czwartek, 24 maja 2012

Bienvenue dans ma réalité...!



Valerie Anabel St Michael przyszła na świat 5 stycznia 1994 roku w Nowym Jorku. Uczęszcza do II klasy o profilu medycznym. Orientacja biseksualna. Oprócz normalnych zajęć uczęszcza także na zajęcia taneczne do gr.I i III


Powiązania rodzinne:  Jane Sloan - matka Valerie była współwłaścicielką małej księgarni, gdzie poznała "drugą miłość swego życia" stało się to kiedy dziewczynka miała niecały rok, więc zostawiła dziewczynkę babci i ojcu w Nowym Jorku. Nie miała z nią prawie w ogóle kontaktu i nie wie, że ta mieszka w Palm Spring.

Jason Sloan - przyrodni brat dziewczyny, nie wie, że on to on, słyszała tylko, że ich wspólna matka kiedy wyjeżdżała z nowym partnerem była już w ciąży.

Jeremy i Jenna - także przyrodnie rodzeństwo Valerie, o którym ta nie ma pojęcia.

Emily St Michael - dużo młodsza siostra ojca Valerie, w sumie jakby nie było jest prawie jej rówieśniczką. Dziewczyna przyjechała do Palm Springs za swoją bratanicą i przyjaciółką, by nie robiła głupot sama. Bardzo ładna, wysoka, blondynka, która mimo ładnego wyglądu jest diabelnie inteligentna.



Wygląd:
Swą urodę Valerie odziedziczyła po matce, co uważa za swą zmorę. Odziedziczyła: nieskazitelną alabastrową skórę, na twarzy z nielicznymi piegami i dużymi jak lapis-lazuli oczami, którą okalają delikatne jasne włosy. To niewielka osóbka mająca 159cm wzrostu w kapeluszu. Mimo, że może być postrzegana jako blond piękność, ona sama ma niską samoocenę i raczej nie przywiązuje większej wagi do wyglądu zewnętrznego. A i jeszcze co ciekawe, gdy się uśmiecha możecie u niej zauważyć małe dołeczki w policzkach.

"Je Veux d'l'amour,
d'la joie, de la bonne humeur,
ce n'est pas votre argent qui f'ra mon bonheur,
moi j'veux crever la main sur le coeur
allons ensemble, découvrir ma liberté,
oubliez donc tous vos clichés,
bienvenue dans ma réalité."

Charakter:
Valerie jest pełną życia i energii, zaskakującą dziewczyną. Wyznaje filozofię epikureizmu. Ciekawa świata i życia, jest entuzjastką długich spacerów i wylegiwania się na łonie natury. Nie potrafi usiedzieć spokojnie w miejscu. To bardzo zabawna i odważna dziewczyna o duszy buntowniczki. Niestety, nie potrafi ona odpuszczać: jest bardzo mściwa. Ponadto wiecznie gdzieś się spóźnia, jest trochę naiwna i uparta. Ma słabość do niegrzecznych chłopców, romantyków uważa zaś za nudziarzy, a ona sama nie ma w sobie ani krzty romantycznej duszy. To mała trudna do okiełznania istotka, od której bardzo łatwo można się uzależnić.


Ciekawostki:
*jest jednym wielkim molem książkowym, rzadko można zobaczyć ją bez książki w ręce
*lubi sobie często popić alkohol i ... codziennie wypala ze dwie paczki Linków
*jej życiowym mottem jest "żyj chwilą"
*jest uczulona na truskawki, cytrusy i czekoladę, mimo wszystko nie może odpuścić od czasu do czasu truskawek w czekoladzie właśnie
*uzależniona jest od czerwonych paznokci i waniliowych perfum
*kocha koty i zwierzęta wszelakiego rodzaju
*uwielbia muzykę klasyczną i rocka
*nikt nie wie, że jako młoda dziewczyna była bardzo dobrym szermierzem
*gra na pianinie i skrzypcach
*jej związki są raczej krótkie i burzliwe, kierowane raczej porządaniem, a nie uczuciami, dziewczyna jeszcze nigdy nie była prawdziwie zakochana
*mieszka ze swoją ciotka i przyjaciółką Emily w apartamencie, który opłaca jej ojciec w ramach zadośćuczynienia
*ma niewielki tatuaż na prawej łopatce

26 komentarzy:

  1. [ Już któryś raz mam okazję czytać Twoją kartę i nie mogę się powstrzymać przed wskazaniem Ci dwóch, małych błędów. Mianowicie: "Bardzo ładna, wysoka, blondynka, która mimo ładnego wyglądu jest diabelnie inteligentna." To zdanie wskazuje na to, że ładny wygląd wyklucza fajny charakter? Trochę mnie to razi. Poza tym dalej napisałaś: "To niewielka osóbka mająca 159cm wzrostu w kapeluszu." To w końcu wysoka blondynka czy mała osóbka? Uf, ulżyło mi. Wybacz, musiałam! (: ]

    OdpowiedzUsuń
  2. [ proponuję wątek ;) masz pomysł na powiązanie? chętnie zacznę. ]

    OdpowiedzUsuń
  3. [No hej. :3 Jakoś powoli do przodu, to najważniejsze. A jak z Tobą, moja droga? Jasne, zawsze i wszędzie!]

    OdpowiedzUsuń
  4. [Bez rewelacji, poważnie. A w Twoim? :D]

    OdpowiedzUsuń
  5. [Ano okej, mój błąd. nie miałam zamiaru wyrzucać Ci niedopatrzeń w chamski sposób. Ale skoro tak.]

    OdpowiedzUsuń
  6. [Ależ ja sobie z tego zdaję sprawę. W końcu przebrnęłam przez maturę. :>]

    OdpowiedzUsuń
  7. [W sumie tak jak ja. Matka Vincenta żeni się z Ojcem Harriet, oczywiście Valerie wraz ze swoją matką otrzymuje zaproszenie od dobrej znajomej z Niemiec. Może spotkanie na ślubie?]

    OdpowiedzUsuń
  8. Państwo Williams byli ludźmi otwartymi i towarzyskimi, toteż uwielbiali różnego rodzaju spotkania towarzyskie i imprezy. Na jednej z takich imprez jeszcze na początku swego związku poznali pewną kobietę. Od razu załapali ze sobą świetny kontakt i postanowili, że ta znajomość przetrwa. Tak też się stało. Od wielu lat są dobrymi przyjaciółmi i spotykają się przynajmniej raz w tygodniu przy kawie. Tym razem kobieta pojawiła się tam w towarzystwie swojej bratanicy, a Nate z zaskoczeniem zauważył, że dziewczyna ta jest nikim innym jak jego dobrą znajomą ze szkoły. Nie wiedział, że jej ciotka tak często bywa u niego w domu.
    - Cześć – rzucił rozbawiony, gdy Valerie weszła do holu.

    OdpowiedzUsuń
  9. [Jestem chętna na to, żeby kontynuować. Więc jakbyś mogła przesłać mi to co było ostatnio, to byłabym wdzięczna :D]

    OdpowiedzUsuń
  10. Dom może nie był aż tak okazały, ale zdecydowanie wystarczał, a nawet był za duży jak na czteroosobowa rodzinę Williamsów. Byli bogaci, ale jakoś się z tym nie afiszowali. Rodzice chłopaka zaprowadzili swoich gości do salonu, gdzie trwała jakaś kameralna impreza i gdzie znajdowało się jeszcze kilkoro ich przyjaciół natomiast Nathaniel stanął w progu lustrując dziewczynę, która pojawiła się ze swoją ciotką. Znał ją, a przynajmniej tak mu się wydawało, mieli okazję co jakiś czas porozmawiać, wymienić swoje poglądy i tak dalej, jednakże nie było między nimi jakiejś szczególnej zażyłości a i Nate nigdy nie wybrał jej jako swój kolejny cel. Teraz obserwując niesamowicie urokliwą dziewczynę zastanawiał się dlaczego.
    - Naprawdę świetnie wyglądasz – zagadnął, wsuwając dłonie w kieszenie swoich spodni, zaraz jednak wyjął je i usiadł na trzecim schodku, nie odrywając od niej spojrzenia. Najchętniej to już by się zmył z tej imprezy, ale niestety obiecał matce, że tego dnia nie wyjdzie z domu, więc utknął tutaj. Cieszył się, że przynajmniej nie będzie sam.

    OdpowiedzUsuń
  11. Uniósł wzrok znad swoich niestarannych notatek, gdy usłyszał głos dziewczyny. Uśmiechnął się do niej szeroko. No cóż, zazwyczaj wolał pracować sam, ale dziewczyna raczej nie wyglądała na osobę leniwą, więc mógł spróbować.
    - Hej. Jestem Russell - powiedział.
    Nawet jej głos brzmiał bardzo radośnie, więc nie spodziewał się, żeby ich praca wyglądała tak, że to on będzie odwalać całą robotę, a potem na świecące oczy, nauczyciel uwierzy jej, że to ona się narobiła. Dlatego Russell zazwyczaj wolał pracować sam. A tym razem sam pewnie by sobie nie poradził, bo jakoś patrzenie przez mikroskop nie było jego mocną stroną.
    - Mam nadzieję, że będzie nam się miło pracowało, bo z tym nauczycielem mamy ze sobą na pieńku. Też uważasz, że straszny nudziarz z niego?

    OdpowiedzUsuń
  12. On miłym romantykiem? Gdyby powiedziała to na głos, pewnie zabiłby ją śmiechem. Ta dziewczyna najwyraźniej nie słuchała tego wszystkiego co krążyło po szkole. Najwyraźniej nie znała Nathaniela Williamsa i nie wiedziała, jaki jest. W sumie to nawet dobrze, choć niewątpliwie nie miał zamiaru udawać kogoś kim nie jest. No nie ważne, teraz byli na siebie skazani czy chcieli czy nie, bo chyba nie mieli zamiaru usiąść przy stole z bandą nadętych ludzi, którzy dyskutowali o jakichś pierdołach.
    - Nie, nie mam najmniejszej ochoty przebywać w tym domu – powiedział kręcąc energicznie głową. – Ale niestety moja matka uważa, iż traktuję ten dom jak hotel, więc postawiła mi ultimatum – odchrząknął znacząco i przeczesał palcami nieco przydługie włosy. – Albo w końcu spędzę trochę czasu z rodziną, albo będę musiał poszukać pracy i własnego mieszkania, co nie koniecznie jest mi na rękę obecnie.

    OdpowiedzUsuń
  13. Dylan codziennie rano biegał, nie było co do tego wyjątków. Chyba, że akurat choroba męczyła go dość wyraźnie, wtedy dla zdrowia musiał sobie odpuścić. W przypadku jego nawyków żywieniowych sport był konieczny, dlatego zamiast się migać postanowił go polubić. Ostatecznie weszło mu to w krew i teraz był typowym sportowcem.
    Jak zwykle rano włożył słuchawki do uszu, rozgrzał się przed wyjściem bo nienawidził ćwiczenia na środku chodnika i wyszedł z domu biorąc się od razu za bieg. Spokojnie obserwował puste uliczki, wszyscy jeszcze smacznie spali kiedy on był na pełnych obrotach. Potem czekała go jeszcze szkoła, trening piłki nożnej, może siłownia i powrót do domu późnym wieczorem. Zastanawiał się, czy uda mu się do tego planu dorzucić jeszcze imprezę, na którą wyciągali go kumple. Nawet nie zauważył w tym wszystkim, że w jego kierunku biegła dziewczyna, prawdopodobnie tak jak on robiąca sobie poranne przebieżki. Ostatecznie nie zderzył się z nią, ale dość mocno trącił ją barkiem i wtedy od razu oprzytomniał.
    - Nic się nie stało? Przepraszam, zamyśliłem się – od razu zaczął się tłumaczyć wyjmując słuchawki z ust. Dziewczynę jako tako kojarzył, chyba chodziła do tej samej szkoły. Nic więcej o niej nie wiedział.
    [Mam nadzieje, że może być tak...]

    OdpowiedzUsuń
  14. [Napisałam „z ust” ? Matko, mój błąd. Miało być z uszu oczywiście. Tak to jest jak się robi tysiąc rzeczy na raz, trochę dialogu filmowego, prezentacji na WOK i wychodzi na to, że słuchawki Vern nosi w ustach xD ]
    Pomógł jej stanąć pewnie na nogach trzymając ją za ramiona, jeszcze tego by brakowało, żeby przewróciła się znowu i zrobiła sobie krzywdę. Dylan poczułby się jeszcze bardziej głupio niż teraz. Nie lubił takich sytuacji, kiedy musiał czuć się winny. Z reguły tłumaczył sobie, że to nic, ale zamyślił się i potrącił dziewczynę przypadkiem. Niestety, nie jest on chuderlawym chłopaczkiem który tylko lekko uderzy w inną osobę. Jego budowa wskazywała na to, że nawet najdrobniejszy kontakt może się zakończyć upadkiem, albo chociaż większym zachwianiem. Warto było też dodać, że Vern czasem poruszał się jak słoń w składzie porcelany i nie lubił tego uczucia, kiedy to się działo. Nie był niezdarą, po prostu zdarzało mu się rozbić to i owo, albo tak jak teraz potrącić kogoś niechcący.
    - Na pewno ? – zerknął na nią lekko przechylając głowę na bok, wyglądała na rozkojarzoną. Nie dziwił jej się, w końcu spokojnie sobie biegła i nagle coś wybiło ją z rytmu. Sam czasem tak miał, chociaż w tej chwili szybko się otrzeźwił.

    OdpowiedzUsuń
  15. [Oczywiście, że wolę, żeby razem tańczyli. To doskonały pomysł! :D:D]

    OdpowiedzUsuń
  16. [Jasne, zaczynam, mam nadzieje, że wszystko zagra jak cza xD]

    Sala była pełna luster i dużych okien wychodzących na zachód. Widok prowadził na zielony ogród, co dodawało nieprawdopodobny zapał do tańca. Nic tak nie pobudzało duszy w artyście, jak piękno, a tancerze bez dwóch zdań mogli zaliczać się do tego grona.
    Na sali było kilka osób, trenowano arcy ciężki układ taneczny do skocznej muzyki. Pot lał się strumieniami, ale i z każdą chwilą efekt był lepszy, bardziej zaskakujący. Nikt tutaj nie był dzieckiem, wszyscy wiedzieli, że tylko ciężka praca zapewni im sukces a im bardziej wytrenowane ciało tym lepiej. W końcu muzyka ucichła, a instruktorka stojąca przy magnetofonie ujęła się pod bokiem i odezwała się.
    - Dobra, układ zespołowy uważam na dzisiaj za przećwiczony. Colin, Valerie teraz wy. Mam nadzieje, że popiszecie się dzisiaj talentem.
    Chłopak wytarł twarz w ręcznik i napił się wody, kierując spojrzenie na swoją tancerkę. Uśmiechnął się szeroko kiedy ich oczy się spotkały i mimiką twarzy dał jej znać, że oto katusze się zaczynają.

    OdpowiedzUsuń
  17. - Hej, hej – spojrzał na nią łapiąc ją pod ramię. Wyglądało na to, jakby dziewczyna miała zaraz zemdleć, a on nie do końca wiedział co ma zrobić. Ostatecznie zaprowadził ją do najbliższej ławki i posadził na niej, sam kucnął przy niej i podał jej butelkę wody, którą miał przy sobie. Miał tylko nadzieje, że to nie on tak strasznie nabroił.
    - Coś nie tak ? – spojrzał na nią pewniej, przyglądał jej się tak przez dłuższą chwilę. Nie wiedział co się z nią działo, ale nie wyglądała najlepiej – Mam po kogoś zadzwonić? Potrzebujesz karetki ? – zapytał nieco spanikowany. Chciał tylko jakoś pomóc, ale wciąż niewiele mógł zrobić dopóki nie wiedział co dolegało dziewczynie. Widać było tylko, że nie trzyma się na nogach.

    OdpowiedzUsuń
  18. Na kilka minut sala zamieniła się w usychający ogród, a oni wyginali swe ciała niczym zwiewne wstęgi, które targa gniewny wiatr. Byli cierpiący a jednocześnie piękni, samotni, ale też i nie mogący oderwać się od ciebie. Tylko w takich chwilach magia zdawała się istnieć naprawdę.
    Colin miał już swoją wystudiowaną mimikę twarzy, więc przez większość tańca trwał w niej niczym w założonej masce.
    - Lancaster wyżej te ramiona, wciąż wygląda, jakbyś bał się jej dotknąć. Valerie to nie balet, nie kurcz tak tych stóp - wrzeszczała instruktorka, która dla nikogo nie miała za wiele litości. Swoim bystrym okiem potrafiła wyłapać każdy, nawet najmniejszy błąd i robiła z tego aferę godną trzeciej wojny światowej - Jak wy chcecie cokolwiek wygrać? Tańczycie, jak dwa sztywne patyki!
    - Jeszcze chwila, a jej przyłożę - mruknął Colin, kiedy twarz jego i Valerię znalazła się kilka centymetrów od siebie.

    [Jest git xD]

    OdpowiedzUsuń
  19. [ Nie wiem, chyba to jest ta pora, kiedy brak mi kreatywności. ]

    OdpowiedzUsuń
  20. Instruktorka westchnęła z zachwytu, chociaż trudno powiedzieć, aby wyraz jej twarzy był bliski zadowoleniu.
    - Dobrze, chociaż tyle potraficie... miłość, dużo miłości proszę - instruowała ich bez końca.
    Od momentu ich pocałunku namiętna melodia zmieniła się w bardziej żwawą, co miało charakteryzować eksplozje ich uczucia. Zaczarowany ogród przeobraził się w taneczną scenę, gdzie ich układ wyraźnie przyśpieszył. Oderwali się od siebie, aby tańczyć w sporej odległości tylko po to, aby znów złączyć się w jednej figurze. Teraz w tańcu były elementy hip-hopu, salsy i breakdance, co było mieszaniną nie tyle zaskakującą co szalenie oryginalną.
    - Ona w ciąży? - Colin zachichotał partnerce do ucha - Chciałbym to widzieć. Mówią, że jest lesbą... zresztą możliwe. Gapi się tylko na ciebie - znów się zaśmiał.

    [Super *.* Wątek nie jest nudny, cudownie...]

    OdpowiedzUsuń
  21. - No - tylko tyle był w stanie powiedzieć, nim zaczerpnął zbawienny oddech. Przetarł spocone czoło i klapną sobie pod ścianą, podczas gdy instruktorka wezwała kolejną parę na parkiet. Chwile później nowa muzyka wypełniła duszne pomieszczenie - Na dzisiaj chyba tyle, ale ona nas nie puści - wskazał na smukłą kobietę, która jeszcze chwile temu nie dawała im żyć - Ale w budynku jest kawiarenka więc możemy tam czmychnąć, ale najpierw idę pod prysznic - postanowił i wstał kierując się do męskiej łazienki.
    Po piętnastu minutach był gotowy i przebrany w zwykłe ciuchy, a niesforne loki związał stylu w krótką kitkę, co trochę odsłoniło jego twarz.
    - Ciekawe czy i tym razem okażemy się zwycięzcami - rozpoczął temat, kiedy wyszli z sali i znaleźli się na korytarzu, gdzie pracowały wentylatory dając przyjemy chłód - Thomas i Anabella są naprawdę nieźli i mają dobry układ, zaczynam się martwić.

    OdpowiedzUsuń
  22. Musiał przyznać, że pomysł z pomaganiem w dekorowaniu sali do najlepszych nie należał. Już od rana, razem z Harriet wieszli białe balony na sali, starając skupić się na tym gdzie mają być małe, a gdzie średnie. Musiał przyznać, że dawno już nie widział swojej matki aż tak szczęśliwej, wszędzie biegała, co chwilę chichocząc i wymieniając całusy ze swoim nowym, przyszłym mężem. Vincent rzucał im tylko ironiczne spojrzenia, co chwilę zganiając blondynkę na tyły sali weselnej, w celu uspokojenia swoich nerwów nikotyną. W końcu do zaczęcia tej całej rodzinnej szopki pozostało niepełne pięć godzin. Tak więc wszyscy rozeszli się do domów, w celu przygotowania się do przyjęcia.
    Kiedy stał przed lustrem, zwinnym ruchem zawiązując krawat, zastanawiał się, dlaczego właściwie nikogo nie poprosił aby z nim poszedł. Oczywiście, miał tutaj wiele znajomych, które jeszcze za czasów dobrego kontaktu, oddałyby wiele aby móc skraść Vincentowi chociaż jeden taniec. Jednak najzwyczajniej w świecie były one nudne, pozbawione wyrazu i kontrastu. Jedyną osobą, z którą mógłby na tym weselu dobrze się bawić, była Valerie. Jednak on sam nie był pewien, czy zamierza się ona w ogóle pojawić. Ostatnio bardzo rzadko się z nią widywał. Zerknął na zegarek, który pokazywał, że za pół godziny rozpocznie się msza, chwycił więc szybko marynarkę, po drodze zachodząc po Harriet, a potem udał się z nią w miejsce wyznaczone przez rodziców. Już nie mógł się doczekać tych wszystkich komentarzy ze strony ciotek...

    [Nie szkodzi, ciesze się, że się pokazałaś w końcu. xD]

    OdpowiedzUsuń
  23. [Coś zawsze się znajdzie :)Po przeczytaniu Twojej karty do głowy przyszło mi spotkanie na łonie natury. Valerie mogłaby leżeć gdzieś na jakimś odludziu i czytać książkę, on z kolei przyszedłby do "swojego" miejsca, by poćwiczyć nowe utwory na gitarze. Okazałoby się oczywiście, że w jego zaciszu już ktoś jest i tak nawiązałby się jakiś kontakt. Co Ty na to? I przede wszystkim - czy dasz radę zacząć? :)]

    OdpowiedzUsuń
  24. [Może się tym razem uda kto wie... Masz może jakiś pomysł?]

    OdpowiedzUsuń

Archiwum