zresztą zmianę w jego zachowaniu.

    OdpowiedzUsuń
  93. Odchylił głowę do tyłu znacznie ułatwiając jej zadanie. Pomrukiwał cicho czując jej wargi i ciepłe ciało. Jedną ręką bawił się jej zapięciem od stanika nie rozpinając go jego druga ręka błądziła po jej tali stopniowo zsuwając się na pośladki. Zdaje się, że Kassidy domyśliła się, że jeszcze chwila, a poszedłby oglądać telewizję. Owszem dziewczyna bardzo go pociągała, ale jej ciągłe zmiany nastroju zaczynały go zniechęcać. Teraz znacznie się ożywił mrucząc w odpowiedzi na jej pieszczoty.

    OdpowiedzUsuń
  94. Teraz zdecydowanie nie miał ochoty na oglądanie telewizji. Zaczynało się robić interesująco, bardzo interesująco. Pomrukiwał cicho i choć średnio miał na to ochotę teraz przyszła kolej na niego. Coś za coś. Pochwycił jej wargi składając na nich namiętny pocałunek. Pochylił się nad nią jeszcze bardziej pocałunkami przechodząc przez szyję i obojczyki do klatki piersiowej. Zaczął obsypywać pocałunkami odsłonięte fragmenty jej piersi co i u niego wywoływało coraz większe podniecenie.

    OdpowiedzUsuń
  95. Jak to w takiej chwili bywa mogła wyraźnie poczuć jego męskość. Tak to już było, że mężczyznom krew odpływała z mózgu do innej części dość oczywistej ciała. Nie oznacza to, że traci nad sobą panowanie a, że dziewczyna zdecydowanie go pociąga. Jej westchnienia tylko go napędzały. Zamruczał cicho całując ją w usta. Powoli zsunął ramiączko od jej stanika i jego wargi znalazły się na jej ramionach.

    OdpowiedzUsuń
  96. Ruszył delikatnie do przodu, coby nie porysować Kass auta. Życie było mu jeszcze miłe i nie miał ochoty zginąć z rąk Niemki, bo zrobił niemalże niezauważalną ryskę na jej karoserii. A mówiąc, że ruszył delikatnie, chodzi o to, że leciutko przycisnął pedał gazu, jadąc nie więcej, niż dziesięć kilometrów na godzinę.
    Spojrzał na przyjaciółkę i uśmiechnął się szeroko, udając, że zupełnie nic się nie dzieje i to normalne, że sportowym samochodem jeździ się po ulicach z taką prędkością.
    - A Maks? Co u niego? - zapytał. Lubił plotkować o ludziach i słuchać jak inni opowiadają o swoich bliskich. A wiedział doskonale, jaki bliski był dla Kass jej brat. - W ogóle, będzie w domu jak przyjedziemy?

    OdpowiedzUsuń
  97. [Tu jak nic będzie hejting xD Nie dość, że Niemka to jeszcze gra na gitarze, czego on także nie lubi. A na wątek pomysłu jakiegoś konkretnego nie mam :)]

    OdpowiedzUsuń
  98. Jean złapała jej ramię, dotrzymując kroku. Też lubiła ciemne i podejrzane uliczki. Co prawda nie sam wzgląd na adrenalinę, ale jakieś lubowanie się we wszystkim co mroczne - i przy tym podniecające. Nie było przecież nic bardziej podniecającego od spaceru ciemną nocą z ostrą dziewczyną. Nie znała Kass, ale zaliczała je do ostrych dziewczyn. Przecież grała na gitarze i miała taką nietuzinkową fryzurę. I chociaż nie była wcale dziewczyną, którą Koffler darzyłaby dozgonną miłością - była podniecająca. Alkohol szumiący w głowie brunetki podsunął jej pewien pomysł. Normalnie tego nie robiła, normalnie była romantyczna i spokojna. Ale teraz... ona pięknie pachniała.
    Jean pokierowała dziewczynę w stronę ściany, do której lekko ją przygniotła i czule, krótko pocałowała jej usta. Nie rzucała się od razu na ludzi... ale przecież ona dawała jej wyraźne sygnały.
    Pocałowała delikatnie odsłoniętą szyję.
    - Cała pachniesz wanilią - wyszeptała z uśmiechem, a potem odsunęła się i ruszyła dalej, jak gdyby nigdy nic.

    OdpowiedzUsuń
  99. [Widzę świetna partnerka dla Randy'ego do szaleństw. Może niech już się znają, taki mały szaleńczy duecik, który potrafi rozbujać wszystkich? :D

    Randy]

    OdpowiedzUsuń
  100. [Wanilia ^^ Coby zbędnie nie przedłużać:
    -Mogą znać się ze szkoły, przez jakiś znajomych kiedyś były sobie przedstawione i to właściwie wszystko
    -Nie znają się wcale
    -Kass mogła pomylić Janiceve z jakąś osobą i przywitać ją skokiem na plecy, ale Jani zamiast się na nią zezłościć zaczęła się śmiać i od tamtej pory są koleżankami. Takimi od wspólnego ciągania się na imprezy, uciekania z lekcji itd.
    -Poznały się na imprezie x u Pana X, z której jedyną rzeczą, którą pamiętają jest x- czyli to, że nie pamiętają absolutnie nic. Na dodatek obudziły się obok siebie i nie byłoby to takie dziwne, gdyby nie obudziły się nie w swoich ubraniach i miejscu, które nie było domem Pana X, tylko, np. mieszkankiem Jani.

    [Jeśli masz lepsze pomysły (na to liczę) to podrzuć pod kartę ;) ]

    Janiceve

    OdpowiedzUsuń
  101. — Bardzo pomogli mi rodzice — rzuciła, patrząc rozczulona na podchodzącą coraz bliżej dziewczyny zafascynowaną córkę. Ilu kochała poznawać nowych ludzi i na pewno była niepocieszona, że uwaga nieznajomej nie jest stuprocentowo skupiona na niej. — Ilu urodziła się na początku wakacji, więc miałam te dwa miesiące, żeby zająć się nią, gdy najbardziej tego potrzebowała. Potem faktycznie było ciężej, ale dałam radę — powiedziała, sama wspominając swój pierwszy rok w Palm Springs. Natychmiastowe wracanie do domu po szkole. Przeciętne oceny przez brak czasu i wydłużone terminy dzięki wyrozumiałości nauczycieli. Strach, że nie uda się zachować istnienia córki w tajemnicy przed rówieśnikami, ogrom ciążącej na dziewczynie odpowiedzialności, praktycznie brak jakiegokolwiek życia towarzyskiego, żeby się nawet przypadkiem nie wygadać. Dopiero potem pogodziła się ze swoją sytuacją i przestała bać odtrącenia, wyrzucenia poza nawias. Teraz miała mnóstwo ludzi, którzy z dziką chęcią pomagali jej w opiece nad dzieckiem i nieraz ratowali kuchnię jej matki przed kompletnym spaleniem.
    Oriane też nie miała pojęcia o dzieciach, ale w przeciwieństwie do Kassidy miała wspaniały wzór i nieocenioną pomoc we własnych rodzicach. To właśnie oni pomogli jej się ze wszystkim uporać i sprawili, że wychowanie dziecka stało się całkiem wykonalne. Owszem, Ori była strasznie nadopiekuńcza, bo bała się, że poświęci córce za mało czasu, ale to chyba lepsze niż porzucenie jej na pastwę dziadków?

    OdpowiedzUsuń
  102. Kręcąca się po łóżku Niemka nie przeszkadzała jej w spaniu. Nawet cichy jęk nie sprawił, że Jani zdecydowała się na uchylenie któregokolwiek z oczu. Dopiero retoryczne pytanie pełne zdziwienia wyrwała Janiceve z tego błogiego stanu, kiedy to jeszcze nie odczuwało się suchości w ustach, czy też bombardowania w głowie. Nim uchyliła którąkolwiek z powiek zamlaskała, mając nadzieję, że ślinianki jej nie zawiodą i chociaż odrobinę nawilżą język i podniebienie, jednakże, gdy tak się nie stało leniwie obróciła się na plecy i podniosła powoli.
    -Gdzie do cholery...- zaczęła cicho, kiedy do jej mózgu dotarła wiadomość, że sypialnia ta nie należała ani do niej, ani do Pana X, bo jego sypialnie znała aż za dobrze. Spojrzała na dziewczynę obok, jednak ona była chyba najmniej dziwną rzeczą, bo wcale jej nie zaskoczyła. Kłamstwem byłoby stwierdzenie, że Jani pierwszy raz obudziła się obok nieznanej sobie osoby.
    -Dlaczego masz na sobie męskie ciuchy?- spytała, po czym spojrzała na siebie i lekki, przyjazny uśmiech spełzł z jej twarzy- Pamiętasz może coś?- zapytała szeptem, czując, jakby jej głowa miała za chwilkę eksplodować, rozpadając się przy tym na tysiące maleńkich kawałeczków.

    OdpowiedzUsuń
  103. [Ojejjj, u mnie słabo z pomysłami :C Jakiego typu relacje lubisz najbardziej?]

    OdpowiedzUsuń
  104. [Uwaga, MAM POMYSŁ XD Tylko mnie nie pobij i wybrnij jakoś.]
    Co ja tu robię.
    Krótkie stwierdzenie, z natury przypominające pytanie. Wolfie westchnął. Co za głupota. Nigdy więcej interesów z ludźmi, którzy już na pierwszy rzut oka wyglądają na idiotów.
    Westchnął drugi raz. Panowała kompletna ciemność, a jedynym źródłem światła był księżyc bijący zza okna bladymi promieniami. Szkoła ziała pustkami. Po raz pierwszy cicha, po raz pierwszy spokojna. Odetchnął po raz trzeci. Wtedy zorientował się, że nie jest tu sam.
    Kucając za kanapą.
    Kucając za kanapą, w rękach trzymając setki przezroczystych woreczków z tabletkami i śnieżnobiałym proszkiem.
    Kucając za kanapą z rękami pełnymi narkotyków zorientował się, że nie jest tu sam.
    Cholera.
    Prędkość światła. Nie może zostać wyrzucony ze szkoły drugi raz. Pakował woreczki do swojej torby na ramię, do kieszeni, wszędzie. Dopóki nikt nie widział go zza kanapy. Ale... Westchnął po raz trzeci. Ktoś runął na podłogę. Ktoś przeklął pod nosem. Ktoś na sto procent nie był pracownikiem szkoły.

    OdpowiedzUsuń
  105. Dan ledwie zdołał powstrzymać złośliwy uśmiech wpełzający mu na twarz. Naprawdę musiała mieć niezły poziom nieprzytomności, skoro bez zastanowienia rzucała propozycje, żeby ją nosił. No cóż, kto jak kto, ale Bettley chyba jeszcze nigdy nie wzgardził propozycją potrzymania jakiejś dziewczyny bliżej siebie. Nie odezwał się, dopóki nie zahamował na parkingu przy którymś z centrów handlowych.
    -No dawaj, słonko, chociaż na zewnątrz się wytocz, to cię zaniosę- obiecał, gramoląc się z samochodu na świeże powietrze, a gdy Kassidy leniwie zrobiła to samo, podszedł do drzwi od strony pasażera. Dwie sekundy później Darkness wisiała na jego ramieniu, podczas gdy on starał się zamknąć samochód, jednocześnie trzymając ją mocno drugą ręką, tuż pod pośladkami. Coś tam mruczała pod nosem, żeby ją postawił bo wyglądają idiotycznie, ale niewiele sobie z tego zrobił, wprost przeciwnie: spacerowym krokiem szedł przez parking aż do wejścia, a potem przez kawałek jasno oświetlonego hallu, żeby postawić ją bezpiecznie na ziemię przy kontuarze w kawiarni.
    -Podobało się?- zapytał z czystej przekory, ciągle trzymając się dostatecznie blisko, by Kassidy mogła się poczuć skrępowana.

    OdpowiedzUsuń
  106. Nie każdy rodzic był tak wyrozumiały jak państwo Armastus. Przykładowo, już dziadkowie Ilu od strony taty nie chcieli mieć z małą do czynienia i odizolowali też swojego syna od jego córki. Uznali, że ona nie istnieje i kazali mu wrócić do życia w momencie, w którym nie było jej ani Ori. Zupełnie jakby nic się nie stało, a czas spędzony przez Arno w Palm Springs wyparował, zniknął w czarnej dziurze.
    — Ja widzę w niej tylko jej tatę — rzuciła, a przez jej oczy przemknął cień smutku, który jednak momentalnie zniknął. Zranił ją fakt, że chłopak tak szybko uległ rodzicom i zgodził się wrócić. Nawet nie chciał się bawić w związek na odległość, a rzucił tylko, żeby się rozstali, bo widocznie nie jest im pisane żyć razem. To były tylko komplikacje, a on jeszcze kilka dni wcześniej deklarował jak bardzo ją kocha. Wcześniej jej szukał i osiągnął cel, a potem tak pogrzebał swoje starania. — Ale zawsze tak jest. Ciężko dostrzec siebie — uśmiechnęła się i kucnęła koło córki. Mała przez chwilę się wahała, ale potem zaczęła wdrapywać na kolana ich rozmówczyni, aby zacząć się sobie wesoło gaworzyć. Dwulatce wystarczyła chwila, aby zacząć dociekać jak jej nowa 'ciocia' ma na imię.
    Córka Oriane praktycznie wychowuje się bez ojca – bo czy marne pół roku można uznać za odpowiedni wkład w wychowanie dziecka? Owszem, mała potrafi czasami rzucić 'tata', ale pewnie gdyby zobaczyła chłopaka nawet by w nim nie rozpoznała ojca spędzającego z nią każdy dzień w wakacje. Nie, jej córka nie miała prawdziwego taty i patrząc na damsko-męskie stosunki Oriane nieprędko dostanie kogoś, kto mógłby go zastąpić. Ori była przede wszystkim matką i to na Ilu koncentrowało się jej całe życie. Nie na flirtach i romansach, a opiece nad dzieckiem i próbą wpasowania w to wszystko szkoły. Na imprezy z domu wyrzucali ją rodzice, szczególnie od opuszczenia dziewczyny przez byłego. Wiedzieli, że z córką jest nie do końca dobrze jak pokazuje przed przyjaciółmi i próbowali temu na swój sposób zaradzić.
    Prawdopodobnie z powodu swojego podejścia Oriane przestała wyłapywać jakiekolwiek oznaki flirtu. W klubie po prostu czekała przy barze aż będzie mogła wrócić do domu. Chyba, że była z przyjaciółmi. Oni wtedy zawsze wpływali na nią swoją obecnością tak, że przestawała być wyłącznie mamą, a wracała do tej pogodnej dziewczyny, która szalała z najlepszą przyjaciółką w Estonii.

    OdpowiedzUsuń
  107. [U mnie z pomysłami zawsze ciężko :) wolę zaczynać :) może Ty masz jakiś?]

    OdpowiedzUsuń
  108. Cholernie ją to kręciło. To, że została złapana za włosy. Nie przez faceta, który tym sposobem wpychał jej penisa głębiej w gardło, ale przez kobietę. Podniecającą, rockową dziewczynę. Jean poczuła się tak jakby w jej podbrzuszu dwie drużyny grały w piłkę nożną. A ścianki jej pochwy były jakąś bramką. Kurwa mać.
    Przywarła do Kass całym swoim ciałem. Jak zwykle nie miała na sobie stanika, więc dzianinowy sweter teraz był uwypuklony w dwóch miejscach, na dodatek lekko prześwitywał, ale to przecież nie ważne, nikt nie widział - sutki były oparte o piersi Kassidy, co jeszcze bardziej na nie działało. Jedna ręka Jean wylądowała na talii nieznajomej, druga na biodrze, ale ta druga, prawa dokładniej rzecz ujmując - przesuwała się teraz w górę, przez biodro, talię, pierś, by w końcu wylądować na szyi. Przycisnęła usta do ust Kass. Całowała żarliwie, namiętnie. Nie wiedziała co w nią wstąpiło, ale wiedziała, że to nie będzie noc.
    - Wiesz co, pieprzyć czułość, to kręci mnie chyba jeszcze bardziej - uśmiechnęła się, przygryzając dolną wargę. To był ten drugi uśmiech, zamieniający dziecinną buźkę Jean w twarz dojrzałej, napalonej, zdeterminowanej kobiety. Czuła przyjemne mrowienie w miejscu, gdzie włosy były pociągnięte przez Kass. Jean naparła na nią jeszcze mocniej i wręcz brutalnie wpiła się w jej usta.

    [kuźwa, co Ty ze mną robisz dziewczyno, jeszcze nigdy nie wczułam się tak bardzo w opis pocałunku :D]

    OdpowiedzUsuń
  109. -U mnie to jakiś tam problem jest, bo nie jestem w swojej bieliźnie- jęknęła z obrzydzeniem. Chyba właśnie to spostrzeżenie zmotywowało ją do podniesienia się z łóżka i otworzenia pierwszych-lepszych drzwi z nadzieją, że są to drzwi do łazienki. Bingo! Drzwi tylko lekko przymknęła, przez co przez szparę w nich można było zobaczyć, jak zdejmuje z siebie ubrania, tj. męską koszulę i luźne slipy, pozostając jedynie w zbyt dużym t-shircie.
    Wróciła do pokoju i rozejrzała się wokół cicho przy tym wzdychając. Janiceve kace jeszcze jakoś przeżywała, jednakże takowy nie trwał u niej kilka godzin a cały dzień, czasami nawet w nocy przypominał o swoich tragicznych stronach. Kiedy tylko znalazła swoje majtki wciągnęła je na siebie i podeszła do okna. Delikatnie uchyliła zasłonę, tak, że do pokoju wpadła struga chłodnego, porankowego światła. Zmrużyła oczy i zaklęła pod nosem.
    -Ja pamiętam, że poszłam na imprezę i był tam taki gość, z kaskiem i dwoma kubkami do niego przyczepionymi. Taki wiesz, na piwo... Pamiętam, że otwierał i zamykał usta i chyba coś mówił, ale co, to już nie pamiętam- powiedziała cicho i uśmiechnęła się do siebie, kiedy zauważyła sukienkę, w której wczoraj była- I nie pamiętam, skąd to się wzięło- wyszeptała z zaskoczeniem wskazując na czarny materiał ubrudzony niebieską farbą.

    Janiceve

    OdpowiedzUsuń
  110. Od rana brakowało mu muzyki. Chodził i bujał się w dany rytm przez co potrącał ludzi. Zdecydowanie miał to gdzieś, bo nie obchodziło go zdanie innych. Szukał fajnych kawałków, które zapuści dziś na imprezie, na której będzie DJ. Jest z tego niezmiernie dumny, bo będzie to jego pierwszy większy event. Jego zadaniem będzie rozruszanie wszystkich - poczynając od sztywniaków kończąc na "dzieciach boom-boxa". Znając go w playliście znajdą się także utwory polskich artystów, które ostatnio zaczęły trafiać do coraz szerszego grona. Patryk musi pomyśleć nad braniem kasy od nich za rozpowszechnianie ich muzyki w Stanach. Może i zaczyna od małej miejscowości, ale niekażdy od razu stał się Davidem Guettą z czasów obecnych.
    Obroty wokół własnej osi wyszły mu zdecydowanie na złe. Przewrócił kilka osób. Na niektórych wylądował. Tak to jest, jak ktoś nie myśli i podczas przerwy zaczyna swój bliżej nieokreślony taniec. I kolejna osoba przewrócona przez Patryka. Dodatkowo został pochlapany kawą, a ona trochę bardziej ucierpiała.
    - Przepraszam, nie chciałem - spojrzał na nią z widoczną skruchą, ale nawet nie raczył się podnieść.
    Od razu można było zauważyć, że to Polak. W domu często nawijał w ojczystym języku przez co szło zauważyć akcent. Zresztą nawet wygląd ma słowiański. A koszulka z napisem "I hate Germany" już w ogóle dawała innym do myślenia. Jednak żeby nadruk zauważyć trzeba było się dobrze przyjrzeć, bo był w prawie tym samym odcieniu co kolor koszulki.

    OdpowiedzUsuń
  111. [A wiesz co? Wkręcę tego woźnego, lol. Zawsze będzie bardziej SZALENIE I EMOCJONUJĄCO!]

    Chyba już jej nie przestraszy.
    - Kurwa, ciszej - przez jego szept przemawiał krzyk, gdy pojawił się tuż obok głupiego mebla. Wolfie zarzucił torbę na ramię i rozejrzał się, przy okazji nasłuchując. - Chodź stąd.
    Syndrom "ochotniczego strażaka" pojawiał się w jego zachowaniu jakieś dwa-trzy razy na ruski rok. Ratował kobiety w opałach i leczył ludzi z głupoty, w tajemnicy wysyłając młodych narkomanów na odwyk. Młodzi narkomani byli niebezpieczni, ranili swoje ukochane rodzinki i nieumyślnie tworzyli własne. Jemu wystarczało, że sam wpadł. Po co sprzyjać powtarzaniu błędów osiemnastolatków? Ot, taki z Wolfiego cichy bohater.
    [Nie mam pojęcia o czym piszę, jest po północy, a ja mam gorączkę. Tak, bawię się świetnie.]
    Teraz jednak było trochę trudniej. Nawet jej nie znał, a wydawała się w dość wątpliwym stanie. Balast, pomyślał odrobinę za późno. Jeszcze tego mu brakuje - być przyłapanym z górą kokainy. I to wszystko przez pijaną dziewczynę, bo obudził się w nim syndrom cholernego strażaka. Ogarnij się, Wolfie.
    Nie minęła minuta, a z oddali zdało się słyszeć kroki.

    OdpowiedzUsuń
  112. [W sumie ten sam rocznik, więc przed tym opuszczeniem przez Kassidy szkoły mogli być razem w klasie i tak też uznam ]

    Cały dzień był rozkojarzony i w ogóle nie miał pojęcia dlaczego. Rano zamiast wziąć swoje auto, zabrał samochód ojca, który niesamowicie się pewnie na niego zdenerwuje. Audi to po za Adamem wszystko co mu zostało. Córkę rzadko widywał, więc tym bardziej chciał, żeby zarówno pierwsze jak i drugie było całe.
    Lekcje dłuższy mu się. Każda minuta dla niego była jak kwadrans. Co chwilę zerkał na zegarek. W ogóle nie słuchał nauczyciela, aż w końcu został wyrwany do odpowiedzi. Coś tam wydukał, ale i tak za mało, żeby dostać jakąś pozytywną ocenę. Oczywiście usłyszał jeszcze, że to, że jest teraz w miarę rozpoznawalny nie oznacza tego, że nie musi się uczyć. Nic nie odpowiedział i usiadł na swoim miejscu ponownie. Ten tekst był chamski. Każdy ma słabszy dzień, ale w przypadku Adama będzie zwalane wszystko na to, że udało mu się wybić, że pokazał innym swój talent. Przecież bez szkoły nic by nie osiągnął. Jasne. Pewnie gdyby nie ona to dalej nie byłoby go w Palm Springs. Może i tęsknił za tymi wszystkimi ludźmi, ale w trasie się realizował. Poznał wielu wspaniałych ludzi, którzy go wspierali bardziej niż rodzina.
    Wyszedł z budynku szkoły i od razu poszedł do auta. Przez dłuższą chwilę w nim siedział, bo próbował się ogarnąć chociaż trochę. Odpalił silnik i włączył muzykę. Usłyszał dobrze znany mu utwór Kings of Leon – Use somebody. Zaczął sobie go nucić pod nosem i ruszył. …i BUM! Szybko wyszedł z auta zobaczyć co się stało. Stłuczka.
    - Kurwa! – wrzasnął.
    Teraz będzie musiał jakoś wytłumaczyć się ojcu lub jeszcze dziś jechać naprawić szkodę. Ta sytuacja sprawiła, że się w końcu ocknął. Całe szczęście, że prawie nie widać uszkodzeń.
    - Przepraszam Kass – na jego twarz wszedł blady uśmiech. – Jestem dziś za bardzo rozkojarzony – powiedział zgodnie z prawdą.


    Adaś

    OdpowiedzUsuń
  113. [Przepraszam za opóźnienie :)]

    Niepotrzebnie zaczynał ten temat. Całkowicie wyleciało mu z głowy, że jej ostatni związek skończył się, jak się skończył. Z tego powodu w ogóle przestał jej się dziwić, że robi to co robi. On sam po jednym związku cierpiał dość długo, ale jakby się zakochał nie chowałby się przed tym uczuciem. W sumie brakowało mu stałości, ale z drugiej strony nie przeszkadzało mu, że mógł robić sobie co tylko chciał i miał pewność, że nikt go przez to nie zrani, nie opuści.
    - Przyjaciele z przywilejami? – uśmiechnął się. – No ładnie siostrzyczko – dał jej pstryczka w nos.
    W ogóle nie przeszkadzało mu to. Wręcz można powiedzieć, że to popierał, bo przynajmniej zawsze jak jej się zachciało miała z kim. Sam raczej nie wchodził w takie układy, bo to nie dla niego. Żył w przekonaniu, że prędzej czy później któreś w którymś się zakocha i to będzie nieodwzajemnione. Można powiedzieć, że bał się tego. Wolał przygody na jedną noc czy też na dzień lub pół godziny. Wszystko zależało od tego ile miał czasu.
    - To co? Zabieramy go stąd? - fajnie mu się patrzyło na tak szczęśliwą Kassidy.
    Bądź co bądź sam się przywiązał do Aidana, ale nie aż tak bardzo jak ona i jeszcze jedno – nie okazywał tego ani przez chwilę.

    Maks

    OdpowiedzUsuń
  114. Koffler przywarła ciasno do Kassidy, całkiem oddając się pocałunkom, a gdy tylko poczuła udo dziewczyny na swojej kobiecości - jęknęła przeciągle. Normalnie była bardzo wrażliwa... ale przy tym roztrzepana. To nie było widać tylko w tym, że zostawiała na swoim ciele zawsze nieco farby albo ołówka, że jej ubrania nie pasowały do siebie pod innym względem niż kolorystyczny, że wiecznie spóźniała się z oddaniem prac domowych, a na lekcjach była po dzwonku. Były też inne rzeczy. A mianowicie... nie mogła rano znaleźć wypranych majtek.
    - Nie mam na sobie dzisiaj bielizny - wyszeptała do ust Kassidy, jakby chcąc się wytłumaczyć. Dżins spodni dziewczyny więc ocierał się o nagą Koffler. Bo przecież miała tylko krótką, czarną spódniczkę. I dlatego dzisiaj nie była rowerem. Cóż. Miała nadzieję, że to przynajmniej nakręci Kass. Byłoby... fajnie.

    OdpowiedzUsuń
  115. [jestem ostatnio niewyżyta i niedopieszczona, więc bardzo się wkręcam i wczuwam w takie opisówki xD lmao]

    OdpowiedzUsuń
  116. Przyzwyczaił się do tego, że ciągle był czymś oblewany. Dla niego to zdecydowanie żadna nowość. Nawet zaczął nosić koszulki, do których jakoś większego sentymentu nie miał, bo innych było mu szkoda. Tym bardziej, że był na tyle leniwy, że bardziej poplamione ubrania po prostu wyrzucał. Kasiaści rodzice dawali mu kasę na każde jego zawołanie, więc chociaż część jej wydawał na coś, co mu się na pewno przyda. Najchętniej zdjąłby koszulkę i chodził po szkole bez niej, ale znając życie dyrektorowi i nauczycielom to się bardzo nie spodoba i kolejny raz dostanie reprymendę za demoralizowanie uczniów Palm Springs High School. Podniósł się i pomógł wstać dziewczynie.
    - Jakoś to przeżyję – uśmiechnął się sympatycznie, co można zapisać oczywiście w kalendarzu, bo to naprawdę rzadki widok. – W sumie teraz napiłbym się kawy - chwilę się zastanawiał. – Chodź – chwycił ją za dłoń i pociągnął za sobą.
    Tylko wyszli ze szkoły, a on był już bez koszulki. Wrzucił ją do plecaka i szedł dalej. Nawet nie miał pewności, czy ta dziewczyna szła z nim, czy też nie. Na zewnątrz nie było jakoś bardzo ciepło, ale przez prawie piętnaście lat mieszkał w Polsce, więc był przyzwyczajony do takiej temperatury (tylko, że latem – nie zimą).
    - Tak w ogóle to Patryk jestem – przyjrzał się jej dokładnie. – Ja Cię chyba gdzieś jeszcze niż w szkole widziałem, ale nie mogę sobie przypomnieć gdzie to mogło być – zaczął się intensywnie zastanawiać.
    Znając życie znowu pomylił kogoś z kimś. Miał tak bardzo często, bo pamięci co do ludzi to on w ogóle nie posiadał. Można być w wielkim szoku, że jeszcze jako tako przypasuje imię do danej sylwetki. Oczywiście te dziewczyny, które mu się podobają to opisze nie patrząc na nie – a tu w Stanach mało takich było. Właśnie głównie pod względem kobiet tęsknił za Polską, bo reszta mu się bardziej podobała (no może też niektóre imprezy w ojczyźnie były dużo ciekawsze niż tu – czyli pamiętał gdzieś około dwóch godzin z całej nocy).

    OdpowiedzUsuń
  117. - Nie namawiaj mnie do złego, Kass - prychnął, udając urażonego. Zerknął na nią, a że ta nie zwracała na niego uwagi, docisnął pedał.
    Było to dość lekkomyślne z jej strony, każąc mu wykorzystać całą moc silnika Saaba, ale jakby doszło do wypadku - ona mu kazała.
    Pomijając już to, że głupek dał Collinsowi prawo jazdy. Głupek, bo przyjął łapówkę, nie wiedząc, czego można się spodziewać. Co prawda nie było jeszcze żadnych wypadków śmiertelnych z udziałem Evera, ale pełno stłuczek nie jego samochodami były raczej normą.
    Jadąc nie mógł oprzeć się pokusie, żeby nie zrobić Kass dowcipu. Przecież tak długo się nie widzieli i jeszcze zapomniałaby jak to z nim bywa.
    Szturchnął ją, żeby na niego spojrzała i zaczął zagadywać, między czasie "niby przypadkowo" zjeżdżając na sąsiedni pas. Jechał prosto w kierunku jakiejś sporej ciężarówki, a dopiero kiedy Kassidy zauważyła co się dzieje i wrzasnęła (nawet nie wiedział czy ze strachu, czy tylko klęła na niego), skręcił szybko na zjazd do stacji benzynowej.

    OdpowiedzUsuń
  118. Spojrzał się na nią z niemałym przerażeniem w oczach. Pierwszy raz widział ją w takim stanie. Wytłumaczyć się z tego nie bardzo miał jak. Patrzył się to na jeden samochód, to na drugi. Podobno zawsze wiedział co ma powiedzieć, ale teraz zabrakło mu języka. Jeżeli ona go zaraz nie zabije, to na pewno zrobi to jego ojciec. Nawet nie pomyślałby, że może kogoś stuknąć, a tu niespodzianka. Ten dzień na pewno zapamięta na długo. Nie wyobrażał sobie, że w taki sposób mógłby spotkać starych znajomych. Chyba przez najbliższy tydzień do szkoły będzie wybierał się pieszo lub bardzo dokładnie patrzył przy wyjeżdżaniu z parkingu, bo to naprawdę jest wręcz niewybaczalny czyn.
    - Jak bardzo mnie teraz nienawidzisz? – powiedział to cicho, tak że Kassidy pewnie z ledwością go usłyszała.
    Panie Thompson nie byłoby łatwiej dać jej kasę na naprawę uszkodzeń i się zmyć z tego miejsca? Podobno pan myśli, ale jakoś nie można tego teraz zauważyć. Przez tą stłuczkę kilka aut miało zablokowany wyjazd z parkingu, bo jakoś nie wyglądało na to, żeby Adam i Kass mieli zamiar się stamtąd ruszyć. Chyba jednak odziedziczył coś po ojcu, który w miarę często uszkadzał swoje auta, aż w końcu trafił na takie, o które dbał, nawet aż chyba za bardzo.
    - Może wjedźmy z powrotem na miejsca parkingowe, bo niektórzy się już trochę niecierpliwią? – powiedział to już zdecydowanie pewniej.
    Nie czekał na jej odpowiedź. Wsiadł do auta i wjechał ponownie na swoje nieszczęsne miejsce. Powoli schodziły z niego wszystkie negatywne emocje. Uspokoił się i zaczął racjonalnie myśleć. Wysiadł z auta i popatrzył w jej stronę, po czym do niej podszedł.
    - Zapłacę za naprawę – jakoś musi zrekompensować się za swój wyczyn, który niespodziewanie się wydarzył. – W jednym zakładzie niedaleko stąd od razu to naprawią – kiwnął głową na uszkodzenia.


    Adaś

    OdpowiedzUsuń
  119. [łu, już jesteśmy w plotkach :D lol]

    Jean zadrżała czując na sobie dłoń Kass. To było takie przyjemne i podniecające. Chciała więcej. Ale nie tutaj, nie tak. Seks w ciemnych zakamarkach miejskich ulic wcale jej nie pociągał. Wolała wygodne łóżko, gdzie można było się okryć ciepłą kołdrą i podłożyć pod głowę poduszkę.
    - Nie tutaj, ktoś patrzy - wyszeptała, dostrzegając kątem oka mężczyznę kilkanaście metrów dalej. Stał oparty o latarnię i odpalał papierosa, przyglądając się im z zaciekawieniem. Koffler może i bywała wyzywająca i perwersyjna, ale nie do tego stopnia.
    - Chodźmy - zamruczała, ucałowała usta dziewczyny i wzięła ją za rękę. Atmosfera podniecenia była tak gęsta, że nawet się do siebie nie odzywały. Szły w milczeniu, trzymając się za ręce, oddychając trochę ciężko, przewidując krok po kroku co stanie się, gdy będą już w pokoju Kassidy.

    OdpowiedzUsuń
  120. Oriane nie była jak inne matki. Nie ograniczała swojego dziecka w żadnym stopniu, nawet jeśli było to trudne. Owszem, chciałaby móc ochronić swoją córkę od wszelkiego zła i nieraz była względem niej nadopiekuńcza, ale to Ilu wybierała sobie towarzystwo i sposób, w jaki spędzała czas. Chciała iść na plażę, mama brała ją na plażę. Miała ochotę pobiegać po parku, Oriane bez żadnych zastrzeżeń brała ją do parku. Nawet dziadek zapewnił ukochanej wnuczce w domu ścianę, po której bezkarnie mogła sobie rysować, pomimo obiekcji brunetki. Oriane uważała takie przywileje już za nadmierne rozpuszczanie jej córki, ale w końcu od tego są dziadkowie. Niestety, to ona musiała być tą odpowiedzialną i pilnować, żeby Ilu nie czuła się zbyt pewna, że wszystko w życiu będzie miała na zawołanie.
    — Nie jestem pewna, czy wywiniesz się z tej roli — powiedziała Oriane i zaśmiała się, wspominając otwartość małej. Czasami naprawdę się bała, kogo dziewczynka zagaduje, ale wszyscy okazywali się w pełni ulegać jej urokowi, nawet jeśli ktoś miał obwód bicepsa podobny do obwodu Oriane w talii.
    Ilu była wyjątkowa i nie chodziło wyłącznie o idealizowanie dzieci przez matki. Ona naprawdę wyróżniała się wśród ludzi i nawet tam, gdzie inne szkraby w jej wieku miały granice, to ona je zatracała. Małej nie obchodziło, kto jak wygląda, bo przecież każdy taki ktoś może się z nią bawić. Czasami musiała najpierw poobserwować taką osobę, ale i tak później podchodziła. Oriane to jednocześnie cieszyło i smuciło. Bo co, jeśli kiedyś Ilu zaufa w czyjeś dobro zbyt mocno, zbyt wcześnie i na tym ucierpi?

    OdpowiedzUsuń
  121. [Jakieś tam pomysły znajdę, ale nie wiem czy Ci się spodobają.
    1. Luke mógłby przyjść w odwiedziny do kumpla, który pracował w stadninie, ale by go nie zastał i zagadałby do Kassidy.
    2. Jako iż ona gra na gitarze w parku, to może on by się jej przyglądał i przysłuchiwał melodii, ale nic by się nie odzywał. Mogłaby go wziąć za kogoś chorego psychicznie czy coś, ale potem zmieniłaby zdanie.
    3. Tradycyjnie impreza.
    4. Jakiś wybryk w szkole z nimi w roli głównej.
    Więcej pomysłów nie mam. :)]

    OdpowiedzUsuń
  122. -Służę. Coś jeszcze waniliowego, czy dasz sobie spokój? Może lody, ciasto, krem, budyń, pączka z waniliowym nadzieniem...? Tylko nie puść pawia.- Danny trzymał ją tak ledwo-ledwo, nie mogąc się zdecydować na co ma ochotę. W końcu wybrał mocną kawę, bardzo mocną, a do niej kawałek placka z wiśniami. Na wszelki wypadek zresztą zamówił dwa takie placki, bo w dalszym ciągu nie wiedział czy Kass będzie coś takiego jadła, czy nie, a on zawsze mógł zeżreć dwa; w końcu i tak był gruby i tak.
    -I waniliową kawę, z waniliowym mleczkiem i waniliowym cukrem, jeśli można.- dorzucił na koniec, szczerząc się do dziewczyny za ladą, która uśmiechnęła się na znak, że przyjęła do wiadomości i zaraz przyniesie zamówienie. Ruszył do stolika, praktycznie popychając przed sobą Kassidy i puścił ją dopiero, gdy miał pewność że upadnie bezpiecznie na kanapę pod oknem.
    -Wybacz, mała, nie będę ci grzebał w kieszeniach, więc fajkę odpal sobie sama.- mruknął, siadając naprzeciwko, z paczką własnych papierosów w dłoni.

    OdpowiedzUsuń
  123. Nienawidził samotności. Przypominały mu się wtedy wszystkie spędzone za dzieciaka chwile w szpitalu. Białe pomieszczenie. Telewizor, który nawet nie działał, a jak już zdarzył się cud to można było obejrzeć jakieś telenowele argentyńskie lub brazylijskie, a przecież on czegoś takiego widzieć raczej nie chciał - a co dopiero słuchać tych nudnych i w ogóle nie wypowiadanych z prawidłową ekspresją słów. Za każdym razem czekał aż go ktoś w końcu odwiedzi, ktoś inny niż pielęgniarka lub lekarz na obchodzie. Przez to, że co chwilę coś kombinował wiele razy musiał przechodzić przez tą mękę. Rodzice pracowali, więc nie było opcji, żeby go odwiedzili. Starszy brat był zazdrosny o niego, mógł tylko pomarzyć, żeby go zobaczyć w szpitalnej sali. Można powiedzieć, że trochę się dzięki temu nauczył, bo już od dwóch lat nie złamał sobie nic ani nie zerwał ścięgna. Jeśli dalej tak będzie, to za pewne wpisze to sobie w CV.
    Od razu po szkole zaczął dzwonić do znajomych, aby się dowiedzieć czy ktoś ma trochę czasu, żeby z nim gdzieś pójść. Każdy był czymś bardzo zajęty, więc postanowił pójść do stajni, w której pracował jego kumpel James. Lubił z nim tam siedzieć i mu pomagać. Czuł wtedy, że robi coś dobrego. Jego myślenia raczej nikt nie zrozumie. Przeszedł już całą stadninę, a po nim ani śladu. Chyba musiał mieć tego dnia wolne.
    - No pięknie - powiedział do siebie pod nosem.
    Już miał wychodzić i iść do pustego domu, gdy zauważył niecodzienną sytuację. Dziewczyna stała przy koniu, który ani trochę nie był zabezpieczony. Przez dłuższą chwilę się jej przyglądał, aby w ostateczności zdecydować się do niej podejść.
    - Nie boisz się? - powiedział w miarę cicho, żeby nie wystraszyć zwierzęcia.
    Właśnie w tym momencie ją podziwiał. Sam wpadał na różne, według innych głupie, pomysły, ale czegoś takiego w życiu by nie zrobił. Dla niego równałoby się to ze samobójstwem.

    OdpowiedzUsuń
  124. Patrzył na nią ze zdecydowanie widocznym przerażeniem w oczach. Mógł się z nią zgodzić z tym, że wolno biegające konie są śmieszne, ale tylko wtedy gdy się nie jest w ich pobliżu. Bał się tych zwierząt, dlatego też nigdy na nich nie jeździł. Kumplowi pomagał tylko wtedy, gdy nie musiał zbliżać się do żadnego z nich. Wszystko przez to, że kiedyś mu się śniło, że został stratowany przez różne, najprawdopodobniej dzikie, konie, więc nie było opcji, żeby miał z nimi mieć coś wspólnego.
    - Jak nam się uda to mogę Ci oddać trochę mojej energii, bo ja na to zwierzę nigdy nie wsiądę - dla wielu osób wydawało się to bardzo zabawne, ale on to wypowiadał ze śmiertelną powagą. - Może Ci się to wydać dziwne, ale od jakiegoś dłuższego czasu boję się koni - pewnie za chwilę zacznie jest streszczać swój sen, który poznało już wiele osób.
    Tego pewnie nigdy nie zapomni. Za każdym razem jak spojrzy na te zwierzęta będzie miał całą sytuację przed oczyma. Dziwne, aczkolwiek prawdziwe.

    [Wiem coś o tym :)]

    OdpowiedzUsuń
  125. Był przyzwyczajony do tego, że różne osoby się do niego przytulały, ale nie myślał, że ktoś wskoczyłby mu na plecy i się na nim uwiesił. Z jednej strony było to trochę nietypowe, a z drugiej nawet przyjemne. Po drugie Kassidy była leciutka – przynajmniej jak dla niego – więc nie miał na co narzekać. Dodatkowo zrobi mu się trochę cieplej. Same plusy.
    - Jeszcze czymś mnie zaskoczysz? – w sumie wcale by go to nie zdziwiło, zresztą ostatnio to już nic go nie dziwiło, bo widział takie rzeczy i robił zresztą większość z nich, że nawet nie było chyba szans, aby go czymś bardzo zaszokować. Chociaż zawsze gdy wypowiadał te słowa na głos zdarzały się naprawdę bardzo, bardzo dziwne rzeczy.
    Wszedł do kawiarni, a ona cały czas była na jego plecach. Ludzie się im dziwnie przyglądali. Stanął przy ladzie i się jej zapytał:
    - Czego sobie życzysz? – za to rozlanie był winny jej kawę, więc musiał się tylko dowiedzieć jaką piła, bo on tego nigdy po zapachu nie wyczuje.

    OdpowiedzUsuń
  126. Z wyraźną niechęcią oderwał się od jej ramienia po czym z powrotem nasunął na nie ramiączko. Przywołał ostatnie resztki opanowania i odsunął się od niej. Nawet w takich chwilach mózg musiał przejmować kontrolę. Miał na nią ochotę i to cholerną ale czy to wystarczało by tak łatwo się poddać?
    -Zanim na dobre zawładniesz moim ciałem muszę cię opuścić i- zastanawiał się przez chwilę co też lepszego od seksu mógł robić- iść się porządnie najebać- jakaś część kazała mu sobie iść ale jakaś inna część kazała mu zostać przy niej. Cholerny dylemat. Wziął ją na ręce i wyszedł z basenu. Skoro ta część uparła się żeby wyjść to przynajmniej z nią. Posrany człowiek.

    OdpowiedzUsuń
  127. [Szpokojnie, nie jestem groźna xD]

    Bał się wielu rzeczy i w ogóle się z tym nie krył. Przerażała go wizja samotności. Przerażali go niektórzy ludzi. Przerażały się konie. Strach jest rzeczą ludzką, więc po co miałby udawać, że jest inaczej? Że kocha wszystko i jest wielce ego bohaterem? To nie w jego stylu.
    - Z niczym z tego nie miałem styczności, chociaż stratowanie jest temu najbliższe – na chwilę przerwał, żeby dokładnie sobie wszystko przypomnieć. – Kiedyś z moim ojcem jeździłem w miejsce, gdzie były same dzikie konie i on je ujeżdżał. Wszystko było fajne i zabawne, dopóki one się jakoś nie zbuntowały i nie próbowały nade mną przeskakiwać. Byłem śmiertelnie przestraszony, a potem – przerwał aby złapać oddech, bo mówił wszystko na jednym tchu – A potem mi się śniło, że wszystkie konie, które w swoim dotychczasowym życiu się zmówiły i ruszyły na mnie, gdy stałem na łące. Stratowały mnie i nie żyłem, chociaż to całkiem logiczne – przyglądał się jej fryzowi z nieufnością. – Od tamtej pory się w ogóle nie zbliżam do tych zwierząt, bo mnie przerażają. Ironia losu, nie? – teraz zapewne zdziwiło ją to, że w ogóle znalazł się w takim miejscu jak w stadninie, w której oczywiście wiele koni.
    Czuł się tam bezpieczniej niż na otwartej przestrzeni, bo zwierzęta były w boksach i miałyby niemały problem, aby się z nich wydostać. Jej koń był bardzo zadbany. Po jej obcym akcencie zauważył, że to Niemka. Dodatkowy znak rozpoznawczy to właśnie dbanie o swoje zwierzę. Był kilka razy w tym kraju i nawet go trochę polubił, tylko oczywiście w ogóle nikogo nie mógł zrozumieć. Język wydawał mu się trudny do nauczenia, więc nawet tego nie próbował robić, zresztą wolał skakać z dachu garażu na trampolinę, z której potem z impetem spadał na ziemię i łamał sobie nogi, ręce lub zrywał ścięgna. Jakoś to było według niego dużo prostsze. Tu można zadać mu pytanie gdzie kończy się odwaga, a zaczyna głupota? Znając go, odpowiedziałby, że za jakiś czas to sprawdzi, bo teraz aktualnie próbuje namówić starszego brata na wyjazd do Las Vegas. Miał szczęście w pokera i rosyjską ruletkę, więc nie szkodziłoby mu przepuszczenie chociaż trochę pieniędzy na hazard, bo i tak by je zapewne odzyskał i to nawet dużo pokaźniejszą sumę. Niestety on był za bardzo zajęty jakimiś projektami ze szkoły i Lucas go po prostu tylko tym gadaniem zaczynał denerwować.
    Wziął bardzo głęboki wdech, gdy zwierzę znacznie się do niego zbliżyło. Znieruchomiał. Tak, bał się nawet poruszyć. Jego oczy miały w tym momencie rozmiar pięciozłotówek. Kto ma aparat niech robi zdjęcie, bo w innej sytuacji go takiego nie zobaczycie! Na całe szczęście, nie stał aż tak bardzo blisko, więc po chwili zaczął już swobodnie się zachowywać.
    - Czy on chce mi coś zrobić? – spojrzał na dziewczynę i zaczął się jej przyglądać.
    Najprawdopodobniej widział już ją w szkole, ale nie do końca był pewien. Wyglądała dość charakterystycznie, więc akurat jej nie mógł z nikim innym pomylić, co mu się zdarzało wobec innych osób.

    OdpowiedzUsuń
  128. [Oglądanie filmów i odpisywanie mi nie służy, no ale w końcu jest xD]

    Zastanawiał się, czy ona zabije go teraz czy będzie się nad nimi jak na razie tylko znęcać. Na jej miejscu już by siebie zabił. Zresztą chyba będzie musiał to zrobić, bo inaczej ojcu da wielkie pole do popisu. Gdyby za chwilę wyruszył do warsztatu to jeszcze zdecydowanie zdążyłby przed zamknięciem i auto ojca byłoby w takim samym stanie co prędzej. Głupio mu się zrobiło, ale czasu nie da się cofnąć. Przynajmniej jeszcze nikt tego nie zrobił, ale jeśli tak dalej będzie to Adam wynajdzie magiczną maszynę lub po prostu czapkę niewidkę.
    Zdarzało mu się zrobić naprawdę bardzo głupie rzeczy, ale to już przebiło wszystko. Zdecydowanie cała sytuacja w ogóle nie powinna się pojawić. Jednak teraz musi się pogodzić z tym, że rano po wstaniu z łóżka musi się całkowicie ogarnąć, żeby więcej się coś takiego wydarzyć nie mogło – no przynajmniej nie z jego winy.
    - To może jeśli chciałabyś mieć to jeszcze dziś zrobione pojedziemy od razu tam? A potem na kawę – zdecydowanie byłoby mu to na rękę. Nie musiałby jakoś maskować auta i cały problem miałby z głowy. Teraz też zaczął się modlić o swój ukochany samochód, który aktualnie był w rękach jego nigdy-nie-wiadomo-co-zrobi ojca. Najchętniej by uklęknął i zaczął odmawiać różaniec – nawet mógłby to zrobić kilka razy, tak dla większej pewności.
    - Cześć Kass – można powiedzieć, że odetchnął z ulgą. – Ale zauważ, że jest też bardzo oryginalny i raczej nikt tak się jeszcze z Tobą nie przywitał – uśmiechnął się. – A to, że bardzo, bardzo chcesz mnie zabić możemy uznać za drobny szczegół – w sumie to szczegóły są najważniejsze, ale kto będzie się czepiać.

    Adaś

    OdpowiedzUsuń
  129. Przez chwilę na nią patrzył. Wyglądała na zdezorientowaną, a jej słowa tylko potwierdziły jego przypuszczenia. Starał się nie patrzeć w te zdradzieckie czekoladowe oczęta i przypomnieć sobie ile problemów w jego życiu spowodowały kobiety. Tylko, że w chwili obecnej nie mógł, po prostu nie mógł oderwać wzroku od jej oczu i ust. Przeklinał w duchu swoją słabość, która w chwili obecnej wzięła nad nim górę. Jego usta w jednej chwili odnalazły jej wargi łącząc je w pocałunku. Cholerny facet, cholerny facet powtarzał sobie w myślach. Kroki automatycznie skierował w stronę salonu. Gdyby wiedział gdzie może być sypialnia pewnie tam by się udał.
    -Kurwa- mruknął zastanawiając się jak może być tak poddany jednej małej istotce. Pieprzony nimfoman.

    OdpowiedzUsuń
  130. Usiadł na kanapie usadzając ją sobie wygodnie na kolanach. Na jego twarzy nie wiadomo skąd pojawił się uśmieszek.
    -Zapomniałaś z kim masz do czynienia kotku. Ja bym ci za nic nie dał kasy- to przynajmniej było prawdą. Za coś może dałby jej pieniądze za nic na pewno nie. Tak w ogóle to od początku nie wyglądała mu na dziwkę co rzecz jasna było na jej korzyść. I może troszkę na jego. Przez chwilę bez słowa bawił się zapięciem jej stanika ale po chwili bardzo ostrożenie je odpiął. Cały czas patrzył na jej twarz obserwując jej reakcję. W końcu nie wiadomo czy mu na to pozwoli po krótkiej chwili niesubordynacji.

    OdpowiedzUsuń
  131. - Wiesz, nawet nie miałem tego w zamiarze – żadnemu zwierzęciu nie patrzył w oczy, bo wiedział, że większość reaguje na to atakiem, więc lepiej przecież nie ryzykować. Może nie liczmy kotów i psów, bo akurat te ssaki się do niego kleiły. Zresztą gdy mieszkał jeszcze w Liverpoolu miał swojego boksera, który wabił się Dangerous, ale niestety krótko przed przeprowadzką zachorował i musiał być uśpiony. Lucas cały czas namawiał rodziców do kupna nowego pupila, ale w ogóle nie chcą o tym słyszeć. Chyba sam będzie musiał im zrobić tego typu niespodziankę. Ciekawe co by na to powiedzieli… Chyba będzie musiał spróbować.
    - Czasami po prostu wpadam w różnego typu paranoje. Nikt tego nie potrafi zrozumieć, łącznie ze mną. Nawet terapeuta, u którego ostatnio byłem, bo mnie rodzice zmusili, nic na to nie mógł poradzić – oczywiście teraz mogła się go wystraszyć i gdzieś pójść. Właśnie jednym z największych problemów Lucasa było zamykanie się we własnej bańce, gdzie nikt inny nie miał wstępu i mogli nie wiadomo jak się starać on wracał dopiero wtedy, gdy wszystko w jakiś sposób poukładał sobie w głowie. Wpływ na takie jego zachowanie miało bardzo wiele rzeczy. Jednak główną przyczyną są pewnie te jego wszystkie upadki, bo przy kilku doznał wstrząsu mózgu i zaszły na nim jakieś zmiany. Całe szczęście, że nie stracił pamięci, a nawet można powiedzieć, że miał ją jeszcze bardziej wyostrzoną. Dla niego to wszystko było nielogiczne, ale nauczył się z tym żyć. – Nikt nigdy mnie nie przekonywał do tych zwierząt, więc wiesz. Zresztą od kiedy pamiętam unikałem z nimi kontaktu. To, że tak potrafią ugryźć wiem, bo moja była dziewczyna miała identyczną sytuację jak Ty i nawet został jej siniak, ale fajnie ta cała sytuacja wyglądała. Oczywiście przyglądałem się temu z daleka - automatycznie przypomniał sobie o Natalie, o której próbował zapomnieć raczej z marnym skutkiem. Te wszystkie jego jednonocne przygody miały być swego typu odreagowaniem na to, ale i tak na drugi dzień miał wyrzuty sumienia. Zdecydowanie był w niej zakochany, zresztą kto ich wtedy widział, od razu mógł to zauważyć. Nadal do niej pała silnym uczuciem, ale odległość sprawiła, że nie mogą być już razem.
    - Czy Ty chcesz, żebym w tak młodym wieku odleciał na zawał? – zapytał jej z pewnym rozbawieniem malującym się na jego twarzy. – Może jednak przekonam się do tych żyjątek – głaskał konia po pysku.
    Robił to coraz śmielej, bo Aidan wydawał mu się bardzo sympatyczny. Kolejna zmiana w nim miała zajść znowu w Palm Springs? Chyba polubi to małe miasto.

    OdpowiedzUsuń
  132. Z cieniem uśmiechu obserwował jej zachowanie. Dreszcze, przyspieszony oddech i lekkie rumieńce wzbudzały jego zainteresowanie już nie mówiąc o zadowoleniu. Jej ciepłe ciało przylegające do niego dość ciasno i ruchy wprawiły go w stan, w którym znajdował się kilka minut wcześniej. Zdecydowanie mogła poczuć napór jego członka. Odwzajemnił jej pocałunek nie pokazując zniecierpliwienia, które odczuwał dość wyraźnie. Jakby na to nie spojrzeć był facetem. Oderwał się na chwilę od jej ust szybkim, zręcznym ruchem zdejmując jej stanik. Gdy ta mokra i zupełnie zbędna część jej odzieży wylądowała... gdzieś przeniósł dłonie z jej pleców na piersi, które idealnie wypełniały jego dłonie. Z jego gardła wydobył się cichy pomruk ale po krótkiej chwili został zagłuszony przez odgłos pocałunków.

    OdpowiedzUsuń
  133. Robbie przez chwilę tylko ugniatał jej piersi, ale to mu nie wystarczało. On na prawdę był bestyjką, którą nie tak łatwo zadowolić. Być może stał się taki ciężki przez dzieciństwo, które nie należało do najszczęśliwszych. Przez jedną głupią myśl przypomniał sobie o bliznach, które zdobiły znacznął część jego pleców. Dzięki licznym tatuażom nie było ich widać, ale z pewnością było je czuć. W obecnym stanie nawet wspomnienia nie były w stanie go zniechęcić. Zdjął ją ze swoich kolan i położył na kanapie. Tak zdecydowanie miał większe pole do popisu. Pochylił się nad nią muskając jej policzki, usta brodę i szyję by w końcu dotrzeć do piersi. Wodził językiem dookoła jej sutka od czasu do czasu lekko go przygryzając. Mimo zniecierpliwienia, któro dawało mu się we znaku skupiał się na zadowalaniu jej.

    OdpowiedzUsuń
  134. Zaśmiał się cicho wciąż ukrywając napięcie. Miał ochotę wziąć ją tu i teraz, ale nie chciał rezygnować z małych przyjemnych zabaw.
    -Przecież nic takiego nie robie-wymruczał jej do ucha po czym wrócił do jej piersi. Przez chwilę skubał jej sutki ale nie długo. Uległ pokusie. Powoli całował zszedł na jej brzuch ledwo odczuwalnie muskając go wargami. Jego ręce znalazły się na jej biodrach powoli zsuwając ostatnią zbędną warstwę odzieży. Nie pozbył się jej od razu wolał się chwilkę podrażnić powracając do jej ust. Narastające w nim pożądanie było prawie nie do wytrzymania, ale udało mu się zachować resztki opanowania.
    -Na pewno chcesz żebym przestał- spytał zadziornie przygryzając jej wargę.

    OdpowiedzUsuń
  135. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  136. Na twarz Robbiego wpłynęło coś w rodzaju triumfu. Zdecydowanie za bardzo lubił kobiety. Oj ta jego jedna jedyna słabość. Zsunął z niej bieliznę napawając się widokiem, który miał przed sobą. Nie trwało to za długo bo wolał przejść do rzeczy. Znów zaczął swoją zabawę, która coraz bardzej mu się podobała.
    -No dobra uznajmy, że to miało znaczyć nie przestawaj- powiedział po czym lekko rozchylił jej uda. Delikatnie wsunął w nią palca lekko nim poruszając co najwyraźniej jej się spodobało. Ustami dał radę powrócić do jej sutków i bawić się nimi językiem.

    OdpowiedzUsuń
  137. Z niechęcią oderwał się od niej i przez chwilę starał się nie mysleć o tym czemu kobiety doprowadzały go do takiego stanu. Z celowym ociąganiem zciągnął bokserki. Nie mógł oderwać od niej wzroku. Była gotowa, gotowa na to co z pewnością mógł jej zapewnić i co zamierzał jej zapewnić. Musnął jej usta po czym wszedł w nią bez agresywności, którą można było wychwycić w jego codziennym zachowaniu. Zaczął się w niej poruszać wolno spokojnie i miarowo choć miał ochotę na dziki seks. Taki, który szybko ale i w pełni by go zaspokoił. Stopniowo przyspieszał patrząc na jej twarz, która zdecydowanie dużo mu mówiła.

    OdpowiedzUsuń
  138. Gdy upadł na podłogę a swoją drogą nie było to przyjemne zastanawiał się jak udało jej się ich zrzucić. No cóż nie do końca miał ochotę się nad tym zastanawiać.
    -Raczej auć- mruknął. Raczej nic go nie bolało ale spadanie z kanapy nie było czymś co chciałby powtarzać przynajmniej nie podczas seksu. Chociaż biorąc pod uwagę jej rekompensatę był gotowy to powtórzyć. Przyglądał jej się mrucząc cicho i od czasu do czasu przymykając oczy. No dziewicą to ona nie była, ale czy on był święty.
    Sam fakt, że lubiła górować dobrze o nim świadczył bo uległość nigdy nie była cechą, którą cenił. Gdyby nie podniecenie i przyjemność, którą czerpał z jej ruchów pewnie zmieniłby pozycję bo i on lubił dominować. Jego pomruki stawały się coraz głośniejsze i częstsze, a to nie było codziennością biorąc pod uwagę jego wybredność.

    OdpowiedzUsuń
  139. [wybacz moje zniknięcie, ale nie miałam ostatnio głowy do pisania :P]

    Jean zaczęła obsypywać szyję Kassidy delikatnymi pocałunkami. Było to namiętne, ale jednocześnie jakieś słodkie i niewinne. Jean w seksie z kobietami uwielbiała być czuła. Odbijała sobie wszystkie lata wykorzystywania seksualnego przez jej chłopaka, który zarazem bawił się w jej prywatnego alfonsa. Sukinsyn. Na myśl o tym Koffler mimowolnie zacisnęła dłonie, akurat na biodrach swojej kochanki, co mogło zostać odebrane jako jakiś znak... to nawet lepiej. Złapała za materiał koszulki dziewczyny, by pozbyć się jej jak najszybciej. Patrzyła chwile z uwielbieniem na szczupłe ciałko przed sobą, po czym złożyła czuły pocałunek na mostku nieznajomej.
    - Jesteś wspaniała - szepnęła po niemiecku, bo skoro obie były tej samej narodowości, to nie miała pojęcia dlaczego do tej pory mówiły po angielsku.

    OdpowiedzUsuń

Archiwum