We’re young. We’re supposed to drink too much, we’re supposed to have bad attitudes! We are designed to party. A few of us will overdose or go mental, but Charles Darwin said you can’t make an omelette without breaking a few eggs. That’s what it’s all about – breaking eggs! If you could just see yourselves... It breaks my heart. You’re wearing cardigans! We had it all. We fucked up bigger and better than any generation that came before us.
RECKLESS - RELENTLESS - SIN - SELF-DESTRUCTION
Alex, jeg vil altid være hos dig. Husk dette, søn.
Zgubiłem się, mamo. Tamtego cholernego dnia zgubiłem drogę. Carol mówiła, że wstało czerwone słońce. Wydawało mi się, że to niemożliwe, bo niby dlaczego słońce miałoby być takie właśnie dla Ciebie? A potem byłaś już tylko ty, martwa, w jego ramionach.
To jedno wspomnienie wlecze się za nim przez całe życie jak klątwa. Matka żegnająca się z nim, jakby przeczuwała, że już więcej się nie zobaczą. Dwanaście lat temu wydało mu się śmieszne, że mama mówi tak, jakby to miał być koniec. Nie pamięta już co jej odpowiedział, ważne, że się śmiała z jego dziecięcej naiwności. Czy przeczuwała, że zginie? Czy przeczuwała, że do rodzinnej Danii wróci już w trumnie, zostawiając dwójkę dzieci pod opieką surowej teściowej? Alex szczerze wątpił. Nie ufała horoskopom, nie umiała przepowiadać przyszłości. Skąd miała wiedzieć, że jej mąż, jej kochany Oliver, zarżnie ją rzeźnickim nożem?
Śniła mu się w koszmarach, których nie umieli powstrzymać sprowadzani przez babcię psychologowie i specjaliści. Widział krew bryzgającą z rany i krzepnącą na białej koszuli, ręce drżące w ostatnich spazmach, słyszał urywany oddech kobiety, gdy dusiła się, z wysiłkiem obracając głowę do drzwi, gdzie stał. Siedmiolatek w przykrótkiej piżamie, sparaliżowany z przerażenia. Ojciec go nie zauważył. Trzymał ją na kolanach, bredził, ocierał nóż o jej ubranie... Policjanci skuli go kajdankami, odbierając uprzednio nóż, którym zranił jeszcze Carol. Więzienie dla niego to za mało, zdecydował sąd. Nigdy więcej go nie widział, a babcia i dziadek nie wspominali o nim, gdy już zamieszkali u nich. Właściwie nie utrzymywali kontaktu ze swoim wyrodnym synem, więc wychowywanie jego dzieci nie było im na rękę. Przynajmniej nie dopóki nie poznali swoich wnuków.
Może gdybym nie patrzył wtedy przez szparę w drzwiach, nie musiałbym potem tyle się leczyć. Co z tego, że żaden z tych konowałów nie mógł mi pomóc? Pomógł mi Danny. Pewnie go nie znałaś. Gruby, rudy dzieciak z sąsiedztwa. Zawsze mówiłaś, że dobrze jest mieć przyjaciela, więc go miałem. A włóczenie się z Jordisonem po LA to naprawdę odprężające zajęcie... Nie spodobałoby Ci się to, ale często wyładowywaliśmy się na innych dzieciakach. Za każdym razem, jak biłem któregoś z chłopaków z sąsiedniej dzielnicy, myślałem, że kiedyś zrobię tak samo z nim... Nigdy nie był dość dobry by nazwać go ojcem.
Wygrzebał się z tego na własną rękę, zaskakując tym rodzinę. Nie dał zrobić z siebie kozła ofiarnego, niemoty która nie umie o siebie zadbać. Czepiał się różnych rzeczy, żeby tylko nie myśleć. W szkole nie szło mu zbyt dobrze, ale starał się jak umiał. Nauczyciele i tak nie wróżyli mu światłej przyszłości. Pierwszą gitarę włożył mu w ręce dziadek. Powiedział przy tym kilka słów, których Alex nawet nie zarejestrował, wpatrując się w instrument. Nie była idealna, miała swoje wady. Krzywy gryf, złe struny, niedoszlifowane progi, odłażący lakier. Pachniała drewnem, farbą i klejem. Widać było, że grał na niej ktoś, kto nie marzył o wielkiej karierze. Początki były ciężkie, ale chłopak się nie poddawał. Po trzech latach zamienił ją na inną, a choć wylądowała w pudle pod łóżkiem, zawsze wymieniał ją jako swój ulubiony instrument.
Nie udało mu się uniknąć zgubnego wpływu Miasta Aniołów. Razem z Danny'm znali je od podszewki, nocą i za dnia. Pierwsze alkoholowe wyskoki, na razie żadnych dragów. Dziewczyny, imprezy, pierwsze doświadczenia... Litości. Ile oni mieli lat? 15? A już zdążyli założyć pierwszy zespół. Nocne kluby pokochały tych dwóch szczyli, którzy oprócz tego, że zostawiali w kasie pełno gotówki, umieli też przyciągnąć publiczność. Carol śmiała się, że Alex już w kołysce sprzedał duszę rogatemu, gdy pewnego dnia zobaczyła swojego młodszego brata w lokalnej muzycznej gazetce. Było w tym trochę prawdy, ale Gallagher i tak ze śmiechem odpowiadał, że wszyscy diabli zamieniliby się z nim na życie.
Wygrzebał się z tego na własną rękę, zaskakując tym rodzinę. Nie dał zrobić z siebie kozła ofiarnego, niemoty która nie umie o siebie zadbać. Czepiał się różnych rzeczy, żeby tylko nie myśleć. W szkole nie szło mu zbyt dobrze, ale starał się jak umiał. Nauczyciele i tak nie wróżyli mu światłej przyszłości. Pierwszą gitarę włożył mu w ręce dziadek. Powiedział przy tym kilka słów, których Alex nawet nie zarejestrował, wpatrując się w instrument. Nie była idealna, miała swoje wady. Krzywy gryf, złe struny, niedoszlifowane progi, odłażący lakier. Pachniała drewnem, farbą i klejem. Widać było, że grał na niej ktoś, kto nie marzył o wielkiej karierze. Początki były ciężkie, ale chłopak się nie poddawał. Po trzech latach zamienił ją na inną, a choć wylądowała w pudle pod łóżkiem, zawsze wymieniał ją jako swój ulubiony instrument.
Nie udało mu się uniknąć zgubnego wpływu Miasta Aniołów. Razem z Danny'm znali je od podszewki, nocą i za dnia. Pierwsze alkoholowe wyskoki, na razie żadnych dragów. Dziewczyny, imprezy, pierwsze doświadczenia... Litości. Ile oni mieli lat? 15? A już zdążyli założyć pierwszy zespół. Nocne kluby pokochały tych dwóch szczyli, którzy oprócz tego, że zostawiali w kasie pełno gotówki, umieli też przyciągnąć publiczność. Carol śmiała się, że Alex już w kołysce sprzedał duszę rogatemu, gdy pewnego dnia zobaczyła swojego młodszego brata w lokalnej muzycznej gazetce. Było w tym trochę prawdy, ale Gallagher i tak ze śmiechem odpowiadał, że wszyscy diabli zamieniliby się z nim na życie.
Babcia powiedziała, że on nie żyje. Zapytałem co się stało, a wtedy po raz pierwszy i ostatni w swoim życiu uderzyła mnie w twarz. Zrozumiałem- mam nie pytać. Byłem dzieckiem, co mi do tego? Carol mogła wiedzieć więcej, ale zabronili jej mi o tym mówić. Czasem mam ochotę ich wszystkich zwyzywać, wykrzyczeć, że to moje życie i nic im kurwa do tego. Ty chyba byś zrozumiała, że tak naprawdę całe moje życie było, jest i już zawsze będzie podporządkowane nienawiści.
Nie żałował niczego, co go tam spotkało ani co sam zdziałał. Robił to co kochał, olewał szkołę dla muzyki. Dziadkowie traktowali go z przymrużeniem oka. Elvis has left the building mówili tylko, gdy wściekły na cały świat wybiegał z domu, szukać pocieszenia u przyjaciela. A jednak Alex zmieniał się. Nie był już nieprzystępnym, milczącym dzieckiem. Bawił się z innymi, chlejąc do białego rana, utwierdzając się w przekonaniu, że jest niezniszczalny. Miał swoich znajomych, wąskie grono dziewczyn, które były na dobrej drodze by stać się groupies i chłopaków, którzy przede wszystkim szukali rozrywki.
Nie starał się specjalnie o ich aprobatę. Właściwie gdyby nie Danny, pewnie nie mógłby ich nazwać znajomymi. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jakie robi wrażenie. Nieprzyjemny i oschły, peszył ludzi jednym przelotnym spojrzeniem. Jeśli jednak ktoś już się przebił przez grubą ochronną warstwę, natychmiast stwierdzał, że pierwsze wrażenie bywa mylące. Stopniowo otworzył się na ludzi, zanim jeszcze wygnano go z LA. Charakter jednak pozostał prawie identyczny: cyniczny i trochę szorstki dla obcych. On nie musi się starać, by utrudnić komuś życie. On po prostu robi to samą swoją obecnością. Nie lubi pustych lalek, które ganiają za nim w przykrótkich miniówach i tępych kolesi, którzy za swoje największe osiągnięcie uważają rekord w splunięciu w dal. W ogóle, wkurwiają go głupi ludzie. Jest ambitny, czasem nawet aż do przesady. Jeśli nie ma ochoty z kimś rozmawiać po prostu olewa go tak długo, aż da mu spokój; nie stroni od głośnych imprez, zakrapianych alkoholem. Może się wydawać, że po prostu nie lubi ludzi, ale to nieprawda. Jeśli chodzi o rozpijanie towarzystwa, Alex jest chyba mistrzem świata. Potrafi ni stąd ni zowąd wpaść w skrajną depresję i jeszcze szybciej z niej wyjść. Jeśli już kogoś dobrze pozna, to zwykle nie odmawia mu pomocy. Aby zwrócić na siebie jego uwagę, trzeba mieć przede wszystkim osobowość. I trochę oleju w głowie.
Nie żałował niczego, co go tam spotkało ani co sam zdziałał. Robił to co kochał, olewał szkołę dla muzyki. Dziadkowie traktowali go z przymrużeniem oka. Elvis has left the building mówili tylko, gdy wściekły na cały świat wybiegał z domu, szukać pocieszenia u przyjaciela. A jednak Alex zmieniał się. Nie był już nieprzystępnym, milczącym dzieckiem. Bawił się z innymi, chlejąc do białego rana, utwierdzając się w przekonaniu, że jest niezniszczalny. Miał swoich znajomych, wąskie grono dziewczyn, które były na dobrej drodze by stać się groupies i chłopaków, którzy przede wszystkim szukali rozrywki.
Nie starał się specjalnie o ich aprobatę. Właściwie gdyby nie Danny, pewnie nie mógłby ich nazwać znajomymi. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jakie robi wrażenie. Nieprzyjemny i oschły, peszył ludzi jednym przelotnym spojrzeniem. Jeśli jednak ktoś już się przebił przez grubą ochronną warstwę, natychmiast stwierdzał, że pierwsze wrażenie bywa mylące. Stopniowo otworzył się na ludzi, zanim jeszcze wygnano go z LA. Charakter jednak pozostał prawie identyczny: cyniczny i trochę szorstki dla obcych. On nie musi się starać, by utrudnić komuś życie. On po prostu robi to samą swoją obecnością. Nie lubi pustych lalek, które ganiają za nim w przykrótkich miniówach i tępych kolesi, którzy za swoje największe osiągnięcie uważają rekord w splunięciu w dal. W ogóle, wkurwiają go głupi ludzie. Jest ambitny, czasem nawet aż do przesady. Jeśli nie ma ochoty z kimś rozmawiać po prostu olewa go tak długo, aż da mu spokój; nie stroni od głośnych imprez, zakrapianych alkoholem. Może się wydawać, że po prostu nie lubi ludzi, ale to nieprawda. Jeśli chodzi o rozpijanie towarzystwa, Alex jest chyba mistrzem świata. Potrafi ni stąd ni zowąd wpaść w skrajną depresję i jeszcze szybciej z niej wyjść. Jeśli już kogoś dobrze pozna, to zwykle nie odmawia mu pomocy. Aby zwrócić na siebie jego uwagę, trzeba mieć przede wszystkim osobowość. I trochę oleju w głowie.
Do wyglądu przykłada uwagę i to od razu da się zauważyć. Chociaż zwykle ubiera się w jeansy, podkoszulki i tym podobne rzeczy, zdarza mu się- w zależności od okazji- ubrać mniej lub bardziej starannie. Średniej długości brązowe włosy, zwykle w nieładzie, i blada cera to jego znaki rozpoznawcze. Jest dość wysoki, mierzy około 188 cm. Sylwetkę, lekko umięśnioną i wysportowaną, zawdzięcza zamiłowaniu do boksu i surfingu. Lubi wyglądać zadbanie, choć nie do przesady.W kieszeniach trzyma zwykle najpotrzebniejsze rzeczy: telefon, kostkę do gitary, trochę drobnych i papierosy. Nie ma czasu na pierdoły, koncentruje się na chwili obecnej. Często bywa obiektem drwin nauczycieli, ale cięty język pomaga mu wyrównać sobie szanse. Nie uczy się dla nich, tylko dla siebie, co widać po ledwo wystarczających by przejść z klasy do klasy ocenach.W miłość nie wierzy, traktuje ją jak rzecz marginalną. Zdarzało mu się być w związku, z dziewczyną czy chłopakiem, to nie miało znaczenia, ale przez swój pokręcony charakter szybko ich do siebie zrażał. Obecnie nie szuka nikogo, a przynajmniej- nikogo na stałe.
Alexander Gallagher
ur.5 listopada 1993
w Cedars-Sinai, LA, CA
palacz
muzyk
sukinsyn
ateista
antychryst
karany
cynik
ur.5 listopada 1993
w Cedars-Sinai, LA, CA
palacz
muzyk
sukinsyn
ateista
karany
cynik
~*~
Witam wszystkich jeszcze raz. Zdaję sobie sprawę, że ta karta to nieporozumienie, ale uznałam, że Alex zasługuje na nową, żeby Ci z Was, którzy się na niego nie natknęli mieli okazję go poznać. Na zdjęciach znowu Ben Bruce. Tekst na samej górze, zaraz pod tytułem, wzięty z kultowego 'Misfits'. Zdanie w języku duńskim znaczy mniej więcej: "Alex, zawsze będę przy tobie. Pamiętaj o tym, synu". Słówka wytłuszczone pod pierwszym gifem niedługo uzupełnię jakimiś linkami, cierpliwości.
Powiązania i wątki- jak najbardziej. Będzie mi miło, jak rzucicie pomysłem...
[Wróciłaś <3 Przeczytam nową kartę, a sama też się chyba wezmę i swoją jeszcze raz napiszę, a potem tutaj wrócę. Znudziła mi się moja, będzie trzeba Russella trochę podrasować. A tymczasem, możemy ciągnąć wątek, ja z Tobą, nawet jeżeli oficjalnie jestem na urlopie. Normalnie to chyba bym nie wracała już nigdy, jakoś na chwilę obecną przestało mnie to kręcić, ale no... Jestem zdecydowanie za bardzo uzależniona od Alexa, dlatego dla niego tutaj trochę posiedzę ;) ]
OdpowiedzUsuń[W sumie czemu by nie, zobaczymy co z tego wyniknie :D No, może trochę mi się znudził, dlatego też zrobię nową kartę i trochę tam pozmieniam. Ale najbardziej to chyba znudziły mnie wątki. Jeszcze pomyślę, najpierw muszę skończyć robotę dla ojca (Boże, usuwanie napisów z projektów autobusów, niby proste, ale cholernie nużące) i jeszcze czeka na rozdział do dokończenia na moim blogu, a potem zobaczę co mi się uda z Russellem zrobić. A teraz czekam na wątek od Ciebie! :P]
OdpowiedzUsuń[ładny mi to brak fajerwerków, pf. uśmiech Bena <3 (tak, muszęę)]
OdpowiedzUsuńNie była dzisiaj na zajęciach. Zerwała ię ze szkoły jeszcze zanim ktokolwiek zdołał zobaczyć ją wychodzącą z akademika. Było wcześnie, zbyt wcześnie by normalni ludzie byli o takiej porze na nogach. Ona jednak nie należała przecież do normalnych. Miała rozdwojoną osobowość, która w takie noce jak ta dzisiejsza była nieznośna,walcząc ze sobą. Zachciało jej się mieć koszmary.. I tak nie byłaby zdolna skupić się na lekcjach, więc po co miała tam ślęczeć? Wsiadła w autobus i pojechała na jedna z dzikszych części plaży, gdzie nikt nie chodził, a raczej nikt poza Cassells. Ona przychodziła tam od dawna, żeby tańczyć na wolnej przestrzeni, gdzie nikt nie mógł jej przeszkodzić. Mogła wyrzucić z siebie to, co tłukło się w niej przez całą noc. Nigdy jednak nie płakała i teraz, po trzech godzinach uciążliwego treningu też tego nie robiła.
Spakowała torbę, pustą butelkę po wodzie wyrzuciła do kosza na plastik i wróciła na teren szkoły w chwili, gdy jej klasa kończyła ostatnie zajęcia. Dzisiaj nie było tanecznych, więc niczego nie straciła zrywając się.
Przemierzając ścieżkę idącą dookoła całej placówki szkolnej, zatrzymała się dość gwałtownie słysząc swoje nazwisko. Bez trudu znalazła właściciela głosu, który wyzywał kogoś od ciot. Zaciekawiona gdy na głośniku usłyszała całkiem znajomy głos przysiadła na murku, dosyć blisko okna w którym siedział szatyn i słuchała jego gry. Gdy usłyszała Brandi jedynie utwierdziła się w przekonaniu, że sie nie pomyliła. Jej zainteresowanie wzrosło, bo.. Co do diabła ten koleś miał wspólnego z jej przyrodnim bratem? Nigdy nie interesowała się zespołem Jamesa, słyszała może kilka piosenek, ale jakoś nie zagłębiała się w to bardziej. Chyba jednak powinno, bo wyglądało na to, że chodziła do szkoły z jakimś jego kumplem.
Chciała wstać i odejść, gdy tylko chłopak skończył gadać z Cassellsem. Właściwie niczego ciekawego się nie dowiedziała prócz tego, że na pewno są razem w tym ich zespole. Mimo to została na miejscu, bo kolejna piosenka, którą zagrał sprawiła, że od razu przymknęła oczy. Mogłaby do tego na spokojnie zatańczyć, jednak nie lubiła tak po prostu pokazywać się każdemu ze swoim tańcem. Posłuchała spokojnej melodii, korciło ją, ale.. Cholera, nie, nie zatańczy. Zamiast tego zgarnęła swoją torbę i przeszła po skosie przez trawnik. Zanim chłopak się w czymkolwiek zorientował wrzuciła torbę do sali, a sama zaczepiwszy stopę o niewielką dziurę, podciągnęła się na parapet. Może i była drobna, ale przez to też lekka i umiała panować nad swoim ciałem.
- Nie musiałeś przerywać - stwierdziła, gdy już siedziała obok niego i zrozumiała, że prócz ich oddechów nic więcej nie słychać. Melodia znikła, a ona skrzywiła się nieznacznie. - Nie po to się tu wspinałam, żebyś się gapił tylko grał dalej. - Posłała mu trochę kpiące,trochę rozczarowane spojrzenie. Właściwie w jej głowie szybko uformował się plan, jak zawsze gdy czegoś koniecznie chciała i naprawdę wolałaby dłużej posłuchać jego gry, żeby wiedzieć czy do czegoś się nada.
Może i była siostrą Cassellsa, ale nie oznaczało to, że rozmawia z nim o jego kumplach. Jej kochany braciszek jak zwykle starał się trzymać ją z dala od wszystkiego co złe i niebezpieczne dla siedemnastolatki, ale mieszkając na zachodnim wybrzeżu nie miał pojęcia co ona wyprawia na wschodzie. Pewnie jej niejedna impreza wyglądała tak samo jak ich wszystkich, a może nawet i lepiej? Kto ich tam wiedział? Na pewno jednak nie zamierzała przyznawać się, że jest siostrą Jamesa, przynajmniej nie na razie. W końcu nie była na spowiedzi, nie musiała podawać mu niczego na tacy.
OdpowiedzUsuńNie odwróciła wzroku nawet na chwilę. Nie była ani onieśmielona, ani speszona jego uszczypliwą odpowiedzią. Może gdyby odezwała się w niej Ros odeszłaby z rumieńcem na policzkach, ale koło tego sporego kolesia nie siedziała Ros tylko Lynn. A ona nie wahała się w takich sytuacjach zwracać się z taką samą drwiną i taką samą ironią w obecnie bardziej piwnych niż złotych tęczówkach.
- Jak na muzyka jesteś wyjątkowo mało twórczy jeśli chodzi o przedłużanie piosenek. Może nie jesteś tak dobry za jakiego się uważasz, twierdząc że nikt nie ma prawa siąść obok i posłuchać? - Zaczesała na prawe ramię włosy i uważniej przyjrzała się chłopakowi. Kwestię jej pójścia stamtąd zignorowała. Raczej nie po to się wspinała, żeby zaraz stamtąd zejść. - To jak, przestaniesz się użalać i zagrasz coś jeszcze?
[No i jestem z nową kartą, możesz ją sobie potem obczaić :P W sumie to szału bez, nic mi się Russ nie zmienił, ale jakoś naprałam większych chęci do pisania. Ten Alex mnie tak zachęcił i w ogóle... Szczerze to przyznam, że tamta karta bardziej mi się podobała, ale nie chce też, żebyś sobie pomyślała, że ta jest zła xD Jest dobrze, więc spokojnie możemy wracać do naszych walk!]
OdpowiedzUsuń- Tak Lexi, przejrzałeś mnie! Specjalnie ubrałem się jak do walki, żeby zrobić ci dowcip. Po prostu, król dowcipasów ze mnie - powiedział z kpiącym uśmiechem.
Poprawił rękawice, przyglądając się twarzy przyjaciela. Fakt, nie widzieli się od kilku tygodni, więc pewnie walki uliczne były ostatnim miejscem w który Alex spodziewał się spotkać swojego przyjaciela. No ale cóż... Jakby nie wiedział, że Russell lubi zaskakiwać.
- Jeżeli będziesz się długo tak gapił, to powalę cię jednym ciosem, a tego bym nie chciał. Za bardzo cię kocham, żeby tak zabrać ci honor bez walki.
Figlarnie oblizał usta. Zastanawiało go czy on też powinien się tak zdziwić, że spotkał tutaj Gallaghera? Doskonale wiedział, że jego przyjaciel lubuje się w takich formach spędzania czasu wolnego, tak więc liczył się z tym, że kiedyś się tutaj spotkają. Nie myślał jednak, że będzie miał Alexa jako przeciwnika. Nie raz byli partnerami w jakiś małych zamieszkach w klubie, tak więc jeżeli ta dwójka pokaże na co ich stać, to będzie ciekawie.
- A tak poza tym, to tęskniłem za tobą, Lexi. Też za mną tęskniłeś?
[Coś wyszłam z prawy xD Musisz mi to wybaczyć, przepraszam.]
[No to cieszę się, że się podoba, jakoś tak odżyłam po tej zmianie :D
OdpowiedzUsuńA ja wcale nie liczę, że Russell wygra, nie odebrałabym Alexowi tej przyjemności, bo podejrzewam, że gdyby Russ wygrał, to by się do niego Gallagher zbyt prędko nie odezwał.
I wiesz co, miałam to samo skojarzenie. Za dużo GnR i niektóre słowa już sprawiają, że myślę o jednym xD A jak pojadę na tydzień do przyjaciółki, która jest od nich kompletnie uzależniona, to jak wrócę do mojego miasta, zdjęcia Billa Kaulitza zamienię na Axla i Slasha (tak mi będą siedzieć w głowie, bez tą kochaną wariatkę)]
Oblizał spierzchnięte wargi, zastanawiając się jak potoczy się ta gra. Chciał wygrać i dotąd nie miał sobie równych, no ale skoro Alex był jego drugim najlepszym przyjacielem i kochankiem, zaraz po Josh'u, mógł zrobić mu tą przyjemność. No... Skoro Russell zmieniał swoje profesje częściej niż stojący przy nich sędzia, bieliznę, toteż jedna przegrana nie urazi tak bardzo jego reputacji.
- Słabo, Lexi - zażartował, zataczając się do tyłu, gdy Alex wymierzył mu cios, którego zupełnie się nie spodziewał.
Potarł energicznie żebro w które został uderzony, a z jego ust nie spłynął ten kpiąco-nonszalancki uśmieszek, którego zazwyczaj używał. To będzie spektakularna walka, nawet jeżeli z góry planował ją przegrać.
Teraz przyszła jego kolej. Gdy Alex zbliżył się, żeby zadać kolejny ruch, Russell wykonał Au, które nauczył się na jednych z zajęć Capoeiry. Jego przygoda z tym sportem nie trwała zbyt długo, bo niecały rok, ale wszystkie sztuczki zostały mu w głowie, nawet mimo kilku lat.
- Zdziwiony? - zapytał. Nawet nie wiedział, czy miał kiedykolwiek okazję pokazać swojemu przyjacielowi, że jego zdolności są trochę większe niż samo przypierdolenie pięścią w twarz lub inną część ciała.
Przymrużył oczy, stając w pozycji obronnej. Jeżeli Alex podejdzie wystarczająco blisko, spróbuje go podciąć, ale zamiast przewrócić przyjaciela, Russell miał zamiar sam spektakularnie się wyrżnąć. W większości przypadków uliczne walki były bardziej przedstawieniem, niż prawdziwym nawalaniem się. Przynajmniej dla Russella.
"Jak na kogoś..", "Nie wiesz że..." bla bla bla. Znalazł się pan mądraliński, który wie wszystko na temat muzyki, jest cholernym guru i nikomu nie pozwala przy sobie usiąść, bo nie narodził się nikt, kto mógłby otrzymać ten zaszczyt przebywania w jego towarzystwie. Czy on nie przesadzał? Z kim do diabła zadawał się jej durny brat? I czemu to zawsze musieli być zadufani w sobie dupki?
OdpowiedzUsuńSłuchała uważnie jego gry z przymkniętymi oczami i głową opartą o szybę okna. Jeśli na początku nie była pewna swojego pomysłu, teraz, gdy słuchała i pod powiekami wyobrażała sobie kolejne figury tańca, wiedziała już, że to jest właśnie to, czego potrzebuje do swojego ostatecznego występu. Zaliczenie było cholernie ważne, najważniejsze w całym roku, powinna już od miesięcy się przygotowywać i robiła to, ale teraz.. Poprzednia koncepcja wydała jej się beznadziejnie nudna. Pomysł z udziałem gry nieznajomego, który mógłby stworzyć coś pod jej taniec był dużo lepszy. Musiała go tylko jakoś do tego przekonać, ale za każdym razem jak się odzywał miała ochotę odpyskować czymś równie uszczypliwym, żeby się zamknął. To na pewno nie było zachęcające. Teraz przynajmniej przed uwagą uratował ją telefon od brata do tego idioty. Właściwie darcie się Jamesa i Brandi było doskonale słychać, Lynn nawet nie musiała się przysuwać by podsłuchać.
- Przestań się jej podlizywać. I tak jest na Ciebie wściekła - rzucił ze śmiechem James. Brandi coś tam krzyczała, ale nie było to zbyt zrozumiałe. - Ale, idioto, ja nie po to. Właśnie skojarzyłem, że jesteś cioto tam, gdzie moja siostra. Nie próbuj dotykać żadnej Cassells, bo Ci kurwa połamię łapy, jasne?! I to całkiem szybko, bo niedługo do niej wpadnę, więc się zobaczymy, frajerze, i lepiej żebym nie zobaczył jej w pobliżu Twojego niewyżytego fiuta.
Roslynn zaklęła cicho pod nosem, gdy chłopak kończył rozmowę "na poziomie" z jej kretyńskim bratem. Miała jednak nadzieję, że nie usłyszał jej reakcji. Nie zamierzała się zdradzać, że jest tą Cassells, o której mówił ten debil. Był jeden plus: wiedziała, że musi ogarnąć kawalerkę nim on przyjedzie.
- Świetnie, że skończyłeś. Inteligentna rozmowa. Możemy teraz pogadać o czymś poważniejszym? Nieźle grasz, a ja potrzebuję kogoś takiego. Przydałby się ktoś do zagrania na żywo muzyki do mojego występu. To jak, co chcesz w zamian, bo wiem, że za darmo tego nie zrobisz. - Wywróciła wymownie oczami, czekając na jakąś reakcję ze strony chłopaka. Pewnie odmowną, ale kto by się tam zrażał po pierwszym razie. Odpuści mu dopiero jak się zgodzi.
Miała ochotę krzyknąć za nim, żeby wziął sobie tą zapłatę w naturze i przestał jęczeć jak baba w ciąży, ale nie było jej to dane. Odszedł za szybko, żeby mogła jakoś zareagować. Na dodatek na placu zaroiło się od ludzi, a jej nie chciało się robić sensacji. Złapała więc za swoją torbę i zeskoczyła z parapetu, nie zawracając sobie głowy tym, że zostawia otwarte okno od sali, która w piątku była zamknięta dla uczniów. Jedyne co zrobiła to przed skokiem strąciła butem spalone papierosy, żeby nie można było szukać winnych wśród palaczy. Nie zamierzała rezygnować. Jego 'nie' było w tej chwili mało istotne. Ona go chciała w tym projekcie, a gdy czegoś chciała to zazwyczaj robiła wszystko by to dostać.
OdpowiedzUsuńJuż następnego dnia znalazła go na stołówce, a właściwie to sam się znalazł, bo nie poszła tam w celu sprawdzenia czy przypadkiem go tam nie ma. Ale skoro był.. Usiadła z butelką wody niegazowanej i pudełkiem frytek przy jego stoliku.
- Cześć, słońce. Tęskniłeś? - spytała ironicznie, posługując się zdrobnieniem, którego sam użył poprzedniego dnia. - Wiesz, że Ci nie odpuszczę, nie? Równie dobrze mógłbyś się zgodzić, pomóc mi i potem mieć mnie z głowy na kolejny rok.
'Aż nie będę Cię potrzebować do kolejnego występu' dodała w myślach, jedząc powoli frytki.
Ta walka na pewno była dziwna i Russell zdawał sobie z tego sprawę. Na pewno w niczym nie przypominała boksu, przede wszystkim dlatego, że wszelkie zasady Russell miał w głębokim poważaniu. Ale kto teraz trzyma się zasad?
OdpowiedzUsuńUśmiechnął się, przygryzając wargę. Zupełnie zignorował gwizdy i przekleństwa otaczających ich ludzi, którzy widocznie oczekiwali brutalnej i krwawej walki. Niestety, nie tym razem, mimo że bywały dni, kiedy Russell potrafił przypieprzyć tak mocno, że musieli go odciągać. Najczęściej bywało tak po kłótni z Joshem, a po tym krzywy uśmiech był wystarczający, by doprowadzić go do furii.
- Dalej Alex, kończ to szybko - wyszeptał tak, by tylko przyjaciel go usłyszał. Podskoczył raz. - Po wszystkim chcę się iść pieprzyć.
Nie chcąc stać tak bezczynnie, ruszył na Lexa i wymierzył w niego cios. Chybił, rękawica otarła się o niego minimalnie. Gallagher jednak ciągle był czujny i korzystając ze zdezorientowania Russella, uderzył go tak mocno, że ten upadł z głośnym przekleństwem na ustach.
- Och, marudo - zażartował Collins, odgarniając Alexowi włosy z czoła. Przylgnął do niego całym ciałem i pocałował krótko. Jego usta smakowały krwią, ale nie było co się dziwić, skoro wszystkie walki były zacięte, a Alex nie raz dostał po mordzie.
OdpowiedzUsuńPodczas wszystkich walk trzymał kciuku za Gallaghera, więc poczuł się mocno zawiedziony, gdy ten oddał wygraną tamtemu chłopakowi. W sumie... Był nawet z niego dumny, że popełnił właściwie, bo gdyby to Russell wygrał wszystkie walki, łącznie tą z Alexem, na pewno nie zachowałby się w ten sposób. Chodziłby po szkole, chwalił się nagrodą, opowiadał wszystkim jakim to nie jest mistrzem... No tak, kto nie znał Russella Collinsa i tej jego pazerności.
- To co... Pora uczcić Twoje zwycięstwa. Masz jakieś specjalne zachcianki? Wszystkie na mój koszt, ale najlepsza ze wszystkich jest absolutnie darmowa - te ostatnie słowa wyszeptał mu do ucha, kolanem delikatnie przesuwając po jego kroczu. Dobrze wiedział, że Alex jest padnięty i ostry seks to raczej ostatnie na co miał ochotę, ale nie zaszkodziło spróbować. Może czymś go zadziwi?
Zmarszczyła brwi. Cassells nie wspominał jeszcze nic o festiwalu, najwidoczniej było za wcześnie żeby jej się chwalił, że ma najsławniejszego brata na świecie, który jest rozrywany przez wszystkich i który znowu zamierza koncertować. Ale mniejsza o to, za rok poradzi sobie inaczej. W tym jednak nie zamierzał szukać żadnego zastępstwa. Miała za mało czasu, żeby wpaść na jakiś inny pomysł, a zaliczenie z tańca.. To było dla niej najważniejsze. Tylko to tak naprawdę się liczyło.
OdpowiedzUsuń- Mój tyłek za rok będzie tam, gdzie ja będę chciała a nie Ty - zastrzegła, wcale nie przejmując się jego kpiącym spojrzeniem, które rzucił jej znad zeszytu. W końcu jednak westchnęła cicho i gdy skończyła jeść, chwyciła za zeszyt, żeby odciągnąć uwagę nieznajomego od pisania nut. (Zadziwiające, że nadal nawet nie wiedziała jak ma na imię, ale w czym to niby przeszkadzało? W końcu dopóki się nie zgodzi nie musi go znać).
- Nie histeryzuj. Chcę tylko, żebyś zagrał mi podczas występu. Nic trudnego, nie potrzebuję dużo prób, znajdziemy coś spokojnego, zagrasz mi to raz, żebym mogła przećwiczyć i zobaczyć jak to wychodzi, a potem będę ćwiczyć już sama aż do występu. Za wiele Cię to chyba nie będzie koszto.. - urwała, bo akurat w tej chwili rozdzwonił się jej telefon. Zaklęła, gdy zobaczyła że to James. Czy on naprawdę JUŻ przyleciał? - Pogadamy później.
Popchnęła zeszyt w jego stronę i zabierając wodę, szybko odeszła od stolika. Nie zamierzała przy nim rozmawiać z Cassellsem, który.. Tak, był już pod szkołą. Świetnie, po prostu świetnie.
Spędziła z nim dwie godziny zanim nieszczęśliwym trafem, chodząc po parku natknęli się na.. Jęknęła cicho, gdy James zawołał go po nazwisku, a co gorsza Bruce odwrócił się do nich.
Roslynn z ironicznym uśmiechem obserwowała ich obu. Jakoś mało ją obchodziło, że gadają o niej tak, jakby wcale jej tutaj nie było. Ich problem, nie jej, bo ona przynajmniej mogła sobie posłuchać jak to jej brat nieświadomie sam pakuje ją w ręce swojego kumpla.
OdpowiedzUsuń- Chyba zapomniałeś, James, że nie przestanę dopóki się nie zgodzi. Czy to nie Ty wczoraj mówiłeś, że ma trzymać ode mnie łapy z daleka? I naprawdę sądzisz, że sama się do niego nie dobiorę po tygodniu, jak nic innego nie wyjdzie? - zapytała z rozbawieniem, wchodząc na ławkę. Usiadła na oparciu, nogi trzymając w miejscu, gdzie normalnie powinno się siedzieć. - Mógł nie grać wolnych piosenek to nie zwróciłabym na niego uwagi. Wiesz, że zależy mi na tym.. - Wzruszyła nieznacznie ramionami i udała, że nie widzi wzroku Jamesa, który wcale nie był taki roześmiany jak wcześniej. Zdawał sobie sprawę, co dla Lynn znaczył taniec i jaka uparta potrafiła być, gdy sobie coś ubzdura. W końcu miała w sobie krew Cassellsów.
Spojrzał na nią, a potem na przyjaciela. Najgorsze, że Gallagher [pff xD] też był uparty.
- Dobra, lepiej jej zagraj, bo Ci nie odpuści. Ta cholera potrafi być gorsza ode mnie..
Lynn posłała im tylko ironiczny uśmiech, ciekawa co chłopak na to powie. Raczej nie liczyła na cud i nagłą zgodę. Pewnie minie zanim on się zgodzi.
[Nie szkodzi ;) Liczy się jakość, nie ilość, a jakość jest dobra :D]
OdpowiedzUsuńZachichotał radośnie jak dziecko, wczepiając palce we włosy Alexa.
- Jak sobie życzysz - wyszeptał, a potem delikatnie pocałował go w ucho. - A jakbyś zobaczył zazdrosnego Josha, to zupełnie nim się nie przejmuj. Na pewno znajdzie sobie jakieś zajęcie.
Chwilę napawał się zapachem przyjaciela, słodkim zapachem jego potu i krwi. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, jak bardzo brakowało mu Gallaghera. Naprawdę niewiele osób było w stanie zrozumieć łączące ich relacje, ale kto by się tam przejmował.
- No to chodź - powiedział, odsuwając się od Alexa. Chwycił jego rękę i nawet jeżeli zaraz zostanie odtrącony, bo przecież różne humory miał pan Gallagher, to i tak cieszył go dotyk jego ciała nawet przez chwilę.
Doszli na parking, gdzie stał biały Audi. Tak, Russell po raz kolejny pożyczył sobie samochód od brata, mimo że temu nie bardzo podobało się zostawanie ze starym gruchotem Russella.
- Coś się zmieniło u Danniego przez ten czas, jak byłeś u niego ostatnio? - zapytał, kiedy już wsiedli. Odpalił silnik i pojechał w kierunku swojego domu.
[Witam :) Wątek z chęcią, jednak pomysłów mi brakuje... A Ty masz jakieś? :)]
OdpowiedzUsuńNo cóż... Kłótnie z Joshem nigdy nie należały do przyjemnych, bo starszy Collins, do tego inteligentniejszy, zawsze używał słów, których Russell nie rozumiał i w gruncie rzeczy bardziej sprzeczali się o tępotę Evera niż o prawdziwą przyczynę ich sprzeczki. Pogodzili się...po dwudziestu minutach. Pogodzili się, bo Russell w końcu wbił temu idiocie, co prawda kochanemu, ale idiocie, że ich związek jest wolny i każdy może sypiać z kim chce i gdzie chcę. I Josh chcąc, nie chcąc, musiał się tego trzymać.
OdpowiedzUsuń- Jezusie, jak ja tu dawno nie byłem - powiedział wchodząc do łazienki. Usiadł na kafelkach koło wanny i wpatrywał się z uśmiechem w twarz Alexa. - Zazwyczaj śpię u Josha, nawet jak go nie ma, ale to nie ważne... Chyba przez kilka dni pośpię sam... - zawiesił głos - ...chyba że będziesz chciał do mnie dołączyć.
Miał manie opowiadania wszystkim ludziom o swoim bracie, a szczerze powiedziawszy, dobrze wiedział, że Josh ich wszystkich gówno obchodzi. Szczególnie Alexa, który wyraźnie nie tolerował starszego Collinsa.
- Zmęczony? - zapytał, klęcząc teraz na kolana. Wyciągnął rękę i odgarnął Alexowi z czoła mokre kosmyki. Lustrował jego twarz uważnie, stęsknił się. Już taki był, że bardzo tęsknił za ludźmi, na których mu zależało, a Alex zajmował swoje miejsce na podium. - Może chcesz drinka? Albo coś innego?
Uśmiechnął się, widząc zachętę Alexa. Nie zawsze był taki łatwy jak teraz, wielokrotnie trzeba było się z nim sprzeczać i spierać, ale mimo tego ciężkiego charakteru, Russell zawsze dobrze się z nim bawił.
OdpowiedzUsuń- Nadchodzą wakacje. Masz jakieś specjalne plany? - zapytał od niechcenia, delikatnie przesuwając wargami po szyi Lexa.
Tak naprawdę, na chwilę obecną gówno obchodziło go, co Alex miał zamiar robić przez te dwa miesiące wolności i ile razy jeszcze ucieknie do LA. Pewnie wkrótce porozmawiają o tym na poważnie, może sami niedługo coś zaplanują, ale póki co zależało mu tylko na jednym. Inaczej tak namiętnie nie atakowałby szyi przyjaciela pocałunkami. I Alex zapewne doskonale to wiedział, przecież nie jest durny, ale zapytać nie zaszkodziło, jeżeli jego przyjaciel miał jednak ochotę na jakąś dyskusję.
[Nie szkodzi, praca to praca, nic nie poradzisz :) Chociaż przyznam, że ze wszystkich wątków jakie prowadzę, najbardziej niecierpliwie czekam na ten od Ciebie. Mam uzależnienie od Alexa max, ale to nie znaczy, że masz mieć przez to jakieś poczucie winy, że nie odpisujesz mi częściej :D]
Zamruczał Alexowi do ucha, kiedy jego wyćwiczona od gry na gitarze ręka, przeniosła się na jego członka. Poruszył biodrami, samemu doprowadzając się do podwójnej przyjemności. Jego oddech przyspieszył, zawsze gdy robił to z osobami na których mu zależało, nawet mały ruch przybliżał go do obłędu.
OdpowiedzUsuń- Pewnie pojadę na kilka dni do Nashville, Josh też ma jakieś plany, ale z nim to różnie bywa... A tak to nudy w tym zapyziałym Palm Springs. Chyba, że dasz się gdzieś wyciągnąć, co?
Objął jego kark, przybliżając się bliżej niego. Nogami oplótł go w biodrach, wzdychając cicho prosto w jego szyję, gdy przy kolejnym ruchu, dłoń Alexa sprawiała mu tyle przyjemności. Russell zaczął obdarowywać przyjaciela pocałunkami po krtani, przesuwając się coraz wyżej aż w końcu przesunął językiem od brody, aż po lewe ucho, wolną ręką wbijając mu paznokcie w pośladki.
[Ja też muszę się trochę rozkręcić, bo mimo że coś takiego pisałam nawet nie aż tak dawno, to dziewczyna z którą to robiłam pisała wątki tak bezsensowne, że gdzie ja się dopiero rozkręcałam, ona mi już podcinała skrzydła... Ale to dziwne było, jej postać cały czas płakała o byle gówno, dlatego zaprzestanę chyba pisania z kimś wątków na gg i to jeszcze o anime. No, chyba że ktoś okaże się być nie aż tak denerwujący.
W sumie nawet bym pewnie nie zwróciła większej uwagi, gdybyś nie poprawiła tego błędu, bo wiem że czasami sama walę byki i to jeszcze zdecydowanie durniejsze od tego i zwracam na to uwagę dopiero parę komentarzy potem ;)]
[Co powiesz na nowy watek? :D P.S. Z gory przepraszam za brak polskich liter. ]
OdpowiedzUsuńSłuchała ich obu z dużo większym zainteresowaniem niż mogliby przypuszczać. Ciekawiły ją relacje brata z tym typkiem, który był uparty jak osioł, a nawet nie wiedział czego odmawia. Nie dał jej szansy na powiedzenie, jak ona to widzi i że właściwie.. On nie miałby większego znaczenia w tym przedstawieniu. Usiadłby na krześle oświetlony tylko jednym słabym reflektorem i zagrałby jej tylko melodię. O nic więcej go nie prosiła, właściwie mógł nawet odwrócić się do widowni plecami. To było jej zaliczenie i wcale nie zamierzała odwracać uwagi odbiorców od siebie. Tylko jak ten dupek miał to pojąć skoro nawet nie chciał jej słuchać i olewał za każdym razem, gdy tylko się odzywała? Powoli zaczynało działać jej to na nerwy. Już lepiej gdyby się na nią wydzierał, mogłaby odpyskować. Ale ignorancja? Nie było chyba niczego gorszego.
OdpowiedzUsuń- Nawzajem, orangutanie. Wcale mi źle nie było, gdy nie znałam imienia.. I tak nadal jesteś Dupkiem. I nie, zostanę. Może pijany się zgodzi? - Uśmiechnęła się niewinnie, co kompletnie do niej nie pasowało. Nie do Lynn. Gdyby nadal była słodką Ros to tak, ale przecież nie miała już z nią nic wspólnego. Posiadała zupełnie inny charakter, z którym niewinne uśmiechy się kłóciły. James popatrzył na nią prosząco, więc dla świętego spokoju wstała i powiesiła torbę na prawej, pokrytej tatuażami ręce. - Dobra, ale wpadnij do mieszkania jak wytrzeźwiejesz i przypomnisz sobie, że masz siostrę. Musisz zabrać do LA małe, czarne coś, co od tygodnia biega po nim i skomle, a przy tym mnie wkurwia.
James prawie wypluł piwo, które właśnie przełykał.
- Masz psa?! Jakim kurwa cudem?!
- Zabrałam go na złość takiemu jednemu, a teraz się tylko łasi i linieje. Zabierzesz go - zastrzegła i nie żegnając się odeszła od stolika, a potem wyszła też z pubu. Na docinki kolesi, którzy siedzieli kilka stolików dalej i od razu na widok jej nóg w krótkich spodenkach zaczęli rzucać dwuznaczne uwagi zareagowała zwyczajnym pokazaniem środkowego palca. Zawsze przechodziła obok takich "komplementów".
Cassells pojawił się u niej następnego dnia, jeszcze nie do końca trzeźwy, ale psa nie zabrał. Tym sposobem nadal miała go na głowie i mimo że go nie lubiła to żal było jej zostawiać szczeniaka samego. Musiała jednak zacząć wymyślać układ na wypadek gdyby Alex się nie zgodził. Była sobota, więc w szkolnej auli nie mogło nikogo być. Włożyła do sprzętu odpowiednią płytę z piosenkami, w których mocne fragmenty przeplatały się z wolnymi melodiami. Najczęściej jednak powtarzała Sweet Dreams, tańcząc do tej piosenki z pasją, która zawsze uwalniała się w takich chwilach. Ćwiczyła w sportowym staniku i sportowych, damskich bokserkach. Bielizna ciasno przylegała do jej ciała, a luźna koszula, którą w trakcie tańca rozpięła nie ukrywała jej zbyt dobrze przed wzrokiem ciekawskich. Lynn była jednak pewna, że jest tu sama, mogła więc tańczyć prawie naga i nie przejmować się tym. Mogła wypuścić z siebie Ros, która przez taniec krzyczała o krzywdzie, którą jej wyrządzono, gdy była małym dzieckiem. Mogła przez chwilę żyć przeszłością.
[Taaak, lubię pisać o pierdołach xD]
UsuńNie, tego z całą pewnością się nie spodziewała. Przyszła tu poćwiczyć tylko dlatego, że była pewna, stuprocentowo pewna, że nikogo tu nie spotka. Uczniowie zwykle raczej nie byli chętni do spędzania weekendów w szkole, a i nauczyciele uciekali z niej, gdy tylko w piątek rozbrzmiewał ostatni dzwonek. Każdy uciekał stąd, a przez to ułatwiał jej ćwiczenia, bo nie przepadała za pokazywaniem swojego tańca obcym ludziom. Gdy już to robiła musiała być na to przygotowana psychicznie, więc.. Skąd o n się tu wziął?! Przecież nie powinno go tu być!
OdpowiedzUsuń- To Ciebie by stąd wywalił, nie mnie. - Prychnęła, odpychając się od jego torsu rękoma. Puścił ją, więc zrobiła krok w tył i zapięła gorączkowo koszulę na kilka guzików, żeby chociaż trochę ukryć kształt sylwetki przed jego wzrokiem. Zrobiła to krzywo, przeskoczyła z guzikami o jedną dziurkę, materiału z jednej strony było więcej, ale to było bez znaczenia. Nie zamierzała paradować przed nim w bieliźnie. Właściwie nie zamierzała tego robić przed nikim. Nie kontrolowała się i była rozebrana, ponieważ miała na sali być sama. Nie jej wina, że Gallagher znikąd się tu pojawił i jeszcze szczerzył się idiotycznie, jakby co najmniej wygrał na loterii, bo ją wkurzył. Nie miała zakończyć tego układ wpadnięciem na faceta, do diabła! Może jest chętny ją łapać w ostatnich sekundach, ale ona wcale nie miała na to ochoty.
- Dlaczego musisz się pojawić wtedy, kiedy akurat nie chcę Cię widzieć? Właściwie jak widzisz aula jest zajęta. Idź sobie gdzieś indziej, co? Może pograj w jakimś oknie i podenerwuj kogoś innego? - spytała, oddalając się. Wyłączyła wieżę, żeby kolejna melodia nie wciągnęła ją w wir tańca i zgarnęła z podłogi butelkę wody. Nie zamierzała tańczyć przy nim i lepiej żeby o tym wiedział. On nie chciał grać, więc ona nie miała obowiązku pokazywać mu, co sama umie.
Jak niby mogło jej się nie podobać? Nie wiedziała czy robił to specjalnie i grał utwory, które idealnie nadawały się do stylu jaki tańczyła, do wyrażania głęboko skrywanych emocji, czy nieświadomie, ale udawało mu się wprowadzić ją w trans. Hipnotyzował ją tą muzyką. Nie był to pierwszy raz. Z gitarą było tak samo i Lynn miała z każdą chwilą większą ochotę rzucić w niego butem, żeby się ocknął i zgodził zagrać jej jakiś utwór na występie. Teraz naprawdę nie umiała wyobrazić sobie egzaminu bez niego. Więc jeśli nie chciał jej grać to po co tu siedział, po co ją dręczył? Nie był jej bratem, na szczęście nie zachowywał się jakby próbował ją kontrolować tylko dlatego, że jest siostrą perkusisty z jego zespołu, ale litości! nie musiał też jej drażnić.
OdpowiedzUsuńNic nie mogło jej bardziej podłamać jak widok psa, wychodzącego z jej torby. Jakim cudem ona się tam wcisnęła, a Lynn nie poczuła jej przez całą drogę do szkoły? Nadal było to dla niej niewytłumaczalne, gdy czarna kulka biegła do Alexa. I nadal nie mogła uwierzyć, że trening, który tak dobrze się zaczął został właśnie zakończony przez dwóch intruzów. Jakby jeden to było za mało!
- Po co się tu przyplątałaś, cholero? Miałaś siedzieć w domu - mruknęła zła do psa, który zamerdał radośnie ogonem, jak tylko odszukał ją wzrokiem. Ten zwierzak od samego początku nie zwracał uwagi na jej niechęć do niego. Łasił się i dopraszał o pieszczoty, a ona mimo zdenerwowania na odczepnego zawsze go pogłaskała. 'Dla świętego spokoju'. Nie zmieniało to jednak faktu, że na trening jej nie zapraszała. Gdyby wyszła wcześniej, gdy nie było tu jeszcze Lexa i ona by tańczyła. To by się źle skończyło. I dla niej, i dla psa.
- Nie obchodzi mnie jak duża będzie. I tak wcisnę ją Jamesowi, choćby miała się zapiszczeć na śmierć. Nie znoszę zwierząt - wyjaśniła , siadając po turecku na środku sceny. Koszula w takiej pozycji zakryła większą niż wcześniej część jej ud. - Poza tym.. - Skrzywiła się, gdy odstawiając ją na ziemię przypadkowo dotknął jej chorej łapy. - Uważaj na lewą, nadal nie jest wyleczona. - Suczka potwierdziła tylko jej słowa, gdy biegła w jej stronę, kulejąc wyraźnie. Lynn prychnęła pod nosem gdy mała obiła się o jej łydki. - Spadaj, nic nie dostaniesz.
Kto by pomyślał, że jedyną frajdą z posiadania psa będzie dla Lynn możliwość mówienia do niego? Nie miało znaczenia, że psina sama wybrała sobie ją na swoją właścicielkę i chyba nie zamierzała jej odpuścić. Dla Cassells nie miało to większego znaczenia.
- Więc? Po co tu przyszedłeś? Jak nie zamierzasz mi zagrać na występie to lepiej wyjdź. Muszę sobie przygotować coś, na czym będę mogła polegać. Twoje widzimisię nie wystarczy..
Westchnął głośno, rozkoszując się gracją z jaką Alex posługiwał się swoim językiem. Uśmiechnął się nawet delikatnie, przygryzając przy tym wargę. Mimo że było już mu obłędnie, chciał by Alex trochę bardziej się postarał. No skoro tyle czasu się nie widzieli, to coś mu się należało...
OdpowiedzUsuń- Słabo, Lexi. Straciłeś wprawę - zakpił.
Zacisnął palce na brzegu wanny tak mocno, jak tylko dał radę. Nie wiedział czy Alex był w stanie zauważyć ten gest, ale jeżeli tak, to on niewątpliwie zdradził jego kłamstwo. Bo tak naprawdę było mu cudownie. Każde szarpnięcie kolczyka o jego członka przyspieszało oddech, a w brzuchu zbierało się ulubione, znajome ciepło. Było wspaniale, a to dopiero początek dzisiejszej zabawy. Potem będzie musiał odwdzięczyć się Alexowi, ale była to przecież sama przyjemność, skoro jego ciało zawsze smakowało i pachniało cudnie.
[Jak coś ciekawego wymyślę, to napiszę :)]
OdpowiedzUsuń