Savannah Liddell
Pojawiła się na świecie 24 marca 1994r.
Urodziła się w Paryżu, dorastała w Nowym Jorku, uczy się w Palm Springs.
Obywatelstwo francuskie, amerykańskie (od ojca) i włoskie (od matki).
Ojciec nie żyje, matka prowadzi jego rodzinny interes, ojczym żeruje na ich kontach bankowych.
Jedynaczka, spadkobierczyni hoteli Harlot, ukrywająca się wokalistka.
Profil ekonomiczny, klasa trzecia, zajęcia filmowe i drużyna siatkówki.
Jej szuranie kolorowymi trampkami usłyszał jeszcze zanim pojawiła się przy jego aucie. Nie trzeba było się odwracać, te dźwięki ocierania się podeszw o asfalt były charakterystyczne tylko dla jednej osoby. Tylko ona potrafiła w tak swobodny oraz mało elegancki sposób poruszać się po chodniku, bez zwracania uwagi na to, że komuś może to przeszkadzać.
- Chyba zgubiłam klucze do mieszkania.
Ciemne blond włosy zakołysały się na lekkim wietrze, gdy oparła niewielką stopę o zderzak i usiadła na nagrzanej masce samochodu. Materiałowa torba ściągnięta z ramienia leżała na ziemie, przejmując na siebie część mocnych promieni słonecznych.
- Znowu? - Zaśmiał się cicho, przekręcając głowę tylko na tyle, na ile musiał, żeby móc zerknąć na lewy profil dziewczyny. Skrzywiła się odrobinę, bo resztki nikotynowego dymu dotarły do jej wrażliwego nosa. Spojrzenie jej błękitnych tęczówek przesunęło się na dłoń, w której trzymał źródło jej nieszczęścia. A przynajmniej jednego z nich. Z cichym westchnieniem rzucił dopiero co rozpoczętego papierosa na ziemię i przydepnął go sportowym butem.
- To nie jest zabawne. Matka się wścieknie. - W jej głosie słychać było irytację, a nawet pewnego rodzaju desperację. Bez trudu był w stanie wyobrazić sobie, jak wywaliła wszystkie rzeczy ze szkolnej szafki tylko po to, aby zorientować się, że plik brzęczących kluczy wcale nie znajduje się tam, gdzie być powinien. Cała Savannah.
- Mówiłem Ci żebyś dała jeden komplet mnie, przynajmniej nie zmieniałabyś co tydzień zamków.
Nie zauważył jak skrzywiła się po raz drugi, tym razem nie z powodu nieprzyjemnego zapachu. Tego jednego mógł być pewien, że nigdy nie zrobi. Podobnie jak tego, że nigdy nie zaufa mu na tyle, żeby powiedzieć, że boi się zaufać komuś stuprocentowo.
- Daj spokój, ślusarz trochę zarobi, ktoś musi wspierać jego biznes. Chodź, pojedźmy na plażę. - Zsunęła się z samochodu i obeszła go, siadając na miejscu pasażera i od razu zapinając pasy. Nie miał większego wyboru. Wyciągnął z kieszeni kluczyki, a zanim zasiadł za kierownicą, zgarnął z ziemi torbę, po którą Savannah już zbierała się, żeby wrócić.
- Nie komentuj - poprosiła ze śmiechem i odebrała od niego torbę, a gdy już usiadł obok niej to pocałowała go krótko w pokryty zarostem policzek. - Dzięki. Słuchałam ostatnio tej płyty, którą mi dałeś. Są nieźli, ale teksty mają trochę...
Uśmiechał się pod nosem, trzymając rękę na jej zagłówku i wycofując auto, podczas gdy Savannah gadała jak najęta o muzyce. Jedyny temat, który nigdy się jej nie nudził.
Zauważyła go.
- To nie jest zabawne. Matka się wścieknie. - W jej głosie słychać było irytację, a nawet pewnego rodzaju desperację. Bez trudu był w stanie wyobrazić sobie, jak wywaliła wszystkie rzeczy ze szkolnej szafki tylko po to, aby zorientować się, że plik brzęczących kluczy wcale nie znajduje się tam, gdzie być powinien. Cała Savannah.
- Mówiłem Ci żebyś dała jeden komplet mnie, przynajmniej nie zmieniałabyś co tydzień zamków.
Nie zauważył jak skrzywiła się po raz drugi, tym razem nie z powodu nieprzyjemnego zapachu. Tego jednego mógł być pewien, że nigdy nie zrobi. Podobnie jak tego, że nigdy nie zaufa mu na tyle, żeby powiedzieć, że boi się zaufać komuś stuprocentowo.
- Daj spokój, ślusarz trochę zarobi, ktoś musi wspierać jego biznes. Chodź, pojedźmy na plażę. - Zsunęła się z samochodu i obeszła go, siadając na miejscu pasażera i od razu zapinając pasy. Nie miał większego wyboru. Wyciągnął z kieszeni kluczyki, a zanim zasiadł za kierownicą, zgarnął z ziemi torbę, po którą Savannah już zbierała się, żeby wrócić.
- Nie komentuj - poprosiła ze śmiechem i odebrała od niego torbę, a gdy już usiadł obok niej to pocałowała go krótko w pokryty zarostem policzek. - Dzięki. Słuchałam ostatnio tej płyty, którą mi dałeś. Są nieźli, ale teksty mają trochę...
Uśmiechał się pod nosem, trzymając rękę na jej zagłówku i wycofując auto, podczas gdy Savannah gadała jak najęta o muzyce. Jedyny temat, który nigdy się jej nie nudził.
Długie blond włosy dotykają prawie pasa, naturalnie lekko falowane, często przykryte różnymi czapkami lub kapturami. Błękitne tęczówki z soczewkami, które korygują minimalną wadę wzroku. Grube rzęsy, gładka cera, zgrabny nos i pełne, bladoróżowe wargi. Małe piersi, ukształtowana przez sport zgrabna sylwetka. Mierzy 174cm wzrostu i rzadko jest wyższa, bo szpilki zakłada od święta. Jej szafa pełna jest luźnych t-shirtów, krótkich i dłuższych spodni, swetrów, kurtek i cienkich bluz. Ma kolekcję trampek oraz czapek. Na nadgarstkach zawsze ma jakieś bransoletki.
Ładna, brzydka, chuda, gruba, wysoka, niska. Dla każdego inna.
Zauważyła go.
Swoim powolnym, wiecznie leniwym krokiem zmierzał w kierunku wind, żywo dyskutując z jednym z członków rady. Widziała ten jego szyderczy uśmiech, który śnił jej się po nocach; dłonie, których dotyku nigdy znieść nie mogła, jakby intuicyjnie wiedziała że nie jest to nic przyjemnego. Na szczęście nie obejrzał się, nie zauważył jej palącego, przepełnionego nienawiścią wzroku. Jej obrzydzenia, które wydawało się wypełniać cały przestronny hol hotelu.
- Panno Liddell?
- Savannah?
Głosy recepcjonisty i przyjaciela dotarły do niej stłumione, z pewnym opóźnieniem. Dość nieprzytomnie spojrzała na obu, a po namyśle pogrzebała chwilę w torbie leżącej na blacie i wyciągnęła z niej okulary przeciwsłoneczne. Przedmiot, który miał ochronić ją przed okazywaniem prawdziwych emocji, które wylewały się z jej tęczówek.
- Wszystko gra?
Mimowolnie odsunęła się, gdy dłoń przyjaciela wylądowała na jej ramieniu.Jeszcze raz spojrzała w tamtym kierunku, ale winda już się zamykała. Nie wiedział, że tutaj była. Odwróciła się więc do recepcjonisty, który wyraźnie czekał na jakieś polecenia, w dłoni trzymał słuchawkę, którą chciał powiadomić zarząd, że jest już na miejscu.
- Nie było mnie tutaj, nie przyjdę na naradę. Niech Natalie prześle mi później raport ze spotkania.
Pociągnęła stojącego obok niej chłopaka za ramię, wydostając się w dość szybkim tempie z hotelu. Z ulgą wzięła głęboki oddech, a fakt, że powietrze było suche i gorące, dużo gorsze od tego w klimatyzowanym budynku w ogóle jej nie przeszkadzał.
- Savannah...
Chciał ją objąć, przytulić, zapytać co takiego się stało, że opuszcza spotkanie, na które tak cholernie jej się śpieszyło. Nie mógł jednak, bo blondynka tylko na chwilę dała się przygarnąć do silnego, męskiego ciała. Była przy tym strasznie spięta, co bez trudu dało się wyczuć.
- Zabierz mnie do domu, Mitch, proszę - wyszeptała cicho, robiąc te dwa kroki w tył, żeby ich ciała nie dotykały się bezpośrednio. Nigdy tego nie lubiła, nawet jeśli wiedziała, że Mitch jest tylko przyjacielem i nic jej przy nim nie grozi.
- Panno Liddell?
- Savannah?
Głosy recepcjonisty i przyjaciela dotarły do niej stłumione, z pewnym opóźnieniem. Dość nieprzytomnie spojrzała na obu, a po namyśle pogrzebała chwilę w torbie leżącej na blacie i wyciągnęła z niej okulary przeciwsłoneczne. Przedmiot, który miał ochronić ją przed okazywaniem prawdziwych emocji, które wylewały się z jej tęczówek.
- Wszystko gra?
Mimowolnie odsunęła się, gdy dłoń przyjaciela wylądowała na jej ramieniu.Jeszcze raz spojrzała w tamtym kierunku, ale winda już się zamykała. Nie wiedział, że tutaj była. Odwróciła się więc do recepcjonisty, który wyraźnie czekał na jakieś polecenia, w dłoni trzymał słuchawkę, którą chciał powiadomić zarząd, że jest już na miejscu.
- Nie było mnie tutaj, nie przyjdę na naradę. Niech Natalie prześle mi później raport ze spotkania.
Pociągnęła stojącego obok niej chłopaka za ramię, wydostając się w dość szybkim tempie z hotelu. Z ulgą wzięła głęboki oddech, a fakt, że powietrze było suche i gorące, dużo gorsze od tego w klimatyzowanym budynku w ogóle jej nie przeszkadzał.
- Savannah...
Chciał ją objąć, przytulić, zapytać co takiego się stało, że opuszcza spotkanie, na które tak cholernie jej się śpieszyło. Nie mógł jednak, bo blondynka tylko na chwilę dała się przygarnąć do silnego, męskiego ciała. Była przy tym strasznie spięta, co bez trudu dało się wyczuć.
- Zabierz mnie do domu, Mitch, proszę - wyszeptała cicho, robiąc te dwa kroki w tył, żeby ich ciała nie dotykały się bezpośrednio. Nigdy tego nie lubiła, nawet jeśli wiedziała, że Mitch jest tylko przyjacielem i nic jej przy nim nie grozi.
Mieszka w za dużym domu z Americą, swoim psem.
Nienawidzi horrorów, zimna i wszelkiego robactwa, zwłaszcza pająków.
Zakochana w musicalach oraz dobrych książkach.
Pisze pod pseudonimem recenzje do gazet muzycznych.
Świadoma marzycielka, skryta romantyczka, nieśmiała w kontaktach z nowymi.
[ Będę miła i się przywitam. Wiem, że chęć na wątek jest - bo zawsze jest, ale pytam o pomysły jakieś <3 wiadomo im bardziej szalone i pokręcone tym ciekawsze :D ]
OdpowiedzUsuń[Shadow, Moses i America. Będzie fajnie]
OdpowiedzUsuńTo takie dziwne. Jeszcze dwa dni temu był w Nowym Jorku i- pomijając fakt, że większość tego czasu przeleżał na miękkim dywanie w pokoju Layli, robiąc jej za żywy materac, razem z Shadow i Moses- musiał brylować na salonach, czego serdecznie nie znosił. 90% ludzi, których się tam spotykało to malkontenci, nieudacznicy albo debile, a przynajmniej tak wyglądali z perspektywy Langdona. Musiał jednak pojawić się z ojcem i matką na tej pseudo-prestiżowej gali. Dobrze przynajmniej, że miał zajęcie, bo noszenie Layli na rękach przez cały wieczór było bardzo dobrym sposobem na uspokojenie się. Bo przecież nie obyło się bez kłótni z ojcem, bez wrzasków matki i płaczu sześciolatki, która najbardziej nie lubiła tego rodzaju spięć. Później jednak ktoś- pewnie Chardonnay- ubrała małą w jej fioletową sukienkę, Danny wbił się w marynarkę i mogli iść, pouśmiechać się podczas pozowania do zdjęć z rodzicami i wrócić do domu. A teraz znowu był w Palm Springs, z Shadow i Moses, mógł migać się od niewygodnych zajęć, podrywać stażystkę od śpiewu, kręcić nosem na stołówkowe żarcie i w zaciszu swojego domu oglądać American Horror Story, zajadając się przy tym krewetkami zapiekanymi w serze i popijać je czerwonym winem. Życie było fajne, jeśli umiał się je dobrze ustawić.
Ale była też szkoła, w której od czasu do czasu musiał się pojawiać, jak na przykład w środę, po powrocie z Nowego Jorku, gdy był już spóźniony o dwie godziny i niewyspany, ale musiał się stawić na zajęciach. Audi zatrzymało się w idealnej odległości od słupka, a Langdon wysiadł z niego, nie przejmując się zupełnie tym, że nad jego miejscem parkingowym wisi tabliczka "Tylko dla personelu". Woźny mu to wybaczy. Zawsze wybaczał.
Danny ze średnim zainteresowaniem potoczył wzrokiem po dziedzińcu. Tu i tam na ławkach porozkładały się jakieś dziewczyny, które być może poznał bliżej, ale ich nie pamiętał. Widocznie niedostatecznie się starały. Ale dostrzegł też coś interesującego- jedną, którą pamiętał bardzo dobrze, chociaż po prawdzie nie miał powodów, bo nigdy nie znalazła się z nim sam na sam. Chuda blondynka w idiotycznej czapce i z zeszytem pod pachą. Wstała ze swojego miejsca na ocienionym murku i ruszyła w stronę szkoły, połowę swojego dobytku- w tym torbę- zostawiając za sobą. Była nieobecna, jak zwykle. No... prawie zwykle.
Langdon szybko zebrał jej rzeczy z murka i byle jak wcisnął do torby, którą zarzucił sobie na ramię, a zmierzając w stronę Savannah podniósł jeszcze klucze, które wypadły jej z kieszeni. Naprawdę... gdzie ona miała oczy?
-Cześć, Liddell. Mam propozycję. Dam ci ten autograf, jak mnie pocałujesz, a tak w ogóle... Mam tutaj twoje rzeczy i nie zamierzam z nimi chodzić cały dzień...- na wszelki wypadek wskazał jej torbę, dyndającą smętnie na jego ramieniu.- Więc mają być dwa buziaki. No dawaj, dawaj, bo spóźnisz się na... Na co ty tam właściwie idziesz...? Nieważne. No... nie bądź wredna! Podpiszę ci każdy zeszyt, obiecuję!
Danny
O, proszę, jakie to to pyskate od rana. Szkoda, że wcześniej nie wpadła na przehandlowanie mu kilku groupies w zamian za podpis, którego tak chciała, choć sam Daniel nie miał pojęcia po co jej to?
OdpowiedzUsuń-Sam mogę ci kupić wodę, torby do tego nie potrzebujesz.- prychnął, ale w końcu odpuścił, oddając jej przynajmniej ten płócienny worek w którym trzymała swoje rzeczy. Nie oznaczało to bynajmniej, że pójdzie w swoją stronę i znajdzie sobie inną ofiarę do dręczenia- wprost przeciwnie. Popędził w ślad za Savannah do automatu, gdzie ona zainwestowała w wodę, on w monstera, a potem zagrodził jej drogę, gdy próbowała odejść.
-A ty dokąd? Sorry. Jesteś mi coś winna, więc idziesz ze mną, słonko.- Danny posłał jej jeden z tych wiele mówiących, pewnych siebie uśmiechów i spróbował objąć dziewczynę ramieniem, ale szybko się wyślizgnęła.- Jak sobie chcesz. Tracisz jedyną i niepowtarzalną okazję przytulenia się do mnie za free, twoja sprawa. Ale i tak ci nie odpuszczę.- to mówiąc, Langdon złapał za pasek torby zwieszającej się z ramienia dziewczyny i pociągnął ją za sobą na parking. Zakupy jeszcze nikomu nie zaszkodziły, prawda?
-Wyglądasz na kogoś, kto marzył o byciu jedną z księżniczek Disneya, więc musisz mi pomóc. Pewna sześcioletnia panienka będzie niepocieszona, jak nie dostanie prezentu na urodziny, a ja już wyczerpałem swój zasób pomysłów. Potrzebuję jeszcze czegoś żeby skompletować całą paczkę... I ty mi to coś znajdziesz.- nadawał w kółko, gdy tak bezceremonialnie ciągnął Savannah za sobą. Zatrzymał się dopiero przy samochodzie, tym z jego aut, które najmniej rzucało się w oczy.
-A po wszystkim zapraszam na obiad. Może być?
-"Obiad możemy pominąć"- przedrzeźniał ją, uruchamiając silnik, mruczący miarowo pod maską.- Nie możemy. Przyda Ci się trochę tłuszczu pod tym podkoszulkiem, bo niedługo całkiem znikniesz.- zawyrokował, wyjeżdżając z parkingu i ciągle przyspieszał, kierując się na jedną z głównych dróg.- Mając na myśli "coś", wcale nie mam na myśli ubrania. Uwierz, z ubraniem dla niej byś nie trafiła. Nie wiem, możesz wybierać we wszystkim, od zabawek po zwierzęta. Szukasz prezentu dla mojej młodszej siostry.- wyjaśnił w końcu, podając jej swój telefon, gdzie na tapecie miał oczywiście swoje zdjęcie z Laylą, która już teraz była do niego trochę podobna.
OdpowiedzUsuń-Już? Lepiej ci ze świadomością, że nie zamierzam porwać komuś dzieciaka? Layla przyjeżdża do Palm Springs, chciała się ze mną zobaczyć zanim pojedziemy w trasę, a ja nie mam jak się ruszyć do Nowego Jorku.- nie musiał wspominać Savannah, że razem z małą w Palm Springs zjawi się też jego matka. Na szczęście większość czasu będzie pewnie spędzała z daleka od rodzeństwa, bo Danny nie zamierzał Layli dać się tutaj nudzić.- Ej! No mów coś do mnie!- zażądał, bo Liddell milczała, gapiąc się na zdjęcie w jego telefonie.
[króóóóóóóóóóóóóóóóóóóóóótko :(]
[Proponuje, żeby były przyjaciółkami, bo Noelle również przyda się taka bardzo zaufana osoba, z którą mogłaby się bez konsekwencji powygłupiać, pójść od czasu do czasu na zakupy albo do kina, i której wreszcie bez problemu by się zwierzała lub też doradzała w ważnych sprawach. Poza tym, Dawson jest przecież związana z Francją. Czyli kolejna rzecz, która je łączy oprócz siatkówki!
OdpowiedzUsuńDobra, nie przynudzam, jeśli zechcesz, możemy później najwyżej wpleść do wątku Mitcha.
Miejsce spotkania, nie wiem, seans filmowy, trening przed ważnym meczem. Albo wiem! Obie pójdą śledzić dziewczynę, o którą Noe jest zazdrosna, bo za dużo czasu spędza z Timem. Oczywiście przy okazji nieumyślnie władują się, w jakieś małe kłopoty :D
Kolejna opcja, wspólnie pojadą odebrać małego z przedszkola, a na miejscu okaże się, że go nie ma.
Wybieraj! A może sama dysponujesz czymś lepszym?]
[Czekam w takim razie cierpliwie :)]
OdpowiedzUsuńKoalę, żyrafę, słonia... cokolwiek, byle tylko uszczęśliwić Laylę. Taką zasadę przyjął Danny jeśli chodziło o sprawianie prezentów siostrze, więc w zasadzie nic w wyborze Savannah (a szczerze wątpił, żeby zdecydowała się porwać małej zwierzę z zoo) nie mogło go zaskoczyć. On jak był mały zawsze chciał mieć samochód. No i proszę bardzo, teraz był duży i miał już trzy, ale- pomimo tego, że znał swoją siostrzyczkę jak nikogo innego, może poza chłopakami z zespołu- nie mógł wpaść na nic konkretnego. I stąd wyrośnięta księżniczka, dziedziczka hoteli Harlot, w jego samochodzie, ze swoim miętowym shake'em i wypchaną pierdołami torbą.
OdpowiedzUsuń-Lockhart nie pilnuje nam grafiku, a że dopiero co wróciliśmy z Europy, wcale mnie dziwi, że nie ma o niczym pojęcia. I wybacz, your highness, nie wiedziałem że moje towarzystwo jest dla Ciebie aż takim ciężarem, że nie możesz pójść ze mną na wagary, pomóc mi i ze mną zjeść. Wiem, że nie wyglądam jak Ben czy James, ale litości...- Danny uśmiechał się lekko pod nosem, gdy tak jęczał. Uwielbiał dręczyć Liddell, to było jak sport, tylko czekał aż pewnego dnia ona odejdzie i przestanie się do niego odzywać.
-Umówmy się tak. Jak przyjedzie Layla, dam jej prezent od Ciebie, w sensie ode mnie, ale ten który Ty wybierzesz, a jak jej się spodoba, dostaniesz całą podpisaną dyskografię. A jak jej się nie spodoba... To pojedziesz ze mną na Revolver Golden Gods. Tak w ramach rewanżu.
Danny
[Cześć! :) Ochota na wątek z Maksem? I może jakieś pomysły? :)]
OdpowiedzUsuńMaks
Danny naprawdę znajdował przyjemność w lataniu z nią po sklepach i babraniu się w dziewczęcych rzeczach, lalkach, misiach, poduszeczkach, domkach, konikach na biegunach, króliczkach, piżamkach... Tak. Zależało mu na siostrze. Bardziej niż na sobie samym, na kumplach z zespołu, na znajomych ze szkoły; bardziej niż na rodzicach i dziadkach i całej reszcie rodziny. Była jedynym dzieckiem, którym kochał i chciał, by pozostała nim na zawsze. Nie raz kiedy o tym myślał w ten sposób, przychodziła mu do głowy scena z "Wywiadu z Wampirem": kiedy Louis i Lestat zmienili małą Claudię w wampirzycę, jej ciało przestało się rozwijać, ale mentalność należała do dorosłej, przebiegłej kobiety. Z tym, że dla Layli wolałby zachować i jedno, i drugie: lubił swoją siostrę i jej dziecięcą naiwność, brak rozróżnienia tego, co w życiu dobre, a co złe; ba- zazdrościł jej, że jest dzieckiem i nie widzi tego jak beznadziejne w gruncie rzeczy jest życie... I dlatego był gotów przedreptać za Savannah (boże, czy ona naprawdę tak wolno się poruszała?! jakim cudem nigdy wcześniej tego nie zauważył?) każdy sklep w Palm Springs, a jeśli nie w Palm Springs to w Miami... prawdę mówiąc, mógł wsadzić ją w samolot, zabrać do LA, SF, Des Moines... gdziekolwiek, byle tylko znalazła coś, co spodobało by się sześciolatce z nadopiekuńczym starszym bratem.
OdpowiedzUsuńI miał za swoje, bo gdy Savannah cudem (ale z niej chuchro...) uniosła tego misia, otworzył oczy ze zdumienia, bo... chyba trafiła w sedno.
-Postaw, bo się przewrócisz. Przepraszam bardzo... Chciałbym tego misia, obwiązanego czarną kokardą.... do domu.- zagadnął ekspedientkę, która ogłupiała patrzyła na nich jak na parę idiotów.- Savannah, postaw tego miśka i...
-Czy pana dziewczyna chciałaby do niego...
-To nie moja dziewczyna. Proszę go przywieźć...- idąc za nią do kasy, dyktował jednocześnie adres i umawiał się na konkretną godzinę z kurierem. Nie była to jednak godzina przyjazdu małej do jego domu, nie był to nawet ten sam dzień. Zwyczajnie, chciał mieć wszystko gotowe na jej przyjazd.
Zapłacił więc za gigantycznego miśka... i dokładnie w tej chwili w jego głowie zrodził się szatański plan.
-No dobra, Liddell. Odwaliłaś swoją robotę. Poczekamy co powie mała...- mruknął do Savannah, która, chcąc nie chcąc, zgodziła się z nim pójść do pewnej meksykańskiej knajpy.
Szatański plan zakładał między innymi okłamanie Savannah, ale to było najmniej istotne. Bardziej istotne było to, że musiał zarezerwować dwa bilety do LA na 14 lutego. Najgłupsza data na rozdanie nagród dla jego środowiska muzycznego. Wszystko w LA miało ociekać serduszkami. I może liczył, że to pomoże mu dobić targu z Liddell i dostać (w zamian za ten cholerny autograf) to, czego zawsze chciał? Może. Kto tam wie, czego życzyłby sobie Bettley?
OdpowiedzUsuń-Dzięki za pomoc. I tego... odezwę się, czy Layli się podobało.- obiecał jej, gdy już odstawił dziewczynę pod dom; zaraz zresztą odjechał, żeby podzielić się swoim radosnym planem z Benem. I co Bettleya tak cieszyło? Gra, w którą bawił się z kobietami, a fakt że Savannah zawsze mu się opierała, tylko wszystko dodatkowo upiększał.
W weekend, gdy matka (która od razu z lotniska pojechała do spa) i Layla były już w mieście, najpierw pojechał po swoją siostrzyczkę na lotnisko, a potem zabrał na lody, do kina...
-Danny, zapomniałeś?
-O czym, mała?
-Zapomniałeś! Zawsze zapominasz! I zawsze się wykręcasz!- nie, Layla wcale nie była rozpuszczona, choć na taką mogła wyglądać dla obcych, gdy tak wykłócała się z nim, jak już wyszli z sali kinowej.
-O czym znowu zapomniałem?
-Ostatnio zapisałeś sobie w telefonie! I co, nie przypomniał Ci?- Lay tupnęła nóżką, chociaż tak naprawdę była jedynie ubawiona i chciała udowodnić bratu, że ma sklerozę i nie pamięta o jej urodzinach. Langdon sięgnął więc po telefon i demonstracyjnie sprawdził o czym to też "zapomniał".
-Aaaa! Znowu się zestarzałaś? Masz tu nawet siwy włos...
-Wcale nie... Gdzie?- zaśmiał gdy zaczęła się oglądać w dużym lustrze i podniósł dziewczynkę wyżej. Zabrał ją do domu, wkurzając ją po drodze śpiewaniem "Happy Birthday" w różnych wersjach (tak, w wersji Marilyn Monroe też) i nie mógł się już doczekać miny dzieciaka, gdy okaże się, że jej prezenty trzeba będzie wysłać do NY kurierem. Layla nie była rozpieszczonym dzieckiem- nie tupała nogą, gdy czegoś chciała i nie domagała się krzykiem nowych rzeczy, nie chodziła też w kostiumach za setki, tysiące dolarów- więc Danny wiedział, że ze wszystkich rzeczy (nie tylko materialnych czy kupionych, niektóre zrobił sam, ręcznie o dziwo) które dostanie od niego na szóste urodziny, najbardziej będzie jej się podobała najprostsza zabawka: ogromny misiek, którego wybrała Savannah.
I tu właśnie zaczynał się jego misterny plan okłamania Liddell. A okazja do tego nadarzyła się już w środę, gdy Layla była w Nowym Jorku, a on wrócił do szkoły i bezceremonialnie przysiadł się do dziewczyny na stołówce.
-Pudło, złociutka. 14 luty, ja, ty, LA, Revolver Golden Gods. Cierp. I ładnie się ubierz. A dostaniesz dyskografię i co tylko będziesz chciała. Misiek został u mnie...- to ostatnie to akurat była prawda, Layla stwierdziła, że będzie częściej przyjeżdżać, gdy on tu będzie.- Mam już bilety. I wpisałem Cię na listę gości, dlatego... Lepiej się przyszykuj.- ostrzegł ją, a potem poderwał się z krzesła i popędził w swoją stronę.
Cudownie, a więc nie dość, że ciągnął ją na imprezę, na której być nie zamierzała, to jeszcze miał robić za gościa w jej hotelu i spać w apartamencie. Dla czegoś takiego warto było porzucić dom ojca w Bel Air. Nie mógł tego lepiej zaplanować, a przynajmniej do takiego wniosku doszedł, widząc Savannah w sukience, w holu należącego do niej hotelu. Wynajętym samochodem przejechali przez LA do miejsca, w którym odbywało się tegoroczne rozdanie. Dan miał na sobie kremowy, luźny blezer, którego nawet nie chciało mu się zapiąć na dwa ostatnie guziki pod szyją, a do tego swoją skórzaną kurtkę i podarte w kolanach spodnie, również czarne. Workersy też zostawił luźno zawiązane i ogólnie prezentował się dość niechlujnie, ale kogo to obchodziło? I tak wyglądał lepiej niż podczas jednego z koncertów, kiedy to wyszedł na scenę (nawalony oczywiście) kompletnie nagi... Długo co prawda tak nie paradował, bo w końcu techniczny, Tyler, rzucił mu coś żeby obwiązał się w pasie, no ale...
OdpowiedzUsuń-Sama będziesz prosiła, żeby zostać na afterparty.- Danny uśmiechnął się do niej, pewny swego, gdy hummer pokonywał kolejne przecznice miasta, jadąc na wzgórza Hollywood.- Zwykle tam kręcą się najlepsi ludzie, no i... Lubisz Skid Row, prawda?- spytał ją, uśmiechając się jeszcze szerzej. Jasne że lubiła, przecież wiedział to od Mitcha.- Sebastian Bach jest hostem afterparty. No i moim przyjacielem, więc jeśli chcesz, wystarczy tylko ładnie mnie poprosić i voila.- dodał, z kpiarskim uśmiechem odwracając twarz do okna. Nie pożałował tego, że ją zabrał również, kiedy spotkał się z zespołem przed wejściem. Jasne, każdy przyszedł z jakąś panną. Jakąś- a on miał Liddell, którą bądź co bądź znał każdy, choćby ze słyszenia.
Całą ceremonię przesiedzieli grzecznie, przynajmniej Danny. Tylko od czasu do czasu komentował to i owo pod nosem, wyżywając się słownie na co mniej uzdolnionych artystach, którzy nie wiadomo skąd dostali statuetkę. W końcu przyszła i ich kolej- best male vocalist należało do niego, best touring band- do całego zespołu, więc wygrali w dwóch kategoriach, na którym im najbardziej zależało. A potem, gdy już próbowali opuścić teatr w którym odbywała się gala, ktoś zatrzymał jego i siłą rzeczy Savannah też, na czerwonym dywanie, z czego Bettley- po tym jak odpowiedział na wszystkie pytania- skorzystał w dość chamski, ale zabawny sposób. Savannah chciała autograf? Ok.
-Macie może jakiś flamaster?- zwrócił się do dziennikarzy, a gdy mu go podano...- Założyłem się z tą dziewczyną, że przyjdzie ze mną na tę galę i w zamian za to dostanie autograf...- uświadomił ich, a potem... podpisał się. Wprost na dekolcie dziewczyny.
W zasadzie myliła się tylko w jednym punkcie: nie chciał ani nie próbował zrobić z niej swojej dziwki. Tylko we właściwy sobie sposób potraktował całą sytuację, obracając ją na swoją korzyść i chcąc wkurwić Savannah. I udało mu się, co odczuł na lekko porośniętym zarostem policzku, gdy go uderzyła. Nie ubodło go to jakoś szczególnie, zwłaszcza że nikt na nich nie patrzył i nikogo dookoła nie było. Co go podkusiło, żeby potem wymusić na niej to, o co się prosił od dawna? Może to uderzenie. Może jej złość, spowodowana tym, że przeinaczyła jego intencje. Może fakt, że był z nią sam na sam, a ona... cóż... W sukience traciła swój pseudo punkowo-hipsterski urok dziewczyny w trampkach i za luźnym swetrze, koleżanki z sąsiedztwa; za to nabierała zupełnie innego, dziewczęcego, uwodzicielskiego, choć sama pewnie nie miała takiej świadomości. No i na pewno nie wiedziała, że rumieńce tylko dodają jej urody, podobnie jak roziskrzone złością oczy.
OdpowiedzUsuńTylko dlatego ją pocałował, tylko, a może i aż dlatego. O ile jemu przyszło to łatwo, o tyle jej ewidentnie nie pasowało, co zauważył poniewczasie. Nie chodziło o to, żeby mdlała, ale... była sparaliżowana. Tylko czym do cholery? Nie zamierzał przecież gwałcić jej na środku parkingu! Ani tam ani nigdzie indziej zresztą...
-Savannah, dobrze się czujesz?- spytał, widząc jak panicznie ucieka wzrokiem. Co to miało do cholery być? Od kiedy Liddell miała napady paniki, gdy ktoś ją całował...? W końcu nie wytrzymał, stanowczo objął ją ramieniem i odsunął od drzwi hummera, żeby je otworzyć, a potem... potem po prostu wepchnął ją do środka. Jeśli nadal chciała ukrywać płacz, to ani trochę jej to nie wychodziło.
-Bel Air- warknął do kierowcy, nim zamknął szybę odgradzającą ich od niego, przez którą żaden dźwięk nie mógł wydostać się na zewnątrz. Dom ojca był pusty- i dobrze. Mógł ją tam zabrać, ale zanim to...
Mimo tego co wykrzykiwała po prostu przysunął się bliżej i objął ją ramieniem, nie zważając na łzy, jęki i co raz większą paranoję w jaką wpadała. Byli już poza terenem parkingu, zmierzając dokładnie w odwrotną stronę niż wszyscy jego znajomi, którzy wybrali się na afterparty. Przez wieczorne korki i tak mieli dotrzeć do Bel Air po godzinie, może wcześniej, a Savannah... wiła się i szarpała, ale trzymał ją mocno, nie puszczając nawet gdy wbiła mu paznokcie w dłoń czy przedramię, albo gdy rozorała mu nimi policzek. Po prostu przytulał ją do siebie i czekał aż opadnie z sił. Kompletnie nie wiedział co powinien teraz zrobić, ani dlaczego Savannah tak zareagowała.
-Uspokój się, mała, przecież nic Ci nie robię..- prosił ją szeptem, jednocześnie masując lekko ramiona dziewczyny.
W dalszym ciągu nic z tego nie rozumiał. Wydawało się, że najlepiej będzie po prostu zaprzestać jakichkolwiek prób dotykania czy uspokajania jej. To było... dziwne. I wolał w to nie wnikać, nie mając podstaw, żeby ją wypytywać. Nawet się nie odezwał, gdy przeszedł do kuchni i po pięciu minutach wrócił stamtąd z zimnym okładem na policzku i miętową herbatą dla Savannah, zaparzoną w wielkim, niebieskim kubku. Postawił ją na stoliku, nie patrząc nawet na dziewczynę. Nie, żeby był obrażony- po prostu wolał się nie narzucać, skoro już udało im się osiągnąć jako taką równowagę między histerią a względnym spokojem.
OdpowiedzUsuń-Savannah...- zaczął cicho, ale zrezygnował, widząc, że dziewczyna leży na kanapie z przymkniętymi oczyma. Jedyne co zrobił, to sięgnął po miękki koc i po prostu go na niej położył, nawet nie próbując dotknąć dziewczyny. A później po prostu odwrócił się w kierunku schodów i chciał zgasić światło, zanim zniknie na górze. Sięgnął do wyłącznika, ale spojrzał jeszcze w stronę dziewczyny, która wierciła się niespokojnie na kanapie i świdrowała go wzrokiem.
Po tym co wyprawiała w samochodzie już nic go nie dziwiło, nawet życzenie, żeby zostawił jej zapalone światło. Co go zresztą obchodziły rachunki? To nie był jego dom, pojawiał się w nim bardzo rzadko, więc mógł sobie pozwolić na ten luksus pozostawienia światła w salonie. Wolał jej nawet nie proponować, żeby przeniosła się do którejś z sypialni na piętrze, sam zresztą też dużo czasu spędził w domowej bibliotece, gdzie- niezwykle inteligentnie- spalił chyba pół paczki papierosów, czytając Mistrza i Małgorzatę.
OdpowiedzUsuńWstał jako pierwszy i wyminął Savannah w salonie, nie budząc jej. Dopiero gdy sama pojawiła się w kuchni, odważył się na nią spojrzeć.
-Nie przepraszaj. W sumie to moja wina.- skomentował tylko, wzruszając ramionami. Nie spieprzyła mu tego wieczoru aż tak jak jej się wydawało...- Posłałem po Twoje rzeczy do hotelu, godzinę temu przyjechały. Możesz iść się przebrać.- powiedział jeszcze, nie siląc się nawet, żeby być nie wiadomo jak sympatycznym.- Lodówka i wszystko inne też są do Twojej dyspozycji, chyba że wolisz jechać do hotelu, ale... już beze mnie. Za to z nim.- Langdon uśmiechnął się pod nosem, odwracając głowę i wskazując jej podbródkiem kogoś ukrytego za kuchenną wyspą. Bach już pochylił się nad blatem i uśmiechał się do dziewczyny przyjaźnie.
Danny zostawił ich samych, poszedł przywlec torbę Savannah z przedpokoju, a potem wskazał jej pokój gdzie może się przebrać, nim razem z Sebastianem pojedzie na to cholerne śniadanie. On został w domu, miał coś do załatwienia, a na odchodnym powiedział jej tylko:
-Jeszcze raz przepraszam. Do zobaczenia w Palm Springs.- no, i tyle go widzieli.
Po powrocie z LA (a wrócił dwa dni później niż ona), zorientował się jedynie, że nie ma jej w szkole. I szybko chyba nie planowała się tam pojawić, bo nie było jej do końca tygodnia a i z początkiem następnego nie wróciła na swoje stałe miejsce na stołówce. Dlatego Langdon zrobił kolejną głupią rzecz: zebrał po domu kilka rzeczy związanych ze swoim zespołem- trzy płyty, jakieś tam wydanie trylogii-teledysku na dvd razem z filmami z trasy i dokumentem o zespole, dwa plakaty... i jak obiecał, podpisał się na wszystkim, dwóch innych członków kapeli też, bo jeszcze dwaj byli nieobecni, zapakował to ładnie (lub raczej ktoś zapakował za niego), dorzucił do tego bukiet tulipanów (taki jaki doradził Mitch, czyli duży i czerwony) i kartkę z odręcznym napisem "Sorry. Chyba zawalisz przeze mnie szkołę", a potem wysłał to kurierem do jej domu.
Dlaczego się tak postarał? Bo jej obiecał. A on raz że nie rzucał słów na wiatr, a dwa że trochę przedyskutował całą sprawę z Jamesem i Samem, którzy zgodnie stwierdzili, że powinien przeprosić, ale nie tak jak to miał w zwyczaju, tylko tak... Właśnie o tak. Pamiątki z trasy? A co mu było po tym badziewiu, którego miał w domu od cholery i ciut ciut? Lepiej było wcisnąć je Savannah, ona przynajmniej mogła się ucieszyć.
OdpowiedzUsuńOn uniknął rodzicielskiej troski, bo chyba wszyscy, którzy mieli się przyzwyczaić do tego że jest w stanie pocałować każdą, a z niejedną zrobić jeszcze więcej, już się do tego przyzwyczaili i nie komentowali. Natomiast zdjęcia z czerwonego dywanu i plotki, które rozpuszczali ludzie w stylu Briana... To było mało istotne. I tak nikt nie zwracał na to uwagi, a on przynajmniej mógł się pośmiać na widok tych kilku fotek, jak podpisywał się na dekolcie Liddell.
Ale czego jak czego- gości się nie spodziewał. Nie tego dnia i nie o tej porze, a mimo to Savannah weszła do jego domu jak do siebie. Nie to żeby mu to przeszkadzało- akurat był w kuchni, z której szerokie drzwi balkonowe prowadziły na mały tarasik za domem, przez który Savannah dostała się do środka. tuż za ścianą znajdował się salon, wystarczyło przejść kawałek... i wszystko byłoby ok, gdyby nie to, że nie był sam.
-Cześć, Savannah- uśmiechnął się lekko, obmyślając plan jakby tu w miarę dyskretnie spacyfikować Lylę, żeby siedziała u siebie i oglądała bajki. Rodzice wyjechali na wakacje, więc mu ją podrzucili, dobrze wiedząc że dla nich dwojga to będą najlepsze trzy tygodnie w Palm Springs ever.- Musiałem, nie musiałem, musisz to roztrząsać? Wysłałem. Mam nadzieję, że chabazie nie zwiędły za szybko.- mruknął z łobuzerskim uśmiechem, wskazując jej, żeby usiadła sobie na hokerze przy kuchennej wyspie.- Coś do picia? Wodę, soczek, herbatę, kakao, drinka, wino?- wyrzucił z siebie na jednym wdechu, chcąc już zostawić ją samą, pójść na górę, ale...
Layla już biegła. Słychać było tupanie jej nóżek na górze i potem po schodach, a potem jak biegnie przez wielki salon. W momencie w którym Dan stawiał przed Savannah szklankę z sokiem pomarańczowym, była już w kuchni.
-Danny! Daaanny, no chooooodź! Obiecałeś mi...- jęczała, obejmując go za kolana i nie miał już wyboru, musiał ją podnieść.
-Wiem, że obiecałem, ale mam gościa, widzisz? Przyszła koleżanka ze szkoły...
-Savannah?
-Savannah- zgodził się ze śmiechem, przeklinając samego siebie, że nie poszedł na górę od razu, tylko sprowokował jej konfrontację z dziewczynką.- No dobra, księżniczko. Co chcesz?
-Tosta- zawyrokowała mała, świdrując zielonymi oczkami dziewczynę.- Ty też chcesz tosta?- zwróciła się do niej, ignorując prychnięcie brata.
Danny z reguły był człowiekiem, który świetnie radził sobie w kuchni, ale z Laylą na rękach nie był w stanie przygotować dwóch tostów i herbaty z pieprzem, cynamonem i kardamonem. Dlatego posadził ją na stołku i zajął się robieniem tostów, od czasu do czasu zerkając na Laylę. Mała za to ciekawie popatrywała na Savannah.
OdpowiedzUsuń-Obiecał tylko obejrzeć ze mną Gwiezdne Wojny. Nic nie stracę- odparła dziewczynka, a potem zmarszczyła brwi.- Ale nie idziemy wcześnie spać?
-Nie, jasne że nie. Jak Savannah sobie pójdzie, to i tak będziemy oglądać.
-Mhmmmm...- Layla sięgnęła do miski z owocami, po czym zaczęła turlać jabłko po stole. Nie lubiła ciszy, lubiła za to zadawać ludziom krępujące pytania i najzwyczajniej w świecie oczekiwała najprostszej odpowiedzi. Dlatego Danny tylko czekał aż wypali...
-Jesteś jego dziewczyną?- zwróciła się do Liddell, znowu przewiercając blondynkę spojrzeniem.
-Layla!- Dan zganił ją, nie patrząc ani na jedną ani na drugą, chciało mu się za to śmiać.- Nie, nie jest moją dziewczyną. Przestań się tak zachowywać, co?
-Przepraszam.- uśmiechnęła się szeroko do sparaliżowanej Liddell.- Danny mówił, że to Ty wybrałaś mojego misia...- i tutaj Dan uniósł głowę znad tostera, do którego zdążył już włożyć grzanki.- Dzięki. Jest świetny.- i jak gdyby nigdy nic, Layla zaczęła nawijać o tym, jaką miała frajdę widząc tego pluszaka i... Langdon aż jęknął w duchu. Takie piękne kłamstwo...!
-Już, nagadałaś się?- Na górę. Przyniosę Ci jedzenie.- burknął, nagle tracąc dobry humor. Layla jednak go wyprzedziła- sama wyciągnęła sobie kolację i zanim wymaszerowała z kuchni, pożegnała się z Savannah. Z Dannym wolała nie dyskutować.
-Wyjaśnię Ci to, dobra? Tylko się nie złość...- Dan zerknął z niepokojem na Liddell, której już zaczęła trząść się warga.- Skłamałem, żebyś pojechała ze mną do LA. W sumie nie mam na swoje usprawiedliwienie nic poza tym, że potrzebowałem dziewczyny. I...- patrzył na nią, czekając na wybuch.- Przepraszam. Tylko nie wpadaj w histerię.
Lepiej by było, gdyby podpięła go pod taką właśnie grupę ludzi, bo przynajmniej nie musiałaby prosić o takie bzdury jak telefon. I miała rację- nie grał z nią fair. Dla niego 'fair' było pojęciem bardzo relatywnym, zależnie od sytuacji, zachowywał się 'fair' lub nie. Najczęściej nie, kiedy chciał wykorzystać okazję i załapać się na coś jak to właśnie rozdanie nagród, albo sobie z kogoś zażartować. W przypadku Liddell miało to też swoje drugie dno, którego jeszcze do końca nie odkrył. Jemu się w LA podobało, mimo wszystko.
OdpowiedzUsuń-Taksówkę? Po co? Odwiozę Cię- rzucił szybko, odkładając jabłko na blat. Po namyśle jednak odrzucił je Liddell i wziął sobie następne.- Layla, niedługo wracam!- krzyknął, wychodząc z Savannah na zewnątrz. Dokładnie zamknął drzwi od tarasu, przekręcając kluczyk w zamku, żeby nikt nie dostał się do środka. Zresztą, ile miało go nie być? Piętnaście minut?- Ladies first- rzucił z uśmiechem, wskazując jej drogę do zaparkowanej nieopodal corvetty. W milczeniu pogryzał swoje jabłko, ona też zresztą nic nie mówiła. Ale... na dobrą sprawę co miała mówić? Chyba już się nauczyła z kim ma do czynienia?
-Słuchaj... Naprawdę przepraszam za LA. I... jedyne co mogę Ci oddać w zamian za to kłamstwo to albo podpisana płyta Iron Maiden albo nasze nowe demo, które powinno jeszcze być w studiu.- Dan uśmiechnął się, dość łagodnie prowadząc auto po czarnej jak smoła drodze. Było już ciemno, niemniej był to całkiem ładny, ciepły wieczór, akurat żeby iść po plaży zamiast jechać samochodem do domu oddalonego o tak mały dystans- nie mógł jednak zostawić Layli samej na tak długo.- Zastanów się. A co do miśka, to już wiem co dam Ci na urodziny. Zrobię to przy całej szkole- uprzedził, przyspieszając nieznacznie. Liddell nadal milczała, w zamyśleniu gryząc owoc. Danny zjechał na podjazd jej domu, koła zachrobotały o żwirową nawierzchnię.
-No to... dzięki za odwiedziny.- zdążył jeszcze z siebie wyrzucić, nim blondynka wysiadła i trzasnęła drzwiczkami od corvetty.
Langdon normalnie nie spędzał popołudni na plaży, z aparatem i psami biegającymi dookoła, integrował się ze światem, zupełnie inaczej niż Savannah. Nie był jednak zdziwiony, widząc ją na plaży. Nie raz i nie dwa spotykali się tak podczas spacerów, nigdy jednak Dan nie miał ze sobą Layli, która od razu zaczęła bawić się z Americą.
OdpowiedzUsuń-Danny, dostanę takiego?- spytała, kładąc ręce na głowie Alaskana i spoglądając w jego przyjazne oczy.
-Jak będziesz grzeczna. Idź, pobaw się z nimi.- poprosił, kierując się powoli w stronę Liddell. Ciągle miał siostrę na oku, obserwował ją, nie przeszkadzało mu to jednak podejść do znajomej, uwalić się na piasku i westchnąć ciężko, gdy nawet nie zareagowała.
-Nie śpij, bo ci skóra zlezie. Zobaczysz, spieczesz się, jak się nie posmarujesz.- zamarudził, szturchając ją szybko palcem w brzuch. Zamiast tego, normalnie byłby pewnie gdzieś indziej, może w małym, ale całkiem przytulnym mieszkanku Reed? Może. Lubił Reed. Uwielbiał ją irytować, choć było to ciężkie do zrobienia. Lubił się do niej przytulać, bo... był jedną z niewielu osób, które znały jej słodką tajemnicę i nie zamierzał jej nikomu zdradzić. Cali Reed, uciekinierka, którą znał odkąd skończył pięć lat, rozpustnica. Gdyby jej biologiczni rodzice wiedzieli co ona wyprawia, pewnie dostaliby palpitacji.
-Długo tak tu leżysz?- zapytał, zanim wymierzył w nią obiektywem aparatu. Dzięki temu na zdjęciu miała otwarte oczy, patrzące na niego bystro, z lekką irytacją- całkiem niezły portret.
Savannah źle na to patrzyła. Shadow i Moses należały do niego, mała nigdy nie miała ich na długo, zawsze dorywczo, gdy akurat była w Palm Springs, lub gdy on ruszył się do Nowego Jorku. A przecież wiedział, jak źle ona znosi samotność, jak bardzo boi się gdy nie ma nikogo dookoła... Kilka razy zdarzyło się, że- gdy nad NY szalała burza- pisała do niego smsy z telefonu ukradzionego matce, żeby tylko poczuć się bezpieczniej. I co, i on miał może nie kupić jej tego cholernego kundla? W życiu. Prędzej dałby jej całą watahę.
OdpowiedzUsuń-Jeszcze dwa tygodnie. I chrzanię, mogę wylecieć.- Dan wzruszył ramionami, robiąc dla odmiany zdjęcia psom i dziewczynce. Faktycznie, słońce nie raziło aż tak, żeby trzeba było się smarować kremem, tu Liddell miała rację- ale wróżyło też, że szybko zrobi się ciemno. Tyle tylko, że teraz mógł odprowadzić Savannah do domu razem z Laylą, bez strachu, że dziewczynce coś się stanie...
-Lay, nie właź za daleko!- krzyknął, gdy mała zbliżyła się do wody i weszła już po kolanka. Obróciła się tylko i pomachała, na znak że rozumie. Psy też już były w wodzie, merdając mokrymi ogonami, co na zdjęciach wyglądało naprawdę świetnie. Tylko...
-Savannah?- Dan zerknął na dziewczynę, która tylko zamruczała coś pod nosem. Pomachał jej ręką przed oczyma- nic. Zachichotał cicho, bo... ona najwyraźniej w świecie zasnęła! I to cholernie mocnym snem, bo nie obudziła się, gdy zagwizdał na psy (Shadow i Moses poprowadzili Americę do domu Bettleya), ani gdy wołał Laylę, żeby mu pomogła i wzięła torbę blondynki. Samą Savannah zajął się osobiście- delikatnie uniósł ją w powietrze i tylko zaśmiał się cicho, gdy sama wierciła się w jego ramionach tak, by mieć jak najwięcej oparcia.
Nawet z obciążeniem doszedł do domu dość szybko, więc zaniósł ją do jednej z sypialni dla gości i narzucił na dziewczynę koc. Musiała być bardzo zmęczona, skoro nie zauważyła zmiany otoczenia i nic nie wyrwało jej z drzemki... Około 22 Layla też już odpadła, więc położył ją w jej sypialni. Wstał godzinę później, gdy już mocno spała; zajrzał do Liddel- ta też była nieprzytomna. Prychnął pod nosem i zlazł na dół do kuchni, żeby nałożyć sobie lodów.
[No to leci kabarecik]
OdpowiedzUsuńCali Reed. Posługiwała się tą fałszywą tożsamością odkąd policja złapała ją w jednym z pociągów na stacji w Palm Springs. Chciała jechać dalej, ale życzliwi gliniarze wsadzili ją do domu dziecka, skąd zabrała ją Madeleine. Nigdy nie przyznała się większości swoich znajomych kim tak naprawdę jest. Sama już zapomniała tamto życie- odcinała się od niego w każdy możliwy sposób, rezygnując z luksusów i bzdurnych bankietów. Wolała zapieprzać po szkole w rozwalających się trampkach, kusić, prowokować... Do momentu, w którym osiągnęło to absurdalny poziom, a ona nigdy nie była sama w łóżku. Jedyne pozytywne wspomnienia to odnowienie znajomości z Langdonem, który poznał prawdę jako pierwszy, zaakceptował i zatrzymał dla siebie. Nie obchodziło go, czemu uciekała przed przeszłością, ba, on ją pewnie nawet na swój dziwny sposób zrozumiał i może nawet rozgrzeszył. Kochała tego dupka, był jak brat- brat z którym od czasu do czasu, do momentu w którym jego życie zmieniło się o 180 stopni, sypiała na całkowicie przyjacielskich warunkach.
A później w żartach obwiniała go, że przyprowadził do niej Austina i jej życie też się zmieniło. Nie od razu, musiało minąć sporo czasu, by zrozumiała, że tak naprawdę wiszenie głową w dół to nie jest sposób na życie. Zresztą, Austin też bywał w klubie, w którym tańczyła i przypadkiem odkrył, że oprócz wkurwiania Bettleya i dawania dupy, Cali zajmuje się też tym. Na początku czuła się dziwnie, nie wiedziała co się dzieje- nie wiedziała jak wygląda klasyczne, ogłupiające zakochanie. Dowiedziała się dzięki niemu i dzięki niemu się zmieniła, bo on... nie potrzebował kogoś specjalnego. A może raczej: potrzebował, kogoś niezwyczajnego, kogoś kto byłby o wiele lepszym materiałem na miłość życia, ale chciał jej. Więc zamieszkali razem, w małym, ciasnym- zwłaszcza dla takiego wielkoluda jak on- mieszkanku Madeleine i obserwowali siebie nawzajem. On pilnował, czy ona da radę wytrwać przy tym co mu obiecała. A ona pilnowała, żeby nie próbował zostawić jej samej.
Pewnego wieczoru powiedziała mu więc kim jest. A Austin machnął ręką, mówiąc, że dla niego i tak jest tylko Cali Reed, która nadwyrężyła sobie kark, wisząc głową w dół na drągu. I wrócił do oglądania Gwiezdnych Wojen, ale na wszelki wypadek objął ją ciaśniej ramieniem, jakby chciał pokazać że ona, ta właśnie Reed, jest tylko jego.
Dwa lata. Dwa pełne lata. A ona nie miała go jeszcze dosyć, jeszcze się nim nie nacieszyła, chociaż z początku ciężko było uwierzyć, że będzie miała jednego faceta, na stałe. Danny śmiał się, że mógł go tam nie przyprowadzać, ale... Danny i tak miał Savannah. A Reed zżymała się na żarty, gdy Austin mówił do niej po imieniu.
-Wstawaj! Myślisz, że ile będę czekała aż łaskawie się podniesiesz?- była dwunasta, a on jeszcze spał. Ostatnio znowu bolało go serce, chociaż usiłował to ukryć, ale nie... nie udało się. Reed wdrapała się na łóżko, na sam jego środek, tam gdzie Austin leżał na brzuchu, nakryty kołdrą po samą szyję; tylko jego wytatuowane ramiona wystawały spod niej i znikały pod poduszką. Usiadła na nim okrakiem, odchylając kołdrę tak, by móc bez przeszkód go masować. Za parę dni miała jechać do Miami, on wyjeżdżał z zespołem. Znowu mieli się nie widzieć przez dwa miesiące. Nic dziwnego, że nie chciała żeby przespał ten czas.
-Austin... Do cholery!- zawyła, kując go paznokciami.- Daj znać że żyjesz!
Winę za to, że obudziła się w ciemnym pokoju ponosił brak świadomości Dana o jej lęku. Owszem, pamiętał że w LA spała z zapalonym światłem, ale uznał to za efekt uboczny tej dziwnej histerii. Zresztą, Savannah i tak nie mogła zaprotestować, gdy wychodził z pokoju, bo już spała, ściskając ręką brzeg koca i nie reagując na nic. America została przy niej, co Langdon przyjął z pewną ulgą, bo przynajmniej psy nie biegały po domu i nie miały szans obudził ani tej dużej ani tej małej dziewczyny. On za to siedział sobie spokojnie w kuchni, podjadając lody i czytając. Do tego stopnia pochłonęło go to zajęcie, że Savannah zauważył dopiero gdy ta stanęła w progu kuchni, nie zwrócił uwagi na żadne wcześniejsze kroki na schodach czy w korytarzu...
OdpowiedzUsuńZ pewnym zaskoczeniem odważył się także ją objąć. No cóż, po LA... nie tego się spodziewał. Dopiero wtedy zauważył, że Savannah z nikim nie szuka kontaktu fizycznego, a wręcz go unika, dlatego nie dotykał jej jeśli nie musiał (nie, nie musiał, nie łudźmy się), lub jeśli nie chciał jej podokuczać. Przez chwilę zastanawiał się co blondynka zrobi, jeśli on też ją obejmie- na szczęście nie próbowała uskoczyć ani nie krzyczała jak w Los Angeles.
-Stało się coś?- spytał, gdy Liddell sama oparła się czołem o jego podbródek. Co to do cholery miało być? Najpierw traktowała go jak zboczeńca, a teraz sama się tuliła... albo on zwariował, albo ona miała coś rozregulowane, ale... Kiedy uniósł głowę i spojrzał na nią z bliska, nie mógł nie zauważyć, że tak naprawdę Savannah jest ładna. Cholernie ładna. Mimo tego, że w jej oczach czaiła się pewna dziecięca naiwność (przynajmniej w tej chwili), Dan zdawał sobie sprawę, że może być w sporym błędzie. O czym to rozmawiał z Mitchem? O jego przypuszczeniach, tak, konkretniej- o przypuszczeniach dotyczących Savannah. Nie pamiętał o nich, gdy na chwilę się zapomniał, gapiąc się w jej oczy i doszukując się śladu niepokoju czy histerii. I naprawdę nie było jego winą, że pod wpływem impulsu pochylił się, chcąc ją pocałować, ale w ostatniej chwili przypomniał sobie jak to się skończyło ostatnim razem i zatrzymał się w porę, tuż przed tym zanim dosięgnął jej warg. Nie zdołał jednak powstrzymać tego cichego prychnięcia, raczej spowodowanego rozczarowaniem samym sobą, że dał się tak paskudnie nabrać. A potem... odsunął się całkiem, nie zabrał jednak ręki, którą ją obejmował.
[Reed]
OdpowiedzUsuńCali prychnęła niecierpliwie, krzywiąc się do niego jak rozkapryszone dziecko, a potem wsunęła jedną dłoń pod tors Austina i uniosła się trochę, żeby móc przewrócić go na plecy, co po krótkiej walce się udało.
-Maruda...- znowu siedziała na nim i szybko przesunęła wargami po jego szczęce.- Chciała... żebyś... ruszył... tłusty... zad...- po każdym słowie przesuwała usta co raz bliżej jego ucha.- I zaczął się bawić w grzecznego chłopaka, który zrobi pranie i pójdzie po fajki do sklepu.- dokończyła tryumfalnie, drapiąc go pod brodą. Austin próbował przytrzymać ją w miejscu gdy usiłowała z niego zejść, ale nie udało mu się, na jego własne szczęście, bo omlet naprawdę by się spalił. Reed potrafiła tylko zaparzyć kawę/herbatę i zrobić kilka innych prostych dań. Normalnie gotował Austin, a przed nim trochę Danny, głównie jednak żywiła się tym co znalazła w szkolnej stołówce lub zamówiła przez telefon, ewentualnie kupiła zamrożone i odgrzała na pół godziny przed obiadem. Nigdy nie jadła dużo i nigdy nie jadała śniadań, ale Austin już się przyzwyczaił, że nie warto wmuszać w nią zbyt dużo jedzenia, zwłaszcza rano, bo kończyło się to nieodmienne rzyganiem. I teraz, po dwóch latach, naprawdę nie robił z tego problemu, choć oczywiście mu się to nie podobało i czasem narzekał, że jest zbyt koścista, albo że w jego podkoszulku wygląda jak w worku pokutnym. A Reed miała to w nosie, wolała się troszczyć o niego, nawet jeśli próbował ukrywać to, że znowu bierze leki na serce. I dlatego poszła do tej cholernej kuchni, w samej bieliźnie i jego białej koszuli narzuconej na grzbiet, dokończyć śniadanie. Skończyła rozkładać wszystko na stole akurat gdy Austin przywlókł się na miejsce, mogła więc usiąść naprzeciwko z kubkiem kawy i zajarać ostatniego papierosa w paczce.
-Jak pojedziesz w trasę, będziesz mógł sobie spać po 20 godzin dziennie, wstawać na koncert i afterparty, a potem znowu iść spać, serio. Możesz nawet sypiać z Langdonem, obaj jesteście śmierdzącymi leniami, trochę odpoczniecie.
-Zasnęłaś tam i to tak na ostro, próbowałem Cię obudzić, ale tylko wymamrotałaś "Spadaj"- zaśmiał się, ale... na wszelki wypadek cofnął rękę z jej talii. Widać było, że Savannah to nie leży, że odsuwa się, byle znaleźć się dalej. Nie żeby mu się to podobało, ale przecież nie miał już na to wpływu.- Przyniosłem Cię, Layla zabrała Twoją torbę i spałaś na górze, dopóki nie zleciałaś tu jakby Cię ktoś gonił. Chcesz wrócić do domu czy wolisz zostać? Możemy pograć w karty, obejrzeć film, układać domino... Cholera, jak obudzę małą, możemy nawet zagrać w Monopoly.- rzucił z nadzieją, ale teraz to Liddell się zaśmiała. Koniec końców zawiózł ją do domu, a później wrócił do siebie i- po długim prysznicu- położył się obok Layli na łóżku i spał tak, przytulając się do swojej małej siostrzyczki. Zanim zapadł w sen długo wracał myślami do dziwnego zachowania Savannah- jakby blondynka miała rozdwojenie jaźni. W jednej chwili przytulała się do niego, nie wiadomo czym przerażona, a w drugiej odsuwała się na bezpieczną odległość i uciekała wzrokiem. Nie, nie chodziło mu o to, żeby ją zaliczyć. A może...? A może było to coś więcej? Danny wzruszył ramionami do samego siebie. Tak, lubił Liddell i ostatnio częściej o niej myślał, ale to była wina LA, tak? Niecodziennie doświadcza się ataku histeryczki. Niecodziennie prosi się ją o przysługę, okłamuje i wywozi do innego miasta, żeby potem przez pół nocy uspokajać. Niecodziennie nosi się ją po plaży i kładzie w pustym łóżku, a potem grzecznie wychodzi z pokoju, omijając wzrokiem wszystko to, co powinno go przy niej choć na chwilę zatrzymać. W końcu, poirytowany, przyłożył nos do głowy Layli i zasnął, kompletnie olewając fakt, że jest już dorosłym facetem i wygląda co najmniej dziwnie, tuląc się do dziecka.
OdpowiedzUsuńRano obudziło go łaskotanie- Layla wstała pierwsza, wyślizgnęła się jakoś z jego objęć, poszła do kuchni, obejrzała kilka kreskówek i wróciła po dwóch godzinach, żeby odkryć że jej brat jeszcze śpi i w najlepsze gada sobie coś pod nosem.
-Danny! Dan! DANNY!- potrząsała nim trochę, próbując dobudzić brodatego brata.- Wstawaj, jest dwunasta, jestem głodna, a Moses rozwalił poduszkę!- udało jej się to jakoś i Dan niechętnie zlazł z łóżka, żeby posprzątać, zrobić jej śniadanie, samemu coś zjeść, wywalić Russella za drzwi i zrobić kilka innych rzeczy, które musiał zrobić, żeby jakoś przetrwać dzień. Co dziwne- Lyla chyba cierpiała na to samo co on, tylko że u niej wszystko co związane z Savannah od razu trafiało do uszu Dana i skutkowało tym, że on też zaczynał myśleć o blondynce.
-Jaka ona jest miła!- powtórzyła po raz setny dziewczynka, idąc po plaży.- Nie możesz zrobić tak, żeby przyjechała do Nowego Jorku? Mogłabym jej pokazać Central Park!
-Layla, Savannah ma swoje życie, ja mam swoje. Jesteśmy tylko przyjaciółmi ze szkoły, to wszystko.
-Ale byłeś z nią w Los Angeles!
-Tak, ale jestem dupkiem i żeby ze mną pojechała, musiałem ją okłamać. Savannah za mną nie przepada, więc nie, nie mógłbym zrobić tak, żeby Cię odwiedziła.- odparł, lekko już zdenerwowany tym nadawaniem. Layla zamilkła momentalnie, wiedząc że teraz już lepiej odpuścić. Czasem zachowywała się bardziej dorośle niż ludzie, a już na pewno bardziej dorośle niż on sam.
Kilka dni później sytuacja powtórzyła się, a że było to na kilka dni przed wylotem małej do NY, Danny postanowił spełnić jej prośbę i wybrał numer Liddell, mając cichą nadzieję, że się zgodzi; nie tylko Layla chciała ją zobaczyć...
-Cześć, histeryczko. Masz ochotę pobawić się z sześciolatką na plaży? Layla za tobą tęskni.
Danny w zasadze i tak już siedział z małą na plaży, nie musiał się jakoś specjalnie szykować, wystarczyło przejść kawałek i... trafić na Savannah, która od razu zaczęła wygłupiać się z Laylą, dzięki czemu on mógł się rozwalić na piasku i mieć wszystko w nosie. Zaśmiał się, gdy Liddell go strofowała i mimowolnie zagwizdał pod nosem, widząc jej strój. Na szczęście już tego nie słyszała, biegła za Laylą do wody, próbując na żarty prześcignąć dziewczynkę. Przez chwilę patrzył za nimi, ale później wyciągnął się wygodniej na kocu, wiedząc że jego siostra jest w dobrych rękach. Ufał Savannah na tyle, by zostawić ją sam na sam z Laylą w wodzie, nawet jeśli miał pewne przesłanki by uznać dziewczynę za psychiczną. Mimowolnie wrócił myślami do LA. Znowu. A potem do tego wieczoru w jego domu, kiedy zniósł ją z plaży. Cholera, to jej przytulanie się było przyjemne. I chętnie by to powtórzył, gdyby tylko miał pewność, że Liddell go nie zaatakuje...
OdpowiedzUsuńPo półgodzinie leżenia bezczynnie wziął do ręki aparat i zrobił im kilka zdjęć, a jak tylko skończył palić, sam wlazł do wody, strasząc trochę Laylę i ochlapując Savannah wodą. Im bardziej wygłupiali się z dziewczynką w wodzie, tym bardziej przybliżał się do Liddell, w gdy znalazł się wystarczająco blisko, bez problemu chwycił ją ramieniem wpół i pociągnął na głębszą wodę. Co dziwne, Savannah nie wyrywała się za bardzo- jasne, wierzgała i piszczała żeby się uwolnić- ale nie dostała znowu napadu strachu, za co był jej bardzo wdzięczny. Siłował się z nią chwilę, nim udało mu się zanurzyć ją trochę bardziej w wodzie, tak że miała mokre końcówki włosów, ale zanim zdołał ją tam wepchnąć całkiem, jakoś mu uciekła, płynąc w stronę Layli. Zagonił obie dziewczyny na koc, żeby trochę przeschły (zresztą, sam też był cały mokry), więc leżeli tak we trójkę. Layla trajkotała coś do Savannah, Liddell potakiwała i słuchała małej, od czasu do czasu coś wtrącając, a Danny leżał z słuchawkami na uszach, słuchając nowego singla zespołu kumpla, ale muzyka była puszczona tak cicho że i tak słyszał o czym rozmawiają. Żadne z nich nie mierzyło czasu, który upływał dość szybko i dopiero gdy Layla zaczęła marudzić, że jest głodna, Dan zaczął się zbierać do powrotu do domu.
-Masz ochotę iść z nami?- zaproponował Savannah, mając nadzieję, że dziewczyna się zgodzi. No i nie pomylił się, poszła z nimi, po tym jak już naciągnęła na tyłek szorty. Było zdecydowanie za gorąco, żeby musiała wkładać też podkoszulek.
Od razu po przekroczeniu progu domu Danny wziął się za robienie obiadu, najpierw posyłając Laylę pod prysznic, a potem wskazując Savannah drogę do drugiej łazienki, żeby też mogła doprowadzić się do porządku. Na wszelki wypadek zostawił jej też jeden ze swoich wielkich podkoszulków z logiem zespołu, bo nie miał pojęcia ile przydatnych dziewczynom rzeczy mogła zmieścić przepastna torba Liddell. On mógł zaczekać z prysznicem, więc poszedł się kąpać dopiero gdy one obie usiadły do stołu. Jak tylko wrócił, Layla wymusiła na nich, żeby zagrali z nią w jakąś grę i... żadne z nich nie zauważyło, że na dworze robi się jakoś ciemniej, dopóki nie rozległ się grzmot. Dan błyskawicznie poderwał się z fotela, widząc jak siostrze drży dolna warga. Layla nie cierpiała burzy, a zaraz po pierwszym uderzeniu rozległy się następne, gdzieś dalej na wybrzeżu widać było błyski... Wszystkie pootwierane do tej pory okna i drzwi od balkonu zostały zamknięte tak szybko jak się dało, w samą porę, bo zaraz lunął też deszcz. Layla nie wyglądała na uspokojoną, więc Danny szybko wrócił do niej, ignorując zdziwienie Savannah, która zresztą też zrobiła się niespokojna. Wziął koc i pozwolił dziewczynce wdrapać się na swoje kolana, po czym nakrył ją, gdy już się przytuliła i pokręcił tylko głową, widząc pytające spojrzenie Savannah.
Savannah chyba nie doceniała samej siebie, bo udało jej się uśpić nie tylko ich dwójkę (tak, Danny z premedytacją położył głowę na jej ramieniu, zakładając że teraz, skoro sama się przytulała, już mu wolno), ale sama też zasnęła, co prawda dużo później niż oni, ale jednak. Langdon zbudził się jakoś po drugiej, za oknami nadal lało, a w domu nie było prądu, więc gdy już dźwignął z kanapy Laylę musiał sobie poświecić wyświetlaczem; zaniósł dziewczynkę do jej pokoju i nakrył szczelnie kołdrą, pozwalając Moses i Shadow wślizgnąć się na łóżko obok niej, a potem- jeszcze trochę nieprzytomny- zszedł na dół. Wzrok już przyzwyczaił się do ciemności, ale mózg Dana nie funkcjonował sprawnie, bo zwyczajnie był rozespany; gdy już Langdon dotoczył się do kanapy, chwilkę zajęło mu przypomnienie sobie po co właściwie zszedł na dół. Delikatnie potrząsnął ramieniem Savannah, rozbudzając ją troszeczkę i wsunął ręce pod jej ciało, żeby unieść ją odrobinę. Powoli dotarł tak na górę, do swojego pokoju, znajdującego się dostatecznie daleko od pokoju Layli i ułożył Liddell na łóżku. Na szczęście był w bahamkach, innych niż te które miał na plaży, wystarczyło więc wyrzucić zapalniczkę i papierosy z kieszeni i mógł się położyć obok niej, obejmując Savannah jednym ramieniem i przyciągając do siebie na tyle na ile się dało. Znowu zapadł w sen, tym razem wtulając twarz w jej przyjemnie pachnące włosy, czując w okolicach szyi jej spokojny oddech i z wolna tracąc kontrolę nad i tak już rozleniwionymi myślami.
OdpowiedzUsuńRano wiedział już o czym zapomniał: o zaciągnięciu ciemnoniebieskich rolet w sypialni, bo między piątą a szóstą obudził go świt, ładny, owszem, bo po burzy, ale... po zaledwie trzech godzinach odkąd się przebudził. To było bestialstwo za które ktoś musiał zapłacić, a że Danny nie był w łóżku sam... Nie był sam? Zamrugał oczami, widząc Liddell koło siebie. Nie pamiętał, żeby kładli się razem do łóżka, albo żeby ją tu przyniósł, pamiętał tylko że zszedł do salonu i... no musiał ją tu przynieść, innego wyjścia nie było. Nie żeby żałował, bo całkiem miło było się budzić z jej ramieniem przerzuconym przez bok, ale nie wiedział jak zareaguje na to sama Savannah. A mogło być różnie, zwłaszcza, że dziewczyna też zamrugała oczami. Raz, drugi, trzeci. Dan uśmiechnął się uspokajająco, widząc jej rozespane spojrzenie i gdy otworzyła usta, żeby zacząć krzyczeć, postanowił działać- szybko zamknął je swoimi, wkładając w ten pocałunek tyle delikatności ile tylko mógł o piątej nad ranem. Nic nie mógł jednak poradzić na to, że jego język wślizgnął się do ust dziewczyny.
Zrobił to całkowicie intuicyjnie, nie sądził, ze pocałunek spodoba jej się aż tak że będzie chciała go powtórzyć, w dodatku z własnej woli. Savannah... nie zdawała sobie sprawy z tego co robiła przez sen, ale Danny już tak, bo nie mógł odpłynąć tak łatwo jak ona. Śmiał się z niej trochę, gdy wtulała się bardziej w jego ciało- gdyby wiedziała, albo gdyby rano byłby z nią dalej w łóżku, pewnie umarłaby ze wstydu. Dlatego wstał po jakimś czasie, zostawiając ją samą, skuloną na środku łóżka. Nie wiedział co o tym myśleć, co go popchnęło, żeby jeszcze raz próbować szczęścia? Może głupie przyzwyczajenie, że gdy ma w łóżku dziewczynę, w dodatku ładną i zaspaną, to... Nie, to nie było to. Jak miał jej to potem wyjaśnić? Najlepiej wcale. Najlepiej przestać myśleć o tym, że ona tam leży, w jego koszulce, nakryta kołdrą po same uszy i że w każdej chwili mógłby pójść i wślizgnąć się obok, a Savannah nie mogłaby nawet zaprotestować, bo to jego łóżko, jego kołdra i jego koszulka, którą pewnie trochę by podwinął i...
OdpowiedzUsuńLayla jeszcze spała gdy do niej zajrzał, dlatego wybrał się na spacer po plaży w kierunku domu Savannah. Nie zabrało mu to dużo czasu, chciał tylko sprawdzić co z Americą, a pies wybiegł mu na spotkanie; musiała go słyszeć z daleka, bo przyleciała się połasić i obszczekać go radośnie. Wróciła razem z nim do domu, wiatr osuszył jej lekko wilgotną sierść, dlatego wpuścił ją do środka, nakarmił, a potem, około ósmej, poszedł na górę. I stał tak dobrą chwilę, aż dziwne, że Savannah zauważyła go tak późno.
-Hej.- odparł z uśmiechem, chcąc jakoś skomentować jej zachowanie, ale America już wpadła do sypialni i wskoczyła na łóżko, przywitać się ze swoją panią.- Przyszła sprawdzić czy nic Ci się nie stało.- zażartował więc, także podchodząc bliżej i usiadł na łóżku z drugiej strony Savannah, tam gdzie wcześniej spał, krzyżując ręce na piersi.- Zawsze wiercisz się przez sen, czy tylko jak śpisz ze mną?- spytał ją cicho, uśmiechając się lekko i nachylając w jej stronę, ale Liddell nie wyglądała na zbyt szczęśliwą gdy to zrobił, więc... po prostu pocałował ją krótko w czoło.- Zapomnij. Ale kiedyś będziesz musiała mi wynagrodzić wpychanie łokci gdzie popadnie.
W takim razie w trójkę pogrążali się w łańcuchu tragicznego niezrozumienia, bo Mitch nie ogarniał czemu Savannah nagle jest tak żywo zainteresowana Langdonem, Savannah nie rozumiała czemu Langdon jest zainteresowany nią, a Langdon nie pojął treści smsa od Lockharta pod tytułem "Co ty jej zrobiłeś, że jej się gęba o tobie nie zamyka?". Wobec tego nie odpisał, ignorując każdego kto nie był jego managerem/ojcem/matką/babcią/siostrą/gitarzystą/perkusistą/przyjacielem-fotografem i olewając kolejnych kilka dni w szkole. Będzie musiał je odrobić, wielkie halo... I tak miał już sporo zaległości, dwa dni w tą czy w tamtą to było nic. W Nowym Jorku nie spędził za dużo czasu w domu, głównie popołudniami zjawiał się tam, odprowadzając Laylę ze szkoły, bo wieczory, noce i poranki spędzał albo na kacu w mieszkaniu kumpla, albo śpiąc z Belladonną, co zdarzyło mu się może dwa razy. O ile zwykła striptizerka od razu by go wydała, o tyle Sinclair nie dość, że zatrzymywała dla siebie wrażenia z nocy i kokainowe odloty, to jeszcze rano wysłuchiwała jego relacji z kilku dziwnych dni z pewną blondynką, której obecność w życiu Langdona nie robiła na niej wrażenia.
OdpowiedzUsuń-Och, jaki ty ślepy jesteś. Gówniarz z Ciebie, Dan. Ona Ci się podoba, tak zwyczajnie, po ludzku...
-Gdyby mi się podobała, to nie leżałbym teraz z Tobą, Annie.
-Smarkacz. Zobaczysz, że mam rację. Ja zawsze mam rację.- odparła tryumfująco, wygrzebując się z pościeli w której leżeli ostatniego dnia przed wylotem Langdona do domu. Danny nie był zaskoczony, że ani ją grzeje ani ziębi to, że być może próbuje na niej odreagować to, co się z nim działo. A działo się dużo, bo podczas krótkiego lotu z NY do Palm Springs jakoś nie umiał się skupić na czymś innym niż słowa Belladonny. Miała rację, choć zdawał sobie z tego sprawę dość niejasno. Savannah podobała mu się po ludzku, taaa? Dziwne, żeby podobała mu się po zwierzęcemu...
Mimo wszystko leciał tam trochę stęskniony za swoją dziwną koleżanką, do której czuł sympatię (a przynajmniej tak to sobie wmawiał), a trochę... obojętny na całą tą sytuację. Nie ją pierwszą i nie ostatnią całował, prawda? Jasne, że prawda. Mimo wszystko Savannah... Savannah... jakoś nie wychodziła z jego myśli, za co szczerze się nienawidził. Bo- do cholery!- co miał z nią zrobić, skoro się go bała?
Nie spodziewał się, że będzie się migała od zajęć, zamierzał się z niej ponabijać, gdyby skakała po boisku z innymi, a tak... nagle stracił pole do manewru i mógł tylko poprzeszkadzać jej w pracy.
-Wiesz co, myślałem, że po wspólnie spędzonej nocy będziesz trochę milsza, ale widać się przeli...- nie dane mu było dokończyć, bo blondynka zasłoniła mu usta dłonią, na co zachichotał i polizał ją po wewnętrznej stronie dłoni.- Dobrze się bawisz? Nieładnie mi tak zamykać usta.- napomniał ją, porywając z ziemi jej notatki. Zerknął na jedno czy drugie sprawozdanie i...- Zamierzasz nad tym siedzieć cały dzień? Mam lepszy pomysł. Pojedziemy do Miami. Nie, to nie jest pytanie, więc bądź tak miła i nie krzycz, jak zaniosę Cię do samochodu.
Nietypowe i niesmaczne życie- szkoda, że wcześniej, kiedy razem z Danny'm zjawił się w jej mieszkaniu i zobaczył ją w jakiejś luźnej, ledwo zapiętej koszuli sięgającej za tyłek nie określił go w ten sposób. Szkoda, że razem z Bettleyem przyłaził do klubu w którym tańczyła, a pewnego wieczoru nawet dał się namówić na coś więcej i to coś więcej trzymało się go do teraz.
OdpowiedzUsuńCo by było gdyby pojechała na trasę? Jeśli od początku było jej pisane zginąć w ten sposób w jaki zginęła, pewnie niczego by to nie zmieniło. Ale... nie wiedziała z dwutygodniowym wyprzedzeniem, że kiedy on będzie na drugim końcu kraju, ona wychodząc z salonu poczuje te cholerne zawroty głowy w najmniej odpowiednim momencie, że nie uda jej się uskoczyć spod kół rozpędzonego sportowego auta... Że tyle będzie rzeczy, których nie zdążyła mu powiedzieć wtedy i których nie powie już nigdy. Na przykład, że uratował jej życie, tym swoim nękaniem, żeby przestała być młodocianą dziwką, a została jego dziewczyną. "Dlaczego zakochałeś się w dziwce, Austin?"- zapytała tylko raz i nigdy nie dostała odpowiedzi.
Nie znała swojej przyszłości, bo gdyby wiedziała, pojechałaby z nim. I może tam, na trasie, umarłaby w inny, mniej pospolity sposób, może zdążyłaby powiedzieć mu to wszystko, mogłaby powtarzać te słowa codziennie. Byle tylko mieć czas dla tego upartego osła, który nigdy nie chciał się przyznać, że źle się czuje.
-Nie, nie chcę.- odparła więc hardo, mrużąc oczy.- Wiesz, że mam umówioną sesję, chcę dokończyć ten tatuaż, żeby zagoił się zanim pojedziemy na Kostarykę. Poza tym, Austin... wiesz, że jak mam zdawać na Akademię, muszę skompletować portfolio. Osiem niedokończonych obrazów, ze dwa tysiące fotografii do ogarnięcia. Sam chciałeś, żebym studiowała.- pokazała mu język, gdy chciał się odezwać. Chciał, więc musiał cierpieć. Sam jednak nie wiedział, że studia nie dojdą do skutku, dwa z ośmiu obrazów pozostaną niedokończone na zawsze, dwa tysiące zdjęć będzie musiał porządkować sam. Może to i lepiej, przynajmniej będzie mógł obejrzeć zdjęcia które robiła mu ukradkiem, bo normalnie strasznie się dąsał, że nie potrzebuje tylu fotografii. W przeciągu ich wspólnego życia zdążyła się na niego napatrzeć, nawet namalować kilka jego portretów, nieco psychodelicznych, takich jakie malował jej mistrz, Witkacy.
Żegnali się powoli, bo Gaskarth nie chciał tak po prostu wyjechać po cichu i mieć ją z głowy na miesiąc czy dwa. W końcu sama wypchnęła go z domu. Tydzień później była w Miami, rozmawiała z nim przez telefon, następnego dnia miała iść na sesję. W domu nocami malowała tych pięć obrazów, na raz, kończyła je, żeby potem Austin nie musiał wdychać oparów farby. Opisywała mu je dokładnie, bo znowu jeden przedstawiał jego, roboczy tytuł głosił "Portret wielokrotny w lustrach", Gaskarth był na nim ujęty w poczwórnej perspektywie.*
Następnego dnia rozmawiali przez godzinę, może dwie. A później... kto go zawiadomił? Kto wiedział że powinien do niego zadzwonić? Kto miał pojęcie, że blondynka bez dokumentów (bo zostawiła je w pokoju u Amy Lee...), za to z telefonem, to Cali Reed, jego dziewczyna-striptizerka? Nikt. Nawet nie zdążyła o nim pomyśleć, miała jedynie przed oczyma rozmywające się twarze, dopóki nie zrobiło się ciemno.
*[zobacz sobie 'Autoportret wielokrotny' Witkacego, będziesz wiedziała o co chodzi, tylko że to jest zdjęcie, a to co ona zrobiła, obraz, tylko że każde z tych odbić nieco różni się od poprzedniego, np jedno ma krew na policzku czy jest namalowane tak, jak Lucker miał ten makijaż z "the dead are living". No i- Austin na tym wyciąga rękę, w której ma coś czym pisze po jednym z luster napis "I am the ocean, I am the sea...", ale jego ramię nie odbija się w pozostałych lustrach. Całość jest w ciemnej tonacji. No, to tyle- tak ja to widzę xD]
Przez cały czas kiedy Savannah mówiła, do mózgu Dana docierały tylko strzępki wyrazów. Zanotował, że nie chce by ją niósł, ale ponieważ był sobą- i przećwiczył już dwa razy noszenie jej, hello- musiał chwycić ją w pół i pod kolanami.
OdpowiedzUsuń-Nie wierć się!- fuknął, kiedy Savannah próbowała się wyrwać i zaśmiał się gdy zmrużyła oczy.- Właśnie, że zrobimy sensację. Trochę sensacji jeszcze nikomu nie zaszkodziło.- mruknął, wychodząc z nią poza teren szkoły, na parking, gdzie czekał jego samochód. Z ociąganiem postawił Savannah na ziemi.- Ale najpierw pojedziemy do mnie na chwilę, chcę żebyś kogoś poznała, a potem dopiero do Miami.- uprzedził ją, otwierając przed dziewczyną drzwi i bezceremonialnie wepchnął ją do środka. Akurat był u niego kolega z zaprzyjaźnionego zespołu, Andy, więc... Wsiadł do auta i zawiózł ją do siebie. Nie zabrało im to dużo czasu, a gdy spojrzenie Savannah powędrowało w stronę zaparkowanego pod domem czarnego Harleya Davidsona...
-Wyluzuj, to tylko motor.- Danny objął ją ramieniem i przeciągnął tak, by stała przed nim, po czym zasłonił dziewczynie oczy dłońmi i szedł tak, żeby całym sobą popychać ją do przodu.- Mam malutką niespodziankę. Mam nadzieję, że ci się spodoba...- akurat weszli na ganek, akurat otworzył drzwi, a już od strony kuchni rozległo się "Danny?" wypowiedziane charakterystycznym, głębokim głosem wokalisty BVB.
-To ja, luz. Przyjechałem tylko pożyczyć motor i kask dla blondie...- mruknął z uśmiechem, włażąc z Liddell do kuchni i zabierając dłonie z jej oczu, żeby zaskoczona dziewczyna mogła spojrzeć w oczy wokaliście.- Savannah, to jest Andy, Andy- to ona napisała ten artykuł o "Nobody's hero".
-Ten w którym mówi że nie umiem śpiewać? Dzięki, mała, szczerość to największa cnota.
Bawiło go robienie Savannah wody z mózgu i zamierzał robić to częściej, jak najczęściej się da. Nie sądził, że takie stawianie jej twarzą w twarz z Andy'm może być dla dziewczyny krępujące, zresztą... To tylko Biersack. Czym się tu było ekscytować? Niczym. No właśnie. A co ona robiła? Najpierw zachowywała się normalnie, potem trochę mniej, a im dłużej go nie było tym bardziej się denerwowała, według późniejszej relacji Andy'ego. Wszystko to, co działo się na przyspieszonych obrotach było tylko próbą sprawdzenia jak Liddell poradzi sobie z jego uciążliwym charakterem i...
OdpowiedzUsuńCzy będzie na tyle odważna, żeby wsiąść na ten cholerny motocykl i pojechać z nim do Miami, pobawić się, a potem wrócić tą samą drogą, na tym samym motocyklu. No więc, po dość długiej chwili pełnej jęków, próśb i błagania, wlazła na tył i objęła go w pasie. Danny nie mógł przestać się szczerzyć, na szczęście nie mogła zobaczyć tego uśmiechu w lusterku, bo zwyczajnie w nie nie patrzyła. A on miał niezłą zabawę, gdy w zakrętach ściskała go mocniej i- jak zauważył- zamykała oczy. Mógłby tak jechać bez końca, gdyby nie to, że tylko w Kalifornii i na Florydzie mogliby sobie tak jeździć, ubrani w zdecydowanie lekkie ciuchy i marznąć odrobinę (całkiem przyjemnie jak dla niego), gdy przyspieszał na pustych odcinkach drogi. Savannah wydawała się jednak najszczęśliwsza, gdy pozwolił jej zsiąść z motocykla w centrum Miami. Zamierzał zostawić tam motor i dalej spacerować z nią pieszo, więc gdy już pomógł dziewczynie zdjąć z głowy kask, potargał jej włosy i objął ramieniem.
-Panikara. Chciałaś mi połamać żebra, czy co? Chodź, idziemy na lody.- zakomenderował, ciągnąć Liddell w sobie tylko znanym kierunku.
[nieprawda, idzie z nią na molo na razie]
Ostatnio za często i za łatwo przychodziło im klejenie się do siebie. Nie, nie chodziło o takie sobie obejmowanie, Langdon mógł obejmować każdego, ale jeśli idzie o całowanie się, to już nie było tak łatwo. I wszystko byłoby okej, gdyby nie to, że Liddell sama zaczynała, sama się prosiła żeby po pierwsze przycisnął ją mocniej, po drugie zaczął całować na serio, po trzecie zjechał jedną dłonią trochę niżej, zatrzymując się u krawędzi jej wąskich spodni i... zaśmiał się, odsuwając od niej po chwili. Czuł przyspieszony oddech Savannah, czuł jak waliło jej serce.
OdpowiedzUsuń-Z tobą nigdy mi się nie nudzi.- mruknął bez zastanowienia, a potem faktycznie nie dał jej żadnych powodów do nudy, bo zabrał ją do wesołego miasteczka, później uparł się na pizzę i kino, potem na spacer, wstąpienie do salonu tatuażu... Było gdzie łazić w Miami. Dopiero pod wieczór odwiózł ją pod sam dom motocyklem Andy'ego, żeby nie musiała już wracać z nim do domu i krępować się przy Benie i reszcie tych ciołków, którzy pewnie już zdążyli zjechać do jego domu. Żegnając się, zmusił ją żeby się przytuliła, a gdy to zrobiła, podciągnął odrobinę jej podkoszulek do góry, przesuwając zimnymi od jazdy palcami po jej gorącej skórze.
-Miłych snów, panikaro.- mruknął jej na ucho, zanim puścił zażenowaną dziewczynę i pojechał do domu. Następne kilka dni było wolne dla całej szkoły, więc mógł w spokoju imprezować z chłopakami, a gdy pojechali i tak byczył się w towarzystwie swoich dwóch gitarzystów. Nie rozmawiał z Mitchem, z Savannah też nie, więc mniej więcej tydzień po Miami poszedł na spacer plażą, prosto pod jej dom. Tak, prosił się, żeby znowu móc na nią popatrzeć. Dlaczego? Bo Belladonna miała cholerną rację. Dlatego właśnie zakradł się tylnym wejściem do jej domu i pobłądził trochę w środku, szukając dziewczyny. Chciał z nią o czymś porozmawiać i... Spała na kanapie w salonie, America nawet nie ruszyła się z miejsca gdy go zobaczyła, więc nie wahał się podejść do Liddell i przechylić się nad oparciem kanapy i połaskotać jej brodą w czoło.
-Pobudka, bo cię ukradną.- mruknął z wargami tuż przy jej skórze, tak że na pewno czuła jego oddech.
Ostatecznie odszukałem coś interesującego, z genialnymi wnioskami i ogólnie wciągającym meritum - dziękuję za tak pomocną treść i mam cichą nadzieję, że kolejne materiały będą na podobnym poziomie.
OdpowiedzUsuń