DYLAN VERN
ur 12 lipca 1993r w Waszyngtonie | kl.III | profil prawniczy | drużyna piłki nożnej |
W zasadzie historia jego narodzin oraz dzieciństwa nie
jest nikomu potrzebna, warto jednak zacząć od tego, że udało mu się przejść
przez ten brutalny dziecięcy okres w życiu, całkiem spokojnie i bez większych
trudności. Pupilek rodziny Vern, zawsze pod opieką matki, ojca i dwóch
starszych sióstr Coleen oraz Johanny. W wieku siedemnastu lat opuścił rodzinny
dom, żeby osiąść w Palm Springs. Zapytany, czemu to zrobił. Odpowie, że dla
klimatu i ładnych widoków.
Jest typem miłego chłopaka z sąsiedztwa, który
uśmiechnie się i przyjaźnie pomacha do Ciebie trzymając w ręku kubek z kawą.
Wcześnie rano lubi wyjść pobiegać, nic dziwnego bo to typowy sportowiec. Dużo
ćwiczy, trenuje boks, gra w szkolnej drużynie piłki nożnej. Robi wszystko co
może, żeby rozładować stres związany ze szkołą i sprawami dochodzącymi do niego
z rodzinnego domu w Waszyngtonie. Tak, przed rodziną Vern nie tak łatwo uciec.
Nawet zmiana stanu w tym wypadku nie do końca pomogła odseparować się od
bliskich. Jak dla Dylana, całkiem dobrze. Jest jednak chłopakiem, który rodzinę
kocha ponad wszystko, rodziców szanuje i stara się dbać jak może. Nie sposób
się go bać, nie sprawia złego wrażenia nawet jeśli ma akurat zły humor. Potrafi
odstawić wszystko na bok i być dobrym kumplem, wiernym przyjacielem. W życiu
stawia na szczerość, uważa że nie ma takiego kłamstwa, które by nie wypłynęło
na wierzch. Fałsz i obłuda to sprawy, którymi po prostu nie zawraca sobie
głowy, tak samo nie akceptuje osób nieszczerych.
Jest pozytywnie nastawiony na nowe znajomości,
poznawanie ciekawych ludzi to dla niego czysta przyjemność. Czasem lubi sobie
pożartować, może niekoniecznie w dobrym stylu. Naprawdę dobrze sprawdza się w
roli przyjaciela, kumpla, powiernika. Potrafi słuchać, radzić czasem jak żaden
inny chłopak. Stara się być wrażliwy na cudze krzywdy, w końcu wszyscy jesteśmy
ludźmi i nie ma sensu udawać, że ludzkie odruchy nas zupełnie nie dotyczą. W
relacjach z kobietami jest raczej swobodny, spokojny i przyjazny. Łatwiej jest
mieć w nim przyjaciela niż wroga, ale najtrudniej jest chyba sprawić, żeby
pokochał. On sam czasem nie rozumie jakie mechanizmy nim władają, ale chociaż
próbował kilkakrotnie, na końcu zawsze okazywało się, że Vern po prostu nie
nadaje się do związków. Mimo zamiłowania do zdrowego trybu życia, nie odmawia
sobie imprez. Alkohol i papierosy to sprawy, które wchodzą w normę, ale słowo
daje narkotyków nie tknąłby nawet patykiem. Jego osobiste zdanie na ten temat
jest niezmienne od dawna i dlatego można z ręką na sercu powiedzieć, że Dylan
jest czysty jak łza pod tym jednym względem.
Są jednak rzeczy, o których wie naprawdę niewiele
osób. Nikt w Palm Springs raczej nie spodziewałby się, że ten złoty chłopiec
dwa lata temu dostał własną kartotekę w waszyngtońskim wydziale policji
stanowej. Cóż, bójki uliczne to może niekoniecznie coś, czym należy się
chwalić. Dobrze jednak wiedzieć, zanim się sprowokuje Dylana, że wcale nie jest
takim słodkim i bezbronnym sportowcem. O nie. Lepiej też nie prowokować go, gdy
jest już dobrze wcięty. Alkohol działa na niego prawie tak jak płachta na byka,
wystarczy mały bodziec, aby Vern rzucił się do gardła jakiemuś frajerowi.
Words are very unnecessary
They can only do the harm
They can only do the harm
Mówią mu, że przez wygląd sprawia wrażenie
groźniejszego niż jest w rzeczywistości. Czasem dodają przy tym, że jest
całkiem przystojny. Przez grzeczność nigdy nie kwestionuje. Mierzy sobie 188cm
wzrostu i ma nienagannie wysportowaną, umięśnioną sylwetkę. Krótkie, czarne
włosy są zawsze zadbane, ułożone. Gęste brwi podkreślają mleczno czekoladowy
odcień jego oczu, którymi lubi wpatrywać się w nieistniejące punkciki.
Dodatkowo całkiem zgrabny, wielokrotnie nastawiany nos i wąskie, blade usta.
Jego strój to najczęściej kwestia przypadku. Gustuje w prostych podkoszulkach, jeansach, koszulach, skórzanych kurtkach. Stara się ubierać tak, żeby było mu wygodnie. Jeśli coś do siebie pasuje, to można stwierdzić że miał dobry poranek. Ponieważ mieszka sam powinien wyglądać tak, jakby brakowało mu kobiecej ręki w domu. Wręcz przeciwnie, zawsze jest ogolony, ubrania są świeże i wyprasowane.
POWIĄZANIA x NOTKI x ALBUM ( ZAKŁADKI W BUDOWIE)
Co warto o
nim jeszcze wiedzieć?
- Jest straszliwym łakomczuchem. Uwielbia
słodycze, a najbardziej wypieki.
- Ma psa o imieniu Toronto.
- Jeździ motocyklem, dokładnie Ducati 1098.
- Mieszka sam, w domku na przedmieściach.
- Jest uczulony na orzeszki.
- Codziennie rano biega w okolicy swojego domu, łatwo
się też na niego natknąć w pobliskim parku.
[Więc jest Dylan :) Mam nadzieje, że się wam spodoba na tyle, że szybko zaczniemy intensywne wątkowanie. Na obrazkach Michael Trevino <3, zakładki w budowie, ale się pokażą. Bez zbędnych pytań:
TAK jestem autorką,
TAK jestem chętna na wątki i powiązania,
TY pomysł, JA wątek lub JA pomysł, TY wątek - to chyba sprawiedliwe]
[Witam serdecznie. Proszę o pomysł, a zacznę wątek :) Mam nadzieję, że będzie nam się dobrze pisać ]
OdpowiedzUsuń[Cześć ;) Witam autorkę i ciekawego pana! Co powiesz, żeby Russell i Dylan poznali się w policyjnym komisariacie, na przykład pobili się w tym samym klubie, nie koniecznie ze sobą. Skoro obaj mają trochę problemów w prawem (chociaż Russ'owi prawie zawsze się upiecze), to może być dobry punkt zaczepienia :D]
OdpowiedzUsuń[Okej, a więc witam i proszę o pomysł, a postaram się coś napisać :)]
OdpowiedzUsuń[To ja od razu wychodzę z propozycją wątku i jakiegoś lekkiego powiązania.
OdpowiedzUsuńMożemy uznać, że ciotka Marvy prowadzi malutką cukiernię. Jako że dziewczyna ma głowę do tych wszystkich prac domowych, to i na pieczeniu się zna. Ciotka Marvy wyjechała na weekend, więc dziewczyna podjęła się dość trudnego zadania utrzymania cukierni przez ten czas.
Może to być ulubiona cukiernia Verna, taka w której chłopak często kupuje, taka w której smakuje mu coś szczególnie, czy coś w tym stylu. I tu... tu może być dowolność jego reakcji na nieznajomą dziewczynę maczającą palce w słodkościach, które on ma włożyć do ust. ;)
Oczywiście jeśli Ci nie pasuje, to zaraz wymyślimy coś innego. ;D]
[Mogę zacząć, masz jakiś pomysł? :)]
OdpowiedzUsuń[Okej, druga opcja mi odpowida i pozwól, że zrobię z mojej Harriet tą niegrzeczną.]
OdpowiedzUsuńNigdy nie można było Harriet zarzucić, że jest nierozważna, nieodpowiedzialna czy lekkomyślna. Dlatego każdy kto usłyszałby, że ta oto młoda dama ucieka przed policją wyśmiałby osobę rozpowiadającą te "niedorzecznści" na miejscu. A jednak, nie należy zawsze wierzyć pozorą, bo blondyneczka na pozór wyglądajaca tak grzecznie swoje za skórą niewątpliwie miała.
Całe szczęście, że tego wieczora przed wyjściem, ostatecznie, zdecydowała się założyć teniskówki, bo inaczej już dawno jechałaby radiowozem na komisariat gdzie policjanci nie byliby zbyt mili. Wciąż mieli ją na pienku dlatego też nie zwalniała biegu i poruszała się tylko na skróty by jak najprędzej znaleźć się w domu. Skręciła właśnie między kolejnymi domami kiedy poczuła, że coś, a konkretnie ktoś powalił ją na ziemię.
Ciotka Margaret poza słodyczami i swoją cukiernią kochała również... porcelanowe figurki. Słoniki, delfinki, jaskółki, baletnice oraz inne tego typu ozdabiały cały jej dom oraz każdy parapet jej małego lokalu. Marva za każdym razem, gdy przekraczała któryś z tych dwóch progów, czuła się nieswojo. Dlatego teraz, gdy dowiedziała się, że spędzi trzy dni w cukierni, pierwszym jej zadaniem było poodwracanie figurek malowanymi twarzami do ścian.
OdpowiedzUsuńPiątkowe lekcje odpuściła sobie całkowicie i niemal cały poranek spędziła przy piekarniku, zapełniając kolejne półki i tacki ciastami, ciasteczkami, bułeczkami i babeczkami. Gdy w końcu stanęła za ladą, była wykończona. To uczucie pogłębiało się coraz bardziej z każdą godziną. Choć przyjemność sprawiały jej krótkie pogawędki ze stałymi klientami Margie, to nic nie było w stanie jej rozerwać.
Dopóki w progu nie stanął wysoki brunet. Od razu wiedziała, że nie zabłądził i to jeden z tych - przyjdź, Marvo, zobaczysz, jacy mnie przystojni młodzieńcy odwiedzają - ulubionych klientów cioci. Miała włosy dla wygody spięte w luźną kitkę na karku i całe policzki brudne od czekolady, z którą bawiła się jeszcze niespełna piętnaście minut temu.
Na jego uwagę, wciągnęła głęboko powietrze, chcąc zacząć się tłumaczyć, co ona tu robi, dlaczego, jak śmiała, kto jej pozwolił, ale w porę uświadomiła sobie, że chłopak nie ma do niej pretensji. Pozwoliła sobie na spokojny wydech i powstrzymała zakłopotany uśmiech, który cisnął jej się na usta. Zamiast tego zastąpiła go innym - zadziornym.
- To nowy przepis. Ciasteczka młodości. - Szepnęła konspiracyjnie, mrugając do niego jednym okiem. Zaraz jednak zawstydziła się swoim śmiałym zachowaniem w stosunku do nieznajomego i zaczerwieniła się aż po koniuszki uszu.
- Co panu podać? - Wydusiła z siebie, podsuwając mu niepewnie własnoręcznie upieczone ciasteczka karmelowe do spróbowania.
[Jest dobrze, mi się podoba :D]
OdpowiedzUsuńTakie imprezy jak ta były dla Collinsa chyba normą. Szczególnie, gdy to on był jedną z głównych przyczyn bójek. Chłopak, który teraz siedział koło niego, widać że niezbyt dobrze znosi alkohol, bo zachowywał się nadzwyczaj nerwowo, ale zapewne gdyby nie kolejne zakłady Russella, przez które ów jegomość wpadł w szał, do całej sytuacji by nie doszło. Albo nie, na pewno nie wyglądałoby to tak dramatycznie. Ktoś rozbił komuś krzesło na plecach, ktoś inny oberwał butelką, chwilę potem już połowa klubu się biła. Ale kto był winny, kiedy przyjechała policja? Oczywiście, że Collins - przecież miał już tyle z nimi wspólnego, że zaczęli mówić sobie po imieniu.
- Percy, mogę zapalić? - zapytał siedzącego przy biurku policjanta, pokazując mu trzymaną w dłoni fajkę. Mężczyzna wskazał mu długopisem obrazek z przekreślonym papierosem, na co Russell i tak wzruszył ramionami. - Dzięki - powiedział, przykładając papierosa do ust. Jeszcze go nie zapalił, ale zamierzał.
- Całą noc, rano powinien ktoś po Ciebie przyjechać. A jeżeli dłużej będziesz trzeźwieć, to posiedzisz kolejną dobę - powiedział, odpowiadając na pytanie chłopaka. - Chyba, że do tego czasu będziesz miał więcej zarzutów niż tylko zakłócanie ciszy nocnej i rozboje. A i tak nie mogą nam niczego udowodnić, więc szykuje się spokojna noc na zimnej pryczy - westchnął, kładąc ręce za głowę. - Nie jest tak źle, kolego, o ile naprawili kran. Ostatnim razem tak ciekł, że nie dawał spać.
[ Michael <3 ]
OdpowiedzUsuń- Jakiś problem? - zapytał chłopaka, patrząc jak owa informacja trochę go wkurzyła. Albo nawet więcej niż trochę.
OdpowiedzUsuń- Schudłeś ostatnio, Percy - powiedział do policjanta, który posłał mu oschłe spojrzenie. - Zmężniałeś. Pewnie żona jest z ciebie dumna, co nie? A właśnie, pozdrów Betty. Widzieliśmy się wczoraj na zakupach, powiedziała, że dobry ze mnie chłopiec - parsknął i zapalił swojego papierosa. - Uwierzysz?
Droczył się z tutejszymi policjantami, ale oni już chyba byli przyzwyczajeni, że najlepszym sposobem na Collinsa, było po prostu nie zwracanie na niego uwagi. No cóż, skoro przyszło im tak często się widywać.
- Zapalisz sobie? - zapytał chłopaka, wyciągając w jego kierunku papierośnicę. - Tak na odstresowanie. I pierdol ich zakazy, przecież wiadomo, że i tak nas kochają. Bez nas byliby bezrobotni - przy tych słowach cmoknął w stronę policjanta.
Co za idiota mógł stać w tym przejściu akurat dzisiaj? Ile razy wracała do domu nie spotykała tutaj żywej duszy, ale akurat dzisiaj kiedy tak bardzo chciała przejść niezauważona przez nikogo musiała trafić na tego faceta.- Tak, wszystko jest świetnie.- Mruknęła ironicznie rzucając mu wyniosłe spojrzenie. Może i nie sprawiła zbyt dobrego pierwszego wrażenia, ale jakoś nie specjalnie się tym przejmowała. Miała do wyboru albo gniew tego oto nieznajomego lub ściagjącej ją policji, zdecydowanie tym pierwszym mniej się przejmowała.
OdpowiedzUsuńGdy złożył normalne zamówienie, ulżyło jej nieco. A widząc jego proszącą minę, roześmiała się swobodnie, czując, że powoli przestaje się czerwienić. Nie przywykła do takich sytuacji, nie potrafiła rozmawiać z mężczyznami, a nawet jeśli już rozpoczął się jakiś flirt, to w trakcie zwykle zbytnio się peszyła, by go kontynuować i pozwolić sobie na coś więcej niż chwilowa znajomość z jakimś interesującym chłopakiem. Westchnęła cicho, uświadamiając sobie, że tym razem pewnie będzie tak samo.
OdpowiedzUsuń- Trzy dni. Do niedzieli, później wraca stara, dobra Margie. - Uśmiechnęła się do niego z lekkim zażenowaniem i złożyła kremowe pudełko z nadrukowaną kolorową nazwą cukierni. Delikatnie włożyła do niego dwie jagodowe babeczki i zamknęła kartonik, przesuwając je ostrożnie po ladzie w stronę chłopaka.
Dopiero wówczas uświadomiła sobie, że chłopak mógł chcieć zjeść je na miejscu. Wcześniej przez myśl jej to nie przyszło, ale teraz dopuszczała taką możliwość, co więcej, chciała tego. Niepewna, co powinna w tej sytuacji zrobić, wystawiła na ladę kilka porcelanowych talerzyków. Uff, kryzys zażegnany. Tak przynajmniej nie dała mu bezpośrednio do zrozumienia, że chciałaby, aby został.
- Coś jeszcze? - Zapytała już pewniej, nie chcąc wyjść przed nim na kompletną ofiarę losu bez obycia towarzyskiego.
- Myślę, że też byłbyś wkurzony gdyby goniło Cię dwóch policyjnych funkcjonariuszy pragnących jedynie Twojego aresztowania.- Powiedziała nieco grzeczniej i oparła się o jeden z budynków, nogi niemiłosiernie dawały jej o sobie znać, a oddech wciąż był nieco przyśpieszony. Spojrzała na paczkę papierosów, którą podstawił jej nieznajomy zupełnie jakby była dla niej zbawieniem. Wzięła jednego i włożyła do ust od razu odpalając i zaciągając się porządnie. Nerwy uleciały gdzieś w bok, a ona po prostu stała tam i delektowała się smakiem papierosa z nieznanym mężczyznom, którego z samego początku potraktowała bardzo niefajnie.
OdpowiedzUsuńChyba nieco zbyt entuzjastycznie przyjęła fakt, że nie zamierzał jeszcze wyjść. Pokazała równe ząbki w radosnym uśmiechu i odwróciła się bokiem, żeby sięgnąć po to, co wyszło jej tego dnia najlepiej - chrupiące, cytrynowe ciasteczka. Zaraz jednak zrezygnowała, wpadając na nieco lepszy pomysł.
OdpowiedzUsuńSpuściła głowę, zerkając na niego niepewnie. Jej usta wygięły się w speszonym wyrazie, gdy bawiąc się palcami, próbowała go o coś zapytać. Na przemian otwierała i zamykała usta, jednak gdy za którąś próbą wciąż nie wydobył się z nich żaden dźwięk, wciągnęła powietrze.
- Może chciałbyś... Może miałbyś ochotę... - Zacięła się, oblewając się widocznym rumieńcem. - Może miałbyś ochotę upiec coś swojego?
Gdy już udało jej się wydusić pytanie, zamilkła gwałtownie, spuszczając głowę jeszcze bardziej, by nie dostrzegł tego, jak bardzo się zmieszała. W pierwszych kontaktach zawsze była nieporadna. Zbytnio przejmowała się tym, co ludzie o niej myślą. Im bardziej się starała, tym mniej jej wychodziło. Nic dziwnego, że nawet Ci z anielską cierpliwością uciekali od niej w popłochu.
- Mogłabym Ci pomóc. - Dodała po chwili tonem tylko nieco głośniejszym niż szept. Potrzebowała tej chwili, by zebrać odwagę i na niego zerknąć. Tylko raz, na chwilę. Zanim pójdzie. Na pewno pójdzie.
- A kogo było? - westchnął, zaciągając się dymem ze swojego papierosa. Osunął się trochę na krześle, czekając aż pojawi się główny komendant policji i zdecyduje czy wsadzić ich do celi czy też nie. W sumie Russell'owi to nie przeszkadzało, po bójce zawsze czuł się trochę obolały i lubił się położyć. - Wiem co czujesz, zdecydowanie bardziej wolałbym leżeć teraz z moim bratem w łóżku. - Wydmuchał dym z papierosa na przechodzącego koło nich policjanta i zachichotał głośno. - Ale uwierz mi, kolego, aż tak źle nie jest. Ostatnio zamówili nawet pizzę - powiedział z uśmiechem, puszczając oczko do Percy'ego.
OdpowiedzUsuń- No hej, Słodziaku - zawołał, kiedy do budynku wszedł zastępca komendanta policji. Oblizał nawet wargi na jego widok, a potem chichocząc znowu włożył papierosa do ust.
- Nie wiem co ćpasz Collins, ale za każdym razem przychodzisz tutaj w coraz gorszym stanie. Nie marnuj sobie życia, dzieciaku - odpowiedział policjant.
Russell oczywiście, że nie mógł puścić takich słów płazem.
- Życie, Słodziaku - odpowiedział rozmarzonym głosem. - Ćpam życie. Najbardziej niszczący narkotyk tego świata.
Policjant pokręcił jedynie głową i otworzył jedną z cel.
- Wiem, że z tobą na spokojnie, Collins, ale co z twoim kolegą? Zachowa się jak grzeczna dziewczynka i po dobroci pójdzie trzeźwieć?
[ Witam serdecznie! Od razu kiedy wpadłam na kartę zdałam sobie sprawę, że grzechem będzie nie posiadanie wspólnego wątku. Chętna? ;) ]
OdpowiedzUsuń[ Co tyczy się moich pomysłów to jak zwykle mam ich kilka. Przede wszystkim pierwszy pomysł jest taki, aby nasze postacie już znały się ze szkoły. I Melrose i Dylan będą tego wieczora akurat w tym samym miejscu, całkiem przypadkiem. Może ktoś będzie się mojej Pani narzucał co zwróci uwagę Dylana i ten stanie w jej obronie co skończy się bójką? Dylan zostanie wyrzucony z lokalu a za nim pójdzie Melrose. Chłopak będzie miał rozcięte czoło, więc Rose zaoferuje pomoc i po prostu zaprosi go na herbatę do siebie w ramach podziękowania, a dalej to się już wymyśli . ;) ]
OdpowiedzUsuńImpreza u Verna. Cała szkoła żyła tym wydarzeniem od kiedy tylko wiadomość została ogłoszona na facebooku, na tablicy ogłoszeń przed szkołą. Sama Melrose nie była przekonana co do pomysłu pójścia na imprezę. Zawsze lubiła takie rzeczy, ale z perspektywy czasu domówki nie wydawały się dla niej dobrym pomysłem. Bezpieczniej było zostać w domu i po prostu się pouczyć. Ale jednak. Wyciągnęła ją koleżanka z wydziału i w ten oto sposób stała teraz przy ścianie z nawet nie ruszonym piwem w dłoni. Po prostu stałą obserwując pijących rówieśników, którzy urządzali sobie orgie na środku salonu. Aż przechodziły dreszcze. W końcu zaczął się kręcić obok niej jakiś podejrzany całkowicie nachlany typek. Na początku wydawał się nieszkodliwy, więc Melrose nie zwracała na niego większej uwagi. W końcu jednak chłopak zaczął robić się coraz bardziej natarczywych. Sterczał tuż obok niej sypiąc na początku sprośnymi komentarzami oczekując od niej konkretnej reakcji. Nie docierało do niego, że Rosie nie jest zainteresowana.
OdpowiedzUsuńPróbowała go jakoś grzecznie spławić, ale stał się bardziej agresywny. Co chwile się podsuwał, próbował ją dotykać, kilka razy nawet wyraźnie schylał się by ją pocałować. Wtedy jak z niebo zleciał jej Dylan.
- Idź stąd Vern, nie widzisz, że wyrywam suczkę? - powiedział chłopak.
- Kolega chyba nie rozumie, że nie jestem zainteresowana... - odezwała się wyraźnie. Wyprostowała się, a jej "adorator" obruszył się niespokojnie. Rosie uniosa brwi i wtedy posypała się lawina komentarzy nieznajomego. Przede wszystkim pod jej adresem. Przekleństwa wydobywały się z ust zainteresowanego z zawrotną prędkością, zrobił kolejne podejście do wzięcia Melrose w ramiona a kiedy napotkał opór Dylana... Zamachnął się i Dylan dostał porządnego kuksańca w szczękę.
[Witam autorkę i sympatycznie wyglądającego pana ze zdjęc ;) jeśli jesteś zainteresowana to mam propozycję wątku między Dylanem, a Valerie. A mianowicie Dylan podobno rano biega dla zdrowia, Valerie dla ładnej figury, a więc spotkanie w parku? ;) albo może jakaś cukiernia dla łakomczuchów?]
OdpowiedzUsuńRuszyła zaraz za Dylanem i stała na werandzie patrząc na tą scenkę. Była przerażona. Nigdy nie uważała przemocy za rozwiązanie. Serce jej mocniej zabiło, kiedy na chodnik pociekła krew. Wróciła do środka nie mogąc na to patrząc. Coś skutecznie zablokowało jej możliwość wypowiedzenia choćby słowa. Nagle usłyszała za sobą głos Verna. Odwróciła się przodem do niego delikatnie kiwając głową. Wpatrywała się przez dłuższą chwile w jego iskrzące się tęczówki, kiedy w końcu się odezwała.
OdpowiedzUsuń- Nie przepraszaj, to raczej ja powinnam podziękować za.. - zmarszczyła delikatnie brwi. Zmierzyła spojrzeniem całą jego twarz. Niespodziewanie wzięła jego podbródek w dłoń i odwróciła jego twarz w bok zerkając na dość nieładnie wyglądające rozcięcie na policzku chłopaka. Pokręciła delikatnie głową. - Apteczke masz w łazience jak sądzę? - zapytała całkiem niepotrzebnie. Od razu narodziła się w niej chęć okazania wdzięczności, nic więc dziwnego że złapała go za nadgarstek i zaprowadziła do znajdującej się na piętrze łazienki. I tutaj, na górze nastolatki ostro imprezowały. Przymknęła za sobą drzwi a chłopaka posadziła za sedesie. Podeszła do umywalki i otworzyła szafkę by wyjąć buteleczkę wody utlenionej i jałowe gaziki. Czas pobawić się w pielęgniarkę. Pojawiła się przed chłopakiem. Uśmiechnęła się lekko po czym ponownie przekręciła jego twarz. Nalała troche wody utlenionej na wacik i delikatnie zaczęła oczyszczać ranę.
- Nie musiałeś tego robić, ale... Dziękuje.. W sumie nie wiem czy to była reakcja na fakt, że Cię uderzył, czy fakt że mnie obrażał. Ale nie ważne. I tak dziękuje. - zerknęła na niego delikatnie przygryzając wargę.
Valerie była raczej typem śpiocha, który lubił jak to śpioch wyspac się porządnie. I tak też robiła, do dnia kiedy jej organizm się nie zaczął bunotwac. Dziewczyna z powodu bezsenności postanowiła postawic na aktywnośc fizyczną. Basen, treningi szermierki, zajęcia taneczne, no i jogging w pobliskim parku. Dzisiejszy ranek wydawał się jej bardzo ładny, więc zakładając krótkie spodenki i luźną, miętową bluzę oraz trampki tego samego koloru wyszła pobiegac. Słuchając Coldpley’a zamyśliła się o nadchodzącym, męczącym dniu. Szkoła, zajęcia taneczne gr.I, trening, zrobienie obiadu i posprzątanie, bo na jej nieszczęście był dziś jej dzień w grafiku zajęc. Valerie zawsze starała sobie uporządkowac wszystko, ale nie zawsze niestety jej to wychodziło…. Z zamyśleń wyrwało ją bolesne uderzenie w ręke. Wyjęła słuchawki i podnosząc swoje niebieskie oczy ujrzała przystojnego bruneta, który już zaczął się tłumaczyc nim zdążyła w ogóle się odezwac. -Emmm…-nie wiedziała co ma powiedziec. -W sumie to nic się nie stało -dodała po chwili, jednak nadal., nie potrafiła pozbierac się z ziemi. [‘wyjmując słuchawki z ust’ hi hi sympatycznie ;)) ‘z ust’. Pewnie, że może tak być. Mam nadzieję, że ja nie pogrążyłam odpowiadając tak mało kreatywnie xd]
OdpowiedzUsuńStała nad nim starannie wykonując to za co się zabrała. Nie śpieszyła się, bo i po co? Po głowie chodziło jej teraz bardzo wiele rzeczy. Przede wszystkim to, że wiele by dała by mieć takiego "ochroniarza" w dzień kiedy została brutalnie zgwałcona. Gdyby wtedy ktoś ją usłyszał, zobaczył pewnie teraz nie byłaby wrakiem człowieka.
OdpowiedzUsuńWyrzuciła zużyty gazik do kosza tuż obok po czym jeszcze dokładnie obejrzała twarz chłopaka. Miał kilka, ledwo widocznych blizn. W okolicy skroni, na linii włosów, na brodzie. Melrose nie miała jednak zamiaru wypytywać Dylana na ich temat.
- Dobry z Ciebie gospodarz. - powiedziała cicho odsuwając się i powracając do umywalki. Schowała wodę utlenioną i już po chwili umyła dłonie i wytarła je w wiszący na ścianie ręcznik. Odwróciła się z powrotem do chłopaka po czym uśmiechnęła się blado. - Nie musisz mi się tłumaczyć. W sumie chłopak sobie zasłużyć, a Ty po prostu dałeś się ponieść emocjom. Zdarza się, ale osobiście nie uważam aby przemoc była dobrym rozwiązaniem. - wzruszyła delikatnie ramionami. Podeszła do drzwi i nacisnęła na klamkę. Pociągnęła ją jednak drzwi były zamknięte. Spojrzała na Dylana unosząc pytająco brew. Znów pociągnęła i znów nacisnęła klamkę. Nic. Kto by się spodziewał, że jeden z gości zamknie ich w łazience. Melrose zapukała w drzwi i poprosiła o ich otworzenie, ale chyba jej okrzyki "pomocy" nie były słyszane przez uchlanych nastolatków. Zaśmiała się. - Bosko.
[ Nie przejmuj się ! Rozumiem Cię w zupełności, zresztą kto wie może i można nosic słuchawki w ustach xd ;))]
OdpowiedzUsuńValerie niepewnie stanęła na nogach, niestety świat nadal. wirował jej przed oczami. Ostatnimi czasy miewała zawroty głowy i migreny, ale nie podejrzewała, że to tak poważne. Na ogół kiedy potykała się czy upadała nic się jej nie działo mimo, że była bardzo drobna i delikatna. Nie lubiła także gdy ktoś czuł się z jej powodu winny.
-Tak, w porządku - odpowiedziała niepewnie przymrużając oczy, by spróbowac skupic się by nie stracic równowagi. Niestety jej próby zeszły na marne. Blondynka straciła panowanie nad swoim stanem i poddała się wirującemu światu, który sprowadzał ją ponownie na ziemistą alejkę parku.
- Drobiazg. - powiedziała z uśmiechem siadając na brzegu wanny. Nadal nie mogła powstrzymać cichego śmiechu jaki wydobywał się z jej ust. Szczerze mówiąc sytuacja była komiczna. Może taka sytuacja wydałaby się jej bardziej na miejscu, gdyby oboje byli pijani. Wywróciła oczami teatralnie.
OdpowiedzUsuń- A więc jesteśmy przez jakiś czas na siebie skazani. - jej przyjemny dla ucha głos wydawał się przepełniony ciepłem. Zagarnęła kosmyk blond włosów za ucho. I po raz kolejny przygryzła wargę, zawsze kiedy nad czymś się zastanawiała zagryzała wargę. Zerknęła na Dylana.
- W każdym razie skoro mamy tu spędzić jakiś czas... Nie będziesz miał nic przeciwko jak zajmę Cię rozmową? Jakoś nie uśmiecha mi się po prostu siedzieć i czekać. - wzruszyła delikatnie ramionami, a nie widząc żadnej reakcji z jego strony ciągnęła dalej. - Jesteś w klasie o profilu... Prawniczym? - szczerze mówiąc to ten fakt akurat kojarzyła ze szkoły, mimo wszystko często mijali się na szkolnym korytarzu, poza tym kto nie znałby członka szkolnej drużyny piłkarskiej?
Wyjęła z kieszeni małe metalowe pudełeczko w którym coś zabrzęczało. - Landrynkę? - zapytała z szerokim uśmiechem na ustach. Sama zaraz porwała zieloną słodkość i wsadziła ją sobie do ust.
- Myślisz, że gdybym ich nie zgubiła stałabym teraz tutaj i tak spokojnie paliła sobie z Tobą papierosa?- Mruknęła z dającą się słyszeć kpiną w głosie. To było do niej niepodobne, żeby w taki sposób traktować nieznajomego, w dodatku mężczyznę, który najwyraźniej nie był do końca trzeźwy. Na szczęście mogła się usprawiedliwiać stresem, zmęczeniem, szokiem, zresztą tak dobra manipulatorka jak ona mogłaby się obronić wszystkim. Zaciągnęła się dymem po raz kolejny przeczesując palcami włosy, który przez zimny pot na jej karku przykleiły się do skóry. Przestąpiła z nogi na nogę i zgasiła końcówkę papierosa, którego wypaliła w zadziwiająco szybkim tempie. W tym samym momencie z głównej ulicy błysnęły światła radiowozu.- Cholera, najwidoczniej dobrze myślałeś.- Chwyciła chłopaka za nadgarstek i ruszyła biegiem w kierunku przeciwnym do ulicy. Właściwie nie zastanawiała się czemu porywa ze sobą tego biednego chłopaka, który właściwie nic nie zrobił.
OdpowiedzUsuńDziewczyna zamrugałą oczami próbując dotrzec do rzeczywistości. Dawno nie zadażały się jej takie omdlenia, czy zawroty głowy. Ale dawno też nie przesadzała tak z wysiłkiem fizycznym,, trening szermierki, dwie grupy taneczne, basen i bieganie dla czystej przyjemności, to chyba było za wiele jak na tak małą istotkę.
OdpowiedzUsuńPo chwili zawroty głowy zaczęły ustawac. Valerie podniosła swoje błękitne oczy an bruneta i zobaczyła jego przestraszoną minę. Roześmiała się słabo.
-Spokojnie, bo to zaraz ja będę musiała wzywac pomocy -dodała i uśmiechnęła się lekko.
-Już mi zdecydowanie lepiej, karetka potrzebna nie będzie. Dziękuję Ci i przepraszam za kłopot- zdecydowanie poczuła się lepiej i wiedziała, że jakieś dobre śniadanie i kubek jej ulubionej kawy załatwią sprawę.
- Nie przesadzaj.- Wiąz opierała się o budynek, do którego przycisnął ją chłopak, a na jej twarzy tańczył prowokujący uśmiech. Właściwie ten nieznajomy nie był wcale taki głupi ani zły na jakiego na początku jej wyglądał.- Zawsze mogę Cię w ramach podziękowania zaprosić do mnie na lampkę wina czy coś w tym rodzaju, tam na pewno nie będą nas szukać.- Zaśmiała się kiedy zrozumiała, że niechcący wciągnęła w to wszystko zupełnie niewinnego człowieka. Może i mógłby się wybronić przed policją, ale blondynka szczerze wątpiła żeby funkcjonariusze mieli w ogóle ochotę słuchać jego wyjaśnień, podczas gdy sprytna panienka Forssell mogła doskonale wykorzystać ten moment do kolejnej ucieczki.
OdpowiedzUsuńWciąż*
Usuń[ Moje pytanie będzie o chęć wątku z Hayden, no i o to czy masz może jakiś ciekawy pomysł, a ja chętnie zacznę ;) ]
OdpowiedzUsuń[chcę wątek <3 pomysł? :)]
OdpowiedzUsuń