poniedziałek, 21 maja 2012

Już nie boję się jutra

historia
     „Myśl pozytywnie!” - krzyczały dwie czerwone kreski na teście ciążowym Amelii Braun. A jednak wraz z brzuchem rosły również problemy młodej mamy. Czar prysł, a królewicz okazał się tyranem zbyt zapatrzonym w siebie, by widzieć potrzeby żony. Amelia z siedmiomiesięcznym maleństwem w brzuchu pracowała ciężko na produkcji kawy jakby nigdy nic. A Marcello przyszedł na świat z pomocą jednej z pracownic, z powołania pielęgniarki.
Niezła patologia, prawda? Gdyby on tylko umiał się tak nad sobą użalać, jak wy nad nim.
     Mały chłopiec od małego wykazywał cechy buntownika z nad przeciętną inteligencją. Jakie było jego pierwsze słowo? Chciało by się powiedzieć „mamo” „tato” czy cokolwiek innego, ale niestety; Marcello zbyt się napatrzył, by mieć taki czysty umysł. Nieśmiało wyjąkane „nie bij” nie nadawało by się do zapisania w rodzinnym albumie. Bo niestety, Jon, tudzież ojciec chłopca uważał za jedyną metodę wychowania bicie. I żony i syna. Jeśli Marcello dzielnie to znosił, to jego matka, Amelia nie radziła sobie z bolesną rzeczywistością. Teraz obserwuje z góry poczynania syna.
     Gabriel był wychowywany surowo, ojciec nigdy się z nim nie patyczkował. A chłopakowi nie w głowie były bunty, gdy od razu widział oczami wyobraźni gniew ojca. Zawsze był sumienny i staranny, wkładał w naukę mnóstwo serca. Za to wieczorami, gdy wracał ze szkoły i miał chwilę dla siebie łapał za farby i malował. Na początku były to niewyraźne rysy czyjejś twarzy, raczej kobiecej. Dopiero później obraz otwarcie zaczął przedstawiać matkę Marcella. Każdy normalny oprawiłby to w ramkę i powiesił na ścianie, ale chłopak w obawie przed gniewem ojca każdego wieczoru kamuflował to starannie w szafie. I dopiero jeden wieczór zmienił wszystko. Była dwudziesta; Marcello nakładał kolejne, ostatnie już warstwy farby na obraz. Drzwi pokoju się uchyliły, a w progu stanął Jon. Wpadł w istną furię widząc co robi syn; połamał płótno. A wraz z kolejnymi kawałkami obraz lecącymi na ziemię gniew Marcella coraz bardziej rósł. Nic nie powiedział, ale jego oczy mówiły wszystko.
     Z czasem do domu dwóch mężczyzn dołączyła jeszcze jedna osoba; piękna, młoda brunetka, jak się okazało; narzeczona Jona. Marcel nie ukrywał zdziwienia tym, że tak urodziwa istota zainteresowała się jego ojcem. Jednak od razu wiedział o co chodzi, a chodziło oczywiście o pieniądze. Dziewczyna była uboga. W jej rodzinnym domu nawet nie było podłogi, a klepisko. Nie starczało im na chleb, a co dopiero na porządny dom. Nie dziw więc, że zainteresowała się bogatym, dwadzieścia lat starszym mężczyzną. Szesnastoletni wtedy Gabriel był zauroczony piękną Eleną. Jednak utrzymywał się w przekonaniu, że na zauroczeniu to wszystko ma pozostać. Dziwiły go jednak jej ukradkowe uśmiechy, zalotne spojrzenia, czasem dwuznaczne uwagi kobiety.
     Jon z racji wykonywanego zawodu czasem musiał wyjeżdżać w dwu-trzydniowe delegacje. Tak więc, podczas pierwszego z tych wyjazdów Marcello został w domu sam na sam z Eleną. Przyszedł do kuchni na kolację, którą ona sama miała uszykować. Jak gdyby nigdy nic podszedł do blatu kuchennego by wziąć coś do picia. Elena spojrzała na niego, a z dłoni wyślizgnął jej się talerz. Stała naprzeciwko Marcella, schyliła się, żeby go pozbierać, lecz zamiast to zrobić, rozpięła suwak spodni pasierba. I od tego się zaczęło. Potem, aż do czasu gdy Gabriel wyprowadził się z domu, a miał wtedy dwadzieścia lat przeżywali seksualne maratony na czas delegacji Jona.
                                                                                charakter
Charakter? Z pewnością skomplikowany. Marcello jest wszystkim bezpośredni; mówi to co mu ślina na język przyniesie. Mówią, że szczerość to zaleta, aczkolwiek każdy się jej boi. Bo o wiele milej słucha się komplementów od bolesnej prawdy. On sam sprawia wrażenie cholernie pewnego siebie, odpornego na niemiłe komentarze. No i... taki też jest. Toleruje praktycznie wszystko, oprócz jednego. Kłamstwa. Lepiej więc uważać, co mówi się w jego towarzystwie. Jeśli więc, z niewiadomych powodów chcesz sobie zaskrobać jego sympatię pilnuj tego co mówisz. 
       Jeśli chodzi o kobiety, Marcello ma duże problemy z obdarzeniem ich uczuciem. Nie wyniósł dobrych wartości z domu, miłość nie przelewała się przez ściany, można by nawet stwierdzić, że wcale jej tam nie było. Gdy w jego życiu pojawiła się Elena również nie była ona jego pierwszą, wielką miłością. Chodziło jej o seks, tak samo jak jemu. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że chłopak nie odziedziczył charakteru po ojcu a po matce; bo ta, wbrew pozorom, naprawdę kochała Jona, bynajmniej na początku związku. Potem wszystko prysnęło jak bańka mydlana, ale i to nie było z jej winy. Nie jest jednak do końca taki bezuczuciowy, jakim mógłby się wydawać. Dużo myśli. Nieraz zdarzają mu się chwile, w których stroi, z wlepionym wzrokiem w ścianę a jego świadomość krąży gdzieś bardzo daleko od rzeczywistości. W zasadzie nie pragnie wiele. Chce tylko odrobiny spokoju.       Gabriel jest również, zdecydowanie zbyt poważny jak na swój wiek. Mężczyźni w jego wieku bawią się, imprezują, korzystają z życia tymczasem uczy się i daje z siebie tyle ile może. Może kiedyś zda sobie sprawę, że to nie tylko o pieniądze w życiu chodzi, ale jeszcze nie teraz. Na razie na jego drodze nie było nikogo, kto by mu to uświadomił.
     Drugim ważnym aspektem jego charakteru jest to, że jest nieco zamknięty w sobie. Najlepiej wcale nie pytać go o jego rodzinę, a tym bardziej o matkę. Dlatego też, gdy nie odzywa się dłużej niż dziesięć sekund daje ci jasny znak, że lepiej tematu nie kontynuować i zmienić go na pogodę czy jakość dzisiejszej pracy.
                                     wygląd
     Nie da się ukryć, że Marcello to niebywale urocze stworzenie. Natura obdarzyła go interesującą urodą. Mierzy sobie równe metr osiemdziesiąt. Wagą nigdy specjalnie się nie interesował. Jego jasne, prawie, że przeźroczyste tęczówki sprawiają wrażenie niesamowicie hipnotyzujących i takie też są. Może i nie nadaje się na zawody siłaczy, ale mięśnie zdecydowanie odznaczają się na jego ciele. Zazwyczaj widujecie go z burzą nieułożonych, blond włosów. Wydawać by się jednak mogło, że w tym nieładzie kryje się jakaś reguła. Wystające obojczyki niektórych zachwycają, drugich odstraszają. Nie ukrywajmy jednak; jest po prostu chudy. Chyba nawet nie szczupły.

IMIĘ I NAZWISKO | MARCELLO BRAUN
DATA URODZENIA  |  16 XI 1993
POCHODZENIE  |  włosko-brytyjskie
KLASA  |  III
PROFIL  |  ARTYSTYCZNY
MARCELLO  |  INTROWERTYK, IGNORANT, MALARZ AMATOR
SKRYTY ROMANTYK
WAŻNY FAKT
 ♠ gdy tylko zagłębisz się w jego hotelowym pokoju w oczy rzuci ci się obraz, autoportret jego samego klik

38 komentarzy:

  1. [Witaaaać :) Postać mi się spodobała. Szczególnie... ciekawa jest historia Marcello... dopatrzyłam się (jak to ja -.-" NIE BIJ!) małego niedociągnięcia. W charakterze zamiast imienia Gabriel chyba powinno być Marcello ;) W każdym razie, pozwolę sobie od razu zacząć wątek, jeśli pozwolisz, bo kroi mi się na niego dość ciekawy pomysł.]

    ŁUBUDU! To dało się słyszeć niemal w całym Palm Springs. A potem wiązankę głośnych i naprawdę zaskakujących przekleństw. Słowa niemieckie plątały się z angielskimi. W uroczej willi państwa Darkness, najmłodsza z tego domy wariatów właśnie wstała... spadając z łóżka i obijając się o podłogę, do tego jeszcze zaplątała w pościel. Zatem jej ruchy przypominały do bólu ruchy jakiegoś robaczka na przykład dżdżownicy.
    Takie poranki nigdy nie były sygnałem dobrego dnia. Nawet poranna kawa, którą młoda Darkness kupiła jadą do szkoły nie pomogła na parszywy humor. Jeden z tych dni, gdy nie miała w sobie tej energii.
    Zajechała pod szkołę Saabem, gdyż nie miała ochoty tego dnia chodzić na piechotę. Weszła do placówki, naciągając na głowę kaptur bardzo obszernej i męskiej ("POŻYCZONEJ" od brata) bluzy. Już chyba dawno było po dzwonku. Ale ona się tym nie przejmowała i szła przed siebie ledwo widząc cokolwiek spod kaptura zasłaniającego pół twarzy. I tak też...
    -O cholera... jasna... Scheisse... kur**... - i inne przekleństwa wydobyły się z tych pełnych, aczkolwiek delikatnych usteczek, gdy upadała na podłogę na siedzenie. Otóż na jej drodze pojawił się... jakiś chłopak. To z pewnością. Całe szczęście, że nie ściana, bo z tą spotkania zawsze były dość... twarde i nieprzyjemne. Kassidy ze względu na dość drobną budowę nie była w stanie utrzymać się w pionie.
    Siedząc na ziemi, zdjęła kaptur z głowy. Zazwyczaj tryskające szczęściem czekoladowe tęczówki, wypełnione teraz były po prostu złością. Dostrzegły swoją ofiarę.
    -Dzięki... - rzuciła z ciężkim westchnieniem do jakiegoś blondyna. Była wyraźnie niezadowolona, aczkolwiek jakoś nie wyrażała zbytniej chęci zamordowania go za ten wypadek przy pracy.

    OdpowiedzUsuń
  2. [I ja Ciebie witam. ;D Oczywiście, jak to ja, muszę spytać, czy dysponujesz jakimikolwiek pomysłami? Oczywiście, ja zaczynam. :3]

    OdpowiedzUsuń
  3. Otrzepała spodnie i zaczęła je oglądać... żadnych dziur, żadnych śladów... nie, wszystko w porządku.
    -Nie no... ja Ci tylko dziękuję za "polepszenie" dnia. - odparła nieco uszczypliwie. W ostatniej chwili ugryzła się w język i powstrzymała przed rzuceniem się z pazurami słów na chłopaka. Pomógł jej w tym odgłos pogwizdywania dochodzący ze szkoły i jakiś cień, który wewnątrz majaczył. No tego za Chiny ludowe by nie pomyliła. Złapała chłopaka i pociągnęła go dość mocno i szybko za sobą, by po prostu ukryć się za rogiem szkoły.
    -Dobra... teraz tak... jesteś facetem w opałach, który nie ma co zrobić z dniem i który właśnie nie jest na lekcji... wnioskując... jedziesz ze mną. To znaczy, porywam Cię, jak tylko woźny zniknie z progu drzwi. Tak, to propozycja na wagarowanie. - rzuciła z cichym westchnieniem, patrząc na blondyna uważnie. Pogwizdywanie nie cichło, aczkolwiek kroków nie było słychać, a do nastolatków po niedługiej chwili mógł dotrzeć zapach dymu papierosowego. Staruszek na szczycie schodów prowadzących do szkoły palił papierosa i nawet ich nie słyszał.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nabrała powietrza, chcąc coś powiedzieć, ale... uniosła brwi ku górze wyraźnie zaskoczona zachowaniem blondyna. Chwila moment... CHWILA MOMENT! To ona tu miała zły humor! Widocznie na jej gorsze dni przyjdzie jeszcze czas.
    Nim zdążył wyjść zza rogu, dopadła do niego i zagrodziła mu sobą drogę.
    -A Ciebie co ugryzło? Proponuję zwiać ze szkoły i się zabawić... to skłania mnie do myślenia, że coś z Tobą nie tak. Na przykład, że jesteś uzależniony od szkoły i nie wiesz co to zabawa... - mruknęła z namysłem. Prowokowała go, by przekonać chłopaka, że wagary tego dnia będą dobrym wyborem. A jeśli tak bardzo by mu się nudziło, Kass mogła go nawet pouczyć. Mogła mu przedstawić nudny, nauczycielski wykład z zajęć, które tego dnia go ominą. Jakby nie patrzeć Kassidy była dość inteligentna i dobrze się uczyła. Często zrywała się z lekcji, ale mimo wszystko jej oceny były zadowalające i ją i jej rodziców, chociaż ci w ogóle na to nie patrzyli. W ogóle na nią nie patrzyli, tylko na swoją wielce ważną pracę. Dlatego też Kass wiecznie cierpiała z powodu samotności, dlatego starała się niemal zawsze znaleźć sobie jakiegokolwiek towarzystwo. Tak to niestety jest, gdy rodziców wiecznie nie ma w domu przez kilka dni, potem wracają na jakieś 12 godzin, ale i tak nie zawracają sobie głowy córką, a następnie znów wyjeżdżają w interesach. A brat? Brat przyjeżdżał do niej czasem na weekend, ale bardzo rzadko ze względu na ilość nauki. W końcu przyszli prawnicy nie mieli przyjemnego życia.
    I tak Kassidy często uciekała ze szkoły w jakimś towarzystwie, by po prostu dobrze się zabawić i oderwać od wszystkich problemów. A tego dnia zabawa była naprawdę potrzebna. I nie chodziło tu o picie alkoholu, w końcu dziewczyna przyjechała samochodem. Ale na przykład o zwykłe wypicie kawy, powygłupianie się w mieście... porobienie sobie żartów z innych, sztywnych ludzi i tak dalej.

    OdpowiedzUsuń
  5. Kassidy westchnęła ciężko, patrząc za chłopakiem. No dobra... w takim razie, skoro nie w ten sposób to w inny.
    Nie zatrzymywała go już. Po prostu, pozwoliła mu iść na lekcje. Sama na nie nie poszła, tylko przesiedziała wszystkie godziny w jakimś cichym miejscu, czytając uważnie podręczniki, które wzięła na ten dzień. Wczoraj się pakowała i nie podejrzewała, że tego dnia nie pójdzie do szkoły, że obudzi się w tak parszywym humorze, że... nie będzie miała ochoty by iść do szkoły. Właściwie nikt jej nie kazał. Na lekcje uczęszczała tylko dlatego, że nie chciało jej się siedzieć samej w domu, a w tym budynku przypominającym do złudzenia więzienie, gdzie wpajano ludziom do głów wiedzę, której użyją ale tylko w niewielkim stopniu w normalnym życiu. Niestety, takie były realia.
    Po co więc siedziała w szkole przez cały ten czas, zamiast iść na miasto i na jakąś imprezę, albo pograć w domu na gitarze, czy zrobić cokolwiek innego, jak przykładny wagarowicz? Bo czekała. Nie, ona nie odpuści. Skoro temu blondynowi-kujonowi tak zależało na nauce, to niech mu będzie.
    Ostatnie minuty ostatniej godziny według planu... Marcello Braun'a. Przynajmniej przez cały ten czas nie próżnowała i dowiedziała się jak miał na imię. Siedziała przed jego salą, czytając właśnie po raz kolejny podręcznik fizyki i zgłębiając wiedzę o kwantowych cechach światła. Obok niej stały dwa kubki ze świeżą kawą. No co? Chciała się zapoznać! Po prostu!

    OdpowiedzUsuń
  6. O matko... w końcu! Ileż można czytać o fizyce?! Ludzie kochani... to przesada!
    Uśmiechnęła się do chłopaka.
    -Powiedzmy, że dość mało oryginalne miejsce wybrałam na wagarowanie. Bo szkoła chyba nie jest odpowiednia, nie? Ale jak to mówią, najciemniej pod latarnią. - wzruszyła ramionami. - Kawy? - wyciągnęła w jego kierunku kubek z świeżą kawą. - Tylko nie wiedziałam jaką lubisz... mam nadzieję, że Latte Macchiato z drobiną wanilii Ci nie zaszkodzi, drogi Mar.... - rzuciła nieco zmieszana. Miała też wyraźny problem z wymówieniem imienia chłopaka, gdyż jakby nie patrzeć, jej niemiecki akcent był dość wyraźny, szczególnie przy wymawianiu imion francuskiego pochodzenia. Dlatego też nieco wyginała język, by wymówić imię poprawnie. - Marcch... Marcceeell... Marcell... - wystawiła język, w którym błysnęła kuleczka z jakimś napisem, ale zbyt szybko zniknęła między wargami, by móc odczytać co się tam mieściło. - Jak się wymawia Twoje imię? - spytała z rozbawieniem.

    OdpowiedzUsuń
  7. Kass westchnęła ciężko.
    -Mar... Marce... chwila... - wzięła głęboki wdech. - Mar-cello... - i aż otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia. - Marcello... - powtórzyła i zaczęła się śmiać. - Skoro wanilia Ci nie odpowiada, to masz... bez wanilii. - dodała ze śmiechem, biorąc drugi kubeczek i podając mu. No tak, profilaktycznie kupiła dwie kawy. Jedną swoją ulubioną, waniliową, drugą... pozbawioną wanilii. Bo przecież nie wiedziała, czy nie miał uczulenia. Niektórzy niestety mieli taką przypadłość, co dla Kassidy byłoby nie do pomyślenia. Sama uwielbiała, ubóstwiała ten kwiat. Jego wygląd, zapach, rzeczy o jego smaku, filigranowe płatki naznaczone kropeczkami... gdyby miała uczulenie na wanilię chyba byłaby skłonna się aż zabić.
    -Czy teraz, panie... Marcello... jest pan w stanie mi poświęcić trochę czasu? Właściwie z tego co wiem, to skończyłeś już lekcje na dzisiaj. - wzruszyła lekko ramionami, uśmiechając się.

    OdpowiedzUsuń
  8. Popatrzyła za nim, spojrzała na karteczkę i zaśmiała się pod nosem.
    -Wydaje mi się, że łatwiej by było, gdybyś skorzystał z oferty podwózki, nie sądzisz? - mówiąc to, zadzwoniła kluczykami, patrząc za blondynem i wciąż się uśmiechając. No, w końcu jej Saab nie służył tylko by się w nim pokazać, ale też by trochę pojeździć, a ostatnimi czasu rzadko wyprowadzała go nawet na podjazd. Tylko, żeby go umyć i wyczyścić w środku.
    Zsunęła się z parapetu na którym siedziała, torbę przełożyła przez głowę i z kubkiem waniliowej kawy w jednej i kluczykami do samochodu w drugiej dłoni, dogoniła go.

    OdpowiedzUsuń
  9. Kiedy w jej uszach brzmiała pozytywna muzyka, przynajmniej tak określała ją Lachowska, na świat od razu mogła patrzeć przez pryzmat bardziej kolorowych szkiełek. Może nie mówię tutaj o przeraźliwie jasnym różu, ale myślę, że mieści się to w granicach pastelowych barw. Mogła od razu przyjaźniej podchodzić do ludzi, a także chętniej udać się na zajęcia z rzeźby, która nie przypadła jej już na pierwszym roku.
    - Cześć Braun - mruknęła, opierając się na ramionach znajomego, który w tym momencie okupował pierwszy lepszy dorwany magazyn. Przynajmniej tak domyśliła się po treści, którą zawierała strona tytułowa. A wracając do samej postaci chłopaka: ot przelotny znajomy, z którym głębszych kontaktów najprawdopodobniej nie miała. Przynajmniej tak jej się wydaje i ma ową cichą nadzieję.
    - Kiedy idziemy na kawę z automatu? - rzuciła od tak.

    [a tak zaczęłam z powiązaniem]

    OdpowiedzUsuń
  10. No i jak mogła tego nie zauważyć? Naturalnie, wykorzystała okazję. Uśmiechnęła się szeroko, wychodząc za chłopakiem ze szkoły, jednak nieco wolniej. I widziała, jak mu uciekł autobus. No cóż...
    -To może jednak się skusisz, co? - rzuciła za nim ze śmiechem, upijając po chwili łyk kawy. - Poza tym... moim zdaniem jesteś interesujący i stanowczo masz zaniżoną samoocenę. A myślałam, że każdy mężczyzna ma taką, by spadając z tej wysokości zabić się na miejscu. - rzuciła z rozbawieniem. Wzięła chłopaka pod rękę i pociągnęła w stronę parkingu. - Wiesz... nie rozumiem Twojej logiki. Ktoś oferuje Ci podwózkę całkiem za free, a Ty rezygnujesz... coś jest z Tobą nie tak i z chęcią dowiem się co.

    OdpowiedzUsuń
  11. Puściła go i odsunęła się o krok, patrząc na niego uważnie.
    -Naprawdę masz mnie za taką pustą lalkę, która tylko o seksie, albo o imprezach myśli? - spytała z lekkim niedowierzaniem. I wydawać się mogło, że za chwilę strzeli kobiecego focha i pójdzie... ale ona tylko uśmiechnęła się pobłażliwie i poczochrała jego blond włosy. - Matko kochana... naprawdę tak o mnie myślisz? - przyjrzała mu się z wyraźnym rozbawieniem.
    -Nie oczekuję od Ciebie, żebyś zmieniał swój dzień... tylko chcę zobaczyć, jak on normalnie wygląda. Gdy jesteś sobą... gdy pracujesz, gdy się uczysz... tak po prostu. Chociaż to jak się uczysz i jak bardzo jesteś napalony na naukę to zauważyłam. - rzuciła ze śmiechem, wspominając sytuację z rana. Właściwie... teraz była ona komiczna. Po prostu komiczna. - Chodź. Nie zrobię Ci krzywdy, obiecuję.

    OdpowiedzUsuń
  12. [Widzę, że kreatywna z Ciebie osóbka, a więc mam nadzieję, że wymyślisz jakiś ciekawy wątek z Harriet :D]

    OdpowiedzUsuń
  13. -Ha! No widzisz... ze mną się nie zadziera pod względem bycia upartym. - rzuciła z uśmiechem. Złapała go, tym razem za dłoń i pociągnęła za sobą już delikatnie na parking. No tak... nie mogła zaparkować w mniej widocznym miejscu, niż na samym środku. I tak oto, przed nimi wspaniale prezentował się srebrny Saab Aero X.
    -Poza tym już nie przesadzaj... nie jestem chyba taka zła, co? - popatrzyła na niego kątem oka, przyciskając guziczek na pilocie, co spowodowało automatyczne otworzenie drzwi samochodu, które powędrowały do góry. Takie... nowinki techniczne. Tak, dostała auto na 18stkę, żeby rodzice mieli ją z głowy. Po prostu... auto, życzenia z drugiego końca świata od matki... i tyle. Bardziej niż ten samochód ceniła sobie prezent od brata. Przyleciał specjalnie na jej urodziny. To już dla niej był prezent, ale on stwierdził, że to jeszcze nie wszystko i podarował jej album. Album ze zdjęciami, który sam zrobił. Łącznie ze zdjęciami w środku. Była tam cała historia Kassidy... i jego. Jak razem dorastali. Ale tylko do połowy kartki były zapełnione. Drugą połowę... miała dokończyć sama.
    Prezent od serca znaczył dla niej znacznie więcej niż zwykły, drogi prezent na odczep się. Jakby pieniądze miały ją przekupić... by nie sprawiała problemów i tak dalej.

    OdpowiedzUsuń
  14. Wsiadła na miejsce kierowcy, wsunęła kluczyki do stacyjki... ah tak, niby takie nowoczesne auto, ale skrzynia biegów nadal pozostawała manualna. Jej rodzice twierdzili, że tylko tak można nauczyć kierowcę jeździć. I że to jest najlepsze, co może być. Kass natomiast nie miała o tym zielonego pojęcia. Odpaliła silnik i ruszyła spokojnie na ulice podczas gdy drzwi zamykały się łagodnie.
    -Wiesz, niektórzy twierdzą, że naprawdę zła ze mnie istota. Ale cóż... widocznie nie wiedzą jak to jest cieszyć się z chwili i z rzeczy naprawdę małych. - westchnęła cicho, wzruszając ramionami. I powiedziała to, siedząc w jednym z droższych i bardziej nowoczesnych aut. Cóż za ironia. Jednak nie przywiązywała się do tego samochodu. - No dobra, Marcello... to jaki jest Twój sekret, co? - spytała właściwie prosto z mostu, ale gdy dotarło do niej, że pytanie może być niezbyt zrozumiałe, postanowiła się poprawić. - To znaczy... dlaczego tak bardzo lubisz naukę, co sprawia Ci największą frajdę? Tylko nie mów, że fizyka kwantowa, bo chyba umrę na kierownicy. Swoją drogą, dobrze jadę, prawda? - popatrzyła na niego z lekkim uśmiechem, po czym czekoladowe spojrzenie wróciło na drogę.

    OdpowiedzUsuń
  15. - Jak zwykle, zrobiłbyś coś pożytecznego - rzuciła od niechcenia, zgrabnie omiajając sylwetkę chłopaka i zajmując miejsce tuż przed nim. Mimowolnie założyła nogę na nogę, a głowę już opierała o wywiniętą, prawą dłoń. Przyglądała mu się uważnie z delikatnym uśmiechem na ustach. Jak gdyby przewidując taką odpowiedź, po kilku sekundach wyciągnęła ze swojej torby dwie kawy na wynos. W sumie gdy je kupowała, nie miała pojęcia do kogo trafi druga sztuka. Szczęściaż z pana, panie Braun. Dziewczyna postawiła przed nim papierowy kubek, swój natomiast obkręcała w dłoni.
    - Marnujesz się chłopcze - stwierdziła jak gdyby nigdy nic, upijając łyk rozpuszczalnej kawy, by zaraz potem oblizać językiem kącik ust. - Powinieneś zajmować się pannami, a nie czytać nieciekawe pisemka.
    W sumie nie zgadzała się z wypowiedzanymi słowami, jednak zawsze mówiła to, co jej ślina na język przyniosła. Tak jak i w tym wypadku.

    OdpowiedzUsuń
  16. [Ciężko mi to uzasadnić, po prostu wnioskuje tak po przeczytaniu karty postaci ;D]

    OdpowiedzUsuń
  17. Odetchnęła z wyraźną ulgą, jadąc według wskazówek blondyna.
    -No to całe szczęście... aż kamień spadł mi z serca, szczerze. Bo sprawiłeś takie właściwie wrażenie... rano. - spojrzała na niego katem oka i uśmiechnęła się lekko. - Dlaczego jesteś taki spięty? Wyluzuj, człowieku. Życie nie polega na tym, by wiecznie chodzić w tak sztywny sposób. Polega na tym, by w każdej, nawet najdrobniejszej rzeczy widzieć coś pozytywnego i jakiś... urok. Dlaczego więc się tak spinasz? Ciesz się z tej chwili, bo może już nigdy nie będziesz miał możliwości ze mną, czyli jedną z większych wariatek tego miasta, jechać gdziekolwiek? Kto wie, co przyniosą kolejne chwile? - wzruszyła ramionami, uśmiechając się szeroko. Tym właśnie emanowała cała jej postać. Właśnie tą chęcią do życia, właśnie tym szczęściem z każdej chwili.

    OdpowiedzUsuń
  18. Przez chwilę nie powiedziała nic. Zupełnie. Następnie jednak roześmiała się, jakby całkowicie było jej to obojetne, jakby słowa chłopaka w ogóle na nią nie wpłynęły.
    -Naprawdę masz mnie za taką pustą dziunię? Proszę Cię... nie chodziło mi o takie rzeczy z których można się cieszyć. Chodziło mi chociażby o zwykły spacer po parku. Coś, co nie wymaga alkoholu, narkotyków, czy seksu. Coś... trywialnego. Albo na przykład, wdychanie powietrza, gdy wieje wiatr. Albo udawanie, że się lata, stojąc na szczycie budynku. Jeżeli masz mnie za osobę, której rozrywką jest bycie pustą barbie, to wybacz... ale muszę Cię zawieść. Nie wydaje mi się, bym taka była, chociaż impreza raz na jakiś czas... czemu nie. Ale wiesz, co jest lepsze od imprez? Poznawanie nowych ludzi. Na przykład takich jak Ty. Którzy wydają się być całkiem zwyczajni, ale jednak... na swój pokrętny sposób są... fascynujący. I rozmowa z nimi. - wytłumaczyła spokojnie, bez nerwów, uśmiechając się pod nosem. - Dalej prosto? - spytała, przenosząc na niego na chwilę wzrok. - Swoją drogą, interesuje mnie po czym wnioskujesz takie rzeczy...

    OdpowiedzUsuń
  19. - Łe, ale się też mną zajmujesz - stwierdziła, oglądając dookoła papierowy kubek od kawy. - Zróbmy coś ciekawego - wypuszczając głośno powietrze, prawie położyła się na stole i tępo wpatrywała w sylwetkę chłopaka. Poczynając od połowy jego torsu do źrenic. Nie znała go, nie znała go na tyle, by móc odzywać się do niego w ten sposób. Ale przecież granice można przekraczać na wiele sposobów. - Dobra? - spytała ni stąd ni zowąd, kierując swoje zainteresowanie na odstawianą przez niego kawę.

    OdpowiedzUsuń
  20. -Obrażasz mnie. - stwierdziła z udawaną urazą, jednak po chwili uśmiechnęła się pod nosem. - Nie próbuję, tylko po prostu, taki mam styl życia. Interesujące z Ciebie stworzenie. Lubię poznawać nowych ludzi i... cóż, może to trochę ryzykowane, ale czasem wyciągać ich na wagary i pokazywać im swój świat, a także poznawać ich świat. - wzruszyła lekko ramionami. - Chyba tylko to mi w życiu zostało. - westchnęła po chwili cicho, siadając nieco wygodniej w fotelu, rozluźniając się. Jechała spokojnie, nie przekraczała prędkości, policja się zatem nie interesowała samochodem... tylko troszkę przyciągali uwagę ze względu na dość kosztowny wóz. Cóż, trzeba korzystać z życia. A samochodu niestety nie mogła sprzedawać. W końcu był to jej prezent na 18stkę. Zatem w przeciwieństwie do jej rodziców, nie zamierzała wykazywać się takim brakiem uczuć.

    OdpowiedzUsuń
  21. [Może niech się jeszcze nie znają? A co do miejsca spotkania to może w jakimś miejscu gdzie Harriet będzie akurat robić zdjęcia i po prostu Marcello "nawinie się" na obiektyw? :D]

    OdpowiedzUsuń
  22. [ Chętnie zacznę watek, ale zapytam o powiązanie:). Jeżeli masz jakiś pomysł to mów:) jak nie to i tak zacznę;) ]

    OdpowiedzUsuń
  23. [Cześć, masz pomysł na wątek? ;>]

    OdpowiedzUsuń
  24. [ Jasne, a więc zaczynam:) i liczę na ciebie następnym razem;) chociaż tak w sumie to są w jednej klasie, więc chyba ciężko żeby się nie znali, ale mogą się specjalnie dobrze nie znać. I jeszcze jedna sprawa, w sumie nie wiem czy to moja zasługa, ze coś przeoczyłam czy to tam jest, ale na początku w pierwszej części masz, że miał 20 lat, gdy wyprowadził się z domu. A on teraz ma 18 czy 19...:D ]
    Samara nigdy nie była specjalnie przebojową dziewczyną, na imprezach pojawiła się dosyć rzadko i szczerze powiedziawszy ten tłum jakoś ją przerażał. Do specjalnie śmiałych nigdy nie należała i nie lubiła takiej ilości obcych ludzi.
    W świetle ostatnich wydarzeń jednak zdecydowanie wolała wyjść z domu, gdy patrzyła na mamę pakującą rzeczy jej drugiej matki robiło jej się słabo i chciało płakać. Czy ból kiedyś mija? Nie miała pojęcia jak można zapomnieć i jak to zrobić, sam nie była też pewna czy gdyby ktoś dał jej przepis na magiczny wywar, dzięki któremu mogla by zapomnieć o ukochanej matce to czy by to zrobiła. Zapewne nie...
    Pojawiła się na plaży i tłum szalejących ludzi przerażał ją, podeszła tylko do baru, gdzie zamówiła dla siebie jednego kolorowego drinka. Gdy trzymała go już w swojej drobnej dłoni, odeszła od tego zgiełku i rozsiadła się na przyjemnie ciepłym piasku żeby mieć wymówkę, ze gdzieś jest, teoretycznie jej życie nadal się toczy, ale było tak jak na obrazku. Oddychała, jadła, chodziła, uczyła się, ale życie toczyło się za nią.

    OdpowiedzUsuń
  25. Przygotowywanie prac na kółko fotograficzne zawsze sprawiało Harriet radość, wprost uwielbiała latać z aparatem i fotografować wszystko co jej zdaniem na to zasługiwało. Tym razem dostała dość, no cóż, można by powiedzieć, że dziwny temat. Miała ukazać na fotografiach pobyt w wybranym hotelu aby ukazać życie podróżnych. Co dziwne miała w tym hotelu mieszkać przez około tydzień, a wszystko fundowała szkoła. Trochę jak darmowe wakacje, oczywiście nie zamierzała z nich rezygnować.
    Właśnie tego dnia dobiegała koniec jej pobytu w ośrodku, przez całe sześć dni zrobiła całe mnóstwo zdjęć, większy problem był dopiero przed nią, mianowicie które powinna wybrać do swojego albumu. Zostało jej ostatnie zadanie, musiała sfotografować pokój który wyglądał jakby przeszło przez niego tornado. Chwyciła aparat, ale akurat w tym momencie do pokoju wpadł ktoś z służby, a konkretnie chłopak którego kojarzyła ze szkoły. Nie mówiąc nic zrobiła mu zdjęcie, uśmiechając się figlarnie, jak to miała w zwyczaju.

    OdpowiedzUsuń
  26. - Odebrałeś mi właśnie zaszczyt tego, że sama wpadłam na pomysł podarowania Tobie kawy - mruknęła niezadowolona, chowając twarz w wyprostowanych rękach. Palcami jeździła po okładce jednej z książek, która nawinęła się po drodze. Niechętnie uniosła ponownie wzrok na chłopaka i przyglądała mu się spod przymrużonych powiek.
    - To nie był śmieszny żart - zaczynała marudzić, niedobrze. - Wiesz co? Jak byłam mała to oglądałam dobranocki. Jedną z bajek był "Marcelino" czy jakoś tak. W każdym razie kojarzysz mi się z tamtym bohaterem. - stwierdziła jak najbardziej poważnie.

    OdpowiedzUsuń
  27. [ Spoko:) tez tak czasami robię ;) ]
    Zadrżała lekko gdy obok niej pojawił się chłopak. Nie zwróciła na niego uwagi przy barze, bo była tak pochłonięta własnymi myślami, ze najzwyczajniej go nie zauważyła. Teraz spojrzała na niego swoimi zielonymi tęczówkami i chwilę milczała. Na jej policzkach pojawiły się lekkie rumieńce, których miała nadzieję, że w tak słabym świetle nie widać.
    - Całkiem dobrze. - powiedziała cicho i postarała się lekko uśmiechnąć.
    W zasadzie nie kłamała, bo nie czuła się tu źle. To, że świat koło niej bawił się inaczej nie znaczyło, że jej wersja jest gorsza. Ona po prostu potrzebowała nie być w domu i to właśnie robiła.
    - A ty? - zapytała chyba bardziej z grzeczności chociaż nie dała mu tego odczuć. Odwróciła od niego wzrok, teraz patrzyła znów na fale ciemnego morza.

    OdpowiedzUsuń
  28. - Spokojnie, zapłacę Ci jak już te zdjęcie stanie się arcydziełem.- Uśmiechnęła się do chłopaka i schowała aparat do torby. Rozejrzała się po pokoju w nieco oszołomioną miną, jakby do tej pory nie zdawała sobie sprawy jaki syf zrobiła wokół siebie. Właściwie tak można było powiedzieć, w końcu nigdy nie przykładała zbyt dużej uwagi do porządku.- Właśnie, wiedziałam że Cię znam.- Wskazała na niego palcem.- Ty jesteś Marcello, prawda?

    OdpowiedzUsuń
  29. Samara tej swojej cechy nigdy nie uznawała za uroczą. Jak mogły być urocze plamki na policzkach, które mówiły, że sytuacja nie jest dla ciebie komfortowa?
    Sam zwykle lubiła swoją samotność, nie przeszkadzały jej długie godziny spędzone z samą sobą, jednak ostatnio czuła się przytłoczona tym co działo się w jej życiu i takie wyjście zapewniało jej oderwanie. Grała muzyka, piła drinka i po prostu nie musiała o niczym myśleć. W domu, gdzie każdy szczegół przypominał matkę nie było to takie proste.
    - Jesteś Włochem? - to jej się skojarzyło z tym imieniem. Miało to zakończenie lo. Te wszystkie imiona brzmiały tak włosko. - Samara. - zreflektowała się po chwili i sama przedstawiła.
    Sam nie była osobą, która dużo mówiła w stosunku do nieznajomych i chyba dlatego grono jej znajomych jakoś specjalnie duże nie było. Rozmawiając z nią na początku zwykle trzeba było być po prostu cierpliwym i uwierzyć w nią. Mało osób szukało czegoś głębiej, nie oceniało po nieśmiałości.

    OdpowiedzUsuń
  30. No tak, docenienie tego, co się miało było trudne, bo człowiek zawsze chciał więcej i czego innego. Jednak czasami znajdował się ktoś w naszym świecie, kto pomagał nam zaakceptować siebie. Mogli to być chociażby prawdziwi przyjaciele, ale o nich było bardzo, bardzo trudno.
    - Zawsze te imiona, które mają na końcu o brzmią mi włosko, Giorgio, Domenico, Stefano, Guccio. - uśmiechnęła się pod nosem, bo wymieniła imiona znanych włoskich projektantów. Cóż zboczenie, czy jeszcze pasja? Sam nie umiała chyba tego określić.
    Sam nie bywała często w takich miejscach, więc jej głowa też nie była mocno. Jednak w każdą niedzielę do obiadu piły wino. Nie miała pojęcia czy tak dalej będzie. Wtedy poczuła, że jest głodna. Kiedy jadła ostatni porządny posiłek? Nie miała pojęcia.
    - Chyba się zbieram. Tutaj nie znajdę nic do jedzenia poza chrupkami lub słonymi orzeszkami, a ja jak to na typową Amerykankę przystało mam ochotę na hamburger. - powiedziała a raczej wyrzuciła z siebie jednym ciągiem. Może i była Amerykanką (chociaż nie znała swoich rodziców biologicznych więc nie wiedziała jakie ma korzenie), jednak jej figura nie była jedną z tych z których naśmiewał się świat. Sam uważała jednak, że można jeść wszystko, ale z umiarem. - Zwykle tego nie proponuje, ale jeżeli byś chciał iść ze mną to się nie pogniewam. - powiedziała z delikatnym uśmiechem i kolejnym rumieńcem.
    Prawda była taka, że nie chciała dziś być sama.

    OdpowiedzUsuń
  31. Kassidy oparła dłonie na kierownicy, wyłączając silnik i pochyliła się, patrząc na budynek.
    -To tu pracujesz? Łaaaał... - rzuciła z wyraźnym podziwem, następnie przeniosła wzrok na chłopaka. - Nie obrazisz się, jeśli posiedzę z Tobą jakiś czas, prawda? Ewentualnie będę Ci zapełniać luźniejsze chwile. - wzruszyła lekko ramionami, uśmiechając się przy tym. Po prostu, chciała spędzić z nim trochę czasu, by go lepiej poznać. Kassidy poznając bowiem ludzi, chciała zobaczyć ich we wszystkich niemal odsłonach, które posiadali.

    OdpowiedzUsuń
  32. [ Pomysł na wątek? Proooszę :> Potrzebuję tylko miejsca albo okoliczności i mogę zacząć :D ]

    OdpowiedzUsuń
  33. Samara wstała i uśmiechnęła się, gdy powiedział, że też coś by zjadł. Ona zwykle jadała w domu, a tam mama dbała o to, żeby posiłki były pożywne i odpowiednie, cóż nie pochwalała hamburgerów, ale kto by ich nie lubił? Sam jednak umiała nie przesadzać.
    - Niedaleko stąd jest taka mała knajpka. Wygląda trochę jakby czas się tam zatrzymał, ale jedzenie mają nieziemskie. - powiedziała szczerze i chwyciła swoją torbę z piachu. Założyła ją na ramię i doprowadziła do drogi. Na chwilę ustała. Nie miała najlepszej orientacji w terenie, ale wcale nie chciała dać po sobie tego poznać. - To w tamtą stronę. - powiedziała tak, aby jej głos brzmiał na pewny.

    OdpowiedzUsuń
  34. Nuda. Najgorsze i najczęściej spotykane zjawisko na kuli ziemskiej, dotykające ludzi odciętych od środków masowego przekazu, techniki oraz rzecz jasna towarzystwa innych osobników tego samego gatunku. Centrum Palm Springs wydawało się być dla dziewczyny mieszkającej z daleka od hałaśliwego miasta, iście prawdziwą stolicą rozrywki, gdyby pominąć godzinny dojazd oraz obowiązek pracy. Wbrew wysokim ocenom i przychylnym opiniom grona pedagogicznego oraz oczekiwaniom starszego brata, Catherine Andreoli osiągnęła jedynie pozycję kelnerki w podrzędnym barze "Heavy", kursując codziennie standardowe osiem godzin, podając herbatę lub inne posiłki. Troskliwemu mężczyźnie, a zarazem jedynej osobie żyjącej z rodziny Andreoli, pomysł o usamodzielnieniu się zaledwie dziewiętnastolatki, nie przypadł szczególnie do gustu. Dopiero po stoczonych bataliach słownych, pozwolił siostrze poznać smak prawdziwej pracy, licząc, iż zniechęci się zaledwie tydzień później. Blondyneczka natomiast odnalazła się w obowiązkach kelnerki, nie bojąc czasami ubrudzić rąk dla dodatkowego grosza, choć w ich domu nie brakowało pieniędzy. Cesar Fell zarabiał sporo, ale nie posiadał czasu dla swojej małej księżniczki; perspektywa gnicia w domu lub robienia czegoś pożytecznego, okazała się dla niej zbyt pociągająca.
    Sobotniego wieczoru czekała na brata, wystrojona w jedyną elegancką sukienkę, którą mieściła jej skąpa szafa. Strojenie się w przypadku Cathy, kompletnie nie wchodziło w grę; było niepraktyczne i pochłaniało bardzo dużo czasu... zamiast stać przed lustrem, wolała poświęcić parę chwil na gimnastykę lub poranny jogging. Dzisiaj jednakże zrobiła dla niego wyjątek, zerkając od czasu do czasu na ścienny zegar w salonie; przywykła do jego irytujących spóźnień, chociaż z wolna traciła cierpliwość. Minuty dłużyły się niemiłosiernie, by nie wiadomo kiedy, przekształcić się w godziny. Po dwóch, zrezygnowała nawet z bezcelowego telefonowania i po prostu ze złością zrzuciła z siebie ubrania, zażywając długiej, odprężającej kąpieli. Czy miała prawo być wściekła? Z jednej strony tak, ponieważ została perfidnie wystawiona do wiatru, ale z drugiej czuła się nieco dziwnie, zatem kolejne połączenia miały w sobie więcej desperacji. Kto by pomyślał, że ona będzie brała stłuczenie szklanki za zły omen.
    Opuściła łazienkę kwadrans później w samym puchatym szlafroku przywiezionym, jako pamiątka z Australii i wycierając jasne włosy w ręcznik, zeszła z powrotem na dół, przystając na chwilę przy oknie, gdzie zmierzch opadał na spokojną okolicę, pozostawiając ją w ciszy. Niepokój natomiast wzrastał; Cesar nigdy nie zostawiał Cathy samotnej o tej porze, starając się być każdej nocy w domu. Owszem, nie dotrzymywał słowa, czego kolejny dowód miała dzisiaj, gdy obiecawszy wyjście do kina, nawet nie zadzwonił, ale... martwiła się. Naiwne serduszko zaczęło bić mocniej, gdy przed oczami stanęła jej pewna nieprzyjemna scena, którą jednak zbyła, biorąc za przewrażliwienie.

    OdpowiedzUsuń
  35. - To nie było śmieszne - mruknęła przeciągając ostatni wyraz. - Jadłeś śniadanie? Może pójdziemy na naleśniki? - można było pokusić się o stwierdzenie, że w tym momencie zaświeciły jej się oczy. Po chwili owe iskierki przygasły z powodu zajęć, które podobno miały się niedługo zacząć.
    - Ty też do mnie po nazwisku? Co za ludzie - stwierdziła z delikatnym rozbawieniem. - Wiem, że fajna, a z tego, co pamiętam to chyba płakałam na ostatnim odcinku - zamyśliła się na chwilę, po czym gwałtownie podniosła swoje górne części ciała z ławki i wyprostowała się na krześle. Pani Molly nie posłała jej w tym momencie życzliwego spojrzenia. Wręcz przeciwnie. Lachowska poczuła się prawie jak w amerykańskim filmie o szkole, oczywiście takim niskobudżetowym.

    OdpowiedzUsuń
  36. [W ogóle chciałam powiedzieć, że podoba mi się remake karty!]

    OdpowiedzUsuń
  37. [Dobry. :) Jasmine i jej autorka mają nadzieję na wątek. :D Pomysł?]

    OdpowiedzUsuń
  38. - Byłeś naprawdę blisko. Jestem Harriet.- Mrugnęła porozumiewawczo do chłopaka i usiadła na łóżku cały czas uważnie się mu przyglądając.- Och tak, rozumiem.-Pokiwała głową próbując nawiązać jakiś kontak czy coś w tym rodzaju, niestety nie była dobra w rozmowach z nowopoznanymi osobami. Czuła przy nich coś w rodzaju jakiegoś ograniczenia, którego najzwyczajniej nie lubiła. W dodatku ten oto chłopak nie pamiętał nawet jej imienia, nie żeby była zła. Raczej można powiedzieć, że rozbawiona.

    OdpowiedzUsuń

Archiwum