wtorek, 29 stycznia 2013

I've got a secret- it's on the tip of my tongue, it's on the back of my lungs


Can you tell from the looks in our eyes we're going nowhere?

We live our lives like we're ready to die. We're going nowhere.


 Daniel Cameron Langdon-Bettley
... i wszystko jasne.

I. American Eulogy
Ósmego sierpnia 1992 roku nikomu nie znana z widzenia, ani tym bardziej z nazwiska, szesnastoletnia  Laurie Bettley wślizgnęła się niepostrzeżenie za scenę londyńskiego klubu. Pomijając fakt, że z całą pewnością nie powinno jej tam wtedy być (bo sprawdzian z historii sam się nie napisze), oraz to, że była zbyt głupia żeby ulotnić się stamtąd zaraz po koncercie, można by przymknąć oko na fakt, że nieletnia panna została dopuszczona do zespołu, który ledwo co zwlókł się ze sceny. Laurie, podniecona samym faktem przebywania tak blisko swoich bohaterów, śliniła się do nich obficie, nie zwracając uwagi na to, że są naćpani, podpici i ociekają potem. Dla niej impreza dopiero się zaczynała- a w zasadzie miała się zacząć 9 miesięcy później. Gdyby tak tylko była pewna czyim właściwie synem jest chłopczyk, który za jej sprawą miał przyjść na świat... Gdyby była mądrzejsza, rozegrałaby to inaczej. Przede wszystkim, nawet gdyby zaszła w ciążę, usunęłaby to nieszczęsne coś. Tak się jednak nie stało...
...bo naiwnie postanowiła, że skontaktuje się z kimś z otoczenia zespołu, a potem...? A potem to już niech oni się martwią. Powszechnie wiadomo, że panie o wiadomym kolorze włosów w większości rozumem nie grzeszą, stąd łatwo wytłumaczyć naiwność Laurie i chęć zapewnienia lepszego bytu swojemu syneczkowi. Ojcem syneczka okazał się być- oczywiście po wnikliwych dyskusjach i serii kosztownych badań- wokalista zespołu, którego litościwie nie wymienimy z nazwy, jako że rozpadł się równo 4 lata po narodzinach rzeczonego synusia. Dumny tatuś, Tate Langdon (nie mylić z bohaterem popularnego kilkanaście lat później serialu), nadał pierworodnemu imiona Daniel Cameron, nazwisko natomiast z początku chciał zostawić własne, ale po kilku głębszych się rozmyślił. W każdym razie dziecka, które po raz pierwszy zapłakało na nowojorskiej porodówce rankiem 6 marca 1993 roku, jakoś ten irytujący fakt nie obszedł. I taki stan rzeczy utrzymywał się mniej więcej dopóki Danny nie zyskał zdolności trzeźwego myślenia i przedstawianie się dwoma nazwiskami przestało go bawić. Jako że nie odziedziczył po mamie koloru włosów- chociaż nie bądźmy małostkowi, blond to nie tylko kolor włosów, to stan umysłu- dość szybko zaczął ogarniać prawa rządzące światem. Jednym z nich było prawo domowej dżungli- dwie kobiety w jednym domu to nigdy nie jest dobry pomysł, w dodatku jeśli jedna z nich to stara, pomarszczona i siwa matrona w garsonce. Te dwie kobiety to nie kto inny jak:
-jego własna matka, którą ojciec mimo wszystko pokochał (Panie, za jakie grzechy?!) i pozwolił jej zostać w Nowym Jorku razem z synem,
-jego własna babcia, którą ojciec mimo wszystko musiał kochać, bo matka jest tylko jedna, a jak Ci się nie podoba, to ją utop w łyżce wody.
Drugim prawem było oczywiście prawo bycia bękartem, z którego to prawa Danny korzysta do dziś, z powodzeniem przekraczając granice dobrego smaku i budując własną legendę, oderwaną od Ojca O-Mało-Co-Byłbym-W-Rock N' Roll Hall of Fame. 

They could've saved me but instead I'm here, drowning in my own fucking mind... And I'll be damned if you're the death of me.


II. Mass Hysteria
Kim jestem? W zasadzie nikim ważnym. Mam na imię Daniel. Chciałbym powiedzieć "Bond. James Bond", ale już nikt się na to nie nabierze. Jestem rudy, po ojcu. I gruby, cholera wie po kim. Mam dwie nogi, dwie ręce, jedną głowę i coś, o czym nie wypada powiedzieć w telewizji śniadaniowej. Mam też dwa psy, trzy samochody i dom. A z takich bardziej abstrakcyjnych rzeczy, to na przykład mam wyjebane. Chciałbym powiedzieć, że cokolwiek mnie jeszcze obchodzi, ale nie... Mogą o mnie pisać co chcą. Jak będę miał ochotę pójść na zabawę halloweenową w mundurze Afrika Korps, wysmarowany nutellą i obsypany pierzem, to pójdę. Tak, jestem chamski. Nie, matka nie wie, że ćpię. Moje zainteresowanie matką spada wprost proporcjonalnie do tego, jak szybko rośnie moje zainteresowanie kolejnymi dziewczynami. Nie musi się pani rumienić, pani redaktor, pani akurat interesuje mnie w nikłym stopniu. Myślała pani kiedyś o etacie w filmach dla dorosłych? Nie? Szkoda. 
Nie jestem wielkim fanem zespołów ojca. Tak samo jak ojciec nie jest wielkim fanem mojego zespołu. Widzi pani? Uzupełniamy się, jak ying i yang. Wie pani co czasem sobie myślę? Że matka patrząc na mnie myśli sobie "Żałuję, że cię nie połknęłam". Ale przecież sama wybrała sobie to chujowe życie. Nie to, żeby ona sama na nie narzekała. Myślę, że jest z ojcem szczęśliwa. No, na pewno bardziej, niż gdyby miała dalej żyć w Londynie. Wie pani jak jest- czepiło się gówno okrętu i krzyczy "Płyniemy!"- ale ona naprawdę nie musiała mnie urodzić. I o ile świat byłby lepszy: o jednego rudego cwela mniej, o kilka jednorożców i butelek whisky więcej. Z drugiej strony nie byłoby mnie- nadziei nowej sceny metalowej na odrodzenie, brodatego Jezusa Chrystusa Nowej Ery, popierającego związki homoseksualne, aborcję i eutanazję.*
Nie mieszajmy do tego mojej siostry. Byłbym wdzięczny, gdyby pani o nią nie pytała. A w ogóle... koniec nagrania, miało być piętnaście minut, a ma pani z godzinę... Nie, dziękuję. Do widzenia. 

Well, I'm not stoned, I'm just fucked up. I got so high I can't stand up.
I'm not cursed, 'cause I've been blessed, I'm not in love 'cause I'm a mess.



III. East Jesus Nowhere

-Danny! Danny, posłuchaj tego, może łaskawie mi to jakoś wyjaśnisz....

"(...) Jednak w przeciwieństwie do innych dzieci gwiazd lat 80. i 90. Danny Langdon-Bettley wyróżnia się swoim nastawieniem do świata. Wygląda na próżnego, zadufanego w sobie narcyza, a skoro tak wygląda, to taki jest. Na ile jednak to jego prawdziwa twarz, a na ile poza? Nie da się tego jednoznacznie stwierdzić i chyba on sam jeszcze nie wyłapał tej subtelnej granicy między grą serwowaną każdemu kto próbuje go przejrzeć, a tym jaki jest naprawdę. W jego wypowiedziach często słychać nieskrywany żal, jakby chciał powiedzieć rodzicom: Żałuję, że mnie spłodziliście. Z czego to wynika? Czyżby Tate Langdon tłamsił swojego jedynego syna, nie pozwalając mu rozwinąć skrzydeł? A może jego partnerka wyżywała się na dziecku?
Drażliwym dla młodego Langdona tematem jest niewątpliwie jego młodsza siostra. O ile o wszystkim innym (o licznych- mimo młodego wieku- związkach i utracie dziewictwa w wieku lat 14 także) opowiada dość chętnie, posługując się przy tym niewybrednym słownictwem i takim samym poczuciem humoru, o tyle temat sześcioletniej Layli omija szerokim łukiem. Z jednej strony mamy więc skrajnego ekshibicjonistę o kontrowersyjnych, aczkolwiek typowych dla jego pokolenia poglądach, z drugiej zaś opiekuńczego starszego brata, który dba o niewinność swojej siostry i za wszelką cenę broni jej przed światem zewnętrznym.
Wbrew pozorom nie jest taki głupi na jakiego wygląda- wprawdzie poszedł w ślady ojca i ma swój zespół, który odbywa regularne trasy koncertowe, podczas których Daniel występuje w samozwańczej roli Jesus Christ Superstar, ale nie porzucił szkoły. Inaczej niż jego rówieśnicy i rówieśnice, nie mieszka w żadnym z dużych miast Zachodniego lub Wschodniego wybrzeża. Postawił na pozorną anonimowość i porzucił Nowy York (w którym się wychował) czy Los Angeles (które bardzo wymownie w jego słowniku nosi nazwę Sex Side Hollywood) na rzecz Palm Springs, gdzie uczęszcza do jednej z tamtejszych szkół średnich. Utrapienie dla nauczycieli, niekoniecznie dla personelu (panie sprzątaczki twierdzą, że jest "kochany") i jeden z wielu uczniów. Jak się spisuje jako kumpel ze szkolnej ławki? Zdania są podzielone. Dla jednych jest zadufanym dupkiem, dla innych kolegą od kieliszka (przypomnijmy, że jeśli idzie o wszelkiego rodzaju używki, Langdon raczej nie jest wybredny). Ile dziewczyn już omamił i zaciągnął do swojego łóżka? Tylko on i sam diabeł to wiedzą. 
Jeśli nie umrze przed 27 rokiem życia, ma szansę stać się jedną z najbardziej znanych twarzy swojego pokolenia. O ile najpierw nie pochłoną go szybka jazda, piękne kobiety, choroby weneryczne i nałogi. Jest wystarczająco charakterystyczny, by nie kojarzyć go z ojcem, ale mimo to wciąż jest do niego porównywany. Jeśli mu się uda- a z całych sił życzę, by tak było- Langdon będzie idolem, swoistym opium dla ludu...(...)

-Skończysz wreszcie czytać te pierdoły, mamo? Mówiłem ci, żebyś nie wierzyła we WSZYSTKO co napiszą o mnie w gazetach.




About a Boy



~&~

No to jestem z powrotem. Mam nadzieję, że jest mniej ciężkostrawny. Nie gryzie, luzik. 
Twarzy użyczył pan Danny Worsnop, cytatów- Bring Me The Horizon, Asking Alexandria i Green Day. Powiązania oczywiście otwarte.
Dziękujemy za uwagę.
*jeśli kogoś uraziłam tą aborcją, eutanazją i nabijaniem się z religii- przepraszam. To tylko ja.


73 komentarze:

  1. [PALEC! <3333333333333
    I wszystko jasne. Nie mów, że ja, błagam.]

    OdpowiedzUsuń
  2. [A ja cię kurczę chyba znam. Hmmm, nie byłaś przypadkiem na London High School?]

    Charlotte

    OdpowiedzUsuń
  3. [ Pierwszy gif *.*
    A ja bym bardzo chciała coś, ale niestety pomysłów na tą chwilę brak ;c ]

    Frances

    OdpowiedzUsuń
  4. [Na szczęście spudłowałaś xd. Nie, autorka Lucasa, ta co jej postać seksiła się z Russellem, jeśli to ci ułatwi sprawę xd]

    Charlotte

    OdpowiedzUsuń
  5. [gapię się. Savannah też <3. ugryzie go w ten palec kiedyś, obiecuje.]

    OdpowiedzUsuń
  6. [Co prawda jeszcze nie zdążyłam odpowiedzieć na komentarz dotyczący wątku z bliźniakami, ale już uroczyście informuje, że chce takowy również z Danielem, o! :D]

    Noelle

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Swoją drogą, dlaczego ich nigdzie nie widzę?! :)]

      Noelle

      Usuń
  7. [Czytając kartę przyznaję, śmiałam się co nie miara. ;) Strasznie mi się podoba pomysł z tym wycinkiem z gazety. W każdym razie, jeśli masz ochotę to ja z chęcią poproszę o zaczęcie, jeśli nie... masz chociaż jakiś pomysł na jakieś spotkanie Kass i Daniela?]

    OdpowiedzUsuń
  8. [Rozumiem, czasem tak bywa :) Cóż, patrząc na Danny'ego można by stwierdzić, że sympatyczny z niego człowieczek. Rudy w dodatku. Choć przypuszczalnie to tylko pozory, bo gdzieś wyczytałam, iż jest całym złem tego świata i stanowi niemałe zagrożenie dla dziewczynek pokroju Noelle.
    Dobra, poważnie :D
    W jakich okolicznościach mogliby się spotkać? Nie wiem, może Dawson pomyli sale i niechcący przeszkodzi chłopakowi w próbie?
    Banał, dlatego, jeśli masz lepszy pomysł - pisz śmiało :)]

    OdpowiedzUsuń
  9. [Szczerze, te Twoje wypociny pomogły i to bardzo ;) Nawet nie myślałam, że tyle jest pomysłów... hm... i chyba jakiś mam :D Zatem dziękuję jeszcze raz!]

    Kolejny dzień w Palm Springs. Kolejny dzień dla Kassidy, która miała do nadrobienia jeszcze kilka sprawdzianów od początku roku. Niestety, nie mogła przyjechać na rozpoczęcie i na początek pierwszego semestru, gdyż zmuszona była dokończyć swoją pracę i wspomóc płytę wschodzącej gwiazdy rock'a.
    I tak o godzinie 8 przekroczyła progi szkoły. Pachniała jak zwykle, dymem papierosowym waniliowym. Przeczesała włosy palcami i z westchnieniem zaczęła przemierzać znane sobie korytarze. Wszystkie wspomnienia ożywały i nabierały kolorów. Gdy ostatni raz tu była wszystko wyglądało inaczej. W szczególności ludzie.
    Musiała napisać jakiś zaległy sprawdzian. Dlatego też miała go pisać na zajęciach IV klasy o profilu muzycznym. Oni uczyli się o czymś innym, ona pisała sprawdzian o czymś innym.
    Glany uderzały o posadzkę miarowo, łańcuchy brzęczały, rozpięta długa koszula lekko powiewała, torba zawieszona na ramieniu obijała się o kolano.
    Zapukała cicho bardziej pierścionkami na palcach i weszła do środka. Była spóźniona jakieś 15 minut. Przedstawiła się, powiedziała ładnie i grzecznie 'dzień dobry' i przeprosiła za spóźnienie wymawiając się korkami na drodze. Co prawda profesor nie patrzył na nią zbyt przychylnie, szczególnie co do jej nieco męskiego ubioru, ale nie skomentował. Podał jej sprawdzian i kazał by usiadła na jedynym wolnym miejscu obok jakiegoś chłopaka.
    Wzięła posłusznie kartkę i powędrowała na miejsce, nie zwracając początkowo uwagi na współlokatora ławki.
    Wyciągnęła długopis z torby i przystąpiła do pisania dość leniwie i niechętnie.
    W ogóle nie chciała tu być. Szczególnie, że dla jakiejś głupiej kartki porzuciła swoje wspaniałe, ciepłe łóżko i mięciutką poduszkę. Na rzecz jakiejś kretyńskiej karteluszki, za którą miała dostać jakąś ocenę! Kto w ogóle wymyślił szkołę o godzinie 8?! Przecież to szczyt sadyzmu! Wiadomo, że wtedy uczniowie w ogóle nie myślą, że jeszcze śnią śliniąc się do Morfeusza.

    OdpowiedzUsuń
  10. [Możemy w takim razie uznać, że Noelle będzie przechodziła obok i po prostu posłyszy grę skrzypiec. Kierowana ciekawością na chwilę się zatrzyma, oczywiście później się okaże, że jej sprawcą jest nie kto inny, jak Danny, a ona da znać o swojej obecności w zupełnie przypadkowy sposób.
    Też myślałam nad wątkiem związanym z młodszym rodzeństwem, miałam go nawet zaproponować, ale nie byłam pewna czy Layla przebywa w Palm Springs.
    I teraz jeszcze jedno zasadnicze pytanie: kto zaczyna? ;)]

    OdpowiedzUsuń
  11. {SASZA TEGO PANA CHCE. Może? ^^
    A tak na poważne, to pytam czy są jakieś pomysły?
    Kartą Saszy radzę się tak średnio sugerować, bo Sorokin nie jest AŻ taka straszna, ale będę ją dopiero modyfikować}

    OdpowiedzUsuń
  12. Kassidy dostrzegłszy wyraźnie koleżeństwo będącego w starszej klasie chłopaka, postanowiła w końcu na niego spojrzeć.
    O proszę, proszę. Kogo to jej oczy widziały. Słynny Daniel Langdon. Historia ich spotkania była naprawdę komiczna. Zaczęło się od zwykłego wpadnięcia na korytarzu, gdy Kass zanosiła papierki do sekretariatu, potem ostatecznie wywiązała się rozmowa. Co prawda krótka, jednak przedstawili się sobie. Kass wtedy chyba nie przedstawiła się z najlepszej strony, bowiem zapewne wyszła na małą, zagubioną i bardzo nieśmiałą dziewczynkę, co kolidowało stanowczo z całą jej personą. Skąd zatem jej się to wzięło?
    Ano, lubiła wrabiać ludzi. Bo przecież nikt by nie powiedział, że ktoś, kto TAK się ubiera i TAK wygląda, może być tak nieśmiały. I to właśnie zawsze bawiło Darkness.
    -Dzięki - odpowiedziała szeptem. Kolczyk w języku zachrobotał o zęby z namysłem, gdy czytała uważnie fragmenty z książki. Następnie postanowiła je przeinaczyć, aby nie wyglądało że ściągała i przenieść na kartkę.
    Była mu naprawdę wdzięczna, bo mówiąc szczerze, jeszcze spała, a do tego akurat sprawdzianu nie chciało jej się uczyć. Jak można się uczyć do czegoś oczywistego? Do czegoś, co po prostu się czuje?
    No tak, bo istniało coś takiego jak teoria muzyki, a tego Kass nie przewidziała, gdy wybierała sobie profil. I nie przewidziała ilości materiału. Ona po prostu grała tak jak czuła, wymyślała większość rzeczy na bieżąco, na przykład gdy grała w parku, albo w barze. Chyba że jej pracodawca (odnośnie naturalnie drugiej opcji) poprosił, by grała coś znanego przy czym goście mogliby się bawić.
    Wracając jednak do sprawdzianu, ściągała dość dyskretnie. Nie chciała przecież narobić chłopakowi problemów.

    OdpowiedzUsuń
  13. {Nie mogę się nie zgodzić na pomysł, bo akurat tych dwóch rzeczy nie zamierzałam zmieniać. Są one nieodłącznym elementem Sashy, a serio przyda się ktoś, kto jej pomoże. Będzie Danny'emu wdzięczna jako przyjacielowi, nawet temu łóżkowemu.
    Jak najbardziej mi to wszystko pasuje. Mam jednak pytanie - oni są już teraz na etapie przyjaźni czy obecnie po prostu się znają, Danny jest poinformowany o jej sytuacji, bo plotki chodzą różne i mógł sam dopytać, i wylądują niebawem w łóżku, i tak jakby Sasha właśnie poczuje wsparcie Daniela? :)}

    OdpowiedzUsuń
  14. {W sumie pierwsza opcja jest bardziej realna, ale Sasha raczej sama prędko by się wyniosła z tego łóżka czy coś... A druga, też brzmi fajnie, ale Sorokin bardzo rzadko pojawia się w miejscach publicznych z Ericiem. Ale być może właśnie taka sytuacja, gdzie ona po prostu go tam spotka i się pokłócą.
    Kurczę, mam dylemat :D}

    OdpowiedzUsuń
  15. [Nie, niestety straciłam z nią kontakt. A szkoda :C]

    Charlotte

    OdpowiedzUsuń
  16. [będzie. tylko go pilnuj.]

    Dziwny to był fakt, że udało jej się jakoś bez trudu przeżyć wspólne spotkanie zarządu, na którym była obecna i ona, i jej ojczym. Na ogół unikała tego typu sytuacji, pojawiała się na spotkaniach, gdy był pewność, że ani jego, ani jej matki nie będzie i miała być jedyną przedstawicielką firmy. Notabene także jedyną jej spadkobierczynią. 18 lat miała skończone, wszystko powinno już być jej, ale ojciec zrobił głupi zapis w testamencie, w wyniku którego pełnię władzy mogła przejąć dopiero wtedy, gdy ukończy szkołę. Pewnie kierował się wtedy myślą, że gdyby w osiemnaste urodziny spadło na jej barki to wszystko, to nie poradziłaby sobie z edukacją i prowadzeniem rodzinnego biznesu. A może to sprawka matki, chciała jeszcze trochę porządzić? Savannah nie wiedziała i nigdy się tego nie dowie. Fakty były takie, że od 18 roku życia miała taką samą pełnię władz jak matka, a prawnicy stopniowo uczyli ją wszystkiego, żeby za rok mogła odebrać większość udziałów rodzicielki i być główną dyrektorką tego wszystkiego. I w pierwszej kolejności pozbawić ojczyma jakichkolwiek przywilejów, a już na pewno wyrzucić go z zarządu. Tak, to był jej cel i tylko dla niego była gotowa przejąć ten niewygodny stołek, babrać się w hotelowym biznesie z całym sztabem pomocnych jej ludzi.
    Zanim jednak do tego dojdzie nadal będzie musiała udawać, że nie widzi jego palącego spojrzenia, że nie ma ochoty trzasnąć drzwiami albo wziąć go na stronę i wygarnąć mu wszystko. Był idiotą. Zwyczajnym idiotą, którego nie cierpiał. I tak pewnie nie zrozumiałby, co mu mówi, czym grozi, w jakiej sytuacji jest gotowa go postawić, żeby tylko wyniósł się z jej życia. Najlepiej gdyby pociągnął przy tym jej matkę za sobą, miałaby trochę spokoju od obojga. No i nie musiałaby ukrywać się w szkole, w zupełnie innym mieście, oddalonym od "rodzinnego" domu na tyle, żeby nie ściągali ją w weekendy na sztuczne rodzinne obiadki. Lepiej jej już było samej z Americą. Psu nie przeszkadzało wylegiwanie się na leżaku przy własnym basenie przez cały dzień ani maratony filmowe, które ciągnęły się nocami. Ani pilnowanie, żeby jej pani przypadkiem nie wlazła prosto pod koła pędzącego samochodu, co w jej przypadku akurat było całkiem możliwe, bo zawsze myślała o 10 rzeczach na raz i zapominała o najważniejszym - o tym, że żyje i wypadałoby pamiętać gdzie jest i co robi.
    Tego dnia też skupiona była bardziej na notatkach, które spisywała do zeszytu. Dotyczyły albumu nowego zespołu, dopiero wchodzącego na scenę muzyczną. Właśnie przesłuchała na okienku całą płytę, zapiski miały później posłużyć jej do napisania recenzji, która ukazać miała się w następnym wydaniu Kerrang!. Dlatego była tak roztargniona i nie skojarzyła, że na ramieniu brakuje jakiegoś ciężaru, nic nie obija jej się o tyłek. Gdy szła do automatu po jakiś napój to ciągle myślała o ostatniej piosence, jedynej która tak naprawdę nie przypadła jej do gustu. Nie rozumiała czemu tak spieprzyli ten utwór, ale.. Nie rozumiała też czemu to Danny musiał uświadomić jej jaką gafę popełniła, wstając z murka bez torby.
    - Nie dam Ci żadnego buziaka, Langdon. Nie możesz sobie poszukać groupie? One będą trzy razy bardziej chętne niż ja. Wiem! Znajdę Ci jakąś i przyślę do Ciebie, to będzie moja rekompensata za torbę. Oddawaj - powiedziała, krzywiąc się lekko na samą myśl o wymuszonych pocałunkach. Nie, nie miał co na nie liczyć, nawet dla tego cholernego autografu nie zrobi tego! Zresztą, miała już plan jak go zdobyć. Poprosi Mitcha, on poprosi Dana i voila, będzie.
    Zdjęła pasek z jego ramienia, ale Dan przytrzymał jeszcze tą torbę drugą ręką, wiec jęknęła cicho.
    - Nie wygłupiaj się, to nie jest ani trochę zabawne. - Najchętniej to tupnęłaby trampkiem, ale to było zbyt dziecinne. Poprawiła więc tylko wolną ręką czapkę ze znaczkiem 'aspire&create' i z cichym westchnieniem spojrzała prosto w oczy Daniela. - Proszę? Nawet nie będę miała za co kupić wody jak mi jej nie oddasz, a właśnie po nią szłam.

    Savannah

    OdpowiedzUsuń
  17. Musiała przyznać szczerze, że kreatywność męskich umysłów była naprawdę fascynująca. Ograniczała się tylko do jednego, co mogła stanowczo potwierdzić, gdy Daniel podniósł ręce, a chłopcy zaczęli się śmiać. W końcu mówią, że mężczyzna myśli o seksie... ile to było? Co 8 sekund? Albo 16. W tych granicach.
    -Wiesz, że nie musisz mi podpowiadać? - szepnęła cicho, jednak mimo wszystko korzystała z jego uprzejmości i pospisywała odpowiedzi. Jak dają do bierz, jak biją spieprzaj byle szybciej!
    mimo wszystko, to było dość interesujące. W końcu chłopak dostał opiernicz, a mimo wszystko jej pomagał. Dlaczego? Czyżby był tym typem, który liczył na "przysługę" za przysługę?
    Przez niego nie mogła się nawet skupić! Cały czas zastanawiała się nad tym, jakim był człowiekiem.

    [Moje to też nie są wielkie wypociny i przepraszam za jakość ;P Mimo wszystko wyżywaj się! Fajnie Ci to wychodzi, a ja się mogę pośmiać :)]

    OdpowiedzUsuń
  18. {So cruel... Wiesz, zbyt długo może nie być. Dawno nie pisałam ;)}

    Nie opanowała drżenia całego ciała, kiedy po prostu odszedł. Leżąc na łóżku wpatrywała się w jego nagie plecy. W końcu zdecydowała się zamknąć oczy. Powieki powoli opadły, a ona zakrywając się cienką kołdrą pozwoliła sobie na to, aby odpłynąć, aby znaleźć się na bezludnej wyspie, aby wsłuchiwać się w kojący szum fal, aby czuć ciepło słońca na twarzy.
    Nie mogła narzekać, nie mogła skarżyć się na ból. Wyciągnął ją z najgorszego bagna, wydostał z dna, opłacił odwyk, odgrażał się, że zabije jej ojca, brata, macochę. Nie kochał Sashy. Był od niej uzależniony. Była jego zabawką i w gruncie rzeczy, to ona powinna być uzależniona od niego. Nie potrafiła. Z dnia na dzień, obrzydzenie do mężczyzny rosło. Wzmagały się w niej odruchy wymiotne, kiedy dotykał jej ciała, kiedy próbował być delikatny, a w następnej chwili zaciskał dłonie albo na jej nadgarstkach, albo na szyi, zostawiając siniaki.
    Nie pojawiali się razem publicznie. Ich relacja nie była zdrowa, z resztą Sorokin nie chciała, aby ktokolwiek zobaczył ją z Ericiem. Próbowała od niego uciec już kilkukrotnie, ale zawsze wracała, wiedziona dziwną wdzięcznością, która nadal się w niej tliła.
    Nie wróciła na noc. Nie chciała. Impreza, na którą została zaproszona przeciągnęła się do rana. Blondynka wylądowała na plaży w towarzystwie innej dziewczyny i o dziwo - Sasha pilnowała tej drugiej, gdy spała. Siedziała, wpatrując się w morze i powracała myślami do swojej idylli, do bezludnej wyspy.
    Centrum handlowe w Palm Springs w godzinach popołudniowych tętniło życiem. Uczniowie wracający ze szkoły, dorośli z pracy, w przerwie na obiad lub lunch. Trudno byłoby nie spotkać tutaj kogoś znajomego. Ale nie jego chciała spotykać.
    Mogłaby być to ruda, upierdliwa dziewczyna z gazetki, która latała za Sashą jak posrana. Mógłby być to chłopak, który chciał zrobić sobie z nią zdjęcie i wrzucić na facebooka, ale nie Eric. Nie on.
    - Gdzie byłaś? - ostry głos i przeszywające spojrzenie, a także mocny uścisk na jej szczupłym ramieniu sprawił, że zatrzymała się, że stała jak słup soli, uciekając wzrokiem, byleby nie patrzeć na niego.
    - Teraz wracam do domu...
    - Nie pytam, co robisz, a gdzie byłaś, mała kurwo! - warknął, ignorując ludzi, którzy mogli wszystko słyszeć, mogli zaobserwować. Wymiana zdań, a właściwie niezbyt przychylne powarkiwania Erica skierowane wobec Sashy. Blondynka stała, coraz bardziej kuląc się w sobie. Sorokin sprzed dwóch lat nie była podobna do obecnej Sashy. Była silna i asertywna. Była wytrzymała i nie bała się ludzi.
    Odszedł, klnąc pod nosem, obejmując ramieniem czarnowłosą lafiryndę. Nie, Sashka nie była zazdrosna. Nie o niego.
    Schyliła się po wcześniej upuszczoną torbę i przerzuciła ją przez ramię, rozglądając się dookoła. Nie chciała świadków. Nie mogło ich być, ale spojrzenie niebieskich oczu padło na ciemnowłosego chłopaka, którego, o zgrozo, kojarzyła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. {Nie wierzę. Udało mi się rozpisać.
      Ale jeśli to dziwne i bez sensu, to wybacz :D}

      Usuń
    2. {I nie ciemnowłosy, a ciemnoblond włosy, wybacz}

      Usuń
  19. [chcę ugryźć ten palec. moja depresja sięga dna.]

    Czy on naprawdę musiał uczepić się akurat jej? Jasne, zdarzało im się gadać na imprezach, w stołówce, tak jak teraz na dziedzińcu. Tak, chciała jego autograf (bo zbierała, robiła z tego kolaż i oprawiała w antyramę a potem kazała Americe się gapić - takie byłoby jej wyjaśnienie gdyby ją spytał). Owszem, przekomarzali się, gdy akurat on siedział z Mitchem, a on przychodziła i potrzebowała czegoś od tego drugiego i wkurzali ją obaj, a potem i tak jej pomagali. Lubiła go na swój pokręcony sposób, mimo że więcej wiedziała o nim z wycinków z gazet oraz internetu niż z własnych obserwacji. Właśnie, słowo "pokręcony" jest w tym wypadku kluczowe, bo zachowywała się przy nim jak.. Przy wszystkich. I fakt, że go kojarzyła, znała jego imię i nazwisko oraz wiedziała, że kumpluje się z Lockhartem nie miał tu nic do rzeczy.
    Pewnie kilkadziesiąt dziewczyn ze szkoły (o ile nie więcej) wolałoby, żeby je obejmował w pasie i w ten sposób prowadził przez szkolny dziedziniec, ale Savannah całkowicie odpowiadało ciągnięcie za pasek torby. Czuła się lepiej w tej sytuacji, niż gdyby ramię Langdona miało co chwila ocierać się o jej białą koszulkę z nadrukiem, a przy tym też o ciało. Mógł rozdawać swoje uściski za free komu innemu, ona ich nie potrzebowała. Ba, była gotowa oddać je komuś innemu, tak samo jak tą "niezwykłą przyjemność" z całowania go. Tak, była dziwna i miała to naprawdę szczerze gdzieś, gdy szła spokojnie za Danielem, a jej wzrok robił się coraz bardziej zdziwiony, gdy zorientowała się, że zmierzają na parking. A właściwie nawet na nim są, chociaż nie należy on do uczniów.
    - Chwila. Próbujesz mi powiedzieć, że przyjechałeś do szkoły tylko po to, żeby znaleźć kogoś, kto pomoże Ci znaleźć prezent dla sześciolatki? - Pytanie było raczej retoryczne, bo nie oczekiwała żadnej odpowiedzi na nie. Nie dała mu nawet czasu, żeby odpowiedział. - Daniel, mam zaraz zajęcia. Ty może nie pokazałeś się na żadnych zajęciach, ale ja tak i...
    Po co ona się produkowała? Bettley już otworzył drzwi i czekał aż wsiądzie do środka. Była ciekawa czy będzie ją gonić gdy zacznie uciekać. Ale chyba wolała tego nie sprawdzać, pewnie i tak by ją tu zawlókł i wsadził.
    Prychnęła, szurając trampkami po żwirze, ale w końcu przeszła obok niego i wsiadła do środka, rzucając torbę pod nogi, a butelkę wody niegazowanej odkręciła i upiła łyk nim Dan zasiadł za kierownicą.
    - Obiad możemy pominąć. I pod nazwą "coś" masz na myśli ubranie dla... Kogo? - zapytała, chcąc się upewnić w jakim celu tak właściwie zrywa się z lekcji. - I księżniczki Disneya chodzą w sukienkach, a nie trampkach i luźnych koszulkach, Danny. Nie będę chyba dobra w tym.
    Spore kłamstwo. Chciała być księżniczką zawsze, do 11 roku życia przecież nią była. A potem zmarł jej ojciec. I bajka prysła.

    Savannah

    OdpowiedzUsuń
  20. [Cześć ;D Jest jeszcze wiele osób pamiętających o nich ;) Wątek z chęcią, a masz może na niego jakieś pomysły? :)]

    OdpowiedzUsuń
  21. [O... dziękuję za informację :) Trzymam za słowo :P]

    OdpowiedzUsuń
  22. [to coooooooo :*]

    Milczała, bo on nadawał jak najęty i nie pozwalał wtrącić nawet jednego zdania. Czasem sama miała taki słowotok (u niego było to zjawisko całkowicie naturalne), więc wolała go przeczekać i dowiedzieć się wszystkiego, o czym tylko Daniel chciał ją poinformować w ramach programu "kupmy mojej siostrze prezent". Zresztą próbowała także znaleźć gdzieś swoje szare komórki i wymyślić, co też taka urocza sześciolatka (swoją drogą ładniejsza od brata) może chcieć dostać na urodziny. Najgorszy był fakt, że nie utrzymywała kontaktów ze swoją rodziną, zresztą miała głównie kuzynów, a nie małe kuzynki, nie była więc na czasie. Uwielbiała dzieci, ale jej kontakty z nimi ograniczały się do rzadkich wizyt znajomych z rodzeństwem właśnie albo dopiero co spłodzonym niemowlakiem, którego bardziej interesowało czy go nakarmi butelką, czy nie. A prezenty? Na łatwiznę czyli miśki, bo dzieciaki zawsze je uwielbiały. Ale w tym przypadku wyglądało na to, że misiek to zbyt banalny prezent.
    - Nie twierdziłam, że chcesz kogoś porwać. I powinieneś wiedzieć zanim mnie tu wsadziłeś, że nie mam rodzeństwa, z kuzynostwem nie utrzymuję kontaktów, nie znam się na dzieciach, żeby wiedzieć co może chcieć sześcioletnia dziewczynka. Ale ładne zdjęcie. - Oddała mu telefon, gdy stanął na światłach, a potem postukała krótkimi paznokciami pomalowanymi na pomarańczowo o swoje udo. - Zanim powiesz, że jestem dziewczyną i kiedyś też byłam taka mała to Ci zdradzę, że na każde urodziny chciałam żywą koalę, ale nikt mi nie chciał jej kupić, więc za każdym razem byłam strasznie rozczarowana. Więc jak nie masz w planie odwiedzenia zoo to musimy zajechać do jakiejś kawiarni, kupić shake'a miętowego i wtedy może wymyślę coś lepszego niż kradzież zwierząt australijskich - stwierdziła jak gdyby nigdy nic, a gdy spojrzał na nią jak na wariatkę to uśmiechnęła się tylko najniewinniej jak umiała. Sam chciał ją mieć w swoim aucie i na dodatek żądał żeby wymyśliła mu jakiś prezent. A nawet nie widziała tej małej i nie miała pojęcia co też może lubić!
    O dziwo posłuchał jej, bo zajechali na parking Taco Bell i poszli po jeden z jej ulubionych napoi. Nie zapomniała tym razem wziąć torby, mogła więc w spokoju (a raczej na zasadzie "kto pierwszy, ten lepszy", bo Dan wyciągał portfel) zapłacić za swój zakup. Dan też coś tam sobie wziął, wrócili więc do auta i ruszyli z powrotem w kierunku centrum handlowego.
    - Jedziecie w trasę? Lockhart nic nie wspominał.. Mniejsza. Jestem przez Ciebie na wagarach, na dodatek mam Ci pomagać i jeszcze jeść z Tobą.. W zamian chcę ten autograf.

    Savannah

    OdpowiedzUsuń
  23. [Zazdroszczę! :D
    To może tak, Danny chciałby zrobić sobie kolejny tatuaż i przyszedł do salonu, w którym pracował Adam. Znali się z koncertu dowolnego zespołu i umówiliby się na spotkanie u jednego w ich domu? I dajmy na to, że jeden lub drugi wziąłby ze sobą młodszą siostrę? Siostra Adama ma 16 lat, ale mogłaby się przecież trochę zająć siostrą Danny'ego, a chłopaki mieliby czas dla siebie :) Ja nic innego nie wymyślę :)]

    OdpowiedzUsuń
  24. [Wielbię tatuaże<333 Masz może jakiś pomysł na wątek. powiązanie?]

    OdpowiedzUsuń
  25. [Ola, czemu mi to robisz i zawsze dobijasz mnie swoimi świetnymi kartami :C
    A Danny jak to Danny, zawsze mój ulubiony <3 Więc klecimy jakiś wątek, oczywiście wiesz jaki.
    Danny i Russ przyjaźnią się, aczkolwiek żaden z nich nie wie dlaczego darzy sympatią tego drugiego, szczególnie Danny, który po prostu nie znosi tego narcyzmu i mazgajowatości Collinsa.
    Chyba, że wolisz zaszaleć i zamienić ich w największych wrogów, bo powiedzmy, że pokłócili się jakoś poważne (bo jak wiadomo, danie Russowi w ryj nic nie pomaga).
    Pomysłów konkretnych mi brak, bo jeszcze nie przywykłam i jeszcze milion razy będę narzekać na wszystko, ale wspólnymi siłami coś zdziałamy, co? :P]

    OdpowiedzUsuń
  26. [Spokojnie, rozumiem i znam to. Przepraszać nie musisz :)]

    Nieco zdziwiona pytaniem chłopaka, w pierwszej chwili nie zareagowała. Jej mózg musiał dokładnie przeanalizować treść, którą właśnie otrzymał, a z tym o tak wczesnej godzinie łatwo nie było. Szczególnie, jesli wciąż gdzieś tam przewijał się obraz wspaniałego, ciepłego łóżeczka i poduszki.
    Dopiero po dłuższej chwili zamrugała, nie do końca rozumiejąc o co mu chodzi, ale ostatecznie, uśmiechnęła się.
    -Ja... najpierw... kawa... potem... ja... rozmawiać - wytłumaczyła bardzo pokrętnie. Ale miała nadzieje, że było do zrozumienia. Mówiąc szczerze, zaczynała dopiero teraz odczuwać skutki siedzenia do 3 nad ranem i grania na gitarze. Nie dość, że opuszki ją bolały (co było normalne, ale te trzeba było tylko potraktować kolejną dawką strun), to jeszcze nie wypiła rano kawy i teraz wyglądem, ale i stanem umysłowym mogła przypominać zombie. Nawet nie pamiętała do końca jak w ogóle wstała, jak ułożyła sobie włosy (chociaż te wyglądały, jakby żyły własnym życiem to znaczy jak zwykle), a także jak w ogóle dostała się do szkoły. Była pewna, że samochodem, bowiem kluczyki nieco uwierały ją w siedzenie, gdy siedziała i pisała sprawdzian, jednak droga z domu do szkoły była dla niej jedną wielką zagadką rodem z Kac Vegas.
    Co śmieszniejsze, jeszcze 20 minut wcześniej mogła dokładnie powiedzieć o której wstała (nawet z minutami), co zrobiła od razu po podniesieniu się, ile czasu spędziła w łazience i jak ułożyła włosy (i czy w ogóle) i tak dalej. Każdy szczegół.
    -Dobra, a tak na poważnie, to zaraz chyba wykituję i będzie po mnie więcej sprzątania niż po bombie zrzuconej na Hiroszimę. Wnioskując nie... nie zamierzam iść na kolejne lekcje przynajmniej nie do czasu, aż nie napiję się kawy. Masz dwie opcje. Zabierasz się ze mną, albo ja zabieram się z Tobą, którą wybierasz? - spytała, po czym musiała zasłonić usta dłonią, aby nie wciągnąć czegoś przez przypadek przy ziewaniu. I jeszcze była niedotleniona, a na to naturalnie najlepiej działał papieros! No i co, że miał zupełnie odwrotne działanie?

    OdpowiedzUsuń
  27. [Czeeeeść! :D Pierwsza opcja była trafna :D]

    Maks

    OdpowiedzUsuń
  28. Czasem (właściwie za każdym razem jak go spotykała) zastanawiała się, jak to możliwe, że można być tak bardzo upierdliwą osobą i jednocześnie tak wkurzać oraz bawić innych swoim zachowaniem. Danny był mistrzem jeśli chodzi o irytowanie jej, z czego chyba na swój sposób bł dumny, bo zawsze testował jak daleko może się posunąć. Sztukę wyprowadzania blondynki z równowagi opanował do perfekcji już dawno temu, chociaż nie wiedziała czemu akurat tak bardzo uparł się, żeby dręczyć akurat ją. W szkole było setki dziewczyn, a jeśli chodziło o dokuczanie jakiejś to Savannah była chyba w pierwszej dziesiątce, o ile nie piątce. I za co to? Za to, że nie pozwalała mu się pocałować, nie śliniła się do niego i nie czekała aż zapyta "chcesz szybki numerek w szkolnym kantorku?"? Jeśli tylko dlatego była na niego skazana to wyglądało na to, że nigdy się od niego nie uwolni, bo zmieniać swoich przyzwyczajeń, ignorować lęków.. Nie zamierzała.
    Szkoda tylko, że nie umiała mu wyjaśnić, że to nie chodzi o to, że nie chce akurat z nim spotykać się sam na sam, ale że chodzi to o każdego faceta. No, może oprócz Mitcha, ale jego znała od dawna, była przy nim przez cały jego związek z Olivią i już zdążył przebić się przez jej skorupę. Danielowi było do tego daleko.
    - Nie nazywaj mnie tak i nie powiedziałam, że jesteś ciężarem tylko... - Langdon zaśmiał się, a ona spojrzała na niego z irytacją w jasnych tęczówkach. W końcu machnęła ręką, nie chcąc się dłużej dawać wciągać w te jego gierki słowne. Kolorowe bransoletki zadźwięczały cicho, gdy tylko poruszyła nadgarstkiem. Tak, miał w aucie księżniczkę, tylko że w trampkach i czapce, a nie sukience i szpilkach. - Możesz wyglądać nawet jak Brad Pitt albo Johnny Deep, i tak nie będzie mi to robić żadnej różnicy. I patrz na drogę - poleciła mu, bo przez większość czasu jego głowa była odwrócona w jej stronę. Czuła jego spojrzenie na sobie, gdy przygryzała słomkę od shake'a, smakując trochę zimnego napoju.
    O tym, że zamierza znaleźć małej taki prezent, żeby nie mogła powiedzieć "nie, nie chcę go" informować go nie zamierzała. Uśmiechnęła się tylko pod nosem, bo nawet zaczynało jej się to podobać. Przynajmniej będą jakieś korzyści z tego popołudnia sam na sam. Przecież będą w publicznych miejscach, a od każdego jego uścisku da radę się wykręcić.
    - Niech będzie, chociaż lepiej naszykuj tą dyskografię, może Ci się przydać. - Rurkę, którą puściła, żeby mu to powiedzieć, teraz znowu złapała wargami i przygryzała ją dalej. Byli już niedaleko centrum handlowego, Danny w końcu wjechał sprawnie na podziemny parking. Może i nie patrzył za często na drogę, ale prowadził bezpiecznie.
    Oczywiście już na parkingu popełniła gafę, bo znowu zapomniała wyciągnąć torby (typowe dla niej, dlatego tak rzadko cokolwiek ze sobą nosiła, bo jasne było, że zaraz to zgubi), a Dan zdążył już zamknąć auto przyciskiem, więc musiał je otworzyć specjalnie dla niej, gdy w połowie drogi uświadomiła sobie, że czegoś jej brakuje. Pewnie później wykorzysta to, żeby znowu coś dla niego zrobiła, ale już mniejsza o to. Jak każda dziewczyna lubiła zakupy, więc mogło być zabawnie, Zwłaszcza jak Dan będzie musiał za nią chodzić wte i wewte, co robił przez blisko godzinę. Nie, nie mściła się. Ona naprawdę szukała po różnych sklepach dla dzieciaków czegoś, co mogło by spodobać się małej. Dan mniej kręcił nosem niż ona, bo na wszystko co on pokazał ona miała przynajmniej 10 argumentów, dla których nie powinni tego kupować. Aż w końcu weszli do sklepu z samymi pluszakami.. Dosłownie. wszędzie były miśki. I ona, Savannah, prawie dziewiętnastoletnia dziewczyna, była w raju.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Kup jej cały sklep. Tu wszystko jest fajne! - stwierdziła ze śmiechem, podchodząc do różnych półek i sprawdzając fajniejsze pluszaki. Ale takie małe ich nie obchodziły. Dan już pokazał, że mała jest dla niego ważna (właśnie spędził półtorej godziny, chodząc po sklepach tylko po to żeby uszczęśliwić siostrę), wiec musieli się rzucić na coś... - Musi być jakiś duży. Będzie drogi, ale duże są najfajniejsze. Jak byłam mała to miałam jednego, na którym mogłam spokojnie spać.. Ale jak miałam 5 lat to byłam na niego już za duża i trzeba było go tylko przytulać. Teraz robią większe niż wtedy i... - urwała, bo na wystawie był naprawdę gigantyczny misiek, taki z którym nawet ona miała problem, żeby go podnieść. Ale zrobiła to i wyglądała pewnie komicznie z nim, gdy odwróciła się do Dana, obejmując pluszaka z trudem. - No, takiego masz jej kupić, a potem najlepiej nosić za nią.

      S.

      Usuń
  29. [Ola, la, la, lalalalala, la, la la. Tak, witam cię tak oryginalnie. Wiem, kochasz mnie. <3 :D]

    OdpowiedzUsuń
  30. [Dobra, zaczynam! Coś tam może wymyślę.
    A Ty jakbyś mi jeszcze raz napisała o koncercie BMTH, to bym się cieszyła mooocno :3 Bo muszę coś napisać na stronie kumpla i Ty mi lepiej powiesz, niż ja sama wynajdę info.

    Za jakość odpisu wybacz, ale ostatnio nie czuję się najlepiej, a odpisać trzeba.]

    Po powrocie z Nashville, Russell miał pełno do nadrobienia w sprawie znajomości. Bo mimo, że miał ze sobą laptopa i internet, to większość jego znajomości nie nadawała się do pogadania na Skypie, albo popisaniu na jakimś komunikatorze, nie wspominając, że niewiele czasu miał między rodzinnymi spotkaniami, imprezami ze starymi przyjaciółmi i odsypianiu. Bo niby jakby miała wyglądać rozmowa między Russellem, a Dannym? Chyba tylko Collins opowiadałby o swoim miłosnych podbojach, a Bettley przytakiwałby, że słucha i bardzo go to interesuje.
    Bo ich znajomość była specyficzna już od pierwszego dnia, kiedy się poznali. Niby dwa skurwiele, ale tak od siebie różne.
    Ale czy Russell byłby sobą, jakby normalniej w świecie napisał smsa, zapytał kiedy mogą się spotkać i przyszedł na czas? Oczywiście, że nie. Bo jeżeli coś zrobić dobrze, to tylko tak, żeby kogoś wkurwić. Dlatego Collins z samego rana wpakował się w swój rozwalający się samochód i pojechał do domu przyjaciela. Rozpierała go energia, dlatego naciskał dzwonek, zupełnie jakby pierwszy raz widział taki cud techniki. Normalnie aż się prosił, żeby na przywitanie zaliczyć strzał w pysk. Ale o to chyba chodziło i za tym pojebaniec Collins stęsknił się najbardziej. Bo chodź Russ w Nashville bawił się świetnie, nikt nie chciał mu podskoczyć. Aż dziwne, że w Palm Spring tak łatwo o bójki.

    OdpowiedzUsuń
  31. [Oriane musi być cudowna, bo jest moja. <3
    Anne i Barry to zupełnie inna historia. To było takie piękne jak ratowaliśmy CPS swoją miłością do postaci. <3 Blogspotowe, czyli to beze mnie już tak trwałe nie było. Ech, trza wiedzieć, kogo przyciągać. xD Moja słodka Anne Moretti, która nie znała życia. <3 I która miała wizerunek co tydzień zmieniany. xD]

    OdpowiedzUsuń
  32. Była pewna swojego małego zwycięstwa. Jakiej dziewczynce nie spodobałby się taki ogromny misiek skoro nawet dorosła (przynajmniej w krajach europejskich) kobieta z żalem oglądała się za tym wielgachnym pluszakiem i żałowała, że jej nie ma kto kupować takich prezentów, bo starszego brata nie ma, a ojciec od 7 lat nie żyje? No jakiej? Musiało się udać, jego siostra na pewno będzie piszczeć ze szczęścia, a Savannah będzie wolna od jakichś głupich gal z Langdonem u boku.
    Nic dziwnego więc, że prawie zakrztusiła się wodą, gdy Dan przyleciał i powiedział jej, że nie trafiła. JAKIM CUDEM? Przecież... To było niemożliwe! Całkowicie nierealne! Małej musiał się podobać ten misiek! Była tego taka pewna, że dałaby sobie rękę uciąć, a teraz..
    - Od kiedy to jeździsz z Langdonem na gale? - Mitch jak zwykle nie miał taktu, gdy poklepywał ją po plecach, żeby doszła do siebie po tym dziwacznym oświadczeniu. Zgromiła go wzrokiem, krztusząc się jeszcze trochę, ale jakoś to opanowała.
    - Nie denerwuj mnie i nigdzie nie jadę - odpowiedziała mu, mając nadzieję, że naprawdę Bettley nie wyciągnie jej tam i będzie mogła zostać sobie grzecznie w Palm Springs i spędzać czas z Americą.
    Niestety tak jednak nie było. Codziennie przypominał jej, że leci z nim do LA, a miał przy tym taką minę, jakby co najmniej wygrał milion dolarów. Nie udało jej się wykręcić od tego, bo Daniel w ogóle jej nie słuchał. Nie potrafił pojąć jej błagalnego "daj mi spokój", bo zawsze w odpowiedzi miał "przegrałaś to cierp, trzeba było bardziej się postarać". Cholerny dupek, skąd ona mogła wiedzieć, że jego siostra nie przejawia typowych, dziecięcych fascynacji pluszakami? Pierwszy raz spotkała się z tym, że dziecku nie odpowiada misiek na prezent! Na drugi raz (o ile taki będzie) Savannah zażąda wywiadu z małą, żeby nie mieć już takich problemów. A problem był spory, bo musiała dać Lockhartowi pod opiekę swojego psa, spakować w małą walizkę kilka podstawowych rzeczy i (o zgrozo) jedyne czarne szpilki jakie miała oraz czarną sukienkę, najzwyklejszą mała czarną z niedużym dekoltem w serek i na grubszych ramiączkach. Nie lubiła się stroić i dla Bettleya też nie zamierzała szukać szałowej kiecki, spod której wszystko byłoby jej widać. Jeśli liczył na coś takiego, to mógł zapomnieć. Podobnie zresztą jak o tym, że pojawi się na lotnisku w czymś bardziej dziewczęcym. Nie, miała czerwone trampki, długie, jasne spodnie, trochę poszarpane, luźny biały t-shirt podchodzący z linii jednego z muzyków i cienką, szarą bluzę, której kaptur ukrywał trochę jej włosy przed światem. W samolocie też zamiast z nim gadać to czytała gazetę, dopiero gdy skończyła pozwoliła zabawiać się jakimiś durnymi historyjkami i tekstami. Przecież nie mogła nie odzywać się do niego przez cały wyjazd.

    OdpowiedzUsuń
  33. Na szczęście Danny nie był na tyle głupi, żeby zarezerwować jakiś hotel, bo musieliby to odwoływać. Co prawda nie zapowiadała wizyty, ale personel w hotelu i tak wiedział, kto jest szefową i gdy tylko ją zobaczyli to od razu znaleźli klucze do dwóch najlepszych apartamentów. W końcu nie na darmo była dziedziczką tego wszystkiego. Nie musiała meldować się w innych hotelach, płacić za nie, skoro miała własne. Niby dała Danowi kartę do jednego z nich, ale jeśli by z niej nie skorzystał to nie. Ważne było dla niej, że jak już będzie po wszystkim to będzie mogła w spokoju zamknąć się w swoim apartamencie i mieć spokój od Langdona, który nie dostanie się do niej w żaden sposób. Może dzięki temu uda jej się jakoś znieść cały ten wyjazd.
    Zjedli razem obiad w hotelowej restauracji, a później Savannah.. Poszła na zakupy. Szykowanie zostawiła sobie na godzinę przed wyjściem, nie zamierzała nakładać kilograma tapety, a i włosy miały zostać nieruszane. Dlatego kupiła sobie trochę ubrań (żadnej sukienki), a później wróciła do hotelu, ubrała się, podmalowała delikatnie, żeby nie wyjść blado na zdjęciach, gdy już ktoś jakieś niechybnie jej zrobi.. Cholera, czemu on musiał wziąć ją? Przecież była na swój sposób popularna, po śmierci ojca sporo się mówiło o tym, że jest dziedziczką tego wszystkiego. Jak zaraz będzie miała przez niego jakąś powódź na twitterze to znienawidzi go w końcu i to tak na dobre.
    W ostatniej chwili zamierzała zadzwonić do niego i powiedzieć, że wymiotuje, ale.. Przyszedłby tu i pewnie zniósł na dół, żeby tylko zrobiła to, o co się założyli. Dla świętego spokoju zeszła więc na dół, a raczej zjechała windą, bo jeszcze połamałaby nogi na takiej ilości schodów.
    - Nie waż się komentować szpilek. To pierwszy i ostatni raz jak mnie w tym widzisz.. - Westchnęła cicho, stając koło niego przy recepcji, gdzie zostawiła swoją kartę, bo wolała nie robić personelowi problemów ze zgubieniem jej. - I wracam jak tylko to się skończy. Żadnych afterparty, Dan - uprzedziła go, nawijając nerwowo na palec kosmyk długich włosów. Nie czuła się swobodnie w tym stroju, w tej sytuacji.. Jak już chodziła na oficjalne imprezy to sama, a nie ze szczerzącym się na prawo i lewo piosenkarzem, który wyraźnie z pełnym zadowoleniem otworzył jej drzwi samochodu, gdy już dojechali na miejsce. Niechętnie wysiadła i przeszła z nim po tym głupim, czerwonym dywanie. Dobrze, że nie było głupich serduszek, bo chyba uciekłaby na boso stąd.

    OdpowiedzUsuń
  34. Nienawidziła go. Naprawdę nie sądziła, że można kogoś znienawidzić w tak szybkim tempie, ale Dan był mistrzem. W tej kategorii też powinien dostać statuetkę. Sama może mu ją kupić, zrobić i wręczyć z dopiskiem "odwal się ode mnie i nie mów mi o swoich znajomościach". Kiedy już miała nadzieję, że uda jej się urwać z tej cholernej imprezy to Danny musiał oczywiście powiedzieć coś, przez co miała ochotę tupnąć nogą (i to tak porządnie, mając w nosie ewentualnie połamane obcasy) i zgrzytać zębami. Skid Row! Skąd on wiedział, co ona najbardziej lubi albo jak ją podejść?! Najpierw sprawa z pomocą w wyborze nieudanego prezentu - musiał wiedzieć, że lubi dzieci i że nie będzie umiała odmówić mu kosztem tej małej dziewczynki, która zdradziła ją i pogardziła zajebistym pluszakiem. (Swoją drogą chyba zażąda żeby Dan jej go oddał skoro Layla go nie chce, ona więcej pożytku zrobiłaby z tego miśka niż on, pewnie rzucił go gdzieś w kąt). A teraz specjalnie wspomniał jej o Sebastianie, żeby nie opierała się, gdy będą szli na to głupie afterparty. Nie rozumiała dlaczego tak strasznie zależało mu na dręczeniu właśnie jej, ale trudno, znosiła to, bo nie wypadało robić scen w miejscu, gdzie było pełno ludzi. Poza tym.. Zawsze będą z tego jakieś korzyści. Będzie mogła napisać artykuł do gazety z relacją z gali, redaktorom na pewno się to spodoba. Nie wszystko wyglądało tak źle, a nawet zabawnie było obserwować jak cała banda tych głupków (bo przecież w jednej chwili zaatakowali ją uśmiechami i zaczęli zagadywać) cieszy się z wygranych przed Dana i przez cały zespół statuetek. Wszystko było w porządku, nawet nie mogła narzekać na zachowanie Langdona, bo ten trzymał ręce przy sobie.. Do czasu, oczywiście.
    Nawet nie przyszło jej na myśl, że Dan może zrobić coś tak głupiego i niestosownego, bo gdy tylko chwycił za marker i zaczął pisać po jej odkrytej skórze to aparaty poszły w ruch. Cholera, nawet nie miała jak się porządnie zirytować, bo zaraz byłoby 500 podtekstów do tego. Zresztą! On już sam zrobił z niej kretynkę napaloną na niego do takiego stopnia, że przyszła z nim tu dla autografu.
    - Langdon, idziemy stąd - syknęła do niego cicho, a on jak gdyby nigdy nic odrzucił flamaster jednemu fotografowi i pociągnął ją dalej. Wolała nawet nie patrzeć na swój dekolt, bo czułaby się tylko bardziej zażenowana tym jak oznaczył ją Daniel. Jakby była jego cholerną własnością, co szczerze ją poirytowało! Pewnie wyczuł, że jest spięta, bo szła wyprostowana jak struna i strzepnęła jego dłoń z siebie, gdy chciał ją objąć, a kiedy już byli blisko auta...
    - Zabierz mnie do hotelu. Coś Ty sobie w ogóle wyobrażał?! Zgłupiałeś do reszty?! Mało Ci, że tu przyjechałam z Tobą? - mówiła wściekła, a w końcu wyszarpnęła łokieć z uścisku Dana i uderzyła go w twarz. Nie tyle za ten autograf, co za to że próbował zrobić z niej swoją dziwkę.
    Nie przewidziała jednak, że złapie ją za ten nadgarstek, opuści go siłą i przytrzyma przy jej ciele.. Okej, siłować się z nim mogła nawet cały wieczór, ale nie gdy.. Gdy... Nawet nie wiedziała kiedy zaczął ją całować, przyciskając całym ciałem do drzwi auta. Najchętniej by krzyknęła, ale Dan wykorzystał jej uchylone wargi do czego innego, a ona... Był za blisko. Był zdecydowanie za blisko, czuła jego ciało aż za bardzo, nie tak jakby tego chciała, a jego wargi...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawe czy zauważył, że to był jednostronny pocałunek. Ona stała jak sparaliżowana, nie poruszała wargami, nie zachęcała go. Jedyne co robiła to próbowała wykręcić nadgarstek z jego gorących palców, za silnych, zbyt.. Zbyt męskich. Pierwsza łza spłynęła po jej policzku dość szybko, a chociaż nie płakała bardzo to wpadała w histerię. Powolną, ale dość silną. Dan chyba w końcu (geniusz!) wyczuł, że coś nie gra, a ona nie mdleje mu. Zamiast tego była tylko bardziej spięta jakby szykowała się do.. Do czego? Że ją zaraz zgwałci? Może.
      - Zostaw mnie i nie dotykaj. Po prostu... Nie dotykaj.. - rzuciła, gdy już wyciągnął język z jej ust, gdy ich wargi się rozłączyły. Stała wciśnięta w auto i najchętniej wcisnęłaby się w karoserię, żeby tylko odsunąć Bettleya od siebie. Ale on nie był inteligentny i nie załapał, że lepiej będzie jak się odsunie i... - NIE DOTYKAJ MNIE! - krzyknęła w końcu z jękiem, odpychając Langdona chyba tylko wysiłkiem woli, a potem objęła się ramionami, zaciskając palce na nagiej skórze do takiego stopnia, że aż pobielały. Nie patrzyła na niego, nie mógł widzieć jak bardzo przeszklone i puste ma spojrzenie.

      Usuń
  35. Dużo mądrzej zrobiłby, gdyby posłuchał i dał jej święty spokój. Dosłownie. Nie dotykał. Nie mówił do niej. Zawiózł w znajome miejsce. Pozwolił zamknąć się w pokoju i tam płakać, byle gdzie, ważne że w samotności. Ale on robił wszystko na odwrót, co powodowało, że jej uspokojenie się trwało dłużej, niż wtedy gdy zostawiłby ją samą sobie. Naprawdę pogarszał tylko sprawę tym ciągłym dotykaniem jej, głaskaniem, przytulaniem.. Czy on nie rozumiał, że dużo lepiej czułaby się, gdyby oddzielił ich ścianą i nie mógł w żaden sposób dotknąć jej nawet najmniejszym palcem? Czy nie rozumiał, że może właśnie to ten dotyk powoduje histerie i ona nie dla żartów próbuje go zadrapać, byleby się uwolnić? Dlatego tak cholernie unikała bliskości, zwłaszcza z facetami, a całowanie.. Może trzy razy próbowała, ale za każdym razem było to nieprzyjemne, nie mogła się wczuć, zamiast warg młodego chłopaka czuła i widziała inne, należące do kogoś, kto nigdy nie powinien wymuszać na niej pocałunków. I przez kogo nie chciała być w żadnym związku ani w luźnej relacji. Nie chciała być z facetem. Nie chciała być dotykana.
    Szkoda, że musiał być dużo silniejszy od niej i że nie poradziła sobie z wyrwaniem się mu. Zresztą, zrezygnowała z tego po jakichś dwudziestu minutach, bo do jej mózgu dotarło, że to nie ma większego sensu. Każdy dotyk palców Dana parzył ją, na każdy jego ruch chciała się poderwać i jeśli by trzeba było to wyskoczyć z jadącego auta, byleby tylko nie być tak blisko. Jej ciało krzyczało o spokój, cała drżała z tych nerwów i tłumionego strachu. Do tej pory udawało jej się unikać takich sytuacji, a teraz zaatakowało ją to tak nagle, że nawet nie wiedziała jak się bronić. I co gorsza - nie umiała. Znowu poczuła się jak ta piętnastolatka, która już nie tylko była dotykana przez ojczyma, ale też.. Była tak samo bezbronna jak wtedy, w swoim pokoju. I mogła jedynie poddać się, czekać aż ten koszmar się skończy. Niby Dan nic jej pewnie nie zrobi, ale.. Mieszały jej się te sytuacje i już sama nie wiedziała co dzieje się teraz, co działo się kiedyś. Co czuje i co powinna zrobić. Przestała jednak się szarpać, Langdon przynajmniej nie zarobił więcej zadrapań po tym wszystkim. Trzęsła się jeszcze przy nim, siedziała cała spięta, obciągając sukienkę, która podwinęła się do góry odsłaniając większy skrawek bladych ud.. I czekała. Nie wiedziała co dalej ani gdzie Dan ją zabiera, dlatego dość się zdziwiła, gdy po niecałej godzinie wyciągnął ją za auta bez słowa.
    - Puść mnie - poprosiła błagalnie, ocierając wierzchem dłoni mokre od łez policzki. O dziwo chłopak zrobił co chciała. Pewnie dlatego, że nie spierała się, gdy jasno jej zasugerował gestem ręki, że ma wejść do środka. Poszła, bo auto i tak zdążyło już odjechać, nie miała czym wrócić do hotelu. Weszła jednak do domu sama, bez ciągnięcia przez Langdona. Dan zapalił światło tylko w holu, ale ona sięgnęła go włącznika gdy tylko znaleźli się w salonie. Nienawidziła ciemności chyba jeszcze bardziej niż dotykania. A gdy tylko chłopak chciał odgarnąć jej trochę rozczochrane włosy z policzka to drgnęła i cofnęła się całkowicie odruchowo.

    OdpowiedzUsuń
  36. [CHCĘ CHCĘ CHCĘ zaprzyjaźnić tego pana z Koffler! błagam, powiedz, że też chcesz! :D]

    OdpowiedzUsuń
  37. Nie chciała rozmawiać, a już na pewno nie chciała się tłumaczyć. Przecież prosiła, żeby jej nie dotykał, nigdy go nie zachęciła do tego pocałunku, do wszystkiego co działo się wtedy. Wiedziała, że to było coś całkowicie normalnego, naturalnego. Faceci robili takie rzeczy, gdy jakąś dziewczyna im się podobała (albo jak w przypadku Daniela: chcieli jakąś zdobyć), ale ona nigdy nie pragnęła takich sytuacji. I wolałaby, żeby Dan nie był świadkiem tego wszystko, bo była pewna, że nie da jej przez to spokoju. W jakiś sposób może właśnie dowie się wszystkiego, ale.. To ona musiałaby mu to powiedzieć. A skoro nawet Mitch, z którym przyjaźniła się odkąd zaczęła chodzić do tej szkoły, nie znał prawdy to raczej mało prawdopodobne, żeby Langdon ją poznał.
    Nie poruszyła się, gdy ją przykrył, ale drgnęła, gdy obserwując go, zauważyła, że chce wyłączyć światło.
    - Zostaw, proszę.. - mruknęła, a on na szczęście skinął głową i zostawił ją tak samą z zapalonym światłem. Tego, że w wieku 19 lat spała z zapalonymi lampkami też raczej by mu nie wyjaśniła. America przywykła do tego, że w pokoju jest jasno nawet gdy jest noc, ale wszyscy inni.. Lockhart często z niedowierzaniem patrzył na jej rachunki za światło, na które ona machała ręką i płaciła mnóstwo kasy, żeby spać w spokoju. A teraz zapłaci za nią trochę Daniel, bo oczywiście światło paliło się całą noc. jakoś o 4 przebudziła się z niespokojnego snu i poszła znaleźć łazienkę na dole, a gdy stanęła przed lustrem.. No tak, rozmazany makijaż, podpis Bettleya.. Gorzej być nie mogło. Zmyła wszystko, łącznie z markerem, który na szczęście szybko zszedł, a potem wróciła na kanapę. Szukać Langdona i go przepraszać nie zamierzała. Zrobiła to dopiero rano, a raczej bliżej południa, bo ponownie obudziła się o 11, bez makijażu, w pogniecionej kiecce, szpilki leżały porzucone na podłodze, a ktoś krzątał się po kuchni. W sumie.. Wolałaby go unikać do końca życia, ale tak się nie dało.
    Podniosła się niechętnie i zabrała kubek z w połowie (w nocy zaschło jej w gardle) wypitą herbatą. Resztkę wylała do zlewu, a gdy spojrzała akurat na ten zadrapany policzek Dana..
    - Przepraszam - mruknęła, mając na myśli nie tylko to zadrapanie, ale też wszystkie inne i w ogóle cały wczorajszy wieczór, który spieprzyła mu histerią. - Nie chcę o tym rozmawiać, ale przepraszam. I na drugi raz jak.. - zawahała się, patrząc w okno. - Jak mówię, żebyś czegoś nie robił to tego nie rób. Lepiej na tym wyjdziemy oboje.

    OdpowiedzUsuń
  38. [myślę, że Jean mogła przez pierwszy miesiąc chodzić na kółko fotograficzne, po czym zrezygnowała, wierząc tylko w sztukę malowaną, ale poznała się z Dannym to i się polubili :D]

    Było całkiem ciepło, na tyle ciepło, by zjeść lunch na zewnątrz. A to w zasadzie żadna nowość w Miami. Jean unikała szkolnej stołówki jak tylko mogła, zmęczona ciągłym obcinaniem jej od góry do dołu kpiącym wzrokiem, prosto spod wymalowanych powiek. Bo Jean była dziwna. Nie miała stanika pod dzianinowym sweterkiem, pod którym wojowniczo sterczały sutki drobnych piersi, miała ciężkie buty mimo słonecznej pogody, a włosy były wiecznie potargane i dziwnie pachnące. To też nic dziwnego, że była obmawiana i przyciągała uwagę. Na dodatek zamknięta w sobie, małomówna, wiecznie pochylona nad tym szkicownikiem. Ale jej to nie przeszkadzało. Im mniej ludzi tym lepiej. Złapała tylko dwie tortille i wypadła ze stołówki rozglądając się po trawniku. I szybko dostrzegła rudą czuprynę, przecież nie tak trudną ją przegapić. Rzuciła na trawnik obok niego swoją ciężką dżinsową torbę i podała mu ciepłe zawiniątko w srebrnej folii z miłym, niewinnym uśmiechem na ustach.
    - Wiem, że jesteś dużym facetem i potrzebujesz dużo siły i mięcha, ale to jest wegetariańskie - wzruszyła ramionami i rozsiadając się na ziemi zaczęła rozpakowywać swoje drugie śniadanie.

    OdpowiedzUsuń
  39. [A niech Oriane rujnuje "kolejny" obiad. Jedynym wymaganiem jest, że zaczynasz i nie piszesz za długo, bo mam lenia. (Często wypala też opcja, że ktoś pisze tak długo, że nokautuje mojego lenia i odpisuję równie obficie, ale oboje kochamy mojego lenia i nie potrzebujemy go nokautować. :>)]

    OdpowiedzUsuń
  40. Postawił ją w niewygodnej sytuacji. Gdyby przejmowała się faktem, że stoi przed Sebastianem Bachem w pogiętej kiecce, bez makijażu i co najmniej dziwnie zachowuje się w stosunku do Langdona to pewnie miałaby ochotę zapaść się pod ziemię. Ale nie zwracała na to uwagi. Poprosiła tylko, żeby poczekał i poszła przebrać się w coś normalnego. Trampki oraz rozciągnięte koszulki nigdy jej nie zawiodły, przynajmniej poczuła się swobodnie i łatwiej było wyjść, pogadać z nim na spokojnie, bez całej tej napiętej otoczki. Spędziła z nim fajne popołudnie, a później na szczęście wróciła już do Palm Springs. Szczerze powiedziawszy to nie obchodziło ją nawet jakie filmiki pojawiły się z sieci z tego czerwonego dywanu ani jakie pokręcone teorie zaczęły tworzyć się w sieci. Jedyną oznaką, że trzymała się tylko na pokaz był fakt, że unikała szkoły. Świadomie i z premedytacją, chociaż wszystkim, którzy się interesowali wciskała kit, że zajęta jest spotkaniami zarządu. I trochę faktycznie była, bo trwały żywe dyskusje o to czy mają stawiać pierwsze hotele w Australii, czy nie. Nie było to jednak tak zajmujące, żeby przez tydzień nie mogła ani razu pojawić się na lekcjach. Nie chciała jednak wracać, bo psychicznie sama musiała sobie poradzić i wmówić, że w LA nic wielkiego się nie stało. Mogła przejść nad tym do porządku dziennego. Mogła i nawet, cholera, musiała, bo Langdona nie dało się długo unikać.
    Sam zresztą jej to uświadomił, wysyłając te wszystkie prezenty. Tulipany były cudowne, od razu wstawiła je do wazonu w salonie, ale cała reszta... Wyglądała jakby czuł się winny i chciał jej to wszystko zrekompensować. A nie musiał. To nie była jego wina, nawet nie pchał się do niej za bardzo z rękoma, po prostu ją pocałował. Gdyby zamiast niej była tam jakaś inna dziewczyna to inaczej by to wyglądało. Nawet jakby jakiejś się nie podobało to odsunęłaby go, powiedziała żeby dał jej spokój i tyle. Nie byłoby takiej histerii, przez którą chciał jej jakoś wynagrodzić ten wieczór. Niby nie powinien, ale.. Oddawać tego wszystkiego nie zamierzała. W końcu obiecał jej dyskografię, a że dodał kilka dodatków to ok. Nie była szalejącą pod sceną fanką jego zespołu, ale lubiła ich muzykę. No i lubiła zapełniać swoją ścianę z dyskografią zespołów nowymi płytami. Jego prezent był zabawny, ale wcale nie miała jeszcze ochoty wracać do szkoły. W ciągu tego swojego wolnego nadrobiła sobie kilka artykułów do gazet, głównie dotyczące gali, przez 2 dni znosiła obecność matki, która oczywiście dostała informacje, gdzie jej córka była, z kim i czym to się skończyło na czerwonym dywanie, ale ogółem odpoczywała. Między innymi poprzez długie spacery, na które chodziła późnymi popołudniami. Zwykle zabierała ze sobą Americę, ale tego wieczoru nie wzięła jej. Włosy miała związane w kucyka, a na podkoszulek założyła nierozpinany, ażurowy sweter, który dawał jej trochę ciepła. Szła powoli, rozmyślając właściwie o wszystkim, a zwłaszcza o Los Angeles. Ciekawe czy kiedykolwiek poradzi sobie z tamtymi wspomnieniami i nie będzie panikować w takich sytuacjach, jak ta z Danielem. Chciałaby, cholernie by chciała, ale za bardzo bała się przełamać i spotkać się z czymś podobnym. Tamta sytuacja z ojczymem była okropna i naprawdę wolałaby więcej tego nie przeżywać. A jeśli z każdym miało być tak samo to.. To co wtedy? Tylko czy ktokolwiek mógłby ją tak obrzydzać i potraktować w taki sposób? Może dwa razy próbowała mieć chłopaka, ale zawsze kończyło się to tym, że chcieli więcej niż mogła im dać. Więc w końcu wybudowała sobie mur i trzymała facetów z dala od siebie. Tylko że nie każdy facet to rozumiał.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie wiedziała kiedy pokonała tak duży kawałek drogi, ale zrobiła to. Zegarek powiedział jej, że szła ponad godzinę i to tylko po to, żeby trafić pod.. Pod dom Bettleya. Była tu kilka razy na imprezie, wiedziała więc że jest jego, a po chwili zawahania wzruszyła ramionami i zaczęła iść po piasku do furtki, prywatnego wejścia na teren posesji. Na szczęście paliły się światła, był w domu, a co więcej miał odsunięte drzwi tarasu. Zapukała więc niepewnie we framugę i weszła do środka.
      - Cześć, Langdon. Wpadłam tylko na chwilę, nie będę Ci przeszkadzać - rzuciła na wstępie, uśmiechając się w swój normalny sposób. Jakby nigdy nic się nie stało. Tak było najłatwiej. - Dzięki za płyty i kwiaty.. Chociaż nie musiałeś. Jeszcze trochę minie zanim będą mnie chcieli wywalić za nieobecności.

      Usuń
  41. Bardzo posłusznie podążała za chłopakiem i bardzo posłusznie wsiadła do samochodu, starając się go słuchać i rozumieć. Niestety ona się starała, ale jej mózgownica już niekoniecznie. Jedyną opcją była... KAWA! No i papierosy. Wszystko waniliowe.
    -Porwana? Spokojnie... jeśli nadal będą mnie porywać jacyś przystojniacy, albo jakieś piękne kobiety, to mogę być numer jeden do porywania. Nie będę dzwonić po żadne kłopoty... no i jeśli mój porywacz będzie mi załatwiał kawę... kawa... to podstawa. Ciasto... może... nie... tak... nie wiem. Kawa. Potem będę myśleć trzeźwo - bo mówiąc szczerze, dziewczyna czuła się trochę jak naćpana, trochę jak pijana. Zawsze wpadała w taki stan, gdy za mało spała i była niewyspana. Czuła się po prostu jak na haju. Wszystko wydawało się tak mało realistyczne...
    -Ale kawa na wynos. Ja się nie dowlokę... chyba że mnie zaniesiesz - tu spojrzała na niego z maślanym uśmiechem. Oczy miała zamknięte, jakby autentycznie spała!
    Do powrotu do życia potrzebowała nikotyny i kofeiny. To dziwne połączenie, bowiem kofeina podwyższała ciśnienie, a nikotyna obniżała, więc... jakim cudem rozbudzało? Powinno chyba się neutralizować, czy jakkolwiek by tego nie nazwać. A tu, takie połączenie pobudzało Kass. A jeśli nie kawa, to napoje energetyzujące. Te piła tylko gdy pracowała naprawdę przez cały dzień ze swoim koniem, Aidanem. Bez napojów nie mogłaby mieć do tego konia tyle cierpliwości i nie mogłaby mieć dla niego zbyt wiele energii. A on, naturalnie tryskał życiową siłą. Szczególnie po takim okresie rozłąki ze swoją właścicielką, jaką był tydzień, bo niestety co tydzień Niemka mogła się pojawiać u swego ulubieńca. Wszystko przez tą... SZKOŁĘ! Niestety, trzeba było chodzić na lekcje... swoje musiała wycierpieć w tym zakładzie karnym odbierającym szanse na NORMALNE życie. Co to znaczy NORMALNE?
    To znaczy bardzo towarzyskie życie, jakie Kass często prowadziła nocami. Przepełnione imprezami, adrenaliną, alkoholem, nikotyną, czasem nawet i nielegalnymi rzeczami, jak choćby wyścigi. Adrenalina... im jej więcej, tym lepiej!
    Ale najpierw kawa.

    OdpowiedzUsuń
  42. Właściwie odetchnęła cicho z ulgą, gdy siadała przy wyspie. Daniel nie wyglądał jakby miał jej za złe tamten wieczór albo chciał go w jakiś sposób wspominać. Nie oczekiwał wyjaśnień, po tym co stało się w La, a tego właśnie najbardziej bała się, gdy już siedziała w swoim domu i próbowała zmusić się do pierwszego spotkania z Langdonem. W końcu i tak wszystko wyszło spontanicznie, może to i lepiej. Podświadomie chciała tu przyjść, wiec proszę bardzo, była, dostała szklankę ulubionego soku, mogła pokręcić głową z rozbawieniem, gdy tak wyrzucał z siebie słowa z prędkością światła. Miał bogaty asortyment, pewnie jakby powiedziała, że chce jakiś wyszukany alkohol to znalazłby go w tych wszystkich szafkach.
    No ale była jedna rzecz, której najmniej spodziewała się w domu Daniela. A właściwie to osoba. Jego siostra. Takie biegające, chude, naprawdę ładne i podobne do brata dziecko, które od razu było widać, że jest ulubienicą Dana. Chciał ją spacyfikować po cichu? To było chyba niemożliwe skoro robił wszystko, co tylko mała chciała. Ale Savannah szybko przestała mu się dziwić.
    - Nie, nie chcę - odpowiedziała małej z rozbawieniem, ale ta popatrzyła na nią tymi zielonymi oczami tak błagalnie, tak szczerze, tak.. po dziecięcemu, że nie dało się jej odmówić! - Albo może zjem. I tak pewnie zrobiłabym się głodna jakbyś jadła.. - burknęła w końcu z westchnieniem, bo z dziećmi to tak zawsze było. Niczego nie dało się im odmówić. A Layla zachowywała się tak normalnie, jak zwyczajna dziewczynka.. Aż dziwne, że nie chciała tego miśka. Liddell chyba nigdy tego nie zrozumie.
    - Ale jak Twój brat zrobi mi tosty to nie wyjdę stąd za szybko i nie zrobi tego, co Ci obiecał. Chyba gorzej na tym wyjdziesz, mała - zauważyła, ostrzegając tak naprawdę dziewczynkę, żeby później nie było, że nie wiedziała w co się pakuje. A Savannah naprawdę nie planowała długo zostać, gdy mała przybiegła to już w ogóle chciała od razu wyjść, ale uziemiły ją zielone, dziecięce oczy, uśmiechy, które dziewczynka posyłała do brata i jej machanie nogami w powietrzu, gdy wzdychała ciężko, jakby nie chciała dłużej słuchać pokrętnych tłumaczeń Savannah, co oczywiście blondynkę wprawiało w śmiech.

    OdpowiedzUsuń
  43. Savannah była w szoku.
    Tak pokrótce można było określić jej stan, gdy przez kuchnie przeszło słowne tornado.
    Wiedziała, że Layla to dosyć specyficzne dziecko, ale nie sądziła, że jest AŻ TAK podobna do brata. To samo świdrujące spojrzenie, ten sam beztroski uśmiech, gdy zrobiła coś nie tak i ta sama bezpośredniość przez którą Liddell najchętniej stanęłaby na nogi i uciekła gdzie pieprz rośnie, byleby tylko dziewczynka nie rzuciła kolejnym pytaniem. Ale jej gadatliwość była czasem przydatna. Misiek. Prezent. Te cholerne urodziny. Czyli jej się podobał...? No jasne, jak niby miałby się nie podobać skoro był wielki, miły i nawet Savannah miała problem z objęciem go, a co dopiero Layla? Savannah gapiła się najpierw na małą, ale zanim zdążyła o cokolwiek dopytać to ta uciekła, a Dan.. Dan sam się tłumaczył, na swoje szczęście. I chociaż wcale nie była aż tak bardzo zła to i tak wzięła jabłko, które Layla turlała po blacie i rzuciła nim w Langdona.
    - Lepiej szykuj mi jakąś zajebistą dyskografie na odpokutowanie. Ma być dwa razy lepsze od tego, co przysłałeś dzisiaj - stwierdziła, chociaż była jedynie zrezygnowana. Pokręciła głową, naciągając bardziej na dłonie ażurowy sweterek, który wisiał na niej, bo był o dwa rozmiary za duży. wcisnęła palce w dziury, skubiąc paznokciami materiał. - Nie będę histeryzować, nie musisz panikować. To było nie fair i kiedyś się za to odpłacisz jakimś oficjalnym przyjęciem, na których jest nudno jak cholera i co pięć minut będziesz marudził, że chcesz stamtąd iść. Jak ja zawsze. No ale to kiedyś - stwierdziła zadowolona, bo ta perspektywa nawet jej się podobała, a on był jej to winien. Pocierpi trochę po tym na co ją naraził. Gdyby nie to LA.. Nie byłoby tego wszystkiego. Chociaż z drugiej strony.. Czy było tak tragicznie teraz? Nie. Siedziała, gadała z nim, a nawet napiła się herbaty i zjadła tego tosta, którego dla niej zrobił.
    - I Twoja siostra pokrzyżowała mi plany. Miałam Ci powiedzieć, że masz mi oddać miśka skoro ona go nie chce. - Savannah była spokojna, nie wydała się zbyt skrępowana tym, że siedzi sobie w kuchni Longdona i jak gdyby nigdy nic rozmawia z nim sam na sam. Okej, na górze była Layla, ale.. Co ona mogła ewentualnie zrobić? Zupełnie nic. Danny jednak nie był typem faceta, którego powinna się obawiać. A przynajmniej to sobie wmawiała przez ostatnie dni. Starała się go znowu podpiąć pod grupę ludzi typu Mitch, których akceptowała i z którymi była w stanie przebywać bez większego stresu. Chyba nie szło jej tak najgorzej. Z tym, że ściemniało się dość szybko, a ona wolała nie wracać plażą, gdy już będzie po zachodzie słońca. - Hm.. Mogę skorzystać z telefonu? Zamówię sobie taksówkę, bo nie będę szła godzinę w drugą stronę.

    OdpowiedzUsuń
  44. Gdy jechali nie mówiła nic, bo nie chciało jej się spierać o głupoty, dalej roztrząsać tego ich niefortunnego wyjazdu. Nie musiał jej przepraszać, bo tak naprawdę to nie on nawalił, a ona. I nie chciało jej się też wierzyć, że ta groźba urodzin jest prawdziwa. Danny lubił żartować sobie z takich rzeczy, więc nawet nie zwróciła na to większej uwagi. Pogapi się na miśka Layli i jej wystarczy.
    Przez kilka kolejnych dni nie widziała się z nim, mimo że wróciła już do szkoły. Tym razem to on ją opuszczał, a Savannah nawet nie dziwiło to. Stawiała, że mała siedziała u niego, a on musiał się nią zajmować, bo przecież nie mógł jej zamknąć na cały dzień w domu. Była za mała. I tak nie powinni jej nawet wtedy tak zostawiać, bo co jakby był pożar? Dziewczynka byłaby uwięziona.. Odpowiedzialni to chyba oboje nie byli.
    Czas spędzała głównie z Mitchem, któremu o dziwo udało się wyciągnąć od niej informacje dlaczego tak unikała Dana, jej wersje wydarzeń. Oczywiście tego nie skomentował, chociaż już tyle razy chciał zapytać czy ktoś jej kiedyś coś zrobił.. Ba, właściwie wystarczyło po prostu zapytać "kto to był", bo coś ewidentnie było na rzeczy. Bez powodu nie sypiała przy zapalonym świetle, nie drżała przy każdym dotyku i nie odsuwała się, gdy ktoś chciał ją przytulić. Ale tylko Lockhart mógł się tego domyślać, bo znał ją już tyle czasu, przyjaźniła się z nim jeszcze zanim był z Olivią i potrafił nawet powiedzieć kiedy mniej więcej tak się zmieniła. Inni, między innymi Dan, znali ją już w tej "nowej" wersji, ale Mitch pamiętał jeszcze jaka była kiedyś, gdy miała te 15 lat. Nikomu jednak nie mówił o tym, czego się domyślał. Nigdy zresztą tego nie potwierdził, więc nie było o czym mówić. Savannah musiała sama do tego dojrzeć.
    Ale w tym problem, że nie była w stanie. Wolała izolować się od świata niż z nim integrować. Dlatego w piątkowe popołudnie zamiast szykować się na imprezę to siedziała w luźnej koszulce i krótkich spodenkach na plaży. A raczej siedziała przez jakiś czas, bo w końcu położyła się, a America leżąca obok niej zaczęła robić jej za przytulankę. Czas mijał szybko, za szybko jak dla Liddell, której oczy same zaczęły się zamykać, gdy oglądała początki zachodu słońca. Może i by przysnęła, ale pies jej w tym przeszkodził, bo America poderwała się nagle z miejsca i radośnie szczekając zaczęła biec w sobie znanym kierunku, obsypując przy okazji twarz Savannah piachem. Wcześniej przeszła z psem kawałek, była trochę oddalona od domu, ale mniej więcej była to połowa dystansu dzielącego jej dom od domu Dana, którego zauważyła, mrużąc zaspane oczy. Chciała się tylko upewnić czy pies nie biegnie przeszkadzać obcym, ale gdy zobaczyła że nie.. Zamknęła z powrotem oczy i zasłaniająca dłonią usta, ziewnęła.

    OdpowiedzUsuń
  45. [Nie będę bez sensu przedłużać. Propozycje powiązań:
    -Nie znają się się w szkole, tzn. udają że się nie znają, natomiast "na mieście" grają. Raz ona udaje jego wielka fankę, to on znów udaje nieśmiałka-prawiczka. I tak grają na różne sposoby, czasami ową grę przenosząc gdzieś do miejsca, gdzie aktualnie jest w trasie.
    -Poznali się na jakimś after party po jednym z jego pierwszych koncertów, i jako, że Jani jest osobą całkowicie wolną jeśli idzie o spędzanie czasu, to mogli upojnie spędzić cały tydzień. A tu bum! Świat taki mały, spotykają się w PS.
    -Nie znają się wcale.
    I chyba na tym moja kreatywność dzisiejszego dnia się kończy :/ Jak masz jakiś inny pomysł to śmiało pisz :D ]

    Janiceve

    OdpowiedzUsuń
  46. Z pewnością, gdyby była trzeźwo-myśląca (co bardzo rzadko się zdarzało, wszak była wariatką), pewnie nigdy by się na takie noszenie nie zgodziła. Ale cóż... że jej mózg obrał obroty godne porównania do naprawdę wolnego żółwia, to musiała się z tym pogodzić.
    Nic sobie z bliskości nie robiła. Gdy tylko dotknęła stopami ziemi, podniosła na niego zaspane spojrzenie czekoladowych tęczówek.
    -Bardzo - rzuciła jakby naprawdę była pijana. U niej te dwa stany ciężko czasem było odróżnić i kiedy budziła się rano (chociaż prędzej była budzona przez swego brata) naprawdę można było się pomylić i powiedzieć, że się nieźle upiła i alkohol z niej jeszcze nie zszedł, albo że wcześnie zaczynała pić. Różnych rzeczy dowiedziała się o sobie będąc w tej szkole.
    -Daj mi waniliową kawę... a potem wyciągnij z kieszeni moich spodni waniliowego papierosa... - poinstruowała go cicho, opierając głowę o ramię chłopaka. Wyraźnie chciała praktykować spanie na stojąco. Jakby nie patrzeć, zastanawiała się nad opatentowaniem tego wymysłu. Przedstawiwszy jednak bratu swój pomysł, została... wyśmiana.
    W każdym razie do prawidłowego funkcjonowania potrzebowała tych dwóch rzeczy o smaku wanilii i jeśli Danny chciał z nią jakkolwiek rozmawiać, musiał się zastosować do instrukcji.

    OdpowiedzUsuń
  47. Jeśli naprawdę każda prośba w wykonaniu Layly była rozkazem dla Dana to chyba przez jej wielkiego psa Langdon wkrótce będzie miał niezły zwierzyniec w domu. Bo dwa psy to przecież za mało dla sześcioletniej dziewczynki. Jak się jest dzieckiem, chce się mieć wszystko. Nie każdy co prawda posiada brata, który zrobiłby największą głupotę dla siostry, ale każda dziewczynka na pewno o takim bracie marzy. Mała Langdon mogła tylko się cieszyć, że urodziła się w takiej, a nie innej rodzinie.
    - Danny... Jest 7 popołudniu, słońce zachodzi i ledwie grzeje - odburknęła trochę niemrawo. Zasłoniła się ręką, gdy chciał zrobić jej kolejne zdjęcie, więc nie wyszło mu już nic równie kreatywnego jak ta pierwsza fotka. Przy odrobinie szczęścia może zaraz da jej aparat i będzie mogła usunąć to zdjęcie. Ale, że szczęście nigdy nie trzymało się jej zbyt kurczowo to raczej wątpiła, żeby faktycznie to zrobił. - Ym... - wyciągnęła telefon z kieszeni krótkich spodenek, żeby zerknąć na godzinę. - Jakieś półtorej godziny? Wcześniej trochę chodziłam z Americą. - Wzruszyła przy tym ramionami, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie. Dla niej była, cholernie często przesiadywała na plaży i jeszcze nigdy jej się ona nie znudziła. Zresztą, miała nadzieję spotkać się z Mitchem, ale ten chyba wybrał dzisiaj zamiast joggingu ściankę.
    O dziwo nie zareagowała w żaden sposób na to, że dźgnął ją w brzuch. Albo była już za bardzo rozespana, albo miała to gdzieś i nie było to tak nieprzyjemne, jak sama próbowała sobie to wmawiać.
    Amercia akurat przypadkowo wbiegła pod nogi dziewczynki, która upadła i zaraz została zaatakowana przez alaskana. Śmiała się głośno, gdy pies lizał ją po twarzy, a Savannah już zamierzała krzyknąć, ale pies sam odbiegł do Shadow, żeby się z nią bawić.
    - Layla długo u Ciebie zostaje? Bo teraz to chyba nie mnie grozi wywalenie ze szkoły - zauważyła, nie podnosząc się nawet, żeby rozmawiać z nim jakoś po ludzku. Przesypywała za to między palcami piasek i obserwowała profil Bettleya.

    OdpowiedzUsuń
  48. No tak, zasnęła. Co w tym było takiego dziwnego? Gdyby się tu nie napatoczył to America w końcu by ją obudziła, a dodatkowo na pewno nie pozwoliłaby jej zrobić krzywdy, wiec byłaby tak samo bezpieczna jak przy Dannym. Ale pies poczuł luzy, bo znał Langdona, nic dziwnego, że uznał zabawę za rzecz fajniejszą niż pilnowanie swojej właścicielki i budzenie jej za pomocą lizania po twarzy, gdy już naprawdę odpłynęła.
    Zasnęła dość mocno, ale mimo to była dziwnie świadoma tego, że ktoś uniósł ją i że porusza się z nią gdzieś. Nie była w stanie otworzyć oczu, ale też nie czuła potrzeby tego robić. Nie była na tyle świadoma, żeby bać się czy żeby dotyk ciepłych,męskich dłoni pod kolanami i na plecach jej przeszkadzał. Nie słyszała też pytań Layli, która szła przed Dannym, gdy ten ją niósł, nie wiedziała też kiedy znaleźli się w jego domu. To było całkowicie poza jej świadomością. Gdy już ją położył to po prostu przekręciła się na drugi bok i wtuliła w poduszkę jakby to było najnormalniejszą czynnością na świecie. Na szczęście była cudownie nieświadoma, że to nie jej łóżko, nie musiała panikować jakby działo się coś cholernie złego. America oczywiście została z nią w pokoju, z przyzwyczajenia. Chyba nawet z pewną ulgą położyła się w ciemnym pokoju na dywanie, bo na łózko nigdy nie wchodziła dopóki Savannah jej na to nie pozwoliła. Oczywiście tak było w przypadku obcych łóżek. Na to w jej sypialni alaskan potrafił w każdej chwili wskoczyć. Z tym, że w domu nawet w noc było cholernie jasno, pies nie miał zbyt dobrych warunków do spania, a Savannah... Nie budziła się w egipskich ciemnościach. Naprawdę długą chwilę zajęło jej, że już nie śpi, ma otwarte oczy, a dookoła panuje mrok, którego tak bardzo nienawidziła. Głos uwiązł jej w gardle, gdy w szoku usiadła, szukając wzrokiem jakiś kształtów w pokoju, czegoś co przypominałoby jej tamtą noc.Niby nic nie było, ale i tak z całych sił zaciskała dłonie na kocu. Z trudem przełykała ślinę, gdy w końcu odważyła się zejść z łóżka. America od razu poderwała głowę, co Savannah trochę uspokoiło. Okej, jej pies tu był, więc nie mogło stać się nic złego i nic się nie stanie jak wyjdzie.. Prawda?
    Na korytarzu też było ciemno, ale nikłe światło z dołu domu oświetlało schody, do których w końcu, z mocno bijącym sercem dotarła. Była histeryczką. I to tak cholerną, że sama siebie nienawidziła, ale nie mogła nic poradzić na to, że boi się cholernej ciemności! Pies szedł przy jej boku, jakby dodawał jej otuchy, raz po raz zresztą America szturchała ją nosem w dłoń, jakby zapewniała, że nic jej nie grozi. Ale Liddell uwierzyła w to dopiero, gdy trafiła do kuchni. Znajomej kuchni. Ze znajomą, trochę zdziwioną jej widokiem osobą. Odetchnęła cicho z ulgą, podchodząc bliżej niego. To był odruch, impuls spowodowany tym ciągłym strachem. Ciemność.. Nigdy jej nie lubiła. Unikała jej. A gdy już się zdarzała.. Jej bariery wtedy się łamały. Gdy było jasno to nie chciała być dotykana, ale gdy tylko miała kontakt z ciemnością.. Potrzebowała bliskości kogoś, komu mogła ufać. A Dan nawet w LA, po jej histerii pokazał, że jemu może.
    I dlatego przytuliła się do niego, obejmując go jedną ręką w passie, a drugą zaciskając na koszulce, mnie więcej na wysokości żeber chłopaka.
    - Jak dobrze, że to Ty... - wyszeptała cicho, trzymając policzek przyciśnięty do jego koszulki, w której albo spał, albo nie zdążył jej jeszcze zdjąć. - Nie zostawiaj mnie więcej bez światła - poprosiła błagalnie, chociaż nie zamierzała płakać. Czuła ulgę, że była z nim w domu, a nie gdzieś zupełnie indziej i.. z kim innym.

    OdpowiedzUsuń
  49. [Wybrałam sobie tego tu pana :D Jako iż on też muzykuje będzie łatwiej coś wymyślić xD Np mogą się znać z wytwórni czy coś ;D Zostawiam Ci wielkie pole do popisu :D]

    OdpowiedzUsuń
  50. Nie było w niej tej histerii z LA, bo było na to za wcześnie. Dopiero co przełamała jeden lęk, a i tak ciągle czuła się niepewnie, gdy przypominała sobie ten ciemny pokój, w którym się obudziła. Już teraz była pewna, że za nic nie będzie chciała wrócić do tamtej sypialni i wybierze kanapę w salonie, która na pewno nie jest tak wygodna jak łóżko, ale z całą pewnością będzie się na niej lepiej czuć. Nie zasnęłaby na tam znowu, nawet jeśli zamontowałby stadionowe reflektory w tamtym pokoju.Dlatego tuliła się tak do Dana, ignorując fakt, że jest on facetem i że w każdej chwili może chcieć zrobić to, co właściwie prawie zrobił. Przez krótką chwilę czuła na wargach jego ciepły oddech, wdychała powietrze, które on wydychał i.. Nie robiła nic żeby go powstrzymać. Może nie zrobiłaby też nic, gdyby ją pocałował. Może. Była też druga ewentualność, że walnęłaby go porządnie i zażądała odwiezienia do domu. albo zaczęła płakać, ale pozwalała mu się całować. Albo nie odezwałaby się do niego już nigdy. Ale najbardziej prawdopodobne było, że nie zrobiłaby nic i dała się pocałować, bo była zbyt otępiała, żeby bronić się przed tym. I trochę też zbyt nieświadoma. Przecież przytulała się do niego, prawda? Już samo to świadczyło, że dzieje się coś dziwnego, a skoro tak.. Inne rzeczy też mogły potoczyć się inaczej niż na parkingu w Los Angeles.
    Mimowolnie przygryzła odrobinę dolną wargę, uciekając spojrzeniem. Nie puściła go, ale też nie przybliżyła się, gdy trochę rozdzielił ich ciała.
    - Niee.. Nic co byś zrozumiał. Po prostu strasznie nie lubię ciemności - wyjaśniła mało logicznie, bo.. No bo miała 19 lat, a zachowywała się jakby była młodsza od Layli, która pewnie wcale nie potrzebowała pozapalanych lampek i mogła, a nawet musiała jak normalny człowiek spać przy zgaszonym świetle.
    Zerknęła na Dana, który wpatrywał się w nią niezbyt zrozumiale. Czyli jednak trzeba było powiedzieć coś więcej.
    - Zawsze śpię przy zapalonych lampkach. Zawsze. Nie ma znaczenia czy to nowe miejsce. I nie, nie pytaj jakie rachunki za prąd płacę, bo są gigantyczne - Wzruszyła ramionami i w końcu dotarło do niej, że nie powinna, że jego skóra nawet przez koszulkę emanuje ciepłem i.. Zabrała powoli dłonie. Dan ciągle ją obejmował, nie wykręciła się i od tego, ale ona jego już nie. - Przepraszam za to.. Jak tu wpadłam i się rzuciłam na ciebie. Właściwie czemu jesteśmy z Americą u Ciebie? - zapytała, bo ostatnie co pamiętała to jak Dan robił jej zdjęcie na plaży, jak Layla bawiła się z psami i... Cholera jasna. - Przeniosłeś mnie taki kawał drogi? - Była trochę zaskoczona. Nie widać było jednak strachu. Okej, niósł ją, dotykał, ale nie była tego świadoma, a teraz stała i wcześniej się do niego przytulała.. Można było uznać, że na ten wieczór/noc i tak przekroczyła już tę barierę i dopiero od jutra będzie wzdrygać się, gdy spróbuje ją objąć. Dzisiaj to już nie miało sensu, nie było to zresztą aż tak bardzo.. Straszne. Była jednak zaskoczona, że niósł ją tyle, bo.. No litości, nie ważyła kilograma, żeby ją sobie przenosić z jednego miejsca w drugie.

    OdpowiedzUsuń
  51. Trzeba bylo przyznac, ze Kassidy byla chlopakowi wdzieczna. Za wszystko. Chwilowo jednak sama nie zdawala sobie z tego sprawy, gdyz jej mozg osiagnal apogeum zmeczenia i jedyne co bylaby w stanie powiedziec to "kawa" w sposob, w jaki mowily to zombiaki z roznych filmow o tej tematyce.
    Usmiechnela sie jednak z wyrazna wdziecznoscia. A moze jednak bylaby w stanie powiedziec cokolwiek? Ale najpierw... papieros. Rozejrzala sie i spostrzegawczym okiem dojrzala napis "sala dla palacych", co bylo dla Niemki istnym wybawieniem.
    Wyciagnela wiec z torby Djarumy waniliowe i od razu jednego zapalila. Juz po pierwszym zaciagnieciu sie papierosem ze slodkim ustnikiem, byla w stanie mniej wiecej kojarzyc rzeczywistosc. Wykonala zatem szybka retrospekcje odnosnie tego, co tez Danny powiedzial (a trzeba bylo przyznac, ze dziewczyna miala bardzo dobra pamiec) i w koncu powiedziala:
    - Po pierwsze... uwielbiam wszystko co waniliowe... no dobra, zdarzaja sie takie rzeczy ktore w ogole jak waniliowe nie smakuja, to te wyrzucamy ze spisu i klasyfikujemy jako podroby. Po drugie... dziekuje.
    Usmiechnela sie do niego przeuroczo, otrzepujac popiol do popielniczki na stoliku. O dziwo Kass zdawala sie byc calkiem normalna i nie az tak bardzo zmeczona. Czula sie jednak zupelnie odwrotnie.

    [Wybacz brak polskich znakow. Pisanie na telefonie niestety swoje wady ma -.-"]

    Kassidy Darkness

    OdpowiedzUsuń
  52. Przeholowała. Do takiego wniosku doszła, gdy rano obudziła się w swoim pokoju, w znajomym łóżku z Americą grzejącą jej plecy i zapalonym światłem. Było podwójnie jasno, bo przez okna przebijały się już promienie słoneczne, więc z cichym westchnieniem Savannah przycisnęła odpowiedni guzik, który zgasił wszystkie żarówki w pomieszczeniu. Później przez dobrą godzinę leżała, gapiąc się w sufit i zastanawiając się, co też Dan znowu pomyślał o niej. Najpierw mało go nie pobiła, gdy próbował jej dotknąć (tych kilka zadrapań chyba się nie liczy), a później sama do niego przylgnęła, jakby był jakąś cholerną przytulanką i zmusiła go, żeby uspokoił ją za pomocą bliskości. Była stuknięta, od dawna to wiedziała, ale teraz właściwie tylko to potwierdziła i tak akurat przed Danielem. Fakt, że to był Langdon był dla niej dziwnie istotny. Nie chciała, żeby myślał, że ze swoimi fobiami nadaje się tylko do wariatkowa. Na każdą z tych sytuacji Savannah miała odpowiedź, historię, która się za tym kryła, ale.. Nie mogła mu o tym powiedzieć. Wątpiła, żeby cokolwiek z tego zrozumiał, a zawsze była też obawa, że komuś się wygada. Chciała tego uniknąć. Dlatego milczała przed każdym, dlatego żyła w swojej skorupie, dlatego się odcinała . Tylko, że sprawa Dana zrobiła się dziwnie.. Skomplikowana. Za dobrze czuła się, gdy obejmował ją przez te dziesięć minut w kuchni. Po raz pierwszy od dawna - odkąd chyba miała 12 lat i ojciec traktował ją jak małą księżniczkę - poczuła się bezpiecznie. Tak jakby ten gwałt nie miał miejsca, jakby Dan na chwilę to od niej odsunął. I Savannah naprawdę nie wiedziała co o tym sądzić, bo nawet przy Mitchu (a znała go znacznie dłużej i byli w bliższych kontaktach) nie czuła się tak spokojnie. Nie ufała mu aż tak, gdy przez chwilę ją tulił. A Dan.. Naprawdę przez kilka kolejnych dni łapała się na tym, że chciałaby do tego wrócić i nie pozwolić mu odsunąć się, gdy chciał ją pocałować. Nie bała się go, nie wtedy.
    Nie zmieniało to jednak faktu, że przez kilka kolejnych dni unikali się albo raczej mijali się, nie mogli na siebie wpaść. Dlatego trochę ucieszył ją jego telefon. Niecodziennie jej komórka pokazywała, że dzwoni do niej Langdon i to na dodatek z dość nietypową prośbą.
    - Heej, nie nazywaj mnie tak, bo już nigdzie nie wyjdę. Przynajmniej nie będziesz mógł mi docinać wtedy - stwierdziła ze śmiechem; była w dobrym humorze, właśnie zdążyła zaparkować samochód na swoim podjeździe i wyciągnąć z bagażnika kilka siatek z ciuchami. - Mam ochotę, ale musicie mi dać chwilę, bo dopiero co wchodzę do domu. Za jakieś pół godziny w pobliżu waszego domu? - zapytała, a gdy Dan potwierdził to rozłączyła się. W kwadrans była gotowa. Pod szortami i luźną bluzką miała strój kąpielowy, założyła okulary przeciwsłoneczne i z ręcznikiem oraz kilkoma innymi przydatnymi rzeczami wpakowanymi do torby wyszła z domu. Americę zostawiła na podwórku, a sama udała się do tamtej dwójki, którą dość szybko znalazła. Lyla w stroju kąpielowym akurat była tyłem do niej, przedrzeźniała się i uciekała bratu, a Liddell jej to utrudniła, bo ze śmiechem złapała dziewczynkę pod pachami i piszczącą uniosła do góry. Co z tego, że była mokra od wody? Chwilę ją tak to unosiła, to opuszczała, jednocześnie łaskocząc, aż w końcu Layla stanęła na nogach i wyszczerzyła się do niej swoimi mleczakami. Savannah z lekkim uśmiechem przyjęła fakt, że mała złapała ją za rękę i we dwie podeszły do Dana, który zdążył się już położyć.
    - Uważaj, żebyś się nie spalił - wytknęła mu tak samo, jak on jej ostatnim razem, gdy widzieli się na plaży. Mała odbiegła kawałek po zabawki, a Savannah w tym czasie ściągnęła trochę wilgotną przez dziewczynkę koszulkę. W ślad za nią poszły też szorty, a Liddell została w stroju kąpielowym w kolorze cappuccino.

    OdpowiedzUsuń
  53. [Z góry przepraszam za jakość :)]

    Nienawidził historii. Ze wszystkich możliwych przedmiotów to właśnie ten był dla niego najbardziej przeklęty. Głównym tego powodem jest jędzowata nauczycielka, która uwzięła się na niego, zresztą nie tylko. Każda lekcja była dla niego męczarnią. Już nawet na większość z nich ostatnio starał się nie przychodzić, bo ciągle był brany do odpowiedzi za co oczywiście dostawał same niedostateczne, bo podobno nic nie wiedział. Mógł nie wiadomo jak długo nawijać na temat i to na dodatek dobrze, a jej i tak czegoś by brakowało. Po co ona zadaje w ogóle sobie tyle trudu, żeby brać go do odpowiedzi skoro i tak wszyscy wiedzą co dostanie. Po drugie sprawdziany i wszystkie kartkówki też były niepozaliczane, bo zawsze robiła je wtedy, gdy go nie było. Oczywiście nie pozwalała mu pisać w innym terminie, bo rzekomo jest przeciek ze sprawdzianami i czasami napisałby na piątkę. Adam się zastanawiał czy czasami ona nie zazdrości mu tego, że robi to co chce. A może kiedyś przespała się z jakimś muzykiem, który był trochę do niego podobny i na drugi dzień on od niej uciekł? Wcale by się nie zdziwił. Tym bardziej, że tej jędzowatej baby to nawet kijem nikt nie chciałby dotknąć. Mniejsza z tym. Tak czy siak nie powinna się wyżywać na swoich teraźniejszych uczniach, tym bardziej, że w większości w miarę się starają o pozytywne oceny, chociaż ona sprawdzi tysiąc razy test, żeby się upewnić czy nie znajdzie jeszcze jakiegoś błędu, aby obniżyć oceny. Cała klasa przez nią cierpi, bo dostaje opinię tej najgorszej.
    - Panie Thompson to dopiero połowa roku, ale i tak wiem, że zobaczymy się na egzaminie poprawkowym – usłyszał z ust znienawidzonej nauczycielki.
    Miarka się przebrała. Adam na ogół jest raczej spokojny (nie licząc koncertów i imprez), ale tym razem wręcz płonął. Gdyby wzrok mógł zabijać, ona już na pewno smażyłaby się w piekle. Miał ochotę podejść do niej i wykrzyczeć jej coś prosto w twarz, ale w ostateczności się trochę opanował. Do końca lekcji kombinował nad tym jak urządzić jej piekło na ziemi. Na pewno będzie potrzebny mu ktoś do pomocy i bez problemu doszedł do tego, kto by się na pewno zgodził. Czekał aż lekcja się skończony i od razu wyparował z klasy. Przy drzwiach stał po to, aby dorwać Daniela. Gdy tylko zobaczył, że zbliża się do wyjścia doskoczył do niego.
    - Co Ty na to, żeby urządzić tej suce jakąś nieprzyjemną niespodziankę? – chłopak pewnie będzie zaskoczony tym, że usłyszał coś takiego z ust tego Adama Thompsona, który przecież zawsze jest miły i sympatyczny.
    Czasami nawet tacy jak on tego wszystkiego nie wytrzymują. Tym bardziej, że był to jego ostatni rok w tej szkole i nie chciałby go zawalić przez jakąś nudną historię.


    Adaś

    OdpowiedzUsuń
  54. Dobrze zrobił, dzwoniąc do niej, proponując to spotkanie, bo świetnie się bawiła. Zarówno z gadatliwą Laylą, jak i z Dannym, gdy ten już przyszedł do nich do wody i męczył je dwie. Nie przeszkadzało jej, że ją dotykał, że drażnił się bez przerwy - to była zabawa, rozluźniła się na tyle, żeby nie myśleć o niczym innym jak beztroskie popołudnie w towarzystwie znajomych. Co z tego, że jedna z tych "znajomych" miała tylko 6 lat? To w niczym Savannah nie przeszkadzało, bo Layla była świetnym dzieciakiem, a patrząc na to jak jej brat się nią zajmuje to Liddell mogła tylko pozazdrościć małej, że sama nie miała nigdy nikogo, kto dbałby tak o nią. No, oprócz ojca, ale ten zostawił ją w wieku 12 lat, sprawiając że jej świat wywrócił się do góry nogami.
    Poszła z nimi do domu nie dlatego, że zrobili błagalne oczy. Chciała iść i spędzić z nimi trochę więcej czasu, zwłaszcza że mała Scarlet zdradziła się z tym, że niedługo wraca do Nowego Jorku i będzie tęsknić za nią. Jak sześciolatka mogła się tak do niej przywiązać po raptem kilku spotkaniach? To było dziwne, ale.. Layla była przecież tylko dzieckiem. Ufała i lubiła każdego. Nic więc dziwnego, że polubiła też ją. A Danny słusznie przewidział, że może nie mieć czego założyć po wyjściu spod prysznica. Jej torba pewnie zmieściłaby jakąś koszulkę, ale Savannah nie przewidziała że pobrudzi tą, w której przyszła. Dlatego owszem, miała zapasową bieliznę, szorty nadal nadawały się do użytku, ale i tak były zbędne, bo koszulka Dana sięgała jej do połowy ud, więc i tak wyglądała jakby miała pod spodem tylko majtki. W ogóle wyglądała w tej bluzce.. Zabawnie. Wisiała na niej, gdy Savannah wyszła w końcu z łazienki z ciągle lekko wilgotnymi i poskręcanymi końcówkami włosów, które zmoczyła pod prysznicem. Udała, że nie widzi tego uśmiechu Dana, gdy zerknął na niej i podobnie udała, że nie zawstydziła się trochę pod tym spojrzeniem. Na szczęście Daniel wyszedł, nie mógł zauważyć jej skrępowania, a gdy wrócił to Savannah śmiała się z Laylą, więc i tak była już wyluzowana. Do czasu... Zachowanie małej może nie było normalne, ale dla Savannah dosyć zrozumiałe. Liddell nie trzęsła się aż tak bardzo na dźwięk grzmotów, ale nie oznaczało to, że nie boi się burzy. Też jej nie lubiła, gdy była mała to zachowywała się pewnie jak Layla, ale teraz miała inne, większe fobie, wiec ta została trochę zduszona. Ale tylko trochę.
    Szkoda jej było małej, gdy tak patrzyła na nią wtuloną w Daniela, trzymającą mocno zamknięte powieki i drżącą przy każdym kolejnym grzmocie. Sama przygryzła wargę,zastanawiając się co sama by zrobiła, gdyby była teraz sama z Americą (swoją drogą miała nadzieję, że pies zdążył schować się w domu, przez odsunięte lekko drzwi tarasu, które zostawiła na wszelki wypadek. W tym miejscu był daszek, więc deszcz i tak nie powinien dostać się do mieszkania)..
    - Wiesz co, Layla.. - zaczęła, podnosząc się z kanapy. Dziewczynka otworzyła na chwilę oczy, więc Savannah uśmiechnęła się uspokajająco i podeszła do telewizora. Włączyła go, zgarniając także pilota, a potem usiadła obok Daniela, dość blisko, bo sama też dziwnie potrzebowała być jak najbliżej niego. - Też zawsze bałam się burzy, ciągle się boję, ale już mniej. A wszystko dlatego, że jak zaczynała się burza to zawsze tata zabierał mnie do swojej sypialni na seans filmowy. Oglądaliśmy wszystkie bajki Disneya jakie tylko chciałam i po jakimś czasie przyzwyczaiłam się, że jak jest burza to zamiast chować się pod kocem można pooglądać Arielkę czy Kopciuszka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wtedy nie wydają się te grzmoty takie straszne. I ciągle oglądam to wszystko jak zaczyna tak lać, więc.. Chyba będziesz dzisiaj skazana na oglądanie ze mną. - Poszukała na telewizorze jakichś filmów, a gdy trafiła na Królewnę Śnieżkę to od razu ją puściła. Layla początkowo chyba nie była zbyt optymistycznie do tego nastawiona, ale później.. Savannah zauważyła jak coraz częściej przekręca się w stronę telewizora, aż w końcu przyciskała jeden policzek do torsu brata i z uwagą śledziła co dzieje się na ekranie. Drżała tylko przy silniejszych grzmotach (Savannah zresztą też), ale tak to było ok. Dlatego Liddell uśmiechnęła się pod nosem, gdy Dan spojrzał na nią z wyraźną wdzięcznością.
      Burza miała swoje plusy i minusy. Do tych drugich trzeba zaliczyć fakt, że Savannah nie wyjdzie od Langdonów dopóki ona się nie skończy, a do pierwszych... Znowu czuła się przy nim bezpiecznie. I po każdym silniejszym grzmocie była o ten centymetr czy dwa bliżej Daniela, aż w końcu właściwie przytulała się do niego, co chłopakowi chyba nieszczególnie przeszkadzało. Siedziała w jego koszulce z nogami okrytymi kocem, którym przykryta była też tamta dwójka, z dłonią przyłożoną do brzucha Dana z tej strony, z której Layla się do niego nie tuliła i... I było jej tak dobrze. Nie chciała uciekać nawet wtedy, gdy Dan trochę zsunął się i położył jej głowę na ramieniu. Właściwie mogłaby tak zostać na długo, cholernie długo i jej "życzenie" w pewien sposób się spełniło, bo Dan usnął, film się skończył, ale Savannah włączyła kolejny, który uśpił też w końcu zmęczoną Laylę. Nie miała jednak ochoty budzić tej dwójki, nie przeszkadzała jej ruda czupryna, leżąca na niej. Sama oglądała kolejny film, słuchając przy okazji spokojnych oddechów Langdonów.

      Usuń
  55. On był rozleniwiony, gdy chodził po mieszkaniu w nocy, ale ona też nie była zbyt przytomna, gdy na chwilę ją przebudził. Wtedy nie miała pojęcia po co to robi, ale rano miało to jakiś sens. Chyba już przywykł, że z nią trzeba ostrożnie, małymi krokami i najlepiej mieć zawsze ręce na widoku, żeby nie wystraszyła się zbytnio. Obudził ją i słusznie zrobił, bo dzięki temu nie miała prawa być przerażona faktem, że nie śpi w ciemnym salonie tylko z nim w sypialni. No, przynajmniej w teorii tak to miało wyglądać, bo w praktyce i tak była średnio przytomna, gdy przenosił ją z parteru na piętro i na dodatek przyciągał blisko siebie na materacu. Większą częścią ciała przylegała do niego i.. Nie, nie powinni, ale za wygodnie jej było, żeby myśleć o odsunięciu się. Rano zresztą też przebudziła się tylko dlatego, że poczuła jak Danny rozluźnia uścisk swoich dłoni na jej ciele i chciała temu zapobiec. Od chłopaka biło przyjemne ciepło, nie chciała więc żeby się odsuwał i zostawiał ją na łóżku samą. Chociaż.. Dopóki nie przyzwyczaiła wzroku do światła (swoją drogą dobrze, że było go tak dużo, Savannah to zdecydowanie odpowiadało) nawet nie była świadoma gdzie jest, do kogo się tuli ani w czyim zagłębieniu szyi przez ostatnie 3 godziny chowała swój mały nos. Jej ręka ciągle spoczywała na jego brzuchu, gdy ubrana (ciągle) w jego podkoszulek spojrzała w końcu na niego mało zrozumiale. Coś jej się tu nie zgadzało. Było za wcześnie i była w pokoju, w którym nigdy wcześniej nie była, a na dodatek Dan.. Pomylił się. Nie chciała krzyczeć. Zamierzała tylko zapytać, co do diabła robi z nim na jednym łóżku, ale nie dał jej takiej możliwości. I chyba wybrał sobie odpowiedni czas na przekonywanie jej do pocałunku, bo była zbyt zaspana, żeby protestować tak jak w LA. Tak, w pierwszej chwili nie zareagowała, ale to były tylko.. 2 sekundy? Później odwzajemniła ten pocałunek, poruszając lekko wargami, przyciskając bardziej palce do rozgrzanej skóry brzucha Dana. I.. Nie cofnęła się. Było za wcześnie, żeby jej mózg mógł krzyczeć na nią, że to złe, że nie powinna, że pożałuje tego.. Ten pocałunek w żadnym stopniu nie był zły czy obrzydliwy. Savannah nie czuła potrzeby wyswobodzenia się z uścisku Langdona, bo.. Bo było jej przyjemnie. Nawet wtedy, gdy wsunął się z językiem do środka, drażniąc jej podniebienie. Właściwie to nigdy nie miała takiego prawdziwego pocałunku, więc była trochę niepewna w tym wszystkim, ale miała świadomość, że Daniel dobrze wie co robić i nie zrobi niczego, czego by nie chciała. Nie pomyliła się zresztą, bo w końcu zakończył ten delikatny, dosyć powolny pocałunek, a ona mogła unieść lekko przymknięte powieki i spojrzeć na niego trochę bardziej przytomnie. Pocałunek musiał ją rozbudzić, nic nie mogła na to poradzić.
    - Daniel... - zaczęła niepewnie, ciągle w lekkim szoku, że tak łatwo przyszło jej przyjąć jego pocałunek i tak bardzo jej się on podobał. Próbowała znaleźć jakieś słowa wyjaśniające całą tę sytuację, ale jak na złość żadnych nie było. Więc zamiast mówić to pocałowała go jeszcze raz. Sama, z własnej woli. Leżąc na łóżku w koszulce Langdona, w końcu przełamała jakieś swoje bariery. Ich wargi dotykały się w przyjemny sposób, sprawiając, że Savannah czuła pewne gorąco rozlewające się po ciele.
    Gdy skończyła to odsunęła się tylko trochę i z powrotem położyła głowę na poduszce tuż obok jego. Czuła ciepły oddech Langdona na policzku, a on pewnie czuł jej, gdy przymykała z powrotem powieki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Jest strasznie wcześnie - wyszeptała, bo gdzieś tam mignął jej wyświetlacz zegarka, wiedziała, że nie było nawet szóstej, dlatego po prostu zasnęła znowu z delikatnym uśmiechem na wargach. Gdy się obudziła ponownie, a było to po 8 to Dana nie było już na łóżku, ale jednego była Savannah pewna: był tam 3 godziny wcześniej i całował się z nią. Właśnie z nią, Langdon... Mimowolnie dotknęła palcem wskazującym dolnej wargi. Przestała to robić dopiero, gdy spostrzegła że w drzwiach oparty o framugę stoi Danny i gapi się na nią.
      - Hej.. - rzuciła tylko, bo.. Co więcej miała powiedzieć? Zachowywała się przy nim jak stuknięta idiotka i to był fakt.

      Usuń
  56. Z ulgą przyjęła łaszenie się suczki, bo głupio przyznać, ale zapomniała, że zostawiła psa samego na tak długi okres czasu. O to czym kończyło się zostawianie w domu Langdona na noc. Gdyby Danny nie był tak przytomny to America nadal siedziałaby głodna w domu, bo Savannah pewnie dopiero koło południa obudziłaby się na tyle, żeby przypomnieć sobie, że opiekuje się najlepszym psem pod słońcem i właśnie go zaniedbuje. I tak dobrze, że suczka nie bała się burzy, bo inaczej Dan mógłby wcale nie znaleźć jej w domu.
    Zdziwił ją trochę ten zarzut o wierceniu się, bo prawdę mówiąc nawet nie wiedziała, że aż tak bardzo rzuca się w nocy. Tak, czasem kładła się spać po jednej stronie łózka, a budziła po drugiej, ale.. Bez przesady, nie było tak codziennie.
    - Nie wiem czy zawsze, nikt jeszcze nie narzekał na moje wiercenie, America chyba się boi, że wywalę ją z łóżka jak tylko spróbuje - wyjaśniła spokojnie, zachowując się na tyle normalnie, na ile tylko mogła. Tamte pocałunki.. Nie umiała przy nim o tym myśleć, ale nie miała pojęcia co one oznaczają. Podobnie nie wiedziała co sądzić o tym krótkim muśnięciu wargami jej czoła. To było.. Miłe, nawet bardzo, ale.. Co dalej? Przecież tylko się kolegowali, góra przyjaźnili, a ona nie przywykła całować się z przyjaciółmi. Nie zamierzała jednak przy Dannym zagłębiać się w to aż tak bardzo. - I tak, domyślam się - skrzywiła się nieznacznie. - Kolejna wycieczka w planach, znowu potrzebujesz dziewczyny na galę? - zapytała z czystej przekory, chociaż wiedziała że w jakiś sposób kusi los i tylko podsuwa mu pomysły, co będzie musiała zrobić w ramach tej rekompensaty.
    Przez kolejne dziesięć minut tak po prostu gadali, a potem Dan ściągnął ją na dół na śniadanie. Layla ciągle spała, chociaż poszczekiwanie Americy oraz dwóch pozostałych psów zbudziło ją i zaspana, pocierając rączką powieki zeszła do nich do kuchni. To był jeden z najlepszych widoków jakie Savannah miała okazję widzieć, zwłaszcza gdy Dan podszedł i wziął małą na ręce, a ta wtuliła się w brata, obejmując go za szyję. Liddell nie mogła nie uśmiechać się, gdy ich obserwowała, jedząc przy okazji kanapki, które Dan dla niej zrobił. Została u nich prawie przez cały dzień, wygłupiając się i z dziewczynką, i z psami i z samym Langdonem, gdy uciekała przed nim po tym jak wysmarowała go bitą śmietaną, za karę, bo coś tam powiedział. Wieczorem wróciła jednak już do siebie, chociaż ciągle w koszulce chłopaka - zamierzała oddać mu ją przy najbliżej okazji, ale za szybko takiej "okazji" nie miała, bo Dan.. Znowu wsiąkł. Okey, ona też opuściła ze dwa dni szkoły, ale od poniedziałku grzecznie stawiła się już na lekcjach. A Langdona nie było oczywiście. Wcześniej mówił jej, że mała wraca do Nowego Jorku, zdążyła się z nią pożegnać w piątek, ale nie sądziła, że Dan wybędzie z Palm Springs razem z nią. Dlatego tak się zdziwiła, że przez kolejne 3 dni nie było po nim ni widu, ni słychu. Wolny czas na przerwach spędzała z Mitchem, który zaczynał jej dogryzać, gdy pytała go czy nie miał wieści od Langdona. Nie miał, ale.. Cholernie ciekawiło go czemu jest tym taka zainteresowana, a ona uparcie nic mu nie mówiła. Bo co miała powiedzieć? Że się całowali? A co to Lockharta niby obchodziło? Był tylko przyjacielem, bliskim przyjacielem, nie musiał wiedzieć wszystkiego, zwłaszcza gdy sama nie wszystko do końca rozumiała. Skupiła się więc na zajęciu się trochę sprawami Harlot, bo ostatnio olała kilka spotkań zarządu, nie chcąc psuć sobie humoru, ale chyba będzie musiała wybrać się na następne, bo jej ojczym na zbyt wiele pozwalał sobie i Natalie, jej asystentka, ostrzegała ją, że będzie musiała przegłosować kilka projektów. Jej zdanie było i tak decydujące, ale musiała się tym zająć jak najszybciej.
    I właśnie nad papierami Harlot siedziała pod drzewem, gdy dziewczyny z jej klasy ćwiczyły na wfie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ona odpuściła sobie, wolała wyjąć teczkę, oprzeć ją na kolanach i zaznaczać markerami rzeczy, które jej nie pasowały w przedstawionych ostatnio projektach i planach budżetowych. Drzewo chroniło ją przed promieniami słonecznymi, ale i tak było jej gorąco, bo był to jeden z upalnych dni w Palm Springs. I przez to, że była skupiona na dokumentach nawet nie usłyszała, że ktoś idzie do niej po trawie. Dopiero gdy Dan wpakował się jej z głową na kolana zauważyła go, bo musiała odsunąć teczkę na bok i spojrzeć na niego pytająco.
      - A Ty tu czego znowu szukasz? - zapytała, ale zamiast zostawić papiery, to tylko położyła je na trawie i i tak robiła to co wcześniej, z tym że mniej wygodnie, bo nie mogła już opierać teczki o uda, Dan jej to skutecznie utrudnił.

      Usuń
  57. [Bejb, wypisuję się póki co. Russ jakoś mi nie idzie, pora żeby poszedł na emeryturę. Wrócę za jakiś czas z nową postacią, jak mi się tutaj wszystko uspokoi w szkole (poprawię okropną pałę ze sprawdzianu z historii, między innymi) i zacznie układać mi się z G. bo póki co ciągle się kłócimy o bzdury...
    Jakby co, to wiesz gdzie mnie znaleźć :*]

    OdpowiedzUsuń
  58. I to był właśnie cały Langdon. Pojawiał się znikąd, robił dookoła siebie dużo szumu (jak to przystało na wokalistę popularnego zespołu) i nawet jak już przychodził do szkoły to tylko po to, żeby znaleźć sobie jakieś towarzystwo i zaraz z niej wyjść. Jak to możliwe, że jeszcze nikt go stąd nie wyrzucił, skoro częściej go nie było na lekcjach niż był? Powinni się go pozbyć jeśli chcieli, żeby ona chodziła na zajęcia. To byłoby dobre dla niej! No, kilku innych uczniów także, ale przede wszystkim dla niej, bo nie gapiłby się na nią tymi szarymi tęczówkami, nie sprawiałby, że czuła przyjemny uścisk w żołądku i nie uciekałaby za ostatnich godzin. Po wfie miała mieć algebrę, ale wszystko wskazywało na to, że nie dotrze na nią. A winowajca tego podnosił właśnie głowę z jej kolan i odsuwał dokumenty poza zasięg jej dłoni.
    - Nie będziesz mnie nigdzie niósł. Przez jeden dzień chciałam się tym zająć to musiałeś akurat dzisiaj wrócić? - Przygryzła dolną wargę, przyglądając mu się pytającym wzrokiem. Kwestii "wspólnej nocy" nawet nie komentowała, tego że polizał ją w rękę też nie. Już wystarczy, że dość szybko ją zabrała, raczej zdziwiona jego poufałym zachowaniem niż wystraszona. Od tamtego pocałunku na jego łóżku.. Nie umiała jakoś rozsądnie tłumaczyć ani swojego, ani jego zachowania. Ona za dużo o nim myślała, zwłaszcza wieczorami, gdy leżała już w swojej sypialni przy zapalonym świetle, a on... No właśnie, on co? Od kiedy to tak często i tak chętnie spędzał z nią czas na osobności?
    Właściwie nic z tego nie rozumiała. W swoich emocjach najbardziej się gubiła, gdy Dan podnosił się. Z jednej strony chciała z nim pojechać, z drugiej wiedziała, że powinna zająć się hotelami, pracą, napisać zaległe eseje do szkoły..
    - Co Ty.. Nie, nawet nie próbuj. Umiem chodzić! - Jęknęła i poderwała się z miejsca zanim zdążył się pochylić i złapać ją. Na szczęście nie zgubiła niczego, gdy przewiesiła sobie torbę przez ramię, a teczkę wyrwała mu z rąk i zaczęła uciekać. Trampki. Trampki były zbawieniem, bo przynajmniej nie było obawy, że się przewróci. Nauczyciel na pewno zauważył, że zniknęła i że ktoś dogonił ją, chwycił w pół i przytrzymał, a potem według groźby chciał wziąć na ręce, ale łudziła się, że uda jej się przekonać go, że ma dwie sprawne nogi.
    - Nie, Dan, nie - Parsknęła śmiechem, gdy przypadkowo ją połaskotał; stał za nią, obejmował ją jedną ręką na wysokości brzucha, czuła za sobą jego klatkę piersiową, a gdzieś we włosach oddech chłopaka. - Pójdę sama, umiem chodzić, nie rób sensacji - mówiła szybko, siłując się z nim, żeby jednak nie wziął ją na ręce.

    OdpowiedzUsuń
  59. Kiedy to się stało? Kiedy pozwoliła Danowi zakraść się tak daleko, przebić przez jej wszystkie mury obronne (no dobra, nie przez wszystkie, ale przez większość) i nie panikowała przy każdym jego dotyku? No kiedy?! Przecież w ciągu pół godziny powinna mieć już co najmniej trzy ataki paniki i na pewno miałaby je, gdyby to ktoś inny kładł się bez ostrzeżenia na niej, nosił ją, wsadzał do auta, prowadził do swojego mieszkania i to na dodatek trzymając dłonie na jej oczach. Nie chodziło o to, że nie pasowało jej to wszystko, nie. Po prostu była zaskoczona własnymi odczuciami, nie bardzo rozumiała to, co się dzieje, bo co tu dużo mówić. Miesiąc temu spędzała z nim czas tylko, gdy był w towarzystwie Mitcha, a teraz? Teraz nie przeszkadzało jej gdy dzwonił, żeby wyszła z nim na spacer z psami i siostrą, gdy jeszcze u niego była ani fakt, że ciąga ją z miejsca na miejsce. Nie było to dla niej normalne. Jej świat wywracał się do góry nogami, a ona nie wiedziała czy woli, żeby był stabilny, taki jak dawniej, czy chce pozwolić Danowi robić z nim, co tylko chciał. I nadal nie wiedziała czym był tamten pocałunek.
    A Dan nie dawał jej nawet czasu na zastanawianie się. Przy nim wszystko działo się na przyśpieszonych obrotach. Sama nie wiedziała jak to możliwe, że jednego dnia ten facet jest w stanie zrobić tyle rzeczy. I poznawać ją za każdym razem z nowymi ludźmi.
    - Skąd ty, do cholery... - urwała, patrząc się głupio za znikającym na schodach Dannym. Przecież na pewno nie mówiła mu, że pisze artykuły do gazet! To była jej tajemnica. Tylko Mitch... Mitch. Lockhart, Ty debilu jęknęła w myślach, a potem odwróciła się do Andy'ego. - Wcale tak tego nie ujęłam, ale nie mogłam przecież się za bardzo zachwycać tylko dlatego, że jestem fanką. Konflikt interesów miałam! Poza tym trochę tam zwaliłeś wokal, ale tylko odrobinę. - Tym razem jęknęła na głos, podchodząc bliżej i witając się z wyższym od niej facetem. Nawet bez jakiegoś większego oporu dała się na chwilę przytulić. - Ładne perfumy - zagadnęła, trochę spanikowana, bo.. No okej, szalała na jego punkcie jakiś rok temu, teraz było to już jedynie czyste uwielbienie związane z osobą jaką był, nic więcej, ale i tak.. Gadać z Andy'm.. Tego nigdy się nie spodziewała. Zresztą lunch z Bachem też był czymś niezwykłym. I jak ona niby miała się odwdzięczać Danowi za to wszystko, no jak?
    - Naprawdę jesteś szczera do bólu - Andy parsknął śmiechem i trochę ją zagadnął o artykuły, które pisze albo które już opublikowała w gazetach. Początkowo była wyluzowana, ale im dłużej Dan nie wracał tym bardziej monosylabowe stawały się jej odpowiedzi i niecierpliwie postukiwała palcami o blat wyspy w kuchni, czekając na chłopaka, który w końcu, po jakimś kwadransie zszedł na dół. Pożegnali się z Biersackiem i już sami wyszli na zewnątrz, Savannah trochę milcząca. Co prawda nie miała nic przeciwko tej wycieczce do Miami, ale.. Drgnęła, gdy Dan pociągnął ją w stronę motoru..
    - Chyba zwariowałeś - stwierdziła tylko, odruchowo przyjmując wciskany jej w ręce kask, ale nie założyła go. - Dan, masz samochód. Jedźmy nim - poprosiła marudnie, no bo.. O co mu w ogóle chodzi? Na co im podróż na motorze, na którym na pewno będzie zimniej, mniej bezpiecznie i na którym będzie musiała być cholernie blisko niego, żeby nie spaść? Tak, bała się i na pewno trzymałaby się Langdona kurczowo, dlatego wolała sobie odpuścić to. Co innego jak ojciec woził ośmiolatkę na motorze, a co innego jak na motor każe jej wsiąść Danny! I tak, kazał, a wręcz zmuszał, bo sam siedział już na nim i wyraźnie czekał aż zrobi to samo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Dan.. - jęknęła jeszcze, ale.. To nie miało sensu. I nawet ona to wiedziała. Langdon zresztą spojrzał na nią takim wzrokiem, że dalsze marudzenie nie miało sensu, bo a) nie zmieni środka transportu, b) dogoni ją jak będzie chciała uciekać i c) i tak koniec końców pojadą na motorze, bez względu na to jak długo będzie musiał czekać aż usiądzie za nim. Więc założyła kask (po tym jak w myślach zapewniła się 500 razy, że nic jej się nie stanie ani jak tam usiądzie, ani jak go obejmie) i podeszła do motoru. Musiała przytrzymać się Dana, gdy wsiadała, ale jakie to miało znaczenie skoro potem i tak musiała go objąć w pasie, przynajmniej na początku luźno? Żadne. I tak była zdecydowanie za blisko niego i przez zbyt długi czas będzie musiała tak siedzieć. A niech tylko spróbuje się z niej nabijać to wróci pierwszym lepszym autobusem do Palm Springs.

      Usuń
  60. [się romantyk znalazł.]

    Dla niego to była świetna zabawa, a ona gubiła się w tym wszystkim. I nie była wcale taka pewna czy długo da radę funkcjonować na zasadach nieświadomie narzuconych przez Langdona. Pewnie przyjdzie czas, kiedy jej mózg powie "stop", a ona znowu go odepchnie, tak samo jak w przypadku wszystkich innych facetów, z którymi była w bliskich relacjach, a później wszystko niszczyła. Więc.. Chyba powinna się cieszyć tym, co teraz się działo, bo to była kwestia czasu, kiedy Dan w końcu będzie miał dosyć jej niechęci, wiecznego odtrącania, ciągłych fobii.
    - Wracam autobusem - mruknęła, gdy tak jej wypominał, że za mocno go ściskała. Przecież mówiła, że nie chce jechać, mógł rozpatrzyć kwestię połamanych żeber zanim kazał jej wsiąść na motocykl. A teraz.. Teraz mógł cierpieć i Savannah nie zamierzała się tym przejmować, gdy poprawiała potargane przez niego i przez wiatr włosy.
    Faktycznie poszli w tylko jemu znanym kierunku, Liddell dawała się prowadzić i, od dziwo, nie próbowała się wyrwać, gdy ją obejmował. Znowu trochę się przy nim wyluzowała, im dalej byli od motoru, tym lepiej, wrócił jej dobry humor, który miała jeszcze przed spotkaniem z Andym. Na początku znajomości przy każdym była nieufna, zwłaszcza gdy musiała zostać z tą osobą sam na sam. Ale Dan.. Dana już znała, przez ostatni miesiąc poznała aż za dobrze, więc czuła się przy nim swobodnie, tak samo jak przy Lockharcie, chociaż z tym drugim nigdy nie całowała się.
    - Miały być lody - zamarudziła, gdy Dan tak ją ciągał po mieście, później po plaży, zdążyli dojść na molo i chodzić po nim, a obiecanych lodów jak nie było, tak nie było. Więc Dan musiał wysilić się, pomarudzić pod nosem, że jest najbardziej upierdliwą osobą pod słońcem, ale w efekcie końcowym i tak zabrał ja do budki z lodami i kupili sobie po kilka gałek, które pewnie miały rozpuścić się w tempie ekspresowym, ale Savannah nie myślała o tym zbyt długo, gdy z okularami przeciwsłonecznymi na nosie odbierała od chłopaka swoją porcję. Z mola zeszli więc na plażę i zaczęli iść brzegiem, starając się żeby woda nie docierała do ich butów.
    - Co u Layly ?- zapytała, przekładając lody do drugiej ręki i oblizując te palce, które przypadkowo ubrudziła od topiących się gałek. Przez dłuższą chwilę Dan nie odpowiadał, więc zerknęła w jego stronę i zauważyła, że trochę nieobecnym wzrokiem patrzy na wodę. O czym myślał nie wiedziała, ale.. Nie przeszkadzała jej ta cisza jaka między nimi panowała. Nie była niezręczna, więc nie zadawała kolejnych pytań, żeby jej nie niszczyć. dokończyła lody, a palce, które jej się lepiły na chwilę zmoczyła w wodzie. Oczywiście Dan nie byłby sobą, gdyby widząc, że próbuje zostać zmoczona w jak najmniejszym stopniu, zostawił ją w spokoju. Nieee.. On musiał podejść, złapać ją i w trampkach popchnąć bardziej w kierunku wody. Oczywiście byli w najbardziej płytkiej części, fale przypływały i odpływały, nie mógł jej zmoczyć za bardzo, ale i tak..
    - Tobie zawsze się nudzi? - zapytała ze śmiechem, próbując oderwać jego ramię od swojego brzucha, żeby puścił ją i dał uciec.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przez chwilę próbowała jakoś wyswobodzić się z tego uścisku Daniela, jednak chłopak jak zwykle nic sobie z tego nie robił. Ignorował też fakt, że ich buty robią się mokre, a wody jest coraz więcej. Zwyczajnie się z nią drażnił.
      W tej niby szarpaninie prawie spadły jej z nosa okulary, ale na szczęście udało jej się je złapać zanim wylądowały w wodzie. I tak naprawdę tylko dzięki temu zdołała jakoś obrócić się w uścisku Langdona. Teraz tyłem prowadził ją głębiej, chociaż.. Savannah czuła, że tak naprawdę wcale nie wrzuci jej do tej wody i nie wejdą nawet na tyle głęboko, żeby woda zaczęła wlewać jej się za trampki, które sięgały do kostek. Musiała jednak jakoś się od niego uwolnić, roproszyć go, a jedyne co jej przyszło do głowy to.. Wspięła się na palce, trzymając dłonie na ramionach Daniela (w jednej miała ciągle swoje okulary przeciwsłoneczne) i przytknęła swoje wargi do jego. Pocałunek był powolny, ale nie brakowało w nim pasji. I już, już miała nadzieję, że Dan ją puści, gdy spróbuje się odsunąć, jednak zamiast tego tylko mocniej ją do siebie przycisnął. Westchnęła przez to podczas pocałunku, ale nie próbowała się już wyrywać.

      Usuń
  61. Tamten dzień w Miami wspominała przez jakieś.. Cztery dni. Przez cztery dni uśmiechała się do samej siebie, gdy leżała na leżaku przy swoim basenie i grzała się na słońcu. Przez cztery dni czuła przyjemne łaskotanie w żołądku, gdy przed snem dotykała palcami swoich warg w idiotycznym, ale jakim znaczącym dla niej samej geście. Przez cztery dni była pod wpływem tej szczęśliwej aury, mogła wszystko, a przede wszystkim nie bała się Langdona. Po tych czterech dniach.. Wszystko wróciło na swoje dawne tory i właściwie dobrze, że Daniel zapadł się pod ziemię. Cieszyła się teraz z innego powodu: że nie przychodzi, nie dzwoni, nie męczy jej swoją obecnością i nie jest na tyle blisko, żeby musiała go dotykać. Tak, jej niechęć do wszystkiego co się rusza, a przy tym jest człowiekiem wróciła. Wiedziała, że tak będzie, nawet nieszczególnie ją to zdziwiło. Może jedynie trochę rozczarowało, bo wystarczyła jedna konfrontacja z ojczymem, żeby znowu zamknęła się w swojej skorupie i nie dopuszczała do siebie nikogo. A właściwie to dwa spotkania. Pierwsze było na neutralnym gruncie, miała nad nim przewagę, bo byli na zebraniu zarządu, odrzuciła większość jego pomysłów, które doprowadziłyby do sporego uszczuplenia jej konta, a do tego dopuścić nie zamierzała. Nie miał tam tak naprawdę prawa głosu, bo Savannah miała najwięcej udziałów, hotele należały do niej, on miał jakieś marne udziały ze względu na to, że był z jej matką, ale gdyby kiedyś się rozstali to od razu by je stracił. Pewnie tylko dlatego trzymał się nadal ich rodziny - dla pieniędzy, bo to że wolał młodsze.. To było jasne. Drugie spotkanie przebiegało w mniej przyjaznej, przynajmniej dla niej atmosferze. Nie podobało jej się, że pojechał za nią aż do jej domu. Tak, wiedział gdzie mieszka, trudno żeby matka się z tym nie wygadała, ale nie miał na ogół odwagi tu przyjeżdżać. Bał się że kiedyś powie prawdę matce albo komuś innemu, a wtedy jak nic pójdzie siedzieć, bo była przecież nieletnia. Ale ona nie miała odwagi powiedzieć komukolwiek o tym, wolała dusić to w sobie, a przez to.. Ojczym czuł się bezkarny. I nie wahał się grozić jej, co też stanie się jej gdyby próbowała.. Dobrze, że Amercia była w pobliżu i wiedziała że akurat przed tym facetem powinna bronić swojej pani. Pewnie tylko dlatego zabrał rękę, którą zamierzał ją przyciągnąć do siebie. A ona stała tam jak sparaliżowana i czekała co będzie dalej. Pies był przed nią, oddzielał ją od ojczyma, co było pomocne, bo dzięki temu uspokoiła się trochę. A potem on odjechał, ona została sama i przez pół nocy nie spała, bo piła wino, próbowała się jakoś wyluzować. Nic jej to co prawda nie dało, trzy kolejne dni spędziła zamknięta w domu i wychodziła tylko na taras swojego mieszkania, żeby posiedzieć nad ranem albo popołudniu, gdy słońce już tak nie paliło na leżakach, posłuchać muzyki, napisać coś do gazet albo zwyczajnie poczytać książkę. Izolowała się i nawet Mitch widział, że coś nie gra. Przez ostatni miesiąc częściej się uśmiechała, jeździła z nim na konie, na ściankę, nawet do aeroklubu, wsiadała z nim w awionetki i latali nad Florydą. A teraz... Nie ważne ile razy by ją prosił to zawsze wychodził sam z jej domu, często po tym jak Savannah prawie płakała żeby dał jej spokój i pojechał sam. Często jej nie rozumiał, ale starał się zawsze akceptować. Plus miał nadzieję, że kiedyś usłyszy prawdę od niej i dowie się, kto jej to wszystko zrobił, bo że to była czyjaś sprawka to Lockhart doskonale wiedział. Nie miał tylko pojęcia jak przerażająca może być prawda.
    Tego dnia też kisiła się w domu i miała gdzieś otaczający ją świat. I.. Wolałaby, żeby Daniel nie pojawiał się w jej życiu dopóki sama by sobie wszystkiego nie poukładała. Ale nie, on jak zawsze pojawiał się znienacka. Najpierw nie dawał żadnego znaku, a potem przychodził jak gdyby nigdy nic i wywracał wszystko do góry nogami. A przede wszystkim na za dużo sobie pozwalał, chociaż nawet zaspana wiedziała, że to była jej wina. Sama nie protestowała to teraz miała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zadrżała, bo.. Może nie spięłaby się tak bardzo, gdyby Dan po obudzeniu jej odsunął się od razu, Ale nie. Ona ciągle czuła jego ciepły oddech na skórze przez co odsunęła się najdalej jak mogła. Wciskała się w kanapę, jakby liczyła na to, że uda jej się jakoś skurczyć i Dan dzięki temu nie będzie tak blisko niej.
      - Z Americą to mało prawdopodobne - mruknęła w odpowiedzi. Czekała aż Dan sam się cofnie, ale nie robił tego, więc z cichym westchnieniem usiadła na kanapie, dzięki czemu stworzyła jakiś dystans miedzy nimi. Wystarczający żeby nie czuła się źle. Dodatkowo była przykryta kocem, który ściskała w dłoniach, ale Dan tego nie widział, bo ręce miała schowane pod ciepłym materiałem. - Jak tu wszedłeś? - spytała trochę zaniepokojona, bo nie chciało jej się nawet myśleć, co by było gdyby to był ktoś inny. Dan może i nie był szczególnie groźny, ale i tak.. Znowu była między nimi przepaść, którą Savannah sama tworzyła.

      Usuń

Archiwum