czwartek, 30 sierpnia 2012

I'm back and I'm angry


Zalane słońcem ulice Palm Springs Lip powitał z uśmiechem, który był zaskoczeniem nawet dla niego. Tęsknota za rodziną, za spokojem i codziennym trybem życia miażdżyła mu płuca przez ostatnie tygodnie. Nie miał tu przyjaciół więc niedużo było tych za którymi tęsknił chociaż czasem słodka twarz Chloe przepływała przez jego głowę drażniąc ego i wrodzoną pewność, że kobiety lubi tylko fizycznie. Przetarł zmęczone oczy i westchnął cicho.  Rozejrzał się po jasnych, idealnie czystych i zadbanych domach, za perfekcyjnymi kreacjami kobiet na chodnikach i kpiący uśmiech, którego dawno nikt nie widział zakradł się na jego wargi. To była ciężka podróż i trudny czas, ale pieniądze, które leżały w płóciennej torbie na siedzeniu pasażera wśród pustych paczek papierosów i jeszcze bardziej pustych butelek po Jack’u łagodziły wspomnienia ostatniego miesiąca. Szkoła zaczynała się za kilka dni i chociaż nie była dla niego problemem wiedział jak zeszmacą go bogaci idioci. Skrzywił się na myśl o ostatnim incydencie w jakim brał udział i o rozciętej wardze. Prawie czuł metaliczny smak krwi w ustach, ten sam smak, który budził jego adrenalinę, mącąc w głowie i tworząc mgłę nad racjonalnym myśleniem.
- Lip wrócił! Lip! – z okna na poddaszu wystawała jasna głowa najmłodszego z Joinedów, a jego wysoki, dziecięcy głos przebił się przez warkot silnika drażniąc zmysły, a jednak kiedy Philip wysiadł z samochodu na jego twarzy widniał szeroki uśmiech.
- Cześć piromanie. Jakieś nowe podpalenia? – wymruczał do szczerzącego się brata mrużąc oczy od papierosowego dymu i ruszył powoli przez trawnik. Drzwi otworzyły się gwałtownie wypadł z niego Ollie, zaraz zanim pojawiła się Lilly. Wyraz ulgi na jej twarzy lekko go uraził, tak jakby nie wierzyła w jego możliwości, ale nie było czasu na dumę. Widok ich wszystkich napełnił go spokojem, a kiedy szczupłe ramiona jego siostry objęły go w pasie i poczuł jej ciepły oddech na koszulce zachłysnął się szczęściem. – Dobrze, że jesteś Lip. Tęskniliśmy. – usłyszał stłumiony głos wtulonej w niego Lilly. Pocałował ją we włosy i odsunął od siebie mrużąc oczy. Podał jej torbę i rzucił uważne spojrzenie. Była szczuplejsza niż przed wyjazdem, ale wyglądała dobrze i zdrowo, a zaróżowione od emocji policzki podskoczyły do góry w uśmiechu.
Wiedział, że nie czeka go teraz nic łatwiejszego. Ich codzienne życie było przecież kurewsko ciężkie, ale ten ciężar już znał. Zaakceptował go już dawno temu, a trochę później nauczył się go kochać.
- Ollie. Musimy się najebać. Naprawdę, właśnie tego potrzebuję. Gdzie Chris?
Młodszy brat jak zwykle czytał w jego myślach. – Już od dwóch dni mrożą dla ciebie whisky, a Chris powinien pojawić się za chwilę. Ciężko mu w pracy bez ciebie. Wszystkim nam było kurewsko ciężko.
Trudno być indywidualistą w świecie i czasach integracji społecznej, ale Lip do tego właśnie dążył. Zanim usiedli z Olliem i Chrisem przy poniszczonym stole i w świetle żółtej żarówki, przy kilku butelkach rozpoczęli planowanie nowego miesiąca pracy wyskoczył szybko na plażę. Usiadł na nagrzanym piasku, westchnął cicho.
- Przykro mi kochani, ale wróciłem. Jeszcze bardziej napełniony tłumioną agresją i sadyzmem. Życzę powodzenie we współżyciu. – wymruczał w niebo i zaśmiał ochryple, poczym odpalił jointa.

[ Wróciłem i już oficjalnie zapraszam do wątków. Postaram się dokończyć zaczęte jednak jeżeli kogoś pominę, a zawsze robię to przypadkowo wbijajcie drzwiami i oknami.]

1 komentarz:

Archiwum