środa, 12 września 2012



if I lay here
if I just lay here
would you lie with me and just forget the world?

4 września.

Znowu zaczynam popadać w problemy mojej natury. Sam lepiej wiesz, że jak zwykle nie oznacza to niczego dobrego i to mnie zmotywowało do napisania. Jesteś w zasadzie jedyną osobą, która zna mnie na tyle dobrze, żeby mi pomóc. Wiesz, że sama się z tego nie wyciągnę. Strasznie mi Ciebie brakuje. Ledwo się pożegnaliśmy, dziś mijają trzy lata odkąd wyjechałeś. No i co zrobiłeś debilu? Zostawiłeś mnie samą na pastwę mojej matki, którą też znasz lepiej niż ja. Doskonale zdajesz sobie sprawę z tego co narobiłeś, więc wracaj. Nakazuje Ci wrócić do Palm Springs ! Nakazuje Ci wpaść do mojego mieszkania tak jak to zrobiłeś pół roku temu. Masz się oprzeć o ścianę, zapukać i uśmiechnąć na powitanie. Tęsknie za Tobą stara krowo, więc zabieraj swoje brytyjskie manatki, pożegnaj te wszystkie pasztety i przyjedź, proszę, przyjedź.

6 września

Nie wiem, czemu mi nie odpowiadasz. To nie listy kochany, to pieprzony mail. Wchodzisz i odpisujesz cokolwiek. A jeśli mi do jutra nie odpiszesz, to jedyną rzeczą, która Cie usprawiedliwi, to bilet do Palm Springs. Przecież nie jesteś już zależny od swoich rodziców, możesz robić co chcesz. Więc możesz zapakować swój tłusty tyłek do samolotu i być tutaj?
Wczoraj znowu poszłam za salon. Jak zwykle byli tam wszyscy. Nora przefarbowała się na różowo, wiesz? Wygląda jeszcze bardziej zdzirowato niż zwykle. Poza tym wszystko wygląda mniej więcej tak samo, jak wtedy, kiedy zabrałeś mnie tam pierwszy raz. Gdyby nie Ty, nic by mi się dziś nie działo. Josh zaproponował małe co nieco, nie chciał nawet żadnych pieniędzy. Dobrze, bo nie miałam przy sobie grosza. Wszystko wydałam wcześniej na ćwiartkę wódki. Tak, poszłam tam i byłam przy tym pijana. Nie jestem z siebie dumna, nie chodzę nawet do szkoły. Ostatnio wszystko o czym myślę to dragi. Boje się, że znowu mnie to wciągnie. Boje się, że nie będę mogła przestać. Rozumiesz już czemu Cie potrzebuje? Zawsze mnie wyciągałeś, dostawałam kilka razy po twarzy i dochodziłam do siebie. Nawet nie mam gdzie pójść, bo tu nikt nie wie o moim problemie. Nie chce im mówić, mają swoje problemy.

8 września

To już jest po prostu chamstwo z Twojej strony, wiesz? Taki niby wielki przyjaciel, a odzywa się łaskawie raz na dwa lata. No co? Mój limit konsultacji i spotkań na ten okres został wyczerpany? Wiesz co Dave? Pieprz się. Tak ! Pieprz się i ten swój nowy snobistyczny świat. Mam wyjebane na wasze paskudne śniadania i całą Kate Middleton. Chodziło mi tylko o kilka słów otuchy, o parę dni razem. Tak jak kiedyś. Byłeś dla mnie jak brat. A teraz? Teraz najchętniej w ogóle bym o Tobie zapomniała. Bo i po co pamiętać mi o kimś takim jak Ty? Wal się na ten świński ryj, wal się Dave !

9 września

Nienawidzę Cie ! Mógłbyś umrzeć i nie zrobiłoby to na mnie wrażenia. Dumny jesteś? Zjebałeś naszą przyjaźń. Wszystko to zjebałeś. Kocham dragi, dropsy. Dawanie sobie w żyłę jest zajebiste. Czytasz to? Z A J E B I S T E !


~*~
Ostatniego maila wysłała chyba będąc pijana. W każdym razie następnego dnia rano niewiele pamiętała. W głowie huczało, świat się jeszcze kręcił i obraz wciąż był niewyraźny. Jakby jej oczy nie łapały całkowicie ostrości. Podrapała się po głowie, bo nie wiedziała co ma ze sobą zrobić. Był poniedziałek i znów nie poszła do szkoły. Co zapamiętała z ostatniej nocy? Znów była za salonem tatuażu. Znajomi mieli tam taką miejscówkę na świeżym powietrzu, gdzie stała stara skórzana sofa. Zawsze ktoś miał tam przy sobie narkotyki. Nie te lekkie, chociaż trawkę palili chyba wszyscy. Tam było zupełnie inaczej. Strzykawki podawano sobie z ręki do ręki, a biały proszek niczym mąka w kuchni można było znaleźć niemal wszędzie. Tak naprawdę potrafiła sobie przypomnieć tylko kilka urywek. Siedziała na kanapie z Joshem – właścicielem salonu i przewodnikiem ekipy. Potem gadała chwilę z Norą, ale ciekawsza byłaby już rozmowa z kawałkiem tektury. Więc zapaliła najpierw skręta, a potem ktoś podał jej strzykawkę i jakoś tak poszło. Nawet nie zauważyła kiedy. Chyba wymiotowała, bo nagle poczuła straszny odór swoich włosów. Nie miała jednak siły, żeby poderwać się z łóżka. Minęła może godzina, a może dwie. Leżała tak bez zamiaru podniesienia się na nogi. Drzwi do pokoju uchyliły się. W pierwszej chwili chciała krzyknąć komuś Spierdalaj. W niemal ostatniej chwili ugryzła się w język. Było pewnie zbyt późno, żeby matka krzątała się jeszcze po domu. Więc w zasadzie mógłby to być jedynie jej młodszy brat. Rzeczywiście tak było. Charlie wychylił się zza drzwi, w dłoni trzymał pluszowego misia, tego samego, z którym sypiał od wielu lat. Scarlett nie raz zaszywała pluszakowi brzuch, albo szukała jakiegoś guzika, żeby nie stracił oka. Uśmiechnęła się lekko przekręcając się na bok. Przyjrzała się chłopczykowi. Dziwnie wyglądał.
- Jesteś chory ? – zapytała cichym głosem. Dziecko pokręciło głową. – Chcesz się ze mną położyć?
Nie czekała nawet na odpowiedź, w jednej chwili chłopczyk powędrował w jej kierunku zamykając za sobą drzwi. Z małymi trudnościami wpakował się razem z miśkiem na łóżko i położył obok siostry. Długo nie wytrzymał, bo po kilku minutach odsunął się od niej na znaczną odległość. Z pewnością wymiotowała.
- Brzydko pachnę? – spytała widząc, że sam z siebie nie ma zamiaru jej niczego powiedzieć. Pokiwał tylko głową i schował nos w fałdę kołdry.
- Charlie, coś się stało ? Bardzo wczoraj nabroiłam? Mama była w domu? – zadała mu kilka pytań licząc, że może tym zmusi go do odpowiedzi. Rzeczywiście chłopiec kilka minut milczał, ale ostatecznie postanowił się odezwać.
- Mamy nie było, a Luiza nic nie mówiła – stwierdził. Luiza była jego opiekunką, kobieta niesamowicie przekupną i skorą do zawierania umów. Scarlett już dawno temu dogadała się z nią, że w zamian  za milczenie będzie jej odpalać jakieś grosze jako dodatek do pensji. Luiza była w gruncie rzeczy dobrą kobietą, a Charlie’m opiekowała się naprawdę troskliwie. Dało się to zauważyć zawsze, kiedy przychodziła do domu i gdy go opuszczała. Nie grała dobrej niańki, była nią.
- Luiza nigdy nic nie mówi – stwierdziła Scar łapiąc się za głowę. – A poza tym wszystko dobrze? – spytała. Dziecko pokręciło głową, ale tego nie zauważyła. Spojrzała na niego dopiero, gdy znów zamilkł.
- Charlie? – zaniepokojona brakiem odpowiedzi przeniosła na niego spojrzenie. Czuła się paskudnie i wszystko w jej żołądku wirowało w tę i z powrotem. Zupełnie jak w bębnie pralki. Nie była pewna, czy to tylko treść żołądka, czy może wszystkie narządy przewracają się na prawo i lewo.
- Dzwoniła Sherleen – powiedział. Jak na sygnał oczy Scarlett otworzyły się szeroko – Chciała z Tobą porozmawiać. Kazała oddzwonić, nie chciała mi powiedzieć co się stało. Nie brzmiała dobrze.
Sherleen była matką Dave’a. Scarlett spodziewała się, że zadzwoniła, aby powiedzieć jej o tym jak Dave kupił bez żadnych zapowiedzi bilet do Palm Springs i właśnie do niej leci. W zasadzie nie liczyła na żadną inną wiadomość. Poderwała się z łóżka jak oparzona i poleciała do telefonu. Nawet jeśli ta rozmowa miałaby kosztować ją kupę pieniędzy, była gotowa to poświecić. Może Dave jeszcze nie wyleciał, może dopiero się pakował. Istniała szansa, że jeszcze teraz usłyszy jego głos. Tak strasznie za nim tęskniła. Przeprosiłaby go za te wszystkie wyzwiska w mailach, nie była sobą. Była zła, zdesperowana. Szukała pomocy konkretnie od niego, a on nie odpowiadał. Miała prawo być trochę zła z tego powodu. Usiadła pod ścianą trzymając telefon domowy w dłoni i czekała aż urywający się sygnał przestanie trzymać ją w niepewności. W końcu usłyszała znajomy damski głos.
- Scarlett? – spytała Sherleen.
- Tak, tak. Co się stało? Charlie mówił, że dzwoniłaś – powiedziała automatycznie. Kolejny raz tego dnia odpowiedziała jej tylko cisza i nagle to się stało wręcz irytujące. Jakby cały świat chciał trzymać ją z daleka od jakiejś strasznej prawdy. Czy mogło się stać coś złego.
- Nie wiem jak Ci to powiedzieć kochanie. Czytałam Twoje maile, jestem w szoku. Nie w tym rzecz. Uznałam, że musisz wiedzieć, zwłaszcza teraz. Nie ma sensu, żebyś niepotrzebnie czekała na odzew. Dave … on nie żyje – słychać było, że ostatnie słowa ledwo przeszły przez gardło kobiety i kiedy je wypowiadała głos miała zupełnie inny. Nie tak delikatny i słodki jak zawsze, ale przepełniony smutkiem i złością. Za to Scarlett nie wiedziała jak ma zareagować. Jak to nie żyje, jak to Dave nie żyje? Ten idiota śmiał w ogóle umrzeć, czy to był tylko jego głupi żart? Nie pojęła z początku powagi słów, które usłyszała. To tak jakby jej ktoś powiedział Dave złamał nogę, a ona tylko by się zaśmiała i nazwała przyjaciela debilem. Bo skoro złamał sobie nogę, to mądry z pewnością nie był. Tylko, że tu nie chodziło o nogę, czy rękę. Nie chodziło o złamanie. On nie żył, jego w ogóle już nie było. Czy to było możliwe? Nie dla niej i nie w tej chwili.
- Przykro mi – usłyszała jedynie po chwili. Zdała sobie sprawę z tego, że zaczęła płakać i dlatego Sherleen zareagowała w ten sposób – My też nie możemy w to dalej uwierzyć.
- Jak to się stało ? – jej głos załamywał się z każdym kolejnym słowem i nie była w stanie nic więcej powiedzieć, bo coś wciąż zatykało jej gardło.
- Jechał samochodem w czasie burzy, na moście wpadł w poślizg i nic nie mogliśmy zrobić. – Sherleen mówiła już nieco spokojniej, chociaż dało się wyczuć sporo goryczy w jej głosie. Być może już wiele razy przyszło opowiadać jej tę historię, być może był już pogrzeb i być może pogodziła się z tym co się stało. – Zupełnie nie przyszło mi do głowy, że utrzymujecie jeszcze kontakt, dlatego dopiero teraz Ci o tym mówię. To się stało jakiś miesiąc temu.
- Rozumiem – szepnęła tylko i rozłączyła się. Coś w niej zaczęło się sypać, a łzy spływały jedna po drugiej. Nie wiedziała co ma zrobić ze sobą, ani jak powinna się zachować. Po prostu skuliła się na środku korytarza i rzuciła telefonem o ścianę. Plastikowa jednostka połamała się w kilku miejscach i spadła na ziemię. Jak on mógł tak po prostu umrzeć. No jak? 


~*~ 

A potem obiecała sobie, że już nigdy nie pójdzie za salon. Nigdy nie weźmie, choćby się waliło i paliło. Obiecała sobie, że jakoś to zniesie i cały ból skupi w środku. Nikomu nie pokaże co się stało. Rozejrzała się tylko dookoła, a kiedy zrozumiała, że jest sama, pozwoliła sobie jeszcze raz zapłakać. 




let's waste time, chasing cars
around our heads




[Wprowadziłam Scarlett w taki nastrój bo tak mi się podobało. Jak ja mam zamulać, to niech ona też pozamula. Zwłaszcza, że nic się u niej ostatnio nie dzieje, a to był dobry materiał na notkę i wyszło jak wyszło, że mamy tu teraz kawał ćpunki w żałobie. Mam nadzieje, że jakoś to przyjmiecie. Cytaty z piosenki Snow Patrol - Chasing Cars]

1 komentarz:

  1. ["Bo skoro złamał sobie nogę, to mądry z pewnością nie był." ej xD Lenka złamała nogę :D
    A poza tym cały tekst bardzo mi się podobał. Przyjemnie, szybko się czytało. Niedobrze się działo ze Scar jak widzę, ale cieszę się z jej postanowienia. Oby w nim wytrwała.]

    OdpowiedzUsuń