poniedziałek, 27 sierpnia 2012

So tell me about why I'm your dream girl?


Na wstępie chciałabym poinformować, że karta mojej postaci będzie w ciągłej przebudowie, ponieważ różne fakty, zdarzenia z życia dziewczyny mogą wpłynąć na jej charakter, sposób myślenia i spoglądania na świat. Obydwie, z Linroe, jesteśmy otwarte na wszelki powiązania, wątki, sytuacje, zdarzenia.


Linroe Collins 
|| Angielka || 16 lat || Klasa I (od września) || Profil Kryminologiczny || Drużyna Cheerleaderek || Gazetka Szkolna || Kółko teatralne || Kółko Filmowe || Zajęcia Twórczego Pisania || Kółko Taneczne Gr. I ||

„Chciałabym uciec, schować głowę w piasek. Zawsze byłam sama. Jestem sama. Przełykam smak porażki samotnie i, równie samotnie, odnoszę zwycięstwa. Kocham przebywać wśród ludzi, a oni lgną do mnie i domagają się mojego towarzystwa. wiem, że dam sobie radę, bez nikogo. Jednak byłoby miło gdyby ktokolwiek, godny, mnie pokochał.”

Charakter:
Linroe kategorycznie nie należy do osób zamkniętych w sobie, w pewien sposób nieśmiałych czy stroniących od innych ludzi. Uwielbia przebywać w towarzystwie, a najlepiej w jego centrum. Zdecydowanie jest osobą szaloną pełną chęci do życia, niepoprawną marzycielką, która nie zawsze jest świadoma swojej wartości i tego, czego właściwie chce od życia. Stara się wyrosnąć z bycia małą dziewczynką, która przy każdym nadarzającym się złym momencie w swojej historii ma ochotę schować się pod łóżko lub ewentualnie zatrzasnąć się w ogromnej, starej szafie i przenieść się do swojego bezpiecznego, bezproblemowego świata. Rzadko zdarza jej się stawiać czoła problemom, zazwyczaj ucieka przed poważną konfrontacją. Najpoważniejszym problemem jaki jej doskwiera jest brak zaufania do innych osób, dlatego często kłamie, chowa się za maską pozorów. Nienawidzi i nie potrafi się komuś zwierzać. Mimo że tego nie okazuje, niesamowicie boi się ludzi, nadaremnie szuka w świecie bratnich dusz, osób które by jej pomogły się zmienić. Dziwnym faktem jest, że potrafi przystosować się do każdej sytuacji, do każdego człowieka. W każdym szuka dobra, próbuje zrozumieć jego postępowanie. Ta umiejętność daje jej do dyspozycji wachlarz masek osobowości, charakterów, z których korzysta na każdym kroku.
 
„Ludzie nie posiadają serc. Nie potrafią już współczuć, okazywać dobroć, być przyjacielskim, kochać. Ludzie to kłamstwo. Czyli ja również?”


Wygląd:
Szesnastolatka o posturze elfa, drobna, filigranowa zdecydowanie wygląda jak mała dziewczynka, czym wzbudza w innych opiekuńczość i troskę. Nigdy nie należała do klasycznych piękności, jednak posiada jakąś iskrę niespotykanej urody w sobie. Jej porcelanową twarz miękko okalają czekoladowe loki, lekko spływające po łabędziej szyi. Największym atutem dziewczyny są wielkie, zjawiskowe szmaragdowe oczy z chochliczym blaskiem, które śmiało i bystro patrzą na otaczający ją świat. Zmysłowe, wiśniowe usta, cały czas lekko rozchyla w pokrzepiającym serca uśmiechu. Wszędzie można rozpoznać jej śmiech – podobny do muzyki tysiąca dzwoneczków. Dzięki lekcjom baletowym porusza się lekko i z gracją, jak na primabalerinę przystało. Ubiera się zdecydowanie radośnie, kolorowo, jednak nie brak jej gustu. Znakami szczególnymi Linroe są tatuaże: dwie, dość duże kokardy tuż pod pośladkami i mała gwiazdka na lewej stopie.

„Najgorszym uczuciem jakie można poczuć jest ukłucie żalu w sercu. Poczucie zdrady. Pozostawienie samemu sobie przez najważniejszą osobę. Matkę. Bo przecież matka powinna trwać? Prawda?”


Historia:
Najbardziej wyrytym w umyśle wspomnieniem Linroe jest pożegnanie się z mamą, która pozostawiła ją pod drzwiami starego, ogromnego sierocińca na przedmieściach Londynu. Dziewczyna nigdy nie wraca myślami do tej chwili, a tym bardziej nie mówi o niej innym. Pragnienie dumy swoich przybranych rodziców odkąd ją zaadoptowali stało się najważniejszym celem w życiu Linroe. Odkąd pojawili się w jej  świecie, doskonale wiedziała że nie może nikogo z nich zawieść, zawsze powinna być najlepsza. Urodziła się ósmego stycznia tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego szóstego roku, jak mówiła karteczka trzymana przez Linny w małej piąstce, prawdopodobnie w Londynie. W wieku czterech lat została zaadoptowana przez bogate małżeństwo, byłą primabalerinę Elizabeth Graymark oraz inwestora Roberta Collinsa. Pokochana została przez całą rodzinę, nawet niezadowoloną z faktu adopcji babcię, która w późniejszym czasie stała się mentorką Linny.  Nauczona dobroci i tolerancji, radości z najmniejszych rzeczy, cieszyła się z życia jak nikt inny w jej wieku. Niestety, nawet nad jej prawie idealnym losem zawisły ciemne, kłębiaste chmury zwiastujące niepowodzenie – rozwód jej przybranych rodziców. Przez sąd oddana pod opiekę matce, od razu po zakończeniu sprawy rozwodowej przeprowadziły się do słonecznego Palm Springs w poszukiwaniu nowego, lepszego życia.

„Największą stratą jaką możemy ponieść w życiu jest czas. Nigdy nie cofniemy się do przeżytej chwili, już przenigdy nie będziemy potrafili dokładnie, jednomyślnie odtworzyć pamiętanych chwil, które tyle dla nas znaczyły. Zawsze możemy próbować, lecz nie z takim skutkiem jaki był zamierzony.”

  
„Kategorycznie lubię zmyślać. Zastanawiam się jednak, czy aby to mnie za bardzo nie wciągnęło. Moja wyobraźnia jest niezmierzona, nikt nigdy nie odnajdzie jej granic - bo przecież ich nie ma. Jednak  czy wyimaginowanie sobie czegoś jest kłamstwem? Czy w ten sposób oszukuję samą siebie? Nie jestem tego do końca pewna. Uwielbiam wymyślać, bawić się moją rzeczywistością, jednak czy nie zatracam przez to samej siebie i własnej, prawdziwej, niezmienionej, niezależnej ode mnie prawdziwości? Zastanawia mnie, czy to wszystko w ogóle ma jakikolwiek, głębszy sens? Jestem niepewna wszystkiego, nawet ludzi których kocham. W końcu każdy człowiek ma w sobie zdradziecką cząstkę. Nie żyję przecież w baśni. Choćbym tak bardzo tego pragnęła.”


Od autorki
Hej, hej! Jak już wspomniałam obydwie, z Linroe, jesteśmy chętne na wszystko w dobrym guście i ze smakiem. Oczywiście, nie należymy do wybrednych. Mimo że karta postaci wyszła niezwykle poważnie, Lin w żadnym razie nie cechuje się powagą, jedynie w odpowiednich sytuacjach zmusza się do jej wykrzesania. Jest niezwykle otwarta i szalona. Poznaj ją, a sam się przekonasz. Mam nadzieję, że zostaniemy najlepszymi fikcyjnymi przyjaciółmi!

27 komentarzy:

  1. [Czy byłaś na SFTY na onecie? :) A miałam już Lucy ;)) Więc co, jakaś chęć na wątek bądź powiązanie? Nie no znać się muszą, to cheerleaderka, jak Clara :):D]

    OdpowiedzUsuń
  2. Scarlett Lavender27 sierpnia 2012 14:13

    [Genialny drugi gif <3
    Widzę, że nasze postaci lubią sobie czasem coś ubzdurać, więc stawiam, że ich relacja byłaby pełna jakichś wygłupów i takich tam. Możemy uznać, że już miały okazję się gdzieś poznać. ]

    OdpowiedzUsuń
  3. [Skąd ty wzięłaś informację o tym, że jest kapitanką cheeleaderek? xD To Meg nią jest.]

    OdpowiedzUsuń
  4. Scarlett Lavender27 sierpnia 2012 14:40

    [Jej. Dzięki. Jeśli chodzi o pomysł, to ten który podałaś bardzo mi pasuje, a skoro masz ochotę zacząć, to jeszcze bardziej mi to pasuje. ]

    OdpowiedzUsuń
  5. Destiny Salvage27 sierpnia 2012 17:59

    [Ze szkoły znać się jeszcze nie mogą, pozostaje więc jakieś przypadkowe spotkanie na plaży, albo może na imprezie ;p]

    OdpowiedzUsuń
  6. [Pewnie, że nadal są chęci :D Pomyłka się może każdemu zdarzyć. Zaczniesz?]

    OdpowiedzUsuń
  7. [Cześć. Z chęcią :) masz jakieś pomysły? :D]

    OdpowiedzUsuń
  8. [Hej:) na wątek jak najbardziej jestem chętna:) Masz jakieś pomysły?]

    OdpowiedzUsuń
  9. Scarlett miewała gorsze dni i lepsze dni. Czasami reagowała różnie na własne humory. Potrafiła rozsadzić cały pokój tylko po to, żeby sobie ulżyć. Lubiła też zaszyć się w łóżku z książką, albo kubełkiem lodów i filmem ‘Pamiętnik’. Czasami chodziła po mieście i nie robiła niczego, tylko chodziła. Dzisiaj z kolei chciała pobyć gdzieś, sama nie do końca wiedziała gdzie. A pomysł ze szkolnym dachem wziął się w zasadzie znikąd. Po prostu jakoś tak przyszło jej do głowy, że będzie mogła tam sobie pobyć, sama i w spokoju. Odpocznie od swojego patologicznego domu.
    Kiedy przyszła do szkoły nie było tam praktycznie nikogo. Dlatego cieć w budce dziwnie się na nią patrzył, nic jednak nie powiedział. Po prostu zmierzył ją wzrokiem i znów wrócił do gapienia się w ekran komputera. Na dachu szkolnym bywała raz na jakiś czas, więc miała wypracowany patent na obchodzenie się z tamtejszymi drzwiami i unikaniem kamer. Gdyby było tu więcej osób, pewnie nie miałaby problemu z dostaniem się na płytę dachu. Teraz kiedy była sama, skupiała na sobie uwagę całego personelu. A mimo to jakimś cudem jej się udało. Najpierw siedziała na starej kanapie, którą przynieśli piłkarze po wygranej w ostatnim sezonie. Zapaliła papierosa, przyglądała się całkiem urodziwemu widokowi na miasto. Potem dopiero wpadła na pomysł spaceru po krawędzi. Absolutnie się nie obawiała, robiła to nie raz. Chodziła w tę i z powrotem. Absolutnie nie wzruszył jej dźwięk zamykanych drzwi, zwłaszcza że później usłyszała tylko cisze i kroki. Ochroniarz zacząłby od razu krzyczeć na nią, albo wzywać pomocy. W końcu wyglądała jak samobójca. Kiedy jednak zobaczyła przed sobą jakąś dziewczynę zareagowała w miarę dobrze. Uśmiechnęła się ciepło.
    - Dzisiaj sobie daruje skakanie, może innym razem – rzuciła półżartem – Mów mi Scar.

    OdpowiedzUsuń
  10. Było kilka minut przed południem i w całej Florydzie można było odczuć niemiłosierny upał. Była to najgorsza pora dnia, bo słońce dopiekało do tego stopnia, że nie szło wytrzymać na dworze. Nie zmieniało to jednak faktu, że Lena uwielbiała tutejszy klimat, który był kompletnym przeciwieństwem tego, co przez ponad szesnaście lat miała w wiecznie zachmurzonej Anglii, z której pochodziła. Być może właśnie dlatego tak doceniała to, że tutaj rzadko padał deszcz, nie wspominając już o śniegu i cieszyła się tym, że każdego ranka budziła się w przyjemnie jasnym pokoju, gdyż do środka wpadały przez okno ciepłe promienie.
    Widząc jakieś zamieszanie po drugiej stronie ulicy postanowiła wyjść na zewnątrz i zorientować się, co się dzieje. Wzięła szklankę lemoniady, którą pod wpływem impulsu przygotowała rano i wyszła przed posiadłość jej rodziny. Ku jej zdziwieniu, naprzeciwko wprowadzała się po prostu jakaś rodzina. Faktycznie, zapomniała, że dom od pół roku stał pusty, a tutaj mieszkania bardzo szybko się sprzedają.
    Zaczęła się przyglądać nowym twarzom i przysłuchiwać nieco stłumionym głosom. Mimo pewnej odległości zdołała wychwycić charakterystyczny akcent tych ludzi i wiedziała, że również pochodzą z wysp brytyjskich. Zamyśliła się, wpatrzona gdzieś daleko przed siebie, przypominając sobie jak sama zjawiła się w Palm Springs półtora roku temu. Podekscytowana, ale i zestresowana co przyniesie jej życie w takim miejscu. Tymczasem od tamtego momentu tyle się wydarzyło. Zdobyła wspaniałych przyjaciół, chłopaka, była na milionach tutejszych imprez i zdecydowanie przeżywała tu wspaniały czas. Życzyła tego samego tej dziewczynie, która z pewnością była młodsza od niej i która właśnie zakładała obróżkę swojemu kotu.
    Nie mogła zaprzeczyć, była cholernie zdziwiona kiedy brunetka nagle do niej podbiegła i jakby nigdy nic się przedstawiła. W zasadzie to bardziej jasnowłosej wypadało tam pójść i przywitać nowych sąsiadów, ale skoro nowa sama przyszła, to nie będzie narzekać.
    -Cześć, Lena - odpowiedziała, posyłając jej przyjacielski uśmiech. - Zebrało mi się na wspomnienia, jak tak na was patrzę - przyznała z rozbawieniem w głosie. - Ja się tu przeprowadziłam półtora roku temu. Uwierz, spodoba ci się w Palm Springs. Jesteście z Anglii, prawda?

    OdpowiedzUsuń
  11. [...wiesz, że dopiero teraz zauważyłam, że nasze postacie mają takie samo nazwisko? Mogłam wcześniej sprawdzić, głupia ja.
    Ale! Można dzięki temu zrobić jakieś powiązanie. Ojczym Lin mógłby być jakimś wujkiem Zacka. Byliby pseudo kuzynostwem! Co ty na to? xD]

    Zack Collins

    OdpowiedzUsuń
  12. [Jak najbardziej. ;) Jeśli podrzucisz mi jakiś pomysł to chętnie zacznę ;) ]

    OdpowiedzUsuń
  13. [Och, chęć na wątek to ja mam zawsze, gorzej z wykrzesaniem energii na myślenie i zaczęcie, kiedy nie jesteś na swoim komputerze ;D
    Masz jakiś pomysł? :)]

    OdpowiedzUsuń
  14. [Jejciu, Lucy Hale. <3 Ale rzeczywiście będę musiały się poznać. Duecik? Chętnie.]

    OdpowiedzUsuń
  15. Uśmiech nagle zniknął z ust dziewczyny. Tak bez konkretnego powodu. Kiedy spuściła wzrok i przez chwilę obserwowała ludzi idących po chodniku, paręnaście metrów pod nimi, poczuła się nagle taka wolna. Jak nigdy. To oni byli wszyscy więźniami swojego życia, a ona była wolna.
    - Zapamiętam to sobie – stwierdziła. Gdyby jednak rzeczywiście miała skoczyć, z pewnością nie szukałaby towarzystwa. To po prostu nie było w jej stylu. Popełniać grupowe samobójstwo. W zasadzie to podwójne.
    - Tak, jak blizna – przytaknęła. Swojego pełnego imienia miała po dziurki w nosie. Słuchała go na każdym kroku w domu i poza nim. ‘Scarlett wynieś śmieci’ ‘Scarlett zrób kolację’ ‘Scarlett wyjdź z psem… zacznij się uczyć, nie siedź na mieście do późna.’ Dlatego przedstawiała się Scar, bo to w żaden sposób nie kojarzyło jej się z domem, obowiązkami, ani niczym takim.

    OdpowiedzUsuń
  16. [ No to może jakaś imprezka? :)
    Tracy]

    OdpowiedzUsuń
  17. [Powieść, nie powieść, czytało mi się świetnie xD]

    Radośnie zszedł po schodach, podrzucając piłkę do kosza w rękach. Pogwizdywał pod nosem jakąś skoczną melodyjkę, zadowolony dzisiejszym spokojnym porankiem. Już miał nacisnąć klamkę, gdy z salonu wychyliła się Anabelle, machając na niego ręką, żeby się zatrzymał.
    - Zachary, co ty zamierzasz teraz robić? - spytała go oburzona, lokując dłonie na biodrach i przyglądając mu się z zaciekłym wyrazem twarzy. Zack tylko zerknął w dół, na piłkę, potem na nią, po czym powtórzył tą czynność jeszcze dwa razy.
    - A wiesz, zamierzam na niej popłynąć na Bahamy. - odparł radośnie, starając się nadaremnie powstrzymać od kpiny. No co on mógł chcieć zrobić z piłką, ludzie?! Uśmiech mu trochę zrzedł, kiedy zauważył, że jego subtelny dowcip nie nie wywołał na ustach matki uśmiechu. Zamiast tego wydawała się być jeszcze bardziej niezadowolona. Wyciągnęła ręce, więc podał jej usłużnie piłkę, którą - o zgrozo! - po prostu wyrzuciła za najbliższe okno!
    - Nie, nie, kochany. Zawołaj tutaj wszystkie swoje siostry.
    - A-Ale…
    - Żadnego ale! - ucięła i potulnie podreptał po schodach na górę, by po chwili wraz z trójką kobiet i jedną dziewczynką stać w szeregu. Jak w wojsku.
    - Przyjeżdża do nas moja szwagierka z córką. Czyli dla was ciocia z kuzyneczką. Niedawno Elizabeth wzięła rozwód z Robertem. Są w trakcie przeprowadzki do nowego mieszkania, więc musimy ich ciepło powitać. - zakończyła swój monolog i zerknęła na Clarie, która właśnie zabierała się do wyjścia. Nie warto tu przytaczać tej krótkiej sprzeczki, w czasie której Clarie oświadczyła, że to nie jej rodzina, a Ana małą ilością argumentów przekonała ją, że jeżeli nie zostanie i nie pomoże, to zostanie jej zabrany jej samochód. Każdy by się w tym miejscu poddał.
    - Dobra, Zachary odkurzacz, Rosie kurze, Clarie łazienka, Felicja szyby. Ty Dani...weź mi te koty ze stołu i zamknij je w swoim pokoju!
    Tak więc każdy zajął się swoją robotą. W towarzystwie bluzgów Clar i dźwięku odkurzacza, sprzątali jak miła rodzinka. Kiedy Dani została zawołana do kuchni, gdzie Ana robiła ciasto, do wylizania miski, Zack westchnął ciężko, rozpaczając nad tym, że nie jest najmłodszym dzieckiem. Dlaczego on nie dostawał surowego ciasta? Nie był przecież wcale zbyt duży, no! Niesprawiedliwość świata.
    Wszystko był ona błysk pół godziny przed przyjazdem rodziny i każdy poszedł się przebrać. Nawet ojczym wrócił i zasiadł na kanapie z gazetą, nie przejęty paniką żony. Zachary usiadł w swoim pokoju, zmieniając tylko T-shirt na ten z nadrukiem Kapitana Ameryki i rozłożył się na łóżku, nasłuchując odgłosów krzątającej się matki. Nie wiedział, że wujek Robert miał rodzinę, widział się z nim może trzy razy i to tylko dlatego, że Rob był w delegacji w okolicach Florydy i postanowił wpaść.
    Usłyszawszy taksówkę, wychylił się przez okno, przewracając oczami na widok matki. Machała tą ręką jak szalona, jeszcze brakowało, żeby zaczęła podskakiwać. Najwidoczniej ona, w przeciwieństwie do niego, znała żonę wujka! Nie miał zamiaru wychylać się z pokoju zbyt szybko, ale do jego uszu doleciały słowa matki, brzmiące:
    - Zack, zabieraj stąd Złośnika, natychmiast!
    Wdział więc na usta uprzejmy uśmiech i zszedł szybko na dół, łapiąc psiaka i odrywając go od powalonej dziewczyny. Pewnie potem im się oberwie, że zapomnieli go zamknąć, szlag. Kiedy podniósł wzrok na swoją nową kuzynkę...na chwile otępiał. Spodziewał się kogoś znacznie młodszego. Serio, to "kuzyneczka" kazało mu przypuszczać, że ma jakieś 5-10 lat. A ona była...była nastolatką. Młodszą od niego, ładną nastolatką. Zamrugał zszokowany i uśmiechnął się wesoło, zupełnie naturalnie.
    - To cwana bestia, szkoliliśmy go jak ninja, więc się nie przejmuj - zażartował, a Złośnik zaszczekał, jakby przyznawał mu rację.
    - Zack. W zasadzie Zachary, ale mało kto tak do mnie mówi. - odparł, będąc nieco pod wrażeniem jej osoby. - Wiesz, spodziewałem się, że będziesz znacznie młodsza. Matka cały czas mówiła o tobie "kuzyneczka", "dziewczynka"... Także wybacz moje chwilowe zdziwienie.

    Zack Collins

    OdpowiedzUsuń
  18. [Masz rację, masz rację, a przyjaciół nigdy za wielu]

    Według Tony ‘go wrzesień zjawił się w tym roku w Palm Springs z porządnym hukiem. Cały dzień lało, jak gdyby niebo płakało wraz z uczniami, którzy już za dwa dni mieli pojawić się w swojej ‘ukochanej’ szkole.
    Blackie najszczęśliwszy też z tego powodu nie był, jednak na duchu podtrzymywał go fakt, że miał to być jego ostatni rok w Palm Springs High School. Potem otwierała się przed nim przyszłość, w której widział siebie, jako frontmana swojej kapeli rockowej, a także chciał się skupić na otwarciu własnego salonu tatuażu. O planach rodziców, co do jego przyszłości starał się nie myśleć. Nie chciał być kolejnym prawnikiem w rodzinie Blacków. Nie dla niego było siedzenie za biurkiem i nudzenie się przez bite osiem godzin. Poza tym, czy ktoś kiedykolwiek w życiu widział wytatuowanego adwokata? No, raczej w to wątpię.
    Jechał właśnie swoim ukochanym mustangiem, ciesząc się ze swojej przezorności. Wracał z próby zespołu, na której ćwiczyli nowe kawałki, które mieli zaprezentować na ich najbliższym koncercie.
    W strugach deszczu spływających po przedniej szybie jego samochodu, które z trudem usuwały z niej samochodowe wycieraczki, Tony dostrzegł jakąś szarpaninę na chodniku. Niewyględny dryblas wyrywał torebkę przemoczonej ciemnowłosej dziewczynie. Blackie zahamował z piskiem opon tuż przy chodniku i wyskoczył z samochodu.
    Podbiegł do chłopaka i walnął go prosto w nos. Może i później będzie go nieco bolała rękę, ale w końcu trzeba było ratować damę w opałach.
    -Kurwa!- Tylko tyle usłyszał z ust dryblasa, który już po chwili puścił pasek torebki uciekając w popłochu.
    Blackie podszedł do przemoczonej dziewczyny i pomógł jej wstać. Zielone tęczówki jego oczu z uwagą śledziły ruchy dziewczyny by sprawdzić czy przypadkiem się nie odezwała.
    Kiedy usłyszał, że dziewczyna porównuje go do Spidermana zaczął się śmiać. Tak, on i super bohater. Zazwyczaj porównywał siebie do czarnych charakterów, z którymi super bohaterowie walczyli, dajmy na to bardziej czuł się takim Jokerem niż Batmanem.
    -Nic ci nie jest?- Zapytał, kiedy minął im już atak wesołości.- Chodźmy do mojego samochodu, nie będziemy stać na deszczu.- Dodał jeszcze i nie czekając na odpowiedź dziewczyny wziął od niej torbę i poprowadził do rzężącego kawałek dalej mustanga.
    -Jestem Tony.- Przedstawił się, kiedy wsiedli już do nagrzanego i przede wszystkim suchego samochodu.

    OdpowiedzUsuń
  19. [ Chęć mam gorzej z pomysłem.]

    OdpowiedzUsuń
  20. [Och, pomysł jak najbardziej akceptuję. Zresztą, nie oszukujmy się, ja każdy pomysł akceptuję (buahahahahah).
    Zacznij, zacznij, będę mieć więcej czasu na pottermore! <3]

    OdpowiedzUsuń
  21. [Powiem Ci, że pomysł jest super i w ogóle mi się podoba, ale z mojej strony gorzej będzie z wykonaniem. Na razie mam całkowity odpływ weny i nie jestem w stanie nic rozpocząć ;<]

    OdpowiedzUsuń
  22. Jej porównanie tak go zadziwiło, że parsknął głośnym śmiechem, zupełnie nie przejęty tym, że zwabił on na korytarz pozostałe trzy siostry. Brakowało tylko Clarie, ale Zack był pewien, że podsłuchiwała na górze, schowana za kwiatami.
    - Więc witam w klubie poszkodowanych wiekowo. Spotykamy się w piątki i głośno wymawiamy, ile naprawdę mamy lat, co zazwyczaj spotyka się ze zdziwieniem innych. Ale co najważniejsze - mamy zniżki na kawę. - powiadomił ją wesoło, jedynie siłą woli powstrzymując się od wieku. To pewnie była jedna z cech, które łączyły ich matki - to ich przekonanie, że dzieci na zawsze pozostaną tylko dziećmi. Anabelle nie mogła z nim nawet chodzić na zakupy, bo ciągnęła go po sklepach dla dzieci, nie mogąc pogodzić się z myślą, że syn nosi już typowo męskie rozmiary.
    Jej zdziwienie zmusiło go do spojrzenia na wskazywaną palcem część ciała. A raczej garderoby, bo nie chodziło jej o tą, och i ach, umięśnioną klatę, ale o koszulkę.
    - spytał zszokowany, a chwilę potem zaśmiał się, rozbawiony jej przemyśleniami- To faktycznie nie miałabyś szans. W dodatku nie masz na imię Mary Jane. Kurczę, przegrana sprawa. - przyznał, klepiąc ją po ramieniu w geście pocieszenia i z udawanym żalem wzdychając. Jej histeria zmusiła nawet Clarie do wychylenia głowy zza rogu ściany. Danielle stała tylko, patrząc na nich z typowym dla dziecka zainteresowaniem, choć była zbyt onieśmielona Lin, by podejść bliżej. Na ogół była bardziej odważna, ale ta dziewczyna miała być jej kuzynką. Pewnie zastanawiała się jakie są jej granice cierpliwości.
    Objął dziewczynę ramieniem, słysząc jej słowa i obrócił się w stronę mamy.
    - Zabieram kuzynkę do pokoju - powiadomił Anabelle, czym tylko ją ucieszył, bo klasnęła w ręce i wzięła Elizabeth pod ramię, prowadząc do salonu. Dało się za nimi słyszeć jeszcze "Patrz no, dogadali się!", po czym reszta żeńskiej części familii podreptała za nimi, najwyraźniej skuszona wizją ciasta. W tym czasie Zack pokazał Lin schody.

    Zack Collins

    OdpowiedzUsuń
  23. -Tak, ja się urodziłam w Manchesterze. Akcent anglika zawsze zdradzi - dodała wesoło, kręcąc głową z rozbawieniem i niesforny kosmyk włosów opadł jej na czoło. Schowała go za uchem, po czym zlustrowała dziewczynę spojrzeniem. Ona również była naprawdę ładna. Śliczne rysy twarzy, duże oczy i piękne gęste włosy. Z pewnością z taką urodą nie będzie miała problemu w Palm Springs. Ładni ludzie chętnie zadawali się z innymi ładnymi, a jak było wiadomo, tutaj było ich mnóstwo obu płci, ku uciesze wszystkich. Niezaprzeczalnie było na co popatrzeć.
    -Och, czemu od razu postrzelona. Przeprowadzka w tak odmienne miejsce jest cudowna. Mówię z własnego doświadczenia.
    Zamyśliła się na moment.
    -Musisz się zajmować czymś w domu, czy może masz trochę wolnego czasu i chciałabyś się rozejrzeć po okolicy?

    OdpowiedzUsuń
  24. [Pomysł oczywiście, że pasuje. Przepraszam, że się nie odzywałam, ale nie było mnie. ;P ]

    Ledwie Harper zdążył zawitać w progi szkoły Palm Springs już zlecono mu jakieś zadanie. A mianowicie pan Howe, wybrał sobie go na rzekomego opiekuna dla niejakiej Lin.. No tak, żeby tylko Jack wiedział o kogo chodzi to byłoby świetnie. Z początku błądził po korytarzu w poszukiwaniu dziewczyny, nawet pytał kilku osób czy jej nie widzieli. Oni oczywiście, ze widzieli, jednak każde z nich podawało zupełnie inną lokalizacje, on zajrzał wszędzie gdzie go skierowano i nic, nie znalazł owej dziewczyny. Nieco zrezygnowany, przemierzał korytarz chyba po raz trzeci. Obiecał sobie w duchu, że zaciągnie języka po raz ostatni i da sobie spokój.
    Zbliżył się do jakiejś rudowłosej dziewczyny, a ta jedynie pokazała mu kierunek pod oknem, gdzie to stała sobie grupka dziewczyn a w samym środku niewysoka brunetka, opowiadała im coś przy czym energicznie wymachiwała rękami, oczywiście potrzebna gestykulacja, do z wizualizowania historii. Westchnął tylko i podszedł do grupki.
    -Cześć. Szukam - tu spojrzał na kartkę, na której miał zapisane nazwisko, żeby przypadkiem nie zapomnieć, albo co gorsza nie przekręcić - Linroe Collins. Czy któraś z was tak się nazywa? -Zapytał przesuwając wzrokiem po twarzy każdej z dziewczyn, bo przerywając im jakże ważną konwersacje, wszystkie teraz na niego spoglądały.

    OdpowiedzUsuń
  25. [ Ja zawsze, ale moja beznadziejność została wykorzystana na beznadziejną, krótką kartę i musisz zarzucić pomysłem ;D]

    OdpowiedzUsuń
  26. [Masz może jakieś pomysły na wątek/powiązanie? :)]

    OdpowiedzUsuń

Archiwum