niedziela, 27 stycznia 2013

Our very own piece of the divine

My się znamy, się widujemy, co rano razem zęby szczotkujemy, ubieramy się podobnie- te same gacie, te same spodnie. Jakbyśmy od jednej mateczki byli, razem będziemy łysieli, tyli, więc czemu gdy świat Ci krew gotuje, ty stajesz przede mną i na mnie plujesz? Co mamy dzisiaj na śniadanie, w karcie dąsy czy gderanie? O co ciągle te pretensje, o co kurwa te pretensje?! Stanowię rzecz jasna jedynie odbicie, jednak wspólnie spędzimy życie, nie lubisz bratku tej swojej repliki, gdy patrzysz na mnie to masz kurwiki...

Lao Che, Chłopacy



Keep calm and watch your step

Wyobraźmy sobie dom. Dom, w którym nikt nie ma czasu dla nikogo, z którego ludzie uciekają jak szczury z tonącego okrętu, w którym pod lustrami leżą niedopasowane rękawiczki, przewrócone flakony z perfumami, gumki do włosów, zaległe recepty i nieotwarte listy. Chaos i bałagan wdarły się wszędzie- do salonu, w którym ulubiony obraz mamy nagle zawisł do góry nogami, ale ona tego nie zauważyła; do pokoju rodziców, gdzie pościel została wywleczona na ziemię, a na poduszce ojca wylegiwał się kot; nawet do pralni, spiżarni, jadalni i kuchni, gdzie kucharka Mary nie mogła się doliczyć sztućców i do pokoju Chardonnay, gdzie ktoś porozrzucał kosmetyki, sweterki, spódniczki i staniki starszej o cztery lata siostry. Kolejny rozwód matki, znak że czas wynieść się na Florydę, z dala od niej (Rosalie Hudson, lat 40, artystyczna dusza, zabiegana mama, nieobecna, trująca dupę i wiercąca dziurę w brzuchu o byle co niedoszła skrzypaczka, zmieniająca mężczyzn jak rękawiczki, a rękawiczki gubiąca nieustannie w drodze do i z redakcji, redaktor naczelna znanego czasopisma o modzie, pirat drogowy, a mimo to i tak się spóźnia) i od ojca (Saul Hudson, lat 48, artysta z powołania, urodzenia, wyglądu i charakteru, chodzący swoimi ścieżkami dziwak, były ćpun i alkoholik, znana twarz, gitarzysta w jednym z najbardziej cenionych zespołów lat 80-90, z dziećmi kontakt utrzymuje przez odwiedziny kilka razy w roku i przelewy bankowe). A jednak istnieje w tym domu przestrzeń nienaruszona, w której ścierają się dwie siły, będące jednocześnie swoim potwierdzeniem i zaprzeczeniem. 
Wyobraźmy sobie pokój. Pokój, w którym normalne drzwi zastępują czarne, rozsuwane wrota, oblepione z obu stron plakatami, wywieszkami, naklejkami i sentencjami w stylu Keep Calm and Kill Zombies. Idealna bryła, podzielona na pół. Lewa strona pomalowana w jasnoszarym kolorze, na półkach ciągnących się na całej ścianie leżą równo poukładane książki, brak tam jakichkolwiek dziewczyńskich pierdół- ani szminki, ani wisiorka, pierścionka, chusteczek higienicznych, żeby otrzeć łzy, gdy w aktualnie czytanej książce ukochany głównej bohaterki umrze na nieuleczalną chorobę... Ba, tam nawet takich idiotycznych książek nie ma. Jest kilka zdjęć, kilka plakatów, kanapa, szafa, masa książek, płyt i filmów. Względny porządek pozwala sądzić przez chwilę, że ktoś kto zamieszkuje tę połówkę pokoju jest normalnym człowiekiem w oderwanym od normalności świecie, pedantem i no-life'm, ale...
...Wtedy dostrzega się tę drugą połówkę pokoju, nad którą połowę sufitu, jedną całą i po połowie z następnych dwóch ścian pociągnięto czarną farbą. Tam też są kanapa i szafa, ale w miejsce półek ciągnących się na całej długości ściany, wstawiono tylko jeden regał z książkami. Czym wobec tego zajęto czarną przestrzeń nad kanapą? Plakatami. Obrazami malowanymi przez kogoś innego, wiszącymi czasem jeden na drugim. Wszystkim co się dało. Tutaj też panuje chaos, ale innego rodzaju- skonkretyzowany, przemyślany, mechaniczny. Ubrania leżą porozrzucane bez ładu i składu- no, przynajmniej jakaś ich część. Ta osoba na pewno nie jest już normalna. Zgaduj-zgadula: kto tu jest kim?

Tamten pokój już nie istnieje, ale istnieją jego mieszkańcy- średniego wzrostu czarnowłosa dziewczyna i wysoki, także czarnowłosy chłopak z mnóstwem tatuaży. Jeśli jeszcze nie zgadliście- szara połowa należała do niej. Czarna- do niego. Tamten pokój istniał jeszcze 2 lata wcześniej- mieli po 17 lat i przeżywali wyjazd na Florydę, z dala od rodzinnej Kalifornii, z dala od całkiem fajnej, jarającej trawkę  siostry i z dala od niekochających się (i ich także) rodziców. Dla Rose i Saula bliźnięta były gwoździem do trumny i tak rozlatującego się małżeństwa. Nie to, że winili Bena i Millie  za rozpad ich małej, cudownej rodziny, nie... Po prostu już ich to nie bawiło.
Ben i Millie, Millie i Ben, jak wolicie, ciągle są jednak razem. Od urodzenia, od pierwszego oddechu, oglądając się jedno na drugie i dzieląc uczucia, myśli, ból i wszystko inne, czego doświadczają dwie osoby tak podobne, a jednak tak różne. Tak jakby ktoś wyrwał z każdego z nich po kawałku osobowości i wsadził w to miejsce inną, taką samą, ale obcą, zrozumiałą, ale nie do przebycia, jednocześnie mądrą i głupią, ciekawą i denną, sztuczną i naturalną... Podobieństwo fizyczne nie gra roli. Liczy się to, co wewnątrz. A wewnątrz jest naprawdę okropnie. 

Keep calm and stroke the furry wall

Żadne z nich nie prowadzi pamiętnika, żadne nie ma facebook'a, twitter jest dla nich rzeczą obcą. Rzadko wyrażają zgodę na wywiady jako celebryckie dzieci- wisi im to, czy są znani bo ich ojciec grał to tu, to tam, albo ich matka dała dupy kolejnemu fagasowi z BBC. Są bo są i jednocześnie udają że ich nie ma, ale jakkolwiek nie próbowaliby się odciąć od piętna rodziców, coś ciągnie tę dwójkę w ich ślady. Czasem jest to dobre, czasem złe, czasem lekkomyślne, bo odpowiedzialne... niekoniecznie. Pilnują się nawzajem, podcinając skrzydła gdy jedno z nich dość niefortunnie zacznie bujać w chmurach. Terror twins, nie jeden i nie dwa razy obrócili w perzynę szkolną stołówkę, przyprawiając personel o palpitacje. Niejeden raz wykpiwali się u dyrektora pięknymi oczami i czczymi obietnicami, że to się więcej nie powtórzy. Dla Camille największą frajdą jest, gdy Ben potrzebuje skrzydłowego, a dla Bena gdy Millie wpada w twórczy szał i zaczyna zapełniać płótna w zawrotnym tempie. Czy ktokolwiek widział kiedyś sprawniej działający organizm? Już od pierwszego dnia, odkąd tylko zapłakali. Nikt nie wyobraża sobie, żeby ci dwoje kiedykolwiek mieli się na siebie boczyć, czy nagle przestać ze sobą rozmawiać. Jesteśmy trochę pijani odkąd dorośliśmy. Nie wchodzą sobie w drogę, są raczej... jak jedna osoba w dwóch ciałach, nierzadko oddalonych od siebie o setki, tysiące kilometrów. Wiedzą najlepiej co to drugie powiedziałoby na interesujący kogoś temat, mogą udzielić na swoim punkcie każdej, nawet najbardziej żenującej informacji.


Keep calm and beware

B e n- Benjanim Paul Hudson, ur. 21 marca 1994, w San Francisco, CA
klasa: IV, profil: muzyczny, zajęcia dodatkowe: brak
Oderwany od rzeczywistości marzyciel- nie, to nie on. Poeta i zamknięta w sobie wrażliwa dusza- to też nie on. Małomówny i nieco wycofany, ale gdy trzeba potrafi stać się duszą towarzystwa, bez planu na przyszłość, za to z gitarą i kotem za przyjaciół, pyskaty, wredny, chwilami chamski i opiekuńczy w stosunku do bliskich- chyba trafiliśmy w sedno...


M i l l i e- Camille Scarlet Hudson, ur. 21 marca 1994 (17 minut po bracie), w SF, CA
klasa: IV, profil: artystyczny, zajęcia dodatkowe: koło fotograficzne
Spalona na solarium prawie czekoladowa twarz z mnóstwem makijażu- nie ona. Wystrojona na bal fashionistka z najnowszą sukienką Alexandra McQueena, pozująca do zdjęć dla Rolling Stone'a- nie ona. Gadatliwa, trochę roztrzepana, z mnóstwem niedokończonych spraw, niecierpiąca spóźnialstwa i paląca jak smok, ale nieznosząca flirtować, trochę nieśmiała w zbyt bliskich stosunkach, chowająca się za bratem- zgadza się, to ona.





~&~

Nie wyszło do końca tak jak powinno, ale jest w miarę nieźle. Bliźniaki witają i zapraszają serdecznie. Raczej nie pogryzą, chociaż wyglądają trochę strasznie. 
Udzielać się będę zapewne z przestojami (piszę maturę w tym roku, więc zrozumcie mnie trochę), bliżej maja pewnie w ogóle zniknę, ale na razie- do wyboru, do koloru, pisać możecie z dwójką, bądź osobno, z samym Benem/samą Millie. Kartę pewnie poprawię, bo mnie ona nie zadowala, ale daje ogólne pojęcie :) 
na zdjęciach Oliver Sykes i Amanda Hendrick, którzy tak normalnie, po ludzku są parą- nie zdziwcie się, jak gdzieś ich zobaczycie. 

3 komentarze:

  1. [Dobra, przyznam szczerze i bez bic. Nie mam pomysłu, ale bardzobardzobardzobardzobardzo chcę wątek :D]

    OdpowiedzUsuń
  2. [ To kieruję się pod kartę i pytam o pomysł jakiś, bo ja właśnie skończyłam czytać kartę bliźniaków i jakoś pomysłu mi brak, ale mogę zacząć w razie wU. :D ]

    OdpowiedzUsuń

Archiwum