Zalane słońcem ulice Palm Springs Lip powitał z uśmiechem,
który był zaskoczeniem nawet dla niego. Tęsknota za rodziną, za spokojem i codziennym
trybem życia miażdżyła mu płuca przez ostatnie tygodnie. Nie miał tu przyjaciół
więc niedużo było tych za którymi tęsknił chociaż czasem słodka twarz Chloe
przepływała przez jego głowę drażniąc ego i wrodzoną pewność, że kobiety lubi
tylko fizycznie. Przetarł zmęczone oczy i westchnął cicho. Rozejrzał się po jasnych, idealnie czystych i
zadbanych domach, za perfekcyjnymi kreacjami kobiet na chodnikach i kpiący
uśmiech, którego dawno nikt nie widział zakradł się na jego wargi. To była
ciężka podróż i trudny czas, ale pieniądze, które leżały w płóciennej torbie na
siedzeniu pasażera wśród pustych paczek papierosów i jeszcze bardziej pustych
butelek po Jack’u łagodziły wspomnienia ostatniego miesiąca. Szkoła zaczynała
się za kilka dni i chociaż nie była dla niego problemem wiedział jak zeszmacą
go bogaci idioci. Skrzywił się na myśl o ostatnim incydencie w jakim brał
udział i o rozciętej wardze. Prawie czuł metaliczny smak krwi w ustach, ten sam
smak, który budził jego adrenalinę, mącąc w głowie i tworząc mgłę nad racjonalnym
myśleniem.
- Lip wrócił! Lip! – z okna na poddaszu wystawała jasna
głowa najmłodszego z Joinedów, a jego wysoki, dziecięcy głos przebił się przez
warkot silnika drażniąc zmysły, a jednak kiedy Philip wysiadł z samochodu na
jego twarzy widniał szeroki uśmiech.
- Cześć piromanie. Jakieś nowe podpalenia? – wymruczał do
szczerzącego się brata mrużąc oczy od papierosowego dymu i ruszył powoli przez
trawnik. Drzwi otworzyły się gwałtownie wypadł z niego Ollie, zaraz zanim
pojawiła się Lilly. Wyraz ulgi na jej twarzy lekko go uraził, tak jakby nie
wierzyła w jego możliwości, ale nie było czasu na dumę. Widok ich wszystkich
napełnił go spokojem, a kiedy szczupłe ramiona jego siostry objęły go w pasie i
poczuł jej ciepły oddech na koszulce zachłysnął się szczęściem. – Dobrze, że
jesteś Lip. Tęskniliśmy. – usłyszał stłumiony głos wtulonej w niego Lilly.
Pocałował ją we włosy i odsunął od siebie mrużąc oczy. Podał jej torbę i rzucił
uważne spojrzenie. Była szczuplejsza niż przed wyjazdem, ale wyglądała dobrze i
zdrowo, a zaróżowione od emocji policzki podskoczyły do góry w uśmiechu.
Wiedział, że nie czeka go teraz nic łatwiejszego. Ich
codzienne życie było przecież kurewsko ciężkie, ale ten ciężar już znał.
Zaakceptował go już dawno temu, a trochę później nauczył się go kochać.
- Ollie. Musimy się najebać. Naprawdę, właśnie tego
potrzebuję. Gdzie Chris?
Młodszy brat jak zwykle czytał w jego myślach. – Już od
dwóch dni mrożą dla ciebie whisky, a Chris powinien pojawić się za chwilę.
Ciężko mu w pracy bez ciebie. Wszystkim nam było kurewsko ciężko.
Trudno być indywidualistą w świecie i czasach integracji
społecznej, ale Lip do tego właśnie dążył. Zanim usiedli z Olliem i Chrisem
przy poniszczonym stole i w świetle żółtej żarówki, przy kilku butelkach
rozpoczęli planowanie nowego miesiąca pracy wyskoczył szybko na plażę. Usiadł na
nagrzanym piasku, westchnął cicho.
- Przykro mi kochani, ale wróciłem. Jeszcze bardziej
napełniony tłumioną agresją i sadyzmem. Życzę powodzenie we współżyciu. –
wymruczał w niebo i zaśmiał ochryple, poczym odpalił jointa.
[ Wróciłem i już oficjalnie zapraszam do wątków. Postaram się dokończyć zaczęte jednak jeżeli kogoś pominę, a zawsze robię to przypadkowo wbijajcie drzwiami i oknami.]
[Witamy ponownie! ^^]
OdpowiedzUsuń