Piszcie w komentarzach, czy w ogóle jesteście zainteresowani Plotkarą.
Przez brak komentarzy sprawiacie wrażenie, jakbyście w ogóle jej nie czytali i nie chcieli plotek, dlatego zastanawiamy się czy jest sens by ona nadal istniała.
sobota, 30 czerwca 2012
czwartek, 28 czerwca 2012
If I die tomorrow...
Na początku mojej opowieści, najlepiej powiedzieć, że jestem człowiekiem z Marsa. Nie, moja skóra nie jest koloru zielonego, nie mam dodatkowej pary rąk czy wystających macek, nawet moje imię nie jest niezwykłe. Mam na imię Russell. Russell Collins, ale mówią na mnie Ever. A oto moja historia, interesująca jak pięćdziesięciogodzinny seans Nyan Cat'a na Youtube.
Pochodzę z Nashville, umiejscowionym w stanie Tennessee. To miasto jest stolicą country, a niemalże każdy tutaj umie jeździć konno. Sam miałem swojego, na imię mu było Monsun, znalazłem go kiedyś samotnie błąkającego się w lesie. Nakarmiłem, oswoiłem, był już mój. Miałem wtedy sześć lat i było to moje jedyne szczęście od czasu, kiedy trzy lata wcześniej tata wyprowadził się z domu, a ja zupełnie nie wiedziałem dlaczego. Mimo że jakiś czas po jego wyjeździe, do naszego domu wprowadził się ojczym Sam, on nigdy nie wypełnił pustki po tym prawowitym rodzicu, nie pozwalał mówić do siebie 'tato', tłumacząc mi, że nim jest człowiek, do którego jeździłem dwa razy do roku na dwa tygodnie. Jednak dla mnie on był po prostu Stevie'm, nie miałem odwagi odzywać się z większym szacunkiem do kogoś, kto nie potrafił mnie pokochać. Oprócz cudownej matki Kimberly, mam też starszego o sześć lat brata, na imię mu Josh. Jest on moim najlepszym przyjacielem, jedyną osobą, której ufam bezgranicznie i kocham szczerze, a jego zdanie jest dla mnie rzeczą świętą.
Ludzie mówią, że jestem skurwielem, ale nikt nie rozumie, że jestem taki, bo mam ku temu powód. Wszystko zaczęło się, gdy w wieku dziewięciu lat działo się ze mną coś dziwnego. Moja sylwetka stawała się bardziej wątła niż zazwyczaj, ciągle gorączkowałem, a od każdego, nawet małego stuknięcia, miałem wielkie, utrzymujące się kilka tygodni siniaki. Zaniepokoiło to moją rodzicielkę, więc pojechaliśmy do szpitala, gdzie wykonano mi szereg badań. Wyrok? Białaczka. Mimo że mojej rodzinie było ciężko, sam nigdy nie przejąłem się tragicznym wyrokiem, co więcej, z czasem zacząłem swojej chorobie dziękować. Najbardziej jednak przeklinam dzień, kiedy zabrakło nam pieniędzy na leczenie i moja matka postanowiła sprzedać Monsuna. Nigdy sobie tego nie wybaczyłem.
W wieku szesnastu lat wyszedłem ze szpitala jako nowy człowiek. Przez to, że nie przeżyłem okresu dojrzewania jak każdy nastolatek, mój światopogląd był dość wyidealizowany. Stałem się skurwielem z wyboru, nie potrafiłem znieść, że ludzie cały czas patrzyli na mnie z współczuciem, a rodzice dzieci nie pozwalali swoim pociechom przywiązywać się do mnie. "I tak umrze, niepotrzebnie mają po nim płakać" - mawiali między sobą. Ale jak widać, przeżyłem i mam się dobrze, stałem się tylko kopią nastolatków z seriali, które namiętnie oglądałem. Jestem zakochanym w sobie, nonszalanckim skurwysynem, który ma się za lepszego od innych i dobrze mi z tym. Człowiek sztuczny, jak orgazm Twojej matki. Kiedyś mną gardzili, teraz ludzie do mnie lgną. Zapewne przez mój niezwykły urok, jeżeli chcę, potrafię być bardzo czarujący i przekonywujący.
Niektóre z tamtych dzieci, które poznałem w szpitalu, jeszcze o mnie usłyszały i usłyszą. Jestem tym, który pierwszy da pieniądze, kiedy ich potrzebujesz i nie musisz nawet ich oddawać. Jeśli podoba Ci się mój samochód, śmiało, bierz kluczyki i jedźcie z przyjaciółmi za miasto. Chcesz zobaczyć jak jem robaki? Żaden problem! Pewnie myślisz, że jestem stuknięty? Nie zaprzeczę, a to wszystko dzięki GRZE. Wymyśliłem ją zaraz po wyjściu ze szpitala, a polega ona na tym, że zrobię wszystko o co mnie poprosisz. Brzmi aż za pięknie? No cóż, pamiętaj tylko, że przy mnie musisz liczyć się ze słowami. Nie ważne o co mnie poprosisz: o pożyczenie ołówka czy zajebanie Twojej byłej - jeżeli usłyszę jak z Twoich ust wypływa prośba, też musisz coś dla mnie zrobić.
Pewnie ciekawi Cię jak wyglądam? Jestem osobnikiem dość przeciętnego wzrostu, mierzę sobie metr osiemdziesiąt kilka, moje ciało jest szczupłe i wysportowane, policzki są zapadnięte. Mam bladą cerę, różane wiecznie spierzchnięte usta, miodowe oczy i brązowo-rude włosy. Uśmiecham się w ten znany nonszalancko-kpiący sposób. Zwracam na siebie uwagę prowokującym zachowaniem, więc trudno mnie nie zauważyć.
Hey,
I just met you, and this is crazy,
But here's my number, so call me, maybe?
Co jeszcze musisz o mnie wiedzieć? Jestem wielkim fanem Michaela Jacksona, w pokoju trzymam ramkę z biletem na jego koncert. Rysuję, nawet całkiem dobrze, chociaż nie planuję związać z tym swojej przyszłości. No właśnie, chcę być weterynarzem, zamierzam otworzyć z Joshem prywatną klinikę. Do tego lubuję się w sporcie i nie mam problemu z żadną dziedziną, ale najbardziej lubię jeździć konno lub mocno komuś wpierdolić. Właśnie, przez to drugie często bywam na komisariacie, ale dzięki mojemu niesamowitemu urokowi, zawsze mi się upiecze. Jestem burzą szalonych pomysłów, jednak gdy trzeba brać za nie odpowiedzialność, nie wstydzę się tego. Kocham też palić, pić i imprezować. Sypiam z dużą ilością mężczyzn czasami też z kobietami, jednak moim ulubieńcem jest mój brat. Związek kazirodczy... Tak, wiem, że to złe, ale wiesz co na to odpowiem? SZCZERZE MNIE TO PIERDOLI! Kocham jego zapach, dotyk i usta doprowadzające mnie do szału. I najlepsze w tym wszystkim jest to, że jest on tylko i wyłącznie mój.
A co ja robię w Palm Springs? Dobre pytanie. Znam to miejsce dość dobrze, przecież mieszka tutaj Stevie. Próbował zaprosić nas tutaj zaraz po moim powrocie do zdrowia, ale cały czas odmawiałem, dopóki Josh nie stracił pracy. Wtedy Floryda okazała się jedynym ratunkiem, więc przyjął zaproszenie ojca. Nie uśmiechało mi się to, ale z moim bratem nie potrafimy przeżyć bez siebie dłużej niż tydzień, dlatego zrobiłem to dla niego. Niedługo potem okazało się, że mam dwójkę przybranego rodzeństwa, którego nienawidzę. Gdyby nie to, że Joshowi to nie przeszkadza, już dawno by mnie tutaj nie było. Tak, to się chyba nazywa miłość.
Just beat it, beat it, beat it, beat it
No one wants to be defeated
Russell 'Ever' Collins
urodzony 23 września 1993 r. w Nashville
klasa III, profil medyczny
biseksualista
i do tego niesamowity skurwiel i popapraniec
HEROINA || KARTKI Z PAMIĘTNIKA
Tak więc, jesteście gotowi zacząć grę?
[Chciałam nie wracać, a jednak wróciłam. Nowa karta, Russell też trochę zmieniony, ale chyba bardziej w mojej głowie niż tutaj. Z niektórymi będę kontynuować stare wątki, z innymi porozpoczynam nowe.
I od razu zastrzegam, że przez wakacje moja aktywność będzie różna, więc proszę się nie denerwować.
Kartę jeszcze pewnie będę zmieniać, bo nie wiem czy napisałam wszystko co chciałam, a starą kartę można poczytać tutaj - oczywiście znowu wyszło mi za długo, mam nadzieję, że ktoś to przeczyta.
Pozdrawiam czule ;*
Pan na zdjęciu - Tomek Mrozek
Cytat z tytułu:
Far East Movement ft. Bill Kaulitz - If i die tomorrow
Tekst kursywą:
Carly Rea Jepsen - Call me maybe
Michale Jackson - Beat it]
Silence at the end of all things.
To się wszystko źle zaczęło. Spotkałaś nieodpowiednieg o
człowieka na swojej drodze. Tak, cofnijmy się teraz do początku,
pamiętasz? Jasne, Ty wszystko pamiętasz. Nieodpowiedni człowiek, nie zły
człowiek, nie. Niedopasowany do Ciebie, do Twojej wrażliwości, do
Twojego stylu bycia i charakteru. On Cię zniszczył, emocjonalnie
wypalił, jeden człowiek, jedno pudło, jedna Ty. Dlatego tak długo to
trwa, Twoja kwarantanna, wprost nieskończenie.. I od nowa.
Zatraciłaś się w tym. Nie wiedziałaś co robisz ani jak sobie z tym poradzić. Nie pokazywałaś, że boli. Wydawało się tak prosto powiedzieć. Komuś, komukolwiek. Zwykłe słowa. Nie chciałaś jednak, nie wydałaś go. Co sobie mówiłaś? 'Nic się nie stało, nic się stało, to przejdzie, to niewarte'? Milczenie, taka cicha akceptacja, zgoda na rzeczywistość. Zgoda na ludzi, którzy niszczyli właśnie Ciebie. Ale Ty się przecież nie bałaś, prawda? Nie wylałaś łez, krew mogła spalać żyły, ale Twoje wargi milczały. Cichość. Cała Ty. Chciałaś przemóc się, pomóc sobie. Szukałaś tak długo, aż znalazłaś, aż ktoś pokazał ci drogę. I wybrałaś w końcu. Oddałaś się cała tańcowi. Nim nauczyłaś się przekazywać emocje, zaczęłaś czuć, wspinać się, wychodzić. Walczyłaś. Tak, świat znowu zyskał coś prócz czerni i bieli. Oddałaś mu siebie, już nie taką niewinną, już nie taką delikatną. Tylko w tańcu zdajesz się być taka jak dawniej. Wrażliwa, spokojna, czuła. Byłaś taka zanim go spotkałaś. Byłaś inna, teraz jesteś lepsza?
Wyjechałaś. Jak bardzo tego chciałaś, jak długo ich namawiałaś? Miałaś tylko trzynaście lat, tylko tyle i aż tyle by chcieć walczyć. Brakowało sił, ale brnęłaś do przodu. Usuwałaś, niszczyłaś. Prosiłaś, błagałaś. Wygrałaś. Pożegnałaś Dublin, pożegnałaś "nieodpowiedniego". Nie był zadowolony, znikała jego zabawka. Czy interesowałaś się tym? Czy pamiętasz jak przychodził i co bredził? On chciał dalej Cię niszczyć, igrać z Twoimi uczuciami. Byłaś jego mała Ros, chciał się Tobą bawić, już mu nie pozwalałaś. Uciekałaś. Mówiłaś, że wrócisz, obiecywałaś, zaklinałaś się, uśmiechałaś, ale nigdy tego nie zrobiłaś. Wiem, kłamałaś. Powrót nie był w Twoich planach. Liczyła się tylko swoboda, wolność, lekkość z jaką odleciałaś. Sama. Znowu czułaś wiatr we włosach i spokój na skórze. Dostałaś czystą książkę, sto kredek kupiłaś sobie sama. Mogłaś ułożyć swoje życie od nowa. To był Twój prawdziwy początek. Początek Lynn.
Wszystko się zmieniło, gdy trafiłaś tutaj. Nowy Jork, nowi ludzie, nowy świat. Ojciec. Michael, 43 lata, genialny kucharz. Macocha. Anette, 27 lat, redaktor naczelna. Nie przestałaś być grzeczną dziewczynką. Przecież w tańcu nadal byłaś wrażliwa. Przecież w szkole nadal starałaś się nie mieć problemów. Przecież nadal pomagałaś. Przecież.. Zmieniłaś się. Pijesz za dużo, wiesz o tym, ale kto w dzisiejszych czasach nie pije? Przynajmniej nie ćpasz, mogę Ci to zapisać na plus. W porównaniu z tym co przeszłaś i tak można być z Ciebie dumnym. Nie poddałaś się. Ta kwarantanna w końcu się skończyła. Mogłaś wyjść i zacząć oddychać nowojorskimi spalinami. Coś ci się należało, jakaś rekompensata, zapłata? Kilka imprez to jeszcze nie tak źle, trochę tatuaży za dużo też było Ci potrzeba. Pamiętasz, ale zapominasz. Tak jest w końcu bezpieczniej, tak możesz żyć normalnie. Przestałaś być bezbronnym dzieckiem. Ile się nauczyłaś dzięki niemu? Jak wiele chciałabyś nie pamiętać? Za dużo pyskujesz, ale nie ojcu. On przecież jest dobry. On cię nie krzywdzi. Pokazał ci drogę, pomógł stawiać pierwsze kroki w szkole tanecznej. Stałaś się jeszcze lepsza niż wcześniej. Na co dzień wyszczekana i dogryzająca, w muzyce niewinna i delikatna. Sprzeczność idealna.
To nie mogło się udać. Dziecko idealne, nigdy nim nie zostałaś. Nie pozwolili ci na to, zdeptali Twoją osobowość. Zabiłaś w sobie Ros, narodziłaś Lynn. Nie ma pomiędzy wami żadnego połączenia. Roslynn nie jest już jednością. To druga część Ciebie doszła do głosu. Koniec z cichością, z milczeniem, akceptacją. Przestałaś być odważna tylko w myślach. Znowu wyjechałaś. Tym razem do szkoły, tym razem nie uciekałaś, nie musiałaś. To dobra decyzja. Nie, nie genialna, po prostu dobra. Wyrwałaś się. Ludzie przestali patrzeć dziwnie, tutaj nikogo nie zaskoczyła Twoja zmiana. Nie znali Cię wcześniej, możesz przestać udawać, prawda? Piwno-złote tęczówki w końcu mogą ironicznie patrzeć w nieznane twarze, w końcu możesz rzucać dwuznacznymi uwagami i nic nie robić sobie z pożądania facetów. Należysz do siebie samej. Możesz tańczyć jak niewinna dziewczyna i wlewać w siebie alkohol litrami jak najlepsza imprezowiczka. Nikt Cię do niczego nie zmusi. Przecież nie jesteś idealna. Masz pełno wad, mniej zalet. Więcej w Tobie niechęci niż radości. Złośliwa, humorzasta, podła, wredna. Dużo pijesz, mało palisz, więcej klniesz. Spokojna jedynie, gdy poruszasz się lekko na palcach, a modern dance wypełnia Twoją duszę. Gubisz swoją naturalność pod maskami. Przestałaś już je rozróżniać, jedna impreza, jeden taniec, jedna Ty.
Gdzie kończy się kłamstwo, a gdzie zaczyna prawda, Roslynn?
Roslynn Cassells
04.09.1994r. | Dublin | profil taneczny
Can't wake up in sweat 'cause it ain't over yet. Still dancin' with your demons. Beyond the will to fight where all that's wrong is right, where hate don't need a reason. You've been lied to just to rape you of your sight, and now they have the nerve to tell you how to feel..
Can't wake up in sweat 'cause it ain't over yet. Still dancin' with your demons. Beyond the will to fight where all that's wrong is right, where hate don't need a reason. You've been lied to just to rape you of your sight, and now they have the nerve to tell you how to feel..
_________________
Angielskie teksty posiadają linki do piosenek, z których pochodzą. Karta raczej drastycznych zmian nie będzie mieć. Jak na razie musi wystarczyć to co jest. Trochę za tajemniczo, ale mniejsza o to. Lynn już taka jest. Nie pogryzie jak się o to nie postaracie.
Now, if you’ll excuse me, I’m gonna go home and have a heart attack.
We’re young. We’re supposed to drink too much, we’re supposed to have bad attitudes! We are designed to party. A few of us will overdose or go mental, but Charles Darwin said you can’t make an omelette without breaking a few eggs. That’s what it’s all about – breaking eggs! If you could just see yourselves... It breaks my heart. You’re wearing cardigans! We had it all. We fucked up bigger and better than any generation that came before us.
RECKLESS - RELENTLESS - SIN - SELF-DESTRUCTION
Alex, jeg vil altid være hos dig. Husk dette, søn.
Zgubiłem się, mamo. Tamtego cholernego dnia zgubiłem drogę. Carol mówiła, że wstało czerwone słońce. Wydawało mi się, że to niemożliwe, bo niby dlaczego słońce miałoby być takie właśnie dla Ciebie? A potem byłaś już tylko ty, martwa, w jego ramionach.
To jedno wspomnienie wlecze się za nim przez całe życie jak klątwa. Matka żegnająca się z nim, jakby przeczuwała, że już więcej się nie zobaczą. Dwanaście lat temu wydało mu się śmieszne, że mama mówi tak, jakby to miał być koniec. Nie pamięta już co jej odpowiedział, ważne, że się śmiała z jego dziecięcej naiwności. Czy przeczuwała, że zginie? Czy przeczuwała, że do rodzinnej Danii wróci już w trumnie, zostawiając dwójkę dzieci pod opieką surowej teściowej? Alex szczerze wątpił. Nie ufała horoskopom, nie umiała przepowiadać przyszłości. Skąd miała wiedzieć, że jej mąż, jej kochany Oliver, zarżnie ją rzeźnickim nożem?
Śniła mu się w koszmarach, których nie umieli powstrzymać sprowadzani przez babcię psychologowie i specjaliści. Widział krew bryzgającą z rany i krzepnącą na białej koszuli, ręce drżące w ostatnich spazmach, słyszał urywany oddech kobiety, gdy dusiła się, z wysiłkiem obracając głowę do drzwi, gdzie stał. Siedmiolatek w przykrótkiej piżamie, sparaliżowany z przerażenia. Ojciec go nie zauważył. Trzymał ją na kolanach, bredził, ocierał nóż o jej ubranie... Policjanci skuli go kajdankami, odbierając uprzednio nóż, którym zranił jeszcze Carol. Więzienie dla niego to za mało, zdecydował sąd. Nigdy więcej go nie widział, a babcia i dziadek nie wspominali o nim, gdy już zamieszkali u nich. Właściwie nie utrzymywali kontaktu ze swoim wyrodnym synem, więc wychowywanie jego dzieci nie było im na rękę. Przynajmniej nie dopóki nie poznali swoich wnuków.
Może gdybym nie patrzył wtedy przez szparę w drzwiach, nie musiałbym potem tyle się leczyć. Co z tego, że żaden z tych konowałów nie mógł mi pomóc? Pomógł mi Danny. Pewnie go nie znałaś. Gruby, rudy dzieciak z sąsiedztwa. Zawsze mówiłaś, że dobrze jest mieć przyjaciela, więc go miałem. A włóczenie się z Jordisonem po LA to naprawdę odprężające zajęcie... Nie spodobałoby Ci się to, ale często wyładowywaliśmy się na innych dzieciakach. Za każdym razem, jak biłem któregoś z chłopaków z sąsiedniej dzielnicy, myślałem, że kiedyś zrobię tak samo z nim... Nigdy nie był dość dobry by nazwać go ojcem.
Wygrzebał się z tego na własną rękę, zaskakując tym rodzinę. Nie dał zrobić z siebie kozła ofiarnego, niemoty która nie umie o siebie zadbać. Czepiał się różnych rzeczy, żeby tylko nie myśleć. W szkole nie szło mu zbyt dobrze, ale starał się jak umiał. Nauczyciele i tak nie wróżyli mu światłej przyszłości. Pierwszą gitarę włożył mu w ręce dziadek. Powiedział przy tym kilka słów, których Alex nawet nie zarejestrował, wpatrując się w instrument. Nie była idealna, miała swoje wady. Krzywy gryf, złe struny, niedoszlifowane progi, odłażący lakier. Pachniała drewnem, farbą i klejem. Widać było, że grał na niej ktoś, kto nie marzył o wielkiej karierze. Początki były ciężkie, ale chłopak się nie poddawał. Po trzech latach zamienił ją na inną, a choć wylądowała w pudle pod łóżkiem, zawsze wymieniał ją jako swój ulubiony instrument.
Nie udało mu się uniknąć zgubnego wpływu Miasta Aniołów. Razem z Danny'm znali je od podszewki, nocą i za dnia. Pierwsze alkoholowe wyskoki, na razie żadnych dragów. Dziewczyny, imprezy, pierwsze doświadczenia... Litości. Ile oni mieli lat? 15? A już zdążyli założyć pierwszy zespół. Nocne kluby pokochały tych dwóch szczyli, którzy oprócz tego, że zostawiali w kasie pełno gotówki, umieli też przyciągnąć publiczność. Carol śmiała się, że Alex już w kołysce sprzedał duszę rogatemu, gdy pewnego dnia zobaczyła swojego młodszego brata w lokalnej muzycznej gazetce. Było w tym trochę prawdy, ale Gallagher i tak ze śmiechem odpowiadał, że wszyscy diabli zamieniliby się z nim na życie.
Wygrzebał się z tego na własną rękę, zaskakując tym rodzinę. Nie dał zrobić z siebie kozła ofiarnego, niemoty która nie umie o siebie zadbać. Czepiał się różnych rzeczy, żeby tylko nie myśleć. W szkole nie szło mu zbyt dobrze, ale starał się jak umiał. Nauczyciele i tak nie wróżyli mu światłej przyszłości. Pierwszą gitarę włożył mu w ręce dziadek. Powiedział przy tym kilka słów, których Alex nawet nie zarejestrował, wpatrując się w instrument. Nie była idealna, miała swoje wady. Krzywy gryf, złe struny, niedoszlifowane progi, odłażący lakier. Pachniała drewnem, farbą i klejem. Widać było, że grał na niej ktoś, kto nie marzył o wielkiej karierze. Początki były ciężkie, ale chłopak się nie poddawał. Po trzech latach zamienił ją na inną, a choć wylądowała w pudle pod łóżkiem, zawsze wymieniał ją jako swój ulubiony instrument.
Nie udało mu się uniknąć zgubnego wpływu Miasta Aniołów. Razem z Danny'm znali je od podszewki, nocą i za dnia. Pierwsze alkoholowe wyskoki, na razie żadnych dragów. Dziewczyny, imprezy, pierwsze doświadczenia... Litości. Ile oni mieli lat? 15? A już zdążyli założyć pierwszy zespół. Nocne kluby pokochały tych dwóch szczyli, którzy oprócz tego, że zostawiali w kasie pełno gotówki, umieli też przyciągnąć publiczność. Carol śmiała się, że Alex już w kołysce sprzedał duszę rogatemu, gdy pewnego dnia zobaczyła swojego młodszego brata w lokalnej muzycznej gazetce. Było w tym trochę prawdy, ale Gallagher i tak ze śmiechem odpowiadał, że wszyscy diabli zamieniliby się z nim na życie.
Babcia powiedziała, że on nie żyje. Zapytałem co się stało, a wtedy po raz pierwszy i ostatni w swoim życiu uderzyła mnie w twarz. Zrozumiałem- mam nie pytać. Byłem dzieckiem, co mi do tego? Carol mogła wiedzieć więcej, ale zabronili jej mi o tym mówić. Czasem mam ochotę ich wszystkich zwyzywać, wykrzyczeć, że to moje życie i nic im kurwa do tego. Ty chyba byś zrozumiała, że tak naprawdę całe moje życie było, jest i już zawsze będzie podporządkowane nienawiści.
Nie żałował niczego, co go tam spotkało ani co sam zdziałał. Robił to co kochał, olewał szkołę dla muzyki. Dziadkowie traktowali go z przymrużeniem oka. Elvis has left the building mówili tylko, gdy wściekły na cały świat wybiegał z domu, szukać pocieszenia u przyjaciela. A jednak Alex zmieniał się. Nie był już nieprzystępnym, milczącym dzieckiem. Bawił się z innymi, chlejąc do białego rana, utwierdzając się w przekonaniu, że jest niezniszczalny. Miał swoich znajomych, wąskie grono dziewczyn, które były na dobrej drodze by stać się groupies i chłopaków, którzy przede wszystkim szukali rozrywki.
Nie starał się specjalnie o ich aprobatę. Właściwie gdyby nie Danny, pewnie nie mógłby ich nazwać znajomymi. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jakie robi wrażenie. Nieprzyjemny i oschły, peszył ludzi jednym przelotnym spojrzeniem. Jeśli jednak ktoś już się przebił przez grubą ochronną warstwę, natychmiast stwierdzał, że pierwsze wrażenie bywa mylące. Stopniowo otworzył się na ludzi, zanim jeszcze wygnano go z LA. Charakter jednak pozostał prawie identyczny: cyniczny i trochę szorstki dla obcych. On nie musi się starać, by utrudnić komuś życie. On po prostu robi to samą swoją obecnością. Nie lubi pustych lalek, które ganiają za nim w przykrótkich miniówach i tępych kolesi, którzy za swoje największe osiągnięcie uważają rekord w splunięciu w dal. W ogóle, wkurwiają go głupi ludzie. Jest ambitny, czasem nawet aż do przesady. Jeśli nie ma ochoty z kimś rozmawiać po prostu olewa go tak długo, aż da mu spokój; nie stroni od głośnych imprez, zakrapianych alkoholem. Może się wydawać, że po prostu nie lubi ludzi, ale to nieprawda. Jeśli chodzi o rozpijanie towarzystwa, Alex jest chyba mistrzem świata. Potrafi ni stąd ni zowąd wpaść w skrajną depresję i jeszcze szybciej z niej wyjść. Jeśli już kogoś dobrze pozna, to zwykle nie odmawia mu pomocy. Aby zwrócić na siebie jego uwagę, trzeba mieć przede wszystkim osobowość. I trochę oleju w głowie.
Nie żałował niczego, co go tam spotkało ani co sam zdziałał. Robił to co kochał, olewał szkołę dla muzyki. Dziadkowie traktowali go z przymrużeniem oka. Elvis has left the building mówili tylko, gdy wściekły na cały świat wybiegał z domu, szukać pocieszenia u przyjaciela. A jednak Alex zmieniał się. Nie był już nieprzystępnym, milczącym dzieckiem. Bawił się z innymi, chlejąc do białego rana, utwierdzając się w przekonaniu, że jest niezniszczalny. Miał swoich znajomych, wąskie grono dziewczyn, które były na dobrej drodze by stać się groupies i chłopaków, którzy przede wszystkim szukali rozrywki.
Nie starał się specjalnie o ich aprobatę. Właściwie gdyby nie Danny, pewnie nie mógłby ich nazwać znajomymi. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jakie robi wrażenie. Nieprzyjemny i oschły, peszył ludzi jednym przelotnym spojrzeniem. Jeśli jednak ktoś już się przebił przez grubą ochronną warstwę, natychmiast stwierdzał, że pierwsze wrażenie bywa mylące. Stopniowo otworzył się na ludzi, zanim jeszcze wygnano go z LA. Charakter jednak pozostał prawie identyczny: cyniczny i trochę szorstki dla obcych. On nie musi się starać, by utrudnić komuś życie. On po prostu robi to samą swoją obecnością. Nie lubi pustych lalek, które ganiają za nim w przykrótkich miniówach i tępych kolesi, którzy za swoje największe osiągnięcie uważają rekord w splunięciu w dal. W ogóle, wkurwiają go głupi ludzie. Jest ambitny, czasem nawet aż do przesady. Jeśli nie ma ochoty z kimś rozmawiać po prostu olewa go tak długo, aż da mu spokój; nie stroni od głośnych imprez, zakrapianych alkoholem. Może się wydawać, że po prostu nie lubi ludzi, ale to nieprawda. Jeśli chodzi o rozpijanie towarzystwa, Alex jest chyba mistrzem świata. Potrafi ni stąd ni zowąd wpaść w skrajną depresję i jeszcze szybciej z niej wyjść. Jeśli już kogoś dobrze pozna, to zwykle nie odmawia mu pomocy. Aby zwrócić na siebie jego uwagę, trzeba mieć przede wszystkim osobowość. I trochę oleju w głowie.
Do wyglądu przykłada uwagę i to od razu da się zauważyć. Chociaż zwykle ubiera się w jeansy, podkoszulki i tym podobne rzeczy, zdarza mu się- w zależności od okazji- ubrać mniej lub bardziej starannie. Średniej długości brązowe włosy, zwykle w nieładzie, i blada cera to jego znaki rozpoznawcze. Jest dość wysoki, mierzy około 188 cm. Sylwetkę, lekko umięśnioną i wysportowaną, zawdzięcza zamiłowaniu do boksu i surfingu. Lubi wyglądać zadbanie, choć nie do przesady.W kieszeniach trzyma zwykle najpotrzebniejsze rzeczy: telefon, kostkę do gitary, trochę drobnych i papierosy. Nie ma czasu na pierdoły, koncentruje się na chwili obecnej. Często bywa obiektem drwin nauczycieli, ale cięty język pomaga mu wyrównać sobie szanse. Nie uczy się dla nich, tylko dla siebie, co widać po ledwo wystarczających by przejść z klasy do klasy ocenach.W miłość nie wierzy, traktuje ją jak rzecz marginalną. Zdarzało mu się być w związku, z dziewczyną czy chłopakiem, to nie miało znaczenia, ale przez swój pokręcony charakter szybko ich do siebie zrażał. Obecnie nie szuka nikogo, a przynajmniej- nikogo na stałe.
Alexander Gallagher
ur.5 listopada 1993
w Cedars-Sinai, LA, CA
palacz
muzyk
sukinsyn
ateista
antychryst
karany
cynik
ur.5 listopada 1993
w Cedars-Sinai, LA, CA
palacz
muzyk
sukinsyn
ateista
karany
cynik
~*~
Witam wszystkich jeszcze raz. Zdaję sobie sprawę, że ta karta to nieporozumienie, ale uznałam, że Alex zasługuje na nową, żeby Ci z Was, którzy się na niego nie natknęli mieli okazję go poznać. Na zdjęciach znowu Ben Bruce. Tekst na samej górze, zaraz pod tytułem, wzięty z kultowego 'Misfits'. Zdanie w języku duńskim znaczy mniej więcej: "Alex, zawsze będę przy tobie. Pamiętaj o tym, synu". Słówka wytłuszczone pod pierwszym gifem niedługo uzupełnię jakimiś linkami, cierpliwości.
Powiązania i wątki- jak najbardziej. Będzie mi miło, jak rzucicie pomysłem...
niedziela, 24 czerwca 2012
Sukcesy trwają do momentu, gdy ktoś ich nie spieprzy. Porażki są wieczne.
You sayOne loveOne lifeWhen it's one needIn the nightIt's one loveWe get to share itIt leaves you babyIf you don't care for it
Stereotyp: funkcjonujący w świadomości społecznej jest to skrótowy, uproszczony i zabarwiony wartościująco obraz rzeczywistości odnoszący się do rzeczy, osób, grup społecznych itd. oparty na niepełnej lub fałszywej wiedzy o świecie.
Isobel Mahoney jak nikt inny wie, jak bardzo stereotypy potrafią być krzywdzące we wpółczesnych czasach. W jej żyłach ze strony ojca płynie krew kreolska (francusko-afrykańsko-indiańska), zaś ze strony matki chińska. Nie wszyscy to wiedzą, ale osobę pochodzącą od rodziców należących do rasy czarnej i żółtej nazywa się Zambo. I rzeczywiście nie wszyscy są tego świadomi, bowiem ogół społeczeństwa widząc jej ciemną skórę z miejsca zakłada, że dziewczyna jest Afrykanką, co swoją drogą doprawadzą ją to do szału. Jakoś nikogo nie zastanawia fakt, dlaczego Iz ma skośne oczy (Ci z beznadziejnym poczuciem humoru i IQ niższym niż przeterminowany jogurt stwierdzili, że jest ona Chinka która zatrzasnęła się w solarium).
Państwo Mahoney - którzy znali się od kołyski i od tego momentu byli nierozłączni - zna Palm Spring jak własną kieszeń, ponieważ właśnie tu się urodzili i wychowali. Wylecieli z ptasiego gniazda osiągnąwszy wiek 19 lat na studia do Oxfordu. I parę lat później powrócili do Palm Spirng, z małą Isobel w brzuszku mamy. Dziś rodzina Mahoney liczy sobie aż pięciu członków - pan i pani Mahoney, najstarsza Isobel oraz najmłodsze pociechy czyli czternastoletni Alec i ośmioletnia Lily. Wszyscy bardzo się kochają i nawzajem wspierają w trudnych chwilach. Ufają sobie bezgraniczne, nie mają przed sobą żadnych tajemnic i zawsze mogą na siebie liczyć. Każda sobota jest ich dniem: wielką grupą idą do kina, do restauracji lub na piknik do paru albo też zostają w domu i grają w gry planszowe czy też zbierają się na kanapie i oglądają zwariowane komedie (smutne filmy są zakazne na rodzinną sobotę !). Tak więc w skrócie mówiąc: w piramidzie wartości Isobel , rodzina znajduje się na pierwszym miejscu.
Isobel "Izzy" Talulah Mahoney
urodzona 18 października 1995 roku (lat 17)
w Palm Spring (USA)
klasa II z profilem muzycznym
* kółko filmowe
*zajęcia z twórczego pisania
t o, co na zewnątrz...
Trzeba przyznać, że Izzy nie ma w zasadzie na co narzekać, zwłaszcza,że została obdarzona przez matkę naturę aparycją top modelki.
Tacie zawdzięcza wysoki wzrost - metr siedemdziesiąt siedem centymetrów wzrostu - oraz ciemną skórę w odcieniu lodów orzechowych. Po mamie natomiast odziedziczyła wschodnie rysy twarzy i skośne, brązowe oczy. Swoje ciemne, sięgające połowy pleców, proste włosy najczęściej wiąże w koński ogon lub zaplata w praktyczny, francuski warkocz.
Tacie zawdzięcza wysoki wzrost - metr siedemdziesiąt siedem centymetrów wzrostu - oraz ciemną skórę w odcieniu lodów orzechowych. Po mamie natomiast odziedziczyła wschodnie rysy twarzy i skośne, brązowe oczy. Swoje ciemne, sięgające połowy pleców, proste włosy najczęściej wiąże w koński ogon lub zaplata w praktyczny, francuski warkocz.
Kiedyś w dzieciństwie była dosyć pulchnym dzieckiem i pomimo uszczypliwch komentarzy kolegów i koleżanek czuła się szczęśliwa. Chudnąć zaczęła w wieku 10 lat, bowiem w tym okresie zainteresowała się takimi sportami jak pływanie, baseball czy taekwondo. Tym ostatnim zaraziła się od swojego młodszego brata Aleca, z natury nieśmiałego. Bardzo zapragnął posiąść ową sztukę walki,ale czułby się nie zręcznie gdyby nie znał zupełnie nikogo na zajęciach, dlatego więc poprosił starszą siostrę, żeby razem z nim się na nie zapisała. Isobel z ochotą się zgodziła. Z biegiem czasu pozbyła się dziecięcego tłuszczyku i teraz może pochwalić się smukłą sylwetką.
Mimo, że Izzy nie narzeka na brak zainteresowania płci przeciwnej, bardzo irytuje ją to, że po raz kolejny jej osoba podlega stereotypowi, a mianowicie o dziewczynach z ładnymi buziami, ale o pustym wnętrzu i równie pustych głowach. Zwłaszcza, że Izzy nie uważa siebie za aż tak ładną. Uważa, że jej stopy są dziwne, włosy bywają nieposłuszne, czasem wolałaby być niższa, a dodatkowo doskwiera jej brak kobiecych kształtów.
... i t o, co w środku.
Z całą pewnością nie należy do tych nieśmiałych. Często można ją spotkać w grupie, choć sama ma czasem ochote odseparować się od innych; odpocząć jedynie we własnym towarzystwie, od tych fałszywych, dwulicowych i zadufanych w sobie ludzi. Nienawidzi kłamstwa i stara się do niego nie uciekać. U niej każdy sekret jest bezpieczny. Sama określiłaby się jako wesołą, miłą i pomocną... której zdarza się od czasu do czasu zabłysnąć poczuciem humoru ;) Nie jest jakimś orłem w nauce, ale nie olewa całkowicie swoich obowiązków uczennicy. Pracowita, wrażliwa i współczująca. Czasem Izzy jest bardzo łatwowierna, ponieważ wierzy w to, że każdemu należy dać drugą szansę oraz że tak naprawdę każdy w głębi duszy jest dobry. Jedynym stereotypem z którym się zgadza jest ten o wrażliwych artystach.
hobby, zanteresowanie i talenty
Ojciec zaszczepił w niej miłość do baseballu, matka do kina (zwłaszcza do filmów z Audrey Hepburn i Barbrą Straisnad) , zaś jej ukochana Nana (babcia ze strony ojca) pokazała jej jak cudowne są książki.
W wieku 10 lat dostała od rodziców w prezencie bez okazji piękną wiolonczelę z drzewa wiśniowego. Państwo Mahoney kupili ją Isobel, z miłym zaskoczeniem stwierdziwszy, że zainteresowanie lekcjami nauki gry na pianinie i wioloczeli właśnie ani trochę nie zmalało po trzech latach.
W duszy i w głowie Isobel gra muzyka poważna. Dziewczyna jest pełna uwielbienia dla Ludovico Enaudi, Mozarta, Yo-Yo Ma, Chopina oraz Claude'a Debussy'ego - i słucha ich nie tylko jako kołysanki, do poduszki ;) Jest samoukiem, choć trochę potrafi czytać z nut (na zajęciach z nauczycielem z łatwością umiała to ukryć). Oprócz muzyki poważnej słucha także jazz'u i niektórych rockowym zespołów np. U2 czy Rolling Stones. Bardzo lubi też Marvina Gaye'a, Michaela Bolton'a oraz Stinga.
Jeżeli Isobel w wolnym czasie nie czyta książki, nie gra na pianinie czy na wiolonczeli, nie gra w baseball ani nie uczy się do szkoły, wówczas gra w szachy z kimś z rodziny np. To jej kolejna miłość obok czekolady, książek, wiolonczeli i wielu innych ;p
W wieku 10 lat dostała od rodziców w prezencie bez okazji piękną wiolonczelę z drzewa wiśniowego. Państwo Mahoney kupili ją Isobel, z miłym zaskoczeniem stwierdziwszy, że zainteresowanie lekcjami nauki gry na pianinie i wioloczeli właśnie ani trochę nie zmalało po trzech latach.
W duszy i w głowie Isobel gra muzyka poważna. Dziewczyna jest pełna uwielbienia dla Ludovico Enaudi, Mozarta, Yo-Yo Ma, Chopina oraz Claude'a Debussy'ego - i słucha ich nie tylko jako kołysanki, do poduszki ;) Jest samoukiem, choć trochę potrafi czytać z nut (na zajęciach z nauczycielem z łatwością umiała to ukryć). Oprócz muzyki poważnej słucha także jazz'u i niektórych rockowym zespołów np. U2 czy Rolling Stones. Bardzo lubi też Marvina Gaye'a, Michaela Bolton'a oraz Stinga.
Jeżeli Isobel w wolnym czasie nie czyta książki, nie gra na pianinie czy na wiolonczeli, nie gra w baseball ani nie uczy się do szkoły, wówczas gra w szachy z kimś z rodziny np. To jej kolejna miłość obok czekolady, książek, wiolonczeli i wielu innych ;p
"Kimkolwiek jesteś, mężczyzną czy kobietą, osobą silną czy słabą, zdrową czy chorą... Wszystkie te rzeczy liczą się mniej niż to, co masz w sercu. Jeśli masz duszę wojownika, jesteś wojownikiem. Te inne rzeczy to szkło, które otacza lampę, a ty jesteś światłem w środku. Właśnie w to wierzę.”~ Jem <3, "Mechaniczny Anioł" by Cassandra Clare
+ dodatkowe informacje dla ciekawskich ;)
x gry na wiolonczeli i pianinie zaczęła się uczyć w wieku siedmiu lat ;
x pupil rodziny - kot rasy kurylski bobtail krótkowłosy; biało-szary - wabi się Oberon jak król elfów z szekspirowskiego "Snu nocy letniej" ;
x niewiele osób (zwłaszcza te oceniające ją po wyglądzie) podejrzewałoby ją o zamiłowanie do książek. jest szczególnie fanką klasyki. najbliższymi jej sercu są książki: "Duma i Uprzedzenie" Jane Austen, "Wielkie nadzieje" oraz "Opowieść o dwóch miastach" Charles'a Dickens'a, "Wielki Gatsby" F.S. Fitzgeralda oraz "Zabić drozda" Lee Harpera ;
x jej nauczyciele od nauk ścisłych zawsze na nią bardzo naciskają i mówią, że spokojnie może wyciągnąć się z trójek na piątke albo nawet szóstkę, bo są przeświadczeni o ukrytych zdolnościach Izzy w tym kierunku tylko dlatego, że pan Mahoney ma tytuł doktora z fizyki jądrowej a pani Mahoney jest neurochirurgiem w tutejszym szpitalu ;
x nad łóżkiem ma zawieszony indiański łapacz snów; zawsze bierze go ze sobą w każdą dłuższą podróż ;
x Isobel należy do osób wierzących w przesądy, aczkolwiek nie ma jakiejś obsesji na tym tle. cofa się trzy kroki do tyłu, gdy czarny kot przebiegnie jej drogę, nigdy nie otwiera parasolki w pomieszczeniu i ngdy nie przechodzi pod drabiną ;
x Isobel należy do osób wierzących w przesądy, aczkolwiek nie ma jakiejś obsesji na tym tle. cofa się trzy kroki do tyłu, gdy czarny kot przebiegnie jej drogę, nigdy nie otwiera parasolki w pomieszczeniu i ngdy nie przechodzi pod drabiną ;
x cierpi na arachnofobię ;
x ma paskudne uczulenie na owoce morza.
::powiązania::
Zoey Minciotti >> najlepsza przyjaciółka Isobel
Anthony "Tony" Shay >> dobry kolega Isobel z kółka filmowego; Isobel jest w nim zakochana
Farrah Minciotti >> młodsza siostra Zoey
ź r ó d ł a
zdjęcia: weheartit.com
cytaty:
1 >> cytat z "Dr. House'a" <3
2>> "One" zespołu U2 <3
[ Sama się dziwie, że dość szybko poszło mi z ta kartą postacią. Cóż, pewnie dlatego, że dziś niedziela i tylko pare dni do upragnionych wakacji, więc wiąże się to z mnóstwem wolnego czasu. Prawdopodobnie karta parokrotnie będzie zmieniana, ale póki co jestem zadowolona z efektu. Twarzy mojej Isobel użyczyła Chanel Iman. Postacie Zoey, Tony'ego i Farrah dodam niedługo. Teraz idę oglądać mecz Anglia-Włochy. Nie wiem jak Wy, ale ja jestem za Anglią ;pp ]
XOXOXO
<33
Dime por qué me dices siempre solamente mentiras
Remember - I've never been your Sweetheart
| Venilla Larousse | 17 lat | Meksyk|
~*~
Córka znanego francuskiego pisarza Pierra Larousse'a * oraz meksykańskiej dziennikarki Alejandry Martinez. Na świat przyszła 18 maja 1995. Od urodzenia wychowywana przez swoją babkę Bernardę Montejo - Martinez.
Jej matka została zamordowana, gdy ta miała zaledwie dwa miesiące. Do dziś nie wiadomo kto zabił Alejandrę.
Do piątego roku życia mieszkała w Guadalupe w Meksyku, natomiast na dzień dzisiejszy razem z ojcem i babką mieszkają w Palm Springs.
Uczęszcza do klasy pierwszej o profilu dziennikarskim.
Należy również do kółka teatralnego. Venilla jest biseksualna.
CHARAKTER
Z pewnością można powiedzieć, że Venilla to niezła aktorka.
Jeżeli wybierze sobie jakiś cel, musi go osiągnąć nawet jeżeli musi dążyć do tego po trupach.
Przybieranie co raz to innych emocji przychodzi jej z niezwykłą łatwością.
Ktoś kiedyś powiedział, że jest egoistką, a jej serce to głaz zarośnięty mchem. Ona tylko wzruszyła ramionami i poszła dalej, zostawiając tego kogoś w osłupieniu.
No bo czy o kimś, kto chce mieć dobrze w życiu, można powiedzieć, że jest egoistą? Może.
W życiu nigdy nie zaznała miłości. Ojciec po śmierci jej matki zakorzenił się w swoim gabinecie, oznajmiając wszem i wobec, że książki to jedyne co mu pozostało.
Babka w wychowaniu Venilli stawiała na dyscyplinę, i nie kwapiła się do tego aby czasami przytulić wnuczkę, lub powiedzieć jej, że ją kocha - na swój sposób - ale jednak kocha.
Dlatego z tego powodu Venilla nigdy nikogo nie pokochała. Może też dlatego nie jest zbyt lubianą osobą ?
Ceni sobie szczerość i dobre maniery, których tak od dziecka uczyła ją Bernarda.
APARYCJA
Największego uroku dodaje jej dziecięca twarz. Nie jednemu zawróciła w głowie swoimi niebieskimi wielkimi ślepiami, pełnymi zaróżowiałymi ustami i dołeczkami na policzkach.
Wystarczy, że się uśmiechnie, a płeć przeciwna jest gotowa wypełnić jej wszystkie rozkazy. Jej naturalny kolor włosów to ciemny brąz, aczkolwiek od pewnego czasu Venilla je sobie nieco rozjaśnia. Lekko się falują i sięgają za ramiona.
Jeżeli chodzi o budowę ciała, mierzy zaledwie metr sześćdziesiąt osiem , jest zaokrąglona w tych miejscach gdzie powinna być.
ZAINTERESOWANIA
Ma dużo zainteresowań: uwielbia książki, wszelkiego rodzaju. Poświęca im naprawdę sporą ilość czasu. Zdarzy się, że od czasu nabazgroli jakieś małe opowiadanie, lub wiersz aczkolwiek nie ma odwagi, aby komuś je pokazać, a zwłaszcza swojemu ojcu, który jeżeli chodzi o te sprawy jest niezwykle surowy.
Kocha teatr, cztery lata uczęszczała na monodram, aczkolwiek wraz z przeprowadzką musiała z tego zrezygnować.
W teatrze czerpie inspiracje, ukojenie i spokój. Lubi chodzić tam sama. Uważa, że to jest jej intymna strefa.
Oprócz tego interesuje się historią drugiej wojny światowej i muzyką.
Nie bez powodu wybrała profil dziennikarski. Lubi być tam, gdzie dzieje się coś ciekawego, i zbierać informacje na dany temat.
| ALBUM | POWIĄZANIA | INNE
~*~
Witam, witam, witam. Na początek powiem, że jestem dziewczyną niewiele młodszą od mojej Venilli, oraz chętną na jakiekolwiek wątki i powiązania. Z pewnością nie gryzę, więc nie bać się i walić drzwiami i oknami. Na wszystkie odpowiem.
Jestem otwarta na wszystko także śmiało ;)
Wizerunku użyczyła Sasha Pietrese, zdjęcia pochodzą z weheartit.com .
* taki pisarz nie istnieje, zmyśliłam go na potrzeby mojej postaci.
Czarna Postać.
Gabriel Hoke
1. Wstęp i historia
Ten dziwak jest uczniem Klasy lV o profilu muzycznym. Jest wpisany na listę osób uczęszczających na kółko fotograficzne, jednakże ostatnio rzadko tam bywa, zapewne z racji tego, że nauczyciel prowadzący z pięknej brunetki o dorodnych dwóch półkulach zmienił się w otępiałego, toczącego się mężczyznę, który całą godzinę drapie się po swojej łysej głowie. Pan Hoke zamiast to oglądać, często trafia do szkolnej kozy, bądź na posterunek policji za wandalizm, picie alkoholu w miejscu publicznym, liczne pobicia, zaczepki, jak również i podpalenia. Ludzie omijają jego osobę szerokim łukiem, bojąc się zguby z jego zwykłego, ale jakże przeraźliwego spojrzenia.
Przez znajomych, może nieco z sarkazmem został ochrzczony jako Santi, czyli Święty. Jemu jednak nie robi różnicy, czy powiesz do niego po imieniu, przezwisku, czy po nazwisku, bo i znajdzie się taki, który odważy się to zrobić. No, chyba, że jest w furii. To już inna sprawa...
Urodził się jedenastego lipca, tysiąc dziewięćdziesiątego dziewiątego drugiego roku, jako pierwsze, a zarazem ostatnie dziecko Anielicy Hoke i Raphaela Donavana. Zło było zakodowane w jego genach. Oboje rodzice nie byli praktykujący, ani też wierzący w jakiekolwiek bóstwo. Byli doszczętnie zepsutymi jednostkami. Być może dlatego porzucili go bez żadnych skrupułów ? Zapewne. Nigdy ich nie widział, nigdy ich nie poznał. Uciekli, zostawiając po sobie jedynie tylko karteczkę z imieniem.
Po wyjściu ze szpitala, został umiejscowiony w sierocińcu w Nowym Jorku, gdzie przyszedł na świat. Jako w pełni zdrowy noworodek, nie musiał czekać na nowych rodziców. Zaledwie trzy miesiące później już miał nowy dom, położony w samym sercu Palm Springs. Mimo, że państwo McKinley wychowywało go od małego, nigdy nie żywił do nich jakiś głębszych uczuć.
Jego przybrana matka, po śmierci swego męża i rodzonej córki popadła w nędzę. Teraz, rodzina McKinleyów nie jest już tak szanowaną i znaną rodziną, jak kiedyś, dlatego pan Hoke musi sam zarabiać na swoje wydatki. Dorabia na czarno w salonie tatuażu, załatwia sprawy za godną opłatą, a czasem nawet zabawia się w dilera.
Ostatnio z niewiadomego powodu przyczepił się do Chiary, która to na początku nieco niezadowolona z tego faktu, teraz chętnie wtula się w jego umięśniony tors.
Przez znajomych, może nieco z sarkazmem został ochrzczony jako Santi, czyli Święty. Jemu jednak nie robi różnicy, czy powiesz do niego po imieniu, przezwisku, czy po nazwisku, bo i znajdzie się taki, który odważy się to zrobić. No, chyba, że jest w furii. To już inna sprawa...
Urodził się jedenastego lipca, tysiąc dziewięćdziesiątego dziewiątego drugiego roku, jako pierwsze, a zarazem ostatnie dziecko Anielicy Hoke i Raphaela Donavana. Zło było zakodowane w jego genach. Oboje rodzice nie byli praktykujący, ani też wierzący w jakiekolwiek bóstwo. Byli doszczętnie zepsutymi jednostkami. Być może dlatego porzucili go bez żadnych skrupułów ? Zapewne. Nigdy ich nie widział, nigdy ich nie poznał. Uciekli, zostawiając po sobie jedynie tylko karteczkę z imieniem.
Po wyjściu ze szpitala, został umiejscowiony w sierocińcu w Nowym Jorku, gdzie przyszedł na świat. Jako w pełni zdrowy noworodek, nie musiał czekać na nowych rodziców. Zaledwie trzy miesiące później już miał nowy dom, położony w samym sercu Palm Springs. Mimo, że państwo McKinley wychowywało go od małego, nigdy nie żywił do nich jakiś głębszych uczuć.
Jego przybrana matka, po śmierci swego męża i rodzonej córki popadła w nędzę. Teraz, rodzina McKinleyów nie jest już tak szanowaną i znaną rodziną, jak kiedyś, dlatego pan Hoke musi sam zarabiać na swoje wydatki. Dorabia na czarno w salonie tatuażu, załatwia sprawy za godną opłatą, a czasem nawet zabawia się w dilera.
Ostatnio z niewiadomego powodu przyczepił się do Chiary, która to na początku nieco niezadowolona z tego faktu, teraz chętnie wtula się w jego umięśniony tors.
2. Charakter
Słońce powoli zachodzi za horyzont, kiedy to pan Hoke siada na podłodze swego niewielkiego pokoju i bierze swą ukochaną na kolana. Czule gładzi jej krągłe kształty, pieści jej delikatną powłokę, po czym brutalnie szarpie jej najważniejsze narządy, dając obojgu rozkosz. Z zamkniętymi oczami wsłuchuję się w jej cudowne jęki, ponawiając tę czynność kilka razy, urozmaicając tę błogość kilkoma ruchami. Jest cudowna. Pod jego dotykiem wręcz płonie. Agresja miesza się z subtelnymi pieszczotami. Jest wspaniały partnerem. Rozbudza ją, rozpływa jej zmysły... Po czym nagle przerywa. Sięga po długopis i notuję kolejne nuty w zeszycie. Co noc zdradza swoją dziewczynę ze swą ukochaną gitarą, nie mając przy tym żadnych, nawet najmniejszych wyrzutów sumienia.
Wstaje z miejsca, zwracając na siebie uwagę. Dotychczas był szarą plamą na szarym tle, teraz jest błądzi po każdych ustach tej sali. Kojarzą go tu wszyscy, mimo, że On nie jest w stanie wymienić choć jednego imienia. Jest samotnikiem, który nienawidzi, gdy ktoś przekracza błonę, którą się otacza. Ma swój świat, plany, oraz przyszłość, która z każdym kolejnym wkłuciem, czy łykiem oddala się od niego coraz bardziej. Posiada marzenia, a owszem. Jednakże, nie jest na tyle cierpliwy i wytrwały, by do nich dążyć. Oddaję się w ramiona błogości, sztucznego szczęścia i ma wszystko po prostu w dupie.
Widzisz go na korytarzu. Na jego ustach tli się ten dobrze znany uśmieszek "Nie znasz mnie i nigdy nie poznasz". Mimo to, ciągnie Cię do niego, ponieważ dziwni ludzie przyciągają. Zaczynasz rozmowę, lecz On mówi niezrozumiałym dla Ciebie językiem. Odprawia Cię z kwitkiem i tyle po waszej znajomości. Już wiesz ? To nie kolega dla Ciebie.
Ciche tykanie zegara przerywa ciszę w budynku. Drzwi od pokoju Gabriela otwierają się z delikatnym łoskotem, lecz po chwili jego niepewność co do położenia znika. Odważnie, z głową uniesioną do góry schodzi na dół, robiąc niezły raban na schodach. Krzyk, który dochodzi do niego z pokoju przybranej matki jest cudownym prezentem dla jego uszu.
Patrzy na nią z miłością. W te jej zielone oczy mógłby patrzeć godzinami, bez znudzenia. Muska opuszkami palców jej porcelanowe policzki, następnie bawi się jej blond włosami. Dla niego jest idealna. Widzi jej uśmiech, który jest zarezerwowany tylko i wyłącznie dla niego, po czym stwierdza, że kocha ją nad życie, że dla niej jest w stanie zrobić wszystko. Jest jego boginią, stałą rozkoszą, o którą będzie dbał i się troszczył. Jest jego uzależnieniem, z którego nie chce się uwolnić. Jest jego powietrzem, bez którego nie mógłby żyć.
Wstaje z miejsca, zwracając na siebie uwagę. Dotychczas był szarą plamą na szarym tle, teraz jest błądzi po każdych ustach tej sali. Kojarzą go tu wszyscy, mimo, że On nie jest w stanie wymienić choć jednego imienia. Jest samotnikiem, który nienawidzi, gdy ktoś przekracza błonę, którą się otacza. Ma swój świat, plany, oraz przyszłość, która z każdym kolejnym wkłuciem, czy łykiem oddala się od niego coraz bardziej. Posiada marzenia, a owszem. Jednakże, nie jest na tyle cierpliwy i wytrwały, by do nich dążyć. Oddaję się w ramiona błogości, sztucznego szczęścia i ma wszystko po prostu w dupie.
Widzisz go na korytarzu. Na jego ustach tli się ten dobrze znany uśmieszek "Nie znasz mnie i nigdy nie poznasz". Mimo to, ciągnie Cię do niego, ponieważ dziwni ludzie przyciągają. Zaczynasz rozmowę, lecz On mówi niezrozumiałym dla Ciebie językiem. Odprawia Cię z kwitkiem i tyle po waszej znajomości. Już wiesz ? To nie kolega dla Ciebie.
Ciche tykanie zegara przerywa ciszę w budynku. Drzwi od pokoju Gabriela otwierają się z delikatnym łoskotem, lecz po chwili jego niepewność co do położenia znika. Odważnie, z głową uniesioną do góry schodzi na dół, robiąc niezły raban na schodach. Krzyk, który dochodzi do niego z pokoju przybranej matki jest cudownym prezentem dla jego uszu.
Patrzy na nią z miłością. W te jej zielone oczy mógłby patrzeć godzinami, bez znudzenia. Muska opuszkami palców jej porcelanowe policzki, następnie bawi się jej blond włosami. Dla niego jest idealna. Widzi jej uśmiech, który jest zarezerwowany tylko i wyłącznie dla niego, po czym stwierdza, że kocha ją nad życie, że dla niej jest w stanie zrobić wszystko. Jest jego boginią, stałą rozkoszą, o którą będzie dbał i się troszczył. Jest jego uzależnieniem, z którego nie chce się uwolnić. Jest jego powietrzem, bez którego nie mógłby żyć.
3.Wygląd
Ten wredny osobnik odziedziczył w pełni urodę po swym nieznanym ojcu. Jest wysoki, mierzy około dwóch metrów, gdy jego matka sięga zaledwie metra sześćdziesięciu. Jego umięśnione ciało, pełne blizn jest wynikiem częstych ucieczek z miejsc, do których pan Hoke w ogóle nie powinien się zapuszczać. Kruczoczarne włosy, sięgające linii żuchwy są kontrastem do jego chorobliwie bladej skóry. Zimne, ciemne oczy wręcz przerażają, dlatego nie patrz w nie zbyt długo, gdyż mogą pojawić się w twych koszmarach sennych.sobota, 23 czerwca 2012
Ta... wyrwana z innej bajki
Nie jest idealnie... i cholernie mi z tym dobrze.
It's like a thunder without rain,
or like a book without last page.
Without any destruction.
Million pleasures, but no satisfaction...
Without any destruction.
Million pleasures, but no satisfaction...
— Czy wiedziałeś, że ptak wypycha gniazda pisklęta, jeśli wyczuje, że nie będzie w stanie ich wykarmić? - zapytała. Konsternacja. Naiwne próby oszukania rzeczywistości.
Znów to samo...
Znów to samo...
Ciemność okazywała się upragnioną drogą ucieczki dla przemęczonych oczu,
więc dziewczyna uparcie nie unosiła teraz powiek. Tkwiła bez ruchu, z
głową ułożoną na tak dobrze znanych sobie kolanach. Ktoś inny z całą
pewnością pomyślałby, że śpi. Ktoś, z kim nie spędziła tylu chwil przeznaczonych na ponowne poznawanie samej siebie... W takich okolicznościach
najłatwiej przejrzeć człowieka. Nie ma rzeczy, za którymi można się
schować i spraw, dla których warto udawać.
Nie musiał o nic pytać. Doskonale wiedział, co w tym momencie zaprząta jej umysł.
— Chyba nie znam się na ptakach - odpowiedział ostrożnie. - Chcesz coś przez to powiedzieć?
— Och... nic szczególnego, braciszku - szepnęła, przekręciwszy się delikatnie na prawy bok. - Tylko... sądziłam, że ptaki są zbyt piękne i rozważne, by iść w ślady ludzi. Klasa trzecia, profil artystyczny
Annie Hellway
Mawiają, że życie jest naszym najcenniejszym darem. Możliwość spełniania marzeń, obcowanie ze światem, pokonywanie lęków... to wszystko czyni z niego słodką pokusę, której nie sposób się oprzeć. Z której nie sposób zrezygnować. Korowód barwnych doznań, zapachów, dźwięków i smaków. Pierwszy sukces, porażka, przyjaźń, rozczarowanie, miłość. Zamykasz oczy, chcąc poczuć wszystko ze wzmożoną intensywnością. Żyjesz z dnia na dzień, czerpiąc z pokładów świata podsuniętych ci pod czubek nosa. Sekundy przemykają ci niezauważalnie między palcami, a ty nie robisz nic, by ów bieg wydarzeń powstrzymać. Zachłannie zapamiętujesz wszystko, co dane ci było przeżyć, zapisując w ten sposób kolejne zdania na kartach historii. A co, jeśli ktoś wydarłby ci strzępy wszystkich wspomnień? Nagle, szybko... bez ostrzeżenia? Podobno nie ma rzeczy niemożliwych. Skinąwszy porozumiewawczo głową, uśmiechach się. Zgadzasz się? Spróbuj więc czerpać przyjemność z czegoś, czego nie możesz sobie przypomnieć. To... nie takie proste, prawda? Ale nie martw się, odetchnij z ulgą. Szanse, że spotka to akurat ciebie, są przecież nie wielkie. Wiesz co? Ona też tak sądziła. Jeszcze przed tym, zanim ktoś zamknął jej wspomnienia w drewnianej skrzyni, do której nie miała już dostępu.
Widzisz ją? Nie? Przyjrzyj się dobrze. Tam! Przemyka szybko i niezauważalnie, jak cień. Rozbiegane spojrzenie wpatrzone w czubki jej butów. Zupełnie tak, jak gdyby obawiała się uronić choć jednego, stawianego przez nią kroku. Zamyślona, nieobecna. Zdaje się przebywać gdzieś daleko. Gdzieś, gdzie nikt prócz niej nie ma jeszcze wstępu.
Czasem nie wszystko przebiega zgodnie z planem, który układamy sobie starannie każdego wieczoru, gdy po ciężkim dniu szykujemy się do snu.
Samochód, droga, drzewo, huk, ogień... a potem już tylko pustka. Miesiące czekania, odwlekania tego, co nieuniknione. Nieprzerwana, choć nieudolna walka o odzyskanie najdrobniejszej cząstki samej siebie. I w końcu decyzja. Ucieczka. Cel? Palm Springs, Floryda. Spokój, niewiedza i szansa na budowę nowego życia. Sens? On już dawno przestał mieć dla niej jakiekolwiek znaczenie.
Jeśli pokładać wiarę w tym, co zostało zawarte w jej dokumentach, przyszła na świat jedenastego października, dziewięćdziesiątego trzeciego roku w Phoenix w stanie Arizona. Obecnie ma osiemnaście lat. Szare tęczówki, blada cera, niski wzrost, chorobliwie drobna budowa ciała i rudo brązowe włosy, których nie sposób ujarzmić, a które kiedyś podobno lubiła to coś, co widać już na pierwszy rzut oka. Podobnie jak piegi, które zdobią jej nos i część prawego policzka. Powierzchowność. A co kryje się wewnątrz?
Chaos. Mętlik nieproszonych myśli, nieposkromiony bałagan. I panika. Panika wydostająca się na zewnątrz przy każdym niepewnym spojrzeniu, którym raczy najbliższe otoczenie. Wypadek, w którym straciła pamięć i rodziców, odebrał jej coś jeszcze. Cząstkę jej samej. Osobowość panny Hellway uległa diametralnym zmianom. Żywiołowa, pewna siebie, otwarta i twardo stąpająca po ziemi istotka ustąpiła miejsca zamkniętej w sobie, nieporadnej dziewczynie, z którą obcowanie przypomina balansowanie na krawędzi krawężnika. Wystarczy jeden nieprzemyślany ruch i z bezpiecznego chodnika znajdujesz się na drodze rozpędzonych pojazdów. Annie nie wie, co tak naprawdę sprawia jej przyjemność, a czego szczerze nienawidzi. Ma wrażenie, że udawała kogoś kim nie jest przez tak długi czas, że sama nie potrafi stwierdzić już gdzie kończy się fikcja, a zaczyna rzeczywistość. Każdy kolejny dzień jest odkrywaniem przyzwyczajeń i typowych zachowań, które kiedyś stanowiły dla niej nudną codzienność. Zdarza jej się zapominać o tym, gdzie aktualnie przebywa i dać porwać się natłokowi najróżniejszych rozmyślań. Nie trudno spotkać ją na ławce w parku, czy np. na plaży, wpatrującą się nieobecnym wzrokiem w jakiś nieosiągalny, tajemniczy punkt. Rzadko odzywa się nieproszona i nigdy nie utrzymuje z rozmówcą kontaktu wzrokowego. Woli ciszę i spokój niż niepotrzebny zgiełk, przez co przeważnie przebywa jedynie w swoim towarzystwie. Unika ludzi. Niejednokrotnie spotykała się z niezbyt przyjemnymi opiniami na swój temat. Nikt, nawet ktoś dotknięty amnezją, nie lubi wysłuchiwać absolutnie niestworzonych historii na swój temat.
W wolnych chwilach, których ostatnimi czasy ma aż w nadmiarze, lubi przesiadywać w na ganku przed domem i wsłuchiwać się w śpiew ptaków. Niedawno odkryła w sobie również zamiłowanie do kwiatów. Nie trudno dziwić się więc, że jej sypialnia w większym stopniu przypomina ogród, niż pokój typowej nastolatki. W jej dłoniach spoczywa przeważnie jeden z opasłych zeszytów, w których skrupulatnie notuje wszelkie myśli. Jak sama twierdzi, pomaga jej to w nieznacznym stopniu opanować chaos drzemiący pod jej czupryną. Niewątpliwie najtrudniejszą rzeczą, jest skupienie jej uwagi na okres przekraczający kilka minut. Bardzo łatwo się rozprasza, a koncentracja nigdy nie będzie jej mocną stroną. Ma skłonność do popadania w panikę. Jeśli coś nie mieści się w ramy ustalonego przez nią planu, ogarnia ją uczucie braku gruntu pod stopami. Annie potrzebuje czasu, by komuś zaufać. Na razie jedyną osobą, przy której czuje się w pełni swobodnie jest jej starszy brat. Skrywa w sobie pokłady dziecięcej naiwności, co zdaniem postronnych może przysporzyć jej większej ilości kłopotów, niż potencjalnych korzyści, ale akurat na to nie może nic zaradzić. W momencie, w którym w jej dłonie dostaje się pędzel i farby, wszystko inne traci na znaczeniu. Kolejne obrazy, nie przedstawiające na pierwszy rzut oka niczego konkretnego, piętrzą się w rogu jej pokoju. By dać zajęcie dłoniom, zajmuje się również wykonywaniem prowizorycznych kolczyków i bransoletek, które chętnie później przywdziewa.
Nie grzeszy wylewnością. Niechętnie podejmuje próby jakiejkolwiek konwersacji, co automatycznie sprawia, że panna Hellway stanowi zbiór nie tylko oczywistych sprzeczności, ale również tajemnic, które póki co nie kwapią się do tego, by pozwolić się rozwikłać. Choć otoczenie napawa ją przerażeniem, ciekawość drzemiąca gdzieś w jej
podświadomości, spycha to na dalszy plan. To właśnie przez to nie
zamknęła się jeszcze wśród czterech ścian, definitywnie ukrywając przed
światem. Resztki dawnej zawziętości wciąż tlą się w jej wnętrzu,
powodując, że Annie nie przestaje walczyć o odzyskanie prawdziwej
siebie.
Na skróty. Niewątpliwie ważne i pomocne:
- miesiąc temu wprowadziła się do starszego brata, który od kilku lat mieszka w Palm Springs
- uczęszcza do klasy artystycznej
- uwielbia czytać książki. To na ich podstawie buduje nową wizję świata
- prowadzi pamiętniki, by tak opanować chaos spowodowany amnezją
- jedyną osobą, której w pełni ufa, jest jej starszy brat - Matt
- od pewnego czasu tworzy listę celów do spełnienia. Najważniejszym z nich jest podróż dookoła świata
- rzadko uśmiecha się do ludzi
- unika tłumu i małych, zamkniętych pomieszczeń. Czuje się komfortowo tylko na otwartej przestrzeni
- spędza dużo czasu na przesiadywaniu na plaży i wpatrywaniu się w fale
- choć uspokaja ją widok oceanu, to za żadne skarby nie odważyłaby się wejść do wody
- uwielbia kwiaty wszelkiego gatunku
- ma problemy z koncentracją
- ogranicza jakikolwiek kontakt cielesny do absolutnego minimum
- cierpi na powracające koszmary. Przez problemy ze snem, nocami często przesiaduje przed domem
- chętnie kładzie się na trawie w przydomowym ogrodzie i wsłuchuje się w śpiew ptaków
P O W I Ą Z A N I A | I N N E | O P O W I A D A N I A
Ostatnia aktualizacja: 25 czerwca godzina 12:37
__________________________________________________________________
Witam wszystkich serdecznie. Mam nadzieję, że w jakimś stopniu się tutaj odnajdę. Karta krótka, ale będę przerabiać ją jeszcze wiele razy, więc na pewno nieco się "rozrośnie".
Cóż, nie ukrywam, że w mojej głowie pierwszy raz pojawił się pomysł na taką postać, więc z góry przepraszam za ewentualne niedociągnięcia. Na wątki i powiązania jestem chętna, oczywiście. Te długie, krótkie - byle sensowne, ale o to zadbamy już wspólnie.
+ Wizerunku użyczyła Emerald "Emmy" Green. Jest w niej coś urzekającego...
Grafika pochodzi z tumblr
Subskrybuj:
Posty (Atom)
Archiwum
-
▼
2012
(194)
-
▼
czerwca
(46)
- Plotkara
- If I die tomorrow...
- Silence at the end of all things.
- Now, if you’ll excuse me, I’m gonna go home and ha...
- People are strange...
- Sukcesy trwają do momentu, gdy ktoś ich nie spiepr...
- Dime por qué me dices siempre solamente mentiras
- Czarna Postać.
- Ta... wyrwana z innej bajki
- Kiss me gently
- Dzień globalnie złych przypadków, cz.1
- Księżniczka w glanach.
- Nathaniel Williams
- "Kłopot z życiem polega na tym, że nie ma okazji...
- If you want me, hold me back
- Sometimes the weak win everything, and secretive o...
- Album
- pocketful of sunshine.
- dziennik.
- Album.
- Więzy krwi.
- It's hard to be a little girl if you're not.
- Sem você por perto pra mim tudo é deserto, sem voc...
- You need a friend, don't you?
- I wanna do bad things with you
- Impreza!
- Człek naiwny to odmiana nikczemnika.
- Czarna postać.
- Życie jest jak pudełko czekoladek- nigdy nie wiesz...
- Nie wolno być grzecznym - to zbyt niebezpieczne.
- Lista obecności
- Twoje ostre zęby szarpią moją koszulę na strzępy, ...
- zielono mam w głowie i fiołki w niej kwitną
- But that girl had so much love, she'd wanna kiss y...
- Pani ze Złotego Lasu, czyli Gall Cooper
- Simple smiles elude psychotic eyes.
- Impreza urodzinowa.
- ,,Venus to stare słowo oznaczające miłość.''
- Daj mi coś, coś co pozostanie.
- Bez Ciebie nie mogę być*
- An, An, An... What?!
- Call your name every day when I feel so helpless
- Słodka jak pieprzony miód.
- Blakie
- Francuski arystokrata
- I kiedy upadniesz, masz dwie opcje: Odnaleźć swoją...
-
▼
czerwca
(46)