czwartek, 31 stycznia 2013

Hey jaded


In all it's misery 
It will always be what I love and hated
And maybe take a ride to the other side 
We're thinkin' of
We'll slip into the velvet glove 
And be jaded


______________________________________________________________

POZNAJ
_________________________________________
Zaczęło się niewinnie. Bo pieprzonym romansem moich rodziców, z którego to potem powstałam Ja. Taka tam, zwykła istotka, obróciłam życie moich (nie) kochających się rodziców do góry nogami. Tak naprawdę, to miało mnie nie być, nigdy nie miałam się pojawić na świecie, a drogi moich szanownych rodziców miały rozejść się zaraz po tym, jak spędzili ze sobą dość upojne chwile w hotelowym łóżku. Rozwodzić się nad ich tematem nie będziemy, bo to nie o nich mamy rozmawiać, prawda ? 
No więc pojawiłam się równo osiem miesięcy później po tej ich łóżkowej przygodzie, w jednym ze szpitali w Las Vegas. I nie wiedzieć czemu, nadali mi  imię Jade. "To na pamiątkę po Twojej babci, Jade" Mawiali. Nie wiem, dziwnie nazywać się jak jakaś kobieta, której to nawet nie miałam okazji poznać. No ale, bywa. Widocznie już od samego dnia narodzin miałam pecha. A, właśnie. Było to dokładnie osiemnaście lat temu, 13 sierpnia 1994 roku. Nazwę miasta mieliście podaną.  Czytajcie dokładniej. Do Palm Springs przeprowadziliśmy się z rodzicami kiedy skończyłam dziesięć lat.  Tam rodzice, a raczej ojciec, założył kolejny hotel (bo przecież miał ich bardzo mało...). Oraz nadal udawaliśmy tą kochającą się rodzinkę, tylko po to, aby gazety plotkarskie nie miały naszej rodziny na językach. Bo przecież nie mogli pozwolić sobie na to, aby nasze nazwisko zostało zhańbione.  W jako takim spokoju moja rodzina żyła do czasu, aż ja nie weszłam w nastoletni okres buntu i nie zaczęłam robić na przekór wszystkiemu.  Wysłanie mnie, ledwie piętnastolatki, na drugi koniec kraju do szkoły z internatem, było jakoby karą za moje (podobno) niegodne zachowanie ze strony rodziców. A mi to w sumie było obojętne, bo kilka miesięcy po moim wyjeździe na świat wyszedł romans mojego ojca. Spodziewałam się, że ojczulek wszystkiego się na początku wyprze, ale w końcu, chcąc nie chcąc, musiał się przyznać do popełnionego błędu, ponieważ okazało się że swojej kochance zrobił dziecko. Zyskałam braciszka, Benjamina, cholernie rozpieszczonego bachora, którego do dnia dzisiejszego mam ochotę zabić. 
Rodzice się rozwiedli. Mama wyjechała do Francji, a ja zostałam w Stanach. Mając lat siedemnaście, wróciłam do Palm Springs, wpychając się swoimi buciskami do nowej rodziny mojego ojca.  Powiedzmy szczerze, nie pasowało im to za bardzo, a już szczególnie mojej macosze, bo tata jak zawsze był obojętny na moją osobę. Zostałam zapisana do najlepszej placówki edukacyjnej w mieście, do której chodzę już dobre kilka lat. A potem, potem podobno mam iść na studia, ale jak z tym wyjdzie, to jeszcze zobaczymy.

______________________________________________________________

ZROZUM
__________________________________________
Zawsze słyszałam, że mam w sobie aż za dużo energii, której nijak nie potrafię spożytkować, a już na pewno w dobry sposób. Od małego miałam tendencję do ładowania się w kłopoty, w końcu każdy, nawet ja, już się do tego przyzwyczaił. Gdzie się pojawiałam, zawsze władowałam się w jakąś niemiłą sytuację, a już częściej w wieku, kiedy to zaczęłam dorastać i zauważać, że świat jednak nie jest taki, jaki to opisywano w bajkach, które to w dzieciństwie czytywała mi ukochana niania. Przekonałam się, że trzeba tam walczyć o swoje, wykłócać się i dążyć do obranego sobie celu nierzadko po trupach, niszcząc przeciwników, których to los stawiał na drodze. Toteż to robiłam. Wykłócałam się, walczyłam, aż w końcu dostawałam to, czego zapragnęłam. Nigdy nie byłam osobą ugodową, która łatwo oddaje to, co jej się należy. Byłam kolejnym z wielu rozpieszczonych dzieci, którym to rodzice kupowali wszystko, byleby tylko się wreszcie zamknęło, a oni mieli święty spokój.  Miałam najnowsze telefony, jeździłam na wakacje, o których to wiele osób mogło jedynie pomarzyć, chwilami stawałam w blasku fleszy u boku swych rodziców, a oni wtedy to chwalili się całemu światu, jaką to mają genialną córeczkę. Cud, miód, aż rzygać tęczą się chciało chwilami. Brak miłości z ich strony, brak zainteresowania, sprawił, że stałam się osobą wyrachowaną do granic możliwości. Chciałam wszystkiego dla siebie, nie zwracając przy tym uwagi na innych. Liczyłam się tylko ja. Z resztą, nadal się liczę, ale już nie w tak dużym stopniu. Kiedy to zostałam wysłana do szkoły z internatem, poczułam się odrzucona, poczułam wielką pustkę w środku. Zrozumiałam wtedy, że tak naprawdę w życiu nie mam nikogo bliskiego, że osoby, z którymi, jak myślałam, się przyjaźnię, bądź utrzymuję jakieś bliższe kontakty, są ze mną bo mnie lubią. Kiedy wyjechałam, prawda okazała się zupełnie inna, a osoby, które śmiałam nazywać przyjaciółmi, czerpali ze mnie jedynie korzyści. Tak samo jak ja z nich. Studnia bez dna, można by rzec. W tamtej też chwili zrozumiałam że nie o to w życiu chodzi, że muszę się zmienić ja, bo świat tego nie zrobi. Bo jeśli nadal będę taką suką, jaką byłam dotychczas, pewnego dnia zostanę zupełnie sama, nie będę miała do kogo gęby otworzyć. Wiele osób nie sądziło że taka osoba jak ja zdoła się zmienić, i to na lepsze.  Ale jakoś mi się udało. Zaczęłam zauważać wiele rzeczy, poznałam ludzi, dla których to nie liczy się moje nazwisko, a moja osoba. Spostrzegłam , że są osoby, które wymagają pomocy, a ja czasami mogę im nieś ów pomoc. Jakimś cudem sprawiłam że już nie byłam postrzegana jako ta Jade, która to ma wszystko w dupie i nosa zadziera. 
Nigdy nie należałam do osób łatwowiernych, zawsze musiałam kilka razy przemyśleć jakąś sprawę, zanim podjęłam decyzję, jednak nie znaczy to, że nie popełniałam błędów. W całym swoim życiu popełniłam ich aż za wiele, jednak nauczyłam się wyciągać wnioski. Zawsze też nie obchodziło mnie to, co sądzą inni na mój temat. Mogli mówić wiele rzeczy, które ja puszczałam mimo uszu. Do dziś nie pasuje im to, że czasami jestem pyskata, że za dużo mówię, mruczę do siebie, wpadam czasami na głupie pomysły, które zawsze chcę zrealizować. Nie pasuje im nawet to, że mam w zwyczaju robić spontaniczne rzeczy, że potrafię spakować plecak i ruszyć autostopem przez kraj. Że przez moje zachowanie stawiałam rodzinę w złym świetle. Taka już jestem, taka moja natura, i gdybym nawet z całych sił chciała ją powstrzymać, zamknąć w klatce, nie zdołam tego zrobić, bo ona w jakiś sposób i tak się wydostanie na wolność. Dlatego jej nie powstrzymuję. Robię to, na co mam ochotę. Lubię być wolna, nie ograniczana przez innych. Lubię robić wszystko po swojemu, oraz złościć się, gdy coś mi nie wyjdzie. Lubię czuć adrenalinę krążącą po moim ciele, lubię się droczyć i chwilami robić komuś na złość.  I chwilami mam ochotę krzyknąć "Jestem sobą, do cholery, zrozumcie to wreszcie!". Ale nie krzyczę tego na głos. Krzyczę sobie w duchu. Bardzo głośno. 


______________________________________________________________

ZOBACZ
_________________________________________
To, jak wyglądam, chyba każdy widzi. Szału nie ma, dupy nie urywa, iskry nie lecą. Nie uważałam się nigdy za piękność. Prawdopodobnie w moim wyglądzie nie doszukasz się mnóstwa cech podobieństwa do obojga moich rodziców. Po ojcu jedynie mam te intensywnie zielone oczy, i cholernie długie, czarne niczym smoła rzęsy. Po mamie mam mały nos i ładne usta. To tyle, na tym podobieństwa się kończą. Mam wystające kości policzkowe, zęby, rodem wyrwane z reklamy pasty do zębów, i dość mocny makijaż, który okala oczy. Włosy blond,  dość charakterystycznie obcięte, ponieważ jeden z boków jest wygolony. Ot, taka moja zachcianka. Z resztą, kiedyś mogłam powiedzieć że ów fryzura jest modna i mało spotykana, teraz już niestety nie, ponieważ co druga pani mijana na ulicy jest obcięta podobnie do mnie (albo ja jestem obcięta podobnie do niej?). Jestem niska, bo mierzę zaledwie 164 cm wzrostu. Ubieram się tak, jak mi się podoba, nie lubię markowych ciuchów. Nie lubię również wysokich obcasów, bo nie potrafię na nich chodzić, kocham natomiast swoje glany oraz kilak par trampek. Tak samo jak dwie pary podartych dżinsów i masę koszulek z nazwami rockowych zespołów. I skórzaną kurtkę. Oraz tatuaże, których mam dość dużo. 


_______________________________________________________________

POSUMUJ
__________________________________________

Jade Campbell
19 lat | 13.09.1994 rok
Klasa III | Profil muzyczny
Chór | Drużyna pływacka
Zamieszkała w pięciogwiazdkowym hotelu swojego ojca przy samej plaży. 
Nałogowa palaczka, imprezowiczka, niegdyś skandalistka, teraz nieco "uspokojona". 


ludzie
kartki
ciekawostki
_____________________________________

od autorskie pieprzenie:
_____________________________________

Tak, na wątki jesteśmy chętne.
Możemy nawet zaczynać.
Potrzebujemy jedynie pomysłu.
Nie pogardzimy żadnym wątkiem. Odpisujemy jak nam się podoba. 
Alysha Nett na gifach. 

8 komentarzy:

  1. [Aerosmith <3 Witam wśród nas :D]

    Des/Mia

    OdpowiedzUsuń
  2. [A pewnie, wybierz sobie panienkę :D]

    Des/Mia

    OdpowiedzUsuń
  3. [Są w tej samej klasie, na tym samym profilu, więc myślę, że się znają. Może nawet są w dobrych stosunkach, odkąd Des w zeszłym roku się do Palm Springs sprowadziła :D teraz miała wypadek, do szkoły nie chodzi, może ją Jade odwiedzi.]

    Des

    OdpowiedzUsuń
  4. [ O kurczaki! Ta postać jest naprawdę cudowna *.* Ja chcę wątek, nawet sama go sobie zacznę, ale najpierw chcę dostać jakieś powiązania/relacje/okoliczności :3]
    Flynn

    OdpowiedzUsuń
  5. [Hm... uhuhu... widzę straaasznie dużo podobieństw do Kassidy, szczególnie względem wyglądu :P Ale z drugiej strony, będzie podejrzewam śmiesznie, wszak chodzą ze sobą do jednej klasy. Proponuję wątek, rzucam pomysłem, gdyż jak napisałaś, możesz zacząć, to skorzystam pozwól z tej opcji. Mogę Cię tak wykorzystać? ;D]

    OdpowiedzUsuń
  6. [Imprezowiczka? No to to jedno musi połączyc Nicke i Jade:D ]

    OdpowiedzUsuń
  7. [Może wątek z Mattem? ;>]

    Matthew

    OdpowiedzUsuń

Archiwum