ur 4 lipca
1993r w Mediolanie | klasa III | profil medyczny
dodatkowe
zajęcia: kapitan damskiej drużyny koszykarskiej | kółko taneczne gr. II
h i s t o r i a.
Na świat
przyszła w Mediolanie, europejskiej stolicy mody. Niestety już parę tygodni po
swoich narodzinach niespełna dwudziestoletnia Deanna Devon-Liggio opuściła owe
miejsce zabierając ze sobą córeczkę. Dlaczego uciekły z Włoch? Nikt tego nie
wie. Marietta wychowywała się w Miami, stanie Floryda w USA. Jej dzieciństwo
było trudne, matka miała problemy z córką i ostatecznie relację tych dwóch
kobiet nigdy nie były specjalnie ciepłe. Deanna wychodziła z założenia, że
Marietta wyrośnie na normalne dziecko. Z kolei ona nie mogła uporać się z
jednym delikatnym dylematem braku ojca. Sama wzmianka o męskiej części rodziny wprawiała
matkę w napady wściekłości. Piętnastoletnia Marietta wkrótce nauczyła się, żeby
nigdy nie przywodzić tego tematu na światło dzienne. O ojcu zapomniała, uznała
że umarł gdy była jeszcze malutka, przyswojenie takiej myśli było o wiele
łatwiejsze niż znoszenie wiecznych złości ze strony surowej matki.
Kiedy
Marie skończyła siedemnaście lat w progu ich domu pojawił się chyba pierwszy
mężczyzna, który nie okazał się przelotnym romansem jej matki. Przedstawił się
jej jako Fabio i nazwał się jej ojcem. Później było już tylko lepiej. Fabio
okazał się Włochem, który nigdy nie przestawał szukać córki. Wyszło na to, że
Deanna tuż po porodzie postradała zmysły i porwała dziewczynkę do USA, by
odciąć ją od reszty rodziny. W całym tym zgiełku i natłoku wydarzeń Marietta
długo nie mogła odnaleźć swojego miejsca. Przez parę tygodni nie wychodziła ze
swojego pokoju, szok jaki towarzyszył wydarzeniom był potworny. Dla niej
pojawienie się ojca, było zupełnie tym samym, co zmartwychwstanie człowieka.
Postanowiła mu jednak uwierzyć, dać szansę. Wtedy też Marie razem ze swoim ojcem wyprowadziła
się do Palm Springs, głównie dlatego że nie chciała opuszczać Ameryki, nie
znała też języka włoskiego. Fabio zgodził się pozostać z nią dopóki nie
osiągnie pełnoletniości, ona z kolei obiecała mu że po ukończeniu szkoły
wyjedzie z nim na stałe do Włoch by poznać resztę swojej rodziny. Kupili więc
domek na przedmieściach i zamieszkali w nim we dwójkę. Jej matka podążyła za nią, chorobliwie boi się stracić córki, ale... Ona z kolei nie bardzo chce mieć z nią cokolwiek wspólnego. Deanne zamieszkała w centrum miasta i czasem nie daje Marie żyć, ale ostatecznie to jej matka.
c h a r a k t e r.
Marietta
do momentu poznania ojca była raczej kłopotliwym dzieckiem. Miami sprzyjało
rozwijaniu jej dość nielegalnych pasji, takich jak nielegalne wyścigi,
narkotyki. Oczywiście mogło to też wynikać z zupełnego braku zainteresowania ze
strony rodzicielki. Deanna oczekiwała od córki tylko dobrych stopni i wzorowego
zachowania w szkole, a Marie potrafiła sobie z tym poradzić. Zawsze miała
idealne stopnie, zawsze też sprawiała wrażenie osoby miłej i przyjaznej. Kiedy
słońce zachodziło ta osoba znikała, na jej miejscu pojawiała się trochę inna,
bardziej cyniczna, łaknąca adrenaliny dziewczyna, która uciekała z domu na parę
tygodni, albo nawiązywała każdej nocy nowy romans. Po przyjeździe do Palm
Springs poczuła się tak, jakby miała czystą kartkę. Nie była jednak w stanie
zmienić swoich nawyków, dlatego chociaż już nie tak intensywnie, wciąż
prowadziła podwójne życie.
Z reguły
jest więc osobą przyjaźnie nastawioną, raczej nie odprawi Cie w kwitkiem z byle
powodu. Jest uważna, staranna i obowiązkowa. Jeśli chodzi o sprawy szkolne,
zawsze stara się wieść prym. Nie należy jednak do grupy kujonów, o nie. Po
prostu jest przykładną uczennicą według wielu nauczycieli. Mówią, że ma romans
z jednym z profesorów w szkole, ale ile w tym prawdy nie wie nikt. Ona sama nie
komentuje, uważa że takie plotki szybko znikają i znajdują sobie nową ofiarę do
podręczenia. Pozostaje niewzruszona wobec nieprzychylnej opinii różnych osób,
tym bardziej jeśli tak naprawdę jej nie znają. Wiadomo też, że nie jest zbyt
przykładana. Można ją spotkać w uczniowskiej palarni, albo w składziku woźnego,
gdzie od czasu do czasu musi zapalić papierosa … albo coś innego. Dużo
imprezuje, ale stara się też to ograniczać. Nie może sobie pozwolić na
niedospanie, czy alkoholizm. Z drugiej strony, gdy już jest w jakiejś sytuacji
nie patrzy na konsekwencje tego co robi. Zdrowy rozsądek działa u niej z dużym opóźnieniem,
głównie dlatego że sama nauczyła się tak kontrolować ten mechanizm. Nie bierze
już udziału w wyścigach, ale czasem przychodzi kibicować swoim faworytom.
Energię, którą kiedyś musiała w ten sposób rozładować przeniosła na zmęczenie
sportowe. Gra w damskiej drużynie koszykarskiej, wieczorami lubi sobie pójść
pobiegać, a dodatkowo trenuje hip hop i chodzi na zajęcia dodatkowe grupy
tanecznej.
Można z
nią normalnie porozmawiać prawie o wszystkim, można się z nią wygłupiać, można
z nią spokojnie flirtować bez obawy, że zaraz zacznie planować związek.
Marietta przepada za kontaktami z ludźmi, ale nie jest od nich uzależniona, nie
czuje się źle bez kogoś. Uważa, że potrafi być samowystarczalna pod tym
względem. W kwestiach związkowych jest raczej … rozwiązła. Nie uznaje czegoś
takiego jak wolny związek, bo dla niej albo się w tym związku jest, albo nie.
Ona sama tylko raz była w takiej sytuacji, swoich przygód miłosnych nie uważa
za coś specjalnego, czy trwałego. Chociaż nie jest dobrą partnerką, jest
cudowną przyjaciółką. Gotową słuchać, mówić lub milczeć kiedy jest taka
potrzeba, jest prostą osobą, mówiącą prawdę prosto w oczy. Uważa, że jest ona
lepsza niż góra pięknych kłamstw. Jak każdy miewa gorsze i lepsze dni, w
przypadku tego pierwszego lepiej jest zostawić ją samą sobie. Gryzie, drapie,
bije, kopie, wyrywa nogi i ręce. Jest po prostu nieznośna, ciężko wtedy
wytrzymać z nią więcej niż parę minut. Potrafi godzinami narzekać, podnosić
głos bez powodu, wyżywać się na rzeczach, które znajdują się blisko niej. Rzuca
poduszkami, obrazkami, butami, wszystkim co znajdzie się w zasięgu jej dłoni. Normalnie
ma jeszcze tendencję do kompleksów, chociaż nie pokazuje tego po sobie, uwagi
odnośnie jej ciała mogą sprawić, że od razu zacznie brać je za pewnik. Potrafi
wpaść z nagłą manię odchudzania, która trwa mniej więcej koło tygodnia, a potem
wraca do normalnych nawyków żywieniowych.
a p a r y c j a.
Z drugiej
strony zupełnie nie powinna mieć kompleksów. Fakt, że jest trochę niska nie
przekreśla niczego. Nadrabia to z kolei ładną, kobiecą figurą, szczupłymi
nogami i wysportowanym brzuchem. Ma długie, ciemne włosy. Zależnie od pory roku
mogą być bardziej czekoladowe lub bardziej czarne. Jej cera jest bardzo jasna,
w okresie letnim wokół nosa i na policzkach potrafią pojawić się drobne piegi,
których ona osobiście nienawidzi. Ma kształtne usta, zgrabny nos i
duże, niebieskie oczy. Ubiera się przeważnie dziewczęco, uwielbia sukienki
które kończą się przed kolanami i zależnie od jej humoru mogą być bardziej
luźne i zwiewne, albo dopasowane. Nie przepada za szpilkami, za to kocha koturny
więc nosi je prawie cały czas. Jej szafa jest pełna marynarek w różnych kolorach,
sukienek, sweterków. Zdecydowanie rzadziej nosi koszulki i spodnie, ale gdy już
to robi to pilnuje, żeby ubrania były raczej dopasowane do jej ciała. Włosy najczęściej
nosi rozpuszczone, w bardzo niewielu sytuacjach decyduje się na wiązanie ich.
if you only knew...
POWIĄZANIA || ALBUM || WSPOMNIENIA
Odautorsko:
Wita się z
wami autorka Scarlett. Przyznam, że tamta postać mi się trochę wypaliła i nie
do końca wiedziałam co z nią zrobić. Więc jest teraz Marietta, mam nadzieje
nieco ciekawsza. Wizerunek – Jessica Lowndes. Zapraszam do wątków, mogę zacząć,
albo mogę coś wymyślić jeśli tak wam pasuje. Stawiam też na powiązania.
"Ma wąskie, pudrowo różowe usta" << A, a, aha. Autorka chyba nie widziała wąskich ust.
OdpowiedzUsuń[No tak, najpierw napisałam kartę potem dobrałam wizerunek i wyszło w ten sposób. Poprawione :) ]
OdpowiedzUsuń[Jeśli dobrze pamiętam to miał być romans między rodzicami? Wybacz, ale tyle autorów, że zapominam kto co xD Jak coś to nie widzę problemu, żeby to przenieść na nową postać xD]
OdpowiedzUsuńNa jej widok uśmiechnął się z szeroko i z rozbawieniem.
OdpowiedzUsuń- A po co? Wszędzie mi lepiej niż w chacie, za gęsta tam atmosfera. No i zawaliłem tę cholerną biologię, wiesz? - westchnął i oparł się zgiętym łokciem o jej ramię. Lubił to robić, bo to dawało mu poczucie więzi między nimi - Jak jeszcze raz będę musiał powtórzyć test z symbiozy to chyba dostanę szału - pokręcił głową i dopalił peta, rzucając go na ziemię - Chodź gdzieś idźmy, olejmy to wszystko i zróbmy coś głupiego, ale to naprawdę głupiego i potem pomyślmy co z tego wyniknie - spojrzał na nią błagalnie. Teraz potrzebował tylko zapomnieć o dzisiejszym dniu.
[a mam ochotę na założenie z Tobą wątku ;) i dziękuje za komplemtn, Twoja karta też jest ładna, a nawet bardzo. przepraszam Cię, ale niestety w chwili obecnej nie mam żadnego pomysłu na wątek. może Ty masz ? ;D ]
OdpowiedzUsuń- Dzięki, właśnie tego mi trzeba, nagrzeszyć dzisiaj za wszystkie czasy - z chęcią pociągnął kilka łyków i odprężył się. Już po chwili byli za murami szkoły i nie obchodził ich cały świat - Naprawdę? Jesteś moim wybawieniem, co ja bym bez ciebie zrobił? - ucieszył się na wieść o notatkach. Wiedział, że nie może sobie odpuścić. Był już w połowie celu do tego, aby zdać tę cholerną maturę z biolii zakwalifikować się na studia medyczne.
OdpowiedzUsuń[Nie wiem czy wczytałaś się w kartę, ale ojciec Colina już nie żyje, wiec raczej kolacja na mieście nie wchodzi w grę. Związek ich rodziców miałam na myśli w kategoriach "Kiedyś, kiedyś byli razem, ale potem się rozeszli" xD]
- Ja proponuje krótki wypad nad jezioro. Jest tam kilka opuszczonych domków letniskowych. Napisze do paru osób i będzie nas większa paczka, co ty na to? - wyjął już kieszeni komórkę i sam wyrzucił przy okazji do kosza wszystkie śmieci, jakie zalegały mu po kieszeniach. Miał ich swoją drogą nie mało - Po drodze możemy skoczyć do marketu to kupię to i owo na przegryche.
OdpowiedzUsuń[Nic nie szkodzi, każdy czasami tak ma xD]
[Mam pytanko i wgl Hej :D Od autorki Colina dowiedziałam się, że jej postać i twoja są przyjaciółmi, a skoro Denisa też jest jego koleżanką, to nasze dwie panie mogą się znać, lubić i chodzić razem na imprezy xD]
OdpowiedzUsuń[Super! Denisa wprawdzie nie ma tendencji, żeby się upić, ale może być zabawnie, jak dwie nachalne dziewczyny zaczną gadać, więc jestem za! Połączę to spicie się z imprezą xD]
OdpowiedzUsuńGłośna muzyka waliła po uszach. Denisa już dawno przestała zwracać uwagę na to, jakie puszczają kawałki. Jeszcze godzinę temu była gotowa z wyższością komentować ich jakość oraz gust gospodarza imprezy. Nie, żeby wiedziała naprawdę kto zorganizował tę domówkę.
Oczywiście ubrana była nagannie w krótkie spodenki przepasane bluzą, w ciężkie trepy włożyła swoje patykowate nogi, ale bawiła się świetnie. Skakała na parkiecie, jak oszołom i darła się w twarze tych, który mieli nieszczęście znaleźć się obok. Była pijana.
W dłoni trzymała butelkę, jakiejś taniej wódki i skaczą rozchlapywała ją po parkiecie. Śpiewała na głos tekst piosenki, której nie znała i myliła niemal wszystkie słowa, ale w tamtej chwili była najznakomitszą piosenkarką świata. Za taką się uważała.
Pomachała do Mari, która majaczyła jej gdzieś przed oczami i najwyraźniej zbliżała się do Denisy.
- Będą - przytaknął z uśmiechem i schował telefon do kieszeni. Zresztą nie było mowy o innym scenariuszu, na jego bandę zawsze można było liczyć, kiedy w grę wchodziła perspektywa dobrej zabawy. Uśmiechnął się na tę myśl - Ale trzeba będzie podjechać samochodem, piechotą to kawał drogi - wyjaśnił, buszując już po kieszeni w poszukiwaniu kluczyków od auta - Znam tamto miejsce, bo kiedyś na szkolnej wyciecze zapędziłem się z Leną na nieznane tereny - zaśmiał się - Te domki letniskowe przeważnie są puste, ale jak będziemy mieć szczęście to może spotkamy jakieś inne grupy i zabawa będzie lepsza.
OdpowiedzUsuń[Nie szkodzi :)]
Mike wykrzywił się do pleców tego gbura, który wpadając na dziewczynę, nie przeprosił jej, ani nie pomógł pozbierać rzeczy które z jego winy leżały teraz porozrzucane na podłodze.
OdpowiedzUsuń- Nie musisz przepraszać - zwrócił się do ciemnowłosej dziewczyny - To przeceż nie Twoja wina. To tamten kretyn Ciebie staranował.
Mike znał brunetkę tylko z widzenia i dotychczas nie zamienili ze sobą ani jednego słowa. Wiedział, że nazywa się Marietta (w szerszych kręgach bardziej znana jako po prostu Marie); że chodzi do klasy III - profilu nie pamiętał, coś związanego z naukami ścisłymi - ; że zbiera świetne stopnie i że... no cóż, jest jedną z najładniejszych dziewczyn w szkole. Dyskretnie staksował Marie spojrzeniem. Świetna figura, zabójcze nogi i prześliczna twarz ocieniowana długimi, ciemnymi włosami. Czyli typ dziewczyny, która nigdy nie zainteresuje się kimś takim jak ja - podsumował ponuro w duchu Mike. Cicho odchrząknąwszy, podszedł do niej, ukucnął i razem z nią zaczął zbierać porozrzucane książki i notatki, zapisane ładnym, pajęczym pismem.
- Pomogę Ci zbierać. Coś dużo tego masz. - powiedział, ignorując zaskoczenie malujące się na ładnej buzi Marie.
- Dziękuje, to miłe z Twojej strony.
Mike podniósł głowę i ich spojrzenia na chwilę się skrzyżowały. Natychmiast poczuł jak gorący rumieniec ogrzewa jego policzki. Chyba w życiu nie widział tak bardzo niebieskich oczu jak u Marie. I jeszcze ta mgiełka przeuroczych piegów na policzkach i wokół nosa... Mike spuścił wzok, speszony. Zebrał do kupy ostatnie notatki, włożył je do grubej książki o historii Stanów Zjednoczonych, następnie podniósł się z kucków i trochę zmieszany podał książki Marie.
- Dziękuje Ci jeszcze raz.
Mike, ośmieliwszy sie zerknąć na nią jeszcze raz, z zaskoczeniem stwierdził, że dziewczyna chce coś jeszcze powiedzieć.
[Uf, powinno być dobrze ;) mam nadzieję, że popełniłam jakiegoś wielkiego faux pas dwukrotnie "zmusiłam" Marie do mówienia. Jeśli coś nie bardzo zrobiłam, to bez problemu mogę to naprawić ;)I przepraszam, że kazałam Ci tak długo czekać. pozdrawiam ;)) ]
- Nie - pokręcił głową i zaciskając palce na kierownicy, spojrzał na nią z błyskiem w oku - Mam zamiar zachlać się jak dureń i zasnąć w losowym miejscu, a rano mieć kaca za trzy światy - powiedział uroczyście z mistyczną powagą na twarzy. Włączył radio i samochód wypełniła przyjemna, rockowa ballada. Przednie lusterko było całe wy-obwieszane jakimiś wisiorami, które brzęczały spokojnie - Liczę droga Marie, że dostąpię zaszczytu twego towarzystwa i kiedy będziemy już na maksa nie trzeźwi leżeć na podłodze, będę mógł ująć twą dłoń - zażartował, łapiąc się za serce i robiąc najbardziej tragiczny wyraz twarzy na jaki było go stać.
OdpowiedzUsuń- Z pewnością gustowniej niż na trzeźwo - odparła Denisa, tryskając wyśmienitym humorem. Nie zważała na to, że bluza przewieszona przez jej biodra wisi już na niej ostatkiem węzła, ani że jej ciężkie, trepowe buty naniosły z pola sporo błota. Unosiła butelkę i nie dotykając ustami gwinta wlała sobie zawartość do gardła. Omal się przy tym nie udławiła, ale kiedy przeszedł kaszel uśmiechnęła się z rozbawieniem - A ty wyglądasz jakoś niemrawo, stało się coś? - zeskoczyła ze stolika na który wlazła i objęła ją ramieniem, a raczej uwiesiła się na niej - Ciocia Denisa chętnie pomoże.
OdpowiedzUsuń